Kornelia
Moje serce zabiło szybciej, w gardle pojawiła się jakaś gula, której nie mogłam przełknąć. Czekoladowe oczy rozglądały się dookoła, lekko zniekształcona twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale wiedziałam, że miało to się zmienić, gdy tylko otworzę drzwi, co zrobiłam w rekordowym tempie.
- Calum - szepnęłam, jakby ktoś miał nas usłyszeć. Calum rozpromienił się szybko i pochylił, by złożyć na moim policzku delikatny pocałunek.
- Kruszyno - powiedział z uczuciem, które przywróciło wszystkie, stłumione w ostatnim miesiącu, emocje. Zacisnęłam wargi, powstrzymując płacz. To nie był czas na moją słabość. Ale Calum od razu to zauważył. On zawsze widział.
- Hej, co się stało? - zapytał, zastępując uśmiech zmartwieniem. Rozejrzałam się po korytarzu i otworzyłam szerzej drzwi.
- Wejdź - powiedziałam, a on posłuchał od razu. Minął mnie w progu i stanął na środku salonu, jakby czekał na dalsze instrukcje.
- Gdzie byłeś? - zapytałam, zamiast tłumaczenia swoich nerwów. Calum pokręcił gwałtownie głową i oparł plecy o tył kanapy, zakładając ręce na piersi.
- Nie, nie, nie, kocie, najpierw pogadamy o tym co cię trapi - odparł, a ja postanowiłam zignorować zdrobnienie, którym zwracał się do mnie Louis. Chciałam protestować. Wypytać Caluma co tu robił, gdzie był przez cały miesiąc, wściec się na niego i wywalić ze swojego mieszkania, ale jedyne o czym mogłam myśleć to słowa Nialla: “romansowała z Calumem, razem planowali nas wydać”. Moje oczy zaszły łzami, więc spuściłam wzrok na podłogę, unikając brązowych tęczówek. Biorąc głęboki, drżący oddech wydusiłam wreszcie z siebie:
- Jest źle, Cal. Ktoś nas wrobił. Pewnie Michael. Cholera, jestem na celowniku. - Calum zmarszczył brwi, jakbym przemawiała do niego w jakimś egzotycznym języku. Odepchnął się od oparcia kanapy i podszedł do mnie, ujmując moją twarz w dłonie. Skierował ją ku górze, ale wciąż odmawiałam spojrzenia w te przenikliwe ciemne oczy.
- Kruszyno, o czym ty mówisz? - zapytał szeptem, pochylając się nade mną. Zacisnęłam powieki, a kilka łez spadło na moje policzki.
- Mają jakieś taśmy. Jakieś dowody na to, że ty i ja romansujemy, że wydaliśmy naszą grupę MI5. Ale przecież to nieprawda! To nieprawda - załkałam cicho i położyłam swoje dłonie na jego, ale on szybko je odepchnął, by wziąć mnie w mocne objęcia.
- Ćśśś, kruszyno. Oczywiście, że nie! To wszystko kłamstwa! Sprawka Michaela - mruczał w moje włosy zapewnienia, które sama ułożyłam sobie wcześniej w głowie. Rozpłakałam się w jego ramionach, a on trzymał mnie mocno i cierpliwie aż nie uspokoiłam się na tyle, by być w stanie znów coś powiedzieć.
- Harry, Milena i Louis oglądają teraz te nagrania, sprawdzają co się dzieje. Ale boję się. Boję się! Niall wydawał się być pewny o mojej winie. Gotowy był wpakować mi kulkę, cholera, Calum, jeśli te nagrania są rzeczywiście tak dobrze zrobione? Jeśli nie ma dowodu na naszą niewinność? - mówiłam w jego ramię. Uspokajał mnie cichymi szeptami aż wreszcie moja twarz ponownie znalazła się w jego dłoniach, jego oczy na poziomie moich. Wtedy zamilkłam. Patrzył na mnie z bólem, ze strachem, ze zdziwieniem… Tyle emocji w tej czekoladowej przestrzeni. Przełknęłam ciężko, gdy jego nos dotknął mojego, usta niemal otarły się o moje wargi. Zamknęłam oczy, wstrzymując oddech. Nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam zmarnować miesiąca, dzięki któremu uratowaliśmy nasz związek. Miesiąc, w którym postanowiłam pozwolić małemu człowieczkowi zamieszkać w moim brzuchu. A jednak czułam bliskość Caluma, nie tylko fizyczną. Czułam jego uczucie, miłość, którą mnie obdarzał.
Trzymał mnie w objęciach, zamierzając mnie pocałować, kiedy ciszę przedarł pojedynczy cichy śmiech.
- Wiedziałem, że twoje wyznanie miłości wszystko ułatwi - czułam jego usta poruszające się milimetry od moich, choć głos, który słyszałam nie należał do Caluma. Przynajmniej nie do Caluma, którego znałam od kilku miesięcy. Zimny, sarkastyczny, ostry.
Otworzyłam szeroko oczy, by spojrzeć w przystojną twarz zastygłą w wyrazie satysfakcji. Mogłabym przysiąc, że moje serce stanęło na sekundę, a nerwy, które targały mną przed przybyciem Caluma uderzyły ze zdwojoną siłą. Intuicja kazała mi wyplątać się z objęć, które nagle stały się zimnym więzieniem.
- Co? - mój głos utkwił w gardle. Odsunęłam się od Caluma na krok, patrząc w szoku na jego mały uśmieszek.
- Taka naiwna, Michael miał rację. Byłaś idealną kandydatką. Ten mały gnojek zna się na charakterach.
- Kandy… O czym ty mówisz? - pokręciłam lekko głową. Parsknął cicho i potarł brodę dłonią, po czym znów oparł się niedbale o oparcie kanapy.
- Teoretycznie nie wydałaś grupy Harry’ego MI5. Praktycznie w sumie też nie, ale nie wie tego nikt prócz mnie, ciebie i Michaela… I Sylvii… - zaczął wyliczać na palcach ludzi, którzy mogli potwierdzić Milenie, Harry’emu i tym bardziej Louis’emu, że byłam niewinna. Dwoje z nich uważałam za bliskie, a przynajmniej, przyjaźnie nastawione do mnie osoby.
- Sylvia? - zapytałam szeptem, czując, jak kolejna porcja łez i niechciany szloch próbują ze mnie uciec.
- Och, tak. Siedzi w tym od początku. Jej znajomości w policji bardzo pomogły, widzisz… - Calum wyprostował się i przeciął salon, by opaść w poprzek na fotel, machając beztrosko z oparcia nogami.
- Taki był plan od początku: Znaleźć słaby punkt w grupie Harry’ego, wzbudzić jego zaufanie, wkręcić w donosicielstwo, żebyśmy my mieli spokój, zgrać niewinnych przed MI5, takie tam. - wymieniał, przekrzywiając głowę to w lewo to w prawo, jakby wszystkie te rzeczy były oczywiste i musiał tłumaczyć je komuś po raz setny.
Zakryłam usta dłonią, na chwilę tracąc Caluma z widoku przez gromadzące się w oczach łzy.
- Przyznam, wygraliście kilka bitew, ale to my wygraliśmy wojnę. MI5 jest już kilka kroków przed Stylesem. To tylko kwestia czasu aż ich ujebią. Oczywiście tobie nie będzie dane tego widzieć. Niestety, Harry Styles nie pozwala długo żyć zdrajcom. Tak naprawdę zabija ich bez mrugnięcia okiem. Cholera, jakie to szczęście, że on i Tomlinson postanowili was ściągnąć do Anglii w momencie, gdy opracowaliśmy ten plan. Dwie nowe naiwne dupy. No… może jedna. Twoja psiapsióła wszystko dwa razy analizowała zanim coś zrobiła. Ty działasz pod wpływem emocji-idealnie - oblizał usta, wykrzywiając je w pełnym satysfakcji uśmiechu.
- Nie wierzę ci - oznajmiłam cicho, dziwiąc się, że mój głos przedostał się przez ściśnięte gardło. Calum uniósł brwi i przerzucił nogi przez fotel, stawiając stopy na podłodze i opierając łokcie na kolanach.
- Nie wierzysz mi? - zapytał kpiącym tonem. Potrząsnęłam gwałtownie głową, rozsypując landrynkowe włosy na swoich ramionach.
- Nie. - mruknęłam słabo. Czułam miękkość swych nóg, to, jak drżały mi dłonie. Nawet pod warstwą makijażu musiałam być trupio blada. Zawroty głowy ostrzegały o możliwości omdlenia, ale je zignorowałam.
- Zabawne - rzucił Calum i wstał, podchodząc do mnie powoli. Odsunęłam się instynktownie, ale musiałam zatrzymać, gdy moje plecy uderzyły w ścianę za mną. Długie ramiona zamknęły mnie w małej celi, gdy dłonie Caluma spoczęły po obu stronach mojej głowy. Przełknęłam ciężko i spuściłam wzrok na podłogę.
- Uwierzysz, gdy któryś z ludzi Stylesa wpadnie tutaj z bronią, by wreszcie pozbyć się problemu - warknął, centymetry od mojej twarzy. Kilka łez zwilżyło skórę moich policzków.
- Nie wierzę, że to, co działo się między nami było tylko grą. - szepnęłam chwiejnie. Śmiech Caluma był mroczny, pozbawiony wesołości i ociekający jadem. Zadrżałam, a potem każdy mój mięsień napiął się do granic możliwości, gdy ciepła dłoń ujęła delikatnie moją szyję.
- Och, kruszyno, wciąż tak samo naiwna - Calum pochylił się do mojego ucha, na którym poczułam jego gorący oddech. - Jak myślisz, dlaczego Michael porwał Milenę i Harry’ego? Dlaczego Ashton zaatakował Stylesa po wyścigu, a ja wydałem położenie swojego szefa po zabójstwie Payne’a? Wszystko po to, by uśpić waszą czujność. Wszystko po to, by nawet podejrzliwy Tomlinson dał się nabrać… Żeby uwierzył w niewinnego Calumka, który muchy by nie skrzywdził - delikatny dotyk na mojej szyi zmienił się nagle w bolesny uścisk. Palce Caluma miały zostawić sine ślady na skórze.
- Puść mnie - wydusiłam z siebie przez zęby. - Pieprzony skurwysynu! Zdrajco! - popchnęłam go mocno, a element zaskoczenia sprawił, że Calum potknął się o własne nogi, niemal upadając na ziemię. Odzyskał jednak szybko równowagę i otrzepał swoją koszulkę z niewidzialnego kurzu. Łzy lały się po moich policzkach i nie próbowałam już więcej ich zatrzymać. Położyłam swoją dłoń na czole i zaczęłam głęboko oddychać, łapiąc resztki powietrza do płuc, których pojemność zmniejszyła się o połowę przez targającą mną panikę.
- Ufał… Ufałam ci… Kochałam… Boże… O boże - ciężar jego wyznań zwalił się w jednej chwili na moje sumienie, jakby wcześniej coś broniło go przed dotarciem do niego. Chciałam cofnąć czas. Wymusić na Calumie, żeby powiedział, że żartuje, że to wszystko to jeden wielki kawał. Czekałam na Milenę, która miała ze śmiechem wyskoczyć zza drzwi i popchnąć mnie zaczepnie, nabijając się z mojej miny. Zamiast tego miałam stojącego przed sobą Caluma, którego śmiertelnie poważny wyraz twarzy tylko jeszcze bardziej garbił moje plecy. Łkałam głośno, desperacko chwytając swoje włosy, jakby miało to odjąć nieco ból, który odczuwałam.
- Hej, hej, spokojnie - ramiona Caluma znalazły się nagle wokół moich, jego głos ponownie nabrał barwy, która była dla mnie znajoma. W pierwszej chwili instynktownie się rozluźniłam, gdy moja podświadomość nie zarejestrowała jeszcze informacji, że ten uspokajający, łagodny ton należał do kłamcy i najbardziej okrutnej osoby, jaką poznałam.
Malutka w uścisku Caluma, skuliłam się jeszcze bardziej, nie potrafiąc wydusić z siebie słowa. Płakałam nieprzerwanie, bezwstydnie szlochając w niewypowiedzianej prośbie o ratunek.
- Już dobrze. Niedługo wszystko się uspokoi. Wreszcie odgonisz stres, kruszyno - mruczał w moje włosy, a ja nie miałam siły by go od siebie odepchnąć. Naciskałam lekko na jego brzuch w żałosnej tego próbie, ale mógł jej w ogóle nie poczuć. Chciałam, żeby mnie puścił. Czułam, że każdy skrawek mojej skóry, którego dotykał stawał się brudny i zgniły. A on wciąż uparcie obejmował mnie ciasno, głaszcząc delikatnie moje plecy.
- Wynoś się - szepnęłam wreszcie, choć zabrzmiało to bardziej jak nieskładny mamrot. Calum musiał go jednak zrozumieć, bo zaśmiał się nisko i przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie.
- Chcę się z tobą odpowiednio pożegnać, zanim kopniesz w kalendarz - pocieszający, łagodny ton ustąpił miejsca temu zimnemu. Dłonie na moich policzkach zmusiły mnie, bym spojrzała w górę i, w mgnieniu oka, pełne ciepłe usta znalazły się milimetry od moich.
- Nie… - wydusiłam bezdźwięcznie i poczułam, jak kciuk ściera łzę, która opadła nieproszona.
- Spokojnie, nie zgwałcę cię, jak ten kretyn Ashton zrobił to biednej Milence… - zamarłam, a moje serce załomotało w piersi. Calum musiał odczytać wszystko z moich szeroko otwartych oczu, bo zmarszczył brwi.
- Och, nie wiedziałaś… No tak. Ten mały zboczeniec upatrzył ją sobie już dawno temu, ale zawsze była otoczona bandą Harry’ego. No więc, gdy wyszłyście same do Bobbles… Idiota nie mógł się powstrzymać. - załkałam cicho. Jaka ja byłam głupia, jak naiwna, myśląc, że Milena była na mnie zła podczas jej osobliwego zachowania w ostatnim miesiącu.
- Jestem niemal pewny, że to ona ze Stylesem zdjęli Irwina. Miałoby to sens. Zresztą, gnojek na to zasługiwał. Nie traktuje się tak kobiet - Calum wzruszył ramionami, a mnie ogarnęła nagła wściekłość.
- Myślisz, że jesteś lepszy? - warknęłam, nie przerywając naszej wymiany spojrzeń - Myślisz, że jesteś święty, bo nie dotknąłeś kobiety wbrew jej woli?
- Oho, widzę, że się obudziłaś - skomentował to sarkastycznie
- Jesteś najgorszy z nich wszystkich. - Calum zaśmiał się gardłowo - Wynoś się - warknęłam.
- Hej, wciąż nie dostałem mojego buziaka - zaprotestował sztucznie. Wbiłam paznokcie we wnętrza swoich dłoni. Moja cierpliwość właśnie się skończyła.
- WYPIERDA… - nie dokończyłam, gdy usta Caluma spoczęły na moich, język wdarł się podstępnie do ich wnętrza. Instynktownie poruszyłam ustami zanim się otrząsnęłam i ugryzłam go z siłą w dolną wargę. Poczułam na języku krew, gdy Calum jęknął żałośnie. Uderzyłam go płaską dłonią w policzek w momencie, w którym ode mnie odskoczył, chwytając się lekko za zranione miejsce. Widząc moją zdeterminowaną minę i nienawiść, wybuchnął śmiechem.
- Dobranoc, kruszyno. Widzimy się po drugiej stronie - i z trzaśnięciem drzwiami, zniknął mi z oczu, a po chwili usłyszałam dzwonek windy, którą zapewne przywołał.
Załamana opadłam na kolana i schowałam twarz w dłoniach, nie zważając już na głośne szlochy, które brutalnie szarpały moim ciałem. Wszystko było kłamstwem. Wszystko kręciło się wokół jednego celu - zniszczenia grupy Harry’ego. Teraz ja byłam w niebezpieczeństwie, a reszta moich przyjaciół stała na skraju przepaści.
Milena… Moja biedna Milena. Dlaczego nic mi nie powiedziała? Dlaczego to wszystko działo się teraz? Zasypywałam ją dobrymi wieściami, informacjami o dziecku, kiedy ona cierpiała w samotności. Kornelia, ty idiotko.
Dałaś się nabrać. Dałaś się omamić nieodpowiednim ludziom, a teraz miałaś zapłacić za to wysoką cenę.
Pogłaskałam swój brzuch i zalałam się łzami.
- Wyjdziemy z tego szkrabie. Nic się nie bój - szepnęłam, choć wiedziałam, że oszukiwałam nas obojga.
- Louis… Louis… - mamrotałam cicho, przyciskając się do niego najmocniej jak potrafiłam, desperacko zmniejszając dzielący nas dystans. Wciąż było mi go za mało. Skoro Louis zjawił się pierwszy moje życie mogło jednak mieć szansę. Jeśli Harry miałby mnie zabić, nie użyłby do tego kogoś kto mnie kochał. Nie był tak okrutny. Ciepło rozlało się w mojej duszy.
Z rozmyśleń wyrwał mnie zimny dotyk okrągłego przedmiotu na mojej skroni. Poczułam jak serce podchodzi mi do gardła, a nogi uginają się pode mną. Może nie tylko Calum był skrajnie okrutny. Podniosłam powoli i niepewnie wzrok, po to tylko, by zobaczyć, że Louis wcale na mnie nie patrzył. Jego powieki były zaciśnięte, a na długich rzęsach balansowała jedna samotna łza. Otworzył usta, gdy jego oddech przyspieszył nieznacznie, lecz nic nie powiedział.
- Louis... - szepnęłam, podejmując próbę wypuszczenia go ze swojego uścisku. Nie pozwolił na to. Przytrzymał mnie silną ręką w talii, a lufa na mojej skórze zrobiła się dwa razy cięższa.
- Zamknij oczy - powiedział cicho, drżącym głosem, ignorując moje próby wyplątania się z jego mocnych ramion. Patrzył gdzieś w dal, jakby bał się mojego spojrzenia. Ze szlochem szarpnęłam ponownie ramionami, lecz zostałam uwięziona w stalowym uścisku. W gardle zatrzymał się mój paniczny krzyk. Nie mogłam go z siebie wydusić, zbyt zaskoczona. Jak mogłam tego nie zauważyć. Jak mogłam być taka ślepa i nie widzieć, że nie ucieszył się na mój widok. Że nie odpowiedział na moje objęcia. Jak mogłam nie zauważyć, że trzyma w dłoni pistolet... Spojrzałam na niego przez łzy, rozmazujące widok jego przepełnionej bólem twarzy. Przełknęłam ciężko i przestałam się wyrywać.
- Nie - szepnęłam błagalnie, zgarniając między palce materiał jego czarnej koszuli. - Nie... Proszę - powtórzyłam, starając się mówić jak najłagodniej, jak najspokojniej. Zobaczyłam, że obnażył zęby i wstrzymał oddech, a jego uścisk się wzmocnił, więc napięłam wszystkie mięśnie w oczekiwaniu na najgorsze...
- Louis... - zaczęłam cicho - Wiesz, że nie musisz tego robić. Wiesz, że to nieprawda. Wiesz o ty...
- ZAMKNIJ SIĘ! - broń powędrowała z powrotem do jego dłoni, gdy wyprostował się szybkim ruchem i bez wahania wycelował lufę w moje czoło. Serce załomotało mi w klatce piersiowej, a ręce zalał zimny pot. Louis wpatrywał się we mnie z nieograniczonym cierpieniem w oczach, jego policzki były mokre od łez. Pistolet gwałtownie drżał w jego dłoni, choć udawało mu się utrzymać pewne ramię, wciąż celujące prosto we mnie. Staliśmy na środku salonu, wpatrując się w siebie bez słowa.
Błękitne oczy, okraszone długimi ciemnymi rzęsami przeszywały mnie na wylot. Widziałam w nich cierpienie, nienawiść i nadzieję. Jakby na coś czekał. Na znak, że mógł opuścić broń, że nie musiał pozbywać się tego “zdrajcy”. Bo przecież nim nie byłam. Nie wiedziałam co mogło być na nagraniach, o których mówił Niall, ale cokolwiek zmusiło Louis’ego do mierzenia do mnie z broni musiało być świetnie wykonaną manipulacją. Manipulacją, która mogła kosztować mnie życie
Nie wierzyłam, że znajdowaliśmy się tutaj, że mój ukochany rozważał właśnie naciśnięcie spustu, że ja nie byłam pewna czy tego nie zrobi... Louis wypuścił głośno powietrze z ust i w pomieszczeniu rozbrzmiał jego cichy szloch. Zmrużył oczy, ostatkami sił próbując powstrzymać cisnące się do nich łzy i poprawił w dłoni broń.
- Nic nie poczujesz... Nawet nie będziesz wiedziała, że strzeliłem. Pamiętasz? Pocisk porusza się szybciej niż dźwięk - powiedział tak cicho, że większość jego słów odczytałam z ruchu warg. Potem wykrzywił je w niewesołym uśmiechu, pełnym rozpaczy. Moje ciało poddało się całkowicie nawałowi emocji. Kolana ugięły się pode mną na wspomnienie chwili, gdy Błękitnooki wyjaśniał mi funkcjonowanie strzału, kiedy miewałam koszmary o swojej śmierci. Nagle koszmar stał się rzeczywistością.
Spojrzałam w oczy Louis’ego, w których wypisana była wątpliwość. Żal, jakby pytał: Dlaczego?
Ciemnoczerwona makabryczna smuga krwi na ścianie obok windy prowadziła do przedziurawionej kulą głowy. Zamknięte oczy rzucały cień rzęs na pobladłe, nieruchome policzki mężczyzny, który jeszcze przed chwilą stał przede mną, śmiejąc mi się w twarz. Calum nie żył. Zabił go Louis. Ile minęło od jego wyjścia do morderstwa? Zbyt mało czasu. Tomlinson musiał zignorować jego tłumaczenia.
Mimo zdrady Caluma, poczułam w sercu niewyobrażalny ból, widząc jego nieruchomą twarz i spływającą po niej krew.
- Calum… - szepnęłam, a Louis skrzywił się z niesmakiem
- Nasłuchałem się już dość kłamstw. Dość… - zatrzasnął drzwi. Jego twarz napięła się i wyostrzyła, jakby podjął decyzję. Spojrzał mi prosto w oczy, wciągając policzki i mrugając szybko. Poprawił pistolet w dłoni i zmarszczył w żalu brwi. Louis Tomlinson był bezwzględny wobec swoich wrogów i zdrajców. Louis Tomlinson uważał, że stałam się kolejnym z nich. Jakiś niewyobrażalny ciężar opadł na dno mojego żołądka. Nie mogłam na to pozwolić.
- Proszę cię, nie wiesz, co robisz! - zawołałam, instynktownie oplatając ramiona wokół brzucha w ochronnym geście. - Louis, nie chcesz tego zrobić! Nie chcesz nas zabić! - Louis przekrzywił lekko głowę, zdziwiony moimi słowami
- “Nas”? - jego dłoń zadrżała, lufa pistoletu opadła o kilka centymetrów. Widziałam jak jego jabłko Adama podnosi się i opada, gdy analizował nową informację. Zacisnął zęby, a jego nozdrza poruszyły się niespokojnie.
- Kłamiesz - szepnął słabo - Po raz kolejny kłamiesz, żeby się uratować, żeby zrobić z nas wszystkich idiotów - jego głos drżał z emocji, spocona dłoń co chwilę poprawiała uścisk na rączce broni.
Pokręciłam gwałtownie głową, po czym wplotłam palce w swoje włosy i pociągnęłam mocno, zalewając się łzami. Dlaczego nie mógł zrozumieć, że byłam niewinna? Dlaczego nie potrafił mi uwierzyć?
- Louis, wiesz, że to nie ja! Wiesz, że nigdy bym cię tak nie oszukała! Wiesz, że cię k...
Dzwonek windy przerwał moje żałosne tłumaczenia, po czym usłyszałam w tym samym momencie dwie rzeczy:
- Louis! - zdesperowany krzyk Mileny
- Kocham cię - cichy, drżący szept Louis’ego.
Wtedy też zauważyłam palec powoli naciskający spust broni.
Darling I will be loving you till we're seventy
#TTDff
(No to czekamy na epilog... )