piątek, 24 kwietnia 2015

64. The heart wants what it wants

Czerwony czcionek!
A tak poza tym to zauważyłyśmy, że coś wyświetlenia i ilość komentarzy spadły :( Hej, kochane, nie bójcie się wyrazić opinii! Zawsze miło jest przeczytać co myślicie o rozdziałach :) Czekamy na Wasze podzielenie się wrażeniami! Możecie też użyć tagu #TTDff, jeśli macie twittera :D <3

Kochamy!

A. <3 & M. xx


The heart wants what it wants

Kornelia

       Milena patrzyła na mnie, jakbym była duchem. Moja odpowiedź na jej pytanie musiała zszokować ją tak bardzo, że zapomniała języka w ustach. Jej niebieskie oczy skanowały moją twarz przez długi czas, aż w końcu straciłam cierpliwość i westchnęłam ciężko.
       - Nie martw się, nie zrobię tego - mruknęłam, naciskając na klamkę drzwi do swojej sypialni. 
       - Ale…
       - To, że chcę wrócić nie znaczy, że mogę. Tu mam ciebie, Louis’ego i, czy tego chcesz czy nie, mam Caluma. Chciałabym być bezpieczna, chciałabym przestać okłamywać rodzinę, ale wasza trójka jest jednak dla mnie najważniejsza. Więc możesz być na mnie wściekła, nie pozwalać mi rozmawiać z Calumem, zabraniać mi jeździć na akcje, bo każdą popsuję, ale wciąż jesteś moją przyjaciółką i wiem, że uschłabyś z tęsknoty. - wyjaśniłam i, nie patrząc w jej stronę, weszłam do sypialni, zamykając za sobą drzwi. 
       Rzuciłam się na łóżko, z trudem powstrzymując łzy i sięgnęłam po telefon, ale nie zdążyłam wybrać odpowiedniego numeru, bo do mojej sypialni wpadła Milena. Wskoczywszy na moje łóżko, objęła mnie mocno i nie puszczała przez kilkanaście długich sekund. 
       - Przepraszam. - szepnęła - Wiesz, że cię kocham, prawda? - dodała, odsuwając się ode mnie i patrząc mi w oczy. Uśmiechnęłam się słabo i kiwnęłam głową. 
       - Wiem. Ja ciebie też. - odparłam, opierając się o ścianę za mną. Milena przełożyła rękę nad moimi nogami i usiadła wygodnie obok, przyglądając mi się z uwagą. 
       - Chciałam po prostu pokazać Michaelowi, że nie może nami manipulować. Zażądał tych 200 000 tylko dlatego, że się nas nie bał. Gdyby…
       - Wiem, Milena. Ale zabiłby Caluma, na co nie mogłam pozwolić. Rozumiem twoją złość, ale nie zrobiłabym inaczej, gdyby ktoś cofnął czas. - obserwowałam jej reakcję na moje słowa, ale ona uśmiechnęła się tylko smutno i kiwnęła głową. Zaczęła bawić się końcówkami moich różowych kosmyków, unikając mojego wzroku. Czułam, że coś leżało jej na duszy, lecz nie była w stanie tego z siebie wycisnąć. Gdy otworzyłam usta, by zachęcić ją do mówienia, ona weszła mi w słowo.
       - Więc jak jest między tobą a Calumem? - zapytała półgłosem, zakręcając landrynkowe włosy wokół swojego palca. Wzięłam głęboki oddech, czując rosnącą złość - Nie będę krytykować. Po prostu mam wrażenie, że ostatnio w ogóle nie rozmawiamy. Chcę wiedzieć co dzieje się w twojej głowie - uprzedziła mnie. Zacisnęłam wargi i spojrzałam za okno, zastanawiając się jak ująć odpowiedź. Wreszcie wzięłam głęboki oddech i wzruszyłam ramionami.
       - Jest ok. On jest we mnie zakochany, ja czuję do niego coś, czego nie powinnam, ale to uczucie jest sto razy mniejsze od tego, które żywię do Louis’ego. - przyznałam szczerze. Milena była moją najlepszą przyjaciółką. Nie zamierzałam jej okłamywać. Patrzyłam na nią, przypominając sobie wydarzenia z poprzedniego dnia, gdy dotrzymywałam Calumowi towarzystwa. Postanowiłam jej o wszystkim opowiedzieć, choć wiedziałam, że to miało wzbudzić jej jeszcze większą niechęć do niego, a może nawet do mnie. 

       - Nie - zaprotestowałam cicho, gdy Calum pochylił się nade mną i zbliżył swoje usta do moich. Staliśmy w jego sypialni, a ja właśnie pomogłam mu pozbyć się zakrwawionych ciuchów, które założył na siebie, gdy Ed już go poskładał. Chciałam, żeby położył się w łóżku i odpoczywał, ale on miał inne plany. Gdy moim oczom ukazała się jego zabandażowana klatka piersiowa i brzuch, zamiast opaść na materac, on musnął dłonią mój policzek i, przymykając oczy, zbliżył się do pocałunku. 
       - Calum, nie… - szepnęłam, trzymając ręce na jego piersi w odległości, która mogła zapobiec niepotrzebnym problemom. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, ale bez słowa się odsunął i usiadł na łóżku. Spuścił głowę, rzucając cień na swoje oczy. Ścisnęło mnie w sercu na ten widok, ale uznałam, że lepiej nie ciągnąć nieprzyjemnego momentu. 
       Potarłam spocone dłonie o swoje spodnie i rozejrzałam się po sypialni. Była kawalersko urządzona z szarymi ścianami, telewizorem, pod którym leżał nowy xbox i prostą metalową komodą. Odchrząknęłam cicho i wróciłam wzrokiem do smutnego Caluma. 
       - Um… Chcesz herbaty? - zapytałam nieśmiało, ale on tylko spojrzał na mnie oczami zbitego szczeniaka. Widziałam łzy, które zebrały się w ich kącikach. Całe moje ciało napięło się w reakcji na jego smutek. Nie wiedziałam co zrobić. Byłam w kropce. Nieważne jak bardzo chciałabym go teraz przytulić, pocałować, nie mogłam tego zrobić. Nie miałam nic przeciwko objęciom, ale to mogłoby doprowadzić do bardziej nieodpowiednich i niewybaczalnych rzeczy. 
       Przełknęłam ciężko ślinę, czując gulę w gardle. Calum musiał zauważyć moje wahania, bo wyprostował się powoli, a jego oczy zabłyszczały w smutnej nadziei. 
       - Calum, proszę… - zaprotestowałam, gdy jego dłoń sięgnęła mojej i przyciągnął mnie między swoje kolana. Patrzył na mnie z dołu głodnym, wzrokiem, gdy poczułam na skórze ciepło jego palców, które wdarły się pod moją koszulę na plecach. Ta, wciąż była od jego krwi. Zacisnęłam powieki
       - Cal…
       - Tak. Herbata mi odpowiada - przerwał moje protesty z nikłym uśmiechem i puścił mnie, mrugając wcześniej do mnie wesoło tak, jak robił to kiedyś. Patrzyłam chwilę na niego osłupiała, a gdy się zaśmiał potrząsnęłam głową i wycofałam się do kuchni, bojąc zerknąć za siebie. 
       Plasnęłam dłońmi w blat i zaczęłam oddychać gwałtownie, głęboko. Serce waliło mi jak młotem, zdając się w ogóle nie zwalniać. Dlaczego to musiało być takie trudne? Dlaczego musiałam rozpocząć tę popierdoloną relację? Ale czy to na pewno byłam ja? Czy to ja zdecydowałam się go spotkać w centrum handlowym? Nie. To był zwykły przypadek, a nasze pokurwione uczucie jest tego konsekwencją. Gdy Louis’ego nie było w pobliżu łatwiej było mi zatracić się w tym czymś, co czułam do Caluma. Co to właściwie było? Kochałam Lou i tylko jego. A jednak Calum, jakimś popierdolonym cudem wydrążył sobie miejsce gdzieś w rogu mojego serca. 
       - Kurwa! - zaklęłam, używając swojego rodzimego języka. Drżałam na całym ciele, bałam się wrócić do sypialni, do tego, co tam na mnie czekało. - Weź się w garść - warknęłam do siebie, zaciskając dłoń na czole. 
       Wzięłam kilka głębokich oddechów i wyprostowałam plecy, czując, że przypływ odwagi, który mnie nawiedził, był tylko nic nieznaczącą iluzją, bańką, która pryśnie wraz z postawieniem stopy w sypialni Caluma. Ignorując to przeczucie zaczęłam przygotowania gorącego napoju. Trzęsące się dłonie spowolniły proces, ale wreszcie herbata parowała leniwie z dwóch kubków, rozlewając po kuchni rozkoszny malinowy zapach. 
       Zacisnęłam szczękę i przytaknęłam sama sobie po czym, biorąc kubki w obie dłonie, ruszyłam do sypialni. Z każdym krokiem moje serce biło coraz szybciej, a oddech zdawał się być niewystarczający, by dotlenić mózg. Kręciło mi się w głowie, ale z siłą herkulesa udało mi się to przezwyciężyć i postawić kubki na nocnej szafce, obok leżącego na łóżku Caluma. 
       Zasłonił oczy przedramieniem i oddychał miarowo, uświadamiając mi, że zasnął. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na fotelu, który przeznaczony był do wygodniejszej gry na konsoli. Trzymając parzący kubek w obu rękach, patrzyłam na spokojnego Caluma, jego umięśnione ramiona, teraz obsypane siniakami, doskonale wyrzeźbioną klatkę piersiową i mięśnie brzucha, kryjące się pod bandażem. Calum nie odstawał urodzie Louis’emu, choć wyglądali zupełnie różnie. Byli niczym odbicie w negatywie. Ciemne brązowe oczy i te jasne niebieskie, egzotyczna uroda i ciemna cera a europejskie rysy. Byli całkowicie różni, a jednak bardzo podobni. 
       Potrząsnęłam głową i upiłam trochę herbaty, wyganiając z głowy te niedorzeczne myśli. Byłam z Louis’m i to się liczyło. Mama pomogła mi wybrać i wiedziałam, że miała rację. Gdy Louis mnie dotykał, gdy patrzył na mnie z miłością… Mogłam odfrunąć ze szczęścia, z miłości. To, co działo się w mojej głowie przy Calumie to iluzja. Zwykła sztuczka serca, spowodowana brakiem Louis’ego i obecnością przystojnego faceta. Tak. To na pewno to. 
       - Dlaczego się na mnie gapisz? - Calum wyszczerzył zęby, a ja podskoczyłam w fotelu, wylewając na siebie trochę gorącego napoju. Nie dbałam o plamę. Koszula i tak była do wyrzucenia. Syknęłam jednak, bo herbata poparzyła mój brzuch, na co Calum wstał gwałtownie z łóżka. Zapomniał o swoich żebrach i ze świstem wciągnął powietrze, chwytając się za bolące miejsce. 
       - Spokojnie! Nic mi nie jest! Połóż się - poleciłam, wycierając koszulę rękawem. Calum jednak siedział uparcie na krawędzi łóżka, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem. Westchnęłam ciężko, opadając na oparcie fotela. 
       - Myślałam, że śpisz - przyznałam, a on uśmiechnął się lekko.
       - Medytowałem - odparł. Uniosłam jedną brew, przekrzywiając z zaciekawieniem głowę.
       - Medyto…
       - Żartuję, kruszyno. Po prostu dobrze mi się leżało - machnął ręką, jakby odpędzał się od muchy i zaśmiał się cicho. Zignorowałam zdrobnienie, którego zabroniłam mu używać i posłałam mu ciepły uśmiech.
       - Herbata - wskazałam podbródkiem na nocną szafkę, a on sięgnął po kubek i jednym haustem wypił połowę jego zawartości. 
       - Mniam, mniam - jego oczy utworzyły ciemne kreski rzęs, gdy przymknął je zadowolony. Parsknęłam śmiechem, odstawiając swój, już pusty, kubek na szafkę. Calum zrobił to samo i nim oddaliłam rękę, zdążył mnie za nią chwycić i wyciągnąć mnie z fotela. 
       - Chodź - szepnął, wskazując łóżko
       - Chyba żartujesz - przygryzłam mocno wargę, próbując opanować powracające do mnie nerwy. Calum przekręcił oczami i westchnął niecierpliwie. 
       - Po prostu chcę przytulić przyjaciółkę, czy to takie złe? - rzucił i położył się plecami na poduszkach, wkładając ręce pod głowę. Patrzył na mnie wyczekująco, gdy podziwiałam jego atletyczne ciało, ozdobione kilkoma małymi tatuażami.
       - Ale nic nie zrobisz - ostrzegłam go, zbliżając się niepewnie do łóżka.
       - Chcesz prawdę czy wygodną wersję? - zapytał bez cienia wesołości. Zmarszczyłam brwi
       - Calum… 
       - “Calum”, “Calum”, pozwól sobie na chwilę spontaniczności, co? Poza tym nie jestem głupi. Wiem, że Louis by mnie zabił, gdyby się dowiedział, że coś między nami zaszło - wzruszył niedbale ramionami, ale wciąż wpatrywał się we mnie z nadzieją. 
       - Coś… - oblizałam wargi, gdy przez moją głowę przewinęły się obrazy, które nigdy nie powinny zostać zrealizowane.
       - Po prostu mi zaufaj, dobrze? - ton Caluma przeszedł z poważnego w pełen obaw. Wyciągnął w moją stronę jedną dłoń, a ja wreszcie podjęłam decyzję i położyłam na niej swoją. Oczy Caluma zabłyszczały, gdy pociągnął mnie do siebie, przytulając mocno. Położył głowę na mojej piersi, ale chwilę później odsunął się gwałtownie, patrząc z odrazą na moją koszulę. 
       - Zaczyna śmierdzieć - mruknął, marszcząc zabawnie nos. Oceniłam zniszczoną koszulę wzrokiem i wzruszyłam ramionami. 
       - Będziesz musiał przeżyć, skoro chcesz się poprzytulać - wywaliłam język, uśmiechając się do niego z satysfakcją
       - Zdejmij ją - słowa Caluma wydrążyły palącą dziurę w moim żołądku. Patrzył na mnie z dołu, centymetry od moich piersi.
       - Co? - wydusiłam z siebie, ale on już zaczął rozpinać guziki. 
       - Calum! - szarpnęłam jego dłońmi, czując powiew chłodu na nagim brzuchu. 
       - Co? Masz stanik, prawda? - zapytał, jak gdyby nigdy nic
       - Tak, ale…
       - Udawaj, że jesteś w bikini
       - Nie - urwałam gwałtownie. - Daj mi jedną ze swoich koszulek
       - Nie - zatkało mnie. Podciągnęłam się na poduszkach, mierząc go wściekłym spojrzeniem. Calum podparł się na łokciach, bawiąc się najbliższym zapiętym guzikiem w mojej koszuli. - Jeśli zobaczę cię w swoim ciuchu na pewno nie będę mógł się oprzeć - przyznał, nie patrząc mi w oczy. 
       - Och, a to, że będę w samym staniku będzie dla ciebie lepsze? - skrzyżowałam ręce na piersi, kiedy przygryzł wnętrze policzka.
       - Cóż… możemy przykryć cię kołdrą. - mruknął, wciąż unikając mojego wzroku. Westchnęłam ciężko i zaczęłam wygrzebywać się z łóżka.
       - To nie był dobry pomysł - oznajmiłam, kładąc nogi na posadzce. Nagle ciepła ręka pochwyciła mój nadgarstek
       - Nie! Stój! Proszę - odwróciłam się do niego ze złością, ale jego twarz podziałała na mnie uspokajająco. Był zdesperowany.
       - Michael nie pozwoli mi wrócić, nie dołączę do was i z całą pewnością będę musiał uciekać. Proszę, po prostu chce się tobą nacieszyć póki mogę. - wyznał błagalnym tonem, a jego oczy ponownie tego dnia zapełniły się łzami. 
       - Calum, nie możemy…
       - Po prostu chcę cię mieć blisko siebie. Proszę… - w tamtej chwili wydawał się taki kruchy, taki bezbronny. 
       Niewiele myśląc sięgnęłam do guzików koszuli i rozpięłam ją powoli, rzucając poplamiony materiał na podłogę. Widziałam, jak Calum przełknął ciężko, przyglądając się mojemu ciału. Nieprzerwanie patrząc mu w oczy wróciłam do łóżka i położyłam dłoń na jego policzku, gdy ułożył się obok mnie na poduszce. Przełożył ramię przez moją talię, drugie wkładając pod swoją głowę i wpatrywał się we mnie z wdzięcznością. Jego długie palce łaskotały moje nagie plecy, wywołując na ramionach gęsią skórkę. 
       - Dziękuję - szepnął, a ja kiwnęłam tylko głową i, złożywszy wcześniej pocałunek na jego policzku, odwróciłam się plecami do niego, dając się przyciągnąć do jego klatki piersiowej. Czułam na szyi jego ciepły oddech, usta, które, świadomie lub nie, dotykały mojej skóry. Podjęłam już decyzję, ale nie mogłam patrzeć na załamanego Caluma. Nie pocałuję go, nie będziemy uprawiać seksu, za bardzo kochałam Louis’ego, by mu to zrobić. Bez względu na popędy, które mną teraz kierowały, nie zamierzałam zniszczyć mojego wspaniałego związku. Calum otrzymał ode mnie dość pocałunków i pieszczot. Dość, by…
       Poczułam na szyi wilgotne ciepło języka, który przesuwał się w jej dół ku ramieniu. Zamarłam, czując, jak Calum przyciąga mnie za biodra, dzięki czemu poczułam przez jego bokserki, jak na niego działałam. Przełknęłam ciężko i zacisnęłam powieki, gdy gorące usta dotarły do ramienia, składając na nim powolne leniwe pocałunki. 
       - Gdybyś mi pozwoliła - szept Caluma musnął moje ucho, wywołując drżenie na całym ciele - Kochałbym cię tak mocno i długo, że zapomniałabyś o Louis’m. - westchnęłam cicho, bo znów przycisnął mnie do siebie w jednoznacznym ruchu. Czułam jak miękną mi wszystkie mięśnie, w gardle pojawia się gula, uniemożliwiająca mi protest. 
       - Gdybym mógł, sprawiłbym ci największą przyjemność, jaką kiedykolwiek dane było ci poczuć -  dłoń Caluma powędrowała nagle z bioder ku miejscu między moimi nogami. Poczułam elektryzujące fale przyjemności, gdy przycisnął do mnie palce. Wypuściłam głośno powietrze z płuc, bojąc się otworzyć oczy. Ciepłe wargi ujęły płatek mojego ucha, a przez moje ciało przeszedł kolejny dreszcz. Kurwa…
       - Pozwól mi - drżenie z jakim te słowa zostały wypowiedziane, dały mi do zrozumienia, że Calum tracił kontrolę. Jego dłoń ujęła nagle moją lewą pierś, a ja pisnęłam cichutko - Pozwól mi - powtórzył, ściskając lekko to wrażliwe miejsce. Musiałam zebrać się w sobie. Musiałam zaprotestować i odsunąć go od siebie, ale jego dotyk był hipnotyzujący. Gdziekolwiek jego palce musnęły moją skórę ta paliła żywym ogniem. Nie wspominając o wilgotnych ścieżkach, jakie Calum pozostawiał na moich ramionach i szyi. Ach, pieprzyć to.
       Odciągnęłam jego ciekawską dłoń od siebie i szarpnęłam nią nagle, odwracając Caluma na plecy i siadając na jego biodrach. Przycisnęłam jego nadgarstki do materaca po obu stronach jego głowy i poruszyłam się sugestywnie, czując pod sobą twardą męskość. Jęknęłam cicho, zdając sobie sprawę jak bardzo był dla mnie gotowy. On oblizał wargi, patrząc na mnie z namiętnym błyskiem w oku i uśmieszkiem, czającym się gdzieś w kącikach jego ust. 
       - Ostrożnie. Dopiero co zostałem pobity - mruknął zmysłowo, ale sam uniósł nieco biodra, dosypując węgla do mojego szalejącego płomienia. 
       - Zamknij się - warknęłam i puściłam jedną z jego rąk, by wpleść swoją dłoń w jego włosy. Pochyliłam się nad nim i… zamarłam milimetry od jego ust. Dyszał, czekając na mój ruch, ale ja nie mogłam go wykonać. Zamiast ust, na jego wargi spadła jedna z moich łez. Wciąż miałam przyspieszony oddech, wciąż czułam szalejące we mnie pragnienie, ale nie mogłam zdobyć się na zdradę. 
       - Przepraszam - szepnęłam, zaciskając pięść na włosach Caluma - Przepraszam, nie mogę - dodałam, odpychając się od jego klatki piersiowej. Oddychał ciężko przez otwarte usta, patrząc na mnie osłupiały, ale gdy wreszcie do niego dotarło co właśnie zrobiłam usiadł, zrównując się ze mną. Wciąż czułam pod sobą jak bardzo był jeszcze chwilę temu podniecony. Zdusiłam w sobie szloch, który uparcie chciało wywołać moje poczucie winy. Kilka łez zdołało spłynąć po moich policzkach. 
       - Przepraszam - powtórzyłam, kręcąc głową, a on ujął mój policzek w swoją dużą dłoń i uśmiechnął się słabo. 
       - W porządku. Hej, rozumiem - szepnął, pocierając swoim nosem o mój. Miał zamknięte oczy, których powieki widocznie drżały. Zamiast do moich ust, Calum pochylił się do policzka i szyi składając na nich kilka lekkich jak piórko pocałunków. - rozumiem - powiedział cicho, tonem pozbawionym emocji i przytulił mnie do siebie mocno, przez co rozpłakałam się na dobre. 

       - Aaaa potem postanowiłam, że pogramy na konsoli - wzruszyłam ramionami, kończąc swoją opowieść, której Milena przysłuchiwała się z rozdziawionymi ustami. 
       - Och, tak po prostu? - zapytała sarkastycznie, a ja pokazałam jej język. 
       - Gdy już się wypłakałam - mruknęłam, łypiąc na nią urażona. 
       - Więc prawie to zrobiliście - Milena potarła podbródek, jakby głęboko się nad czymś zastanawiała. Cmoknęłam z dezaprobatą i pokręciłam głową.
       - Nic nie zrobiliśmy, nawet go nie pocałowałam - zaprotestowałam
       - Tylko go troszkę ujeżdżałaś… - przyjaciółka zmrużyła oczy, uśmiechając się sugestywnie
       - Milena! Miałaś nie krytykować - żachnęłam się. Milena uniosła ręce w obronnym geście
       - Wiem, wiem, przepraszam. Chcę tylko rozluźnić sytuację. 
       - Rozluźnić?
       - Gdy to opowiadałaś zaczęłaś się cała trząść. - zdziwiona spojrzałam na swoje dłonie, uświadamiając, że Milena miała rację. Drżałam przeraźliwie, jakbym dopiero co uniknęła śmierci. Przyjaciółka zaśmiała się cicho i chwyciła mnie za rękę.
       - Spokojnie. W końcu nic nie zrobiliście - powiedziała, mrugając do mnie wesoło - Ale… - spoważniała nagle i przygryzła swój kciuk. Zmarszczyłam brwi, zaintrygowana tym, co chodziło jej po głowie. 
       - Jeśli… Jeśli Calum będzie uciekał może lepiej, żebyś zrobiła to z nim - zamarłam. Niemal słyszałam bicie swojego serca. Milena ponownie unikała mojego wzroku, ale nawet nie chciałam patrzeć jej w oczy.
       - Ocipiałaś, tak? - warknęłam, zaciskając pięści. Zwilżyła wargi i wzięła głęboki oddech.
       - Coś cię do niego ciągnie, chcesz wrócić do Pol…
       - Nie! - krzyknęłam, przerywając jej gwałtownie. Spojrzała na mnie ze smutkiem, ale nie dałam się ugiąć - Nigdzie nie jadę! Nie zostawię Louis’ego. Gdybym tego chciała, do dzisiaj leżałabym w łóżku Caluma. 
       - Ale myślałaś o seksie z nim
       - Jasne! Pewnie! Ale fantazje a prawdziwe życie to dwie różne sprawy. Wiem kogo kocham, a kocham Tomlinsona! - wstałam z łóżka i zaczęłam krążyć nerwowo w tę i z powrotem. Milena wodziła za mną wzrokiem aż w końcu poddała się i również stanęła na równych nogach. 
       - Ale takie sytuacje z Calumem… - zaczęła
       - Już się nie powtórzą
       - Miały się skończyć przed wylotem do Polski
       - JUŻ SIĘ NIE POWTÓRZĄ!
       Stałyśmy, mierząc się spojrzeniami, ja z zaciśniętymi w pięści dłońmi, ona z pełnym współczucia wyrazem twarzy. Wiedziałam, że takie sytuacje miały już się nie powtórzyć, bo Calum musiał niedługo stąd zniknąć. Teraz, gdy został bez grupy, bez przyjaciół trzymałam go w Londynie tylko ja. A ja go od siebie odepchnęłam. 
       - Nie mam do ciebie żalu. Ludzie mogą czuć coś głębszego do dwóch osób naraz. Byle to nie wpłynęło na naszą wojnę z Michaelem. - powiedziała zmęczonym tonem Milena. 
       - Nie będzie miało - zapewniłam ją, nie wiedząc, jak bardzo się wtedy myliłam.

       Ciepłe miękkie wargi dotknęły mojego policzka, wybudzając mnie z przyjemnego snu. Chciałam odepchnąć natręta i wrócić do spania, ale łapczywe dłonie już głaskały moje plecy. Mruknęłam gardłowo, wciąż nie otwierając oczy, a dotyk stał się bardziej natarczywy. Jedna dłoń wędrowała z moich pleców, do boku, na brzuch i wreszcie piersi, co wreszcie wywołało mnie do realnego świata. 
       - Co?! - chciałam odepchnąć rękę od siebie, ale zostałam w porę złapana za przedramię, a do moich ust przycisnęły się te same wargi, które wcześniej muskały mój policzek. Poczułam w ciemności uścisk wokół swoich włosów i głodny dotyk na biodrach. Oddałam się znajomemu pocałunkowi, pozwalając językowi przybysza na taniec wokół mojego. Z desperacją chwyciłam brązowe włosy i przylgnęłam do klatki piersiowej mężczyzny, aż wreszcie musiałam się od niego oddalić, by złapać oddech. Uśmiechnęłam się, patrząc w, teraz czarne, oczy.
       - Cześć - szepnęłam i zęby błysnęły w świetle księżyca
       - Cześć - odszeptał Louis. Bez zbędnych słów zdjął koszulkę, a ja zauważyłam, że był już bez spodni. Położył się nade mną, opierając rękami o poduszkę, by wreszcie złączyć nasze usta i zabrać się za powolne pozbywanie się mojej piżamy. 
       - Tęskniłem - mruknął niskim głosem, przenosząc swoje wargi na moją szyję. Mimo wybudzenia ze snu, poczułam w brzuchu gorąco zapowiadające wybuch namiętnego podniecenia. Oddychałam głośno przez otwarte usta, gdy leżałam już przed Louis’m naga, a on obsypywał pocałunkami całe moje ciało, skupiając się na najczulszych jego punktach. Takie pobudki mogłam mieć codziennie. Jęknęłam, gdy język musnął rozkosznie moją łechtaczkę. 
       Obudziłam się wcześnie, mimo długich chwil okazywania sobie z Louis’m wzajemnej tęsknoty w środku nocy. Oparta na ramieniu przesuwałam opuszki palców po jego nagiej, wytatuowanej klatce piersiowej. Gdy spał wyglądał jak mały chłopiec. Jego niesamowicie długie, ciemne rzęsy opadały na policzki, dodając mu niewinnego wyrazu. Nawet piękne atletyczne ciało Caluma nie mogło dorównać potędze tego, jak Louis oddziaływał na mnie. Jedno spojrzenie, jeden dotyk i roztapiałam się jak rozgrzany wosk. 
       Zgarnęłam długie włosy z jego czoła i powróciłam do śledzenia palcami szlaków tuszu na jego skórze. Uśmiechnęłam się do siebie, czując ogarniający mnie spokój. 
       Louis poruszył się nieznacznie i po chwili chwycił moją, łaskoczącą go dłoń, w swoją. Spojrzałam w jego niesamowicie błękitne oczy i pocałowałam go w pierś.
       - Hej - szepnął, układając wolne ramię pod głową
       - Hej - odparłam cicho, patrząc na niego z nieograniczoną miłością. Tak bardzo go kochałam. Jakim cudem w moim sercu było jeszcze miejsce dla kogoś innego. 
       - Przepraszam, że cię obudziłem - powiedział, przywracając na powierzchnię moje myśli. Zmarszczyłam brwi, uśmiechając się do niego z lekkim zdezorientowaniem
       - Nie obudziłeś…
       - W nocy - przerwał mi, a ja zagryzłam uwodzicielsko wargę i przybliżyłam twarz do jego ucha
       - W taki sposób możesz mnie zawsze budzić - wymruczałam, jak kotka, a on warknął gardłowo i przewrócił mnie na plecy, kładąc się na mnie.
       - Ach tak? - zapytał, przyciskając do mnie sugestywnie swoje biodra. Zaśmiałam się cicho, co Louis zamienił w jęk rozkoszy, gdy jego palce powędrowały między moje nogi. Wbiłam paznokcie w jego ramiona, zaciskając zęby, by stłumić namiętny krzyk. 
       - Tommo! - w igraszkach przerwał nam Harry, który z rozczochranymi lokami i bez koszulki wparował do mojej sypialni. Cieszyłam się, że byłam przykryta ciałem Louis’ego, choć już nie było dla mnie szokiem, że on albo Milena przerywali nam w takich sytuacjach.
       - Hazza, jestem troszkę zajęty - warknął Louis, patrząc na przyjaciela wściekłym wzrokiem.
       - Później się będziecie bawić. Mamy datę. - i zniknął, zatrzaskując drzwi za sobą
       - Datę? - zapytałam zdezorientowana, a Louis schował twarz w zgięciu między moją szyją a ramieniem. Mimo protestów Harry’ego, ugiął moje nogi w kolanach i niespodziewanie we mnie wszedł. Zaskoczona tym gestem krzyknęłam na rozchodzące się po moim ciele iskry. 
       - Pierdolę to, najpierw skończę z tobą - mruknął, jakby do siebie. Miałam się zaśmiać, ale przeszkodziło mi w tym kolejne pchnięcie. Zacisnąwszy wargi, stłumiłam jęk, czując, że zostawiam na ramionach Louis’ego długie szramy. 
       Cała ciekawość uszła ze mnie z każdym kolejnym ruchem jego bioder. Louis gryzł moją szyję, zapewne pozostawiając po sobie widoczne ślady, pieścił dłońmi moje piersi, doprowadzając mnie na skraj rozkoszy. Zaplotłam nogi wokół jego bioder, by czuć go głębiej w sobie i krzyknęłam, gdy ta pozycja umożliwiła mu podrażnienie mojego najczulszego miejsca. Jęczałam głośno, by pokazać Harry’emy, że nie zawsze miał prawo przerywać nam w tak cudownych momentach, a Louis wchodził we mnie coraz szybciej i gwałtowniej. Mruczałam jego imię i sprośności, na które pozwalało mi tylko budujące się w dole mojego brzucha spełnienie, a on za każdą z nich nagradzał mnie silniejszym, głębszym i bardziej rozkosznym pchnięciem. Czułam fale przyjemnośco, które zaczęły przelewać się przeze mnie, dając znak, że wspinałam się na szczyt ekstazy. Krzyczałam głośniej i głośniej, aż wreszcie doszłam, akompaniując przy tym orgazmowi Louis’ego. 
       - Boże… - wysapałam, gdy opadł na mnie spoconym ciałem. To było szybkie, ale tak intensywne, że wciąż czułam, jakby mięśnie moich nóg zamieniły się w galaretę. Louis dyszał ciężko w moją szyję, głaszcząc delikatnie rozgrzaną wilgotną skórę.
       - SKOŃCZYLIŚCIE?! TO DALEJ! - usłyszeliśmy zniecierpliwiony wrzask, dochodzący z salonu. Wybuchnęłam śmiechem, ale Louis tylko zmarszczył brwi i pocałował mnie w czoło. 
       - Kocham cię - szepnął, jakby nie słyszał Harry’ego, a ja uśmiechnęłam się do niego ciepło.
       - A ja ciebie - odparłam. Wtedy podniósł się, by zebrać swoje rzeczy i pójść do łazienki. 
       - Louis, o jaką datę chodziło? - zapytałam, gdy zauważyłam, że nie zmienił swojego skonsternowanego wyraz twarzy. Milczał aż nie dotarł do drzwi łazienki. Wtedy, zanim zatrzasnął za je sobą, rzucił tylko:
       - Datę zemsty za Liama




To jak? Team #kornlum czy team #Lournelia? :> (Shipname Kornelii i Lou to najtrudniejsza rzecz na świecie xD)

#TTDff

niedziela, 19 kwietnia 2015

63. Spare me your judgements

Spare me your judgements


Milena

      Patrzyłam jak Kornelia obejmuje nieprzytomnego Caluma i czułam złość przejmującą władzę nad moim ciałem. Nie odzywałam się od dłuższego czasu, wiedząc, że gdybym to zrobiła, mogłabym powiedzieć coś, czego później bym żałowała. Słyszałam szlochy przyjaciółki i na każdy z nich miałam ochotę przekręcić oczami. 
       - Głupia - mruknęłam pod nosem, a ona zamilkła w tym samym momencie. 
       - Co? - szepnęła, patrząc na mnie z dołu. Pokręciłam głową i podniosłam pistolet, który wcześniej wytrącił mi z ręki Ashton. 
       - Powiedziałam, że jesteś głupia - warknęłam, sprawdzając działanie broni. Wcisnęłam ją w kaburę, którą miałam przypiętą do pasa i sięgnęłam do kieszeni spodni po telefon. Na akcję nie brałyśmy torebek. Nie chciałyśmy wypaść jak stereotypowe głupie dziewczynki, które nie wiedzą, co robią. Cóż… Przynajmniej jedna z nas. Rzuciłam jeszcze jedno wściekłe spojrzenie w stronę Kornelii, która teraz patrzyła na mnie ze smutkiem przez łzy. Wykręciłam odpowiedni numer i przyłożyłam aparat do ucha. 
       - Słucham, skarbie? - usłyszałam przyjemny głos rudego Eda i westchnęłam ciężko. To, o co miałam go poprosić wybiegało poza zasady naszej grupy. 
       - Eddie, potrzebuję twojej przysługi i wierz mi, że się odwdzięczę, jeśli się zgodzisz - powiedziałam zmęczonym głosem. Ed zaśmiał się cicho, a w tle usłyszałam brzdęk odstawianej gitary. 
       - Mów, śliczna 
       - Nie wiem czy Harry cię poinformował, ale jechałyśmy z Kornelią zapłacić dług, jaki narobiła nam u Michaela Caroline - zaczęłam i potarłam nerwowo czoło palcami
       - Louis ze mną o tym rozmawiał. Nie wiedziałem, że wysłali was. Czy wszystko w porządku? Któraś jest ranna? - spoważniał nagle, a ja nawet z holu, w którym się znajdowałam czułam jak się napina.
       - Nam nic nie jest… Niestety Calum…
       - Calum? - Ed przerwał mi zaskoczony - Mam zająć się Calumem? - domyślił się bez problemu. Przełknęłam ciężko ślinę. Miałam ochotę zabić Kornelię za zniszczenie takiej akcji. Do tego mieliśmy teraz Hooda na głowie. Wątpliwe, żeby Michael pozwolił mu wrócić po jego nieposłuszeństwie. Jeśli w ogóle ten idiota przeżyje. 
       - Ta… Chciał być rycerzem na białym koniu. Michael zagroził Kornelii i ten się postawił. Teraz leży nieprzytomny, kąpiąc się we własnej krwi. - wyjaśniłam, przewracając oczami. Kornelia zacisnęła szczękę, ale zamiast skomentować moich słów, pochyliła się do Caluma i przycisnęła swoje usta do jego czoła. Miałam ochotę się porzygać. Byłam tak wściekła na porażkę, jaką nam zafundowała podczas naszej pierwszej akcji, że nie przeszły mi nawet przez myśl argumenty usprawiedliwiające jej zachowanie. 
       - Oddycha? - Ed zdawał się rozumieć doskonale sytuację i nie pytał o szczegóły. Podeszłam do pary i uklęknęłam przy Calumie. Przystawiłam wierzch dłoni do jego nosa i poczułam delikatny powiew oddechu
       - Tak - odpowiedziałam
       - Miał uszkodzony kręgosłup? 
       - Jeśli mordercze kopniaki w brzuch mogą go uszkodzić to pewnie tak - mruknęłam. Mimo powagi sytuacji Ed zaśmiał się cicho, po czym usłyszałam, ze bierze łyk jakiegoś napoju. Nagle zachciało mi się pić
       - Macie samochód? - kontynuował swój wywiad, gdy już połknął nieznany mi płyn
       - Tak 
       - Przywieźcie go do mnie. Wyślę ci adres - i rozłączył się bez żadnych słów pożegnania. Po kilku sekundach otrzymałam wiadomość sms z odpowiednim adresem. 
       - Rusz się. Zawieziemy go do Eda - warknęłam na Kornelię i, gdyby nie to, że miała na kolanach głowę Caluma, zapewne rzuciłaby się na mnie w szale. 
       - O co ci chodzi?! - krzyknęła na mnie, a kilka łez zmieszało się na jej policzkach z krwią Caluma. 
       - Po prostu chodź. Porozmawiamy w domu. - odparłam i zaczęłam zbierać mężczyznę z jej kolan. - Pomożesz mi? Sama nie dam rady go unieść - zacisnęłam zęby, gdy moje plecy ugięły się pod ciężarem umięśnionego ciała. Kornelia patrzyła jeszcze chwilę na mnie w milczeniu po czym pomogła mi wtaszczyć bezwładnego Caluma do samochodu. Usiadła za kierownicą i dopiero wtedy zobaczyłam przerażającą ciemną czerwień na całym froncie jej koszuli. Materiał przesiąknął krwią mężczyzny. Nie komentując tego, ponownie sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Harry’ego.
       - Milena! - odebrał już po pierwszym sygnale. - Jesteście całe? Nic nie odpierdolił? - strach w jego głosie rozczulił mnie nieznacznie. 
       - Żyjemy, ale Michael nie byłby sobą, gdyby czegoś nie skomplikował - warknęłam i mimowolnie rzuciłam Kornelii pełne wyrzutu spojrzenie. Nie patrzyła na mnie. Prowadziła szybko samochód po zatłoczonych ulicach Londynu, zerkając co jakiś czas we wsteczne lusterko, by skontrolować stan Caluma. 
       - Co zrobił? - głos Harry’ego obniżył się o kilka tonów. Zacisnęłam wargi. Postanowiłam ukryć pewne niewygodne, dla niego i Lou, szczegóły. 
       - Zażądał więcej. Dokładnie to dwieście tysięcy więcej… Próbowałam się z nim targować, ale zagroził naszej grupie. Jeśli nie dostanie tej kasy polecą ofiary. Przeszliśmy ostatnio za dużo, więc się zgodziłyśmy, ale jeśli mamy się wycofać to to zrobimy. - wyjaśniłam. Harry milczał przez chwilę i w słuchawce słyszałam tylko jego ciężki oddech.
       - Nie. Jesteśmy osłabieni, a wojna już trwa. Jeśli to ma nam dać jeszcze trochę czasu na przegrupowanie to niech i tak będzie. Do kiedy mamy czas z wyrównaniem zapłaty? - zdziwiłam się jego posłuszeństwem wobec Michaela, ale też rozumiałam powód, przez który to robił. Gdybyśmy odzyskali chociaż Zayna sprawy miałyby się inaczej. Niestety rekrutacja nowych do zajęcia jego i Liama pozycji zabrałaby zbyt dużo czasu. Potrzebowaliśmy planu.
       - Do jutra - odpowiedziałam na pytanie Harry’ego, a on zaklął głośno. - Harry, dam sobie radę. Załatwiajcie w spokoju…
       - “Dasz”? - przerwał mi, a jego głos zadrżał groźnie - co z Kornelią? - poczułam, jak żołądek zaciska mi się w supełek. Spojrzałam na kierującą dziewczynę i nagle zrobiło mi się jej żal. Praktycznie zmusiliśmy ją do powrotu do Anglii. Byłam na nią zła, bo wymagałam od niej, by udawała kogoś kim nie była.
       - Akcje nie są dla niej. Musimy dać jej odpocząć - powiedziałam cicho i zauważyłam, jak ta zaciska ręce na kierownicy. 
       - Coś jej się stało? Jest z tobą? - nie zdążyłam mu odpowiedzieć, gdy telefon Kornelii rozdzwonił się w jej kieszeni. Ze zmarszczonymi brwiami spojrzała pospiesznie na ekran i wróciła wzrokiem na drogę, przykładając słuchawkę do ucha. 
       - Louis, nie teraz, prowadzę - powiedziała cicho i przełknęła ciężko na słowa swojego chłopaka, których nie byłam w stanie usłyszeć. Z dźwięków dochodzących z mojego telefonu, domyśliłam się, że Louis był w tym samym pokoju co Harry. 
       - Nie, jestem cała. Nie, Louis. Błagam, przestań się zamartwiać. Nie. NIE! Louis, prowadzę. - Kornelia westchnęła ciężko i się rozłączyła. Nagle usłyszałam w słuchawce jakieś szumy i oburzony wrzask Harry’ego. 
       - Daj mi ją do telefonu! - krzyknął Louis, a ja parsknęłam śmiechem - Louis, nic jej nie jest. Jesteśmy w samochodzie i nie chcesz, żebyśmy rozbiły twoje piękne audi, prawda? - powiedziałam. 
       - Jutro nigdzie nie idzie! 
       - Wiem, nie pozwolę jej. 
       - I ty na siebie uważaj. - uspokoił się, ale jego oddech wciąż był przyspieszony
       - Zawsze. 
       - Powiedz jej, że ją kocham - powiedział cicho, a ja uśmiechnęłam się do siebie. 
       - Ona o tym wie, Louis - odparłam
       - Mimo wszystko, powiedz jej. Będzie na mnie zła - naciskał. Kiwnęłam głową świadoma, że nie mógł tego widzieć i już otworzyłam usta, by mu odpowiedzieć, gdy przerwało mi ciche jęknięcie.
       - K… Kornelia… - Calum. Zacisnęłam zęby i spojrzałam za siebie. Mężczyzna miał otwarte oczy i wpatrywał się w fotel mojej przyjaciółki, wyciągając do niej zakrwawioną dłoń
       - Co to było? - zapytał podejrzliwie Louis. Widziałam, że Kornelia powstrzymywała z całych sił, wyrywający się z jej płuc, szloch. Złączyła swoje palce z palcami bruneta i uścisnęła mocno, trzymając wciąż jedną rękę na kierownicy. 
       - Louis, muszę kończyć. Ucałuj ode mnie Harry’ego - rzuciłam pospiesznie
       - Milena, czy to był Cal…
       - Pa, Louis! - rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni. Odwróciłam się do Caluma i wyrwałam jego dłoń z dłoni Kornelii. Jęknął głośno i chwycił się za bolący brzuch. 
       - Milena! - krzyknęła moja przyjaciółka, ale ja tylko wskazałam podbródkiem, by patrzyła na drogę. 
       - Słuchaj, gnojku - warknęłam do Caluma, który teraz patrzył na mnie, obnażając w cierpieniu swoje zęby. - Pomożemy ci, bo Kornelia zdechłaby z tęsknoty, gdybyś umarł. Ale nawet nie myśl, że to coś zmieni w naszych relacjach. Wciąż jesteśmy wrogami, a ty wciąż masz się od niej odpierdolić 
       - Milena! - Kornelia ponownie zwróciła się do mnie, gdy Calum podjął próbę podniesienia się na fotelu. Niestety spotkał się z porażką i opadł plecami na miękkie siedzenie, uderzając przy tym głową w szybę. 
       - Gdyby nie… nie ja, leżałybyście t… teraz martwe. - wychrypiał, patrząc na mnie z wyrzutem. 
       - Gówno prawda! Michael blefował. Nie zabiłby nas. Nie zaryzykowałby tak bardzo. Już i tak jest na celowniku naszej grupy - cisnęłam przez zęby. Calum pokręcił głową i zacisnął powieki.
       - Właśnie. Ma już nie… niewiele do stracenia - miał zdecydowanie problemy z pobieraniem powietrza. Może Michael zdołał uszkodzić mu płuca?
       - Miałby jeszcze mniej, gdyby to zrobił - nie dawałam za wygraną
       - Może. A… A m…oże uratowałem was od pewnej śmierci - Calum był tak samo uparty. Prychnęłam i odwróciłam się z powrotem w stronę przedniej szyby. Wtedy Kornelia zwolniła aż wreszcie stanęła pod wielkim pięknym domem na jakimś drogim osiedlu. Budynek nie był tak duży, jak willa Harry’ego, ale i tak robił wrażenie. 
       - Jesteśmy. Calum, pomożemy ci wysiąść - powiedziała, a ja przeczyściłam gardło
       - Jest przytomny, może iść sam - wzruszyłam ramionami i otworzyłam drzwi od swojej strony. 
       - Ja ci pomogę. - poprawiła się Kornelia, zabijając mnie spojrzeniem. 
       - Spokojnie, kruszyno. Dam ra…adę - wzdrygnęłam się na zdrobnienie, jakim Calum nazwał moją przyjaciółkę. Kornelia pokręciła głową i wysiadła z samochodu, w mig znajdując się na tylnim siedzeniu. Podparła plecy Caluma i pomogła mu wstać, ale nie obyło się bez cichych krzyków i jęknięć spowodowanych obrażeniami mężczyzny. Wreszcie stanął na nogach, podpierając się na ramieniu Kornelii i ruszyli powoli za mną do drzwi frontowych domu. 
       Zapukałam w drewno i już po chwili naszym oczom ukazała się rdzawa czupryna. Ed przywitał mnie całusem w policzek, a Kornelii tylko kiwnął, nie chcąc wywoływać zbędnych ruchów, które mogłyby sprawić Calumowi większy ból. Zaprosił nas do jednego z pomieszczeń, znajdujących się przy tylnym korytarzu jego pięknego domu. Była tam szpitalna prycza, przy której postawiono metalowy stolik na kółkach, pełen skomplikowanych narzędzi medycznych. Wokół szafki, za szybami których stały różne ampułki, leki i narzędzia i maszyny medyczne, których nazw nie byłam w stanie sobie przypomnieć.
       - Dasz radę się położyć? - Ed zwrócił się w stronę Caluma, a ten pokręcił głową, spuszczając ze wstydem wzrok. Rudzielec kiwnął tylko głową i pomógł mu wdrapać się na łóżko, na które Calum opadł z głośnym sykiem. Zauważyłam, że stróżka krwi spłynęła z jego ust po szczęce do włosów, gdy już leżał. Skrzywiłam się nieco. Kornelia chwyciła go za rękę i odgarnęła włosy z jego czoła. 
       - Ed cię poskłada - szepnęła, gdy oparłam się o ścianę przy drzwiach. Przekręciłam oczami, już nie wiedziałam który raz tego dnia.
       - Więc co się stało? - zapytał Ed, nakładając lateksowe białe rękawiczki. Wziął się za rozpinanie koszuli Caluma, a gdy się z tym uporał, naszym oczom ukazał się niewyobrażalnie posiniaczony, umięśniony brzuch. Kornelia przyłożyła dłoń do ust, zagłuszając swój przyspieszony oddech. - Ał… - skomentował Sheeran. 
       - Chcesz całą historyjkę czy tylko to, jak Hood został skopany? - zapytałam, unosząc jedną brew. Ed w tym czasie zaczął uciskać lekko siniaki, a na każdy z ruchów Calum zaciskał wargi i powieki. 
       - Wystarczy mi bijatyka - odpowiedział 
       - Chyba najwięcej szkód zrobiły kopniaki, które Michael sprzedał mu w brzuch. Wtedy zaczął krwawić z ust. Możliwe też, że uszkodził mu mózg, bo mordobicia było niemało. Ale może Hood zrobi się dzięki temu fajniejszy…
       - Wyjdź - zamarłam, gdy usłyszałam wściekłe warknięcie Kornelii. Spojrzałam na nią, mrugając szybko w zdziwieniu.
       - Co? - zapytałam osłupiała
       - Wyjdź. Nie potrzebujemy twojej pasywno agresywnej postawy. - wszyscy zamilkli. Skrzywiłam się i zmarszczyłam brwi, ale bez słowa odepchnęłam się od ściany. Jeszcze przed wyjściem z pomieszczenia rzuciłam przyjaciółce ostatnie, wściekłe spojrzenie. 
       Przeszłam się po korytarzu, trafiając na pokój, wyglądający jak salon. Wszystko urządzone było w nowoczesnym prostym stylu. Opadłam na kanapę i warknęłam głośno. 
       Nie chciałam być nieuprzejma, nie chciałam być ciężarem dla Kornelii, ale ta akcja miała udowodnić Harry’emu, że byłam w stanie dołączyć do poważniejszych zadań grupy. Jeśli miałam tu zostać, chciałam być poważnym członkiem. Nie po to ćwiczyłam na strzelnicy, nie po to poprzysięgłam zemstę na Irwinie, by siedzieć teraz i niańczyć wroga. Kornelia wciąż nie mogła poradzić sobie ze swoimi uczuciami i to nas spowalniało. Może udałoby mi się targować z Michaelem, może dopięłabym swego i nie stracilibyśmy kolejnych dwustu tysięcy. Przyjdzie czas, że Kornelia będzie musiała dokonać ostatecznego wyboru. Tak, była z Louis’m, tak odmówiła Calumowi, gdy ten zaproponował jej wspólną ucieczkę, ale miałam wrażenie, że były to tylko wierzchnie decyzje, które nie miały rzeczywistego wpływu na stan rzeczy. Wątpiłam, żeby rzuciła wszystko dla Hooda, ale jakoś nie potrafiła oderwać od niego swojego serca. 
       Zacisnęłam pięści i wyjęłam z kabury pistolet. Zaczęłam śledzić palcami grawerowania na lufie, czując w dłoniach ciężar broni.
       - Ed? - podskoczyłam na kobiecy głos, dochodzący z progu. Schowałam szybko przedmiot i odwróciłam się za siebie. Moim oczom ukazała się śliczna blondynka, zawinięta w białe prześcieradło. Podejrzewałam, że pod nim nie znajdowało się nic prócz jej nagiej skóry. Uśmiechnęłam się szeroko.
       - Ma klienta - powiedziałam, gdy dziewczyna spłonęła rumieńcem na mój widok. 
       - Och… - mruknęła, owijając się szczelniej materiałem. - To ja… poczekam na niego na górze - i zniknęła za drzwiami, czmychając gdzieś na schodach. Parsknęłam śmiechem, wstając z kanapy. Ruszyłam w poszukiwaniu kuchni, by zrobić sobie coś do picia. Nie wiedziałam, jak długo miało zająć Edowi badanie Caluma, ale byłam zbyt spragniona po tej akcji, by bawić się w kulturalnego gościa. Znalazłam wreszcie odpowiednie pomieszczenie i weszłam do środka. Jasne szafki odbijały słoneczne światło, a marmurowe blaty lśniły w moich oczach, niemal krzycząc, jak były drogie. Wzruszyłam ramionami i nalałam wody do elektrycznego czajnika. Gdy woda już się grzała, zaczęłam poszukiwanie kawy. Nie trwało to jednak długo i po chwili wsypywałam brązowy proszek do kubka. 
       - Milena - głos Kornelii wybudził mnie z myśli. Siedziałam przy kuchennym szklanym stole, popijając przyrządzony napój. 
       - Hm? 
       - Calum… Chce z tobą porozmawiać - powiedziała, siadając naprzeciwko mnie i przygryzając wargę. 
       - Huh? Dlaczego chciałby rozmawiać ze MNĄ? - zapytałam, unosząc wysoko brwi. Kornelia wzruszyła ramionami i zaczęła bawić się palcami pod stołem.
       - Nie wiem. - burknęła. Westchnęłam ciężko i, z kubkiem w ręku, przeszłam obok niej. Bez problemu odnalazłam medyczny pokój Eda i weszłam do środka. Rudzielec ściągał właśnie rękawiczki, gdy spojrzał na mnie i uśmiechnął się serdecznie. Wymijając mnie w progu, kiwnął głową i zamknął za sobą drzwi. Wzięłam głęboki oddech zanim zwróciłam się w stronę Caluma. Siedział na łóżku pobladły z bandażami owiniętymi wokół żeber. Cała krew, którą miał na twarzy została zmyta, ale siniaki przypominały o tym, co stało się dwie godziny temu. 
       Podeszłam do łóżka i usiadłam na stołku, nie patrząc chłopakowi w oczy. Zamiast tego wbiłam wzrok w podłogę. Calum podciągnął się wyżej na poduszkach.
       - Posłuchaj… - zaczął, a sam jego głos wywołał napięcie moich mięśni - Wiem, że mi nie ufasz, wiem, że uważasz, że nie powinienem kontaktować się z Kornelią…
       - Bo nie powinieneś. - warknęłam, zerkając na niego od niechcenia. Zacisnął wargi, ale nie skomentował moich słów. 
       - Uwierz mi, że chciałbym się odczepić. Chciałbym, żeby to uczucie mnie opuściło. Każdy wyszedłby na tym lepiej, ale nie mogę. Kocham ją… - skrzywiłam się i wzdrygnęłam z obrzydzenia na te słowa - Nie mogę panować nad swoimi uczuciami. 
       - Zawołałeś mnie po to, żeby się wyżalić? - zapytałam, przyglądając się swoim paznokciom. 
       - Nie. Zawołałem cię, by ci powiedzieć, żebyś była dla niej łagodniejsza. Kornelia nie chce tego życia. Ona się boi
       - Myślisz, że tego nie widzę? - wyrzuciłam. Gdyby mój wzrok mógł zabijać, Calum padłby przede mną martwy. 
       - Widzę, że już się zaaklimatyzowałaś. Jej raczej to nie spotka. Dlatego płakała nade mną, dlatego broniła mnie, gdy Michael próbował mnie zabić. Widziała już dwa mordy, sama była w wielkim niebezpieczeństwie…
       - Calum, nie muszę słuchać tego wszystkiego. Nie mówisz niczego, czego bym nie wiedziała. 
       - A mimo to ją wyzywałaś. Była smutna, płakała, gdy Ed mnie składał - spojrzał na mnie tak, jakby błagał, bym zmieniła swoje zachowanie. Uniósł nieco brwi, a kąciki jego ust były opuszczone.  Zacisnęłam wargi i wzięłam głęboki oddech, badając wzrokiem jego poranioną twarz. Oko, które wciąż było sprawne, wytrzymało małą bitwę spojrzeń. 
       - Nie musisz przyznawać mi racji, po prostu porozmawiaj z nią. - powiedział Calum, a ja przygryzłam wnętrze policzka i, ledwo zauważalnie, kiwnęłam głową.

       - Jedziemy. - oznajmiłam, wchodząc do salonu, w którym siedziała Kornelia, przyglądająca się ścianom.
       - Jedź sama, ja zostanę - odparła, nie odwracając się w moją stronę. Zaklęłam w duchu, że potraktowałam ją tak okrutnie. Była blada, a oczy miała zaczerwienione i podkrążone. Przełknęłam ciężko
       - Nie mam prawa jazdy… - mruknęłam, znajdując najlepszą odpowiedź, która przyszła mi do głowy. Kornelia westchnęła ciężko i spojrzała na wchodzącego do salonu Eda. 
       - Możemy wziąć go do domu? - zapytała, gdy rudzielec przeszedł obok mnie i usiadł na stole. Zagarnął jabłko z wiklinowej misy na środku blatu. Podrzucił owoc w powietrzu i wgryzł się w niego ze smakiem. Kiwnął głową, przeżuwając.
       - Jasne, nic mu nie jest. - powiedział z pełnymi policzkami. Rozdziawiłam usta i mimowolnie zerknęłam za siebie, jakbym spodziewała się zobaczyć tam w pełni poskładanego Caluma.
       - Nic? A krew z ust? Utrata przytomności? - zapytałam w szoku. Ed wzruszył ramionami.
       - Lekko poobijane żebra, jedno pęknięte, ale szybko się zrośnie. Michael narobił Calumowi kilka ran w żołądku. Stąd krew. A przytomność chłopak stracił z osłabienia i bólu. - wyjaśnił, szczerząc się do mnie, jakby czekał na pochwałę. Pokręciłam z uśmiechem głową i zwróciłam się ku Kornelii, próbując przekazać jej spojrzeniem coś na kształt wsparcia.
       - Widzisz? Będzie z nim dobrze. - powiedziałam. Zmrużyła oczy i, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi, wyminęła mnie w progu i powędrowała w stronę pokoju medycznego. Zacisnęłam powieki, gdy uśmiech spełzł mi z twarzy, a Ed zacmokał cicho, przypatrując mi się z uwagą. 
       - Wszystko w porządku? - zapytał
       - Ta… Dzięki za pomoc. Jestem ci naprawdę wdzięczna. Nie wahaj się, gdy będziesz czegoś potrzebował - powiedziałam, pocierając nerwowo kark. 
       - Zapamiętam - Ed puścił mi oczko i ruszył na schody. Na szczycie czekała na niego, już w pełni ubrana, blondynka, którą widziałam wcześniej w salonie. 

       - Dlaczego jesteśmy tutaj? - zapytałam zdziwiona, patrząc przez szybę na nasz apartamentowiec. Kornelia zatrzymała auto na parkingu i spojrzała na mnie wyczekująco. 
       - Bo ja jadę do Caluma - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. 
       - Kornelia… Powinnaś zostać - odezwał się Calum, a ja przytaknęłam z determinacją. 
       - Nie. Posiedzę dzisiaj z tobą. Nie chcę, żebyś przypadkiem padł w mieszkaniu - odparła, uśmiechając się do niego słabo. 
       - Kornelia, chciałabym z tobą porozmawiać - szepnęłam. Kornelia uniosła wysoko brwi i wzruszyła ramionami
       - Porozmawiamy później. Idź już - rzuciła, a gdy zdałam sobie sprawę, że nic nie miało jej przekonać, by poszła ze mną, opuściłam Audi i skierowałam się do mieszkania. 
       Byłam zła na nią i na siebie. Jej relacja z Calumem wszystko komplikowała, ale i jej lęki wprawiały mnie w wyrzuty sumienia. Kornelia nie pasowała tutaj i Calum miał rację: potraktowałam ją zbyt surowo. Powinnam wykazać nieco wyrozumiałości, zrozumieć, lecz dla mnie liczyło się głównie powodzenie misji. Pokazanie Harry’emu, że należałam do jego świata. Bo chciałam do niego należeć. Skrupuły i obawy, targające mną przed przeprowadzką do Londynu zniknęły gdzieś już dawno. Chciałam być przydatnym członkiem naszego “gangu” i nie zamierzałam tego zmieniać. Zbyt głęboko w to wdepnęłyśmy, by teraz tchórzyć i Kornelia powinna o tym wiedzieć. To nie była zabawa, z której mogłyśmy ot tak się wycofać. Jeśli coś miało pójść źle, konsekwencje tego dotarłyby nawet do niej, jeśli zdecydowałaby się zostać w Polsce. Tu nie chodziło o drobne kradzieże. Tu chodziło o handel mocnymi narkotykami, bronią, mordy! Od czasu dołączenia do Harry’ego i Louis’ego zmarły już dwie osoby. Kto wie kto był następny, a może to my miałyśmy kogoś pozbawić życia. Miałam nadzieję, że jeśli tak miało być to moje naboje wbiją się w czoło Ashtona Irwina. 
       Zaśmiałam się cicho, rzucając się na fotel w salonie. Myślałam o dokonaniu morderstwa bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Tym różniłam się od Kornelii. Dla mnie ważniejsza była sprawiedliwość niż emocje, które mogłyby pojawić się później.
       - Harry
       - Dziecino
       - Czy te dwieście tysięcy mam wziąć z tego samego miejsca co ostatnie pięćset?
       - Tak. W garderobie, w sejfie powinno być jeszcze z pięćset
       - Świetnie.
       - Milena…
       - Hm?
       - Uważaj na siebie. 
       - Zawsze uważam. 
       - Kocham cię…
       - Harry, wszystko będzie dobrze. Nic mi się nie stanie, tak, jak nic nie stało się dzisiaj.
       - Kocham cię…
       - Harry…
       - Kocham cię.
       - … ja ciebie też.


       - Kocham cię! - powstrzymałam odruch wymiotny, słysząc słowa Ashtona, który właśnie liczył pieniądze w walizce. Przekręciłam oczami i spojrzałam nad jego głową na Luke’a, stojącego kilka metrów dalej, opierającego się o maskę samochodu. Michael się nie zjawił, co uderzyło w moją dumę. Uważał, że nie byłam zagrożeniem? Miał mnie za kogoś niegodnego swojej pozycji? Zacisnęłam pięści i zerknęłam w dół na klęczącego Ashtona. 
       - Skończyłeś? - warknęłam, widząc jak chichocze do banknotów. Zatrzasnąwszy walizkę, zadarł głowę i nieprzerwanie patrząc mi w oczy, podniósł się powoli do pozycji stojącej. Był nieprzyjemnie blisko, tak blisko, że czułam bijące od niego ciepło na swojej odsłoniętej twarzy. Wzdrygnęłam się.
       - Nie wiem. Skończyłem? - zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiejąc o co mogło mu chodzić, gdy ten nagle sięgnął dłonią mojej twarzy. Napięłam się w odpowiedzi i odepchnęłam go od siebie, na co zaśmiał się cicho.
       - Nawet nie próbuj - warknęłam, gdy ponownie się do mnie zbliżył. Westchnął głośno, patrząc na mnie tęsknym wzrokiem i położył niespodziewanie rękę na moim pośladku, przyciskając mnie do siebie. Próbowałam go znów odepchnąć, ale był zbyt silny. Poczułam przypływ adrenaliny,  która zaszumiała mi w uszach. Ashton pochylał się nade mną, wolną ręką przytrzymując w miejscu moją głowę.
       - Irwin, nie waż się! Zabiję cię! - zagroziłam, ale on już dotknął swoimi wargami moje, po czym rozwarł je językiem i wepchnął go do środka, mimo moich głośnych protestów. Poczułam, jak ręka z pośladków przesuwa się ku górze aż dotarła do mojej piersi. Czując budującą się we mnie furię, ugryzłam napastnika najmocniej jak potrafiłam. Ashton jęknął w bólu i odepchnął mnie od siebie, chwytając palcami krwawiącą wargę. Ze zdziwieniem dostrzegłam, że patrzył na mnie z podziwem. By nie dać mu zbyt wielu złudzeń, wyciągnęłam z kabury pistolet i go odbezpieczyłam. 
       - Co to miało kurwa być?! - krzyknęłam, celując w jego głowę. Ashton wzruszył ramionami, a krew narysowała czerwoną ścieżkę na jego brodzie. 
       - Styles nie chce dobrowolnie dzielić się swoim ciasteczkiem, więc postanowiłem sam sobie wziąć kawałek - powiedział z szalonym uśmiechem. Skrzywiłam się i przestąpiłam z nogi na nogę. 
       - Jesteś popierdolony - warknęłam, a on wybuchnął śmiechem. Dostrzegłam, jak Luke kręci z dezaprobatą głową, jakby był przyzwyczajony do tego typu zachowań Ashtona. Blondyn wydął wargę w udawanym smutku
       - Oj, słodka, nie zastanawiałaś się czasami? Ty, ja, ciepłe łóżko. Mój przyjaciel w twojej…
       - Dość! Nie! Prędzej zjadłabym gnijącego szopa prosto z asfaltu niż przespała się z tobą! Bierz pieniądze i spierdalaj! - przerwałam mu pospiesznie, powstrzymując odruch wymiotny. Ashton zrobił bezradną minę i wzruszył ramionami. 
       - Jeszcze cię kiedyś namówię - rzucił i chwycił walizkę.
       - Nie w tym życiu - warknęłam, trzymając go cały czas na muszce. Zaświecił przede mną swoimi białymi prostymi zębami i wysłał buziaka. Zmrużyłam oczy, nie reagując, co wywołało jego głośny, upiorny śmiech, zanim się odwrócił i dołączył do Luke’a. Nie spuszczałam palca ze spustu do czasu aż ich samochód nie zniknął na drodze za hangarem. Niech tylko Harry dowie się o twoim durnym wybryku…
       Dopiero, gdy byłam pewna, że Ashton i Luke byli już daleko, zabezpieczyłam pistolet i go schowałam. Potarłam czoło, zmęczona ostatnimi wydarzeniami i ruszyłam na tył hangaru, gdzie czekał na mnie Simon. Kazałam mu się podwieźć, lecz nie pozwoliłam wychodzić z samochodu. Nie mógł mnie widzieć, a Irwin i Hemmings nie wiedzieli o jego obecności. Szczerzył się do mnie, a gdy wsiadłam do samochodu ruszył bez zbędnych pytań. Wiedziałam, że to był dobry wybór. 
       Otworzyłam drzwi mieszkania i zobaczyłam Kornelię, grającą na konsoli w salonie. Gdy mnie usłyszała wyłączyła sprzęt i wstała z kanapy, gotowa schować się w swojej sypialni.
       - Czekaj! - zawołałam za nią i z ulgą zobaczyłam, jak się zatrzymuje. Niestety ulga szybko przeobraziła się w zdenerwowanie. Nie miałam pojęcia co mogłabym jej powiedzieć. Przeprosić? Zapytać jak się czuła? Postanowiłam jednak walić prosto z mostu.
       - Chcesz wrócić? - zapytałam. Zmrużyła oczy.
       - Dokąd? - mruknęła ze znudzeniem
       - Do domu? - zacisnęłam wargi, czekając na jej odpowiedź
       - Jesteśmy w domu - odparła, jakby mówiła o najbardziej oczywistej rzeczy na świecie. Poirytowana przystanęłam z nogi na nogę.
       - Mam na myśli Polskę - starałam się ukryć złość, która mną wstrząsnęła.
       - Och. - Kornelia wlepiła wzrok w podłogę, nie odzywając się przez długą chwilę. W tym czasie podeszłam do fotela i usiadłam na jego ramieniu. 
       - Więc? Chcesz wrócić do Polski? - naciskałam, wciskając dłonie między uda. Zamrugała szybko i spojrzała mi z determinacją prosto w oczy. Nie musiała się odzywać, bo jej postawa była oczywista. Ścisnęło mnie w gardle, gdy zdałam sobie z tego sprawę. Mimo wszystko Kornelia postanowiła zwerbalizować swoją odpowiedź. Nie wiedziałam, że tak bałam się tego jednego słowa, póki moje ciało nie zaczęło trząść się przeraźliwie, a mięśnie zmiękły, gdy w salonie rozległ się głos przyjaciółki
       - Tak.  



#TTDff