wtorek, 27 stycznia 2015

50. Found something real that's out of touch

Um... Polecamy zaopatrzyć się w chusteczki... I włączyć muzykę. Koniecznie muzykę rozdziału :) Kochamy Was! Nie zapomnijcie podzielić się wrażeniami w komentarzach i pod tagiem #TTDff ! <3 

A. <3 & M. xx

Found something real that's out of touch*


Kornelia

        Musieliśmy ocucić Milenę z jej otępienia, zanim wyjechaliśmy z mieszkania Liama, pędząc do szpitala, o którym powiedziała nam Phoebe. Louis wymijał zręcznie auta, zaciskając mocno dłonie na kierownicy. Siedziałam na tylnym siedzeniu, trzymając zszokowaną Milenę za rękę. Nie płakała. Patrzyła ślepo przed siebie, oddychając głęboko, jakby dostała zadyszki. 
        Nie wiedzieliśmy co się stało poza tym, że Harry miał wypadek na motorze, a medycy musieli reanimować go na miejscu. Tylko tyle informacji zdołała wydusić z siebie Phoebe, zanim opadła w objęcia Nialla, zanosząc się płaczem. Mieszkanie Liama nie mogło być cichsze. Wszyscy patrzyli na nią w szoku, aż w końcu Louis zarządził przegrupowanie. Zabrał mnie i Milenę ze sobą, wyciągając wcześniej od Phoebe gdzie zabrali Harry’ego. Samochody Zayna i Nialla pędziły teraz za nami, śledząc trasę Louis’ego. 
        Wreszcie zaparkowaliśmy prze wielkim budynkiem szpitala, a Milena wypadła z auta, zanim jeszcze zdążyło odpowiednio zahamować. Popędziłam za nią, nie patrząc na Louis’ego, ale ten zdążył nas dogonić już po kilku sekundach. Dopadliśmy zdyszani recepcji, w której kręciły się dziesiątki ludzi. Pacjenci błądzili bez celu po korytarzach, poganiani przez, ubranych w biel, pielęgniarzy. Milena dopadła blatu recepcji tak gwałtownie, że pielęgniarka, siedząca przy komputerze, podskoczyła na swoim fotelu. 
        - Harry Styles! Gdzie leży? - zapytała pospiesznie, zaciskając palce na drewnie. Jej głos brzmiał sucho, mówiła z trudem, jakby wcześniej najadła się piasku. Pielęgniarka uśmiechnęła się do niej uprzejmie. 
        - Niech pani wybaczy, ale jest kolejka. Inni też chcieliby odwiedzić swoich bliskich. - odpowiedziała spokojnym tonem, wypisując coś długim ołówkiem na, niewidocznej dla mnie, kartce. Żyła na szyi Mileny uwydatniła się mocno, a jej twarz pociemniała. Zastukała szybko palcami w blat.
        - Do cholery, kobieto, powiedz gdzie go położyliście! - warknęła, oblizując nerwowo wargi. 
        - Naprawdę, nie mogę nic zrobić, niech pani… - jej wypowiedź została przerwana, gdy Milena pochyliła się nad blatem i chwyciła kołnierz jej białego fartucha. Przyciągnęła pielęgniarkę, która niemal dotknęła jej nosa swoim. Nie wiedząc skąd, w pięści Mileny znalazł się ołówek, którym pielęgniarka skrobała wcześniej po kartce. Ludzie wokół odwrócili swoje głowy, zaintrygowani zamieszaniem.
        - Nie denerwuj mnie, dziwko! Mów zaraz gdzie leży Harry Styles albo ten ołówek znajdzie się głęboko w twojej źrenicy! - krzyknęła Milena, unosząc niebezpiecznie ołówek. Pielęgniarka patrzyła na niego w przerażeniu. Ludzie wokół zamilkli, a na sali słychać było tylko przyspieszone oddechy Mileny i pielęgniarki. Agresywne zachowanie mojej przyjaciółki sparaliżowało mnie do tego stopnia, że mogłam tylko czekać na kolejny jej ruch
        - Ja nie wiem kto to jest! - zawołała pospiesznie pielęgniarka i uniosła ręce w geście poddania. Rozejrzałam się nerwowo, w obawie, że ktoś zawoła ochronę, ale wszyscy zdawali się być zbyt zafascynowani scena, jaka się przed nimi odbywała. Louis wyminął mnie bezszelestnie i chwycił rękę Mileny. Wtedy po jej policzkach pociekły łzy, puściła pielęgniarkę i wtuliła się w niego, łkając cicho. Ściskała w pięściach jego białą koszulkę, gniotąc jej materiał.
        - Został tu niedawno przywieziony. Miał wypadek na motorze. - powiedział spokojnie Louis, a pielęgniarka, patrząc ze współczuciem na Milenę, kiwnęła głową i wpisała coś do komputera. Odetchnęłam z ulgą, widząc, że należała ona do empatycznych osób. Wydawała się nie być zła na Milenę za jej wybuch. 
        - Piętro pod nami, sala 216. OIOM - powiedziała. Podziękowaliśmy jej cicho w momencie, w którym dołączyła do nas reszta znajomych. Zaczęli zadawać pytania o Harry’ego, a Louis przekazał im pospiesznie to, co powiedziała pielęgniarka. Ruszyliśmy do windy, Milena wciąż uczepiona boku Louis’ego, i ścisnęliśmy się w niej wszyscy. Zayn nacisnął przycisk, na którym widniała jedynka z minusem. Ciszę w środku przerywały szlochy Phoebe i Mileny. Każdy z mężczyzn stał w napięciu i tylko Niall szeptał coś do brunetki. 
        Po kilku sekundach, drzwi windy otworzyły się przed nami, a moim oczom ukazała się tabliczka, która głosiła, że znaleźliśmy się na oddziale intensywnej terapii. Szklane drzwi, znajdujące się przed nami były zamknięte. Milena zaczęła szarpać za klamkę, wrzeszcząc o ich otwarcie aż wreszcie opadła na kolana, opierając czoło o szkło. Płakała rzewnie, przez co zabolało mnie serce.
        - Co tu się dzieje? - wysoki, łysy lekarz wyszedł z pomieszczenia po naszej lewej stronie, trzymając w dłoni kanapkę. - Odwiedzający mają tutaj zakaz wstępu - warknął, a potem spojrzał na płaczącą Milenę i uniósł nieco brwi. Wszyscy pokiwaliśmy posłusznie głową, a ja uklęknęłam przy przyjaciółce i przyciągnęłam ją do siebie. 
        - Spokojnie, musimy poczekać. - szepnęłam, a ona pokręciła szybko głową. 
        - Muszę go zobaczyć. Muszę zobaczyć. - powtarzała, mocząc rękaw mojej bluzki łzami. 
        - Proszę być cierpliwym i czekać na informacje. Do kogo idziecie? - zapytał lekarz, wpatrując się we wtuloną we mnie Milenę. 
        - Harry Styles. Dowiedzieliśmy się, że miał wypadek na motorze - powiedział Louis drżącym głosem. Spojrzałam na niego i dostrzegłam łzy skupione w kącikach jego oczu. Lekarz skrzywił się nieco i pokiwał głową, jakby doskonale wiedział o kim mowa. To nie była dobra reakcja. Miałam nadzieję, że Milena tego nie zauważyła. Teraz i mnie ścisnęło w gardle. Harry był moim przyjacielem, był chłopakiem Mileny, świetnym facetem, którego nieobecność uginała pode mną kolana. Co się właściwie stało? Dlaczego miał wypadek?
        - Byłem przy tym, jak go przywieźli. Jest składany na stole, to może trochę potrwać - i to tyle. Lekarz wrócił do pomieszczenia, z którego wyszedł, korzystać ze swojej przerwy, delektować się swoją głupia kanapką. Zostaliśmy pozostawieni sami sobie z płaczącą Mileną, milczącymi chłopakami, szlochającą Phoebe. Patrzyłam na Louis’ego, który otarł szybko łzy i kiwnął głową. Odwrócił się do reszty, biorąc głęboki oddech. 
        - Chodźcie - powiedział cicho i wyciągnął do mnie rękę. Chwyciwszy ją, pociągnęłam za sobą Milenę, która ponownie wpadła w nieokreślone otępienie. Przy recepcji dowiedzieliśmy się, że na oddział Harry’ego możemy wejść tylko za pozwoleniem lekarza, a przy jego obrażeniach ta procedura mogła potrwać sporo czasu. Milena nie była w stanie tego słuchać. Usiadła na siedzeniach poczekalni, nie patrząc nawet w naszą stronę. 
        Po godzinie wyszedł do nas lekarz, który przedstawił się jako doktor Jones. Zapytał czy to my przyszliśmy do Harry’ego, a gdy otrzymał twierdzącą odpowiedź pokiwał ze smutkiem głową. 
        - Jesteście rodziną? - zapytał, a moje myśli od razu powędrowały do Gemmy, którą poznałam na imprezie Harry’ego. Cholera, miałam wrażenie, jakby to było wieki temu. 
        - Nie. Ale jego rodzina mieszka daleko. - odparł Louis zachrypniętym głosem. 
        - Musimy ich powiadomić - powiedział doktor Jones, pochylając się do recepcjonistki. 
        - Nie! On by tego nie chciał. Powinien mieć to zapisane gdzieś w papierach - pospieszył z odpowiedzią mój chłopak, a ja zmarszczyłam brwi w zdziwieniu. Dlaczego nie? Z tego co widziałam Harry świetnie dogadywał się z siostrą. Czy jego rodzina nie wiedziała czym naprawdę się zajmował? 
        - Powinienem być gdzieś wpisany jako osoba ważna czy inne gówno - mruknął niecierpliwie Louis. Doktor Jones przypatrywał mu się długo, zaciskając mocno wargi, a potem dał za wygraną. Sytuacja musiała być kiepska, skoro nawet nie zerknął w kartę Harry’ego. Spojrzałam z obawą na Milenę, która teraz pochylała się nad kolanami, splatając dłonie na karku. Caroline głaskała ją powoli po plecach, w drugiej ręce ściskając dłoń Liama. Niall wyszedł z Phoebe na zewnątrz, by zaczerpnęła świeżego powietrza, a Zayn stał pod ścianą, uderzając w nią raz po raz głową.
        - Więc chodźmy na bok, musimy porozmawiać - zwrócił się do Louis’ego lekarz, a ja chwyciłam go pospiesznie za ramię. 
        - Też idę! - oznajmiłam, a ten pokręcił powoli głową. Louis objął mnie w pasie i pocałował w czubek głowy. Gdy zmusił mnie, bym na niego spojrzała w jego oczach tlił się niewyobrażalny smutek. Łzy połyskiwały w świetle lamp. 
        - Kocie, to może być trudne - szepnął, głaszcząc mnie delikatnie po policzku. 
        - Dlatego muszę przy tobie być - odpowiedziałam, a jego twarz wykrzywiła się w wyrazie rozpaczy i kiwnął głową. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło, a potem odwrócił w stronę lekarza. 
        - Może doktor mówić przy niej. - oznajmił, a lekarz skinął nieznacznie i wziął głęboki oddech. 
        - Będę z wami szczery, nie jest dobrze. Pacjent musiał zostać reanimowany dwa razy, nie jest w stanie sam oddychać. Przez pewien czas będzie musiał pozostać podłączony do aparatury, robimy wszystko, co w naszej mocy… - powiedział cicho, patrząc wymownie na Milenę. Nie mogłam powstrzymać szlochu. Ścisnęłam mocno dłoń Louis’ego, która zaczęła drżeć przeraźliwie. 
        - Ale? - szepnął, bo głos uwiązł mu w gardle. Lekarz przełknął ciężko ślinę i przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę. 
        - Ale wasz przyjaciel może nie dożyć kolejnego tygodnia. - Louis początkowo nie zareagował. Patrzył na doktora Jonesa przez łzy, jakby chciał sprawdzić czy ten mówił poważnie, a potem zgarbił się nieznacznie i ścisnął palcami kąciki oczu. Wtuliłam się w niego mocno, sama zostawiając mokre ślady łez na jego bluzce. 
        - Przykro mi - powiedział lekarz, a Louis pokręcił głową i spojrzał na niego w napięciu.
        - Nie. Jeszcze nie skończyliście swojej roboty, więc nie składaj nam kondolencji. - warknął, wciskając palec wskazujący w jego klatkę piersiową. Jones odsunął się od niego nieco i zacisnął szczękę. 
        - Rozumiem złość… 
        - Nic nie rozumiesz. A teraz zabieraj dupę na dół i rób, co w twojej mocy, żeby wyciągnąć mojego przyjaciela z tej popierdolonej sytuacji - syknął Louis, zaciskając pięści tak, że pobielały mu knykcie. Położyłam mu dłoń na brzuchu, powstrzymując go przed zrobieniem kroku w stronę lekarza. 
        - Louis. Chodź. Chodź, kochanie - szepnęłam, popychając go lekko ku wyjściu. Po chwili oporu wreszcie dał za wygraną i pozwolił mi poprowadzić się do wyjścia. Cała reszta ruszyła za nami prócz Mileny, która patrzyła na wszystkich ze smutnym wyrazem. 
        - Nigdzie nie idę. - powiedziała, kiedy odwróciłam się w jej stronę i przywołałam gestem. - Zostaję z nim. 
        - Milena, mogą nam zabronić odwiedzin przez długi czas - powiedziałam, próbując opanować nerwy. Nie mogłam dać po sobie poznać, jak bardzo zła była sytuacja. Milena nie chciała wiedzieć, nie musiała tego wiedzieć. 
        - Nic mnie to nie obchodzi. Zostaję z nim - powtórzyła. Z bolącym sercem podeszłam do niej i przytuliłam mocno. Nie odpowiedziała. Stała sztywno, oddychając głęboko. 
        - Dzwoń, gdy będziesz czegoś potrzebowała, dobrze? - szepnęłam jej do ucha, a ona kiwnęła tylko głową i odwróciła się do windy po czym zniknęła za jej metalowymi drzwiami. 
        Louis nie mógł wydusić z siebie słowa przez całą drogę powrotną. Sama obawiałam się odezwać, by nie wybuchnąć płaczem. Gdy znaleźliśmy się już w jego mieszkaniu Louis zamknął za mną drzwi i rzucił swoją kurtkę na fotel w salonie. Stanął, opierając się o niego rękami z pochyloną głową. Patrzyłam na niego chwilę w milczeniu, a potem objęłam od boku, przerzucając jedną jego rękę przez swoje ramię. Wtulił się we mnie mocno, przyciskając usta do moich włosów. Wtedy usłyszałam samotny, pojedynczy szloch. 

Milena

        Wszystko, co znajdowało się wokół mnie nie miało znaczenia. Widziałam tylko szklane drzwi, których otwarcie było dla mnie niemożliwe i znajdującą się za nimi salę, w której leżał Harry. Nie mogłam go opuścić. Czekałam cierpliwie na pozwolenie lekarzy. Dzień, dwa potem tydzień… Prosiłam o nie każdego z nich, ale wieść o moim wybuchu złości w recepcji szybko rozeszła się po szpitalu i personel niechętnie udzielał mi wyjaśnień. Wreszcie podszedł do mnie doktor Jones, którego zdążyłam już poznać nieco lepiej. Nic nie powiedział, a kiwnął tylko głową.
        Serce zabiło mi gwałtownie, gdy otworzył przede mną zakazane drzwi i wpuścił do środka. Szłam, choć miałam wrażenie, że do sali 216 byłam przez kogoś niesiona. Nie towarzyszył mi żaden z moich znajomych, wszyscy musieli wrócić do swoich obowiązków. Małe srebrne liczby na białych drzwiach sali odebrały mi oddech. Spojrzałam z obawą na lekarza, a on zachęcił mnie wzrokiem i wyminął, kierując się do innego pacjenta. Drżącą ręką chwyciłam zimną klamkę i nacisnęłam ją powoli, mając w sobie tysiące kotłujących się emocji. 
        Moje nogi zmiękły momentalnie, oczy zaszły łzami, a serce obijało się o ściany klatki piersiowej. Był tam, leżał na łóżku, otoczony aparaturą, wydającą pikające odgłosy. Jego lewa ręka w całości była owinięta bandażami, na prawej znajdowało się kilka plastrów, zza których majaczyły ogromne obicia i siniaki. Podobny biały plaster znajdował się na jego czole i policzku. Na drugim zauważyłam szwy. Miał zamknięte oczy, oddychał regularnie, w czym zapewne pomagała mu aparatura. 
        Nie potrafiłam zrobić kroku. Zgięłam się w pół, obejmując mocno swój brzuch. Próbowałam złapać oddech, ale wydawało mi się, że potrzebowałam podobnych urządzeń do tych które były podłączone do Harry’ego. Z wysiłkiem wzięłam wreszcie kilka głębokich oddechów, zaciskając przy tym oczy, aż w końcu powłóczyłam nogami w stronę krzesła, które stało przy łóżku. Usiadłam na nim bardzo powoli i ostrożnie, jakby najmniejszy wstrząs wokół Harry’ego, miał pogorszyć jego stan. Moje ręce trzęsły się przeraźliwie, gdy ujęłam w nie jego dłoń. Była chłodna, martwa, nie odpowiadała na moje ruchy, co wydawało się tak obce. To ramię było wolne od wszelkich rurek i przewodów, więc podniosłam je delikatnie, przykładając zimne palce do swoich ust. 
        Nie wiedziałam co czułam. Moje ciało próbowało mi podpowiedzieć, ale skutecznie blokowałam to, co zapewne było paniką, przerażeniem. Płakałam, ale nie tak mocno, jak powinnam. Harry był nieprzytomny, jego życie zależało od kilku metalowych pudełek, których upierdliwe pikanie denerwowało mnie bardziej niż uparta recepcjonistka, odmawiająca podania mi informacji. Mój żal zagłuszany był przez złość. Patrzyłam na nieruchomą twarz, oszpeconą siniakami i miałam ochotę na nią krzyknąć, zmusić, by jej mięśnie wzięły się do roboty i uniosły powieki. Chciałam ryczeć. Wypłakać cały smutek. Byłam bezradna. Mogłam tylko czekać, ufać lekarzom, że pomogą Harry’emu z tego wyjść. Że obudzi się za jakiś czas. Nie wiedziałam jakie miał szanse. Nie chciałam wiedzieć. Kornelia, Louis, Liam, wszyscy inni wiedzieli, ale zakazałam im mówić. Jeśli Harry miał… Nie… Nawet nie chciałam sobie tego wyobrażać. To się nie stanie. On jest niezniszczalny. Żaden wypadek nie pozbawi go życia, nieważne, jak poważny. Uszkodzone płuca, doznane obrażenia wewnętrzne, kilka złamanych żeber, noga, która obróciła się niemal o sto osiemdziesiąt stopni, mająca teraz w sobie metalowe śruby. To jedyne rzeczy, o których wiedziałam. 
        Spojrzałam na blade usta, suche i zimne, które jeszcze kilka dni temu złączone były z moimi w gorącym pocałunku. Wypowiadały głośno żarty i szeptały czułe słowa. Słowa, na których odpowiedź tak cierpliwie czekał Harry. Zacisnęłam powieki, wyzywając się za swoje obawy. Ten niebezpieczny świat wymagał szybkiego podejmowania decyzji, wyznawania uczuć, gdy tylko poczuje się ich pierwsze zwiastuny. Mogłeś umrzeć każdego dnia, mogłeś zostać porwany, złapany przez prawo. Tu nie było czasu na zastanawianie się. Dlatego Harry i Louis tak desperacko pragnęli sprowadzić nas z Polski. Dlatego to Harry i Louis wypowiedzieli jako pierwsi słowa, które mnie nie mogły przejść przez gardło. Dlatego Liam oświadczył się Caroline już po roku trwania związku. Oni nie czekali, bo nie mieli czasu. A teraz ja, okrutnym sposobem, przekonałam się, że mieli rację. Nie powinnam była czekać. Nie powinnam była obawiać się tego, co czułam. Bo przecież to czułam. 
        - Obudź się - szepnęłam, z jego ręką przyciśniętą do swoich ust. Brak odpowiedzi. Powieki wciąż tak samo nieruchome, usta tak samo zimne. Łzy popłynęły wartkim strumieniem po moich policzkach. 
        - Proszę, Harry, obudź się. Spójrz na mnie - powtarzałam, wbrew logice. Wiedziałam, że Harry mnie nie słyszał, nie mógł odpowiedzieć, a mimo to prosiłam, błagałam. Wysokie pikanie przebijało się przez dźwięk mojego przyspieszonego oddechu i pociągania nosem. Nic nie mogło równać się bezradności, którą teraz czułam. Nieruchome ciało Harry’ego doprowadzało mnie do granicy szaleństwa. Chciałam krzyczeć, szturchać go, uciec stąd, by tego nie widzieć, wyzwać lekarzy, że się nim nie zajmują, ale jedyne, co mogłam zrobić to siedzieć w tej pieprzonej sali, patrzeć na, miarowo unoszącą się, klatkę piersiową, słuchać syków, pisków i pikania aparatury wokół. Kto cię tak urządził Harry? Przecież jesteś świetnym kierowcą… 
        Moje myśli od razu powędrowały do Irwina. Gdzieś na tyłach świadomości wrzeszczała myśl, że to przez niego. Ale Phoebe milczała. Nie wyjaśniła dlaczego znajdowała się na miejscu wypadku Harry’ego, jednak jej obecność tam tylko potwierdzała moje podejrzenia. Przywołałam w głowie obraz schowka w swojej sypialni, w którym znajdował się pistolet, podarowany mi przez Harry’ego. Nie żyjesz, Ashton. Nie żyjesz…
        Otarłam szybko zabłąkaną łzę i powróciłam wzrokiem do Harry’ego. Jego loki straciły swój blask. Pogłaskałam jeden z kosmyków, wstrzymując oddech, by ponownie się nie rozpłakać. 
        - Harry… - odezwałam się cicho, przejeżdżając wierzchem dłoni po jego policzku. Czy miał się kiedykolwiek obudzić? Jego płuca działały tylko dzięki maszynom, kto wie, jak bardzo był poobijany w środku. 
        - Nie rób mi tego - ponownie przycisnęłam jego dłoń do swoich ust i pocałowałam ją przeciągle. - Nie zostawiaj mnie, dobrze? Nie możesz tego zrobić. - żal ponownie opanował całe moje ciało, rozpłakałam się, mocząc łzami biała pościel i swoje spodnie. Nie mogłam uspokoić się przez kilka minut, aż w końcu przełknęłam ciężko i przetarłam oczy.
        - Wygrałeś… - szepnęłam przez łzy, oddychając głęboko. - Wygrałeś, ok? - wstałam z krzesła i pochyliłam się nad nieprzytomnym ciałem, by przyłożyć swoje usta do zimnych, suchych warg, tak odmiennych od tych, które całowałam tydzień temu. 
        - Kocham cię. Rozumiesz? Kocham… Więc masz się obudzić, skurwielu, bo nie zmarnuję tego uczucia na trupa - mruknęłam, pochylona nad nim nisko. Serce waliło mi, jak młotem, gdy patrzyłam przez chwilę na jego pobladłą twarz. Mimo moich irracjonalnych nadziei, nic się nie wydarzyło. Nie otworzył oczu, jak to bywało w pięknych romantycznych filmach i operach mydlanych. Nie poruszył nawet palcem. Leżał tam, nieruchomy i nieświadomy, głuchy na wszystko, co właśnie powiedziałam. Słone krople opadły na jego usta, zwilżając je lekko. Opadłam na krzesło, chowając twarz w dłoniach, nie mogąc patrzeć dłużej na spełnienie mojego najgorszego koszmaru. Nie wiedziałam, jak długo płakałam, jak długo wsłuchiwałam się w regularne dźwięki, lecz z otępienia wyrwał mnie zmieniony rytm jednego z nich. Moje serce podskoczyło w nadziei, gdy pikanie kardiogramu przyspieszyło nieco. 
        - Harry? - ujęłam pospiesznie jego rękę, oddychając w szaleńczym tempie. Niemal zemdlałam ze szczęścia, gdy poczułam uścisk na mojej skórze. - O boże, Harry! - głos uwiązł mi w gardle, ale nie mogłam powstrzymać rozsadzającej mnie radości i ulgi. Między brwiami Harry’ego pojawiła się niemal niezauważalna zmarszczka, a potem z jego ust wydobył się samodzielny pojedynczy oddech. 
        I koniec. Aparatura rozwrzeszczała się nagle, ostrzegając o uciekającym, z osłabionego ciała, życiu. Harry ponownie znieruchomiał, a ciągły dźwięk kardiogramu odbijał się w mojej głowie przerażającym echem. 
        - Nie! - krzyknęłam na całe gardło w momencie, gdy do sali wbiegł zespół lekarzy. 



* Znalazłam coś prawdziwego, co jest nieosiągalne

niedziela, 25 stycznia 2015

49. Somebody tell me, what now?



Kornelia
      
          Pokręciłam głową i wsypałam kawę do mojego ulubionego kubka, gdy z sypialni Mileny dobył się jej głośny namiętny krzyk. Ktoś złożył jej rano wizytę. Zachichotałam do siebie i włączyłam czajnik, a następnie wyszłam z kuchni i przeszłam przez salon. Nie pukając otworzyłam z hukiem drzwi do sypialni przyjaciółki. 
        - Dobry! - wrzasnęłam. Harry i Milena siedzieli na łóżku twarzą do siebie, nadzy i mokrzy. Wyszczerzyłam zęby, gdy spojrzeli na mnie z największym szokiem na twarzach, a Milena szybko zakryła rękoma biust. Niepotrzebnie, bo zasłaniały go plecy Harry’ego. 
        - Możemy w czymś pomóc? - zapytała z wymuszonym uśmiechem, ciskając, w moją stronę, błyskawice z oczu. Parsknęłam i mrugnęłam do niej psotnie. Harry, spojrzał na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. 
        - Kawy? - zapytałam tonem niewiniątka. Milena wyszczerzyła zęby, tym razem szczerze, i kiwnęła głową.
        - Poproszę. - odpowiedziała. 
        - Harry? - zatrzepotałam rzęsami, gdy mężczyzna spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami i uśmiechem zaskoczenia na ustach. 
        - Też, dziękuję - odpowiedział, a ja bez słowa zatrzasnęłam drzwi. Usłyszałam stłumiony przez ścianę wybuch śmiechu, a potem zapadła cisza, więc domyśliłam się, że zdecydowali się zakończyć to, co im przerwałam. Ruszyłam ponownie do kuchni i wyciągnęłam z górnej szafki dwa dodatkowe kubki. Wsypałam do każdego kawę i zalałam ją wrzątkiem. Dwa do połowy, jeden do pełna. Wyciągnęłam z lodówki mleko i wlałam je do kubków należących do mnie i Mileny. Gdy wsypałam łyżeczkę cukru do swojego i zaczęłam go mieszać usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Uśmiechnęłam się do siebie i pobiegłam do salonu na powitanie osoby, za którą całą noc tak tęskniłam. Stał do mnie tyłem zamykając za sobą drzwi, a gdy tylko się odwrócił rzuciłam mu się w ramiona, oplatając wokół jego brzucha nogi. 
        - WOW - Louis zachwiał się lekko, lecz szybko odzyskał równowagę i zachichotał. Cmoknęłam go szybko w usta, obejmując rękami jego szyję. Przytrzymał moje plecy, spoglądając mi głęboko w oczy. Jego wesoły uśmiech, był pełen uczucia, które poruszyło moje serce. 
        - Dzień dobry - powiedział cicho i złożył delikatnego buziaka na moim nosie. Zamknęłam oczy, oddając się tej małej pieszczocie. Gdy je ponownie otworzyłam, zobaczyłam, że Louis rozgląda się po salonie. 
        - A gdzie Milena? - zapytał, a ja zaśmiałam się żywo. 
        - Jak usłyszałam krzyki, które zaczęły wydobywać się z jej pokoju, zmartwiłam się, że jest atakowana lub ma koszmary, ale gdy wbiegłam na ratunek zobaczyłam, że to tylko Harry nadziewał ją na swój miecz - mrugnęłam do niego, a ten wybuchnął gromkim śmiechem, sprawiając, że oboje zaczęliśmy się trząść. 
        - Więc im przeszkodziłaś? - zapytał. Pokręciłam głową
        - Poczekałam aż nastąpią ostatnie dźwięki symfonii. Ale, gdybyś widział ich twarze, kiedy otworzyłam drzwi... - wyszczerzyłam zęby. Louis zacmokał w udawanej złości. 
        - Ty niedobra. - klepnął mnie zaczepnie w pośladek, a ja zmarszczyłam nos, patrząc na niego psotnie i pochyliłam się do pocałunku. Nie protestował i już po chwili czułam na swoich ustach ciepło jego warg, a nasze języki rozpoczęły czuły taniec. Zrobiło mi się gorąco, przez całe moje ciało przeszedł dreszcz podniecenia. Zastanawiałam się czy kiedykolwiek miałam przyzwyczaić się do bliskości tego niesamowitego mężczyzny. Prawdopodobnie nie. To dziwne, że śniłam o Calumie, gdy miałam przy sobie tak seksownego faceta, jak Louis. Skarciłam w milczeniu swój mózg za podsuwanie mi nieodpowiednich obrazów.
        Pocałunek zakończył się zdecydowanie zbyt szybko i Louis delikatnie opuścił mnie na ziemię. Gdy stanęłam na nogi musiałam zadrzeć głowę, by spojrzeć w jego oczy. Wciągnął głęboki oddech, wdychając zapach kofeiny i opuścił powieki.
        - Mmmm... Kawa - westchnął i spojrzał na mnie porozumiewawczo. Przekręciłam oczami i odwróciłam się od niego, zmierzając do kuchni. Usłyszałam za sobą jego cichy śmiech i kroki, gdy podążył za mną. Usiadł na krześle przy małym stoliku pod ścianą, po czym zaczął obserwować moją krzątaninę. Podgrzałam ponownie wodę i wyciągnęłam czwarty kubek z szafki. Moja kawa zdążyła już nieco ostygnąć, więc upiłam połowę. Następnie pochyliłam się, by wyciągnąć z dolnej szuflady worek na śmieci. Usłyszałam za sobą gwizd, więc spojrzałam przez ramię na Louis’ego. Patrzył w zachwycie na moją pupę, odchylając się nieco na krześle. Parsknęłam śmiechem i popukałam się palcem w czoło. Mężczyzna wstał i podszedł do mnie. Wyprostowałam się, gdy położył ręce na moich biodrach. 
        -Może powinniśmy pójść w ślady Stylesów? - szepnął mi do ucha, odsuwając z szyi długie włosy. Oparłam się o niego plecami i westchnęłam cicho, zamknąwszy oczy. To była niezwykle kusząca propozycja, lecz wiedziałam, że para miała zaraz wyjść z sypialni. Poza tym nadszedł czas, by zacząć szaleńczy dzień przygotowań przed wyścigiem Harry’ego. Z niechęcią pokręciłam głową i położyłam swoje dłonie na dłoniach Tomlinsona. Poczułam ciepło na swojej szyi, gdy przycisnął do niej usta. Dreszcz rozkoszy przebiegł od tego miejsca w dół mojego ciała. Może jednak uda się wygospodarować kilkanaście minut? 
        Nagle Louis spojrzał w stronę salonu, a ja usłyszałam w nim ruch. Po chwili do kuchni wkroczyli, już kompletnie ubrani, Milena i Harry. Louis puścił mnie, usiadł z powrotem przy stoliku i puścił oko przyjacielowi, wyjawiając tym samym, że powiedziałam mu co zdarzyło się kilkanaście minut temu. Ten pokręcił głową i pokazał mu środkowy palec. Milena parsknęła śmiechem. Usiedli przy stoliku naprzeciw Louis'ego, zabierając wcześniej swoje kubki. 
        Gdy kawa dla Louis’ego była gotowa, postawiłam ją na stole przed nim i, z ciepłym kubkiem w dłoniach, usiadłam na jego kolanach. Położył swoją rękę na moim udzie i zaczął palcami rysować na nim kółeczka. Oparłam się plecami o jego klatkę piersiową i przymknęłam oczy. Przebywanie w jego ramionach sprawiało, że czułam się zrelaksowana jak nigdy. W pomieszczeniu zapadła krótka niezręczna cisza. Louis obserwował Milenę i Harry'ego z psotnym błyskiem w oku, a ja wiedziałam, że szykuje się do zaczepki. Przez moją twarz przemknął uśmiech. 
        - Więęęęc... - zaczął - Jak minął wasz poranek? - zapytał, puszczając mi oko. Ledwo powstrzymałam wybuch śmiechu i klepnęłam go za karę w klatkę piersiową. Harry odkaszlnął i spojrzał na mojego chłopaka z wyższością. 
        - Na pewno lepiej niż twój - odpowiedział tonem pełnym wyzwania. 
        - Och nie wątpię. - nie wytrzymując, parsknęłam śmiechem, rozlewając na podłogę nieco kawy. Milena wstała, wzdychając ciężko, wzięła w rękę szmatkę i wytarła powstałą plamę. Przeprosiłam ją spojrzeniem, a ona tylko pokręciła głową z uśmiechem. 
        Po lekkim śniadaniu chłopcy wyszli, by przygotować sprzęt Harry’ego do wyścigu, a ja zabrałam się za zmywanie naczyń. W tym czasie Milena poszła wziąć szybki prysznic. Nucąc jedną z moich ulubionych piosenek, krzątałam się wesoło po kuchni, przywracając ją do stanu przed śniadaniem. Gdy skończyłam, w podskokach podbiegłam do kanapy w salonie i opadłam na nią ciężko. Westchnęłam przeciągle i wzięłam do ręki kontroler, po czym uruchomiłam konsolę. Gdy na ekranie telewizora zaczęły pojawiać się po kolei loga producentów, wydawców gry, sięgnęłam leniwie po krakersy, stojące na stole, w kryształowej misie. Chrupiąc głośno włączyłam kontynuacje wcześniejszego zapisu i pogrążyłam się w wirtualnym, fantastycznym świecie elfów, smoków i krasnoludów. 
        Dźwięk otwieranych drzwi sprawił, że podskoczyłam. Gra tak bardzo mnie wciągnęła, że zapomniałam, że nie byłam sama w mieszkaniu. Milena pojawiła się w progu swojej sypialni z ręcznikiem na głowie i starannie zrobionym pełnym makijażem. Założyła na siebie białą długą luźną bluzkę, na którą narzuciła równie długi i luźny, cienki brzoskwiniowy sweterek. Na nogi naciągnęła czarne leginsy. 
        - Może być? - zapytała, wskazując dłońmi na swój strój. 
        - Bosko, ale jednak odpuściłabym ten ręcznik... Jaskrawy niebieski kolor troszkę gryzie się ze sweterkiem - powiedziałam śmiertelnie poważnym tonem, a Milena rzuciła we mnie gumką do włosów, którą miała wcześniej założoną na nadgarstku. 
        - Głupia - zachichotała i usiadła obok mnie na kanapie. Spojrzała zaciekawiona na ekran i wskazała na niego brodą. - W co grasz? - zapytała. Podążyłam za nią wzorkiem, by zobaczyć jak moja bohaterka zostaje brutalnie zamordowana przez giganta. Westchnęłam cicho, w oczekiwaniu na respawn. 
        - Skyrim - odpowiedziałam, ponownie skupiając się na przygodach mojej postaci.  - Więc w tym idziesz na wyścig? - zapytałam, rzucając magiczną płonącą kulą w orka, który próbował strzelić do mnie z łuku. 
        - mhm... - usłyszałam cichą odpowiedź po swojej lewej stronie. Przeszukałam ciało wroga, w nadziei na dorwanie drogocennych przedmiotów, lecz znalazłam tylko kilka wytrychów i bezużyteczną zbroję. Cóż, wytrychy przydadzą się później. Wsiadłam na konia i kontynuowałam wypełnianie zadanego mi questu. 
        - Czemu nie wzięłaś zbroi? - zapytała Milena. Nigdy nie grała w gry tego typu, ale często siadała obok mnie, jak w tym momencie, i obserwowała w milczeniu moje poczynania. Włączyłam menu inwentarzu i pokazałam jej imponujące statystyki swojego osprzętowienia. 
        - Mam na sobie o wiele lepszą - powiedziałam i puściłam oko do przyjaciółki. 
        - Aaaaa... 

        Siedziałyśmy przez kilkadziesiąt minut wpatrzone w ekran telewizora, co jakiś czas wymieniając się pytaniami i informacjami dotyczącymi fabuły i zasad gry. Milena raz po raz entuzjastycznie reagowała, gdy udawało mi się pokonać wyjątkowo silnego wroga lub znalazłam złoże drogocennych przedmiotów. Chichotałam w tych momentach, rozbawiona  jej emocjonalnym zaangażowaniem. Nim się obejrzałyśmy minęły dwie godziny, więc Milena zabrała się za szykowanie szybkiego obiadu, a ja zapisałam aktualny stan gry i wyłączyłam konsolę. Już pod koniec rozgrywki entuzjazm i wesołość Mileny ulatywały z każdą mijającą minutą. Obserwowałam jak chodzi po kuchni, wpatrując się w nicość ze zmarszczonymi brwiami. Nabrałam powietrza w płuca i położyłam delikatnie dłoń na jej ramieniu. 
        - Będzie dobrze - powiedziałam cicho i uśmiechnęłam się do niej pocieszająco. Pokiwała głową bez przekonania i rzuciła mi ukradkowe spojrzenie. 
        - Wiem... Po prostu trochę się denerwuję 
        - Całkowicie cię rozumiem. Ale zobaczysz, gnojek wygra ten wyścig bez żadnych problemów - Milena zaśmiała się na ten komentarz i zaprosiła mnie do stołu, na którym postawione już były talerze z parującym jedzeniem. - Mmmm... Mniam - oblizałam wargi i w pośpiechu usiadłam na krześle, łapiąc za widelec. 
        Godzinę później siedziałyśmy z Mileną w Audi Louis’ego, zmierzając w stronę lotniska, na którym miał odbyć się wyścig Harry’ego. Nigdy nie brałam udziału w tych wydarzeniach, ale obecność Irwina jakby poruszyła cała grupę. Louis oznajmił, że na miejscu mieliśmy spotkać się ze wszystkimi znajomymi. Harry wyjechał z Zaynem wcześniej, usprawiedliwiając się jakimiś ostatnimi poprawkami w motorze, które nie za bardzo mnie interesowały. 
        Spojrzałam przez ramię na Milenę, która siedziała na tylnym fotelu samochodu. Obgryzała nerwowo paznokcie, patrząc ślepo przez szybę. Odchyliwszy się nieznacznie, sięgnęłam ręką do jej kolana i pogłaskałam ją uspokajająco. Uśmiechnęła się smutno do mnie, nic nie mówiąc. Louis również wydawał się spięty. Informacja o uczestnictwie Irwina nie była rzeczą, którą ktokolwiek z nas chciał usłyszeć. Chwyciłam go za rękę i ścisnęłam mocno, dodając mu otuchy. Przyciągnął nasze splecione dłonie do ust i ucałował wierzch mojej. Opadłam głową na zagłówek fotela, zamykając powieki. Wszystko będzie dobrze. Na pewno.

        Wiadomość o zakończeniu zawieszenia Irwina musiała rozejść się szerokim echem po fanach wyścigów, bo na lotnisku znajdowały się ogromne tłumy osób. Milena zwróciła uwagę na zwiększone trybuny, które wcześniej składały się tylko z czterech rzędów. Teraz ich długość i wysokość przewyższała te, znajdujące się na profesjonalnych torach. Otworzyłam szeroko oczy w podziwie nad poziomem organizacji i poświęceniem dla zwiększonej ilości osób. Skąd wiedzieli, że tłumy będą gęstsze?  Może tak właśnie wyglądały wyścigi przed dyskwalifikacją Ashtona?
        Louis zaparkował Audi na tymczasowym parkingu i wszyscy podążyliśmy do garaży, usytuowanych kilkadziesiąt metrów za torem wyścigowym. Kilka motorów i ich kierowców stało przed metalowymi blachami. Harry zapinał właśnie ostatnie zamki kombinezonu, w którym prezentował się niezwykle atrakcyjnie. Zayn sprawdzał wszystkie ochraniacze, polerował rękawem zabrudzenia na lakierze motoru. 
        Opierając się o bramę garażu Harry’ego, stała Silvia, której widok przywitałam z zaskoczeniem. Uśmiechnęła się szeroko na nasz widok i podbiegła do mnie i Mileny, ściskając na powitanie każdą z osobna. 
        - Ach! Jesteście! Nie będę jedyną dziewczyną - zaśmiała się, a ja pokręciłam głową. 
        - Caroline też wpadnie - powiedziałam. Louis poinformował mnie, że ona i Liam planowali przyjść, by wesprzeć Harry’ego. Milena uśmiechnęła się słabo do Silvii i, nieumyślnie ją ignorując, podeszła powolnym krokiem do Harry’ego. 
        - Dziecino - szepnął, ujmując jej twarz w dłoniach. Wpatrywała się w ziemię, niezdolna do podniesienia wzroku. - Będzie dobrze - dodał, całując ją w czoło. Milena pokiwała bez przekonania głową, a potem wtuliła się w niego nagle. Odpowiedział natychmiastowo, dostosowując się doskonale do jej pozycji. Zaczął głaskać ją po plecach i kołysać delikatnie, przyciskając usta do jej włosów.
        Niepokój Mileny był dla mnie zaraźliwy. Jej smutek sprawił, że poczułam nieprzyjemne łaskotanie zdenerwowania w żołądku. Louis, jakby to wyczuł, bo otoczył mnie ramieniem w talii i przycisnął mocno do swojego boku. Spojrzałam na niego, a on pochylił się, by pocałować mnie w usta. Silvia w tym czasie podeszła do Zayna i szepnęła mu coś do ucha, na co ten pokręcił z uśmiechem głową. 
        Nagle moje serce zabiło szybciej, gdy zobaczyłam czerwony motor wyścigowy, stający obok grupki ludzi, oddalonej od nas o kilka metrów. Spod bordowego kasku wyłoniła się blond czupryna, a oczy Irwina zaświeciły w nieszczerym uśmiechu. Ale to nie jego widok tak na mnie zadziałał. Wśród ludzi, do których podjechał, stał Calum. Rozmawiał o czymś z Michaelem, a potem spojrzał z cwaniackim uśmiechem na Ashtona i wskazał podbródkiem w naszą stronę. Gdy zobaczył, że stałam obok Harry’ego, jego oczy rozszerzyły się nagle i wyprostował się szybko. Michael położył rękę na jego brzuchu, szepcząc mu coś do ucha, a Calum pokiwał głową, zaciskając ze smutnym wyrazem powieki. 
        Louis podążył za mną wzrokiem i napiął się jak struna, gdy zauważył na kogo patrzyłam. Michael skinął w niemym powitaniu do niego głową, a Ashton ukłonił się głęboko. Louis prychnął nienawistnie, wbijając wzrok w Caluma, który udawał już, że nas nie widział. Zacisnęłam zęby, czując ogarniającą mnie złość i coś jeszcze. Dziwne zdenerwowanie na wspomnienie naszych złączonych ust, tęsknych objęć, które widziałam we śnie. Nie, nie czułam nic do Caluma, ale to, co podstawiła mi wyobraźnia było tak realne, że czułam, jakby stało się naprawdę. Irracjonalne poczucie winy blokowało moje racjonalne myśli na tyle, bym ponownie miała problem ze spojrzeniem w oczy Louis’emu. Ashton założył po chwili kask i ruszył z warkotem silnika, strzelając za sobą żwirem. Ku zdziwieniu wszystkich, podjechał do nas i zatrzymał się tuż przy Suzuki Harry’ego. Louis puścił mnie i ruszył szybko w obronie przyjaciela, podobnie, jak Zayn, który ominął czarny motor i stanął przy drugim ramieniu Stylesa. Ashton zdjął kask i przytrzymał go przy boku, uśmiechając się uprzejmie do Harry’ego. Ten przełknął ciężko ślinę, wpatrując się w blondyna z napięciem. 
        - Hej, Styles. - Ashton spuścił niewinnie wzrok - Przyjechałem tylko życzyć ci powodzenia. - dodał, a ja niemal usłyszałam jedno wielkie “CO?!”, które kotłowało się teraz w głowach wszystkich zgromadzonych. 
        - Zabawne, Irwin. A teraz spadaj - warknął Harry, przyciągając bezwiednie do siebie Milenę. 
        - Nie, naprawdę. To, co zrobiłem ostatnio było popierdolone. Wszyscy wiemy, że nie chcę, by mnie ponownie zdyskwalifikowali, więc postanowiłem być dobrym i kochanym uczestnikiem - zatrzepotał rzęsami, a mnie zebrało się na wymioty. 
        - To miło z twojej strony, a teraz zjeżdżaj. Zobaczymy się na torze - Harry zmrużył groźnie oczy, czekając aż Ashton da za wygrana. Blondyn zaśmiał się cicho i pokiwał głową. Kask ponownie zasłonił mu twarz i już po chwili zostaliśmy wszyscy obdarzeni pyłem, buchającym spod opon jego jednośladu. 

Milena

        Niespodziewana “wizyta” Irwina sprawiła, że znienawidziłam go jeszcze bardziej. To oczywiste, że blefował, a jego przeprosiny, jeśli tak mogłam nazwać to, co powiedział, były nieszczere. Fałszywy szczur. Wrócił do swojej grupy, w której dostrzegłam Caluma i Michaela. Luke’a nigdzie nie było, co wzbudziło moje zainteresowanie. Michael miał się nim zając po tym, co stało się z Phoebe i nieobecność Hemmingsa na wyścigu mogła mieć z tym związek. 
        Kilka minut później dołączyli do nas Liam, Caroline i Niall, życząc Harry’emu powodzenia i tego, by “skopał Ashtonowi ten jego blond tyłek”. Liam śmiał się, że w bagażniku ma kilka granatów i, jeśli Harry chciał, mógł mu pożyczyć, by rzucił je pod koła motoru Irwina. Harry odmówił ze śmiechem i poklepał przyjaciela z wdzięcznością po plecach. Caroline dołączyła do mnie i Kornelii, witając się buziakiem w policzek, a potem w nasze koło wtargnęła w podskokach Silvia, zarażając swoją pozytywną postawą. 
        - Dziewczyny, muszę wam podziękować! - zaćwierkała, wywołując mój uśmiech. 
        - Za co? - zapytała Kornelia, szczerząc do niej zęby. 
        - Dzięki wam uprawiam regularnie najlepszy seks w życiu - odparła, pochylając się ku nam. Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem, który zaintrygował mężczyzn za nami. 
        - Więc Zayn dał się uwieść? - zapytałam, patrząc ponad jej ramieniem na swojego szefa. Rozmawiał o czymś z Liamem, zerkając co jakiś czas ku czarnowłosej dziewczynie. 
        - Ooooo i to jak. Cudowny facet. Gdybym wiedziała wcześniej, że pracował dla Harry’ego, szybciej zaczęłabym z nim współpracę - zaśmiała się. 
        - Współpracę z Harrym? - zapytałam zdziwiona, a Silvia machnęła ręką, jakby nie było to warte mojej uwagi. - Powiedz! - zachęciłam
        - Jestem rysownikiem policyjnym - powiedziała, mrugając do nas porozumiewawczo. Zmarszczyłam brwi w konsternacji. Harry wspominał, że mają kontakty z policją, ale rysownik?
        Silvia, widząc nasze zagubione spojrzenia zaśmiała się żywo i ponownie pochyliła do nas, zniżając głos. 
        - No wiecie. Jeśli chłopcy byliby idiotami i dali się zobaczyć nieodpowiednim osobom mogę troszkę… zniekształcić portret, na podstawie zeznań albo zabrać się za zmianę portretu wykonanego przez innego rysownika - puściła nam oczko, a my pokiwałyśmy głowami w zrozumieniu. 
        - Wiele ryzykujesz - mruknęła Kornelia, a Caroline pokiwała w zgodzie głową. 
        - Wiele też zarabiam - Silvia wzruszyła ramionami z obojętnym wyrazem twarzy. Zaśmiałam się na jej słowa. Przestępczy świat wydawał się być dla mnie coraz bardziej czarno biały. Kasa - dobro, zdrada - zło. 
        Miałam coś odpowiedzieć, ale na lotnisku rozległ się spotęgowany głos komentatora, ogłaszający, że za kilkanaście minut rozpocznie się wyścig. Zdenerwowanie ponownie opanowało każdy skrawek mojego ciała, wprawiając w drżenie nogi. Przeprosiłam dziewczyny i podbiegłam do Harry’ego, rzucając mu się na szyję. 
        - Nie jedź, proszę - szepnęłam mu do ucha, nie chcąc go puścić. Objął mnie w pasie i schował twarz w zagłębieniu między moim ramieniem a szyją. 
        - Spokojnie! Nic się nie stanie, obiecuję - odparł cicho, a ja przycisnęłam go jeszcze mocniej do siebie. 
        - Harry, proszę - błagałam, czując łzy, zbierające się w kącikach moich oczu. Harry odsunął mnie od siebie delikatnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Przetarł wilgotne policzki kciukami, a potem pocałował mnie krótko. 
        - Kocham cię - szepnął w moje usta. Kiwnęłam głową, biorąc spazmatycznie oddech. Szloch wydostał się z moich płuc, za co skarciłam się w duchu. 
        - Wiem… - odparłam, a on zaśmiał się cicho
        - Jeszcze to wygram. 
        - Nie musisz go wygrywać, bylebyś był bezpieczny - mruknęłam, a on pokręcił głową z uśmiechem. 
        - Nie mówię o wyścigu - odparł i przycisnął ponownie swoje usta do moich. - Mówię o tym, że wreszcie przyznasz przed sobą, że mnie kochasz - mrugnął do mnie, a ja przeczyściłam nerwowo gardło i uśmiechnęłam się słabo. 
        - Bądź ostrożny - zmieniłam temat. Przytulił mnie do siebie po czym puścił i podszedł do Zayna, który trzymał już w ręku jego kask. Szybko związał gumką włosy z tyłu głowy i nałożył go, chowając swoją twarz przed światem. Podjechał do mnie i dotknął mojego policzka dłonią, na której miał teraz założoną skórzaną rękawiczkę. 
        - Wrócę szybciej niż się obejrzysz - zapewnił, a potem ruszył z głośnym warknięciem silnika ku linii startu. 
        Patrzyłam za nim, niepewna co powinnam teraz zrobić. Bałam się pójść na trybuny i oglądać wyścig. Nie chciałam być świadkiem nieczystego zagrania Ashtona, nie chciałam widzieć wypadku Harry’ego. 
        Kornelia objęła mnie w pasie ramieniem i zmusiła, bym ruszyła za grupą, która już kierowała się ku widowni. 
        - Będzie dobrze, zobaczysz - zapewniła, a ja dałam się poprowadzić na ślepo. 
        Nie zorientowałam się kiedy zajęliśmy miejsca na szczycie trybunów. Kornelia usiadła po mojej prawej stronie, a Liam po lewej, ale nie zwracałam na nich uwagi. Nie słyszałam co mówią, nie wiedziałam czy zwracali się do mnie, bo patrzyłam tępo na linię startu, na której stały w rzędzie różnokolorowe motory. Harry znajdował się w środku, a Ashton dwa pojazdy dalej. Wykręcałam palce, czując, że nieznośna bezradność zaczyna wzmacniać moją frustrację. Chciałam zejść na dół i ściągnąć Ashtona lub Harry’ego z toru, ale musiałam siedzieć na tych głupich trybunach i przyglądać się biernie ich walce. 
        Wszystko działo się tak szybko. Jeszcze chwilę temu stałam, wtulona w Harry’ego, a teraz wystrzał oznajmił start i jednoślady ruszyły przed siebie z głośnym rykiem silników. Harry pozostał w tyle, a Ashton wysunął się na prowadzenie już kilka sekund później. Obserwowałam uważnie czarny ścigacz w nadziei, że pozostanie on w tej odległości od tego czerwonego już do końca wyścigu. Nie dbałam o to czy Harry wygra, najważniejsze było jego bezpieczeństwo. 
        Niestety. Ku mojemu przerażeniu, przy jednym z ostatnich okrążeń, Harry przyspieszył, wymijając zręcznie resztę zawodników aż zrównał się z Ashtonem, który natychmiast pochylił się w jego stronę. Przycisnęłam dłoń do ust, czując jak przerażenie przebiega mi po kościach, gdy czerwień i czerń niemal starły się ze sobą. 
        Tłum szalał, wiwatując i wykrzykując imię Harry’ego lub Ashtona. Ich ryk rozdzierał mi uszy, ale nie mogłam dbać o to mniej, bo właśnie mężczyzna w czerwonym kombinezonie pokazał temu w czarnym środkowy palec i przyspieszył nagle, a potem zajechał mu drogę. Gryzłam palce do krwi, czując łzy na swoich policzkach. Uważaj, Harry, uważaj…
        Harry wyhamował, oddalając się nieznacznie od tylnego koła motoru Ashtona, ale zaraz potem skręcił nieco i ponownie się z nim zrównał. Tym razem to on pokazał w jego stronę obsceniczny gest i schylił się nisko nad kierownicą. 
        Suzuki przekroczyło linię mety, wyprzedzając czerwony pojazd o odległość jednego koła. Tłum wstał ze swoich miejsc z towarzyszącym mu rykiem, który niemal mnie ogłuszył. Rozsadzająca moje serce ulga, wpłynęła do mojej duszy, prawie pozbawiając mnie przytomności. Kornelia wstała razem z kibicami i wrzeszczała jak szalona, skacząc wokół własnej osi. Nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się na widok jej rozczochranej fryzury i entuzjazmu, który ją ogarnął. 
        - Mówiłam! Mówiłam, że wygra! Skurwysyn! Wiedziałam, kurwa! - krzyczała, wyrzucając w powietrze pięści. Po mojej drugiej stronie, Liam również wrzeszczał i przeklinał zadowolony. Wziął w objęcia Caroline i zaczął nią podrzucać w górę, mimo jej protestów. 
        - Jebany, narobił nam stracha - zawołał, a ja mogłam mu tylko przyznać rację. 
        Gdy otrząsnęłam się zupełnie z obezwładniającego otępienia, zaczęłam przeciskać się przez ludzi, by jak najszybciej znaleźć się na dole. Zbiegłam po schodach, niemal upadając na twarz, przez stopy, o której się potykałam i ruszyłam sprintem ku torowi, na którym Harry świętował swoje zwycięstwo, opryskując wszystkich wzburzonym szampanem. 
        Przepychałam się przez tłum, nie bawiąc się w uprzejmości i wciskając łokcie w upartych gapiów, aż w końcu przebiłam się przez tę ścianę i pobiegłam do Harry’ego. Nie zauważył mnie, gdy wpadłam w jego ramiona, a butelka szampana roztrzaskała się z hukiem na ziemi. 
        - O boże! Boże! Udało się - krzyknęłam, a on objął mnie mocno, po czym pocałował gwałtownie, desperacko. 
        - Mówiłem, że nie masz się czego obawiać - powiedział, uśmiechając się szeroko, a ja kiwnęłam głową. Świat zasłoniły mi łzy szczęścia i ulgi, że wciąż mogłam go mieć w swoich objęciach. Dojrzałam ponad jego ramieniem Irwina, który uśmiechał się krzywo i kręcił głową. Podszedł do niego Calum i poklepał po ramieniu. Nie widziałam nic więcej, bo Harry ponownie mnie pocałował w akompaniamencie wrzasków tłumu. 
        - Zabiorę moją dziewczynę na przegląd i przyjadę na imprezę zaraz potem - oznajmił Harry, wskazując na swój motor, gdy staliśmy przy garażach. Ludzie rozchodzili się już powoli, emocje z wyścigu opadały z każdą kolejną minutą. 
        Liam zaprosił wszystkich na imprezę z okazji zwycięstwa Harry’ego, o której powiedział nam chwilę wcześniej. Kornelia i Louis zgodzili się ochoczo, Zayna przekonała do tego Silvia, a Niall zasugerował Liamowi, by ten zaprosił Phoebe. 
        - Zadzwonię do niej - powiedziała Kornelia, rzucając mu dobroduszne spojrzenie. 
        - Kornelia, jesteś cudowna - odparł Niall, przytulając ją do siebie mocno. Louis przekręcił oczami i odepchnął przyjaciela od swojej dziewczyny. 
        - Dobra, dobra, dość tych czułości - mruknął i wszyscy zaśmiali się wesoło. Napięcie, towarzyszące nam przed wyścigiem, było teraz zupełnie nieobecne. Ashton postanowił zagrać czysto, co każdy przyjął z ulgą. Może Michael porozmawiał z nim podobnie jak miał porozmawiać z Luke’iem? 
        - Zabierz się z Lou, będę u Liama za jakąś godzinę - Harry pochylił się do mnie i ucałował mnie w czoło. 
        - Będę tęsknić - szepnęłam, a on uśmiechnął się szeroko i kiwnął głową. 
        - Wiem - mrugnął do mnie, wywołując na mojej twarzy rumieniec. Widząc to, oblizał wargi i pochylił się do mojego ucha. - I wciąż się rumienisz - szepnął, biorąc w usta płatek mojego ucha i wywołując we mnie wybuch pożądania. Nasz poranny seks był tak dobry, jakbyśmy robili to pierwszy raz. Napięcie związane z wyścigiem w jakiś dziwny sposób wywoływało w nas dodatkowe pożądanie. Teraz, gdy przywoływał to wspomnienie, miałam ochotę zaciągnąć go do garażu i powtórzyć to, co zrobiliśmy kilka godzin temu. 
        Ale on miał inne plany. Odsunął mnie od siebie i pożegnał lekkim buziakiem, a potem schował twarz pod kaskiem, w którym dojrzałam swoje odbicie. Usiadł na motorze i odpalił jego silnik. Zanim wyjechał z naszego kręgu, pomachał jeszcze do reszty naszych znajomych. W końcu zniknął za wjazdem na lotnisko, a ja odwróciłam się do Kornelii i opadłam z głuchym jękiem w jej ramiona. Zaśmiała się głośno i pogłaskała mnie po plecach, dodając otuchy. 
        - Widzisz? Mówiłam, że będzie dobrze - powiedziała, gdy wreszcie się od niej oddaliłam. Kiwnęłam głową, wypuszczając głośno powietrze z ust. 
        - Myślałam, że zejdę na zawał - mruknęłam. 
        - To co, Smyk?! - krzyknął nagle Liam, obejmując mnie mocno w pasie. - Opijamy zwycięstwo twojego, pożal się boże, chłopaka! 
        - Spierdalaj - pacnęłam go w ramię, a on zachichotał i pokazał mi środkowy palec. 
        Zebraliśmy się wszyscy w jego mieszkaniu. Caroline rozdała nam kieliszki i po chwili znaleźliśmy się w salonie, pijąc alkohol i rozmawiając beztrosko, wybuchając co jakiś czas śmiechem. Silvia siedziała na kolanach Zayna, bawiąc się jego czarnymi włosami, a on głaskał ją ostrożnie po udach. Widok mojego szefa z kobietą był dla mnie czymś tak nowym i osobliwym, że ciężko było mi oderwać od tej dwójki oczy. Kornelia i Louis nie kryli się ze swoimi namiętnymi gestami, niemal rozbierając się na kanapie, na której siedzieli. Liam co jakiś czas rzucał w ich stronę wulgarne żarty, ale zdawali sobie nic z tego nie robić. Caroline przytulała się do Liama, śmiejąc się z jego tekstów i tylko ja i Niall siedzieliśmy samotnie, rzucając sobie wymowne spojrzenia. 
        Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi i do środka weszła Phoebe, brudząc lśniącą podłogę błotem spod butów. Niall rozpromienił się momentalnie, lecz jego uśmiech zniknął tak szybko, jak tylko się pojawił, gdy zobaczył wyraz twarzy dziewczyny. 
        Wszyscy zamilknęliśmy, patrząc na jej zaczerwienione oczy i nos, które kontrastowały z przerażającą bladością cery. Serce podskoczyło mi gwałtownie, gdy spojrzała na mnie, przez łzy, z ogromnym bólem, a potem wzięła głęboki oddech, lecz głos uwiązł jej w gardle. Rozpłakała się nagle, ale każdy z nas był w zbyt wielkim szoku, by do niej podejść i ją pocieszyć. Przetarła szybko łzy, po czym odchrząknęła słabo i podjęła kolejną próbę odezwania się. 
        - Harry… - zaczęła cicho. Nie… Nie chciałam słyszeć więcej. Nie chciałam znać reszty tego zdania. Poczułam, jak moje serce obija się nierówno o ściany klatki piersiowej, miałam wrażenie, że ktoś spuścił kowadło w dół mojej duszy. Po co tu przyszłaś? Po co Kornelia po ciebie zadzwoniła? Nie kończ tego zdania, Phoebe! Nie mów nic, czego nie chcę usłyszeć! Phoebe wzięła głęboki oddech.

        - To był wypadek… Reanimowali go… Ja… - nie słyszałam nic więcej. Świat wokół mnie pociemniał, zawalił się, rozpryskał na setki małych bezużytecznych kawałeczków. Bezużyteczny mały świat. 




#TTDff

*Niech mi ktoś powie co teraz?