sobota, 25 października 2014

32. I searched every room for a way to escape




Kornelia

   Przedziwnie było znów leżeć w tym wielkim, prostokątnym łóżku, wpatrując się w kratkę światła, padającego na ścianę, zza okna nade mną. Włożyłam ramiona pod głowę i zagryzałam wnętrze policzka, myśląc o tym, co ostatnio działo się wokół mnie i Mileny. Różowa walizka stała w kącie mojej sypialni, czekając na swoją kolej w rozpakowywaniu, ale ja wciąż nie mogłam się na to zdobyć. Zresztą, przyleciałyśmy do Londynu dopiero dzisiaj. Spojrzałam na staromodny czarny budzik. Wczoraj. Nie zdawałam sobie sprawy, że już jest tak późno. Oparłam się na łokciu i spojrzałam w okno. Niebo jaśniało już stopniowo. Westchnęłam ciężko i pokręciłam głową. Wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę drzwi przede mną. Zaskoczona zobaczyłam, że niedbały blond kok wystaje zza oparcia skórzanej kanapy. Ruszyłam do kuchni i podeszłam do czajnika, z ulgą uznając, że jest gorący. Zalałam wrzątkiem kubek z herbatą i wróciłam do salonu. 
        - Też nie możesz spać? - zapytałam, kierując się do fotela. Milena siedziała z podkulonymi kolanami i kubkiem w dłoniach, z którego unosiła się para. 
        - Ta… - mruknęła, wpatrując się w drzwi wejściowe. Kiwnęłam głową w odpowiedzi i opadłam na skórzane poduszki, kładąc się w poprzek fotela i umiejscawiając ciepły kubek na swoim brzuchu. 
        - O czym myślisz? - zerknęłam na przyjaciółkę, sącząc powoli gorący napój. Spojrzała na mnie wymownym wzrokiem i uniosła brew, wzruszając przy tym ramionami. 
        - Ta… ja też - odpowiedziałam na milczenie. Herbata poparzyła mi podniebienie. 
        - Myślisz, że dobrze zrobiłyśmy? - Milena śledziła krawędź swojego kubka opuszkiem palca. Zacisnęłam wargi, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nawet, jeśli decyzja, którą podjęłyśmy, była zła, raczej za późno już na refleksje i wycofywanie się z zaistniałej sytuacji. Harry i Louis mieli nam jeszcze sporo do wyjaśnienia i obawiałam się tego, co mogą nam wyznać. 
        - Tak - rzekłam krótko, wbrew swoim myślom. Milena westchnęła ciężko i poprawiła pozycję. Skóra zaskrzypiała cichutko pod jej ciężarem. 
        - Zazdroszczę ci - szepnęła, wciąż unikając mojego wzroku. Zmarszczyłam brwi zaskoczona, czekając na jakieś wyjaśnienie. - Masz w sobie tę beztroskę. Tę pewność, że to, co zrobiłyśmy nie skończy się źle - zaśmiałam się cicho, bez wesołości, na jej słowa. Pokręciłam powoli głową i pozwoliłam ciepłemu płynowi otulić swój przełyk. 
        - Nie. To nie tak. Nie wiemy, co nas czeka. Nie skaczę ze szczęścia. Po prostu… Skoro już tu jesteśmy, to czemu tego dobrze nie wykorzystać i brać tego, co najlepsze z naszej sytuacji - mruknęłam, niepewna tego, czy właśnie tak się czułam. Przytaknęłam sobie, upewniając się, że to właśnie próbowała podpowiedzieć mi podświadomość. Lepiej żyć teraźniejszością… 
        - Sprał Macieja… - powiedziała beznamiętnie. Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową na wspomnienie naszej pożegnalnej imprezy. Biedny chłopak, wyglądał na tak przerażonego. Zapewne chwalił się, że to on wygrał walkę, gdy tak naprawdę uciekł z baru, jak ostatni tchórz. Którym zresztą był. Zasługiwał na o wiele większą karę. 
        - Taaa… Myślę, że Maciej zastanowi się następnym razem dwa razy, nim zdradzi jakąś dziewczynę - wyciągnęłam język, a Milena zachichotała cicho. Pokiwała wolno głową i już się nie odezwała. Siedziałyśmy w salonie do świtu, a potem rozeszłyśmy się w milczeniu do swoich sypialni, próbując zaczerpnąć, choć trochę, snu. 

      ***

        - Impreza? - zapytałam, krzywiąc się na słowa Louis’ego. Siedział na łóżku i patrzył na mnie z szerokim uśmiechem, gdy próbowałam dobrać odpowiednią wstążkę do swoich włosów. Pokiwał entuzjastycznie głową i wcisnął dłonie między uda. Wyglądał, jak mały chłopiec, który dowiedział się, że rodzice zaplanowali mu wycieczkę do Disneylandu. 
        - Impreza - potwierdził. Westchnęłam ciężko. Błękitna, zadecydowałam i wpięłam przedmiot między różowe kosmyki. Spojrzałam w lustro, oceniając efekt. Zmęczenie na mojej twarzy przebijało się przez grubą warstwę makijażu. Nie ważne ile podkładu umieściłabym na skórze, worki i tak odznaczały się brzydko pod moimi oczami. Spałam tylko dwie godziny. 
        - W sumie… była ona już w planach wcześniej. Z okazji dość dużej… transakcji - zaczął wyjaśniać, lecz zawahał się przy końcu zdania. Rozejrzał się nerwowo po pokoju, a ja spojrzałam, z uniesionymi brwiami, na jego odbicie w lustrze. 
        - Louis, prowadzicie nielegalny handel bronią i narkotykami. Wiem o tym, a mimo to tu jestem. Przestań obchodzić się ze mną jak z porcelanową laleczką - rzuciłam, opierając dłonie na blacie stalowej toaletki. Kto by pomyślał, że groźny (?) przestępca będzie bał się reakcji drobnej, małej kobietki… 
        Louis podniósł się z łóżka i ruszył wolnym krokiem w moją stronę. Wreszcie, w moim lustrze pozostało tylko odbicie jego brzucha, gdy stanął za mną i objął mnie w pasie. Zamknęłam oczy, oddając się przyjemnemu uczuciu, towarzyszącemu mi za każdym razem, gdy był blisko. 
        - Wiem… - szepnął mi do ucha - Ale wciąż nie mogę uwierzyć, że, mimo wszystkiego, co usłyszałaś, wsiadłaś w ten samolot. Że stoisz tutaj przede mną, piękna, jak w dzień, gdy widzieliśmy się ostatni raz, przed tym okropnym wydarzeniem i nie boisz się rozmawiać o tak… trudnych sprawach - wsunął dłoń pod materiał mojej luźnej koszulki i zaczął głaskać delikatnie wrażliwą skórę. Westchnęłam głęboko. Te dłonie były magiczne. Nie było innego wyjaśnienia. Jeden dotyk i zamieniałam się w trzęsącą się kulę pożądania. Oparłam głowę na jego ramieniu, oddając się zupełnie rozkosznym pieszczotom. 
        - Kornelia! - przytłumiony, przez ścianę, głos Mileny wyrwał mnie z boskiego otępienia. Louis warknął rozeźlony i uwolnił mnie ze swych objęć. Wydęłam niezadowolona wargi, patrząc tęsknym wzrokiem na wybrzuszenie, na jego spodniach. Zauważył to i zaśmiał się głośno, wskazując palcem, żebym spojrzała w górę. 
        - Nie będę tego tolerował! Oczy mam tutaj - wykrzyknął, z udawanym oburzeniem, a ja spłonęłam rumieńcem. Pokazałam mu język i przeszłam obok niego, kierując się do salonu. 
Milena stała przed moimi drzwiami, z torebką zawieszoną na ramieniu. Nieprzespana noc odcisnęła się również na jej twarzy, co sprawiło, że poczułam się nieco lepiej. Nie tylko ja będę dzisiaj straszyć Londyn. 
        - Gotowa? - zapytała, a jej wzrok mimowolnie powędrował do spodni Louis’ego. O nie… Parsknęłam, głośno, gdy zobaczyłam jego próby ukrycia widocznej wypukłości. 
        - Potrzebujecie chwili? - Milena uniosła wymownie jedną brew, wskazując podbródkiem na mój pokój, a ja pokręciłam głową, szczerząc się do niej, jak idiotka. 
        - Nie, Louis już wychodzi, prawda? - odwróciłam się do Tomlinsona, a ten spojrzał na mnie przymrużonymi oczami.  - Poza tym, nie ma czasu do stracenia. Idziemy wieczorem na imprezę, a ja potrzebuję popołudniowej drzemki - dodałam, wzdychając ciężko. 
        - Imprezę? - Milena spojrzała na mnie zdziwiona, a ja pokiwałam głową. 
        - Pan Tomlinson zaprasza nas do swojego apartamentu, by uczcić nasz powrót do Anglii - wyrecytowałam. Przyjaciółka zaśmiała się, chyba po raz pierwszy od dwóch dni, i kiwnęła ochoczo głową. 
        - Przyda nam się impreza - powiedziała, patrząc na Louis’ego z wdzięcznością. Jęknęłam żałośnie. 
        - Dopiero co jedną miałyśmy 
        - W Polsce
        - Blabla… - zakpiłam, naśladując karykaturalnie jej ton. 
        - Bardzo dojrzałe zachowanie, pani Tomlinson - zaśmiał się Louis, pocierając, opiekuńczo moje ramiona. Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami i skrzyżowałam ręce na piersi. 
        - Ostatni raz, gdy sprawdzałam, nazywałam się Madej - rzuciłam. 
        - Nie słyszę różnicy - odparł, unosząc dłonie wnętrzem do góry i poruszając nimi, jakby coś ważył. Parsknęłam i pociągnęłam go do drzwi, wyganiając z mieszkania. 
        Gdy już zniknął w korytarzu, zagarnęłam z sypialni torebkę, wsunęłam na stopy baleriny i wyszłyśmy z Mileną do miasta na małe zakupy, by uzupełnić lodówkę i szafki, ponownie zajętego przez nas, mieszkania. 
      Kilka godzin później, załadowane torbami, wtoczyłyśmy się do salonu. Rzuciłam wszystkie siatki na ziemię i popędziłam do swojej sypialni, pozostawiając Milenę samą z zakupami. 
        - Ej! - krzyknęła na mnie, a ja odwróciłam się jeszcze do niej w progu i rzuciłam błagalne spojrzenie. Patrzyła na mnie przez chwilę, jakby coś rozważając, a potem wzruszyła ramionami i, tak samo, jak ja, upuściła zakupy i pognała do swojej sypialni. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i spojrzałam na łóżko. Mmm… Wyglądało tak wygodnie. Zapraszało mnie swoimi chłodnymi pościelami i miękką poduszka. Podążyłam w jego stronę, sunąc nogami po podłodze, niczym zombie, a potem odpłynęłam. 
        Obudził mnie dzwonek do drzwi, który uparcie domagał się odpowiedzi. Jęknęłam głośno i, leżąc wciąż na poduszce, sprawdziłam jednym okiem godzinę na telefonie. 17:00. CO?! Zerwałam się gwałtownie na nogi i od razu runęłam twarzą do ziemi, potykając się o prześcieradło. W porę zamortyzowałam upadek rękami, a z moich ust ponownie wydarł się przeraźliwy jęk. Uderzyłam wściekle biały materiał, jakby celowo spadł z łóżka, bym miała się o niego przewrócić, i zaczęłam zbierać się z podłogi. Dzwonek ponownie rozwrzeszczał się w salonie. 
        - Ja pierdole. IDĘ, IDĘ! - krzyknęłam, zapominając, że 99%999999 procent ludzi, mieszkających w tej okolicy, nie zrozumie mojej polszczyzny. Potarłam ręką kark i weszłam do salonu. Drzwi sypialni Mileny wciąż były zamknięte, a nasze zakupy leżały pod wyjściem z mieszkania, tak, jak zostawiłyśmy je po południu. Westchnęłam ciężko i chwyciłam klamkę, w momencie, w którym ponownie rozbrzmiał dzwonek. 
        - Do chuja świętego Jerzego! - krzyknęłam, otwierając na oścież drzwi.
        - Ciebie również miło widzieć - odpowiedział Harry. Jego rozweselone oczy skanowały moją twarz, a ja czułam, że powstrzymuje się przed wybuchnięciem śmiechem. 
        - Czego? - warknęłam, pocierając powoli twarz dłońmi. Poczułam pod palcami gruby makijaż, którego kolory zabarwiły ich skórę. Pięknie… Dobrze, że to nie Louis. 
        - Co robicie? - zapytał, wsuwając głowę do środka. Spojrzał zdziwiony na stertę siatek, leżących za mną, a potem na zamknięte drzwi po mojej prawej stronie. 
        - Śpimy - odpowiedziałam, zapraszając go gestem do salonu. Wyminął mnie, roznosząc za sobą piękny zapach drogich męskich perfum i stanął na środku pomieszczenia. Przytknął palce do ust, zastanawiając się nad czymś głęboko, a potem wskazał w stronę sypialni Mileny. Wzruszyłam ramionami. 
        - Jak chcesz to idź. Jeśli cię zabije to znaczy, że jeszcze nie jest ok. Albo po prostu ją obudziłeś - powiedziałam i wyszczerzyłam do niego zęby, mrużąc wciąż oczy w, padającym na mnie świetle popołudniowego słońca. 
        - Hahaha. - mruknął i ruszył do odpowiednich drzwi. Zapukał delikatnie, ale odpowiedziała mu cisza. Obserwowałam jego ograniczone ruchy, nie mogąc powstrzymać cisnącego się na moje usta uśmiechu. 
        Harry był jeszcze bardziej ostrożny w stosunku do Mileny niż Louis do mnie. Nie dziwiłam się, bo ta od czasu rozmowy w pokoju hotelowym w Poznaniu, zdawała się być na krawędzi nerwów i napięcia. Sama nie byłam oazą spokoju, jednak widziałam dwie strony Mileny, kłócące się ze sobą o słuszność podjętej przez nas decyzji. Ostatniego dnia, po tym, jak Harry pokazał Maciejowi, gdzie jego miejsce, wydawało się, że wreszcie się rozluźniła. Powiedziała mi o tym, jak Harry pocałował ją w łazience i całą imprezę nie odstępowali od siebie na krok. A jednak na lotnisku napięcie powróciło, a mi Milena wytłumaczyła, że dzień wcześniej, rozluźnił ją alkohol. Stwierdziłam jednak, że czas to zakończyć
        - Ja… Lepiej będzie jak pójdę - Harry oddalił się nieznacznie od drzwi i zagryzł wargę. Przewróciłam oczami. 
        - Doprawdy, Styles, od kiedy z ciebie taka cipa? - rzuciłam, patrząc na niego z wyższością. Zamarł, mrugając szybko, a jego oczy pociemniały na chwilę. Dobrze…
        - Co? - zapytał, poruszając nerwowo palcami, jakby powstrzymywał się przed zaciśnięciem pięści. Witamy z powrotem. Zaśmiałam się cicho i podeszłam do niego, chwytając go za drżącą dłoń. Poruszył się nerwowo, lecz nie odsunął ode mnie. W moim dotyku nie było nic dwuznacznego, a jedynie chęć, pokazania temu mężczyźnie, że nie musi traktować nas, jak najdelikatniejszych przedmiotów. Obaj nie muszą. Skuliłam jego palce, zaciskając mu pięść i odsunęłam się o krok, bez cienia zażenowania. Zakłopotanie przebiegło po jego twarzy, a potem spojrzał na swoją, złożoną teraz, dłoń. 
        - Na miłość boską, Styles, nie podrywam cię, nie wlewaj sobie - skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam na niego z politowaniem. 
        - Wcale nie myślałem, że to robisz - obronił się, wciąż wyraźnie powstrzymując nerwy. 
        - Mmmmhm. Sranie w banie. Nadal jesteś cipą - cmoknęłam z dezaprobatą i zmierzyłam go, oceniającym spojrzeniem. 
        - Kornelia, do cholery, o czym ty pierdolisz - warknął, a dłoń, której nie dotknęłam, sama zacisnęła się gwałtownie. Uśmiechnęłam się do siebie z satysfakcją i kiwnęłam głową. 
        - Widzisz? Gniewasz się, ale nie podniesiesz głosu, ledwo zaciśniesz pięść, obawiając się mojej reakcji. Wcześniej byłeś w stanie wyzwać Milenę od dziwek
        - Nigdy nie powiedziałem…
        - Cicho bądź. Po prostu tam wejdź i obudź ją. Jesteśmy tutaj. Podjęłyśmy decyzję i znamy wasze wredne charakterki. Nie musicie traktować nas jak pierdolone księżniczki. Ty i Louis. To, że teraz wiemy, czym się zajmujecie nic nie zmienia. Wasza uprzejmość nie sprawi, że nagle o tym zapomnimy. Wasza normalna wredota nie sprawi, że nagle od was uciekniemy.  - wyjaśniłam
        - Ale… 
        - Nie. Uciekniemy. - powtórzyłam wyraźnie i powoli, a Harry, po krótkiej chwili zastanowienia, rozluźnił się nieco i uśmiechnął do mnie z, ledwo widoczną, wdzięcznością. Kiwnęłam głową i wskazałam na drzwi Mileny. 
        - A teraz idź tam, obudź ją i daj jej najlepszy orgazm w życiu - powiedziałam, puszczając mu oczko. 
        - Jesteś popierdolona, wiesz o tym? - Harry uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo i zaczesał dłonią swoje długie loki. 
        - I za to mnie lubisz - wzruszyłam ramionami i odwróciłam się od niego, zmierzając do sypialni. 
        - Mhm, uwielbiam - mruknął i, nim zatrzasnęłam za sobą drzwi, usłyszałam, jak te naprzeciwko otwierają się z impetem. Parsknęłam śmiechem i zabrałam za zmywanie, tragicznie wyglądającego teraz, makijażu. 
***

        - Korne… Wow - Louis stanął w progu jak wryty, mierząc mnie od stóp do głów. Uśmiechnęłam się nieśmiało, czując, jak na policzki wpływa mi rumieniec. 
        - Musisz częściej robić sobie popołudniowe drzemki. Najwyraźniej ci służą - zażartował i wyciągnął rękę, zagarniając mnie do siebie i obejmując mocno. Położyłam dłonie na jego policzkach i przyciągnęłam go do pocałunku. Poruszał wolno wargami, spijając z przyspieszonym oddechem, przekazywane mu przeze mnie, uczucie. 
        - Wszyscy już są? - zapytałam milimetry od jego ust. 
        - Czekałem tylko na ciebie - odpowiedział, a potem znów pocałował mnie, tym razem delikatniej. Milena wyszła z mieszkania pół godziny przede mną. Powodem mojego spóźnienia była rozładowana bateria telefonu. 
        - Tomlinson, do cholery, pochwal się nią wreszcie - usłyszałam za Louis’m jakiś męski głos. Warknął niezadowolony i odsunął się ode mnie, po czym odwrócił się i zamknął za mną drzwi. Apartament był wypełniony ludźmi po brzegi. W salonie grała klubowa muzyka, ale zagłuszały ją dziesiątki rozmów i śmiechów. Mój wzrok spoczął na przystojnym blondynie, stojącym teraz przede mną. Jego ciemne, niemal czarne, oczy przeszywały mnie na wskroś, a ja poczułam dziwną, niewyjaśnioną niechęć do tego typa. 
        - AAA! Więc ty jesteś Kornelia - powiedział i, nim zdążyłam zareagować, pochwycił moją dłoń i pochylił się do niej nisko. Uniosłam jedną brew, patrząc, jak całuje moją skórę w staromodnym zwyczaju, a potem podnosi się i uśmiecha promiennie. Otworzył usta, lecz Louis go wyprzedził
        - Dobra, dobra, dość tego, idź baw się ze swoimi - machnął na niego ręką, odpędzając bezceremonialnie, a ten kiwnął głową i już po chwili zniknął w tłumie. 
        - To… Był Evan - odpowiedział na moje pytające spojrzenie. 
        - Ciekawy typ - rzuciłam, a on zaśmiał się uroczo. 
        - Ta.. Jest dosyć dziwny - wzruszył ramionami i poprowadził mnie wgłąb apartamentu. Wzięłam głęboki oddech, przygotowując się na czekającą mnie przez kolejne kilka godzin mękę. Louis oddalił się na chwilę, a ja szybko znalazłam Milenę i Harry’ego w tłumie. Rozmawiali o czymś z Zaynem, z którym przywitałam się grzecznie. Jego osoba napawała mnie dziwną potrzebą zachowania się jak najbardziej kulturalnie. Staliśmy tak przez chwilę, Harry i Zayn emocjonujący się na temat motorów, a ja i Milena, słuchające ich uważnie, aż dołączył do nas Louis, przynosząc mi drinka i przepraszając za nieobecność. Machnęłam na to ręką i wtuliłam się w niego mocno. Tylu ludzi, tyle rozmów. To nie był dobry dzień na imprezę. W przeciwieństwie do Mileny, która śmiała się i gestykulowała żywo, gdy mówiła, poczułam, jak wszelkie siły opadają ze mnie, po raz drugi tego dnia, i pragnęłam tylko wrócić do domu. To nie był dobry dzień na imprezę. 
        Nie tak wyobrażałam sobie pierwszy dzień w Anglii. Byłam pewna, że spędzę go na kontemplowaniu tego, co zrobiłam właśnie ze swoim życiem, na wyobrażaniu sobie wielu sytuacji, w których Louis mówi mi o przestępstwach, jakie popełnił. Nie myślałam, że będę stała w jego mieszkaniu, z drinkiem w ręku, zapominając zupełnie o emocjach, które powinnam czuć. Może to była ich strategia. Może chcieli jak najskuteczniej nas rozproszyć, żebyśmy nie zadawały zbędnych pytań. Zakręciło mi się w głowie, lecz nie z powodu nikłej ilości alkoholu, która teraz znajdowała się w moim organizmie, a z powodu przepełniających moją głowę myśli. Przeprosiłam na chwilę grupę i ruszyłam w stronę toalety. Zamknęłam drzwi na klucz i spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam tak źle, jak wskazywałyby na to moje emocje. Mój mózg wybrał sobie najgorszy moment na to, by rozważać możliwości, które przekreśliłyśmy z Mileną kilka dni temu. Ochlapałam zimną wodą szyję, by nie zmyć, starannie zrobionego makijażu i wyszłam z łazienki, gdy ktoś zaczął się do niej desperacko dobijać. Przedzierałam się między ludźmi, opuszczając wzrok, by nie sprowokować nikogo do rozmowy, lecz nieskutecznie. Czyjaś dłoń zacisnęła się na moim ramieniu i zatrzymała mnie w połowie kroku. Byłam pewna, że to Louis, lecz, gdy się odwróciłam, moim oczom ukazała się ruda czupryna. Poznałam mężczyznę, który zszywał ranę Louis’ego. Wspomnienia uderzyły mnie ze zdwojoną siłą. Miałam ochotę zwymiotować. 
        - Hej! - powiedział, uśmiechając się szeroko i wpatrując się we mnie błękitnymi oczami. Wydawał się miły. Spojrzałam w dół na swoje ramię, które wciąż trzymał. Gdy to zauważył, puścił mnie pospiesznie, chowając swoje wytatuowane ręce za siebie. 
        - Wybacz - wyszczerzył do mnie zęby, a ja nie mogłam się powstrzymać, by odpowiedzieć uśmiechem.  - Więc… To rzeczywiście ty. - powiedział, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. 
        - Nie rozumiem? - odparłam zdezorientowana
        - Tak zawróciłaś w głowie Louis’emu, że musiał trzymać Harry’ego na muszce, żeby ten zgodził się po was wrócić - wyjaśnił, a ja otworzyłam szeroko usta. Louis groził Harry’emu? Nim się zorientowałam, wypowiedziałam te słowa na głos. Rudzielec zaśmiał się cicho i pokręcił głową. 
        - No dobra przesadziłem, ale, gdyby nie on, mogłybyście wciąż siedzieć w Polsce - rozbolała mnie głowa. 
        - EDWARD! Czy ty próbujesz poderwać moją kobietę?! - usłyszałam za sobą głos Louis’ego i odwróciłam się gwałtownie. Myśli kotłowały się we mnie, potrzebowały ujścia. 
        - Gdzież bym śmiał, Tommo. Wiem czym by się to skończyło - Ed puścił mu oczko. 
        - Mówił mi, że… Gdyby nie ty, to Harry nie zgodziłby się po nas przyjechać - powiedziałam, a potem ugryzłam się w język. Czy mogłam to powiedzieć? Ed nie będzie miał przeze mnie kłopotów? Rzuciłam rudzielcowi przepraszające spojrzenie, ale ten zdawał się tym nie przejmować. Wciąż uśmiechał się radośnie, czekając na odpowiedź Louis’ego, który teraz objął mnie ramieniem. 
        - Ja… Przepraszam. - wymamrotałam, spuszczając wzrok. Co się ze mną dzisiaj dzieje? 
        - Kocie, nie przejmuj się. Obiecałem, że nie będę przed tobą miał żadnych tajemnic, prawda? - Louis machnął ręką, po czym obrócił mnie w swoją stronę. - To prawda. Harry nie chciał po was wracać. - Powiedział, zniżając się do poziomu mojej twarzy. Zobaczyłam kątem oka, że Ed wtopił się gdzieś w tłum, jakby uznał, że lepiej pozostawić tę rozmowę naszej dwójce. 
        - Ale… Przecież mówiłeś, że usychał z tęsknoty - szepnęłam. Zaczynałam żałować, że byłam wobec Harry’ego tak szczera, dzisiejszego popołudnia. Nasłałam go na Milenę, a okazało się, że on nawet nas tu nie chciał.
        - To prawda. Cholera, chyba pierwszy raz w życiu widziałem jak uronił łzę. - Louis parsknął, jakby było to niezwykle zabawne. - Ale tylko jedną. W końcu to Harry. - mrugnął do mnie, a ja uśmiechnęłam się niepewnie. Jego słowa dodały mi nieco otuchy. Louis wyprostował się i rozejrzał po mieszkaniu. 
        - Chodź - pociągnął mnie za sobą i skierował w stronę kuchni. - Tu jest nieco ciszej - wyjaśnił, po czym, w akompaniamencie mojego śmiechu, posadził mnie lekko na blacie wyspy. Stanął między moimi nogami i zaczął bawić się leniwie palcami moich dłoni. 
        - Po prostu bał się, że nasze towarzystwo wam zaszkodzi. Że, skoro już wiecie, to może lepiej was puścić, blablabla. - przekręcił oczami, wyrażając tym samym, co myślał na temat zdania swojego najlepszego przyjaciela. 
        - Co się zmieniło? - zapytałam, wyplątując się z jego uchwytu i dotykając opuszkami jego zaróżowione policzki. Ktoś z grupy, stojącej za wyspą, zagwizdał głośno, a ja byłam pewna, że Louis pokazał mu, za moimi plecami, środkowy palec. 
        - Evan, ten którego poznałaś przy wejściu, jest naszym szpiegiem. - powiedział, przyciszonym głosem. Moje myśli wróciły do nieprzyjemnego blondyna o przeszywających czarnych oczach. Szpieg? Nie spodziewałam się tak odpowiedzialnego zadania, po takiej osobie. Z drugiej strony, w ogóle go nie znałam, a jego zachowanie wobec mnie mogło zostać podyktowane przez alkohol. Może miał nieszczęście wywołać u mnie negatywne pierwsze wrażenie. 
        - Szpieguje w grupie Clifforda. Hood… - nagle pięść Louis’ego zacisnęła się na blacie, a oczy pociemniały. Zaskoczona tą zmianą, pogłaskałam go po policzku w uspokajającym geście. - Ten skurwiel. Zaczął wygadywać bzdury o “odwiedzinach” w Polsce. O tym, że “chętnie zobaczy Kornelię” - zadrżałam, gdy wypowiedział moje imię. Przypomniałam sobie chłopaka, który desperacko próbował ostrzec mnie przed niebezpieczeństwem. Chłopaka, różniącego się tak bardzo od aroganckiego Hemmingsa. 
        - Poznałam go. Po naszej pierwszej randce widziałam go jeszcze dwa razy. Próbował być miły, ale go zbywałam. Nie wydaje mi się jednak, żeby chciał mi zrobić krzywdę - szepnęłam, a Louis napiął się jak struna. Pokręcił szybko głową i spojrzał na mnie groźnie. 
        - Nie. Hood jest przeciwieństwem wszystkiego, co miłe - warknął, przysuwając mnie bliżej krawędzi blatu. - Jeśli znów cię odwiedzi, trzymaj się od niego z daleka - ostrzegł, wpatrując się uważnie w moje oczy. - Rozumiesz? - dodał, nim złożył na moich ustach krótki gwałtowny pocałunek. Kiwnęłam głową bez słowa, nie mając siły na sprzeczki. Nie zamierzałam ponownie rozmawiać z Calumem. Wątpiłam, czy w ogóle jeszcze się zobaczymy. Louis odetchnął głęboko i potarł ręką czoło. 
        - Tak czy inaczej. Harry dostał pierdolca, gdy się dowiedział. Praktycznie zaciągnął mnie na lotnisko. Uważa, że Clifford wie o Evanie i kazał Hoodowi rozsiać takie informacje. 
        - Po co? 
        - Żeby pozbyć się nas z kraju na kilka dni. 
        - Skoro Harry tak uważał, dlaczego połknął haczyk? 
        - Szybko się uczysz. - pochwalił mnie i cmoknął w szyję - To właśnie mu powiedziałem. Radziłem przesunąć datę wylotu do Polski, ale on zachowywał się irracjonalnie. Clifford musiał mieć powód, żeby chcieć nas się stąd pozbyć w tym czasie, ale Hazza nie chciał słuchać. Zaczął pierdolić, że nie warto ryzykować, że czas ucieka. A resztę już znasz - wzruszył ramionami, rozluźniając się wyraźnie, gdy dokończył historię. Kiwnęłam głową, czując, że zaraz mi ona eksploduje. To nie był dobry dzień na imprezę. 
        - Dlaczego myślałeś, że Ed mnie podrywa? - zapytałam, szukając odskoczni od ciężkich tematów. Louis zaśmiał się cicho, a ja praktycznie widziałam napięcie, spływające z niego wolnymi falami. 
        - To nasz naczelny podrywacz - odparł, a mnie zatkało. Ten rudy, niepozorny chłopak? Moja mina wywołała u niego jeszcze większą salwę śmiechu. 
        - Zobacz - Louis zdjął mnie z blatu i poprowadził do salonu. Dopiero teraz zauważyłam, że muzyka zupełnie ucichła, a, prócz rozmów, dało się słyszeć tylko niewyraźne dźwięki gitary akustycznej. Weszłam za Louis’m do pomieszczenia i dałam się poprowadzić między nieznajomymi ludźmi. Pociągnął mnie na krawędź, utworzonego przez nich, kręgu i stanął za mną, obejmując w pasie. Zdziwiona spojrzałam na środek widowiska, gdzie znajdowała się kanapa, na której siedział Ed z gitarą w ręku. Szarpał z czułością jej struny, zamykając przy tym oczy, a w salonie rozbrzmiały wolne dźwięki pięknej ballady. Jakie było moje zdziwienie, gdy rudzielec zaczął śpiewać, a z jego gardła wydobył się najpiękniejszy głos, jaki słyszałam w życiu. Louis potrafił śpiewać. Do teraz pamiętałam naszą pierwszą wspólną noc, gdy grał dla mnie Fever, lecz głos Eda był czymś niespotykanym. Od razu zrozumiałam, co miał na myśli Louis, mówiąc o nim, jako naczelnym podrywaczu. Na krawędziach kanapy, przed nią i za Edem zgromadziła się grupa dziewczyn, wpatrujących się w wokalistę rozmarzonymi oczami. Wsłuchiwały się w jego piosenkę, jak zahipnotyzowane, a ja wiedziałam, że każda z nich, prawdopodobnie planowała rzeczy, które zamierzała robić z rudzielcem później tej nocy. Zachichotałam, zadowolona, ze choć na chwilę przestałam rozmyślać o trudnych tematach i zamknęłam oczy, kołysząc się wraz z Louis’m do melodii pięknej miłosnej ballady. 

**** 

        Miałam wrażenie, że ludzi z każdą chwilą przybywało, a ja stawałam się coraz bardziej nerwowa. Nie przepadałam za tłumami, więc uparcie podążałam za Tomlinsonem, by nie zgubić się wśród obcych. Milena zniknęła mi z pola widzenia już przed “koncertem” Eda, co przyjęłam z ciężkim westchnieniem zrezygnowania. Stałam teraz pod ścianą w salonie, obserwując bacznie Louis’ego, który rozmawiał z Zaynem, gestykulując entuzjastycznie. Głośna muzyka i szum innych rozmów, zagłuszały treść jego słów. Przygryzłam wnętrze policzka i upiłam trochę drinka. Nie byłam w nastroju do imprezy. Potrzebowałam spokoju, by móc skupić się na własnych myślach. Tyle się wydarzyło... Wypuściłam głośno powietrze z płuc i potarłam nerwowo czoło kciukiem, po czym skrzyżowałam ręce na piersi. Plastikowy kubek zawisł luźno w mojej prawej dłoni. Louis odwrócił głowę w moją stronę i mrugnął porozumiewawczo. Wymusiłam w sobie słaby uśmiech i przeniosłam ciężar ciała z nogi na nogę. Mężczyzna zmarszczył brwi, a potem przytaknął, na słowa Zayna, który wskazywał palcem na miejsce za Tomlinsonem. Zaraz potem rozeszli się, wymieniając jeszcze kilka słów, a Louis ruszył w moją stronę. 
- Cześć, ponuraku - uśmiechnął się do mnie i chwycił kubek, który trzymałam. Upił z niego spory łyk drinka i oblizał błyszczące od alkoholu usta. 
        - Cześć - odpowiedziałam, odbierając przedmiot z pełnym wyrzutu spojrzeniem. Wyszczerzył zęby i pokazał mi język. 
        - Co tak stoisz? - zapytał
        - Nie mam z kim rozmawiać - wzruszyłam ramionami i rozejrzałam się po salonie. Większość twarzy była mi nieznajoma. Luźno ubrani ludzie witali się co chwilę z Louis’m, przybijali mu piątki, podawali ręce, omijając mnie, jakbym była duchem. 
        - Oooo, ktoś tu ma zły humor -  podparł palcem wskazującym mój podbródek, zmuszając delikatnie, bym na niego spojrzała. Zacmokałam z niezadowolenia, ale nie odtrąciłam go. 
        - Po prostu nie jestem przyzwyczajona do takiej ilości ludzi - mruknęłam, wbijając wzrok w podłogę. 
        - Nie przeszkadzało ci to na ostatniej imprezie - Louis spojrzał na mnie z troską. Zamrugałam kilka razy. 
        - Wiem. Po prostu. Muszę być w nastroju - uśmiechnęłam się do niego uspokajająco, choć ton mojego głosu wciąż był bez wyrazu. 
        - Ooooj - zajęczał z udawanym współczuciem i zbliżył się do mnie, zamykając w mocnym uścisku. Zachichotałam, oddając się temu ruchowi i obejmując go w pasie. 
        - Chcesz wyjść na dwór? Muszę zapalić - zaproponował, odsuwając się ode mnie nieznacznie, by móc spojrzeć mi w oczy. Kiwnęłam głową bez słowa, a Louis ujął moją dłoń i pociągnął mnie z uśmiechem za sobą. 
        Choć spodziewałam się, że weźmiemy windę, Louis pchnął z hukiem drzwi prowadzące na klatkę schodową. Zamiast w dół, pokierował mnie w górę, docierając do wyjścia na dach. Uśmiechnęłam się pod nosem. Mój mały romantyku… 
        Gdy drzwi otworzyły się przed nami, owiał nas przyjemny letni wiatr, a oczom ukazał piękny widok oświetlonego Londynu. London Eye górowało w dali nad każdym budynkiem, a za nim majaczyły wieżowce dzielnicy biznesowej. Westchnęłam głośno, łapiąc się za serce i zaśmiałam cicho. 
        - Próbujesz mnie poderwać? - zapytałam Louis’ego, a ten parsknął i obrzucił mnie pełnym politowania spojrzeniem. 
        - Chciałabyś - odparł, unosząc jedną brew. Udałam, że wycieram wierzchem dłoni czoło i odetchnęłam głośno
        - Już się bałam - rzuciłam i podeszłam do niego, obejmując go ramieniem w pasie. Spojrzał na mnie z góry, posyłając jeden z najpiękniejszych, najszczerszych ze swoich uśmiechów i ucałował mnie w czoło. Zamknęłam na chwilę oczy, oddając się przyjemnemu dotykowi.
        - Pięknie tu - mruknęłam marzycielskim tonem, a Louis odpowiedział mi krótkim “mmm”. Sięgnął do tylnej kieszeni spodni, z której wyciągnął paczkę papierosów. Otworzył wieczko i zbliżył kartonik do mnie. Pokręciłam głową, odmawiając i ruszyłam przed siebie, by bardziej przyjrzeć się widokowi i, przy okazji, uniknąć spotkania z wydychanym przez Tomlinsona dymem. 
        - Nie palisz? - zapytał, podążając za mną. To zabawne, że w ciągu tylu miesięcy, nie poruszyliśmy jeszcze tego tematu. 
        - Nie - odpowiedziałam krótko i spojrzałam na niego wymownie. - Będziesz na mnie dmuchał - warknęłam, wskazując na niezapalonego papierosa, spoczywającego teraz między jego zębami. 
        - Straszne - zakpił i pochylił nieco głowę do płomienia wychodzącego z zapalniczki. Zakrył go wolną dłonią, by nie został zdmuchnięty przez wieczorny wiatr. Mój oddech przyspieszył nieco. Było coś seksownego w jego ruchach. Coś, co sprawiało, że fale gorąca rozchodziły się w po moim ciele na ten widok. Louis zaciągnął się z cichym sykiem, wypalającego się, papierosa i odłożył zapalniczkę do kieszeni spodni. Odchylił głowę do tyłu i, z zamkniętymi oczami, wypuścił z ust kłęby szarego dymu. Poczułam czekoladowy słodki zapach, wymieszany z wonią tytoniu. Z zaskoczeniem uznałam, że owa mieszanka przyjemne drażniła moje nozdrza. 
        - Nie smakują ci? - zapytał, a ja przez kilka sekund zastanawiałam się, co miało to oznaczać. Zmarszczyłam zdezorientowana brwi. - Papierosy - wskazał na przedmiot między swoimi palcami. 
        - Nie wiem. Nigdy nie próbowałam - uśmiechnęłam się do niego. Jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. 
        - Zaraz, zaraz, zaraz - uniósł ręce, jakby chciał się od czegoś obronić. - Nigdy nie zapaliłaś papierosa? - jego brwi wystrzeliły w górę, a ja parsknęłam śmiechem, na szok, który teraz ogarnął jego twarz. Pokręciłam tylko głową i wsadziłam ręce w kieszenie swoich spodni. 
        - Ile masz tatuaży? - zapytał, zupełnie zbijając mnie z pantałyku. Spojrzałam na niego, jak na kogoś, kto spadł właśnie z księżyca i wydęłam wargi. 
        - Kilka - odpowiedziałam, obserwując uważnie jego reakcje. Zaciągnął się ponownie i strzepnął jednym palcem popiół. 
        - Masz zakolczykowaną twarz, wydziaraną skórę i nigdy nie próbowałaś zapalić papierosa? - prawie wykrzyknął. Widziałam jego wewnętrzną walkę rozbawienia ze zdziwieniem. 
        - Nie odczuwałam takiej potrzeby - wyjaśniłam krótko i pokazałam mu język. Zmarszczył brwi i zamilkł na chwilę, przypatrując mi się z uwagą. Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę i wyciągnął dłoń z papierosem w moją stronę. 
        - Chcesz spróbować? - zapytał, patrząc wymownie na żarzący się rulonik. Rzuciłam mu oceniające spojrzenie i pokręciłam głowa. 
        - Nie - powiedziałam i odwróciłam się do niego plecami. Poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. 
        - Na pewno? 
        - Tak myślę… - mruknęłam, tracąc pewność siebie. Palenie w jego wykonaniu wydawało się być takie seksowne. Sposób w jaki zaciągał się tytoniem, to, jak malutka rolka dodawała mu pewnego aspektu niegrzecznego chłopca. Nie popierałam palenia, zawsze byłam fanką zdrowego trybu życia, ale nie miałam nic przeciwko przyglądaniu się, gdy robił to Louis. No a jeden buch nie zaszkodzi… 
        Louis obrócił mnie z powrotem ku sobie i włożył jeden z niesfornych, różowych kosmyków za moje ucho. 
        - To może w ten sposób? - powiedział cicho, obniżonym głosem. Zaciągnął się ponownie, ale nie wypuścił od razu dymu, a przyciągnął mnie do siebie, obejmując w pasie. Zniżył swoją głowę i przyłożył usta do moich warg, rozchylając je językiem. Zadrżałam, czując dreszcze, ogarniające całe moje ciało. Poddałam się ruchom mężczyzny i przyjęłam falę dymu, która została przez niego wdmuchnięta do moich płuc. Doznanie to nie należało do najprzyjemniejszych. Substancja drażniła moje gardło, poczułam nagłą potrzebę napicia się wody, lecz sam sposób, w jaki została mi ona podana, sprawił, że nie przerwałam tego doświadczenia. Całowałam Louis’ego, wciąż przyjmując nowe dawki dymu, aż w końcu nieprzyjemne drapanie zniknęło, a pozostała tylko czysta przyjemność, płynąca z naszej bliskości. Mruknęłam cicho zadowolona i pociągnęłam go za szyję przybliżając bardziej do siebie. Poczułam, że się uśmiecha, ale w tym momencie ogarnęła mnie nagła potrzeba wydmuchnięcia z płuc gorzkiego dymu. Odsunęłam się od Louis’ego na sekundę,  wypuszczając z ust szarą substancję, która ponownie podrażniła moje gardło, i odkaszlnęłam cicho. Skrzywiłam się, a cichy, niski śmiech Louis’ego zabrzmiał tuż przy moich ustach. Odpowiedziałam uśmiechem i ponownie zbliżyłam moje wargi do jego, domagając się więcej bliskości. Przystał na to ochoczo i, kładąc swoje dłonie na mojej pupie, ze zwierzęcym warknięciem, przyciągnął mnie gwałtownie do siebie. Moje serce przyspieszyło, pompując w pośpiechu wrzącą w żyłach krew. W czasie rozłąki, tęskniłam za intymną bliskością z Louis’m i czekałam tylko na to aż wreszcie będę mogła go dotykać w taki sposób, w jaki właśnie to robiłam. 
        Moja dłoń zsunęła się powoli po jego szyi, palce wsunęły na krótko w szpary między guzikami jego niebieskiej koszuli aż wreszcie odnalazłam sporą wypukłość, znacznie rozciągającą materiał jego spodni. Pogładziłam ją powolnymi, leniwymi ruchami, a z ust Louis’ego wyszarpnął się szybki oddech. Błękitnooki chwycił między zęby moją dolną wargę i przygryzł ją nieco mocniej niż zwykle. Mruknęłam, niczym zadowolona kotka i ścisnęłam wypukłość, wprawiając go w drżenie. Przełknął głośno ślinę i otworzył oczy, które patrzyły teraz na mnie zza mgły pożądania. 
        - Gdyby w moim mieszkaniu nie było teraz dziesiątek ludzi, leżałabyś już na łóżku, gorąca i gotowa dla mnie - warknął groźnie, a ja poczułam, przechodzące po moim kręgosłupie ciarki. Zaśmiałam się cicho i, ku jego niezadowoleniu, oddaliłam od niego o kilka centymetrów. Zacmokałam z dezaprobatą, kręcąc głową. 
        - Wiedziałam, że to nie jest dobry dzień na imprezę - rzuciłam, wpijając się ponownie w niego ustami. 



*przeszukałem każdy pokój, by znaleźć drogę ucieczki

poniedziałek, 20 października 2014

31. A lover on the left, a sinner on the right..

A lover on the left, a sinner on the right*

Milena


Dwa dni wcześniej... 

        Karolina nie zamierzała dłużej zostać w Polsce, więc Harry i Louis zarezerwowali jej miejsce w samolocie wylatującym jeszcze dzisiaj po południu. Domyślałam się, że dziewczyna chciała jak najszybciej wrócić do, potrzebującego jej, Liama. Byłam ciekawa w jakim stanie znajdował się teraz ten nieszczęsny mężczyzna. Postanowiłam sobie, że gdy tylko znajdę się znów w Londynie odwiedzę go jak najszybciej. Wiązało się to z poproszeniem Karoliny o jego adres, ale jej reakcja, gdy udałam się do niej z ową prośbą była jak najbardziej pozytywna. Uściskała mnie mocno i uśmiechnęła się z wdzięcznością, a potem zapisała adres Liama, który schowałam od razu do portfela. 
        Pomachałyśmy z Kornelią Karolinie, gdy przeszła przez odprawę, na co ta odpowiedziała nam wysuniętym w górę kciukiem, po czym zniknęła za rogiem. Uśmiechnęłam się słabo, myśląc nad tym, że za dwa dni to ja będę przechodzić przez owe bramki. Decyzja, która podjęta była wyłącznie w afekcie, ciągnęła się teraz za mną, przywołując sprzeczne myśli. Kornelia tryskała szczęściem, nie odstępowała Louis’ego na krok, ja natomiast unikałam Harry’ego jak ognia. Nie chciałam, by myślał, że zrobiłam to dla niego. O nie. Zrobiłam to, by polepszyć swoją jakość życia. Zrobiłam to, bo pragnęła tego Kornelia, bo spełni to nasze marzenie o mieszkaniu w Londynie. Ale na pewno nie zrobiłam tego dla Harry’ego. 
        Oszukujesz samą siebie, Smyk. Wiesz doskonale, że Styles był głównym powodem, słyszałam denerwujący głosić, gdzieś z tyłu głowy. Otrząsnęłam się szybko z tych myśli i spojrzałam na Kornelię, która chwytała właśnie dłoń Louis’ego i kierowała się do wyjścia z małego poznańskiego lotniska. Harry już przestał próbować mnie dotykać. Od czasu naszej rozmowy, która odbyła się cztery dni temu unikałam bliskości z nim, jak ognia. Powoli zaczynałam żałować, że tak niewiele potrzebował, by przekonać mnie do podjęcia tej lekkomyślnej decyzji. Moment, w którym straciłam panowanie nad sobą przechylił szalę. Moment, w którym spojrzał na mnie z tak głębokim uczuciem, taką tęsknota. Czy to możliwe, że był to ten sam facet, który w czasie naszego pierwszego spotkania bezczelnie zasugerował, że z łatwością wskoczę mu do łóżka? 
        Ruszyłam za różową czupryną, pozostawiając Harry’ego za sobą. Usłyszałam jego przeciągłe westchnienie, a potem odgłos powolnych kroków. Odruchowo odwróciłam się w jego stronę, by pochwycić tęskne spojrzenie. Przeniosłam pospiesznie wzrok na jakiegoś faceta, idącego obok Harry’ego. Czy mi się przewidziało czy on właśnie się zaśmiał? Mój wzrok ponownie padł na wysokiego mężczyznę. Patrzył w podłogę, uśmiechając się krzywo. Gdy zauważył, że wpatruję się w niego z wyrazem szoku na twarzy, przyspieszył kroku, by zrównać się ze mną. 
        - Wiesz, że długo to nie potrwa, prawda? - zapytał, a ja nie miałam pojęcia, o co mogło mu chodzić. Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego, jak na idiotę. 
        - Nie rozumiem? - odpowiedziałam szczerze, próbując zwiększyć dystans między nami. Nie pozwolił na to. Położył rękę na moich plecach, a ja poczułam tysiące gorących iskierek wychodzących z tego miejsca. 
        - Możesz mnie unikać, możesz być obrażona, ale w końcu się poddasz - szepnął mi do ucha, a ciepły oddech owiał skórę mojej szyi, przyprawiając mnie o ciarki. Poruszyłam nerwowo ramionami i wyplątałam się z jego objęcia. 
        - Poddam się? - warknęłam, czując, że ta jego gierka coraz bardziej zaczyna mnie irytować. 
        - Tęskniłaś za mną. Za moim dotykiem - jakby na potwierdzenie swoich słów, przeciągnął opuszki palców po mojej obnażonej szyi. Zadrżałam, łapiąc ciężko powietrze w płuca. Rozejrzałam się nerwowo wokół siebie. Kornelia i Louis wsiadali właśnie do Maserati. Spojrzałam na Harry’ego bez emocji, próbując ukryć to, jak działały na mnie jego słowa i gesty. 
        - Zdaje ci się. Robię to tylko dla Kornelii - syknęłam, wskazując głową, na przyciemnione szyby jego samochodu. - I dla kasy - dodałam, wiedząc, że słowa wychodzące z moich ust były nieco brutalne. Pokręcił głową, mrużąc przy tym oczy. 
        - Gówno prawda. Pocałowałaś mnie, jak tylko znalazłem się w kawiarni - zaczął, zatrzymując nas w połowie kroku. Wyrwałam ramię z jego uścisku i zaśmiałam się sztucznie 
        - Nawał emocji, nie myślałam racjonalnie - wzruszyłam ramionami 
        - Tuliłaś się do mnie zaraz po podjęciu decyzji - odwarknął. Zacisnęłam pięści. Naciskał zbyt mocno, wiedział zbyt wiele. Dlaczego facet, którego znam tak krótko, potrafił przejrzeć mnie tak łatwo? 
        - Ponownie. Emocje - odparłam beznamiętnie, starając się pokazać, że jego mała gierka nie robiła na mnie wrażenia. 
        - Teraz też odczuwasz te emocje? - zapytał, wysyłając mi tajemniczy półuśmiech. 
        - Nie? - skrzywiłam się, zdezorientowana, a Harry spojrzał wymownie w dół. 
        - Więc mnie puść - powiedział, wyraźnie nie mogąc powstrzymać, bijącej od niego, satysfakcji. Spojrzałam w miejsce, na którym ulokowany był jego wzrok i zdziwiona ujrzałam nasze dłonie splecione szczelnie. Palce skrzyżowane były w geście, co najmniej, czułym. Szarpnęłam się szybko, czując jak na policzki wpływa mi rumieniec. Zamrugałam kilka razy, patrząc z odrazą na swoją zdradziecką dłoń. Kiedy to się stało? Prawdopodobnie, gdy próbowałam wyszarpnąć z jego uścisku swoje ramię. Głupia, skarciłam się w duchu i pokręciłam głową. 
        - Zwykła nieuwaga - nie wiedziałam dlaczego się tłumaczę. Nie wiedziałam dlaczego chciałam go przekonać, że nic do niego nie czuję. Moje kłamstwo było tak bardzo jasne, a on świetnie zdawał sobie z niego sprawę. 
        - Mów sobie co chcesz. W Anglii będziesz moja - syknął mi do ucha i wyminął mnie, siadając, jak gdyby nigdy nic, za kierownicą Maserati. Oho, tutaj się chował nasz bezczelny Harry. Paznokcie wbijały mi się we wnętrze dłoni od siły zaciskania pięści. Podeszłam sztywnym krokiem do auta i otworzyłam tylne drzwi, ale miejsce, które zwykle zajmowałam, okupowane teraz było przez Louis’ego, który obejmował czule Kornelię. Warknęłam w złości i szarpnęłam drzwi od strony pasażera. Usiadłam po lewej stronie Harry’ego, a gdy wyciągnął dłoń, by położyć ją na moim udzie, strzepnęłam ją bezceremonialnie i skrzyżowałam ręce na piersi. 
        - Wiesz, że jeszcze mogę zmienić zdanie - powiedziałam do niego, a w aucie zapadła głucha cisza. Harry spojrzał na mnie,a w jego oczach przez chwilę tliła się obawa, zastąpiona potem przez chytry uśmiech. 
        - Wcale tego nie chcesz - powiedział pewnie i odpalił silnik samochodu. Parsknęłam sztucznym śmiechem i otworzyłam usta nie dowierzając jego słowom. 
        - Zawsze taki pewny siebie, co? - rzuciłam ironicznie, patrząc na mijające nas samochody. 
        - Zawsze taka uparta, co? - zakpił, a mnie przypomniały się chwilę droczenia się w Galvin At Windows, czy tej pamiętnej, ostatniej nocy zaraz po… Spojrzałam na Harry’ego przymglonym wzrokiem, przypominając sobie, jak przycisnął mnie do ściany w garderobie, jak szeptał podniecające sprośności do mojego ucha. Poczułam gorąco wypełniające moje policzki i ścisnęłam mocno uda. Och, Styles, dlaczego tak zjebałeś? Było idealnie… myślałam, patrząc na jego przystojny profil. 
        - Ach! - podskoczyłam wyrwana z myśli, na dźwięk głosu Kornelii. Spojrzałam za siebie w zdziwieniu, myśląc, że może Louis wywołał owy krzyk, ale dziewczyna patrzyła na mnie z widoczną w oczach ekscytacją. 
        - Nasi znajomi… Organizują jutro spotkanie pożegnalne. No wiecie, bo nie wiadomo, kiedy wrócimy do Polski… Nagle zebrało im się na sentymenty. Może… Może też wpadniecie? - zapytała lękliwie, a ja zmarszczyłam nos. 
        - Kornelia, do cholery! Dlaczego chcesz zrujnować ostatnią imprezę tutaj? - warknęłam do niej po polsku. Harry i Louis spojrzeli po sobie zdezorientowani, a Louis wzruszył ramionami i wydał z siebie kilka szeleszczących dźwięków, które prawdopodobnie miały być kiepską imitacją języka polskiego. Harry zachichotał cicho, a ja rzuciłam Tomlinsonowi mordercze spojrzenie. 
        - Ogarnij się, Milena. Przestań się dąsać. Decyzja została podjęta, lecimy do Anglii, więc po prostu się z tym pogódź. To w końcu ty zadecydowałaś - w tonie Kornelii wyraźnie słyszalna była skarga. Przekręciłam oczami i załamałam ręce. 
        - Nie wybaczyłabyś mi, gdybym tego nie zrobiła. Gdybym odmówiła, nie dałabyś mi żyć. Nie mogłaś oderwać rąk od… od niego. - specjalnie nie użyłam imienia Lou, żeby nie pytał o temat naszej rozmowy. Dopiero po chwili zrozumiałam, że popełniłam błąd. Oczy Kornelii błysnęły łzami, a ja poczułam nieznośne ukłucie poczucia winy. 
        - To niesprawiedliwe. Nie zwalaj tego na mnie - szepnęła, a Louis chwycił jej dłoń, rzucając mi pełne wyrzutu spojrzenie. Ostatnie kilka dni były dla mnie zbyt stresujące. Wypowiadałam rzeczy, których wcale nie miałam na myśli. Kłótnie z Kornelią były teraz na porządku dziennym. Ona również była nerwowa. Płakała przy każdej lepszej okazji, przesadzała z reakcjami. Nerwy wpływały na nas obie i prowokowały sprzeczki. 
        - Co się dzieje? - zapytał Louis, obejmując ją opiekuńczo. Ignorując go odpięłam pas i, ku zgrozie Harry’ego, wspięłam się na swój fotel, by przejść przez środek na tył samochodu. Usiadłam między Kornelią a Louis’m i chwyciłam dłoń przyjaciółki. 
        - Wiem. Przepraszam. Oczywiście, że nie zrobiłam tego tylko dla ciebie. Jeśli wiesz o co mi chodzi - szepnęłam, wciąż używając naszego rodzimego języka. Nie było sensu okłamywać Kornelii. Mogłam uparcie udawać przed Harrym, że jego sztuczki nie robiły na mnie wrażenia, że wcale nie jechałam do Anglii, bo tęskniłam za nim, jak szalona, ale Kornelia znała prawdę. Ona jedna wiedziała jakie myśli kotłowały się w mojej głowie i ona jedna zasługiwała na szczerość. Zbyt szczelnie zamknęłam się w mojej bańce wymówek, zapomniałam wyjść z niej dla Kornelii. 
        - Wybacz, że znów się poryczałam - warknęła, zła na siebie, przewracając oczami i ocierając gwałtownie wierzchem dłoni łzy. Uśmiechnęłam się do niej i pokręciłam głową, dając znak, że nie ma o czym mówić. 
        - Serio, czy ktoś mi wreszcie powie co tu się dzieje? - Louis wyrzucił w górę ręce, w geście bezradności, ale żadna z nas nie zareagowała, a Harry był zbyt skupiony na drodze. Albo udawał, że tak było. 
        - Nie powinnaś być tak surowa dla niego - szepnęła Kornelia, zupełnie ignorując skargi Tomlinsona i wskazując brodą na Harry’ego. 
        - Nie wiem, Kornelia. Ciężko mi będzie wrócić do tego, co mieliśmy. Oszukał mnie. Nas - poprawiłam się pospiesznie. Kornelia ścisnęła moją rękę i już nic nie powiedziała. Nie wiedziałam, czy mnie rozumiała. Jej podejście do chłopaków zdawało się być tak łagodne. Jakby cała sprawa ze szpiegowaniem nas, oszukiwaniem, z ich nielegalnym zawodem, nie istniała. Trochę zazdrościłam jej tej beztroski. 
        - Cholera! Błagam przestańcie wreszcie rozmawiać w tym dziwnym języku! - Louis wydął wargi, jak zranione dziecko, a Kornelia zaśmiała się cicho i położyła dłoń na jego udzie. Ekspresja mężczyzny zmieniła się diametralnie z komicznej na zmysłową. Uniósł wymownie jedną brew i posłał Kornelii uwodzicielski uśmiech. Moja przyjaciółka parsknęła śmiechem i odsunęła złośliwie dłoń. 
        - Wracając - zaczęła, już po angielsku - spotkanie odbywa się w naszym ulubionym barze karaoke 
        - Co jest z wami i karaoke? - zapytał Harry, a ja byłam pewna, że przekręcił oczami. 
        - Zamknij się, Styles, każda okazja do posłuchania pięknego głosiku panienki Madej, jest doskonała - Louis pacnął go lekko w tył głowy i światła zatańczyły blaskiem w jego miękkich lokach. 
        - Tam zaczęła się nasza przyjaźń, więc uznałyśmy, że jest to idealne miejsce - Kornelia wzruszyła ramionami - tak czy inaczej. Wyślemy wam adres, jeśli chcecie to wpadnijcie. Pozwiedzacie trochę nasze miasto i poobserwujecie, jak bawią się szaraczki. Bez drogich drinków i stolików dla VIP-ów - puściła oczko Louis’emu, ale ten nie uśmiechnął się od razu, jakby jej słowa wpłynęły negatywnie na jego nastrój. 
        - Wiemy, jak bawią się szaraczki - powiedział Harry, patrząc we wsteczne lusterko. Kornelia zmarszczyła brwi, a ja przypomniałam sobie, jak Louis obiecał, że opowie o ich przeszłości, gdy będą pewni, że polecimy z nimi do Londynu. 
        - Um… Wybaczcie. Jeśli was uraziłam - Kornelia zdecydowanie była ostatnio zbyt przewrażliwiona. 
        - W porządku. Po prostu musicie zrozumieć, że nie zawsze byliśmy bogaci - Harry wzruszył ramionami, a Louis przytaknął z delikatnym uśmiechem, patrząc uspokajająco na moją przyjaciółkę. 
        - Że nie zawsze byliście przestępcami - rzuciłam, nim zdążyłam ugryźć się w język. Napięłam się w oczekiwaniu na jakiś atak, lecz zza fotela kierowcy dało się słyszeć tylko cichy tajemniczy chichot. 
        - Tego nie wiesz - Harry spojrzał na mnie i zatrzymał samochód. Znajdowaliśmy się w znajomym już parkingu pod centrum handlowym. Przymrużyłam oczy, patrząc na niego podejrzliwie i oceniając, czy żartuje, lecz nie byłam w stanie wyczytać nic z jego twarzy. Uniósł jedną brew, jakby wyzywał mnie na pojedynek, ale nie dałam się sprowokować. Popędziłam Kornelię i wyszliśmy z samochodu na chłodny parking. 
 
***

        - Nie wierzę! No kurwa, no nie wierzę! Martyna, do cholery, co on tu robi? - Kornelia zwróciła się do swojej koleżanki, gestykulując żywo i wylewając naokoło swojego drinka. Do naszego ukochanego baru wkroczyło właśnie dwóch młodych mężczyzn. Dwóch mężczyzn, którzy byli ostatnimi osobami, jakie chciałybyśmy widzieć na naszej pożegnalnej imprezie. Jeden z nich - średniego wzrostu z ciemnymi włosami i oczami, o nieco latynoskiej urodzie, rozejrzał się po sali, prawdopodobnie szukając mnie. Drugi - wyższy od niego blondyn o szarych oczach stanął w wejściu z założonymi na piersi rękami i kiwał głową w takt piosenki, wyśpiewywanej teraz przez Michała - naszego znajomego. 
        Poczułam nieprzyjemne łaskotanie w żołądku, gdy wreszcie, orzechowe oczy skrzyżowały się z moimi. Zacisnęłam zęby i wzięłam sporego łyka piwa, które trzymałam w rękach. Mężczyzna ruszył w moją stronę. Kurwa. 
        - Milena - przywitał się z szerokim uśmiechem na twarzy. Przekręciłam oczami. 
        - Maciej - warknęłam i odwróciłam się do niego plecami, rzucając Kornelii błagalne spojrzenie. Uniosła dłonie w geście poddania i pokręciła głową. 
        - Milena, przepraszam! Naprawdę nie wiedziałam, że oni tutaj będą. Przecież obydwie robiłyśmy listę gości - szepnęła mi do ucha, wskazując na blondyna. 
        - Ktoś musiał ich zaprosić - warknęłam, ignorując rozchodzące się za mną ciepło, sugerujące, że Maciej wciąż tam stał. Poczułam delikatny dotyk na swoim ramieniu i zadrżałam z obrzydzenia. Odwróciłam się gwałtownie do mężczyzny i obrzuciłam go nienawistnym spojrzeniem. 
        - Co tutaj robisz? - syknęłam. Maciej wciąż uśmiechał się od ucha do ucha. 
        - Dawid powiedział, że wyjeżdżacie do Anglii - wyjaśnił, wskazując na blondyna za sobą, który zawiesił wzrok na Kornelii. Dawid i Maciej to najlepsi kumple i zarazem członkowie zespołu, w którym niegdyś śpiewała Kornelia. Dawid i Maciej to nasi eks. Jeden i drugi był siebie warty w samouwielbieniu, niewierności i bezduszności. 
        Zdałam sobie sprawę, że moje serce galopowało niczym spłoszona gazela, więc łyknęłam hojnie piwa, by uspokoić nerwy. 
        - A skąd Dawid wiedział, że wyjeżdżamy do Anglii? - zapytałam, mrużąc oczy. 
        - Oj, Milena, nie bądź taka. Dawno się nie widzieliśmy - mruknął, kładąc rękę na moim policzku. Ja chyba śnię. Wyszarpnęłam się gwałtownie z jego dotyku i postawiłam kufel na barze, by czasami go nie stłuc 
         - Nie dotykaj mnie - ostrzegłam Macieja. Gdyby wzrok zabijał, mężczyzna padałby właśnie martwy na ziemię. 
        - Księżniczko… Co było minęło. Wyprowadzasz się do innego kraju, może spróbujemy się pogodzić i rozstać w przyjaznych warunkach? - zapytał, posyłając mi najbardziej czarujący uśmiech, na jaki było go stać. Gdybym nie znała go tak dobrze, może i wpadłabym w jego sidła. Maciej był doskonałym kłamcą. Na tyle doskonałym, by przez rok skutecznie ukrywać przede mną kilka romansów, w tym jeden z moją dobrą koleżanką. Wylałam dosyć łez przez tego gnojka. Nie miałam zamiaru psuć sobie ostatniego wolnego wieczoru w Polsce.
        - Myślę, że powinniście iść. Ty i Dawid - powiedziałam, próbując zdusić, rosnącą we mnie, wściekłość. 
        - Posłuchaj… Wiem, że byłem kutasem, ok? Wiem o tym! Ale tęskniłem za tobą przez ten rok i chciałbym ci to wynagrodzić. Chociaż na ten wieczór - tym razem trzymał ręce przy sobie, lecz, wśród słodyczy cieknącej z jego słów, wyłapywałam kropelki jadu. Powoli i ostrożnie, upewniając się, że go nie odepchnę, schylił się do mojego ucha. 
        - Seks był niesamowity, pamiętasz? Może powspominamy trochę - końcówka jego języka musnęła delikatnie płatek mojego ucha, a ja zadrżałam mimowolnie. Tak, miał rację. W łóżku był świetny, jeszcze do niedawna najlepszy. Na szczęście z tronu zrzucił go pewien Anglik. To nie zmieniało faktu, że wiedział gdzie uderzyć. Znał moje czuły punkty i to, co najbardziej robiło na mnie wrażenie. Wiedział, że szyja była dla mnie niczym przycisk włączający pożądanie. Z trudem odsunęłam się od niego i pokręciłam gwałtownie głową. 
        - Zostaw mnie - szepnęłam, czując, jak wszystkie moje ściany zaczynają kruszyć się powoli. 
        - Oboje wiemy, że tego nie chcesz - jego ciepła dłoń spoczęła zaciśnięta na moim podbródku w zbyt znajomym dla mnie ruchu. Skrzywiłam się na bolesne wspomnienia. 
                                                       
                                                          ***
        - Księżniczko, proszę! Przecież wiesz, że to nieprawda! - mówił z desperacją, załamując ręce. Świat przysłaniały mi łzy i pewna fotografia, którą trzymałam między palcami. Fotografia Macieja, leżącego bez ubrań w łóżku jednej z moich najlepszych koleżanek, a jego eks. 
        - Jak mogłeś. Jak mogłeś… - powtarzałam, niczym zaklęcie, nie wiedząc, co w tej sytuacji zrobić. Zaufałam mu, otworzyłam się dla niego, kochałam go. Był pierwszym mężczyzną, przed którym nie bałam się przyznać do jakichkolwiek uczuć. 
        - To nawet nie jestem ja na tym zdjęciu! Do cholery myślisz, że bzykałbym twoją kumpelę? Masz mnie za takiego chuja?! - krzyknął, wyrywając fotografię z mojej ręki. Zaśmiałam się rozpaczliwie, wskazując na jego obnażone ramię. Widniał na nim mały tatuaż w kształcie trójkąta, taki sam, jak u mężczyzny na zdjęciu. 
        - Czy ty masz mnie za idiotkę? Jesteś ohydny! Spierdalaj z mojego mieszkania! - wrzasnęłam i, nim zdołałam zapanować nad impulsem, chwyciłam z półki ramkę z naszym wspólnym zdjęciem i rzuciłam nią w mężczyznę. Uchylił się przed przedmiotem który roztrzaskał się o ścianę za nim. Zmrużył oczy i wziął głęboki oddech.
        - Wiesz co? Tak! Tak, to ja na tym zdjęciu! Tak, ruchałem twoją koleżaneczkę. Kochana Ewelinka,  wykrzykiwała moje imię, jak ty co noc. Ha! Nawet głośniej! “Maciej, szybciej, och tak, jesteś najlepszy, jesteś taki duży”! - obrzydliwy półuśmiech gościł na jego twarzy, gdy wyrzucał z siebie te słowa. Nie byłam w stanie się ruszyć. Słuchałam tych okropieństw, sparaliżowana przez niedowierzanie. Maciej podszedł do mnie i, nim zdążyłam się cofnąć, ścisnął w dłoni mój podbródek. 
        - A wiesz co jest najlepsze? - syknął prosto w moje usta. Łzy spływały po moich policzkach nieprzerwanym strumieniem.  - Robiłem to przez cały rok. Cały pieprzony rok naszego “związku”. Ewelina, Kinga, Daria, Nadia… Wymień każdą swoją koleżankę, a ja odpowiem, że krzyczała w łóżku moje imię, że czuła mnie w sobie. A ty ślepa, naiwna, zakochana Milenka, wierzyłaś skruszonemu Maciejowi, gdy mówił, że zatrzymali go w pracy, że próba się przedłużyła - niski śmiech wyrwał się z jego ust, a ja mogłam tylko stać, obezwładniona przez jego uścisk i słuchać tych okrutnych rzeczy. Moje serce zostało rozerwane na tysiące małych kawałeczków. Każdy mężczyzna w moim życiu okazywał się bezdusznym potworem. Każdy… 
        - Kornelia… - szepnęłam. Nie chciałam wierzyć, że i ona mi to zrobiła. Nie mogła. Gdyby nie ona, prawdopodobnie nie dowiedziałabym się o niewierności Macieja. Wręczyła mi to zdjęcie, mówiąc, że musimy porozmawiać, ale nim zdążyła wyjaśnić skąd je ma i czy ona również brała w tym udział, Maciej zjawił się w mieszkaniu po “przedłużonej” próbie z zespołem. Próbie, na której jakimś dziwnym trafem nie było Kornelii. Wtedy przyjaciółka zostawiła nas samych, byśmy mogli porozmawiać “w spokoju”. 
        Maciej zaśmiał się ponownie i puścił wreszcie mój podbródek, odpychając go mocno. Zachwiałam się na nogach i oparłam o ścianę za mną. 
        - Ta twoja psiapsióła… Założyłem się z Dawidem, że z łatwością mi ulegnie, ale widzę, że wasza głupia przyjaźń jest ważniejsza. Nie wie, co traci. Chociaż… Może spróbuję jeszcze raz. Skoro z tobą i tak wszystko skończone, nie muszę martwić się o konsekwencje i być dyskretnym - nagły szloch wyrwał się z moich płuc. Byłam rozdarta między ulgą, że Kornelia nie oddała się Maciejowi, a rozpaczą, że tyle działo się za moimi plecami, że najbliższa mi osoba, okazała się tą najbardziej okrutną i bezwzględną. 
        - Wyjdź - szepnęłam, wskazując ręką drzwi. Nie byłam w stanie wydusić z siebie głosu przez szloch. 
        - Nie musisz prosić dwa razy - Maciej uniósł wymownie brwi i ruszył w stronę wyjścia. - Ach i Milena? - zatrzymał się w progu - Na twoim miejscu zmieniłbym pościel. Wczoraj Ewelina doznała tutaj największego orgazmu życia - puścił do mnie oczko, a ja spięłam się cała i chwyciłam szklany pusty wazon, stojący na komodzie obok mnie. Rzuciłam nim z całej siły w Macieja, lecz ten zdążył już zamknąć za sobą drzwi i wazon roztrzaskał się z hukiem o drewno. 
        Opadłam na podłogę łkając nieprzerwanie. Spędziłam tak około godziny, płacząc i krzycząc na zmianę. Później zadzwoniłam do Kornelii. Zjawiła się u mnie po kilku minutach, a ja opowiedziałam jej, z przerwami na płacz, wszystko, co się tu stało. Łącznie z tą częścią dotyczącą jej chłopaka, który namawiał mojego… eks do zaciągnięcia Kornelii do łóżka. Moja przyjaciółka zadzwoniła wtedy do Dawida i zerwała z nim bezceremonialnie przez telefon. Nie potrzebowała większych wyjaśnień. Wtedy to ona zachowała zimną krew. Wtedy ona była silniejsza. Dzięki niej nie siedziałam całe dnie w domu, rozmyślając nad tym, co zrobiłam źle, zatapiając się w poczuciu winy. Tego dnia postanowiłam, że żaden facet już nigdy nie zdobędzie mojego zaufania. Żaden nie wzbudzi we mnie głębszych uczuć. Żaden nie jest tego warty. 

                                                                ***
        - Jakiś problem? - zachrypnięty głos zabrzmiał za mną, wypowiadając te słowa po angielsku z mocnym brytyjskim akcentem. Maciej odsunął się nieco ode mnie. Uścisk na podbródku zelżał. Pogłaskał moją skórę kciukiem i odsunął dłoń. Wyglądał przez chwilę na zdezorientowanego, gdy spojrzał w górę na mężczyznę stojącego za mną. Odetchnęłam z ulgą, choć duma nie pozwalała mi tego pokazać. 
        - Nie, nie ma żadnego problemu, możesz sobie pójść - warknął, z łatwością przestawiając się na drugi język. Nawet nie wiesz w co się pakujesz, skurwielu. Uśmiechnęłam się pod nosem, doskonale pamiętając pokaz zazdrości Harry’ego w Bobbles. Zawiedziona stwierdziłam, że w pobliżu nie ma żadnych odpalonych papierosów. 
        - Myślę, że lepiej będzie, jeśli ty sobie pójdziesz - odparł Harry, a ja poznałam jego spokojny ton, za którym czaiła się ukryta groźba. 
        - Maciej, posłuchaj go - powiedziałam cicho. Choć wizja ukarania Macieja za krzywdy, jakie mi wyrządził, sprawiała mi dziką satysfakcję, nie chciałam wywoływać w barze sceny. Ta impreza miała być przyjemna. 
        - Maciej? - głos Harry’ego stracił cały swój spokój. Nienawiść biła od niego wyraźnie, jakby znał przeszłość, która łączyła mnie z tym ciemnookim mężczyzną. Ale przecież nie znał. Nie opowiadałam Harry’emu naszej historii. Kornelia? 
        - Dobra stary, nie znam cię, ale łatwo się domyślić, że nie jesteś stąd, więc zabieraj dupę do swojego kraju i pozwól mi porozmawiać z Mileną w spokoju - Maciej westchnął niecierpliwie i spojrzał na mnie ze znużeniem. Zamrugałam szybko spodziewając się, że Harry odsunie mnie na bok i wbije pięść w szczękę Macieja, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego, usłyszałam cichy, mroczny śmiech, wysyłający dreszcze w dół mojego kręgosłupa. Ciepłe dłonie na moich ramionach, sprawiły, że zadrżałam nieznacznie. Spojrzałam na Harry’ego i zamarłam. Jego oczy były przyciemnione z wściekłości, szczęka mocno zaciśnięta. Żyła na jego skroni pulsowała szybko, a uścisk na moich ramionach wzmacniał się z każdą sekundą. Po chwili jedna ręka puściła mnie i powędrowała do wnętrza jego czarnej marynarki. 
        - Harry nie - zdziwiona usłyszałam głos Louis’ego, który stał teraz przy Kornelii. Myślałam, że nikt nie był świadkiem tej wymiany zdań, ponieważ mężczyźni rozmawiali przyciszonymi głosami, ale Kornelia i Louis, obserwowali nas uważnie. 
        - Louis, trzymaj się własnych spraw - odparł Harry, a ja patrzyłam ze strachem na miejsce w marynarce, pod którym zniknęła jego dłoń. Louis podszedł do Harry’ego i przycisnął swoją rękę do ciemnego materiału na jego piersi. Zbliżył twarz do ucha przyjaciela. 
        - Do cholery, nie jesteśmy u siebie, nie próbuj machać tutaj tym gównem. Nie chcesz być aresztowany, co? - warknął, a ja byłam pewna, że tylko ja i Harry byliśmy w stanie to usłyszeć. Przełknęłam ciężko ślinę, domyślając się, że Harry sięgał po broń. 
        - To jest twój facet, czy coś? - Maciej rzucił pytanie w moją stronę. Byłam pewna, że celowo nie użył języka polskiego. 
        - Nie…
        - Tak - głos Harry’ego był donośniejszy od mojego. Odepchnął od siebie przyjaciela i stanął przede mną. Przekręciłam oczami i zmusiłam go, by się odsunął. 
        - Nie, to nie jest mój facet. A teraz idź sobie, zanim rozpoczniesz niepotrzebną bójkę. Nie chcę cię tu widzieć, rozumiesz? - warknęłam, patrząc z obawą na Harry’ego. Obaj powinni znać swoje miejsce. Harry nie może wymachiwać bronią przed każdym facetem, który mnie dotknie. Nie byłam jego. Ale Maciej nie może myśleć, że nie pamiętałam o jego robaczywej naturze.
        - Księżniczko… - skrzywiłam się na tę “pieszczotliwą” ksywkę, jaką mi nadał w czasie naszego związku. Nawet po angielsku, w ustach Macieja, brzmiała ona jak najgorsza obelga. - Przecież dopiero co rozważaliśmy miły pożegnalny seks. Nie pamiętasz, jak mówiłaś o tym, jak bardzo chcesz poczuć mnie w sobie? - zatkało mnie. Mówiąc to Maciej spoglądał wymownie na Harry’ego. Prowokował go, to było jasne, ale wciąż nie mogłam wyjść z szoku, że zdobył się na takie kłamstwo. 
        Prowokacja zadziałała, bo, nim zdążyłam jeszcze dobrze przetrawić to, co Maciej do mnie powiedział, pięść Harry’ego wylądowała na jego kwadratowej szczęce. Krzyknęłam głośno i odskoczyłam od mężczyzn. Maciej uderzył plecami o krawędź baru, a Harry, nie czekając na jego reakcję, chwycił go za nieskazitelną jasną koszulę i pociągnął, prawie unosząc Macieja w górę. Różnica wzrostu była wyraźna, z przewagą Stylesa, ale obaj mężczyźni patrzyli na siebie z równą nienawiścią. 
        Ludzie rozproszyli się na boki, przypatrując bójce, a barman podciągnął rękawy, gotów wyrzucić z miejscówki niechcianych gości. 
        - Nie waż się mówić o niej takich rzeczy. Nie tknęłaby cię nawet palcem. - syknął Harry, patrząc Maciejowi prosto w oczy. Mój były zdawał się nie być ani trochę przestraszony groźbą Stylesa. Uśmiechał się ironicznie i unosił brwi w pogardliwym wyrazie. 
        - Ależ to jest zupełna nieprawda. Doskonale pamiętam, jak jęczała pod moim ciałem, prosząc o więcej - sapnął, ale nim zdążył się zaśmiać, Harry pchnął go ponownie na bar i zaczął okładać jego twarz pięściami. Maciej próbował się bronić, lecz przewaga wzrostu Harry’ego skutecznie go od tego powstrzymywała. Zakryłam usta rękami, tłumiąc krzyk przerażenia. Jedno uderzenie musiało być wyjątkowo celne, bo łuk brwiowy Macieja trysnął szkarłatną, ciepłą krwią. 
        - Harry, przestań! - krzyknęłam, ale bałam się podejść do walczących mężczyzn, by nie zostać przypadkowo uderzoną. Zignorował mój krzyk, prawdopodobnie nie słysząc go w przypływie agresji.
        - Okej, dosyć tego! - Louis chwycił w pięści tył marynarki Harry’ego i z niewiarygodną siłą, wywołaną najpewniej przez zastrzyk adrenaliny, odciągnął przyjaciela od, krwawiącego teraz z nosa i skroni, mężczyzny. Harry zachwiał się na nogach, ale w porę złapał równowagę. Wykonał ruch, jakby chciał odepchnąć od siebie Louis’ego, ale coś w spojrzeniu Tomlinsona go zatrzymało. 
        Radek, barman, z którym byłyśmy z Kornelią w koleżeńskich stosunkach, stał za Anglikami, zastanawiając się zapewne czy ma interweniować. Zwykle to on wywalał natrętnych pijaczków, czy uprzykrzających się typów z baru, ale była to prawdopodobnie pierwsza sytuacja, w której musiał rozważyć, czy byłby w stanie wyrzucić o wiele wyższego od siebie i groźnie wyglądającego mężczyznę z innego kraju. Spojrzałam na niego przepraszająco, czując się winna zaistniałej sytuacji. Marszczył brwi, wyglądając na wściekłego, ale wciąż cierpliwie czekał na rozwój wydarzeń. 
        - Wypierdalaj! - wrzasnął Harry, wskazując palcem na Macieja - Zanim dokończę to, co zacząłem! - dodał, poruszając się do przodu. Louis wyciągnął przed niego rękę, blokując mu drogę. Maciej wytarł wierzchem dłoni, lecącą z nosa, krew i rzucił Harry’emu mordercze spojrzenie. Nie odrywając wzroku od zielonych oczu ruszył w milczeniu w stronę wyjścia. W barze panowała nieznośna cisza, zakłócana czasami wyszeptanymi komentarzami gapiów. 
        - Ty też. Nie chcemy cię tutaj, wyjebuj! - zdziwiona, usłyszałam głos Kornelii. Patrzyła przymrużonymi oczami na Dawida, który wyglądał na równie zszokowanego, jak reszta, przebywających w barze ludzi. Moja przyjaciółka splotła powoli swoje palce z palcami wolnej dłoni Louis’ego, a Dawid spojrzał na nie ze zmarszczonymi brwiami, jakby przetwarzając w głowie to, co właśnie zobaczył. 
        - Domyślam się, że powiedziała, że masz spierdalać, więc spierdalaj - warknął Louis, który wysunął się teraz nieco przed Kornelię, wciąż trzymając ją pewnie za rękę. 
        - Jasne, jasne. Idę. Kornelia. Miłego życia w Anglii - Dawid pożegnał się, kłaniając nieznacznie mojej przyjaciółce. 
        - Mhm… Już sobie idź - Kornelia machnęła na niego niedbale dłonią, jakby odganiała się od muchy. Kilka nieśmiałych chichotów przedostało się przez zagęszczoną atmosferę panującą teraz w barze. Dawid kiwnął głową na Louis’ego, a potem odwrócił się do wyjścia i zniknął za drewnianymi drzwiami. 
        Spojrzałam wtedy na Harry’ego, dyszącego ciężko z wyrazem twarzy, z którego wciąż biła nieposkromiona furia. Nie zdążyłam się odezwać, bo Louis szarpnął go za kołnierz i pociągnął na korytarz, prowadzący do toalet. Niewiele myśląc, podążyłam pospiesznie za nimi. 
        - Przepraszam was, kochani. Sami wiecie, że Maciej zasłużył sobie na lekkie lanie - usłyszałam za sobą głos Kornelii i towarzyszący mu śmiech gapiów. - A teraz poproszę osobę, która zaprosiła tutaj jego i mojego, pożal się boże, byłego chłopaka, aby grzecznie wyszła, bo spierdoliła sprawę. - gdyby nie targające mną nerwy, sama zaśmiałabym się razem z tłumem na słowa przyjaciółki. Zerknęłam ukradkiem za siebie, by zobaczyć, czy ktoś wychodzi, ale nikt nie ruszył się ze swojego miejsca. 
        - Cóż. Może dowiedzieli się za pomocą Facebooka, czy innego Twittera. Tak, czy inaczej. Przedstawienie się skończyło, myślę, ze oni nie będą nam już przeszkadzać, więc możemy kontynuować zabawę. Radek, wybacz, że zrobiliśmy taki bałagan. Zapłacę za wszystkie… - głos Kornelii znikł za zatrzaśniętymi drzwiami korytarza. Harry stał pod ścianą, przyszpilony do niej przez trzymającego go wciąż za kołnierz Louis’ego. 
        - Co ci odpierdoliło? - Tomlinson starał się mówić jak najciszej, by nie wywołać ponownej sceny. - Planować wyciągnięcie pukawki! Co się z tobą ostatnio dzieje, Hazza?! - uścisk na materiale zelżał, gdy Louis czekał na odpowiedź przyjaciela. Wtedy drzwi za mną otworzyły się, a w progu stanęła Kornelia. Odetchnęłam z ulgą, że to nie któryś z naszych znajomych, mających nadzieję na dalsze show. Bar znów szumiał od rozmów, prawdopodobnie dzięki interwencji mojej przyjaciółki, a potem ponownie nastała cisza, gdy drzwi zamknęły się z cichym skrzypnięciem. 
        - Przecież bym go nie postrzelił! Chciałem go tylko postraszyć - Harry wydawał się być teraz o wiele spokojniejszy, mimo że patrzył na Louis’ego z, wypisanym wciąż na twarzy, gniewem. 
        - W Polsce! Wiesz, że to nie skończyłoby się dobrze - syknął Tomlinson, uderzając płaską dłonią w miejsce na marynarce Harry’ego, gdzie prawdopodobnie schowana była jego broń. Harry unikał jego wzroku i zaciskał mocno szczękę. Louis wypuścił ciężko powietrze z płuc i uwolnił wreszcie materiał jego koszuli, który wyginał się teraz nieestetycznie. Zauważyłam kilka ciemnych kropeczek na błękitnym kołnierzu. Krew Macieja… 
        - Co ci w ogóle odbiło? Co, jeśli, ktoś to zgłosi? - Louis potarł nerwowo swój zarost. Nagle nogi zmiękły mi, gdy wyobraziłam sobie, jak cały ich biznes upada, przez głupią bójkę o jedną dziewczynę, a Harry gnije do końca życia za kratkami. Ze zdziwieniem poczułam niewygodne ukłucie. Nie chciałam, by tak się stało. Nie dla nas. Nie dla pracy i mieszkania w Londynie. Dla Harry’ego…  
        - Upewniłam się, że nikt nie zadzwoni na policję. A jeśli chodzi o Macieja, to nie macie się co martwić. Ten facet brał udział w niejednej bójce... Prawdopodobnie chodzi teraz okrwawiony, chwaląc się, jak to skopał dupę jakiemuś przypakowanemu dresowi - Kornelia położyła dłoń na moich plecach, dodając mi otuchy. Louis kiwnął do niej głową z wyrazem wdzięczności i wrócił wzrokiem do Harry’ego, oczekując na odpowiedź. 
        - To był ten Maciej. Ten jebany skurwysyn, który tak wykorzystywał Milenę. - knykcie Stylesa zbielały, gdy zacisnął dłoń. Dostrzegłam na niej kilka rozcięć i, opadające szybko, krople krwi. 
        - Harry… Krwawisz - szepnęłam, patrząc z troską na Stylesa. Dopiero wtedy jego oczy spotkały się z moimi. Ciemność pojaśniała nieco, gdy uniósł brwi w lekkim zdziwieniu. Spojrzał na swoją dłoń, jakby wcześniej nie czuł głębokich ranek. 
        - Skąd wiecie o Macieju? - zapytała Kornelia, nie czekając na jego odpowiedź. Odwróciłam się do niej szybko, zdezorientowana. Byłam pewna, że to ona opowiedziała Anglikom o mojej sytuacji z byłym chłopakiem. 
        - Skąd wiedzieliśmy, że będziecie w tej kawiarni, gdy wysłaliśmy do was Caroline? - odpowiedział pytaniem Louis, uśmiechając się do mojej przyjaciółki przepraszająco. Zmrużyła oczy, a ja widziałam, jak niebieski odcień jej tęczówek ciemnieje nieco. Położyła dłonie na swoich biodrach i zaczęła tupać w szaleńczym tempie swoją malutką stópką. Czułam, że do mojego mózgu nie docierała wystarczająca ilość potrzebnych bodźców, stłumionych przez szok, wywołany brutalnym zachowaniem Harry’ego. Coś mnie omijało. 
        - Do chuja! Możecie przestać nas podsłuchiwać?! Jakim cudem w ogóle wam się to udało? - warknęła wyraźnie rozeźlona, choć nie tak bardzo, jak zapewne byłabym ja, gdyby nie to dziwne otępienie, ogarniające moje myśli. 
        - Kocie, wyrzucenie telefonu nigdy nie powstrzymałoby mnie przed odszukaniem ciebie. Musiałabyś się bardziej postarać - Louis puścił jej oczko, ale ona nie uśmiechnęła się do niego. Zamiast tego posmutniała i skrzyżowała ręce na piersi. 
        - Błagam. Zdejmijcie te wszystkie podsłuchy, czy cokolwiek tam macie. Jak mamy wam ufać, skoro jesteśmy ciągle przez was obserwowane? - powiedziała cicho, patrząc spod rzęs na Tomlinsona. W korytarzu zapadła na chwilę cisza. Harry przeczesał palcami swoje długie, miękkie włosy i spojrzał na mnie przepraszająco. Louis kiwnął głową bez słowa, zapewne odpowiadając tym samym na prośbę Kornelii. 
        - Dziękuję… - szepnęłam cicho, a wszystkie trzy pary oczu zwróciły się ku mnie. Zakłopotana potarłam nerwowo ramię ze wzrokiem skupionym na szmaragdowych tęczówkach. 
        - Powinnam być zła, ale ten facet… Zasługiwał na to. - mruknęłam, odnosząc się do bójki przy barze. Spojrzałam ponownie na zakrwawioną dłoń Harry’ego. - Musisz to przemyć - szepnęłam, czując, że zaczynam gadać od rzeczy. Nie wiedziałam dlaczego zachowanie Harry’ego tak bardzo wpłynęło na moje reakcje. Wiedziałam tylko, że zdałam sobie sprawę z kilku rzeczy. Chciałam wrócić do Anglii. Chciałam pozostać u boku Stylesa, bez względu na to, jak bardzo legalny, lub nie, prowadzi biznes. Zdałam sobie sprawę, że złamałam obietnicę daną sobie po odejściu Macieja. Może czas leczy rany? A może właśnie otwierałam na nowo coś, co już zdążyło się zabliźnić? 
        Moje obronne mury zostały dostatecznie uszkodzone przez słowa Macieja. Znalazł kilka szczelin, przez które wciskał swoje zatrute macki, a ja nie wiedziałam, jak od tego uciec, czym go zablokować. Gdyby nie Harry, ściany rozpadłyby się zupełnie. 
        Styles spojrzał na swoją ściśniętą pięść, a potem znów na mnie i kiwnął bez słowa głową. Jabłko Adama poruszyło się w górę i w dół, gdy przełknął ciężko ślinę. 
        - Nikt nie będzie cię tak traktował. Nigdy więcej - wyrzucił z siebie, jakby desperacko pragnął, bym uwierzyła w tę obietnicę. Uśmiechnęłam się do niego przez łzy. Płakałam? Ile już czasu?  Dzisiejszy wieczór przywołał zbyt wiele wspomnień. Czara goryczy, wypełniająca się przez cały ten tydzień, została wreszcie przelana. Ekspresja Harry’ego zmieniła się nagle z wściekłej na pełną uczucia. Bez ostrzeżenia podszedł do mnie szybkim krokiem i pochylił się nade mną, chwytając moją twarz w dłonie. Poczułam na policzku szorstką fakturę zaschniętej krwi, gdy miękkie usta Harry’ego przyciśnięte zostały do moich. Bez zastanowienia odpowiedziałam na pocałunek, chwytając delikatnie rękaw jego marynarki. Palce drugiej ręki wplotłam w jego brązowe loki. Poczułam, że strumień łez zwiększa swoją intensywność. Od kiedy byłam takim emocjonalnym wrakiem? Odkąd zostałam zmuszona do opuszczenia faceta, na którym mi zależało, bo ukrywał przede mną przerażający fakt ze swojego życia. Odkąd ten sam facet przyleciał specjalnie po mnie do Polski, po dwóch tygodniach, ukrywanej przeze mnie, tęsknoty. Odkąd mój były chłopak, odpowiedzialny za nieufność, jaką obdarzałam płeć przeciwną, postanowił zjawić się w na mojej imprezie pożegnalnej i przypomnieć dlaczego go tak nienawidziłam. Dlaczego nie potrafiłam powiedzieć “Kocham cię” nikomu innemu? Pieprzyć to! Miałam ciężki miesiąc, należy mi się prawo do kilku łez! 
        - Powinienem go zabić - warknął Harry w moje usta, delikatnie ścierając kciukiem wilgoć z mojego policzka. Pokręciłam powoli głową.
        - Przestań - szepnęłam, otwierając oczy i napotykając przeszywający mnie szmaragd. - Było minęło - dodałam, próbując przybrać obojętną minę. Kiepsko mi to wyszło. Odchrząknęłam cicho i odsunęłam się od Harry’ego nieznacznie. Przez jego oczy przebiegł błysk zawodu, ale nie protestował. 
        - Dobra. Widocznie macie sobie wiele do wyjaśnienia, więc my już pójdziemy zabawiać gości - oznajmił Louis, a ja zmarszczyłam zdziwiona brwi. Zupełnie zapomniałam, że on i Kornelia wciąż stali z nami w tym małym korytarzu. Przyjaciółka potarła moje ramię, zanim wyszła do baru, a Louis klepnął Harry’ego w plecy, ostrzegając go przed wyjściem, że “nie ma bezmyślnie machać pukawką w nieswoim kraju”. Gdy zostaliśmy sami w korytarzu, zapadła nagle niezręczna cisza. 
        - Ja..
        - Przepraszam - zaczęliśmy równo, a potem zaśmialiśmy się cicho. 
        - Ty pierwszy - wskazałam na niego ręką. Westchnął ciężko i potarł zakrwawioną dłonią kark. 
        - Przepraszam. Że podsłuchiwaliśmy, że zaatakowałem tego gnojka na waszej imprezie. 
        - Och, nie jestem zła, że pokazałeś mu, gdzie jego miejsce. Gdybym miała wystarczająco dużo siły, sama bym go sprała - wzruszyłam ramionami. Cień uśmiechu przebiegł przez jego twarz.
        - Nie przepraszam za to, że dostał po mordzie. Cholera, gdyby nie Louis, ten skurwiel nie wyszedłby stąd na własnych nogach. - jego pięść ponownie się zacisnęła, rozdzierając świeżo zaschnięte ranki. Kilka stróżek krwi dołączyło do makabrycznej mozaiki na jego skórze. 
        - Więc za co? - zapytałam, nieco zdezorientowana, patrząc z troską na jego rany. 
        - Za to, że zrobiłem to tutaj. Mogłem go wywlec na zewnątrz, nie robić sceny. To wasz ostatni dzień w Polsce, nie chciałem popsuć waszej imprezy. - spojrzał na mnie z obawą. Kiwnęłam głową bez słowa, a on odetchnął z ulgą i spojrzał na swoją dłoń. 
        - Rzeczywiście powinienem to przemyć - mruknął pod nosem. Zaczął zginać i prostować palce, obnażając przy tym z sykiem zęby. Skrzywiłam się, domyślając, że nie mogło to należeć do najbardziej przyjemnych czynności. 
        - A ty swoją twarz - dodał, patrząc na mnie zza zakrwawionej dłoni. Przekrzywiłam zdezorientowana głowę, nie wiedząc o czym mówi. Zaśmiał się cicho, ostrożnie, jakby obawiał się wykonywać gwałtowniejszych gestów w mojej obecności. A jeszcze wczoraj nie miał nic przeciwko szarpaniu moich nerwów… 
        - Chodź - chwycił najdelikatniej jak potrafił mój łokieć i pociągnął do męskiej toalety. Postawił mnie przed umywalką i wskazał na odbicie w lustrze. Zobaczyłam na swoim policzku szkarłatne smugi. Skrzywiłam się na ten widok i puściłam wodę.
        - Um… Wybacz… - szepnął, a ja zaśmiałam się na głos. Zakłopotanie Harry’ego było doprawdy urocze. Nie mogłam powstrzymać trzęsącego mną chichotu. Domyślałam się, że nerwy powoli opuszczają mój system, przez co reagowałam na wszystko zbyt intensywnie, ale nie dbałam o to. Cieszyłam się, że tym razem to śmiechu nie mogę powstrzymać, a nie łez. Harry uniósł brwi, zdziwiony moim zachowaniem. Wzięłam głęboki oddech. 
        - Jesteś taki uroczy - oznajmiłam, zmywając krew ze swojego policzka. Oczy Harry’ego otworzyły się szeroko, jakby nagle sobie coś uświadomił. Uśmiechnął się krzywo. 
        - Uroczy? Właśnie stłukłem na kwaśne jabłko twojego byłego faceta - żachnął się, wypinając dumnie pierś. - Nie ma w tym nic uroczego. Wywołuję grozę, jestem poważanym przywódcą niebezpiecznej grupy. Ostatnia rzecz, jaką możesz o mnie powiedzieć to to, że jestem uroczy! - posłał mi obrażone spojrzenie. 
        - Jesteś. Jesteś słodki. Kulisz się przede mną, choć wczoraj jeszcze nie bałeś się dokuczać mi przy naszych przyjaciołach - Zaśmiałam się pod nosem i oceniłam wynik mojej pracy. Krew prawie nie była już widoczna.
        - Słodki, tak? - głos Harry’ego obniżył się nagle o kilka oktaw i przybrał groźny ton. Mężczyzna położył ręce na moich biodrach i obrócił mnie gwałtownie wokół własnej osi. Patrzył teraz na mnie przymrużonymi oczami, zmniejszając dystans między nami. Cholera, jest tak blisko… - Teraz też jestem słodki? - syknął, pochylając się do mojej szyi. Poczułam gęsią skórkę ogarniającą moje ramiona. Mogłam przysiąc, że moje serce przestało na chwilę bić, jakby przygotowywało się na szaleńcze tempo, które miało za chwilę przybrać. 
        - Łooo kurwa! Sory, Milena! - Michał, wpadł do łazienki, zataczajac się gwałtownie. Odruchowo odepchnęłam od siebie Stylesa i poprawiłam sukienkę, którą ten, jakimś cudem, zdążył już podciągnąć w górę. 
        - Nie w porządku, Michał. Ja… Już wychodzę - odchrząknęłam, przygładzając niezręcznie włosy. Czmychnęłam czym prędzej z łazienki i podbiegłam do stolika, przy którym siedziała Kornelia. Za dużo się dzieje, za dużo! 

Obecnie...

        Rzuciłam torebkę na lśniącą podłogę mieszkania siostry Harry’ego. Przyjrzałam się znajomym ścianom, mając wrażenie, że nigdy nie opuściłam Anglii na dłużej niż dwa dni. 
        - Witajcie w domu - Harry posłał mi nieśmiały uśmiech i odłożył w kąt moją walizkę. 



       Witajcie w piekle! szepnął natrętny głosik w mojej głowie, którego postanowiłam zignorować. 




Kochane, wybaczcie późny update. Nie będziemy kłamać, przeszkodziły nam imprezy. :D (No dobra, A. przeszkodziły imprezy. M. sumiennie wypełniała wszystkie blogowe zadania i czekała, aż A. się ogarnie xD)
Postaramy się to Wam jakoś wynagrodzić. :D A tymczasem mamy nadzieję, że rozdział się podobał i ponownie walniemy złotą radą:
NIE BIĆ SIĘ W BARACH! Tak nie wolno i można napytać sobie biedy. *grozi palcem*
Kochamy Was, dziękujemy za komentarze pod ostatnim rozdziałem <3 Jak Wam się chce, to pod tym też możecie coś napisać. ;D

A. <3 i M. xx


*Kochanek po lewej, grzesznik po prawej