sobota, 28 marca 2015

61. And let me kiss you

Hej! Wybaczcie tak długą nieobecność, sprawy osobiste :(
Wiemy, że mamy teraz ciężki czas w fandomie i mamy nadzieję, że wszystkie się jakoś trzymacie! Pamiętajmy, że Zayn zrobił to dla siebie i, skoro nie był szczęśliwy w 1D, może będzie szczęśliwy teraz :) Trzymajmy za niego kciuki!
Ponownie! Nie zapomnijcie skomentować i podzielić się wrażeniami pod tagiem #TTDff ! 

Kochamy! 

A. <3 & M. xx

And let me kiss you


       To nie miało na celu spowodować, że zapomnielibyśmy o Liamie, to nie miało na celu udowodnić, że jego śmierć w ogóle na nas nie wpłynęła. To miało na celu odjąć nam nieco stresu, pozwolić uwierzyć, że szczęście i miłe chwile wciąż były dla nas możliwe. Oboje z Harrym zgodziliśmy się na wyjście do baru. Co było w stanie nam pomóc zapomnieć lepiej niż alkohol?
       Mimo że w całym Poznaniu panował świąteczny nastrój w barze zdawało się tylko przybywać ludzi. Siedzieliśmy w czwórkę przy jednym ze stolików, a na nasze twarze padał cień i przyciemnione światło, zmieniając ekspresje, które przybieraliśmy. Kornelia uwiesiła się ramienia Louis’ego i dotykała go przy każdej lepszej okazji w miejscach niewidocznych dla większości ludzi. Przekręcałam wtedy oczami z uśmiechem, rzucając jej porozumiewawcze spojrzenia. Nie wiedziałam co stało się w domu jej rodziców, ale musiało to wywołać konkretną zmianę w relacji tej dwójki. Miałam nadzieję, że tak miało zostać, bo często panująca niezręczna cisza i ich kłótnie doprowadzały mnie już do szału. 
       Spojrzałam na Harry’ego, stojącego teraz przy barze i gawędzącego beztrosko z jakimś mężczyzną, podczas gdy barman przygotowywał napoje, które ten zamówił. Uśmiechnęłam się do siebie, przypominając sobie, jak wyglądała jego ostatnia wizyta w mojej i Kornelii ulubionej miejscówce. Stłukł wtedy na kwaśne jabłko Macieja, mojego byłego chłopaka, który zdradzał mnie na lewo i prawo podczas naszego związku. Uznałam to w tamtym dniu za brutalny akt. Dobre sobie. Nic nie było bardziej brutalne od morderstwa Liama…
       Pochyliwszy głowę, zmarszczyłam brwi, przypominając sobie wylewającą się z gardła mężczyzny krew, tworzące się w niej pęcherzyki powietrza, gdy Liam próbował złapać oddech. Zacisnęłam pięści na stole z trudem powstrzymując łzy. 
       - Hej - Harry pocałował mnie w czubek głowy, kładąc dłonie na ramionach. - Co jest? - zapytał, widząc moją ponurą minę. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam na dłuższą chwilę oczy, próbując wyrzucić z głowy wszystkie nieprzyjemne obrazy.
       - Nic. Wszystko w porządku - uśmiechnęłam się do niego uspokajająco i odebrałam piwo, które dla mnie trzymał. Gdy siadał, obserwował mnie uważnie, jakby spodziewał się, że miałam wybuchnąć płaczem, ale ja tylko chwyciłam jego dłoń i ścisnęłam mocno, by go uspokoić. 
       - Wciąż nie mogę w to uwierzyć - warknął Louis, uderzając pięścią w stół, przez co szklanki zadzwoniły w różnych tonacjach. Kornelia wybuchnęła śmiechem i cmoknęła go w policzek, po czym upiła połowę zawartości swojego kieliszka. Pokręciłam głową na tempo jej picia. To już trzeci drink, a ona wciąż była trzeźwa. 
       - W co nie możesz uwierzyć? - zapytał Harry, kołysząc w dłoni szklanką, a złota whisky zatańczyła, połyskując w świetle słabych żarówek. Louis machnął ręką, jakby odganiał się od muchy i warknął przeciągle, co wywołało kolejny wybuch śmiechu mojej przyjaciółki. 
       - Moja rodzina go upiła w wigilię - powiedziała i przyłożyła usta do szkła. 
       - To jest takie straszne? - zdziwiłam się, a Louis spiorunował mnie wzrokiem. Uniosłam ręce w geście poddania, gdy Kornelia pokręciła głową. 
       - Nie. Straszne jest to, że tamtej nocy poszliśmy do łóżka i było cudownie - jej słowa wywołały na mojej twarzy lekki uśmiech. Domyśliłam się gdzie to mogło zmierzać.  - A on na drugi dzień niczego nie pamiętał - Harry i ja wybuchnęliśmy śmiechem w akompaniamencie głośnego jęknięcia bezradności Louis’ego. 
       - Bardzo śmieszne - mruknął pod nosem, na co Kornelia wydęła wargi i pogłaskała go po głowie.
       - Oooooj, ktoś tu jest smutny - zakpiła, przeciągając sylaby, a Louis odtrącił jej dłoń i wypił do dna swoją whisky 
       - Jesteś okropna - pokazał jej język i, nim zdążył się odwrócić, Kornelia pocałowała go głęboko, wytrącając go chwilowo z równowagi. 
       - Za to mnie kochasz - szepnęła, pocierając nosem o jego nos. 
       - Ugh, zaraz się zrzygam - Harry zakrył usta, jakby rzeczywiście miał za chwilę zwymiotować, na co szturchnęłam go w ramię, parsknąwszy śmiechem. 
       Po kilkunastu minutach DJ zarządził początek karaoke, a Kornelia zerwała się z krzesła, by zamówić sobie piosenkę. Zachowywałyśmy się jak za dawnych czasów. Ten sam bar, to samo karaoke, te same przyzwyczajenia, tylko mężczyźni u naszego boku inni. Łatwo było zapomnieć o życiu w Anglii, gdy nagle praktycznie znalazłam się w przeszłości. Jakiś chłopak o ciemnych włosach wyszedł na małe podwyższenie, chwytając w dłoń mikrofon. W barze rozbrzmiały dźwięki znanej polskiej piosenki, a Kornelia wróciła do nas rozpromieniona i cmoknęła Louis’ego w policzek, mówiąc, że idzie po kolejnego drinka. Czwarty… 
       - Daj spokój, dzisiaj wszystko idzie na mnie - zaoponował Louis, ale Kornelia tylko poczochrała jego włosy i już w podskokach zmierzała do baru. Radek - znajomy barman - posłał jej szeroki uśmiech i zabrał się za robienie odpowiedniego drinka, bez potrzeby wysłuchania jej polecenia. 
       - Wiesz. - zaczęłam, splatając swoje palce z długimi, zgrabnymi palcami Harry’ego. - Miałeś mi powiedzieć od czego to się zaczęło - spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami i kiwnął głową. 
       - Prawda - potwierdził, a Louis opadł na oparcie krzesła, opierając rękę na krześle Kornelii. 
       - Poczekajcie z tym na kota. Też musi usłyszeć - powiedział, doskonale rozszyfrowując naszą rozmowę. Spojrzał w stronę baru, przy którym Kornelia gawędziła beztrosko z Radkiem. Louis westchnął ciężko i przekręcił oczami
       - Hej! Kocie - zawołał, na co moja przyjaciółka zareagowała natychmiastowo. Louis przywołał ją gestem, więc kiwnęła głową na Radka i dołączyła do nas. 
       - Co jest? - zapytała, siorbając ze smakiem nowo przyrządzonego drinka. 
       - Czas na opowiadanie naszych historii - wyjaśnił Louis i kiwnął do barmana, unosząc w górę pustą szklankę. Kornelia klepnęła go w kolano z rozeźloną miną. 
       - On nie jest kelnerem - zaprotestowała, a Louis zaśmiał się cicho. 
       - Jest, jeśli chce dalej dostawać tak wysokie napiwki - odparł, marszcząc nos. Kornelia zmrużyła oczy, ale wtedy pojawił się Radek ze szklanką napełnioną do połowy złocistym trunkiem. Louis uśmiechnął się do niego szeroko i przekazał mu pięciokrotną wartość napoju, który właśnie dostał. 
       - Dzięki, stary - oczy Radka zrobiły się okrągłe jak spodki, gdy liczył pieniądze. Myślałam, że mógł się już do tego przyzwyczaić, bo Louis i Harry rzucali mu pieniędzmi jak szaleni, ale on wciąż zdawał się być tak samo zachwycony. Po spojrzeniu Kornelii zrozumiałam, że już wybaczyła swojemu chłopakowi chłodną postawę wobec barmana. Wystarczył miły gest. 
       - No więc, o jakie historie chodzi? - zapytała, sącząc przez słomkę alkohol. 
       - Mieliśmy wam opowiedzieć skąd wziął się pomysł na nasz biznes - wyjaśnił Harry, a Kornelia nagle zbliżyła się ku niemu, wyraźnie pokazując jak zainteresował ją temat. Sama pochyliłam się do przodu, upewniając się, że nikt nie mógł podsłuchać naszej rozmowy. 
       - Wierzcie lub nie, nigdy nie lubiliśmy działać zgodnie z prawem - Harry zaśmiał się, zatapiając wspomnienia w przeszłości. Patrzył niewidzącym wzrokiem w blat stołu. 
       - Mhm… Mama Styles tego nie znosiła - zażartował Louis, a Harry pokiwał wolną głową. 
       - Często wpadaliśmy w kłopoty. Za dzieciaka były to tylko drobne kradzieże w spożywczakach, potem okradanie posiadłości na drogich osiedlach - zamrugałam szybko i spojrzałam na Kornelię, która rozdziawiła usta. Alkohol chyba zaczął wreszcie na nią działać. 
       - Ale dlaczego? - zapytałam zdezorientowana. 
       - Bieda, nuda, bunt - Harry wzruszył ramionami - Obaj pochodziliśmy z rozbitych rodzin, obaj nie mieliśmy kasy - dodał
       - Poza tym miałem na niego zły wpływ - wtrącił Louis, a ku mojemu zdziwieniu, Harry mu przytaknął. 
       - Byłem dobrym chłopcem - wyszczerzył się do mnie, na co zachichotałam
       - Bleh, za dobrym. “Nie mogę wyjść, muszę pomóc mamię w robieniu kolacji”, “Nie, Tommo, to nielegalne” - Louis zaczął parodiować wysokie tony głosu młodego Harry’ego. 
       - Byłem dobrze wychowany, ok? - zaprotestował mój chłopak. 
       - Ja też! - żachnął się Louis, a my z Kornelią spojrzałyśmy na siebie z politowaniem. 
       - Mając wokół tyle sióstr ciężko się wyrwać z bycia przebieranym i malowanym. Musiałem znaleźć sobie męskie zajęcie. Naoglądałem się filmów akcji i chciałem być wielkim szefem mafii - Louis łyknął zdrowo whisky i syknął przez palący mu gardło alkohol. 
       - Tak czy inaczej, nagle ten debil znalazł kontakty i zaczęliśmy mały handel narkotykami. Miałem wtedy może szesnaście lat? Wtedy poznaliśmy Liama i Zayna… - Harry przerwał na chwilę i wbił wzrok w śpiewającą teraz dziewczynę o rudych włosach. Każdy z nas zdawał się wyciszyć - Mniejsza. Udało nam się z tym handlem i wreszcie dostaliśmy dużą robotę. Jakaś transakcja dla wielkich przemytników, kupa kasy, coś, co nigdy się nie zdarzało. Mogłem zapłacić za studia Gemmy i kupić nowy dom dzięki tej kasie. Niestety podczas akcji nastąpiła strzelanina. - Kornelia zakryła usta dłonią, która plasnęła głośno o jej twarz. Louis parsknął mimowolnie śmiechem, pochylony nisko nad stołem. 
       - Okazało się, że nie tylko proszki tam szły w ruch. Niall był w jednej z tych grup. Mieli do sprzedania kilkaset gnatów dla grupy z zagranicy, a nasze narkotyki miały robić za rozrywkę podczas imprezy świętującej zakup. Niestety coś się nie zgadzało w warunkach. Poszło od słowa do słowa i zanim zdążyliśmy nawet wtrącić swoje trzy grosze, rozpętało się piekło. Krew tryskała dookoła, słyszałem tylko krzyki i strzały, bo Tommo wciągnął mnie pod jakiś samochód. Gdy wszystko ucichło okazało się, że pozostało niewielu żywych. Oczywiście nie mogliśmy nic zgłosić, bo sami wpadlibyśmy do ciupy. Niall i kilku innych okazało się giermkami właścicieli broni, którzy teraz leżeli martwi. Cały arsenał okazał się być bezpański, więc zwerbowaliśmy Horana i dwóch innych kolesi. Mieli kontakty, więc już po kilku dniach znaleźli innego klienta. Iii…Wow. Wow, dziewczyny, co to była za kasa. Miliony. Miliony, o których nigdy nie marzyliśmy. 
       - Mniam, mniam - skomentował Louis, patrząc marzycielsko w dal - Mieliśmy szczęście. Wtedy Niall zgodził się nam pomóc i jakimś sposobem rozkręciliśmy biznes. Najpierw w kraju, potem za granicą. Początkowo w handlu pomagała nam mała firma, którą sam zacząłem prowadzić. Ściągaliśmy zza granicy różne Auta, w których werbowaliśmy broń. Ale gdy poznaliśmy Phoebe wszystko nabrało szaleńczego tempa. Ta mała sroka wie jak zakręcić wokół siebie klientów - Louis zakończył opowieść, pozostawiając mnie z uczuciem niedosytu. 
       - I to tyle? - mruknęłam, wywołując u mężczyzn zdziwione spojrzenia. - Spodziewałam się tragicznych historii, niespełnionych miłości, konfliktów, zdrad, życia pod mostem - upiłam trochę piwa, zlizując pospiesznie pianę znad swoich ust. Louis prychnął głośno i opadł na oparcie krzesła. 
       - Nie żyjemy w tanim romansidle - pokazał mi język, na co wzruszyłam ramionami. 
       - Mi się podoba ta historia. - zawołała Kornelia, której piosenkę właśnie zapowiedział DJ. Nie czekając na naszą odpowiedź, podbiegła do mikrofonu, żeby ją wykonać. 
       - Wybacz, że zawiodłem cię swoim nudnym żywotem - szepnął do mojego ucha Harry. 
       - To nie tak, że mnie zawiodłeś, ale… Tak to ukrywaliście i w ogóle… - zagryzłam dolną wargę. Zmarszczył brwi, patrząc na mnie zabawnie zdezorientowany. 
       - Nigdy tego nie ukrywaliśmy. Nie chcieliśmy wam o niczym opowiadać, jeśli miałybyście zostać w Polsce. Ale teraz? Teraz same w tym siedzicie. - pochylił się, by ucałować delikatnie moją szyję. Westchnęłam cicho i kiwnęłam głową. 
       - Niech ci będzie - mruknęłam. 

       Drink za drinkiem, Kornelii wzrok zaczął błądzić po barze, a jej słowa stały się mniej wyraźne. Ale nie tylko ona zaczęła dawać oznaki upicia się. Louis i Harry również stali się bardziej weseli, a mnie świat wirował lekko przed oczami. 
       - Mam pomysł! - krzyknęła moja przyjaciółka, wystrzeliwując palec wskazujący w sufit. Jęknęłam żałośnie, obawiając się jej pijackich zabaw. 
       - Harry mnie pocałuje…
       - CO?! - krzyknęłam, wstając gwałtownie z krzesła. Louis rzucił przyjacielowi wyzywające spojrzenie. 
       - Co ty pierdolisz - warknął do Kornelii. 
       - Ćśśśśśśśś! - dłoń mojej przyjaciółki uderzyła w stół - A ty! - niemal dźgnęła mnie palcem w nos - Pocałujesz miłość mojego życia
       - Czyli ciebie? - zażartowałam, pochylając się ku niej sugestywnie 
       - Pffff, nie! Louis’ego Williama Tomlinsona 
       - Ale… po co? - zapytał Harry, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. Kornelia przekręciła oczami, jakby odpowiedź na to pytanie była najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. 
       - Nigdy się nie zastanawialiście jak to jest? W sensie nie, że zazdrościć i w ogóle, EJ! Nie patrz tak na mnie - popchnęła Louis’ego, nieco zbyt mocno, przez co prawie spadła z krzesła, bo ten nie ruszył się nawet o centymetr pod jej dotykiem. 
       - Patrzycie na mnie i Tomlinsona i kurwa. Nie zastanawiacie się? - zapytała, a ja spojrzałam na Louis’ego, potem na jego wąskie usta, próbując wyobrazić sobie ich dotyk na swoich. Zacmokałam kilka razy, czując, że Kornelia miała słuszność. Nie podobał mi się jej chłopak, nie widziałam w nim obiektu romantycznego, ale ciekawość gdzieś tam mnie popychała, by przyznać jej rację. A może to po prostu wina alkoholu?
       - Ej! - zawołał Harry, patrząc na mnie z wyrzutem
       - Co? - zapytałam, używając tego samego tonu, co on. 
       - Myślisz o tym!
       - Oczywiście, że tak, a ty nie myślałeś nigdy, żeby pocałować Kornelię?
       - Ej! - tym razem to Louis wyrzucił z siebie frustrację. Kornelia zachichotała niczym chochlik, planujący swój kolejny psikus. 
       - Jesteście szalone - Harry przekręcił oczami i podszedł do baru po trunek. 
       - A wy nudni - zawołałam za nim, na co pokazał mi środkowy palec. Kornelia wydęła wargi i założyła ręce na piersi. Zaśmiałam się, widząc jej zawiedzioną minę. Jej pomysł wydawał się wzięty znikąd, szalony i bez sensu, a mimo to miałam ochotę go zrealizować. 
       - Zróbmy to - postanowiłam, a Kornelia pisnęła z podekscytowania. 
       - No nieee… - jęknął Louis i spojrzał błagalnym wzrokiem na, siadającego znów przy stoliku Harry’ego - One chcą to zrobić - załamał ręce. Harry warknął gardłowo i nagle podniósł szklankę do ust i wypił całą jej zawartość. Uderzył naczyniem o blat stołu i, podniósłszy się z krzesła, wziął głęboki oddech. 
       - Dobra! Chodź tutaj, wariatko - spojrzał z determinacją na Kornelię, a ona klasnęła podekscytowana dłońmi. Wyszczerzyłam zęby i uniosłam sugestywnie brwi w stronę Louis’ego, ma co ten parsknął śmiechem
       - No dooobra - powiedział, wypuszczając z płuc ze świstem powietrze. Zmienił się z Harrym miejscami, by móc siedzieć obok mnie i potarł powoli brodę. 
       - Serio? - zapytał, na co Kornelia kiwnęła szaleńczo głową, wyrzucając w powietrze swoje różowe kosmyki. 
       - Po kolei czy w tym samym czasie? - zapytałam, a Kornelia zastanowiła się chwilę, przykładając do ust palec. 
       - Po kolei. My pierwsi - zarządziła
       - Ej, bo zaraz pomyślę, że chcesz mi odbić faceta - ostrzegłam ją, wywołując jej prychnięcie. Machnęła na mnie ręką. 
       - Jest zbyt nudny - rzuciła
       - Co?! - oburzył się Harry - wcale nie jestem nudny!
       - Ale nie jesteś też okrutnie interesujący - odparła przyjaciółka, wywołując wybuch śmiechu Louis’ego. - Dobra! Koniec gadania! Pokaż mi czym tak zachwyca się Milena!
       - Nie! Czekaj! - Louis pochylił się nad stołem, odsuwając ich pospiesznie od siebie. - My pierwsi! - dodał, a ja zachichotałam, widząc jak zazdrość buzuje w nich obu. 
       - Kornelia? - oparłam się niedbale na krześle, czekając na odpowiedź przyjaciółki. Ta wzruszyła ramionami i gestem wskazała, że czeka. Louis kiwnął głową i spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami. 
       - To jest głupie - mruknął, kiedy położyłam dłoń na jego policzku.
       - Całuj, nie gadaj - rzuciłam i pochyliłam się ku niemu, ale on zaraz odsunął mnie od siebie. 
       - Ale… Jak? - spojrzał strachliwie na Kornelię. Moja przyjaciółka przekręciła oczami. 
       - Tak, jakbyś pocałował mnie - poleciła, na co Louis przełknął ślinę. Był zabawny. Wielki przestępca, który bał się pocałować inną dziewczynę, gdy jego miłość wszystkiemu się przyglądała. Odwróciłam jego twarz ku sobie, czując podekscytowanie spowodowane głupim pomysłem, na które normalnie wpadają nawalone nastolatki. Ponownie przyciągnęłam go ku sobie i dotknęłam ustami jego warg. 
       Od razu poczułam różnicę. Jego usta nie układały się w ten cudowny sposób, co usta Harry’ego, jego wargi nie były tak rozkosznie pełne. Zamknęłam oczy, próbując skupić się na kolejnych różnicach, gdy Louis rozluźnił się wreszcie i rozluźnił szczękę, pozwalając naszym językom rozpocząć swój powolny taniec. Pocałunek był przyjemny, to prawda, ale ruchy Louis’ego zdawały się nie pasować do moich, były zbyt łagodne, delikatne, jego język nie budził w moim brzuchu łaskotania. Ot, przyjemny pocałunek bez fajerwerków. Oddaliliśmy się od siebie po kilkunastu sekundach i Louis wyszczerzył się do mnie z ulgą. 
       - Nie było tak źle - powiedział, na co zachichotałam i spojrzałam na Harry’ego i Kornelię. Moja przyjaciółka uśmiechała się szeroko, składając ręce jak do pacierza, ale Harry zabijał właśnie wzrokiem Louis’ego. 
       - Czas na zemstę - warknął nagle i przyciągnął niespodziewanie Kornelię do siebie, łącząc jej usta ze swoimi i niemal natychmiast wpychając tam swój język. Poczułam ukłucie zazdrości, które stłumiłam pospiesznie, przypominając sobie, że przed chwilą zrobiłam to samo. Harry zdawał się być agresywniejszy. Trzymał Kornelię za kark, poruszając zmysłowo ustami, co obudziło we mnie nagłą potrzebę pocałowania go. Moja przyjaciółka wplotła palce w jego długie loki, oddając się z chęcią rytmowi, jaki nadawał. Zaczęłam stukać palcami o blat, czekając na to aż skończą, ale oni zdawali się nie mieć takiego zamiaru. 
       - EJ! - wrzasnął Louis, na co Kornelia oderwała się od Harry’ego, a ten posłał mu złowieszczy uśmieszek. - My nie całowaliśmy się tak długo! - zaprotestował Tomlinson
       - Bzdura! Miałem wrażenie, że robicie to wieczność! - odgryzł się Harry, na co Louis zwęził powieki.
       - Mmmmmhm - mruknął i podszedł do Kornelii. Wytargał Harry’ego za kołnierz ze swojego miejsca i wpił się w przyjaciółkę ustami, zapewne mając w głowie wobec niej takie same myśli, jakie ja miałam wobec Harry’ego. 
       Gdy Styles usiadł obok mnie nie czekałam nawet chwili. Chwyciłam go za włosy i pociągnęłam do siebie, przekonując się, że te usta były jedynymi, które chciałam całować. Harry poddał się od razu, chwytając mnie w pasie z przyjemnym mruknięciem. Oddalił się ode mnie na kilka milimetrów, jakby chciał coś mi powiedzieć, ale wtedy za moimi plecami rozległ się głos, który wywołał we mnie obrzydzenie. 
       - Milena? - odwróciłam się powoli w stronę Macieja, który stał oddalony o zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Dojrzałam, że przy barze, za nim, znajdował się Dawid. 
       - Czego? - warknęłam i poczułam mocny uścisk Harry’ego na swoim biodrze. 
       - Wróciłaś do Polski? - Maciej zdawał się być nieporuszony towarzystwem Harry’ego i Lou. Uśmiechał się serdecznie, jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi, przez co miałam ochotę wybić mu każdy jeden bielutki ząb, który właśnie widziałam. 
       - Przyjechałam w odwiedziny - poprawiłam go, a on pokiwał ze zrozumieniem głową. 
       - Nie przywitasz się ze mną? - wypalił nagle, puszczając mi oczko. Zacisnęłam pięści. 
       - Nie - warknęłam
       - Eeej, księżniczko, wciąż chowasz urazę?
       - Korni! - Dawid podał Maciejowi piwo i wyszczerzył się do mojej przyjaciółki. Ona tylko przekręciła na niego oczami i pokazała mu środkowy palec, opadając plecami na tors Louis’ego.
       - Spierdalaj Dawid, nie masz wagin do poruchania? - warknęła, co wywołało wybuch śmiechu Macieja. 
       - Wow. Boleśnie - skomentował. Westchnęłam ciężko, zastanawiając się dlaczego w ogóle kiedyś z nim byłam. 
       - Dobra. Nie będziemy wam przeszkadzać. Uścisk na zagojenie ran? - Maciej popełnił błąd, pochylając się w moją stronę, bo Harry wstał gwałtownie i chwycił go za koszulę, przyciągając go do siebie nade mną. Piwo wyleciało z dłoni chłopaka, rozbijając się z trzaskiem o ziemię. Usunęłam się szybko z pola rażenia, a kilka głów odwróciło się w naszą stronę, zaciekawione zamieszaniem. Radek przekręcił oczami, przeczuwając kolejną bójkę i zakasał rękawy, gotów powstrzymać mężczyzn. 
       - Nie dotykaj jej - warknął mój chłopak, który drżał teraz na całym ciele. Maciej przełknął głośno ślinę i uniósł ręce w geście poddania.
       - Dobra, stary, spoko. - mierzyli się jeszcze chwilę spojrzeniami w napięciu aż wreszcie Harry odepchnął Macieja od siebie. 
       - Chyba czas na nas - zarządził Louis i pomógł pijanej Kornelii pozbierać się z krzesła. 
       - Przegrałeś swoją szansę, nie licz na kolejną. - warknął Harry w stronę Macieja, który mierzył go nienawistnym spojrzeniem. 
       - Weź ją sobie. Jest niewiele warta - odrzekł i nie zdążył nawet się odwrócić, bo Harry przyłożył mu pięścią z taką siłą, że Maciej upadł na posadzkę. Kilka osób wstało ze swoich miejsc, przestraszeni bójką inni zaczęli się śmiać, a ja uniosłam z satysfakcją kącik ust. Nigdy nie znudzi mi się widok cierpiącego Macieja. Masz za swoje, skurwielu. 
       - Co jest z tobą i biciem ludzi - jęknął, pocierając zaczerwienioną szczękę. Dawid zanosił się śmiechem, gdy pomagał mu wstać. 
       - Co jest z tobą i byciem małą cipą? - odgryzł się Harry i pociągnął mnie do wyjścia. Poszłam za nim niechętnie, patrząc jeszcze przez ramię na słabego mężczyznę. 
       Wyszliśmy we czwórkę na zimne powietrze, a Kornelia wyrzuciła w powietrze pięść. 
       - Wooooohoooo! - krzyknęła, zataczając się na chodniku. Louis ruszył jej na ratunek, łapiąc w pasie, zanim uderzyła twarzą w bruk. - Dobrze, Harry! Dobrze! Należało mu się! - wrzeszczała, jakby nie zdawała sobie sprawy, że przed chwilą straciła prawie wszystkie zęby. Louis pacnął się płaską dłonią w czoło, wzdychając z niecierpliwością. 
       W naszą stronę szła grupka rozchichotanych młodych dziewczyn, wyraźnie bawiąc się tej nocy w jednym celu, na który wskazywały ich krótkie spódniczki. Wzdrygnęłam się na myśl o gołych nogach w tym mrozie. 
       - Heeeej cudny - jedna z nich spojrzała uwodzicielsko na Louis’ego, a ten zamrugał zdezorientowany, nie rozumiejąc jej języka - Może zostawisz tego pijanego dziwoląga i pójdziesz zabawić się z nami? - zagryzła wargę, na co przekręciłam oczami. 
       - Heeeej, dziwko! - zawołała za nią Kornelia, używając tego samego, przesłodzonego tonu - Może uderzysz pyskiem w mur, żeby twoja twarz dorównywała poziomem mózgowi? - wybuchnęłam śmiechem, a Kornelia zawtórowała mi po chwili, gdy panienki zamknęły buzie i ruszyły pospiesznie w przeciwnym kierunku. Gdy otarłam łzy, przetłumaczyłam chłopakom co się właśnie stało i obaj zaśmiali się głośno, a Louis wtulił w Kornelię. 
       - Moja lwica - zażartował. 
       - Dobrze, że nie zarywały do ciebie - szepnęłam do Harry’ego. Spojrzał na mnie zagadkowo z półuśmiechem. 
       - Dlaczego? 
       - Bo ja nie użyłabym słów tylko pięści - pokazałam mu język, a on przycisnął usta do mojego czoła. 
       - Szerszeń - stwierdził - Możesz przekierować tę agresję na mnie, dzisiaj w łóżku - chwycił między zęby moją wargę, zanim pocałował mnie głęboko na środku chodnika wśród śniegu i ludzi. 

       Tydzień minął niepostrzeżenie krótko i zanim się obejrzałam pakowałam walizkę. Harry z Louis’m zarządzili po południu spotkanie w domu Kornelii, a my obie nie miałyśmy pojęcia o co mogło chodzić. Wylot zaplanowany był nazajutrz, więc domyśliłam się, że mogło to mieć coś wspólnego z Anglią. 
       Oznajmiłam mamie, że wychodzę i wskoczyłam w tramwaj, który miał mnie zabrać do domu Madejów. Zapukałam w drzwi, a przede mną stanął Harry i przytulił mnie na powitanie długo i mocno. Zmarszczyłam brwi, czując niepokojącą atmosferę, ale odpowiedziałam na gest i wtuliłam się w niego z uczuciem. Po kilku chwilach byłam już prowadzona za rękę do salonu, po którym krzątała się pani Madej.
       - Dzień dobry - przywitałam się z uśmiechem, a ona uśmiechnęła się serdecznie i odpowiedziała tymi samymi słowami, po czym czmychnęła do kuchni, usprawiedliwiając się gotującym się obiadem. Po kilku sekundach usłyszałam, jak po schodach schodzą Kornelia i Louis, więc usiadłam na kanapie, wykręcając powoli palce. Przyjaciółka opadła obok mnie, patrząc z zaciekawieniem na mężczyzn. 
       Louis usiadł na fotelu, a Harry oparł się o stół jadalniany i skrzyżował na piersi ręce. Wokół panowała cisza, którą przerywało co jakiś czas ciche pogwizdywanie pani Madej, dochodzące z kuchni. Rozejrzałam się nerwowo po salonie, a Kornelia wpatrywała się ze zmarszczonymi brwiami w ziemię. 
       - Czas zdecydować - oznajmił nagle Harry, zbijając nas z pantałyku. 
       - Zdecydować? - zdziwiłam się, na co Louis kiwnął głową. 
       - Czy wracacie z nami do Anglii - szepnął
       - Co?! - oburzyłam się, wstając gwałtownie z kanapy - Oczywiście, że wracamy z wami, co to za głupoty! - krzyknęłam. Harry podniósł ręce w uspokajającym geście, ale było już za późno. Czułam jak puls podnosi mi się gwałtownie, wściekłość szumiała w głowie. W przeciwieństwie do mnie, Kornelia siedziała cicho na swoim miejscu, przykładając palce złożonych dłoni do ust. 
       - Spokojnie, Milena. Spokojnie. Decyzja w pełni należy do was. - Harry podszedł do mnie i objął w pasie, po czym odsunął się na odległość ramion i ujął moją twarz w dłonie - Zabraliśmy was tutaj, żebyście były pewne. Wszystko wróci. W Anglii wszystko będzie jak tydzień temu. Zayn wciąż nie może pogodzić się ze śmiercią Liama, nie wspominając o Caroline. Michael dochodzi do siebie i planuje zemstę. MY planujemy zemstę. Nie będziemy was oszukiwać, chcemy ich śmierci. Każdego z nich - spojrzał wymownie na Kornelię, a ona skrzywiła się, jakby miała zaraz się rozpłakać
       - Calum… - szepnęła, na co Louis potarł nerwowo uda i schował twarz w dłoniach, opierając ręce na kolanach. 
       - Będzie brudno. Będzie brutalnie - kontynuował Harry - Jeśli ten tydzień przekonał was, by zostać w Polsce, nie będziemy was powstrzymywać. Chcemy, żebyście były bezpieczne i zrobimy co w naszej mocy, by ta wojna do was nie dotarła… - przerwałam mu nagle i pocałowałam desperacko. 
       - Jedziemy z wami! Pomożemy wam wygrać tę wojnę, prawda, Kornelia? - spojrzałam przez ramię na przyjaciółkę, ale ta wciąż milczała. Wpatrywała się ślepo przed siebie, zaciskając w szybkim tempie szczękę. 
       - Kornelia - szepnął Louis, a ona przeniosła wzrok na niego, w jej oczach zabłysnęły łzy. 
       - Nie wiem… - wymamrotała przez ściśnięte gardło. Louis napiął się nerwowo i kiwnął sztywno głową. - Nie wiem, przepraszam… 
       - Przestań. Pamiętasz, jak od nich uciekłyśmy? To ty mnie namawiałaś, żeby wrócić! Kochasz to miejsce, przecież doskonale o tym wiesz! Wygramy tę wojnę! Nikt więcej nie zginie. Nikt prócz…
       - Grupy Michaela - dokończyła za mnie, rzucając mi pełne wyrzutu spojrzenie. Louis westchnął ciężko
       - Możemy pomóc Calumowi - oznajmił niechętnie. - Pomógł nam wiele razy. W razie potrzeby możemy upozorować jego śmierć, pozwolić mu na ucieczkę - widziałam z jakim trudem przychodziły mu te słowa. 
       - To nie tylko to. Ja… Już byłam na muszce. Nie chcę się tak bać. Nigdy więcej. - słone krople spłynęły po jej policzkach. Louis wstał z fotela i uklęknął przed nią
       - Nie będziesz już nigdy na muszce. Prędzej dam się zabić niż pozwolić komukolwiek ci zagrozić - oznajmił z determinacją, chwytając w dłonie jej twarz. 
       - Nie chcę, żebyś umierał - szepnęła
       - Nie umrę, bo nikt nie ośmieli się na ciebie podnieść nawet głosu
       - A co jeśli… Co jeśli my będziemy całkowicie bezpieczne, a ty… Co jeśli Michael cię dorwie? 
       - Obiecuję ci, że nie umrę. Przynajmniej jeszcze nie teraz…
       - Nie możesz tego obiecać… 
       - Ale właśnie to zrobiłem.
       - Louis! - wykrzyknął nagle Harry - Nie próbuj jej przekonywać! To ma być jej decyzja - warknął. Wtedy Kornelia wstała nagle ze swojego miejsca i, odpychając od siebie Lou, podeszła do pani Madej, która właśnie wkroczyła do salonu. 
       - Ojej, kochanie, czemu płaczesz? - zapytała kobieta, a Kornelia uwiesiła się jej szyi i rozpłakała na dobre. 
       - Po prostu… Będę za tobą tęsknić - szepnęła, ściskając tym samym moje serce - Kocham cię. Was wszystkich - dodała
       - Oooj, córa, my ciebie też kochamy. Nie becz, zobaczymy się za jakiś czas - zażartowała, a Kornelia pokiwała głową i otarła łzy. 
       Gdy pani Madej ponownie opuściła salon, nastała niczym niezmącona cisza. Kornelia doprowadziła się do względnego porządku i przeczyściła gardło.
       - Ok - szepnęła. - Nie byłabym w stanie siedzieć tutaj i zastanawiać się czy wasza trójka przeżyła - podeszła do Louis’ego i objęła go mocno w pasie. 
       - Błagam nie dajcie się zabić. 
       - Tak łatwo się nas nie pozbędziesz - Harry uśmiechnął się do niej dobrodusznie, a ona odwzajemniła to i ponownie się rozpłakała. 

czwartek, 19 marca 2015

60. Jingle bells, jingle bells!

       
        KOMUNIKAT I - Rozdział spokojniejszy, żeby zachować nieco Waszej meliski, bo wierzcie nam - już niedługo przyda się jej spory zapas! :D Dodatkowo - CZERWIEŃ! Tak, tak znów. Ale nacieszcie oczy, póki możecie, bo ona niedługo będzie pojawiać się znacznie rzadziej :> 

        KOMUNIKAT II - mamy nowy trailer! Skoro jest u dziewczyn tak spokojnie to możecie odetchnąć i nacieszyć (mamy nadzieję) oczy naszym małym potworkiem o tutaj: KLIK

Nie zapomnijcie podzielić się z nami Waszymi uwagami i wrażeniami na temat TTD i może trailera. Komentarze nie gryzą! Tak samo jak i tag #TTDff :D 

KOCHAMY!

A. <3 & M. xx

P.S. trzymajmy kciuki za naszego kochanego Zayna, by szybko doszedł do siebie :) 





Jingle bells, jingle bells

Kornelia


         Usiadłyśmy z mamą w salonie, podczas gdy tata wrócił do swojego biura. Louis zamknął się w mojej sypialni, tłumacząc się zmęczeniem. Oboje wiedzieliśmy, że nie chodziło o to. Mama spojrzała na mnie zmartwionym wzrokiem i pogłaskała jamnika, który spał na jej kolanach.
        - Pan przystojny zdaje się być przybity - zauważyła, obserwując uważnie moją reakcję. Uśmiechnęłam się smutno i kiwnęłam głową. 
        - Kilka dni temu zmarł nasz znajomy - przyznałam, czując uścisk w sercu na myśl o martwym ciele Liama, otoczonym ogromną plamą krwi na śniegu. Moja mama wciągnęła gwałtownie powietrze, przykładając dłoń do ust. 
        - Och nie! Tak mi przykro! - powiedziała cicho. Spojrzałam na nią z wdzięcznością i podciągnęłam pod siebie nogi. 
        - Miał wypadek. Louis był z nim zdecydowanie bliżej niż ja, ale on i Harry przechodzą teraz ciężkie chwile - wyjaśniłam, a mama pokiwała ze zrozumieniem głową. 
        - Dlatego przyjechaliście do Polski? - domyśliła się. Moja kochana mama. Zawsze potrafiła doskonale mnie rozczytać, charakteryzowała się niezwykle silną empatią. Przytaknęłam, przygryzając nerwowo wargę. Och, jak chciałabym powiedzieć jej całą prawdę. Wypłakać się, wyznać, że już raz prawie uniknęłam śmierci. Mogłam tylko kłamać. 
        - Jest jeszcze coś… - szepnęłam, decydując się na wyznanie jednego z kłopotów, zaprzątających moją głowę. 
        - Co takiego? - zapytała mama. Zmartwienie w jej oczach niemal wywołało moje łzy. 
        - Pojawił się pewien chłopak - zaczęłam cicho, a kącik ust jej podniósł się lekko. 
        - Druuuugi chłopak? - mrugnęła do mnie porozumiewawczo, na co przekręciłam oczami. 
        - Mamo - skarciłam ją, a ona zaśmiała się cicho
        - Przepraszam, kontynuuj. 
        - No więc. Zaprzyjaźniłam się z nim. Jest naprawdę fajny, mamy wiele wspólnego, ale problem jest taki, że Louis go nienawidzi. Nie… właściwie to nie jest problem - zamyśliłam się, przywołując w głowie obraz Caluma, który jeszcze wczoraj zdołał skraść ode mnie dwa pocałunki. Mama siedziała w fotelu, czekając cierpliwie aż zbiorę się w sobie, by dokończyć swoją historię. 
        - Niedawno wyznał mi, że się we mnie zakochał…
        - Oczywiście - powiedziała cicho mama bez cienia kpiny. Zmarszczyłam ze zdziwienia brwi, a ona wzruszyła ramionami - Jesteś śliczna! Inteligentna! Który by się nie zakochał! - wskazała na mnie dłonią. Prychnęłam, pukając się palcem w czoło. 
        - Jesteś szalona - rzuciłam - poza tym, każda matka mówi to swojej córce - dodałam, a ona wyszczerzyła do mnie zęby
        - I każda ma rację - pokazała mi język - ale nie o tym teraz rozmawiamy. Rozumiem, że Przystojniak wie o tym chłopaku?
        - Mamo, przestań go tak nazywać. Ma na imię Louis - zaśmiałam się. Mama zmarszczyła nos w dezaprobacie.
        - Bo ja wiem. Przystojniak bardziej do niego pasuje - mruknęła
        - Wiem. Trafiło mi się, nie? - szepnęłam do niej, a ona pokiwała głową z determinacją. Obie zaśmiałyśmy się głośno, pozwalając sobie na chwilę beztroskich żartów. 
        - Tak. Louis o nim wie. Wie też, że wczoraj Calum, bo tak ma na imię ten chłopak, przyszedł do mnie błagać, bym rzuciła Lou dla niego. - powiedziałam, poważniejąc szybko. Mama wbiła we mnie uważny wzrok, również odsuwając od siebie dowcipną postawę. 
        - A ty co czujesz do tego Caluma? - zapytała. Jak zwykle przejrzała mnie na wylot i nie pozostało mi nic innego poza przyznaniem się. 
        - Szczerze? Nie wiem. - mruknęłam - Calum jest cudowny. Jest opiekuńczy i naprawdę miły. Wiem, że coś we mnie siedzi, co każe mi często o nim myśleć, ale Louis… Louis to najwspanialszy facet, jakiego znam. Nikt nie potrafi mnie tak rozbawić, dzięki niemu czuję się naprawdę wyjątkowa. Kocham go… Wiem, że zawsze mi powtarzałaś, że mówię to zbyt łatwo, ale tym razem próbowałam się powstrzymywać. - wykręcałam nerwowo palce, nie wiedząc, jak powinnam się zachować. Nigdy nie miałam problemu, by rozmawiać z mamą o sprawach sercowych, ale tym razem musiałam się starać, by nie wygadać czegoś nieodpowiedniego. 
        - Wierzę ci. Pamiętaj, że mam nosa do ludzi, a Przystojniak wydaje się być godnym zaufania. - mrugnęła do mnie, wywołując mój uśmiech. To prawda. Moja mama zawsze wiedziała przede mną, którzy ludzie mogli mnie zranić. Problem w tym, że zwykle jej nie słuchałam. Jak wtedy, gdy byłam zakochana po uszy w Dawidzie, w którym widziałam ideał, ale moja mama kręciła na niego nosem. Potem okazało się, że razem z Maciejem prowadzą konkursy pod tytułem: “która przypadkowa dziewczyna szybciej mi ulegnie”. Pierdolony sukinsyn. 
        Mama poprawiła się na sofie, ku dezaprobacie Maxa - jej psa i zacisnęła wargi, jakby zastanawiała się nad czymś intensywnie. Wreszcie wzięła głębszy oddech i pogłaskała szorstką sierść czworonoga. 
        - Wiem, że to, co powiem jest banalne, ale… Spróbuj wyobrazić swoją przyszłość z każdym z nich. - poradziła, a ja zaśmiałam się i pokręciłam głową, odwracając ją w stronę schodów, gdzie ostatni raz widziałam Lou. 
        - Już to zrobiłam. Wtedy, gdy odwiedził mnie Calum. Każda myśl o byciu z dala od Louis’ego sprawia, że mam ochotę się zrzygać - mruknęłam
        - Romantycznie - zaśmiała się moja mama, a ja rzuciłam ją zaczepnie poduszką, którą odbiła zręcznie jedną ręką. Poduszka wylądowała na podłodze w momencie, w którym na kolana wskoczył mi mój cudowny rudy kot Chopin. Wyszczerzyłam się szeroko i przytuliłam zwierzaka, zdając sobie sprawę, jak za nim tęskniłam
        - Cześć, łobuzie! - zawołałam, a Chopin zamruczał głośno, gdy go dotknęłam. Kiedyś mieszkał tylko ze mną, póki nie musiałam wyjechać na wymianę studencką, która trwała rok. Wtedy mama obiecała, że zaopiekuje się moim cudownym mężczyzną. - Jeszcze się nie zgubiłeś, co? - podrapałam go czule za uchem, dzięki czemu kot niemal natychmiast zasnął. Mama patrzyła na nas z uniesionymi kącikami ust, a potem przeniosła nagle wzrok na schody za mną. 
        - Wiesz. Ja myślę, że znasz odpowiedz - powiedziała, wpatrując się w jakiś punkt za mną. Domyślałam się dlaczego, gdy usłyszałam ciche kroki. Ciepłe ramiona owinęły się wokół mojej szyi i Louis złożył pocałunek na czubku mojej głowy. Poczułam łaskotanie w żołądku i lekkość, jakby dotykał mnie po raz pierwszy. Zamknęłam oczy, kładąc dłonie na jego rękach. 
        - Przeszkadzam? - zapytał cicho. Pokręciłam głową i odchyliłam ją w tył, a Louis natychmiast z tego skorzystał, cmokając mnie w usta. Chyba przemyślał kilka spraw, bo uśmiechał się słabo, a w jego oczach widziałam poczucie winy. Był taki piękny, cudowny, mój Louis. Czy ciemne oczy Caluma mogły dorównać temu przejmującemu błękitowi? Czy byłabym w stanie wybaczyć mu kłótnie, tak jak potrafiłam zapomnieć o konflikcie w sekundę, gdy czuję ręce Louis’ego na swoim ciele? 
        - Kocham cię - szepnęłam, a on kiwnął głową, obdarzając moje czoło gorącym pocałunkiem. 
        - Chyba masz rację - zwróciłam się do mamy, która patrzyła na nas rozmarzonym wzrokiem. - Znam odpowiedź - oznajmiłam. Podniosła żartobliwie jedną brew, jakby mówiła “No przecież wiem, jesteś moją córką”, wywołując mój śmiech. 
        - Pani Weroniko, przepraszam za wcześniej. Byłem bardzo zmęczony - Louis zwrócił się do niej, siadając obok mnie i głaszcząc lekko Chopina. Przetłumaczyłam szybko mamie jego słowa, a ona machnęła ręką i cmoknęła wesoło. 
        - Nic się nie martw, przystojniaku, Kornelia już o wszystkim mi powiedziała - odparła. Spiorunowałam ją spojrzeniem i, tłumacząc jej odpowiedź na angielski, sprawnie ominęłam nową ksywkę, jaką nadała Louis’emu. 
        - Przykro mi z powodu twojego kolegi - dodała poważniej, a ja poczułam, jak Louis spina się obok mnie, ale ścisnęłam mocno jego dłoń, więc rozluźnił się po kilku sekundach. 
        - Dziękuję… - szepnął, czego nie musiałam tłumaczyć. Chopin wstał nagle i rozciągnął się rozkosznie po czym przeszedł do Louis’ego i moszcząc sobie miejsce, kilka razy przez przypadek wbijając pazury w jego udo i wywołując jego syknięcie, położył się na jego nogach. Uśmiechnęłam się szeroko, a mama rozdziawiła usta w zdziwieniu.
        - No, Kornelia, skoro nawet Chopin go akceptuje to nie masz innego wyjścia. Musisz wybrać Przystojniaka - zażartowała, doprowadzając mnie do śmiechu. Louis nie zwrócił na nas uwagi, głaszcząc kota, którego obserwował zafascynowany. 
        Wieczorem poszłam do łazienki się wykąpać, podczas gdy Louis już szykował się do snu. Stałam pod chłodnym strumieniem prysznica, zastanawiając się nad przebiegiem ostatnich dni i tym, co powiedziała mi mama. To było pewne, że Louis stał na wygranej pozycji w wyścigu o moje serce, ale dlaczego wciąż nie mogłam pozbyć się z głowy widoku tych smutnych brązowych oczu? Warknęłam zła na siebie i zaczęłam wściekle szorować szampon na włosach. To nie wszystko. Widok mamy obudził we mnie dziwną tęsknotę. Gdy ją zobaczyłam, nie mogłam powstrzymać płaczu, nie mogłam przestać myśleć, jak wielkie miałam szczęście, że w ogóle udało mi się ją odwiedzić. Liam został zabity, skąd mogłam wiedzieć, że nie byłam następna? Że Louis nie był następny, Milena… Schudłam i to nawet bardzo. Przejechałam ręką po wystających kościach miednicy i żebrach. To nie był efekt ostatniego tygodnia. Choć był najbardziej intensywny, zauważyłam, że apetyt opuścił mnie już dawno temu. Przyćmiony miłością do Louis’ego, ślubem Liama i Caroline problem dał o sobie znać poprzez moje osłabione ciało i częste zawroty głowy, na które zwróciłam uwagę dopiero, gdy siedziałam w salonie. Zdałam sobie sprawę, że czułam je już wcześniej, ale głowę zbytnio zaprzątały mi inne sprawy, by martwić się tym, co podpowiadał mi organizm. Stresowałam się. Bardzo. Próba zabicia mnie przez Evana, wypadek Harry’ego po wyścigach, śmierć Liama i desperacka prośba Caluma o ucieczkę uświadomiła mi coś, co ciało podpowiadało mi już wcześniej. Byłam w niebezpieczeństwie. Każdy z nas był. Czy zdecydowałabym się na powrót do Anglii kilka miesięcy temu, gdybym wiedziała co miało się zdarzyć?
        Z wilgotnymi włosami i gęsią skórką obsypująca całe moje ciało weszłam do sypialni, by napotkać widok Louis’ego, leżącego na łóżku z telefonem przyłożonym do ucha. 
        - Wszystko w porządku. Było spokojnie. I jak? Co powiedziała Phoebe? Mhm… Zayn? - zacisnął zęby, słuchając kogoś po drugiej stronie i kiwnął głową, mrucząc coś w odpowiedzi. Błękitne oczy zwróciły się w moją stronę, a dłoń Louis’ego poklepała zapraszająco materac. Położyłam się obok niego, układając swoją głowę na jego piersi. Słyszałam wyraźnie spokojne bicie jego serca i miarowy oddech, więc zamknęłam oczy, oddając się owej melodii. 
        - Dzięki stary. Odezwę się jutro. Tak. Narazie - rozłączył się i odłożył komórkę na nocną szafkę. Poczułam dłoń na swoich plecach, która zaczęła głaskać je delikatnie. Louis się nie odezwał, choć liczyłam na rozpoczęcie jakiejś poważnej rozmowy. Zgarnął tylko kołdrę i zakrył nas obojga, po czym sięgnął włącznika nocnej lampki i już po chwili ogarnął nas mrok. Ułożył się wygodniej na łóżku i zamarł w bezruchu, prawdopodobnie próbując zasnąć. Nie wiedząc czemu, zachciało mi się płakać. Czułam ścianę, która zbudowała się między nami i wiedziałam, że byłam jej główną przyczyną. Wieczne sprzeczki, kłótnie. Coś, co prawie nigdy nie zdarzało się między Mileną i Harrym. Westchnęłam ciężko i zacisnęłam powieki, próbując zmusić się do snu. Nic z tego. Patrzyłam na, czarne teraz, ściany sypialni wsłuchując się w powolny oddech Louis’ego, czubkiem palca tworząc na jego brzuchu wzory.
        - Tak bardzo cię kocham - szepnęłam najciszej, jak potrafiłam. Nie odpowiedział, a jego klatka wciąż unosiła się tym samym powolnym tempem. Podniosłam się nieco na łokciu, by spojrzeć na jego twarz i ze zdziwieniem dostrzegłam jego otwarte oczy, wpatrzone w sufit. Moje serce przeszył ból. Nie spał, więc doskonale słyszał moje wyznanie. Ze strachem zdałam sobie sprawę, że to już drugi raz, gdy na nie nie odpowiedział. 
        - Louis… - szepnęłam z zaciśniętym gardłem. Mruknął tylko, by dać mi znać, że mnie słuchał. Zacięłam się nagle, niepewna co miałam powiedzieć. Wyciągnąć z niego te słowa? Może nadinterpretowałam jego milczenie. Był mężczyzną, oni chętniej wyrażali swoje uczucia w czynach niż słowach. Kilka pominiętych “kocham cię” jeszcze nic nie znaczyło, prawda?
        Wariowałam. Stres za bardzo brał nade mną górę. Musiałam się uspokoić. Dlatego miałam ten tydzień. Dlatego byłam w swojej starej sypialni, w domu, w którym się wychowałam. Niewypowiedziane słowa jeszcze nic nie znaczyły. Tyle powinnam wynieść z tej sytuacji. A mimo to czułam ten ból. Czułam potrzebę usłyszenia głupich dwóch słów. Głupia ja. 
        Gdy nie odzywałam się przez dłuższy czas Louis zamknął oczy i położył rękę pod swoją głowę. 
        - Dobranoc, Kornelia - powiedział tylko, wywiercając dziurę w moim sercu. Patrzyłam, jak zaciska powieki, które wciąż drżały lekko, jakby zmuszał je do pozostania w tej pozycji, a potem odepchnęłam się lekko od materaca i usiadłam na jego krawędzi, nie będąc w stanie nawet myśleć o śnie. Łzy same popłynęły, ale zdołałam zachować ciszę, by nie dać Louis’emu znać, że płakałam. Wstałam z łóżka i powędrowałam w ciszy do drzwi. Gdy je otworzyłam, wpuszczając do pokoju światło z korytarza, spojrzałam jeszcze na swojego chłopaka, który pozostał w tej samej pozycji, po czym wyszłam z sypialni, kierując się w dół schodów. 
        Weszłam do kuchni, zapalając rażące światła. Zmrużyłam załzawione oczy i sięgnęłam do górnej szafki po szklankę. Wypełniłam ją wodą z kranu i wypiłam pospiesznie, czując palenie w gardle, przez powstrzymywanie płaczu. Spojrzałam na taras za oknem, którego automatyczne światło zapaliło się przez przebiegającego szybko Chopina. Rozszerzyłam oczy na widok stojącego tam, sporych rozmiarów, drzewka świerkowego, a potem rzuciłam okiem na kalendarz, którzy mama przyczepiła na ścianie obok wejścia. 22 grudnia. Jakim cudem przeoczyłam fakt, że zaraz miały być święta? Jakim cudem nie zrozumiałam, że Harry i Louis zabierają nas do Polski, byśmy spędziły je z rodziną? 
        Usiadłam w szoku na krześle, kręcąc do siebie wolno głową. Tyle się działo, że zapomniałam o tak ważnej rzeczy, a teraz nie mogłam być bardziej wdzięczna, że uda mi się spędzić ją z rodziną, że będę mogła usiąść przy wspólnej kolacji, w wesołym harmiderze. Byłam pewna, że mama zaprosiła rodzinę siostry z jej trójką dzieci i brata ze swoim synkiem. Uśmiechnęłam się na myśl o moim ulubionym bratanku. Wiedziałam, że takie faworyzowanie nie było zdrowe i mile widziane, ale ten mały szkrab i ja, dogadywaliśmy się jak bliźniaki. Uśmiechnęłam się do siebie, zadowolona, że wreszcie coś oddaliło moje myśli od problemów, a potem spoważniałam, gdy w progu kuchni pojawił się Louis. 
        Założył ręce na piersi, opierając się o framugę, mimowolnie odbierając mi dech w piersi. Nawet teraz, gdy miałam do niego żal o to osobliwe zachowanie, nie mogłam oderwać od niego wzroku. W samych bokserkach, z wytatuowanymi ramionami, zmierzchwionymi włosami, wyglądał tak cudownie. Natychmiast posmutniałam ponownie, mając wrażenie, że już nigdy nie będziemy mogli być tak szczęśliwi, jak byliśmy na początku naszego związku. 
        Upiłam kolejny łyk wody i odwróciłam od niego wzrok, uświadamiając sobie, że wciąż mogłam mieć zaczerwienione oczy. 
        - Wiesz… - zaczął cicho, a ja zacisnęłam szczękę, wpatrując się w posadzkę - Kiedy cię poznałem. Kiedy już przestałaś zgrywać nieśmiałą cnotkę, tam w Bobbles. - usłyszałam w jego słowach uśmiech - Pomyślałem, że w życiu nie poznałem bardziej zadziornej i pasującej do mnie dziewczyny. Już wtedy, pierwszego wieczora - zacisnęłam powieki, wspominając chwile, gdy siedziałyśmy z Mileną przy barze, prowadząc naszą pierwszą rozmowę z nim i Harrym. 
        - Miałaś w sobie sarkazm, który uwielbiam. Sprzeczałaś się ze mną w taki uroczy sposób, przekonując, że masz mocniejszą głowę ode mnie - zaśmiał się i potarł dłonią brodę. 
        - Pamiętam - szepnęłam, zagryzając wargę. Wtedy wszystko było łatwiejsze. Londyn był tylko miejscem wakacji, czymś, co nie równało się z kłopotami. 
        - Problem w tym, że… - Louis spoważniał nagle i odepchnął się od progu. Stanął przede mną i oparł się o zlew. - Mam wrażenie, że już tego w tobie nie ma - powiedział, przez co niemal wybuchnęłam płaczem. Ostatkiem sił przełknęłam ogromną gulę w gardle. 
        - Och… - tylko to udało się ze mnie wycisnąć. Starłam palcem łzy i pospiesznym korkiem ruszyłam w stronę zlewu, by odstawić w nim szklankę. Gdy stanęłam obok Louis’ego, ten położył rękę na moim brzuchu i przyciągnął mnie do siebie, całując mocno i długo, tak, jak dawno mnie nie całował. Całe szczęście, że dłoń ze szklanką trzymałam nad zlewem, bo naczynie wypadło z niej w momencie, w którym Louis ścisnął mój pośladek, chroniony tylko cienką warstwą spodenek do piżamy. Nie rozumiałam co się działo, a ciepłe usta na moich wargach, język wijący się sprawnie wokół mojego, doskonale odbierały mi zdolność racjonalnego myślenia. Miękkie pocałunki i delikatny dotyk to coś, czego dawno od niego nie otrzymałam. Nasze ostatnie zbliżenia były gwałtowne, podpierane złością. To, jak Louis trzymał mnie w swoich objęciach, jak powoli poruszał ustami, spijając z nich cierpliwie moje uczucie, oddanie. Jakby nic się nie stało, jakby nie było tych kłótni. Ta sama delikatność, ta sama czułość. Zaplątałam palce w jego włosach, nie chcąc się od niego odsuwać, ciesząc się każdą sekundą tej bliskości. 
        Ale piękna chwila musiała kiedyś się skończyć. Odepchnęłam Louis'ego delikatnie od siebie, czując niesprawiedliwość swojej pozycji. Nie mogłam pozwolić mu omamić się pięknymi gestami, gdy właśnie przyznał, że utraciłam to, co mu się we mnie podobało. 
        - Louis, dlaczego to robisz? - zapytałam cicho, a on zmarszczył brwi - Skoro utraciłam to, co we mnie lubiłeś dlaczego mnie całujesz? Skoro nie chcesz odpowiedzieć, że mnie kochasz, jeśli przestałeś… - moje usta ponownie zostały zamknięte pocałunkiem, ale pospiesznie go przerwałam. 
        - Nie bądź głupia - powiedział - Chodziło mi o to, że… Ja cię tego pozbawiłem. To, w co cię wciągnąłem. Ciągle płaczesz, jesteś smutna. Spójrz na siebie - chwycił moje ramię z łatwością, otaczając je dłonią - skóra i kości - powiedział, drżącym głosem. 
        - Mylisz się - odparłam sucho - Zawsze byłam beksą, możesz zapytać Mileny. A to? - spojrzałam na moje ramię - Nie mogę sobie pozwolić na małą dietę? Hm?! Dobra! Od teraz będę wpierdalać, jak nosorożec, a ty będziesz musiał nosić moje cudowne czterysta kilo - założyłam ręce na piersi, tupiąc pospiesznie stopą. Chciałam pokazać mu, że dawna Kornelia wciąż tam była. Że wciąż mogłam się zdobyć na żarty. Louis zaśmiał się, pozbywając się z oczu przejmującego smutku. 
        - Z chęcią będę nosił twoje czterysta kilogramów. - szepnął, ujmując moją twarz w dłonie. 
        - Louis, błagam - powiedziałam rozpaczliwym tonem, wywołując jego konsternację - Nie kłóćmy się już więcej. - mój drżący głos zdradzał emocje, z jakimi wypowiedziałam te słowa. Marzyłam o spokojnej relacji z nim. O zakończeniu problemów, choć tak naprawdę tylko chwilowo im uciekliśmy. Gdy wrócimy do Anglii wszystko zacznie się od nowa. Znów spotkam Caluma, wejdziemy w wir wojny z grupą Clifforda. Kto wie co nas czekało. Ale jeśli mogłam spędzić ten tydzień w spokoju, bez kłótni, zrobiłabym wszystko, by tak właśnie było. 
        Louis opuścił powieki i przytulił mnie mocno do siebie, co uznałam za odpowiedź twierdzącą. 
        - Wiesz co jeszcze pamiętam? - zapytał, łaskocząc mnie palcami po szyi. 
        - Hm?
        - Twoją seksowną, koronkową bluzeczkę - odparł, a ja parsknęłam cicho śmiechem. - Co ten kawałek materiału ze mną robił. Widziałem przez nią twój cholerny stanik i myślałem tylko o zabraniu cię do toalety, ale rozmowa z tobą była ciekawsza niż perspektywa zepsucia jej seksem. 
        - Urocze - pokazałam mu język, gdy odchyliłam się nieco, by widzieć jego twarz. 
        - Wierz mi, że gdy wróciłem do domu myślałem tylko o tobie. Nawet nie wiem ile razy musiałem sobie zrobić dob…
        - Ohyda! - przerwałam mu, krzywiąc się wymownie, a on wyszczerzył zęby i cmoknął mnie w usta. Patrzył na mnie, jakby starał się zapisać w pamięci każdy milimetr mojej twarzy i pogłaskał palcem po policzku. 
        - Wiem, że nie będzie łatwo, gdy wrócimy, ale chcę, żebyś ten tydzień spędziła w wyśmienitym nastroju. Chcę, żeby był dla ciebie wyjątkowy. Dlatego zapomnę o pewnych nierozwiązanych sprawach, zapomnę o naszych kłótniach, postaram się nie myśleć o problemach czekających w domu tylko po to, żeby znów usłyszeć twój śmiech - wyznał, a moje serce zabiło szybciej i pociągnęłam go za włosy do pocałunku. Ułożyłam usta w słowo dziękuję, a potem spojrzałam za siebie w ciemne okno.
        - Zapomniałam o świętach - powiedziałam pełna poczucia winy. - Mimo wszystkich tych lampek na mieście dopiero choinka, stojąca na tarasie mi o nich przypomniała - przyznałam. Louis uśmiechnął się łagodnie i już miał coś powiedzieć, gdy weszłam mu w słowo:
        - Nie mam prezentów - nagła myśl sprawiła, że otworzyłam szeroko oczy, a strach wlał się do mojego ciała - CHOLERA! 
        - Spokojnie. Pójdziemy jutro na zakupy - Louis przyciągnął mnie ponownie do siebie i przyłożył usta do mojego ucha - A teraz wracajmy do sypialni, bo wspomnienia tej koronkowej bluzki zbyt mocno na mnie podziałały - szepnął, zostawiając mokry pocałunek na mojej szyi. Zadrżałam w jego ramionach i kiwnęłam bez słowa głową. W pośpiechu zostałam pociągnięta za rękę na górę. 

        Zakupy, zakupy. Nienawidziłam zakupów. Ubrania i inne gówna kupowałam z konieczności, a i tak musiałam być zwykle prowadzona za rączkę przez Milenę. Kręciłam się po centrum handlowym, przygryzając paznokieć i rozglądając się wokoło, jak zagubione dziecko we mgle. Louis westchnął przeciągle i chwycił moją dłoń. 
        - Najpierw brat i jego żona - polecił i pociągnął mnie w stronę sklepu z wystrojem wnętrz. Pod jego dowództwem już po dwóch godzinach miałam siatki wypełnione odpowiednimi prezentami dla każdego członka rodziny. Najłatwiej było z mamą i dzieciakami. Z mamą byłam najbliżej, więc wiedziałam co lubi, a dzieci będą zadowolone z każdej, bardziej zaawansowanej technicznie, zabawki. Pozostał Louis. Milena nie znosiła świąt i nigdy nie robiłyśmy sobie prezentów. Nie byłam pewna jak wyglądało to między nią a Harrym, ale dzięki jej niechęci do tego wydarzenia miałam jeden problem z głowy. Spojrzałam na mężczyznę przede mną, zastanawiając się długo co mogłabym mu dać. Och, dlaczego byłam tak beznadziejna w wybieraniu prezentów? I jak miałam go zająć, żeby móc przejść się po zatłoczonym centrum w samotności? 
        - Louis… - zaczęłam niepewnie
        - Hm? - pocałował mnie w czoło, rzucając wyzywające spojrzenie, facetowi, który dość ostentacyjnie przyjrzał się mojej pupie
        - A ty? - zapytałam cicho, a on przekręcił oczami.
        - Bleh. Żadnych prezentów - jęknął, na co zagryzłam nerwowo wargę. 
        - Ale… 
        - Niech będzie tak. Ja nie kupię nic tobie, ty nie kupisz nic mi, hm? - zaproponował, a ja uśmiechnęłam się do niego szeroko. Choć kochałam święta, prezenty to były moim kryptonitem i fakt, że Louis przytoczył ten sam układ, który prowadziłam z Mileną, zrzucił z mojego serca kamień. 
        - Jesteś pewien? - zapytałam. Wyszczerzył do mnie zęby i kiwnął głową. 
        - Jeśli mam patrzeć jeszcze przez kolejne pół godziny na tortury, które przechodzisz, kupując prezenty to wolałbym te święta spędzić w izolatce - zażartował. Naburmuszyłam się nagle i wydęłam wargi, patrząc na niego z wyrzutem. 
        - Więc to tylko przez moje upośledzenie, dotyczące prezentów? - mruknęłam, a on wybuchnął gromkim śmiechem, który wypełnił mnie ciepłem. 
        - Tak, kocie. Tylko przez to - odparł, gdy się uspokoił. Wziąwszy głęboko oddech, ruszyłam napiętym krokiem przed siebie. 
        - Koniec, kupuję ci prezent! - wrzasnęłam, słysząc za sobą jego śmiech. Podbiegł do mnie i zatrzymał, stając przede mną i łapiąc za ramiona. 
        - Kocie, sam nie mam dla ciebie prezentu. Nic sobie nie kupujemy, ok? - przyznał, ignorując kobietę, która szturchnęła go przypadkiem ramieniem. 
        - Kłamiesz - zmrużyłam oczy, próbując jak najlepiej odczytać jego reakcję. Cmoknął zniecierpliwiony i przestąpił z nogi na nogę. 
        - Nie kłamię, naprawdę! - westchnęłam ciężko, krzyżując na piersi ręce. 
        - Ok. - mruknęłam, a on zaśmiał się, ukazując zmarszczki w kącikach oczu i pocałował mnie krótko. 
        Tak, jakby ktoś zdjął z nas zły czar. Jakby ostatnie wydarzenia nie miały miejsca. Może to była gra, może Louis’emu naprawdę poprawił się humor. Wiedziałam tylko, że jak obiecał, tak zrobił i starał się omijać każdą kłótnię. Był entuzjastyczny, głośny i wesoły od samego rana. Bałam się końca tej uroczej postawy, ale chciałam też czerpać z niej garściami, póki miałam szansę. 
        - Jesteś chujem, wiesz? - powiedziałam, unosząc jedną brew. Spojrzał na mnie w szoku, odsuwając się o krok - Nie kupować mi prezentu? Co z ciebie za chłopak - prychnęłam, drażniąc się z nim. Otworzył szeroko usta w oburzeniu, choć nie mógł powstrzymać uśmiechu. 
        - Ach tak? Ok. To może ja pójdę sprawić ci najlepszy prezent, jaki będzie ci dane dostać, a ty męcz się tutaj, głowiąc, jak mi się odwdzięczyć. Hm… niedaleko widziałem salon samochodowy. Może chciałabyś jakiegoś Jaguara albo Porsche? - odgryzł się, a ja zacisnęłam usta, patrząc na niego z udawaną furią. 
        - Wygrałeś tę rundę - syknęłam.

        - Właściwie to dlaczego nie spędzasz świąt z rodziną? - zapytałam, zawieszając bombki na choince, która już znajdowała się w salonie. Louis właśnie rozplątywał światełka, czekając na mojego brata, który miał przynieść drabinę, by zawiesić aniołka na czubku drzewa. 
        - Mama wyjeżdża z nowym mężem do ciepłych krajów. Zabiera ze sobą wszystkie moje siostry i brata - wzruszył ramionami, a ja parsknęłam śmiechem
        - I zostawia ciebie samego? - zapytałam, na co spojrzał zadziornie w moją stronę. 
        - Jestem już dużym chłopcem - uniósł wymownie brwi. Pokręciłam głową, szczerząc się wesoło i podeszłam do niego. Objąwszy go w pasie, uwięziłam między nami lampki i pocałowałam go czule. 
        - Nie wątpię - wyszeptałam, ściskając zaczepnie jego pośladki. Warknął gardłowo, zanim wpił się we mnie ustami. Och, było tak cudownie, tak przyjemnie. Jedna rozmowa i nagle wszystkie problemy zdawały się znikać jeden po drugim. Czułam jego sprawny język, dotyk rąk na moim ciele i nie mogłam myśleć o niczym lepszym. Wszystko wirowało wokół mnie od tak dawno upragnionego dotyku. Niemal rzuciłam Louis’ego na kanapę, chcąc zerwać z niego ciuchy, ale naszą namiętność przerwało krótkie kaszlnięcie. 
        Pospiesznie odskoczyłam od swojego chłopaka, by spojrzeć na Krystiana - mojego brata, który uśmiechał się szeroko z małą, rozstawianą drabinką w rękach. Był niskim chłopakiem o jasnych włosach, którego twarz krzyczała na kilometr “jestem miłym gościem”. Bo był. Był najcudowniejszym bratem, jakiego mogłam wymarzyć i chyba też dlatego tak uwielbiałam jego synka. Jaki ojciec taki syn, prawda? 
        - Nie, nie, nie krępujcie się - powiedział do nas. Poza mną, tylko on i mój tata znali w rodzinie angielski. - Prawdę powiedziawszy to zawsze myślałem, że Kornelia woli dziewczyny, ale zdaje się, że nie jesteś w stanie się od niej uwolnić, stary - dodał, a Louis obdarzył go szerokim uśmiechem. Przekręciłam oczami i pokazałam Krystianowi środkowy palec, gdy ten stawiał przy choince drabinę. 
        - Dziewczyny, co? - Louis spojrzał na mnie głodnym wzrokiem, więc odepchnęłam go od siebie i wróciłam do zawieszania bombek. 
        - Niedoczekanie twoje, Tomlinson. Już widzę ten trójkąt w twojej wyobraźni. NIC Z TEGO - ostrzegłam, starannie otaczając gałązkę cienką niteczką. Ugięła się pod ciężarem szklanej kulki, więc podłożyłam rękę, by upewnić się, że bombka nie spadnie. Na szczęście sznureczek zatrzymał się na wystających igłach. Louis jęknął przeciągle, jakby bardzo zawiódł się moją odpowiedzią i cała trójka wybuchnęła śmiechem. 

        Jak przewidziałam. Harmider i śmiechy całej mojej rodziny okazały się nie zmieniać. Co roku było tak samo. Tata zmówił modlitwę i, choć byłam ateistką, z szacunku do tradycji moich rodziców podzieliłam się z nimi i resztą rodziny opłatkiem. Louis zrobił podobnie, a ja nie mogłam być bardziej dumna. Podbiegł do moich trzech siostrzenic i bratanka, i wyściskał je serdecznie, a ja tłumaczyłam im jego życzenia. Po pierwszej godzinie maluchy czuły się przy nowo poznanym koledze na tyle swobodnie, by biegać z krzykiem po pokoju i bawić się z nim w chowanego. Oczywiście musiały się uspokoić i grzecznie usiąść do stołu, gdy mama oznajmiła, że kolacja była gotowa. Bałam się, że dzielenie się opłatkiem mogło być niezręczne, ale, poza lekkimi problemami z tłumaczeniem, wszystko poszło idealnie. Gdy skończyłam z członkami rodziny, podeszłam do Louis’ego, patrząc na niego z szerokim uśmiechem. Urwał kawałek mojego płatka chlebowego i podał mi rękę, którą uścisnęłam z profesjonalnym wyrazem twarzy. 
        - Życzę ci… dużo zdrowia, szczęścia… - zaczął, a ja zaśmiałam się głośno, zakrywając usta dłonią - Pieniędzy, miłości - nagle pociągnął mnie za rękę i przycisnął usta do mojego ucha - Szczególnie dzisiaj w nocy, gdy przygwożdżę cię do łóżka - zamruczał, wywołując szybsze bicie mojego serca. 
        - Louis! Wigilia! - syknęłam w proteście, ale dyskretnie przejechałam dłonią po jego kroczu, przez co na jego twarzy pojawił się podstępny grymas. 
        - A ja… życzę ci dużo zdrowia, szczęścia - zabłysnął zębami, słysząc tę samą regułkę, którą sprzedał mi - zero kłopotów i spokoju w Anglii - dodałam ciszej, wiedząc, że psułam wesoły nastrój. Nie mogłam tego nie powiedzieć. - żeby nic ci się nie stało. Żebyś zawsze był ze mną - przełknęłam łzy, ale kilka z nich zdołało zasłonić mi widok na jego twarz. Poczułam pociągnięcie i Louis wtulił się we mnie mocno, nie puszczając długi czas. 
        - Nie opuszczę cię. Tak samo, jak ty nie zrobisz tego mnie, prawda? - uśmiechnął się, pokonując smutek
        - Nigdy - szepnęłam
        - Nigdy - potwierdził i pocałował mnie czule, na tyle lekko, by nie zgorszyć rodziny. 
        - Kocham cię - powiedział cicho w moje usta, a ja poczułam jakby z mojej duszy zrzucono kowadło. Wreszcie to powiedział. Mimo przyjemnych dwóch dni, które przecież mi obiecał, wciąż nie wypowiadał tych słów. Poczułam, jakby był to jego prezent dla mnie. 
        - A ja ciebie - odparłam z naciskiem. - Cholernie mocno - dodałam, na co kiwnął głową i ponownie mnie pocałował. 
        Jakimś cudem udało nam się skończyć te czułości, zanim wszyscy usiedli do stołu. Byłam wdzięczna mojej rodzinie, że tak ciepło przyjęła Louis’ego. Rodzice traktowali go jak syna, brat i szwagier jak idealnego kompana do kieliszka, a siostra i dziewczyna brata wpatrywały się w niego, jak w obrazek. Nie mogłam powstrzymać babskiego impulsu satysfakcji, widząc ich zazdrosne spojrzenia. Tak, były moją rodziną, tak, kochałam je, ale i tak wygrałam konkurs na najprzystojniejszego faceta i sprawiało mi to niezdrową przyjemność. 
        Typowa polska rodzina i typowa polska wódka, która została postawiona na stole, gdy wszystkie oficjalne obrządki wigilii, łącznie z otwarciem prezentów, zostały zakończone. Nie, żebym była złym człowiekiem, ale nie potępiałam tego zwyczaju. Krystian i Daniel - szwagier, polewali trunek z prędkością światła, próbując sprawdzić wytrzymałość Louis’ego. Widziałam, jak po któryśnastym kieliszku jego oczy czerwienieją, a wzrok błądzi po meblach. 
        - Dobra, dobra chłopcy! Dość - zarządziłam, bo Krystian już zabierał się za napełnienie pustego naczynia, stojącego przed moim chłopakiem. 
        - Oooo! Nie bądź taka - jęknął, a Louis odwrócił się do mnie i załamał ręce. 
        - No właśnie, nie bądź taka! - zawtórował mojemu bratu, ale, poza zasięgiem jego wzroku, wyszeptał ciche “pomocy”, patrząc na mnie błagalnie. Cmoknęłam go w usta i pociągnęłam za ramię. 
        - Idziemy spać! Wy i tak wybieracie się do kościoła, prawda? - wbiłam wzrok w szwagra, który, razem z bratem, wciąż wyglądali na trzeźwych. Obaj jęknęli przeciągle, ale, napotykając karcące spojrzenia swoich wybranek, przywołali się do porządku i poprawili krawaty. 
        - Tak! Kościół! No wiadomo! Trzeba być dobrym katolikiem - ględził Daniel, pozwalając mi wyciągnąć z jadalni Louis’ego. Poprowadziłam go po schodach, co okazało się łatwiejsze niż myślałam i posadziłam na łóżku w swojej sypialni. 
        - JAKIM CUDEM ONI MOGĄ TYLE PIĆ?! - wykrzyczał, wyciągając w niedowierzaniu ręce. 
        - Jesteśmy w Polsce - przypomniałam mu, odpinając zamek sukienki, którą miałam na sobie. - A ponoć masz taką mocną głowę - rzuciłam zaczepnie, zdejmując ją i rzucając na krzesło. 
        - Mam! Ale to jest nienaturalne! 
        - Naturalne dla nas
        - Tyle wódki?! Można zginąć! 
        - Trzeba się zahartować
        - Boże, jesteś taka seksowna
        - Co? - osłupiałam, widząc, jak mi się przyglądał. Stałam przed nim w bieliźnie, szykując się do wyjścia do łazienki, a on dosłownie pożerał mnie wzrokiem. Oblizał usta i odepchnął się od łóżka, podchodząc do mnie powolnym krokiem. 
        - Nooo i się zaczyna - jęknęłam, patrząc w jego zaczerwienione oczy. Nawet nie zwrócił na to uwagi. Po prostu pochylił się i zaczął całować powoli moją szyję. Pijany czy nie, musiałam przyznać przed sobą, że w każdym stanie mnie podniecał. 
        - Louis. Jesteś pijany, przełóżmy to na później - powiedziałam cicho, odpychając go lekko od siebie. Wygiął usta w podkówkę, a jego broda zaczęła drżeć lekko.
        - Ale maaaamooo - zawołał przeciągle, rozbawiając mnie do łez - Przede mną stoi taka ładna pani i nagle poczułem takie przyjemne uczucie w żołądku, a mój… mój kolega - spojrzał sugestywnie na swoje krocze i pochylił się do mojego ucha - on się poruszył - szepnął, jak przedszkolak, wywołując we mnie jeszcze większe salwy śmiechu. Nie wyprostował się. Ponownie zaczął obdarzać moją szyję i ramiona namiętnymi pocałunkami, a ja nie miałam dostatecznie dużo silnej woli, by go od siebie odsunąć po raz drugi. 
        - Najseksowniejsza - mruknął, zamykając usta na płatku mojego ucha, gdy jego dłonie sprawnie poradziły sobie z zapięciem stanika. Usłyszałam z dołu wołanie mamy, która oznajmiła, że wychodzą do kościoła. My grzeszyliśmy, a oni szli się modlić. 
        - Chodź, kocie - Louis pociągnął mnie do łóżka i popchnął na nie łagodnie, pochylając się, by złączyć swoje usta z moimi. Bawił się chwilę krawędzią moich majtek, ale zanim zdążył je zdjąć, ja zajęłam się jego koszulą. Odpięłam powoli wszystkie guziki i zsunęłam ją z jego ramion, drapiąc je przy tym paznokciami. Następnie sięgnęłam paska jego spodni i uporałam się z nim pospiesznie, zsuwając spodnie razem z bokserkami
        - Aż taka jesteś niecierpliwa? - zachrypiał nisko, ale ja pociągnęłam go tylko ku sobie, aż położył się nade mną, błądząc rozkosznie dłońmi po całym moim ciele. Czułam jak stwardniał, ale nie spieszył się. Całował całe moje ciało, obdarzając najczulsze miejsca szczególną uwagą, a gdy wreszcie zdjął moje majtki, postanowił najpierw doprowadzić mnie do szczytowania dzięki swojemu zręcznemu językowi. Jęczałam głośno, wdzięczna, że siostra z dziećmi spała w zupełnie odległej części domu. Wiłam się pod cudownymi pocałunkami, czując, jak spełnienie zbliża się do mnie, gorącą falą. Orgazm doprowadził moje ciało do agresywnego drżenia, które Louis powstrzymał, przytrzymując z błogim uśmiechem moje nogi. 
        - Tęskniłem za tym - szepnął, wgryzając się zachłannie w moją szyję. Rozłożył powoli moje uda i wsunął się we mnie powoli, wywołując kolejną porcję drżeń. Jęknęłam cicho, rozkoszując się doznaniem jakie mi dawał, gdy zaczął poruszając się łagodnie, powoli, upewniając się, że czułam jego każdy centymetr. 
        - A za tym szczególnie. Taka idealna - wydyszał w moje ucho, nabierając tempa. - Stworzona dla mnie. Tylko dla mnie - warknął nagle, a pchnięcie, które wtedy wykonał zdawało się być agresywniejsze. Jęknęłam głośno przez zaciśnięte wargi i odchyliłam głowę, dając się całować po całej szyi. Trzymałam się kurczowo jego włosów, czując rozchodzącą się po moim ciele przyjemność. Nagle chwycił mnie mocno w biodrach i obrócił nas na łóżku tak, że siedziałam na nim, a on ujął w dłonie moje piersi, dodając wrażeń do mojej przyjemności. Oparłam dłonie na jego ramionach i zaczęłam poruszać się szybko w górę i w dół, nie czekając na jego instrukcję. Mruknął gardłowo, zaciskając zęby i przyciągnął mnie do siebie, skradając namiętny pocałunek. Jęknęłam w jego usta, czując dodatkową ilość przyjemności, dzięki nowej pozycji. Nie byłam daleka od orgazmu, więc nie przerywałam swojego szybkiego tempa, czując potrzebę spełnienia. Louis chwycił moje biodra i pokierował nimi w ten sposób, że już po chwili szczytowałam, trzęsąc się spazmatycznie, oparta o jego klatkę piersiową. Wyrzucałam w powietrze przekleństwa, czując, wciąż przechodzące przez moje ciało fale rozkoszy. Widząc to Louis również doszedł, podnosząc plecy z poduszek i przytrzymując mnie na sobie. Warknął w mój obojczyk i ugryzł go, aż wreszcie opadliśmy razem na poduszki, wyczerpani tak intensywnym i cudownym orgazmem. 
        - O boże - mruknęłam, na co on zaśmiał się cicho i pocałował mnie namiętnie. 
        - Moja - szepnął, muskając kciukiem moją wargę. 
        - Wesołych świąt - dodał po chwili, przez co zaśmiałam się cicho
        - Wesołych świąt - mruknęłam  

        Wstałam rankiem całkiem rozluźniona, ze zdziwieniem przyjmując to uczucie jako zupełnie nowe. Spojrzałam na śpiącego Louis’ego, którego ręka spoczywała ciężko na moim nagim brzuchu i pocałowałam go w policzek, otrzymując w odpowiedzi niezadowolone mruknięcie. Usłyszałam, jak mama woła nas z dołu na śniadanie. 
        - Louis - szturchnęłam jego ramieniem, ale ten tylko jęknął przeciągle - skarbie, śniadanie - powiedziałam i ponownie przyłożyłam usta do jego policzka. Poirytowany poruszył ręką na moim brzuchu i przyciągnął mnie do siebie, odwracając głowę w drugą stronę. 
        - Louis - powtórzyłam, powstrzymując śmiech. Wreszcie oparł się na łokciach i zacmokał kilka razy, po czym otworzył szeroko oczy i chwycił się gwałtownie za głowę
        - AAAAAAAAAUUUUAAA!!! - jęknął, chowając twarz w poduszkach. Wybuchnęłam śmiechem i złożyłam na jego plecach kilka pocałunków. 
        - Powiem im, że jesteś chory - powiedziałam dobrodusznie i, narzuciwszy na siebie luźne dresy i t-shirt, zbiegłam po schodach do jadalni. 
        Cała rodzina, łącznie z dziećmi czekała już tylko na nas. 
        - A przystojniak? - zapytała mama. Tata spojrzał na nią zdziwiony, przez co niemal wyplułam bułkę, którą porwałam z talerza, jeszcze zanim opadłam na krzesło.
        - Ma kaca - zaśmiałam się i zasiadłam do stołu. 
        - Och nie! - mama wyglądała na naprawdę zmartwioną. Machnęłam ręką, pokazując, że to nic wielkiego, a mój brat parsknął śmiechem. 
        - Cienki jest - powiedział. Zmrużyłam oczy, piorunując go spojrzeniem. 
        - Nie każdy urodził się w kraju alkoholików - przypomniałam, a on pokazał mi język. 
        W połowie śniadania usłyszeliśmy kroki i blady, rozczochrany Louis, wkroczył powoli do jadalni, trzymając się za czoło. 
        - Przepraszam za spóźnienie - powiedział zachrypniętym głosem, a ja nie mogłam powstrzymać myśli, że wyglądał niezwykle uroczo z przymrużonymi oczami i każdym włoskiem postawionym w inną stronę. Miałam ochotę się nim zaopiekować, gdy ostrożnymi ruchami usiadł po mojej prawej stronie. Mama podbiegła do niego z tabletką i szklanką wody, oferując jeszcze sok pomarańczowy, a Louis podziękował jej uprzejmie i ochoczo połknął lek. Chwycił mnie pod stołem za rękę, cierpliwie znosząc hałas, który powodowały dzieci. 
        Po śniadaniu zrobiłam mu herbatę i zaniosłam do sypialni w momencie, w którym układał się pod kołdrą. 
        - Jesteś najlepsza - uśmiechnął się i upił trochę gorącego napoju. 
        - Dobrze, że nie wzięło cię już wczoraj. To był jeden z najcudowniejszych orgazmów, jaki…
        - Przepraszam, co? - spojrzał nagle na mnie wielkimi oczami. Wybuchnęłam śmiechem, tarzając się po pościeli. 
        - Nie pamiętasz? 
        - Kurwa… - warknął, biorąc kolejny, agresywny łyk. - Jeden z najlepszych orgazmów? I JA NIE PAMIĘTAM?! - krzyknął, po czym chwycił się gwałtownie za głowę i skrzywił w bólu. 
        - Spokojnie, skarbie, przypomnę ci -  pocałowałam go w policzek, a on uśmiechnął się błogo - ale nie dzisiaj. Pewnie nawet najlepsza viagra nie byłaby w stanie go dzisiaj postawić - zażartowałam, na co pokazał mi wulgarny gest i położył się na poduszkach. 
        Wtedy zadzwonił mój telefon, który odebrałam, nie patrząc na wyświetlacz
        - Halo?
        - Wesołych! - zawołała Milena, zadziwiająco radośnie
        - I nawzajem - odpowiedziałam z uśmiechem
        - Jak tam wasza relacja z Louis’m?
        - Och.. OCH! Świetnie! Bardzo dobrze! Poza tym, że moja rodzina go wczoraj upiła i dzisiaj umiera - Milena zaśmiała się wesoło w słuchawkę 
        - Jest sprawa! Co powiesz, żeby odwiedzić jutro nasz ulubiony bar? - zapytała, a ja poczułam lekkie uczucie ekscytacji. 
        - No jasne! - zawołałam
        - Czas się rozluźnić. PORZĄDNIE rozluźnić - powiedziała. Przytaknęłam jej ze śmiechem
        - Nic mi nie mów. Tak bardzo tego potrzebuję




#TTDff