sobota, 22 sierpnia 2015

Epilog

Milena

       Nacisnął spust w momencie, w którym za drzwiami rozległ się desperacki krzyk
       - Louis! - brzmienie jego imienia zostało lekko zagłuszone przez, wyciszony tłumikiem, wystrzał. 
       Patrzył, jak niebieskie oczy osoby, którą kochał otwierają się szeroko, jak ich jasna barwa zostaje ukryta pod wolno spływającymi falami szkarłatu, a ciało zaczyna opadać w tył, jakby w zwolnionym tempie. Nie wiedział jakim cudem znalazł w sobie siłę, by podbiec do niej i chwycić w pasie zanim uderzyła plecami o podłogę. 
       Była lekka. Miał wrażenie, że nic nie ważyła. Ramiona bezwładnie zwisały z jej boków, włosy kołysały się powoli, w różowych refleksach pojawiała się ciemniejąca czerwień. Przycisnął bezwładne malutkie ciało do siebie i opadł na kolana, a pojedynczy przeciągły krzyk rozpaczy rozdarł jego płuca. Krzyczał aż zabrakło mu tchu, a wtedy zaszlochał gwałtownie i oparł jej głowę o swoje ramię, trzymając dłoń na potylicy. Nie zważał na gorącą wilgoć, którą czuł pod palcami. Kołysał się w przód i w tył, jakby chciał uśpić dziewczynę, spoczywającą spokojnie w jego ramionach. Chciał, by właśnie tak było. Ona, śpiąca spokojnie, miała obudzić się za jakiś czas, posyłając mu słodki uśmiech i deklarując swoją miłość. Czerwień na jej włosach byłaby kolejnym dodatkiem do różu, szalonym pomysłem, na jaki zdecydowała się pewnego wieczoru przy drinku. 
       Tak jednak nie było. Louis trzymał martwą Kornelię w mocnych objęciach, pochylając się nad nią i mocząc jej stygnące policzki swoimi słonymi łzami. 
       Nie widziałam tego, ale wyobraźnia podłożyła mi obraz takiego przebiegu sekund po oddaniu strzału. 
       Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę, gdy drzwi windy otworzyły się przede mną i Harrym było bezwładne ciało Caluma, oparte w niewygodnej pozycji o ścianę po naszej lewej stronie. Przełknęłam ciężko, widząc ścieżkę krwi, prowadzącą do jego pleców. Była jeszcze świeża, więc Louis musiał zjawić się tutaj niedawno. 
       Przerażenie opanowało każdy skrawek mojego ciała, gdy zdałam sobie sprawę, że mogliśmy się spóźnić. Puściłam się biegiem do drzwi apartamentu, wykrzykując imię Tomlinsona, a Harry ruszył za mną, doganiając mnie przy wejściu. 
       Błagam, by nie było za późno, błagam, żebyśmy zdążyli, proszę niech on nie robi nic głupiego. Kornelia musi żyć, Kornelia…
       Sekundę po moim wołaniu w nasze uszy uderzył krzyk. To nie był zwykły wrzask złości czy wyraz bólu. To był okrzyk mężczyzny, który właśnie popełnił największy błąd w swoim życiu. W jego głosie znajdowała się mieszanina cierpienia, nieograniczonej rozpaczy, ale też chorej nadziei, że może to, co się stało było odwracalne, że może wcale nie zrobił czegoś, co miało go nawiedzać do śmierci. 
       - LOUIS! - tym razem to Harry zawołał swojego przyjaciela i wpadł na drzwi, wpuszczając nas oboje do środka. 
       Gdy tylko wbiegłam do salonu, opadłam na kolana i zaczęłam płakać rozpaczliwie, czując, jak moje płuca nie chcą ze mną współpracować. Waliłam pięściami w posadzkę, rozdzierając gardło, bo mój organizm nie wiedział jak w inny sposób poradzić sobie z tsunami rozpaczy i cisnących się upartych zaprzeczeń widoku przede mną. 
       Ręce Harry’ego spoczęły na moich ramionach, a jego sylwetka zasłoniła Louis’ego, siedzącego na podłodze przede mną, trzymającego w objęciach moją przyjaciółkę. Jej ciało. 
       - Nie patrz - szept docierał do mnie jakby zza ściany. Chwyciłam kurczowo koszulkę Harry’ego, gniotąc ją w swoich dłoniach. 
       - Nie… nie, nie - mruczałam pod nosem, jak szalona. Nie widziałam nic przed sobą prócz czerni materiału, którego chwyciłam się jak koła ratunkowego, lecz w pewnym momencie szkarłatna stróżka, płynąca po ziemi ukazała się moim oczom zza pleców Harry’ego. Wtedy otrzeźwiałam. Wstałam gwałtownie na równe nogi i sięgnęłam za pas swojego chłopaka, skąd wyciągnęłam jego pistolet, którego lufę wycelowałam w tył głowy płaczącego Louis’ego. 
       - MILENA - okrzyk Harry’ego nie zrobił na mnie najmniejszego wrażenia, ale Louis odwrócił się odruchowo i utkwił we mnie pełen bólu wzrok. Zmiana pozycji pozwoliła mi dostrzec zakrwawioną twarz Kornelii, jej przymknięte powieki, ubarwione czerwienią i lekko rozwarte wargi, w których błyszczał kolczyk. Załkałam na ten widok, a broń niemal wypadła mi z rąk, ale zacisnęłam zęby i poprawiłam uchwyt. 
       - Nie żyje - oznajmiłam cicho, gdy głos uwiązł mi w gardle - Zabiłeś ją - obnażyłam zęby w żałosnej próbie powstrzymania łez. Louis patrzył na mnie przez chwilę, jakby nie był w stanie poprawnie zarejestrować tego, co aktualnie działo się w jego mieszkaniu. Wreszcie zamrugał szybko i zwilżył wysuszone wargi. 
       - Zdradziła nas - szepnął, ledwo panując nad głosem. Pokręciłam gwałtownie głową, nie spuszczając z niego wzroku i zapłakałam cicho. 
       - Nie - powiedziałam
       Louis zmarszczył brwi, przymknąwszy chwilowo oczy. 
       - Co?
       - Ona nie… - nie mogłam dokończyć, bo moje płuca zaatakował gwałtowny szloch. 
       - Kornelia nas nie zdradziła. Nigdy ciebie nie zdradziła. Była niewinna - powiedział za mnie Harry. Coś w tych słowach sprawiło, że bezradność sytuacji zwaliła mnie ponownie z nóg. Wypuściłam z rąk pistolet i przycisnęłam spód dłoni do oczu krzycząc w płaczu. Nie mogłam nawet normalnie oddychać, wszystko wokół było łzami, smutkiem i łkaniem. Chciałam się obudzić, wyrwać z tego koszmaru i wrócić do świata, w którym mogłam porozmawiać z moją przyjaciółką. 
       - Zabiłeś ją! Boże, zabiłeś ją! - nie zwracałam uwagi na to, jak mój głos zachrypł od wysiłku. - Zabiłeś moją przyjaciółkę i swoje dziecko! - kołysałam się na kolanach, przenosząc pięści na włosy i pociągając mocno. Spojrzałam na Louis’ego, który nagle położył dłoń na brzuchu zimnego ciała. 
       - Nie - wyczytałam z ruchu jego warg - Nie! Kornelia była zdrajczynią, okłamywała mnie, romansowała z Hoodem! - wrzasnął, ściskając w pięści różową bluzkę i pochylając się nad nieruchomą twarzą. 
       - To Sylvia nas zdradziła! To ona romansowała z Hoodem! Wszystkie nagrania… To wszystko było kłamstwem! Skurwielu, jeszcze dzisiaj oznajmiła mi, że jest z tobą w ciąży! Była taka szczęśliwa, tak szczęśliwa… Myślała jak ci powiedzieć, chciała, by to był szczególny moment, chciała zrobić ci niespodziankę… - mówiłam to wszystko bardziej do siebie niż do Louis’ego.
       - Kłamiesz - warknął bez przekonania. 
       - Clifford - z naszej rozpaczy wyrwał nas drżący głos Harry’ego. Trzymał, wyciągnięty przed sobą, telefon i patrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami. Widziałam, jak jego oczy błyszczały lekko od łez. 
       - Nie chciałbym przerywać tej wzruszającej chwili i w ogóle - z głośnika rozległ się głos Michaela Clifforda., którego ton ociekał sarkazmem - ale radzę spojrzeć przez okno - powiedział, po czym się rozłączył, pozostawiając nas w stanie szoku. Harry, jako ten najbardziej opanowany, podszedł do okna, a gdy tylko spojrzał w dół, odwrócił się gwałtownie, kierując swoje oczy w moją stronę. 
       - Chowaj się - rozkazał twardym tonem. Osłupiałam, widząc jak zbladł nagle, a jego zielony oczy zalały się czernią. 
       - Co? - wyrwana z żałoby i smutku, nie do końca rozumiałam co działo się wokół mnie. 
       - Tu, za półką z książkami jest schowek na broń i kasę. Wejdź do niego, błagam, schowaj się. - podszedł do mnie pospiesznym krokiem i skierował ku metalowej półce, która odsunęła się powoli, gdy wyjął z niej jedną z książek. 
       - Harry, oszalałeś? - wydusiłam z siebie, drżącym głosem. Harry wziął głęboki oddech i zacisnął powieki, po czym pocałował mnie w czoło i ujął moją twarz w dłonie. 
       - Gdy wszystko się skończy wyjdź stąd, odczekaj dzień w mieszkaniu mojej siostry i wróć do willi. Nie zostawaj tam długo, wejdź tylko do schowka i weź z niego wszystkie pieniądze. 
       - Harry, co…
       - Dziecino! - jego oczy zaszkliły się nagle, gdy chwycił mocno moje ramiona - Zrób to! Wystarczy ci na całe życie i trochę. Zmień nazwisko i nie pojawiaj się więcej w willi… - w moim gardle urosła gula, której nie byłam w stanie się pozbyć
       - Harry, proszę… - dzwonek windy i ciepłe usta na moich wargach przerwały moją wypowiedź, a gdy chciałam znów zaprotestować, Harry wepchnął mnie do sekretnego pomieszczenia i, nim zasłonił je półką, usłyszałam ciche “Kocham cię”. Przez małą szparę między książkami widziałam doskonale część salonu, w której znajdowały się drzwi wyjściowe, Louis klęczał z ciałem mojej przyjaciółki, płacząc nieprzerwanie, a Harry stał w bezruchu, wpatrując się intensywnie w wejście. 
       Grzmot i huk uderzania drzwi o ścianę sprawił, że podskoczyłam lekko. Zakryłam usta, gdy do salonu wdarło się kilku zamaskowanych mężczyzn z różnego rodzaju bronią w rękach. 
       - MI5, na ziemię, już! - wrzasnął jeden z nich, a potem zatrzymał się nagle, widząc przed sobą Louis’ego i Kornelię. Ku mojemu obrzydzeniu zaśmiał się cicho i zdjął kominiarkę, a moim oczom ukazał się nieznajomy blondyn z nagrania, na którym rozmawiał z Calumem. 
       - Złapani na gorącym uczynku. Zabijasz już nawet swoich, Styles? Gdzie jest ta druga paniusia? - zapytał, mierząc z karabinu maszynowego do Harry’ego. Ten uniósł brwi w doskonałej imitacji zdziwienia i wzruszył ramionami. 
       - Nie mam pojęcia o kim pan mówi - powiedział, mistrzowsko panując nad głosem. Agent MI5 pokiwał w uznaniu głową i uniósł kącik ust w szyderczym uśmieszku
       - A ten trup i, zapewne sprawca całej sytuacji to wymysły mojej wyobraźni, co? - wskazał brodą na ciało Kornelii. Zacisnęłam powieki, próbując powstrzymać kolejną falę płaczu, cisnącą się do gardła. 
       - Jeśli się postaramy, może tak być - odparł Harry
       - Zabawne - mruknął agent, bez cienia wesołości i nagle znalazł się obok mojego chłopaka, przyciskając lufę karabinu do jego czoła
       - Powiedziałem: Na. Ziemię. - syknął, patrząc nieprzerwanie w zielone oczy. Harry przełknął ciężko i wreszcie, powolnymi ruchami opadł na kolana, łącząc palce z tyłu głowy. 
       - Leżeć - warknął blondyn. Wbił wściekle uchwyt karabinu w plecy Harry’ego, zmuszając go, by położył się płasko na zimnej posadzce. Inny, wciąż zamaskowany, mężczyzna, zrobił to samo z Louis’m, który zdawał się nie zwracać uwagi na to, co działo się wokół niego. Posłusznie opadł na brzuch, odwracając w bok głowę i ślepo patrząc przed siebie. 
       - Harry Styles, Louis Tomlinson, jesteście aresztowani za wielokrotne morderstwa, łapówkarstwo, przemytnictwo i nielegalny handel bronią, narkotykami i kobietami - wyrecytował blondyn
       - “Kobietami”?  - Harry uniósł głowę w zdziwieniu, a rękojeść broni opadła z siłą na jego głowę pozbawiając go przytomności. Pisnęłam cicho, zakrywając pospiesznie usta dłonią, a łzy zupełnie zmoczyły moją koszulę. Patrzyłam na nieprzytomnego Harry’ego z przerażeniem rejestrując stróżkę krwi, spływającą po jego czole. 
       - Macie prawo zachować milczenie itepe itede - rzucił sarkastycznie agent i zakuł nadgarstki Harry’ego w kajdany. Jakiś wysoki facet podszedł do niego i, biorąc go na ręce, przerzucił sobie przez jedno ramię, podczas gdy Louis został brutalnie postawiony na nogi, przez szarpnięcie metalu na jego rękach. Wszyscy zaczęli wychodzić powoli z mieszkania, a blondyn pociągnął za rękaw jednego z agentów, by go zatrzymać. 
       - Zróbcie z nią porządek, powiadomcie rodzinę… - skinął na ciało Kornelii - I przeszukajcie ten ładny apartamencik - zamaskowany agent przytaknął powoli i zawołał dwóch swoich kompanów. Jeden z nich zadzwonił po ambulans, a w moim żołądku pojawiły się irracjonalne motyle nadziei, jakbym uwierzyła, że lekarze pomogą przywrócić mojej przyjaciółce życie. 
       Medycy zjawili się po kilkunastu minutach, zapakowali ciało Kornelii w worek, jakby była zwykłym odpadem i położyli ją na noszach. Gdy wychodzili z apartamentu miałam ochotę pobiec za nimi, krzyczeć, żeby ją zostawili, że Kornelia nie zasługuje na tak suche traktowanie, ale zmusiłam się do posłusznego siedzenia w schowku. Agenci MI5 przeszukiwali mieszkanie przez godzinę, postanawiając wreszcie, że wrócą tu nazajutrz z lepszym sprzętem. Żaden z nich nie zerknął nawet na półkę, za którą byłam schowana. Gdy drzwi wejściowe zamknęły się za nimi, a ja usłyszałam dzwonek windy, wybiegłam z ukrycia i opadłam na podłogę przed plamą krwi, która pozostała tam jako przypomnienie tego, co stało się w ciągu ostatnich kilku godzin. W ciągu ostatniego roku. Spazmatycznie łapiąc oddech, zacisnęłam dłonie na brzuchu i krzyknęłam na całe gardło, wściekła na ściany, które stawały przede mną za każdym razem, gdy próbowałam odnaleźć ścieżkę wyjścia z tej niesprawiedliwej sytuacji. 
       Krzyczałam i krzyczałam, aż w moich płucach zabrakło powietrza, aż moje gardło zatrzeszczało w proteście. Nic nie miało uśmierzyć mojego bólu. Moja ścieżka prowadziła tylko w  jedno miejsce - na wysoki klif, pod którym rozpościerało się morze beznadziejności i żalu. 


***

       Spojrzałam na swój bilet i podrobioną wizę, gdy uprzejma recepcjonistka wyciągnęła do mnie rękę. Podałam jej dokumenty, czując na swojej talii ciepłą rękę. 
       - California, hm? Lecą państwo gonić za Amerykańskim Snem? - zapytała z szerokim uśmiechem, a my zawtórowaliśmy jej wesoło. 
       - W pewnym sensie - powiedziałam i odebrałam sprawdzone papiery. 
       - W takim razie powodzenia i życzę miłej podróży, państwo Sheeran - pomachała nam na pożegnanie, a my udaliśmy się w stronę korytarza prowadzącego do samolotu. Fotele pierwszej klasy były szerokie i wygodne, przed sobą miałam ekran, na którego obrazy nie zwracałam uwagi, a stewardessa już na początku lotu zaproponowała nam szampana. Grzecznie odmówiłam, w przeciwieństwie do mojego towarzysza, który w pierwszej godzinie wypił cztery kieliszki. Wreszcie podstawił mi piąty z nich pod nos i uśmiechnął się słabo
       - Rozluźnisz się - powiedział, ale ja tylko zacisnęłam szczękę i pokręciłam głową. Westchnął ciężko i chwycił moją dłoń w przyjaznym geście. 
       - Wyciągniemy ich z tego - szepnął, przywołując do siebie mój wzrok. Niebieskie oczy były pełne zrozumienia
       - “Go” - poprawiłam, unosząc jedną brew. Zaśmiał się bez wesołości i zacmokał cicho
       - Obawiam się, że Louis i Niall dołączeni są w pakiecie - mruknął
       - Więc mam całe życie, by obmyślić jak się ich z tego pakietu pozbyć. 
       - Chyba nie chcesz wyciągnąć ich z więzienia pod koniec wyroku? - mrugnął do mnie, a ja przekręciłam oczami
       - “Go” - powtórzyłam, a Ed wziął oddech, jakby chciał zaprotestować, ale zamilkł posłusznie. 
       - Najpierw skupmy się na oczyszczaniu twojego nazwiska - powiedział po chwili
       - Moje nazwisko jest czyste jak łza - wzruszyłam ramionami. 
       - Nie, kochana, to jest moje nazwisko, ty potrzebujesz innego. Wiesz, że to tylko tymczasowa sprawa. 
       - Jasne - mruknęłam
       - Milena…
       - Co, Ed?! Jeśli będziesz ode mnie oczekiwał, że nagle zacznę się cieszyć i żartować, gdy moja przyjaciółka nie żyje, a mężczyzna, którego kocham odsiaduje w pace dożywocie to chyba pomyliłeś imprezy! - syknęłam przez zęby, a łzy sprawiły, że proste rude kosmyki zafalowały dziko w moich oczach. 
       Ed popatrzył na mnie w napięciu, po czym kiwnął głową i spojrzał przez okno, za którym rozpościerały się nieskończone połacie wody. Ja schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać cicho, co, w ciągu ostatniego miesiąca, stało się moim nawykiem. 

       “Wyciągniemy Harry’ego z więzienia”, “rozpoczniesz nowe życie”, “znów będziesz szczęśliwa”. Kłamstwa… Otaczały mnie wyłącznie kłamstwa. 



#TTDff

No... To by było na tyle... Tak też się TTD nasze kończy. No... To co by tu. HEJ! Wytrwałyście! Jestem dumna! 
Meliski?
Zadowolone? (Pewnie nie, ale troszkę taki był cel *sadystki mode on*)

Dziękujemy Wam, żeście wytwały ten rok i troszkę! Dzięki za wszystkie komentarze, krytyki, pochwały, wyzywania :D 
Bez Was ten blog długo by nie pociągnął... 
Nie wiem co tam jeszcze pisać. Ogólnie to fajnie było, nie?
A co tam u Was?


KOCHAAAAAMYY! :*


niedziela, 16 sierpnia 2015

76. Till we're seventy

Kornelia
     Nie wiedziałam ile okrążeń wokół salonu wykonałam, gdy z rozmyśleń wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi. Podskoczyłam przestraszona. Wszystkie moje nerwy były pociągane do granic możliwości. Na miękkich nogach podeszłam do drzwi wejściowych i spojrzałam przez judasza. 
     Moje serce zabiło szybciej, w gardle pojawiła się jakaś gula, której nie mogłam przełknąć. Czekoladowe oczy rozglądały się dookoła, lekko zniekształcona twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale wiedziałam, że miało to się zmienić, gdy tylko otworzę drzwi, co zrobiłam w rekordowym tempie. 
     - Calum - szepnęłam, jakby ktoś miał nas usłyszeć. Calum rozpromienił się szybko i pochylił, by złożyć na moim policzku delikatny pocałunek. 
     - Kruszyno - powiedział z uczuciem, które przywróciło wszystkie, stłumione w ostatnim miesiącu, emocje. Zacisnęłam wargi, powstrzymując płacz. To nie był czas na moją słabość. Ale Calum od razu to zauważył. On zawsze widział. 
     - Hej, co się stało? - zapytał, zastępując uśmiech zmartwieniem. Rozejrzałam się po korytarzu i otworzyłam szerzej drzwi. 
     - Wejdź - powiedziałam, a on posłuchał od razu. Minął mnie w progu i stanął na środku salonu, jakby czekał na dalsze instrukcje. 
     - Gdzie byłeś? - zapytałam, zamiast tłumaczenia swoich nerwów. Calum pokręcił gwałtownie głową i oparł plecy o tył kanapy, zakładając ręce na piersi. 
     - Nie, nie, nie, kocie, najpierw pogadamy o tym co cię trapi - odparł, a ja postanowiłam zignorować zdrobnienie, którym zwracał się do mnie Louis. Chciałam protestować. Wypytać Caluma co tu robił, gdzie był przez cały miesiąc, wściec się na niego i wywalić ze swojego mieszkania, ale jedyne o czym mogłam myśleć to słowa Nialla: “romansowała z Calumem, razem planowali nas wydać”. Moje oczy zaszły łzami, więc spuściłam wzrok na podłogę, unikając brązowych tęczówek. Biorąc głęboki, drżący oddech wydusiłam wreszcie z siebie:
     - Jest źle, Cal. Ktoś nas wrobił. Pewnie Michael. Cholera, jestem na celowniku. - Calum zmarszczył brwi, jakbym przemawiała do niego w jakimś egzotycznym języku. Odepchnął się od oparcia kanapy i podszedł do mnie, ujmując moją twarz w dłonie. Skierował ją ku górze, ale wciąż odmawiałam spojrzenia w te przenikliwe ciemne oczy. 
     - Kruszyno, o czym ty mówisz? - zapytał szeptem, pochylając się nade mną. Zacisnęłam powieki, a kilka łez spadło na moje policzki. 
     - Mają jakieś taśmy. Jakieś dowody na to, że ty i ja romansujemy, że wydaliśmy naszą grupę MI5. Ale przecież to nieprawda! To nieprawda - załkałam cicho i położyłam swoje dłonie na jego, ale on szybko je odepchnął, by wziąć mnie w mocne objęcia. 
     - Ćśśś, kruszyno. Oczywiście, że nie! To wszystko kłamstwa! Sprawka Michaela - mruczał w moje włosy zapewnienia, które sama ułożyłam sobie wcześniej w głowie. Rozpłakałam się w jego ramionach, a on trzymał mnie mocno i cierpliwie aż nie uspokoiłam się na tyle, by być w stanie znów coś powiedzieć. 
     - Harry, Milena i Louis oglądają teraz te nagrania, sprawdzają co się dzieje. Ale boję się. Boję się! Niall wydawał się być pewny o mojej winie. Gotowy był wpakować mi kulkę, cholera, Calum, jeśli te nagrania są rzeczywiście tak dobrze zrobione? Jeśli nie ma dowodu na naszą niewinność? - mówiłam w jego ramię. Uspokajał mnie cichymi szeptami aż wreszcie moja twarz ponownie znalazła się w jego dłoniach, jego oczy na poziomie moich. Wtedy zamilkłam. Patrzył na mnie z bólem, ze strachem, ze zdziwieniem… Tyle emocji w tej czekoladowej przestrzeni. Przełknęłam ciężko, gdy jego nos dotknął mojego, usta niemal otarły się o moje wargi. Zamknęłam oczy, wstrzymując oddech. Nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam zmarnować miesiąca, dzięki któremu uratowaliśmy nasz związek. Miesiąc, w którym postanowiłam pozwolić małemu człowieczkowi zamieszkać w moim brzuchu. A jednak czułam bliskość Caluma, nie tylko fizyczną. Czułam jego uczucie, miłość, którą mnie obdarzał. 
     Trzymał mnie w objęciach, zamierzając mnie pocałować, kiedy ciszę przedarł pojedynczy cichy śmiech. 
     - Wiedziałem, że twoje wyznanie miłości wszystko ułatwi - czułam jego usta poruszające się milimetry od moich, choć głos, który słyszałam nie należał do Caluma. Przynajmniej nie do Caluma, którego znałam od kilku miesięcy. Zimny, sarkastyczny, ostry. 
     Otworzyłam szeroko oczy, by spojrzeć w przystojną twarz zastygłą w wyrazie satysfakcji. Mogłabym przysiąc, że moje serce stanęło na sekundę, a nerwy, które targały mną przed przybyciem Caluma uderzyły ze zdwojoną siłą. Intuicja kazała mi wyplątać się z objęć, które nagle stały się zimnym więzieniem. 
     - Co? - mój głos utkwił w gardle. Odsunęłam się od Caluma na krok, patrząc w szoku na jego mały  uśmieszek. 
     - Taka naiwna, Michael miał rację. Byłaś idealną kandydatką. Ten mały gnojek zna się na charakterach. 
     - Kandy… O czym ty mówisz? - pokręciłam lekko głową. Parsknął cicho i potarł brodę dłonią, po czym znów oparł się niedbale o oparcie kanapy.
     - Teoretycznie nie wydałaś grupy Harry’ego MI5. Praktycznie w sumie też nie, ale nie wie tego nikt prócz mnie, ciebie i Michaela… I Sylvii… - zaczął wyliczać na palcach ludzi, którzy mogli potwierdzić Milenie, Harry’emu i tym bardziej Louis’emu, że byłam niewinna. Dwoje z nich uważałam za bliskie, a przynajmniej, przyjaźnie nastawione do mnie osoby. 
     - Sylvia? - zapytałam szeptem, czując, jak kolejna porcja łez i niechciany szloch próbują ze mnie uciec. 
     - Och, tak. Siedzi w tym od początku. Jej znajomości w policji bardzo pomogły, widzisz… - Calum wyprostował się i przeciął salon, by opaść w poprzek na fotel, machając beztrosko z oparcia nogami. 
     - Taki był plan od początku: Znaleźć słaby punkt w grupie Harry’ego, wzbudzić jego zaufanie, wkręcić w donosicielstwo, żebyśmy my mieli spokój, zgrać niewinnych przed MI5, takie tam. - wymieniał, przekrzywiając głowę to w lewo to w prawo, jakby wszystkie te rzeczy były oczywiste i musiał tłumaczyć je komuś po raz setny. 
     Zakryłam usta dłonią, na chwilę tracąc Caluma z widoku przez gromadzące się w oczach łzy. 
     - Przyznam, wygraliście kilka bitew, ale to my wygraliśmy wojnę. MI5 jest już kilka kroków przed Stylesem. To tylko kwestia czasu aż ich ujebią. Oczywiście tobie nie będzie dane tego widzieć. Niestety, Harry Styles nie pozwala długo żyć zdrajcom. Tak naprawdę zabija ich bez mrugnięcia okiem. Cholera, jakie to szczęście, że on i Tomlinson postanowili was ściągnąć do Anglii w momencie, gdy opracowaliśmy ten plan. Dwie nowe naiwne dupy. No… może jedna. Twoja psiapsióła wszystko dwa razy analizowała zanim coś zrobiła. Ty działasz pod wpływem emocji-idealnie - oblizał usta, wykrzywiając je w pełnym satysfakcji uśmiechu. 
     - Nie wierzę ci - oznajmiłam cicho, dziwiąc się, że mój głos przedostał się przez ściśnięte gardło. Calum uniósł brwi i przerzucił nogi przez fotel, stawiając stopy na podłodze i opierając łokcie na kolanach. 
     - Nie wierzysz mi? - zapytał kpiącym tonem. Potrząsnęłam gwałtownie głową, rozsypując landrynkowe włosy na swoich ramionach. 
     - Nie. - mruknęłam słabo. Czułam miękkość swych nóg, to, jak drżały mi dłonie. Nawet pod warstwą makijażu musiałam być trupio blada. Zawroty głowy ostrzegały o możliwości omdlenia, ale je zignorowałam. 
     - Zabawne - rzucił Calum i wstał, podchodząc do mnie powoli. Odsunęłam się instynktownie, ale musiałam zatrzymać, gdy moje plecy uderzyły w ścianę za mną. Długie ramiona zamknęły mnie w małej celi, gdy dłonie Caluma spoczęły po obu stronach mojej głowy. Przełknęłam ciężko i spuściłam wzrok na podłogę. 
     - Uwierzysz, gdy któryś z ludzi Stylesa wpadnie tutaj z bronią, by wreszcie pozbyć się problemu - warknął, centymetry od mojej twarzy. Kilka łez zwilżyło skórę moich policzków. 
     - Nie wierzę, że to, co działo się między nami było tylko grą. - szepnęłam chwiejnie. Śmiech Caluma był mroczny, pozbawiony wesołości i ociekający jadem. Zadrżałam, a potem każdy mój mięsień napiął się do granic możliwości, gdy ciepła dłoń ujęła delikatnie moją szyję. 
     - Och, kruszyno, wciąż tak samo naiwna - Calum pochylił się do mojego ucha, na którym poczułam jego gorący oddech. - Jak myślisz, dlaczego Michael porwał Milenę i Harry’ego? Dlaczego Ashton zaatakował Stylesa po wyścigu, a ja wydałem położenie swojego szefa po zabójstwie Payne’a? Wszystko po to, by uśpić waszą czujność. Wszystko po to, by nawet podejrzliwy Tomlinson dał się nabrać… Żeby uwierzył w niewinnego Calumka, który muchy by nie skrzywdził - delikatny dotyk na mojej szyi zmienił się nagle w bolesny uścisk. Palce Caluma miały zostawić sine ślady na skórze. 
     - Puść mnie - wydusiłam z siebie przez zęby. - Pieprzony skurwysynu! Zdrajco! - popchnęłam go mocno, a element zaskoczenia sprawił, że Calum potknął się o własne nogi, niemal upadając na ziemię. Odzyskał jednak szybko równowagę i otrzepał swoją koszulkę z niewidzialnego kurzu. Łzy lały się po moich policzkach i nie próbowałam już więcej ich zatrzymać. Położyłam swoją dłoń na czole i zaczęłam głęboko oddychać, łapiąc resztki powietrza do płuc, których pojemność zmniejszyła się o połowę przez targającą mną panikę. 
     - Ufał… Ufałam ci… Kochałam… Boże… O boże - ciężar jego wyznań zwalił się w jednej chwili na moje sumienie, jakby wcześniej coś broniło go przed dotarciem do niego. Chciałam cofnąć czas. Wymusić na Calumie, żeby powiedział, że żartuje, że to wszystko to jeden wielki kawał. Czekałam na Milenę, która miała ze śmiechem wyskoczyć zza drzwi i popchnąć mnie zaczepnie, nabijając się z mojej miny. Zamiast tego miałam stojącego przed sobą Caluma, którego śmiertelnie poważny wyraz twarzy tylko jeszcze bardziej garbił moje plecy. Łkałam głośno, desperacko chwytając swoje włosy, jakby miało to odjąć nieco ból, który odczuwałam. 
     - Hej, hej, spokojnie - ramiona Caluma znalazły się nagle wokół moich, jego głos ponownie nabrał barwy, która była dla mnie znajoma. W pierwszej chwili instynktownie się rozluźniłam, gdy moja podświadomość nie zarejestrowała jeszcze informacji, że ten uspokajający, łagodny ton należał do kłamcy i najbardziej okrutnej osoby, jaką poznałam. 
     Malutka w uścisku Caluma, skuliłam się jeszcze bardziej, nie potrafiąc wydusić z siebie słowa. Płakałam nieprzerwanie, bezwstydnie szlochając w niewypowiedzianej prośbie o ratunek. 
     - Już dobrze. Niedługo wszystko się uspokoi. Wreszcie odgonisz stres, kruszyno - mruczał w moje włosy, a ja nie miałam siły by go od siebie odepchnąć. Naciskałam lekko na jego brzuch w żałosnej tego próbie, ale mógł jej w ogóle nie poczuć. Chciałam, żeby mnie puścił. Czułam, że każdy skrawek mojej skóry, którego dotykał stawał się brudny i zgniły. A on wciąż uparcie obejmował mnie ciasno, głaszcząc delikatnie moje plecy. 
     - Wynoś się - szepnęłam wreszcie, choć zabrzmiało to bardziej jak nieskładny mamrot. Calum musiał go jednak zrozumieć, bo zaśmiał się nisko i przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie. 
     - Chcę się z tobą odpowiednio pożegnać, zanim kopniesz w kalendarz - pocieszający, łagodny ton ustąpił miejsca temu zimnemu. Dłonie na moich policzkach zmusiły mnie, bym spojrzała w górę i, w mgnieniu oka, pełne ciepłe usta znalazły się milimetry od moich. 
     - Nie… - wydusiłam bezdźwięcznie i poczułam, jak kciuk ściera łzę, która opadła nieproszona. 
     - Spokojnie, nie zgwałcę cię, jak ten kretyn Ashton zrobił to biednej Milence… - zamarłam, a moje serce załomotało w piersi. Calum musiał odczytać wszystko z moich szeroko otwartych  oczu, bo zmarszczył brwi.
     - Och, nie wiedziałaś… No tak. Ten mały zboczeniec upatrzył ją sobie już dawno temu, ale zawsze była otoczona bandą Harry’ego. No więc, gdy wyszłyście same do Bobbles… Idiota nie mógł się powstrzymać. - załkałam cicho. Jaka ja byłam głupia, jak naiwna, myśląc, że Milena była na mnie zła podczas jej osobliwego zachowania w ostatnim miesiącu. 
     - Jestem niemal pewny, że to ona ze Stylesem zdjęli Irwina. Miałoby to sens. Zresztą, gnojek na to zasługiwał. Nie traktuje się tak kobiet - Calum wzruszył ramionami, a mnie ogarnęła nagła wściekłość. 
     - Myślisz, że jesteś lepszy? - warknęłam, nie przerywając naszej wymiany spojrzeń - Myślisz, że jesteś święty, bo nie dotknąłeś kobiety wbrew jej woli?
     - Oho, widzę, że się obudziłaś - skomentował to sarkastycznie
     - Jesteś najgorszy z nich wszystkich. - Calum zaśmiał się gardłowo - Wynoś się - warknęłam. 
     - Hej, wciąż nie dostałem mojego buziaka - zaprotestował sztucznie. Wbiłam paznokcie we wnętrza swoich dłoni. Moja cierpliwość właśnie się skończyła. 
     - WYPIERDA… - nie dokończyłam, gdy usta Caluma spoczęły na moich, język wdarł się podstępnie do ich wnętrza. Instynktownie poruszyłam ustami zanim się otrząsnęłam i ugryzłam go z siłą w dolną wargę. Poczułam na języku krew, gdy Calum jęknął żałośnie. Uderzyłam go płaską dłonią w policzek w momencie, w którym ode mnie odskoczył, chwytając się lekko za zranione miejsce. Widząc moją zdeterminowaną minę i nienawiść, wybuchnął śmiechem. 
     - Dobranoc, kruszyno. Widzimy się po drugiej stronie - i z trzaśnięciem drzwiami, zniknął mi z oczu, a po chwili usłyszałam dzwonek windy, którą zapewne przywołał. 
     Załamana opadłam na kolana i schowałam twarz w dłoniach, nie zważając już na głośne szlochy, które brutalnie szarpały moim ciałem. Wszystko było kłamstwem. Wszystko kręciło się wokół jednego celu - zniszczenia grupy Harry’ego. Teraz ja byłam w niebezpieczeństwie, a reszta moich przyjaciół stała na skraju przepaści. 
     Milena… Moja biedna Milena. Dlaczego nic mi nie powiedziała? Dlaczego to wszystko działo się teraz? Zasypywałam ją dobrymi wieściami, informacjami o dziecku, kiedy ona cierpiała w samotności. Kornelia, ty idiotko
     Dałaś się nabrać. Dałaś się omamić nieodpowiednim ludziom, a teraz miałaś zapłacić za to wysoką cenę. 
     Pogłaskałam swój brzuch i zalałam się łzami. 
     - Wyjdziemy z tego szkrabie. Nic się nie bój - szepnęłam, choć wiedziałam, że oszukiwałam nas obojga. 

     Nagle usłyszałam za plecami ciche skrzypnięcie, wiec odwróciłam się pospiesznie, by zobaczyć, stojącego w progu Louis’ego. Moje serce stanęło na sekundę, a strach zastąpiła nadzieja. Niewiele myśląc, podbiegłam do niego i objęłam w pasie, przyciskając twarz do jego piersi. 
     - Louis… Louis… - mamrotałam cicho, przyciskając się do niego najmocniej jak potrafiłam, desperacko zmniejszając dzielący nas dystans. Wciąż było mi go za mało. Skoro Louis zjawił się pierwszy moje życie mogło jednak mieć szansę. Jeśli Harry miałby mnie zabić, nie użyłby do tego kogoś kto mnie kochał. Nie był tak okrutny. Ciepło rozlało się w mojej duszy.
     Z rozmyśleń wyrwał mnie zimny dotyk okrągłego przedmiotu na mojej skroni. Poczułam jak serce podchodzi mi do gardła, a nogi uginają się pode mną. Może nie tylko Calum był skrajnie okrutny. Podniosłam powoli i niepewnie wzrok, po to tylko, by zobaczyć, że Louis wcale na mnie nie patrzył. Jego powieki były zaciśnięte, a na długich rzęsach balansowała jedna samotna łza. Otworzył usta, gdy jego oddech przyspieszył nieznacznie, lecz nic nie powiedział. 
     - Louis... - szepnęłam, podejmując próbę wypuszczenia go ze swojego uścisku. Nie pozwolił na to. Przytrzymał mnie silną ręką w talii, a lufa na mojej skórze zrobiła się dwa razy cięższa. 
     - Zamknij oczy - powiedział cicho, drżącym głosem, ignorując moje próby wyplątania się z jego mocnych ramion. Patrzył gdzieś w dal, jakby bał się mojego spojrzenia. Ze szlochem szarpnęłam ponownie ramionami, lecz zostałam uwięziona w stalowym uścisku. W gardle zatrzymał się mój paniczny krzyk. Nie mogłam go z siebie wydusić, zbyt zaskoczona. Jak mogłam tego nie zauważyć. Jak mogłam być taka ślepa i nie widzieć, że nie ucieszył się na mój widok. Że nie odpowiedział na moje objęcia. Jak mogłam nie zauważyć, że trzyma w dłoni pistolet... Spojrzałam na niego przez łzy, rozmazujące widok jego przepełnionej bólem twarzy. Przełknęłam ciężko i przestałam się wyrywać.
     - Nie - szepnęłam błagalnie, zgarniając między palce materiał jego czarnej koszuli. - Nie... Proszę - powtórzyłam, starając się mówić jak najłagodniej, jak najspokojniej. Zobaczyłam, że obnażył zęby i wstrzymał oddech, a jego uścisk się wzmocnił, więc napięłam wszystkie mięśnie w oczekiwaniu na najgorsze...


     Lecz ono nie nadeszło. 


     - Kurwa! - ciche przekleństwo wydobyło się z ust Louis’ego, gdy odepchnął mnie od siebie z siłą, od której zachwiałam się na nogach. Krzyknął przeciągle i zakrył uszy dłońmi, kuląc się w pasie. Ból w jego głosie był tak przenikliwy, kaleczący każdy skrawek mojego serca z okrucieństwem, od którego zadrżałam przerażona. Przez moje gardło przedarł się szloch i objęłam swój brzuch rękami, starając się powstrzymać atak paniki, który z każdą sekundą budował się we mnie nieprzerwanie.. Kolejny słaby krzyk Louis’ego rozbrzmiał w salonie, niczym wołanie zdesperowanej, torturowanej duszy o pomoc. Z jękiem rezygnacji, osunął się na kolana, opierając ręce na podłodze. Pistolet uderzył z metalicznym dźwiękiem o posadzkę. Oddech Louis’ego był ciężki, głęboki i szybki, gdy wpatrywał się w dół przez kilka minut. Zimny strach ogarnął moje ciało, w obawie przed kolejnym ruchem mężczyzny.  
     - Louis... - zaczęłam cicho - Wiesz, że nie musisz tego robić. Wiesz, że to nieprawda. Wiesz o ty... 
     - ZAMKNIJ SIĘ! - broń powędrowała z powrotem do jego dłoni, gdy wyprostował się szybkim ruchem i bez wahania wycelował lufę w moje czoło. Serce załomotało mi w klatce piersiowej, a ręce zalał zimny pot. Louis wpatrywał się we mnie z nieograniczonym cierpieniem w oczach, jego policzki były mokre od łez. Pistolet gwałtownie drżał w jego dłoni, choć udawało mu się utrzymać pewne ramię, wciąż celujące prosto we mnie. Staliśmy na środku salonu, wpatrując się w siebie bez słowa. 
     Błękitne oczy, okraszone długimi ciemnymi rzęsami przeszywały mnie na wylot. Widziałam w nich cierpienie, nienawiść i nadzieję. Jakby na coś czekał. Na znak, że mógł opuścić broń, że nie musiał pozbywać się tego “zdrajcy”. Bo przecież nim nie byłam. Nie wiedziałam co mogło być na nagraniach, o których mówił Niall, ale cokolwiek zmusiło Louis’ego do mierzenia do mnie z broni musiało być świetnie wykonaną manipulacją. Manipulacją, która mogła kosztować mnie życie
     Nie wierzyłam, że znajdowaliśmy się tutaj, że mój ukochany rozważał właśnie naciśnięcie spustu, że ja nie byłam pewna czy tego nie zrobi... Louis wypuścił głośno powietrze z ust i w pomieszczeniu rozbrzmiał jego cichy szloch. Zmrużył oczy, ostatkami sił próbując powstrzymać cisnące się do nich łzy i poprawił w dłoni broń. 
     - Nic nie poczujesz... Nawet nie będziesz wiedziała, że strzeliłem. Pamiętasz? Pocisk porusza się szybciej niż dźwięk - powiedział tak cicho, że większość jego słów odczytałam z ruchu warg. Potem wykrzywił je w niewesołym uśmiechu, pełnym rozpaczy.  Moje ciało poddało się całkowicie nawałowi emocji. Kolana ugięły się pode mną na wspomnienie chwili, gdy Błękitnooki wyjaśniał mi funkcjonowanie strzału, kiedy miewałam koszmary o swojej śmierci. Nagle koszmar stał się rzeczywistością. 
     Spojrzałam w oczy Louis’ego, w których wypisana była wątpliwość. Żal, jakby pytał: Dlaczego? 

Przecież wiesz, że tego nie zrobiłam! 

     Pokręcił gwałtownie głową, odpowiadając na moje spojrzenie i, ku mojemu zdziwieniu odwrócił się do wyjścia i otworzył szeroko drzwi. Moja dłoń powędrowała do ust, płuca jakby wyschły, niezdolne do pobrania dla mnie powietrza. 
     Ciemnoczerwona makabryczna smuga krwi na ścianie obok windy prowadziła do przedziurawionej kulą głowy. Zamknięte oczy rzucały cień rzęs na pobladłe, nieruchome policzki mężczyzny, który jeszcze przed chwilą stał przede mną, śmiejąc mi się w twarz. Calum nie żył. Zabił go Louis. Ile minęło od jego wyjścia do morderstwa? Zbyt mało czasu. Tomlinson musiał zignorować jego tłumaczenia. 
     Mimo zdrady Caluma, poczułam w sercu niewyobrażalny ból, widząc jego nieruchomą twarz i spływającą po niej krew. 
     - Calum… - szepnęłam, a Louis skrzywił się z niesmakiem
     - Nasłuchałem się już dość kłamstw. Dość… - zatrzasnął drzwi. Jego twarz napięła się i wyostrzyła, jakby podjął decyzję. Spojrzał mi prosto w oczy, wciągając policzki i mrugając szybko. Poprawił pistolet w dłoni i zmarszczył w żalu brwi. Louis Tomlinson był bezwzględny wobec swoich wrogów i zdrajców. Louis Tomlinson uważał, że stałam się kolejnym z nich. Jakiś niewyobrażalny ciężar opadł na dno mojego żołądka. Nie mogłam na to pozwolić.
     - Proszę cię, nie wiesz, co robisz! - zawołałam, instynktownie oplatając ramiona wokół brzucha w ochronnym geście. - Louis, nie chcesz tego zrobić! Nie chcesz nas zabić! - Louis przekrzywił lekko głowę, zdziwiony moimi słowami
     - “Nas”? - jego dłoń zadrżała, lufa pistoletu opadła o kilka centymetrów. Widziałam jak jego jabłko Adama podnosi się i opada, gdy analizował nową informację. Zacisnął zęby, a jego nozdrza poruszyły się niespokojnie.
     - Kłamiesz - szepnął słabo - Po raz kolejny kłamiesz, żeby się uratować, żeby zrobić z nas wszystkich idiotów - jego głos drżał z emocji, spocona dłoń co chwilę poprawiała uścisk na rączce broni.
     Pokręciłam gwałtownie głową, po czym wplotłam palce w swoje włosy i pociągnęłam mocno, zalewając się łzami. Dlaczego nie mógł zrozumieć, że byłam niewinna? Dlaczego nie potrafił mi uwierzyć? 
     - Louis, wiesz, że to nie ja! Wiesz, że nigdy bym cię tak nie oszukała! Wiesz, że cię k...
     Dzwonek windy przerwał moje żałosne tłumaczenia, po czym usłyszałam w tym samym momencie dwie rzeczy:
     - Louis! - zdesperowany krzyk Mileny
     - Kocham cię - cichy, drżący szept Louis’ego. 

Wtedy też zauważyłam palec powoli naciskający spust broni. 

Darling I will be loving you till we're seventy


#TTDff 

(No to czekamy na epilog... )

niedziela, 2 sierpnia 2015

75. Tick-Tock...



Milena

      Louis zawiózł Kornelię do ich mieszkania, podczas gdy my z Harrym skierowaliśmy się do domu Sylvii. Droga minęła nam w ciszy, podczas której otaczało nas nieprzyjemne napięcie. Oskarżenia Nialla pod adresem mojej przyjaciółki były poważne, ale nie wierzyłam w ich prawdziwość. Kornelia była zbyt wielką paranoiczką, by posunąć się do takiego czynu. Zbyt kochała też Louis’ego, by wtrącić go na całe życie do więzienia. Jeśli jednak Niall się nie mylił Kornelię czekało tylko jedno. A na to nie mogłam pozwolić nieważne jak bardzo spieprzyła sprawę. 
      - Sylvia! - krzyknął Harry, waląc pięścią w drzwi jej mieszkania. 
      - Już, już, boże Styles, nie drzyj ryja - usłyszeliśmy jej stłumiony głos. Po kilku sekundach jej wysoka sylwetka ukazała się naszym oczom. 
      - Wnoszę, że przysłał was tu Niall? - oparła dłonie na biodrach i zacisnęła wargi. Była blada i wyraźnie zdenerwowana. Czy mogło być aż tak źle?
      - Pokaż nam te nagrania - warknął Harry, a Sylvia tylko kiwnęła głową i otworzyła szerzej drzwi, by wpuścić nas do środka. 
      Nie miałam nawet czasu, by przyjrzeć się wystrojowi mieszkania, bo zostałam momentalnie pociągnięta do małego pokoiku zawalonego szkicami różnych postaci, książkami o tematyce kryminalnej i jakimiś papierami, zalanymi drobnym drukiem. Pod oknem stało drewniane biurko, na którym znajdował się stacjonarny komputer i dwa laptopy. Obok nich leżały dziwne odtwarzacze i urządzenia, przypominające konsolę Kornelii, o których działaniu nie miałam pojęcia. 
      Sylvia usiadła na krześle przed największym monitorem i kliknęła kilka razy myszką, odpalając uśpiony komputer. Przełknęłam głośno, a w moim gardle pojawiła się duża gula, gdy na ekranie wyświetliło się, wcześniej niezamknięte, okno z unieruchomionym obrazem Kornelii i Caluma, leżących w niedwuznacznej pozycji na łóżku w pomieszczeniu, którego wcześniej nie widziałam. Calum był posiniaczony i w bandażach, a takiego go widziałam po walce z Michaelem, gdy miałyśmy z Kornelią zapłacić dług Cliffordowi. Przyjaciółka opowiadała mi o tej sytuacji. Jak Calum poprosił, by położyła się z nim, jak Kornelia prawie zdradziła Louis’ego. Ale przecież tego nie zrobiła. Tak mi powiedziała…
      - Co do cholery - warknął Harry, patrząc na zamrożoną różowowłosą głowę, pochylającą się nisko, by sięgnąć ust Caluma. 
      - Wybaczcie. Na tym stanęło, gdy Niall nie wytrzymał i pobiegł do was - powiedziała cicho Sylvia i szybko przeniosła małą kropeczkę na pasku odtwarzania na sam jego początek. - Michael nas wyprzedził i podejrzewał Caluma o zdradę już od dawna. Pozakładał kamery w jego mieszkaniu, śledził każdy jego ruch. Znaleźliśmy te nagrania w mieszkaniu Ashtona, gdy próbowaliśmy dojść co się z nim stało. - dodała, podnosząc w ręce puste proste opakowanie po płycie. 
      - Kto kazał wam przeczesać mieszkanie Ashtona? - cisnął Harry przez zęby. Widziałam jak jego knykcie pobielały, gdy ściskał oparcie fotela, na którym siedziała Sylvia. 
      - Nikt. Zrobiliśmy to na własną rękę. Lepiej my niż policja - brunetka wzruszyła ramionami. 
      - Mieszkanie było wyczyszczone. Skąd ten pomysł? - Harry nie dawał za wygraną, wyraźnie poruszony obrazem, który zobaczył przed chwilą. 
      - Widocznie nie dość dobrze, jak się okazuje - rzuciła Sylvia i odwróciła głowę, patrząc na niego porozumiewawczo. Wiedziała. Sylvia wiedziała, że to my. Napięłam się i schowałam za Harrym, by nie dostrzegła mojego przerażenia. Styles zacisnął szczękę i w milczeniu kiwnął głową. Sylvia uniosła jedną brew, jakby chciała ostrzec nas, byśmy z nią nie pogrywali i zwróciła ponownie swoją twarz do monitora. Nie zdążyła jednak puścić nagrania, bo do środka wpadł bez ostrzeżenia Louis. Popatrzył zdyszany na naszą trójkę i kiwnął głową. 
      Był biały jak papier i drżał na całym ciele. Wyraźnie słyszałam jego przyspieszony oddech. Wyciągnęłam do niego rękę i uśmiechnęłam się łagodnie. 
      - Spokojnie. To na pewno jakiś przekręt - powiedziałam, obejmując go w pasie, gdy do mnie podszedł. 
      - Wiem. Nie zrobiłaby tego. - odparł, ale Sylvia pokręciła głową i zaśmiała się ponuro. 
      - Nie chcę was wyciągać z tej bańki pozytywnego myślenia, ale to nie wygląda dobrze - mruknęła, wciskając mały trójkącik na pasku odtwarzania. 
      Naszym oczom ukazało się mieszkanie, w którym stali Kornelia i Calum. Moja przyjaciółka uderzała pięściami w klatkę piersiową chłopaka i wyzywała go głośno. Z jej słów wywnioskowałam, że był to czas, gdy Harry wylądował w szpitalu po wyścigu z Ashtonem. Poczułam ciepło rozchodzące się po moim sercu, gdy widziałam jak wściekła była moja przyjaciółka. Jak płakała przez stan Harry’ego i broniła jego honoru. To było tak dawno. Bolesne wspomnienia, których unikałam. 
      - Nie jesteśmy przyjaciółmi, Kornelia. Nigdy nimi nie będziemy - powiedział Calum i po odpowiedzi Kornelii padło: - przyjaciele nie są w sobie zakochani - wstrzymałam oddech razem z Kornelią na ekranie i Louis’m przy moim boku. To nic. Wiedzieliśmy, że Calum kochał Kornelię. Sam tego nie ukrywał. Wszyscy o tym wiedzieli. Wiedzieliśmy. 
      Kornelia zaczęła się bronić, obrażać Caluma, ale wtedy ten powiedział:
      - Mów co chcesz. Wiem, że też mnie kochasz - widziałam zamiar spoliczkowania Caluma przez Kornelię, ale ten zwinnie ją powstrzymał - Powiedz. Powiedz, że nic do mnie nie czujesz. Dalej!
      Manipulacja, myślałam. Niemożliwe, by już wtedy Kornelia była zakochana w Calumie. Ale, ku mojemu przerażeniu ona nic nie odpowiedziała, wpatrując się z przerażeniem w mężczyznę. 
      - Tak myślałem - padło, po czym Kornelia powiedziała bez przekonania:
      - Nie kocham cię - nawet przez ekran komputera słyszałam kłamstwo w jej słowach. 
      - Gdyby nie Tomlinson, już byłabyś w moich ramionach. Jedyne o czym mogę ostatnio myśleć to to, jak cię wykorzystuje - spojrzałam na Louis’ego, który zaciskał szczękę i z uporem powstrzymywał łzy, gromadzące się w jego oczach. 
      - Gdybyś była ze mną. Gdybym mógł cię mieć… Cholera, spieprzyłbym z tego chujowego interesu. Znalazł sobie legalną pracę, ciesząc się twoim towarzystwem. To gówno i tak nie jest dla mnie. Zostałem, bo ty w tym siedzisz. Nie mogę przestać się obawiać, że znów ci się coś stanie. Tomlinson jest idiotą, że wciąga cię w to bagno. - nie mogłam powstrzymać się przed myślą, że Calum miał po części rację. 
      - Ostatni raz, gdy sprawdzałam to wasza grupa przyczyniła się do mojego porwania - warknęła Kornelia. Porwanie… Operacja, która niemal skończyła się tragedią. 
      - Jesteś pewna? - w momencie odpowiedzi Caluma Sylvia odwróciła się do nas i kiwnęła głową.
      - Myślę, że to jest moment, w którym zaczęli spiskować. Calum przekonał Kornelię do tej dziwnej idei życia we dwójkę gdzieś na odludziu, z dala od świata poza prawem. Pewnie jej porwanie miało duży udział w decyzji Kornelii. - chwilę po zakończeniu jej wypowiedzi, zobaczyłam na ekranie za nią, jak Calum i Kornelia łączą usta w czułym pocałunku. Pod tym kątem kamera nie uchwyciła twarzy Kornelii, ale wyraźnie widziałam, jak wplata palce w jego ciemne włosy i chętnie oddaje pocałunek. 
      - Zostań ze mną - kamera ledwo uchwyciła szept Caluma. Zauważyłam, jak różowe włosy poruszają się bezgłośnie w rytm kiwnięcia głową. 
      - Calum chwalił się tym w Bobbles. Mieliśmy przez ten pocałunek pierwszą poważną kłótnię - szepnął nagle Louis. Stał sztywno, wpatrując się w ekran. - Cała sytuacja potoczyła się trochę inaczej niż wyjaśniła mi to Kornelia - dodał i zacisnął powieki. Przeczyściłam gardło i opuściłam swoje ramię, które wciąż było oplecione wokół jego pasa. 
      - Na pewno jest jakieś wyjaśnienie. - powiedziałam, próbując go pocieszyć, choć sytuacja już teraz wydawała się być beznadziejna. 
      - Zabawne, że gdy wtedy odwiedziłem cię w szpitalu - zwrócił się do Harry’ego - ostrzegłeś mnie przed nią - odwróciłam się gwałtownie w stronę mojego chłopaka, a ten tylko zamknął oczy i kiwnął głową
      - Pamiętam… - mruknął
      - Ostrzegałeś mnie co spotyka zdrajców i że znajomość Kornelii z Hoodem jest ryzykowna.
      - A potem przekonałem cię, żebyś się z nią pogodził - w głosie Harry’ego było wyraźnie słychać poczucie winy. Obaj przestawali wierzyć w niewinność mojej przyjaciółki. A to dopiero początek nagrań, które oferowała nam Sylvia.
      - Przestańcie! Przestańcie tak gadać! To musi być jakaś manipulacja! - warknęłam, zaciskając pięści. 
      Sylvia uniosła brwi i puściła dalszą część nagrania, na której Calum rozmawiał na kanapie swojego salonu z jakimś nieznanym mi mężczyzną. 
      - To jest agent MI5. Jeden z najlepszych gnojków. Po naszym posterunku krążyły o nim legendy. - wyjaśniła Sylvia, wskazując na ubranego w garnitur blondyna. 
      - Musicie wzbudzić w nich zaufanie, by zdobyć jak najwięcej dowodów. Grupa Stylesa zawsze była na naszym celowniku, ale nigdy nie mogliśmy ich za nic złapać. Harry i Louis są pedantycznie czyści jeśli chodzi o zacieranie śladów - odezwał się niskim głosem, a Calum pokiwał głową i spojrzał nagle w miejsce, którego nie mogła uchwycić ukryta w kwiatach kamerka. 
      - To będzie łatwe. Tomlinson jest we mnie zakochany po uszy - naszych uszu dotarł głos Kornelii. Choć jego barwa była ta sama, ton zdawał się zupełnie różny od pełnego obaw, niepewnego lub sarkastycznego tonu, którym zwykle dysponowała. Brzmiała chłodno, bez uczuć, nienawistnie. 
      - Myślę, że Tomlinson już się do mnie przekonał, gdy dałem mu info dotyczące Michaela. Jeśli ze Stylesem zabiją go w barze, który im podałem upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu…
      Przerwa, czarny ekran, a potem widok naszego byłego mieszkania i Kornelii i Caluma ponownie połączonych w pocałunku. 
      - Takich ujęć jest wiele - mruknęła Sylvia, przesuwając nagranie do przodu. Trafiła niefortunnie na to z mieszkania Caluma, które zauważyliśmy z Harrym zanim dołączył do nas Louis. 
      Kornelia i Calum leżący w jego łóżku, tym razem poruszający się w sugestywny sposób. Kąt pozwalał nam dostrzec jedynie nagie plecy Kornelii i fragment zabandażowanego ciała Caluma. Kołdra zakrywała jego nogi i biodra mojej przyjaciółki, ale z przyciszonych westchnień i jęknięć, było łatwo wywnioskować co robili. 
      Zakryłam usta dłonią w szoku, a Louis cofnął się o kilka kroków, kręcąc głową. 
      - Omiń to - zażądał, a Sylvia natychmiast posłuchała, przesuwając kuleczkę niemal na koniec nagrania.
      - Kocham cię - usłyszałam głos Kornelii, ale już nie patrzyłam na ekran. Wpatrywałam się w podłogę, próbując ogarnąć myślami zaistniałą sytuację. - Tomlinson jest niegodny zaufania… - słowa przyjaciółki w głośnikach docierały do mnie w urywkach. 
      Wzdrygnęłam się nagle, gdy obok mnie rozległ się cichy chichot, który po chwili zamienił się w maniakalny śmiech. Spojrzałam na Louis’ego, który właśnie ocierał łzy i brał głęboki oddech. 
      - A my myśleliśmy, że Peter Evans był największym zdrajcą - rzekł i, klepnąwszy Harry’ego w ramię, cofnął się do wyjścia z pokoju. 
      - Zajmę się tym - warknął, tracąc nagle całą udawaną wesołość i przybierając mroczny ton.  Moje ciało zalał zimny pot. Wiedziałam co miał na myśli. Poczułam kowadło opadające na dno mojego żołądka, gdy Harry kiwnął głową, sam zaciskający z wściekłości szczękę. 
      - Nie wiemy jak daleko się posunęli. Ile powiedzieli MI5, ale musimy być ostrożni - wtrąciła Sylvia, jakby w ogóle nie przejęła się tym, że Louis nagle zaoferował się, by zdjąć Kornelię. 
      - Dalej już się nie posuną - rzucił Tomlinson, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów i wkładając jednego z nich między zęby. Położył dłoń na klamce, wybudzając mnie z szoku. 
      - NIE! Nie! Poczekaj! Nie uwierzysz chyba kilku zmanipulowanym nagraniom - zawołałam, a on spojrzał na mnie poczerniałymi oczami i uniósł wysoko brwi. 
      - Widziałaś wszystko, Milena. Twoja przyjaciółka jest zdrajczynią - syknął. Zauważyłam w jego ekspresji przebłysk bólu, który zaraz zmył wściekłością. 
      - Co się stało z obroną jej? Co się stało z “wierzę ci, Kornelia”? - krzyczałam, ignorując łzy, które spływały po moich policzkach. 
      - Uwierzyłem jej zbyt wiele razy i zobacz gdzie nas to zaprowadziło! - odkrzyknął i uderzył pięścią w ścianę obok siebie. Harry milczał uparcie, choć tak desperacko potrzebowałam jego wsparcia. Pokręciłam gwałtownie głową.
      - Te nagrania są zmanipulowane i udowodnię ci to! - zarzekałam się. Przekręciwszy oczami, Louis odwrócił się do mnie plecami i odpalił papierosa. Gdy zaciągnął się głęboko i wypuścił z ust kłęby szarego dymu zwilżył językiem wargi. 
      - Oszukujesz sama siebie - rzucił przez ramię i wyszedł z pokoju, nie patrząc w tył.
      - LOUIS! Nie rób tego! - krzyknęłam za nim
      - Masz godzinę, Smyk - usłyszałam jego głos, dochodzący z korytarza, a potem trzaśnięcie drzwiami oznajmiło mi, że wyszedł. 
      Odwróciłam się gwałtownie do Sylvii i spojrzałam z napięciem na ekran, na którym Kornelia całowała zawzięcie Caluma. Nie było czasu, nie było czasu!
      - Puść to wszystko od początku! - niemal wrzasnęłam, a Sylvia posłuchała od razu, choć jej ekspresja mówiła mi, że wątpiła w powodzenie mojego zadania. 
      Analizowałam nagrania raz za razem, patrząc w napięciu na zegar, znajdujący się w prawym dolnym rogu ekranu. Dziesięć minut, piętnaście, dwadzieścia. Zagryzłam paznokieć kciuka, czując coraz większe napięcie w żołądku. 
      - Dalej, dalej - mruczałam pod nosem. Słyszałam, jak Harry zaczął rozmawiać przez telefon, ale nie skupiłam się na jego słowach. Sylvia natomiast wzdychała zniecierpliwiona, obserwując ze znudzeniem moje starania.
      - Jeśli masz zamiar tu siedzieć i się boczyć to lepiej wyjdź - warknęłam do niej, ledwie panując nad swoim głosem - To nie życie TWOJEJ najlepszej przyjaciółki wisi na włosku - dodałam. Sylvia poczerwieniała na twarzy, ale uniosła jedną brew. 
      - Po prostu przyznaj przed sobą, że  Kornelia jest zdradziecką kur…
      - Zamknij mordę! - wrzasnęłam, obracając nagle jej fotel ku sobie i pochylając się nad nią. - Kornelia nas NIE ZDRADZIŁA! - ścisnęłam w pięści jej czarną bluzkę, ale nagle poczułam na swoich plecach delikatny dotyk. 
      - Dziecino, spokojnie. Dzwoniłem do Tommo i udało mi się kupić nam trochę czasu - powiedział łagodnym tonem. Ze szlochem puściłam ubranie Sylvii i zakryłam twarz dłońmi. Rozpłakałam się, bo nie mogłam już znieść napięcia, które ściskało każdą moją komórkę. Kornelia nas nie zdradziła, nie zdradziła…
      Harry polecił Sylvii, by zostawiła nas samych, a ona posłuchała go bez słowa protestu i zniknęła za drzwiami pomieszczenia. Opadłam na fotel, który przed chwilą zajmowała i płakałam niekontrolowanie, aż Harry uklęknął przede mną i pogłaskał moje uda.
      - Dziecino, uspokój się. Nie mamy wiele czasu, Louis jest na granicy opanowania. 
      - Kornelia nas nie zdradziła, musi to wiedzieć! - wychrypiałam, ale Harry tylko zamknął oczy i pokręcił głową. Dotknął dłonią mojego policzka, ścierając kciukiem łzy.
      - Póki co nie wygląda to dobrze. Cholera, Milena, gdyby nie ty sam bym do niej jechał i…
      - I co?! Zabiłbyś ją bez cienia dowodu? - przerwałam mu ostro
      - Milena, te nagrania to dowód. Zwykle mieliśmy jeszcze mniej, gdy trzeba było pozbyć się zdrajcy. 
      - Więc zapewne zabiliście wielu niewinnych ludzi - warknęłam i odwróciłam się do monitora, puszczając po raz kolejny nagranie. 
      Analizowałam każdą klatkę, każde zdanie wypowiedziane przez Kornelię. Wszystko zdawało się być bezbłędne. Jakość nagrań dobra i w żadnym wypadku niesugerująca oszustwa. A potem zauważyłam, że każda akcja, która mogła być dowodem zdrady Kornelii, wykonana była bez ujęcia jej twarzy w kamerze. Każde jej słowo, które brzmiało dla mnie tak obco było wypowiedziane, gdy nie mogłam dostrzec jej ust. Manipulacja…
      - Spójrz - szepnęłam nagle, czując jak w moim żołądku budowała się nadzieja. Harry pochylił się nade mną i podążył za moim palcem, który wskazywał teraz na Kornelię siedzącą na Calumie na łóżku w jego mieszkaniu. Puściłam nagranie w momencie, w którym moja przyjaciółka zaczęła schylać się do pocałunku. Lekki przeskok, ledwie widoczny dla nieuważnego oka i Kornelia całowała bruneta. 
      - Widziałeś? - zapytałam z nadzieją, a Harry zmarszczył brwi. 
      - Milena, myślę, że trochę sobie wmawiasz. 
      - Nie, nie, nie! Poczekaj - zminimalizowałam obraz w poszukiwaniu  jakiegoś edytora, który umożliwiłby mi puszczenie nagrania w zwolnionym tempie. Otworzyłam jeden program, który wydawał się najodpowiedniejszy i zamarłam. 
      Sylvia musiała zapomnieć o wyczyszczeniu pamięci programu, bo gdy otworzyło się przed nami jego okno, ujrzeliśmy linie pociętych fragmentów nagrań, które miały dowodzić o zdradzie Kornelii. Wszystkie wycinki zdawały się układać w to, co pokazała nam Sylvia.
      - Co do? - mruknął nagle Harry, patrząc na fragment domniemanego seksu Kornelii i Caluma. Cała scena, choć powinna być jednym długim paskiem, składała się z dwóch fragmentów, a pierwszy kończył się tam, gdzie widziałam minimalny przeskok, który chciałam pokazać Harry’emu. Odnalazłam źródło pliku drugiej części fragmentu i otworzyłam je w zwykłym odtwarzaczu. 
      - Kurwa mać! - zawołał nagle Harry i chwycił swój telefon. - Dalej, Louis, dalej - warknął, ale jego przyjaciel zdawał się nie odpowiadać. 
      Siedziałam na fotelu w szoku, przyglądając się Sylvii w różowej peruce, wchodzącej do łóżka. Nie wiedziałam czy mężczyzna, na którego biodrach usiadła to Calum, bo, choć sama spojrzała z mrocznym uśmiechem prosto w kamerę, dając nam do zrozumienia, że wiedziała o jej istnieniu, to ani razu nie ukazała twarzy tajemniczego mężczyzny. Michael nie ufał Calumowi i chciał się pozbyć naszej grupy? Czy tak właśnie było? 
      - Kurwa mać! Jego telefon nie odpowiada - Harry rzucił swoją komórkę na biurko i przeczesał nerwowo włosy dłońmi. Panika ogarnęła mój umysł, gdy zdałam sobie sprawę, że mogliśmy nie zdążyć. 
      - Musimy tam jechać - powiedziałam cicho, a Harry kiwnął głową i wyciągnął nagle broń zza pasa. Odbezpieczył ją i podszedł do drzwi. Sylvia była zdrajczynią. Zdrajcy zasługiwali na śmierć. 
      - Harry - szepnęłam, przerażona mrokiem jaki pojawił się na jego twarzy. Nie było w nim  litości. Miał niezbity dowód na zdradę i, jako szef, musiał bronić swojej grupy. 
      - Zostań tutaj, jeśli tego potrzebujesz - powiedział spokojnym głosem, który kontrastował z nienawiścią, jaka od niego biła. Kiwnęłam głową. Nie byłam pewna czy mogłam unieść ciężar widoku kolejnej śmierci. Ten świat był bezwzględny, a ja dopiero się do niego przyzwyczajałam. Harry uśmiechnął się do mnie słabo i wyszedł z pomieszczenia, stawiając po cichu swoje kroki. Już po kilku sekundach usłyszałam huk wystrzału. Żadnych słów i krzyków. Harry był tym razem litościwy. 
      Wybiegłam z pokoju, niemal wpadając na swojego chłopaka. Ujął moją twarz w dłonie i przyjrzał mi się dokładnie, zapewne by sprawdzić czy wciąż nie straciłam głowy. Ja jednak nie miałam na to czasu. Nie miałam czasu analizować powodów zdrady Sylvii, płakać nad jej śmiercią. Moja przyjaciółka była w niebezpieczeństwie przez okrutny przekręt i tylko to teraz się liczyło. 
      - Zatrzymajmy go! Musimy go zatrzymać - wydusiłam z siebie zanim Harry zdążył zapytać czy wszystko ze mną w porządku. Przełknął głośno i kiwnął głową, ciągnąc mnie za rękę. Gdy wybiegałam z mieszkania, dostrzegłam stróżkę krwi, wypływającą na posadzkę korytarza spod drzwi kuchni. 




      Louis siedział za kierownicą swojego audi, paląc już szóstego papierosa. Widok jego ukochanej, wydającej dźwięki rozkoszy, które dawał jej jego największy wróg nawiedzał jego głowę co sekundę. Był obojętny na MI5, które mogło w każdej chwili wsadzić go za kratki, jedyne co się liczyło to ona. Jej różowe włosy rozczochrane i poruszające się w nadawany przez Caluma rytm. Cieszył się, że kamera nie ujęła jej twarzy. Chyba nie byłby w stanie spełnić prośby Harry’ego, gdyby widział rozkosz Kornelii, która nie została spowodowana przez Louis’ego. 
      Chciał ją znienawidzić. Chciał myśleć “dziwka”, “zdrajczyni”, ale jedyne słowa, które przychodziły mu na myśl to “zagubiona”, “zmanipulowana”. 
      “Kocham cię”, czy słowa skierowane do Caluma brzmiały tak samo, gdy wypowiadała je w kierunku Louis’ego? Jakim cudem nie słyszał kropli kłamstwa, którą poiła go przez ostatni rok. Wściekłość zalała go ponowną falą i uderzył pięścią w kierownicę, a popiół z papierosa posypał się po jego spodniach. 
      - Dziwka - szepnął, ale nie brzmiało to wiarygodnie. Raczej groteskowo.
      Louis czekał na telefon. Czekał na znak od Harry’ego, że to wszystko manipulacja, że Kornelia była niewinna, ale to uparte urządzenie milczało, ciążąc w jego kieszeni. Bał się na nie spojrzeć, by nie widzieć wiadomości, jakie zapewne wysłała mu Kornelia. Nie wiedział, że popełniał błąd. Nie wiedział, że bateria w jego telefonie padła po rozmowie z Harrym. 
      Już czas, pomyślał i sięgnął do schowka na przeciwko siedzenia pasażera. Wyciągnął z niego broń, do której lufy dokręcony był tłumik i znieruchomiał. Nie mógł tego zrobić. Nie mógł zabić swojej ukochanej. Przecież ona była tak niewinna, tak przestraszona. Zawsze miała problemy z ukrywaniem swoich emocji. Nie mogła być aż tak dobrą aktorką… Lub była tak świetną aktorką…
“Kocham cię”, usłyszał ponownie w swojej głowie i syknął przez zaciśnięte zęby, jakby otrzymał cios w brzuch. Dość tego, nie maż się. 
      Wyszedł z samochodu i, schowawszy broń za pasem spodni, ruszył powolnym krokiem do swojego apartamentowca. Tam na górze znajdowała się osoba, którą kochał najmocniej na świecie. Osoba, która postanowiła zakpić sobie z jego zaufania i dźgnąć go setki razy w plecy. Osoba, która zdradziła nie tylko jego, ale też swoją przyjaciółkę i całą ich grupę. 
      Dlaczego, Kornelia? Czy tak bardzo bałaś się naszego zawodu? Wystarczyło powiedzieć. Wystarczyło przyznać, że to porwanie cię przeraziło. 
      Nie wiedział kiedy zadzwoniła winda, a on znalazł się na najwyższym piętrze budynku i stanął oko w oko z powodem całego zamieszania. 
      - Hej, Tomlinson, miałem nadzieję, że się miniemy - Calum zaśmiał się nerwowo, lecz Louis szybko zmył z jego twarzy uśmiech, zastępując go grymasem bólu, gdy pchnął go na ścianę, przyciskając lufę broni do jego ramienia. 
      - Ty skurwielu! Jebany zdrajco - szeptał, wciskając broń coraz głębiej w jego mięsień. Calum zaśmiał się ponuro i zacisnął z bólu zęby. Oparł głowę o ścianę, patrząc z góry na Louis’ego i zwilżył wargi. 
      - Opanuj się. Chyba nie chcesz jej zabić, to nie jej wina - warknął, ale Louis nie wytrzymał i pociągnął za spust, dziurawiąc mu ramię. Calum jęknął gardłowo i uderzył kilka razy głową w ścianę, zaciskając zęby w niemym cierpieniu. 
      - Nie będę słuchał waszych żałosnych kłamstw - powiedział Louis, przykładając tym razem broń do serca Caluma. 
      - Kretynie. Zabijesz ją, bo się we mnie zakochała? Nie jesteś w dramacie Szekspira, po prostu to przetraw i schowaj dumę - cisnął Calum przez zęby, zerkając lękliwie na metal w ręce swojego wroga. 
      - Tak… Przez to i przez MI5 - odparł Louis, a Calum pokręcił głową. 
      - MI5? O czym ty… - jego oczy z przymrużonych podejrzliwie zmieniły się w okrągłe spodki szoku, gdy kula przebiła jego płuco i serce. Zakasłał kilka razy, nie spuszczając wzroku z Louis’ego, a przy ostatnim szarpnięciu jego ciała z ust wyciekła mu stróżka krwi. Chwycił desperacko rękawów kurtki Tomlinsona, jakby ten miał wyciągnąć go z żądających szponów śmierci. Obaj wiedzieli, że było to bez sensu. Nic nie mogło go uratować, a świadomość tego obudziła głębokie przerażenie w blednących oczach. 
      Louis skrzywił się z obrzydzeniem, obserwując czerwoną plamę, która rosła w miarowym tempie na szarej koszulce Caluma. 
      - Jeszcze nie wygrałeś tej wojny - syknął, odpychając od siebie swoją ofiarę. Calum uderzył plecami w ścianę i zsunął się po niej, pozostawiając za sobą grubą szkarłatną smugę. Z jego wciąż otwartych oczu uciekło w końcu życie, choć z ust wciąż sączyła się krew. 
      Louis patrzył przez chwilę bez wyrazu na jego ciało, a potem, jakby dotarło do niego co zrobił, zakrył twarz w dłoniach i pochylił się do przodu, powstrzymując chęć zwymiotowania. 
      - Zasługiwałeś na to, gnoju. Od zawsze. - syknął, chwytając nieboszczyka za włosy i ciągnąc je lekko w górę. Spojrzał w ślepe oczy, jakby miał nadzieję, że Calum jeszcze go usłyszy. 
      - Doprowadziłeś do śmierci was obojga! - jego szept przepełniony był jadem. Czystą furią, która wraz z pociągnięciem spustu rozlała się po jego ciele, dodając mu odwagi. 

      To ona pozwoliła mu wyprostować ciało i ruszyć w stronę mieszkania, za którego drzwiami znajdował się jego kolejny cel. 


EYY i tu się kończy przedostatni rozdział! Jeszcze jeden i epilog! 
Wiem, że wcześnie i pewnie niektóre osoby jeszcze nie przeczytały ostatniego, ale napisałam rozdział i postanowiłam nie chować go w czeluściach mojego laptopa. 
Jak wrażenia? Podzielcie się :) Nie bójcie komentować! Szczególnie, że już tak niewiele zostało :O Tylko dwie kolejne szanse, byście mogły powiedzieć co sądzicie o #TTDff! 
Są komentarze, jest tag (#TTDff), zapraszamy więc do dzielenia się przeżyciami! 
Wielkie loff i podziękowania dla tych, które przetrwały z nami tak długo :D Obyście zostały do końca!