Kornelia
Nie mogłam uwierzyć, że się na to zgodziłam. Dziecko… To słowo, obrazy, jakie przywoływało do mojej głowy, zawsze napawały mnie grozą. Nigdy nie myślałam o tym, że będę nawet rozważała takiej opcji, lecz za każdym razem, gdy widziałam jak Louis zerkał na mój brzuch, jakby zarodek miał się w nim pojawić w każdej sekundzie, czułam ciepło i nadzieję, że może jednak nie był to taki zły pomysł.
Nie zamierzałam dzielić się swoją decyzją z nikim poza Louis’m. Nawet z Mileną. Szczególnie z Mileną w czasie jej dziwnego nastroju, którego powodu nie chciała mi zdradzić. Wciąż snuła się z pociemniałymi oczami, nie mówiąc wiele, lecz gdy próbowałam ją wypytać o to, co mogło się stać, naskakiwała na mnie i zmieniała temat. Wreszcie odpuściłam, pewna, że gdy Milena będzie gotowa, sama powie mi co się dzieje.
Nie mogłam się do niej dodzwonić i nikt nie odpowiadał na moje dobijanie się do willi. Podzieliłam się swoimi zmartwieniami z Louis’m, na co odparł, że Harry powiadomił go o planowanym z Mileną wyjeździe. Zabolało mnie, że moja najlepsza przyjaciółka nie podzieliła się ze mną tak ważną informacją. W drugim dniu jej nieobecności zaczęły nachodzić mnie zmartwienia, że to przeze mnie Milena stała się tak ponura. Odsuwała się ode mnie i odpowiadała niechętnie na moje pytania. Co innego mogło być powodem tak osobliwego zachowania?
Przygryzłam wargę, wpatrując się ślepo w biało-niebieskie pudełka poustawiane na półce w supermarkecie. Wzięłam głęboki oddech, biorąc w drżące palce jedno z opakowań i przyjrzałam się etykiecie z tyłu. “Wykrywa ciążę już w sześć dni po zapłodnieniu!” krzyczał na mnie napis, w który wlepiłam wzrok.
- Hej! - pudełko wyleciało mi z ręki, gdy podskoczyłam na dźwięk znajomego głosu. Poprawiwszy na nosie okulary, kopnęłam pospiesznie kartonik pod półkę i zaczęłam udawać, że niezwykle zainteresowały mnie płyny do higieny intymnej, stojące obok testów ciążowych.
- Hej - udałam obojętny ton i przeczyściłam gardło, wciąż odmawiając spojrzenia na intruza.
- Wszystko w porządku? Jesteś cała czerwona - Calum pochylił się w moją stronę, próbując wyłapać mój wzrok. Odsunęłam się od niego, gdy w nozdrza uderzył mnie znajomy pieprzny zapach męskich perfum. Potarłam dłonią kark i, odkaszlnąwszy ponownie, pokręciłam głową.
- Nie wiem o czym mówisz - mruknęłam, pozwalając wreszcie moim oczom sięgnąć czekoladowych tęczówek. Pełne wargi Caluma wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu. Skrzyżował ręce na piersi i przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę.
- Mmmmmhm! Brzmisz niesamowicie przekonująco. - zakpił, unosząc jedną brew. Przekręciłam oczami i pchnęłam wózek, szturchając Caluma przy tym, nie do końca przypadkowo, ramieniem.
- Co tu w ogóle robisz? Miałeś się do mnie nie zbliżać - rzuciłam, nie patrząc czy za mną idzie.
- Robiłem zakupy, to nie tak, że cię śledzę - jego głos zdawał się dochodzić z daleka. Mimowolnie obejrzałam się przez ramię i w jednym momencie gorąco wpłynęło na moją twarz, zalewając policzki rumieńcem. Calum stał w miejscu naszego niefortunnego spotkania, wlepiając wzrok w niebiesko-białe pudełeczka. Zanim zdążyłam nawet się odezwać, uklęknął i podniósł to, które chwilę temu wypadło mi z rąk. Widocznie nie dość dobrze je ukryłam.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Tylko delikatna zmarszczka między brwiami mogła sugerować, że w jego głowie obracały się intensywnie trybiki, gdy próbował zrozumieć sytuację.
Przełknęłam ciężko ślinę, gdy Calum spojrzał wreszcie na mnie i podniósł na wysokość swojej twarzy pudełeczko, na które wskazał palcem wolnej ręki.
- Chyba żartujesz - powiedział suchym tonem. Zagryzłam dolną wargę, ściskając nerwowo uchwyt wózka. Dlaczego musiał zjawić się właśnie tu, właśnie teraz? O mojej decyzji miał wiedzieć tylko Louis.
- No tak… Zdarza się. - wzruszyłam ramionami, decydując się na kłamstwo.
- Przecież ty nie znosisz dzieci - zauważył, kładąc powoli i ostrożnie test ciążowy na swoim miejscu, jakby ten miał zaraz wybuchnąć.
- To prawda, ale to nie znaczy, że nie mogę sprawdzić dlaczego spóźnia mi się okres - technicznie nie było to kłamstwo. Przynajmniej nie druga część mojego zdania. Calum zmrużył oczy, ale zanim zdążył odpowiedzieć, odwróciłam się ponownie do niego plecami i pchnęłam pusty wózek, niemal biegnąc w stronę wyjścia. Trudno… Zakupy zrobię kiedy indziej.
Wczesno-wiosenny chłód zmusił mnie do otulenia się szczelniej kurtką. Z wolnymi już rękami zrobiłam krok w stronę grafitowego Audi, gdy w miejscu zatrzymał mnie cichy głos.
- Myślałem, że wiesz, że poznałem cię na tyle, by wiedzieć kiedy ściemniasz - słyszałam uśmiech w głosie Caluma, ale byłam pewna, że gdybym się odwróciła, nie zauważyłabym nawet cienia wesołości w jego oczach. Powolnymi ruchami skierowałam się w stronę mężczyzny, by przekonać się o słuszności swoich podejrzeń. Miałam rację. Jego brwi były ściągnięte, oczy błyszczące i smutne. Wciągnęłam między zęby policzki, czując łzy cisnące się na zewnątrz. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego chciało mi się płakać, ale już dawno nauczyłam się ignorować dziwne reakcje mojego ciała na niezrozumiałe, nawet dla mnie, emocje.
- Nie myśl, że znasz mnie tak dobrze - warknęłam, lecz mój głos załamał się w połowie, zdradzając coraz bardziej, że podejrzenia Caluma były prawdziwe. Gardłowy cichy śmiech zawiązał supeł w moim żołądku. Calum podszedł do mnie powolnym krokiem, przez co moje ciało zaczęło lekko drżeć.
Poczułam ciepłą dłoń na policzku, która uświadomiła mi, że wpatrywałam się w chodnik. Zastygłam pod tym dotykiem, ale nie odsunęłam się, jakby moje ciało tęskniło za znajomym doznaniem. Pochyliłam się lekko ku dużej dłoni i zacisnęłam powieki. Jedna słona kropla zdołała się uwolnić i zmoczyła opaloną skórę Caluma.
- Więc nici z Islandii i kotów? - szepnął, bo głos wyraźnie uwiązł mu w gardle. Westchnęłam głęboko, czując na duszy ciężar jego słów.
- Calum…
- Wiem, wiem… - przerwał mi, wciąż tak samo cicho. Pochylił się, by przyłożyć swoje czoło do mojego, a supeł w żołądku zacisnął mi się jeszcze bardziej. - To nigdy nie było w planie - gdyby nie był tak blisko, nie usłyszałabym co mówił. Ledwie szept otulił moją skórę, a potem poczułam na wargach gorący dotyk, od którego moje serce zabiło szybciej. Zanim zdążyłam ocucić się z szoku i odpowiedzieć na niewinny pocałunek, Calum ponownie oparł swoje czoło na moim i wciągnął przez nos powietrze.
- Wychowaj dobrze tego bachora - szepnął, wywołując mój nieśmiały śmiech.
- Jeszcze nie wiem czy on istnieje - odpowiedziałam, tak samo cicho. Otworzyłam oczy, ale z tej pozycji mogłam przyglądać się tylko pełnym wargom, które jeszcze przed chwilą musnęły moje cieniem pocałunku.
- Więc sprawdź - odparł i wsunął mi do kieszeni jasne pudełeczko. Odsunęłam się od niego z otwartymi ustami i parsknęłam śmiechem, zdezorientowana.
- Kupiłeś ten test? - Calum machnął ręką i prychnął na mnie.
- Oczywiście, że nie - wzruszył ramionami.
- Calum! - nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który przebijał się teraz przez wcześniejsze łzy.
- Oj, przestań. To coś kosztuje tylko funta, nie będą za nim tęsknić - wyszczerzył zęby, na co pokręciłam głową ze śmiechem.
Przez chwilę szczerzyliśmy się do siebie, zupełnie niezrażeni delikatnym pocałunkiem, jakby go nie było. Nie myśleliśmy o zakazie Louis’ego i po prostu żartowaliśmy jak dawniej, napawając się swoją obecnością. Ale po chwili mój uśmiech ustąpił miejsca zdenerwowaniu, spłynął powoli z moich ust, które zwilżyłam językiem.
- Dzięki - mruknęłam, klepiąc sugestywnie kieszeń, w której leżał test. Wydawał mi się ciężki jakby, był wykonany z ołowiu.
- Kruszyno… - Calum zamilkł, jakby spodziewał się, że mu przerwę. Nie zrobiłam tego. - Spotkajmy się - poprosił, ponownie kładąc swoje dłonie na moich policzkach. Zacisnęłam wargi i wyrwałam się z objęć Caluma, kręcąc głową.
- Dlaczego mam wrażenie, że prosisz o pożegnanie? - zapytałam, dusząc w sobie chęć płaczu. Milczenie Caluma podpowiedziało mi, że trafiłam w dziesiątkę.
- Proszę… - brzmiała jego odpowiedź.
W milczeniu kiwnęłam głową.
Była piąta rano, lecz z nerwów nie mogłam spać, więc wreszcie, wyplątawszy się z objęć, mruczącego z niezadowoleniem Louis’ego, udałam się do toalety, by dowiedzieć się czy miałam w sobie małego robaka.
Cztery minuty, dwadzieścia sekund…
Cztery minuty, trzydzieści sekund
Pięćdziesiąt sekund.
Pięćdziesiąt jeden
Dwie
Trzy
Cztery
Pięć
Sześć
Siedem
Osiem
Dziewięć
Zagryzłam wargę i westchnęłam cicho, przyjmując ze zdziwieniem falę zawodu, która zalała mnie, gdy zobaczyłam przed sobą jedną czerwoną kreseczkę.
- Może w przyszłym miesiącu, frajerze - mruknęłam do swojego brzucha i wyrzuciłam test do kosza.
Najciszej jak potrafiłam, weszłam do sypialni i wdrapałam się na łóżko. Louis oplątał mnie momentalnie ramionami, przyciągając do siebie. Wylądowałam oparta o ramę łóżka z nim leżącym na mojej piersi, trzymającym mnie, jak ogromny miś koala.
- Zimno… - mruknął w moją szyję, wywołując we mnie śmiech.
- Kocham cię - szepnęłam i wplotłam palce w jego włosy, przeczesując je raz po raz. Louis zamruczał błogo, a jego usta dotknęły mojej szyi, budząc we mnie mały płomień. Minął już prawie rok, a on wciąż działał na mnie tak samo. Każdy jego dotyk palił przyjemnie, każdy komplement wywoływał rumieniec na mojej twarzy.
Zdziwiłam się, gdy małemu cmoknięciu, którym mnie obdarzył towarzyszył kolejny i jeszcze jeden, a potem do dotyku warg dołączył język. Dłoń, która spoczywała na moich biodrach nagle zanurkowała pod koszulkę, którą miałam na sobie, sięgając mojej piersi. Mój oddech przyspieszył nieco.
- Hej - zaśmiałam się - Myślałam, że śpisz
- Śpię - wymamrotał Louis między pocałunkami i lekkimi ugryzieniami, jakimi obdarzał moją szyję
- Właśnie widzę - odparłam na wydechu, wyginając z przyjemności plecy
- Ćśśś. Mam cudowny sen, nie przerywaj go - zaprotestował. Dłoń, którą pieścił moją pierś przeniósł między nas, rozkładając powoli moje uda. Zapłonęłam, czując jaki był twardy pod bokserkami. Jęknęłam gardłowo z zaciśniętymi wargami. Wystarczyło kilka dotyków, lekkie pocałunki i byłam cała jego. Miałam nadzieję, że nigdy się to nie zmieni.
Powiesiłam kurtkę na wieszaku przy wejściu i opadłam na kanapę, patrząc oczekującym wzrokiem na, stojącego jeszcze w progu, mężczyznę. Uniosłam brwi, gdy nie ruszył się z miejsca, a on tylko westchnął ciężko i zamknął delikatnie drzwi za sobą, po czym oparł się o nie plecami i uderzył potylicą w drewno. Westchnął ciężko, zacisnąwszy powieki po czym ścisnął dwoma palcami mostek nosa.
- Chcesz coś do picia? - zapytał, marszcząc czoło, jakby cierpiał. Przekręciłam oczami.
- Po prostu usiądź, co? Chciałeś się spotkać z jakiegoś powodu - rzekłam i poklepałam miejsce obok siebie na kanapie. Odsunął rękę od twarzy i kiwnął głową, biorąc głęboki oddech, jakby się na coś przygotowywał. Z wahaniem odepchnął się wreszcie od drzwi i usiadł obok mnie. Wcisnął złączone dłonie między uda i zaczął potrząsać nerwowo nogą, milcząc przez chwilę. Nie popędzałam go, domyślając się, że to, co chciał powiedzieć wymagało przygotowania. Zaczęłam pociągać za dół swojej czarnej koszuli, czekając cierpliwie aż Calum się odezwie.
- Wyjeżdżam - powiedział wreszcie słabym głosem. Odwróciłam głowę w jego stronę tak gwałtownie, że zabolał mnie kark.
- Wyjeżdżasz? - zapytałam inteligentnie. Uśmiechnął się smutno i przytaknął. Gdy spojrzał na mnie z dołu w jego oczach nie było nic poza bólem. Czułam w kościach co oznaczał jego wyjazd, a mimo to zapytałam: - Kiedy wrócisz?
Wypuścił nosem powietrze, co zapewne miało być śmiechem, lecz jego obniżony nastrój skutecznie to zniekształcił.
- Kornelia… - tylko tyle wystarczyło, by potwierdzić moje obawy. Calum uciekał. Postanowił nas opuścić. Mnie…
- Gdzie? - mój głos zniknął gdzieś za nerwami. Kolejna karykatura uśmiechu dała mi do zrozumienia, że miałam nigdy nie poznać odpowiedzi na to pytanie.
- Dlaczego? - znów te wstrętne łzy. Calum oparł łokcie na swoich kolanach i przeczesał dłońmi włosy, po czym schował w nich twarz.
- Trzymały mnie tutaj tylko dwie rzeczy - jego głos został stłumiony. Gdy ukazał ponownie twarz, ujrzałam jego zaczerwienione oczy i wilgotne policzki. Zamarłam.
- Calum… - tym razem to ja sięgnęłam do niego dłonią. Wytarłam kciukiem łzy i wplotłam palce w ciemne kosmyki. Próbował się uśmiechnąć, lecz szybko się poddał i zamknął oczy, kręcąc głową. Przekręcił głowę ku mojemu dotykowi i ucałował wnętrze mojej dłoni, ujmując jej wierzch w swoją.
- Pierwszą z tych rzeczy byłaś ty - szepnął w moją skórę, obdarowując ją jeszcze jednym ciepłym pocałunkiem. - Ale widzę, że moje nadzieje nie mają już najmniejszego sensu - jego oczy skierowały się sugestywnie ku mojemu brzuchowi.
- Calum… - powtórzyłam przez łzy, ale mi przerwał.
- Kocham cię - usłyszawszy to, załkałam, wycierając pospiesznie swoje policzki wolną dłonią - Wybacz, ale nie będę w stanie patrzeć na to, jak wychowujesz małego… dziecko Louis’ego. Już teraz patrzenie na Was obojga z daleka jest dla mnie zbyt… - zamilkł pospiesznie, przełykając ciężko - Kruszyno - nagle jego twarz znalazła się milimetry od mojej, gdy przyciągnął mnie do siebie, chwytając delikatnie w pasie. - Zastanów się… Jeszcze… Jeszcze jest szansa, jeszcze możesz…
- Cal… - chciałam mu powiedzieć, że już postanowiłam, że mi przykro, że to nie musi tak wyglądać, ale zamknął mi usta desperackim, tęsknym pocałunkiem. Mimowolnie otworzyłam usta, odpowiadając instynktownie na ten gest, ale szybko się zreflektowałam i położyłam dłoń na klatce piersiowej Caluma, odsuwając go od siebie.
- Nie rób tego - wreszcie udało mi się wycisnąć coś, co nie było jego imieniem - Calum, nie rób tego sobie - trzymałam delikatnie jego szyję, czując na opuszkach palców jedwab jego włosów. Podobnie jak w czasie naszego spotkania pod sklepem kilka dni temu, Calum oparł swoje czoło o moje i pociągnął nosem.
- Wszystko poszło się jebać. Wszystko… - wymamrotał ze ściśniętym gardłem. Poczułam nieprzyjemne łaskotanie w żołądku i zmarszczyłam brwi.
- Co masz na myśli? - zapytałam, odsuwając się od niego, by zbadać dokładnie jego ekspresję. Zaciskał miarowo szczękę, powstrzymując kolejną porcję łez.
- Nic… - mruknął pod nosem - Nic. Idź już… - zesztywniałam, gdy to powiedział.
- N… Nie - zaprotestowałam - Nie! - powtórzyłam pewniejszym tonem i pociągnęłam go lekko za włosy, które zebrałam w pięść.
- Kornelia! - warknął z zaskakującą wrogością. - Planujesz dziecko z Louis’m, kiedy…
- Nie planuję…
- Cholera, nie okłamuj mnie! - jego ton był surowy, ale głos cichy. Ciskał słowa przez zęby, jakby próbował panować nad swoją złością. - Wiem kiedy kłamiesz. Pamiętasz kiedy przyszedłem do was przed świętami? Kiedy proponowałem nam wspólną ucieczkę? Życie razem? Gdy tylko wspomniałem dzieci, zaprotestowałaś, nie mogłaś nawet o tym myśleć, a teraz patrz na siebie. - zaśmiał się i pokręcił głową, marszcząc brwi. - Patrz na siebie - powtórzył szeptem.
- Ludzie się zmieniają. Teraz jest bezpiecznie, Louis jest dla mnie odpowiednim…
- Błagam nie… Nie wynoś go na piedestały przy mnie. Ty i ja mamy zupełnie różny obraz Tomlinsona w głowie - odsunął się ode mnie i opadł plecami na oparcie kanapy.
- Najwyraźniej… Nie rozumiem dlaczego według ciebie “Tomlinson” jest niegodny zaufania… - Calum tylko parsknął w odpowiedzi. - Och, pierdol się - wstałam z kanapy gwałtownie i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Mógłbym, ale jedyna osoba, z którą chcę to robić “pierdoli” Tomlinsona - Calum położył nacisk na nazwisko mojego chłopaka. Odwróciłam się z prędkością światła, czując rozsadzającą mnie wściekłość.
- Bo TOMLINSON traktuje ją z szacunkiem! - krzyknęłam, zacisnąwszy pięści
- Och. To na pewno to! Na pewno nie jego wielki apartament i to, że jest na szczycie łańcucha pokarmowego grubych ryb świata przestępców! - Calum również wstał, górując nade mną znacząco
- Nie bądź żałosny! Nie użalaj się nad sobą! Uciekasz jak ostatni tchórz!
- Uciekam, bo nic tu dla mnie nie ma!
- Ja tu jestem! Zapomniałeś już jak mówiłeś, że póki tu będę…
- Ty mała egoistko! - jego dłonie powędrowały do ciemnych włosów, za które pociągnął mocno, gdy jego oczy zaszkliły się łzami. Z moich już dawno płynęły strumienie łez. - Pierdolona mała egoistko! Będziesz bawić bękarta Tomlinsona, a ja mam biegać wokół ciebie jak posłuszny piesek, aż nie zdechnę? Och nie, nawet tego nie będę mógł robić, bo TOMLINSON NIE POZWALA MI SIĘ DO CIEBIE ZBLIŻAĆ! - ryknął, na co zaszlochałam, kuląc się w sobie.
- Tomlinson za mnie nie decyduje!
- Niewiarygodne… Niewiarygodne! Posłuchaj siebie, Madej! Posłuchaj tego, co pierdolisz. Posłuchaj jak bardzo egoistycznie brzmisz! Może straciłem cierpliwość! Może wreszcie zrozumiałem, że nie ma na co czekać i muszę żyć dalej?
- A co ze mną? - miał rację. Byłam egoistką. Okropną egoistką. Największą egoistką, jaka chodziła po tej ziemi, bo tym, co miałam wtedy w głowie raniłam dwóch najważniejszych mężczyzn w moim życiu. Calum wybuchnął mrocznym śmiechem.
- Co z tobą?! Będziesz sobie żyła na tronie królowej z bachorem na ramionach aż Tomlinson nie zdradzi cię z jakąś młodą dupą, gdy już się zestarzejesz!
- Rozumiem, że ty byś tego nie zrobił?!
- Nie, bo ja cię kocham! - Tak jak i on!
- Więc żyjcie sobie długo i szczęśliwie i mnie do tego nie wciągajcie. Zresztą, Tommo będzie skakał ze szczęścia, gdy zniknę. - pokręciłam gwałtownie głową, nie chcąc przyjąć do wiadomości tego, że Calum miał odejść. Może, wbrew sobie, ignorowałam go w ostatnich tygodniach, może nasza relacja była daleka od idealnej, ale zawsze był przy mnie, zawsze miałam obok siebie przyjaciela, którego potrzebowałam, mężczyznę, który znaczył dla mnie więcej niż chciałam to przed sobą przyznać.
- I pierdoli cię to, jak ja bym się czuła?! - krzyknęłam, podchodząc do niego i uderzając go pięścią w pierś. Nie ruszył się nawet o centymetr. Patrzył na mnie przez mgłę wściekłości.
- Myślę, że już doszliśmy do wniosku, że jesteś straszną egoistką - warknął, a z jego słowami balon emocji, który był przez niego nadmuchiwany, pękł, rozrzucając po moim sumieniu swoje poszarpane fragmenty.
- Jestem egoistką, bo cię kocham! - wrzasnęłam, zgarniając w dłonie jego czarny tank top i szarpiąc za niego desperacko. Płakałam rzewnie, czując jak grunt pod moimi nogami palił się dziko i niemiłosiernie. Calum przełknął ciężko, patrząc na mnie z góry zszokowanym wzrokiem. Przez chwilę otwierał i zamykał lekko usta, jakby nie wiedział co powiedzieć.
- Bredzisz… To pewnie te ciążowe hormony tak na ciebie działają… - zaśmiał się nerwowo. Jego postawa zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Wyglądał na przerażonego, niedowierzającego swoim uszom.
- Nie! Nie jestem w ciąży! I miałeś rację. Nie mogę ci zapewnić takiej miłości, jaką żywię do Louis’ego, ale wiem, że cię kocham, nie wiem jak to możliwe, ale tak, Calum! Masz czego chciałeś! Zadowolony?! - ponownie szarpnęłam za czarny materiał, tym razem mocniej, pociągając Caluma w dół, wprost do swoich ust.
Nasze łzy zmieszały się ze sobą, usta desperacko łapały każdy dotyk, każdą chwilę, której nie miały. Język Caluma dotknął moich warg, prosząc o przyzwolenie, które od razu dostał, gdy je lekko rozchyliłam. Nie chciałam tego uczucia. Wiedziałam, że nie byłam fair wobec Louis’ego i Caluma, ale Hood miał rację. Byłam egoistką. Egoistką, która teraz go potrzebowała.
Gdy usta Caluma przeniosły się na moją szyję w powolnych leniwych pocałunkach, usłyszałam, jak mruczy pod nosem “głupia” i pokręciłam głową.
- Zamknij się - szepnęłam, na co ujął moją twarz w dłonie, oderwawszy się od mojej skóry. Spojrzał mi prosto w oczy, brąz przeszywający mnie do samego centrum duszy.
- Nawet nie wiesz ile czekałem na te słowa. - pocałował mnie krótko i połączył moje czoło ze swoim, w typowym dla niego geście. - To wszystko ułatwia… Ale niczego nie zmienia - dodał, odsuwając się ode mnie i podchodząc do wieszaka, na którym wisiała moja kurtka. Moje palce bezwiednie powędrowały do warg, na których wciąż czułam cień pocałunku. Egoistka!
- Powód numer dwa nigdy nie ulegnie zmianie - szepnął, ściskając materiał w rękach.
- Powód numer dwa? - zapytałam zdezorientowana, ledwo odzyskując oddech po moim emocjonalnym impulsie.
- Powód mojego wyjazdu. - poczułam uścisk w sercu, gdy zdałam sobie sprawę, że moje wyznanie poszło na marne. Calum wciąż zamierzał mnie opuścić.
- To znaczy? - zapytałam zrezygnowanym tonem. Calum zacisnął szczękę, jego oddech stał się bardziej płytki. To, co powiedział chwilę później zrzuciło kowadło na dół mojego żołądka.
- Ashton został zabity…
Co czułam? Co takiego targało moimi płucami, wyrzucając z nich kolejne łkania?
- Ćśśśś, dziecino! Hej, zrobiłaś to, już po wszystkim - znajomy głos dobiegł moich uszu jakby z oddali.
Wtedy ucichłam nagle, zmęczona, wyczerpana rozpaczą, adrenaliną, wściekłością.
Ashton Irwin nie żył. Mój demon miał już nie powrócić. A mimo to nie czułam żadnej magicznej zmiany. Żadnego powiewu ulgi, odegnania strachu. Wszystko pozostawało takie samo, poza nieruchomym sercem mojego oprawcy.
- Harry… Nic się nie zmieniło, nic nie czuję, nic… Nic… - łkałam w materiał koszuli swojego chłopaka, mocząc go słonymi łzami.
- Wiem, dziecino, wiem. Ale w końcu się zmieni, w końcu poczujesz się znów bezpieczna - przyciskał usta do moich włosów, kołysząc nami w przód i w tył. Kiedy wylądowaliśmy na podłodze? Klęczałam wyprostowana, próbując zrozumieć co się ze mną działo.
- Zabiłam go - wydusiłam z siebie, ze zdziwieniem zdając sobie sprawę, że nie to było powodem mojego płaczu.
- Cholera, dziecino, jeśli, jeśli masz wyrzuty…
- Nie! - przerwałam, słysząc poczucie winy w jego głosie. Odsunęłam się od niego i spojrzałam w szmaragdowe piękne oczy. - Cieszę się, że to zrobiłam. Cieszę się, że upewniłam się, że… że… - że już mnie nie dotknie. Miałam powiedzieć, ale nie mogłam się na to zdobyć.
- Spokojnie, Milena. Już po wszystkim.
Już po wszystkim było jego ostatnią obietnicą. Niespełnioną obietnicą. “Wszystko” miało dopiero osiągnąć swe apogeum. Bo "wszystko" uderzyło w nas miesiąc później słowami Nialla: "Kornelia wydała nas MI5*"
#TTDff
*Brytyjska Służba Bezpieczeństwa
Co? Co? Co tu się kurwa dzieje?!
OdpowiedzUsuńMilena... Jestem dumna. Na prawdę. Podziwiam Cię.
Kornelia - czyś Ty postradała zmysły?! WTF? Czo Ty wyczyniasz? Do czego chcesz doprowadzić?
(Czy to dziwne, że pisze do bohaterów jak do ludzi? Idk ale nie umiem inaczej xD)
Kocham Was dziewczyny! Jesteście niesamowite! Po prostu jedno wielkie: WOW
Nie! To nie jest dziwne :D tez tak robie :D
UsuńDzieki, kochana! :*
A. <3
Ha ! Wiedziałam , gdzieś tam głemboko czułam źe kornelia okaźe się suką i ich ich zdradzi , nigdy za bardzo jej nie lubiałam zawsze wolałam Milene , Kornelia czasami wręcz mnie irytowała , ty jaka to ona jest biedna . Zapewne teraz dowie się od columa źe ashton został zabity przez milene , wścieknie się, stwierdzi źe to wszystko wina harrego i louisa źe to oni wciągneli ją w "ten" świat . Pewnie stwierdzi teź źe to źe ostatnio milen była bardziej duchem niź człowiekiem teź jest winą chłopaków. Zapewne teź stwierdzi źe tak naprawde nie kocha tomisona tylko była z nim przez przyzwyczajenie , albo tylko mi się tak zdaje. Po prostu nie wieźe w Big love która "jest" między kornelią a mileną. Kaźda miłość polega na braniu i dawaniu a kornlia cały czas tylko brała,oszukiwała,była egoistyczna -,-
OdpowiedzUsuńOgólnie to świetna robota dziewczyny :D chyba naprawde emocjonalnie zwiozałam się z postaciami a dowodem na to jest to jak nie znosze korneli ;)Kornelia jako postać jest bardzo ciekawa jednak nie lubie takiego typu ludzi i no tyle. A Milena..naprawde ją podziwiam , po tym wszystkim co przeszli razem z harrym , nie no tylko pozazdrościć miłości ich łączącej .
Ps. To mój pierwszy komentarz na tym blogu i nie wiem co mnie napadło pisać go o 2:26 w nocy :) bo równie dobrze mogłabym poczekać do jutra
Boźe ..poprawka Big love między kornelią i louisem xd chyba juź naprawde jestem zmęczona
UsuńNo to teraz tylko zobaczymy czy Twoje domysły sie sprawdzą :D nie krępuj sie komentować wiecej! Dzieki, kochana! :*
UsuńA. <3
o ja pierdole...nie wierzę! jeśli przez Kornelię coś się komuś stanie to po prostu nie wytrzymam! Zawsze wolałam Milenę, bo wydawała mi się bardziej dojrzała i odpowiedzialna... widocznie się nie myliłam, bo Kornelia okazała się zdradliwą suką. jak ona mogła coś takiego zrobić?! przecież dopiero co planowała dziecko z Lou, a teraz co?! kocha Caluma i zdradzi swoich przyjaciół, przyjaciółkę, z która zna się od dawna! ja nie mogę...Boże czekam na kolejny:*
OdpowiedzUsuńUwielbiam to ff ;)
Nikt nie zrozumie emocji Kornelii, nawet ona sama :D zobaczymy jak jej decyzje wpłyną na wszystkich :o
UsuńDziękuję, skarbie :*
A. <3
Najlepszy rozdział EVER <3
OdpowiedzUsuńNo to się cieszę xD
UsuńPrzepraszam za opóźnienie. ;c
OdpowiedzUsuńAle jak to Kornelia ich zdradzi? I przede wszystkim - komu? Ach, już widzę. Brytyjka Służba Bezpieczeństwa. Kurcze, ale chwilka. Jak to? Po co miałaby to robić? Nie rozumiem tej dziewczyny. Nie rozumiem żadnej z nich.
Coraz bardziej Madej mnie wkurza tym, że tak odnosi się do dzieci. Jak można pomyśleć o nim jak o robaku? No jak?! Co to ma w ogóle znaczyć? Tak strasznie nienawidzę osób, które tak wyrażają się o małym, bezbronnym dziecku. To przerażające! :c
Ma racje jest egoistyczna. I pomyśleć, że chciało mi się płakać, kiedy kłóciła się z Hood'em. Nastrój tego wszystkiego i ta piosenka - przez nie miałam łzy w oczach. A później, kiedy zaczęli się kłócić, miałam jej dość. Czy ona nie widzi, że rani swojego przyjaciela? Tu mu mówi, że będzie miała dziecko, że ma się do niej nie zbliżać, ale sama go całuje... No ludzie, gdzie tu jest sens? Może to i dobrze, że wyjedzie. Nie będzie musiał przez nią cierpieć.
Tak samo Milena. Wiedziałam, że zabicie swojego, no wiecie, nic jej nie da oprócz wyrzutów sumienia. Ale nie. Lepiej kogoś zabić. Rozumiem, że te przeżycia są dla niej bolesne, ale żeby aż tak bardzo kogoś nienawidzić? Nie potrafię tego zrozumieć. Nie wiem, może jestem zacofana, czy coś. Dla mnie to za wiele. Nie potrafię.
Wybaczcie, że już kończę, ale tak strasznie chce mi się spać, że to jest straszne.
Dobrej nocy zatem życzę. ♥
Kornelia ma po prostu taki sposob wyrażania czułości względem swojego nieistniejącego dziecka :D zapewniam, ze ona go chce i bedzie kochać jesli sie pojawi :D a co do Mileny to juz głębsza sprawa :o bedziem musieli ja zrozumieć w dalszych rozdziałach.
UsuńLoff!
A. <3
Przysięgam jeśli to ff skończy sie amutno odwołam wszystkie dobre rzeczy jakie powiedziałam o tym ff
OdpowiedzUsuńPrzekonamy sie za kilka rozdziałów, ale mam nadzieje, ze bez względu na typ zakończenia bedziesz zadowolona i dalej lubiła ttd :D
UsuńA. <3
Jeśli zakończy sie źle to będę zła... w sumie złe zakonczenie to takie jak prawie w ka-dym ff ;)
UsuńCO??!
OdpowiedzUsuń