środa, 11 czerwca 2014

2. Milena

                                                     I hate a man like you!

       Uśmiechnęłam się, gdy moja przyjaciółka utarła nosa temu zarozumiałemu dupkowi. Zobaczyłam jednak, że jej żart musiał mu się spodobać, bo w jego oczach zatliły się wesołe ogniki i ujrzałam rząd białych równych zębów. Przedstawili się sobie, a ja mogłam dosłownie wskazać moment, w którym Kornelia poczuła sympatię do tego roześmianego typka. Zdziwiła mnie jej początkowa, przesadnie nieśmiała postawa. Zwykle była osobą niezwykle głośną i dowcipkującą, i choć wśród chłopaków nie czuła się zbyt komfortowo, nigdy nie osiągnęło to takiego poziomu jak dzisiaj. Cieszyłam się, że powoli wracała do starej siebie. 
      W przeciwieństwie do szklanki Kornelii, moja była wciąż pełna. Nie odważyłabym się wypić drinka tak szybko jak ona. Nie teraz, gdy obok mnie siedział zabójczo przystojny posiadacz pięknych szmaragdowych oczu, który aktualnie ponownie zaczął bawić się moimi włosami. 
      - Znam teraz imię Twojej przyjaciółki, ale nie znam Twojego. - niski głos zabrzmiał w moich uszach jak najpiękniejsza muzyka. Spojrzałam na niego z psotnym uśmiechem. Kącik jego ust uniósł się nieznacznie, a oczy skanowały moją twarz, zatrzymując się na chwilę na wargach. Serce zabiło mi mocniej, gdy przypomniałam sobie jego próbę pocałowania mnie przy barze. Duma nie pozwalała mi na takie zachowania, lecz pełne różowe wargi przyciągały co chwilę mój wzrok. Przyłapałam się na tym, że znów zaczęłam się w nie wpatrywać, więc szybko się otrząsnęłam i upiłam łyk drinka. 
      - I co w związku z tym zrobimy? - odpowiedziałam zawadiacko i zaczęłam bawić się słomką, nieprzerwanie wyciągając i z powrotem zanurzając ją w alkoholu. Poczułam jak delikatnie pociągnął jeden kosmyk moich włosów, a następnie pochylił się, prawie dotykając ustami mojego ucha. 
      - Może mi je zdradzisz - szepnął, a jego duża dłoń powędrowała na moje udo. Przyjemny dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie, a oddech nieznacznie przyspieszył. Odchrząknęłam cicho, chwyciłam dwoma palcami jego nadgarstek i przeniosłam go na skórzaną kanapę. Gardłowy cichy śmiech ogarnął wszystkie moje zmysły, lecz starałam się zachować spokój i nie dać po sobie poznać, co ten mężczyzna robił z moim ciałem. Byłam wybredna, to prawda. Często uciekałam od związków i szukałam wad w każdym nowo poznanym mężczyźnie. W tym momencie jednak, żadna z nich nie przychodziła mi do głowy. Choć mężczyzna machał mi przed oczami zbytnią pewnością siebie i bezczelnością, w jakiś dziwny, niezrozumiały dla mnie sposób, nie przeszkadzało mi to zupełnie. Czy byłam tak płytka, że ignorowałam je tylko ze względu na jego piękny wygląd? Nie... To nie mogło być to. Coś tkwiło w tym zielonookim diable. Jakaś tajemnicza energia, która przyciągała mnie do niego jak światło ćmę. 
      Ocknij się, Milena! To wredny facet, który myśli, że może zdobyć każdą. Zachowaj godność i odsuń się od niego! - słyszałam ten irytujący głosik gdzieś w tyle mojej podświadomości i wiedziałam, że miał rację. Spojrzałam w oczy Hazzy - jak nazwał go jego kolega - i zaraz tego pożałowałam. Szmaragd wwiercał się w moją duszę, jakby chciał wyczytać odpowiedź z moich myśli. Przez te wszystkie przemyślenia prawie zapomniałam, że coś właśnie próbował ze mnie wyciągnąć. Kiepski z niego detektyw, skoro potrafi rozproszyć przesłuchiwaną osobę przy pierwszej lepszej okazji. 
      Postanowiłam przybrać pokerową twarz i nie dać się więcej zwieść typowemu flirciarzowi. Zwróciłam się frontem do baru, założyłam nogę na nogę i poprawiłam ponownie spódniczkę, gdy odsłoniła zbyt dużą część uda. 
      - Jeśli zasłużysz to się dowiesz - powiedziałam, starając się brzmieć jak najbardziej obojętnie. Ponowny śmiech tuż przy moim uchu, a potem uczucie ciepła, gdy jego język owinął się wokół płatka na kilka sekund. Wciągnęłam gwałtownie powietrze i odwróciłam głowę, ponownie patrząc mu prosto w oczy z wyrazem szoku na twarzy. Mrugnął do mnie w pół uśmiechu, a potem wyprostował się i opadł na oparcie. Wziął szklankę do ręki i zanim upił łyk usłyszałam ciche: 
      - Podasz mi je wcześniej niż myślisz. - otworzyłam usta w oburzeniu i zacisnęłam pięść. Czy on właśnie...?
      - Co proszę? - zapytałam tonem ociekającym jadem. Po raz pierwszy ujrzałam jego zęby, gdy uśmiechnął się szeroko. Piękne, białe i proste. Serio, czy znajdę coś w jego wyglądzie, co nie jest idealne?
      - Słyszałaś - powiedział i znów przyłożył szklankę do swoich pełnych ust. 
      - Owszem, słyszałam. Pytam co to ma znaczyć - warknęłam i utkwiłam w nim wzrok, czekając na odpowiedź. 
      - Zrobiłaś się mokra, gdy ledwo Cię dotknąłem. Wyciągnięcie z ciebie imienia nie powinno być wyzwaniem - zmierzył mnie spojrzeniem i uniósł jedną brew. Czy on to właśnie powiedział? Czułam jak złość rośnie we mnie z każdą sekundą. Wstałam gwałtownie i wzięłam drinka w rękę,
      - Pieprzony gnojek - syknęłam i wylałam cała zawartość kielicha na twarz mężczyzny. Zakaszlał lekko, a potem ze spokojem wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki chusteczkę i powoli wytarł twarz, uśmiechając się przy tym wrednie. Tego było już za wiele. Szarpnęłam za torebkę leżącą na sofie i ominęłam go bezceremonialnie. Dopiero wtedy zauważyłam, że zrobiłam scenę. Kornelia wpatrywała się we mnie wielkimi oczami, a jedyne co wyczytałam z tego spojrzenia to pytanie: „zwariowałaś?!”. Lou zanosił się śmiechem, a kilka osób w dalszej części sali pokazywało nas sobie palcami i szeptało do siebie. Wypuściłam ciężko powietrze i bez słowa ruszyłam w stronę wyjścia. 
      - Milena! - Kornelia krzyknęła za mną. 
      - A nie mówiłem? - usłyszałam słowa Hazzy. Odwróciłam się na pięcie i zacisnęłam pięści tak mocno, że czułam paznokcie wbijające mi się w skórę. Niewiele myśląc zaczęłam iść w jego kierunku z dłonią przygotowaną do wymierzenia mu siarczystego policzka. 
      - Wow, wow, wow, wow, wow! - Lou podszedł pospiesznie do mnie i stanął na drodze, kładąc dłonie na moich ramionach - Uspokój się. Nie chcesz chyba zostać stąd wywalona - powiedział cicho, by nikt nas nie słyszał. Wiele par uszu było aktualnie nadstawionych, by dowiedzieć się nieco więcej o zaistniałej sytuacji. Lou uśmiechnął się uspokajająco i pochylił, by zrównać swoje oczy z moimi. - Hej... On taki jest. Potrafi być okropny w relacjach damsko-męskich, ale to naprawdę świetny facet, uspokój się, porozmawiajmy. - jego ton był ciepły, życzliwy. Świetnie. Z dwóch przystojnych facetów to ten chamski musiał przyczepić się do mnie. Nie żebym życzyła Kornelii takiego samego traktowania. Żadna dziewczyna nie powinna usłyszeć takich słów. 
      - Nic mnie nie obchodzi, że zostanę stąd wywalona. I tak wychodzę. Chcę tylko dać twojemu przyjacielowi to, na co zasługuje - wyrzuciłam z siebie te słowa i odepchnęłam Lou, torując sobie drogę. 
      - Wróciłaś, by przyznać mi rację? - Hazza puścił mi oczko i wstał. Znacznie górował teraz nade mną, ale nie odebrało mi to odwagi. Żaden gnojek nie będzie mnie tak traktował. Nic nie mówiąc, zamachnęłam się z płasko otwartą dłonią. Jakie było moje zdziwienie, gdy mężczyzna zareagował błyskawicznie i chwycił mój nadgarstek w połowie drogi. Zacmokał kilka razy i pokręcił głową, jak rodzic, który nie pozwala swojemu dziecku wejść do lunaparku. 
      - Nieładnie, skarbie... Bardzo nieładnie. Chyba nie chcesz, żebym się pogniewał - mruczał cicho z nosem oddalonym o kilka milimetrów od mojego 
      - Grozisz mi? - zapytałam przez zęby. Jeszcze tego brakowało. Damski bokser. Chciałam wyrwać swoją rękę z jego uścisku, lecz był zbyt mocny. 
      - a, a, a, a, a... - pomachał mi palcem wskazującym wolnej ręki w geście dezaprobaty i pociągnął wyżej mój nadgarstek, tak, że musiałam się jeszcze bardziej do niego zbliżyć. Teraz nasze nosy dosłownie się stykały, a ja nie marzyłam o niczym innym jak tylko wyjść z klubu i postarać się poprawić ten beznadziejny wieczór. Że też musiałam nalegać, by odwiedzić to przeklęte miejsce. 
      - Puść mnie - warknęłam, ponownie szarpiąc się w jego uścisku. 
      - Zdradź mi swe imię - powiedział cicho, a jego szyderczy grymas znikł, gdy szmaragd zaczął wpatrywać się we mnie intensywnie. 
      - Już je poznałeś, więc mnie puść! 
      - Chcę, żebyś ty mi je podała - uścisk nie ustępował. Usłyszałam jak ktoś za mną pyta czy wszystko w porządku, a Lou odpowiada, że sytuacja jest pod kontrolą. Ochrona? Barman? Zaciekawieni gapie? Wszystko jedno, miałam za złe Lou, że odesłał tę zainteresowaną osobę. 
      - Puść mnie - powtórzyłam już nieco głośniej. Nie odpowiedział. Pokręcił tylko głową wciąż wpatrując się we mnie w oczekiwaniu. - Głuchy jesteś? Chcę, żebyś mnie kurwa puścił 
      - Imię - jego głos przeszedł na niższe tony. Nie wiedziałam, że było to możliwe i niechętnie musiałam przyznać przed sobą, że zrobiło to na mnie wielkie wrażenie. Warknęłam z poirytowaniem i westchnęłam ciężko. 
      - Milena - wydusiłam. Uścisk nie zelżał. Wręcz przeciwnie, Hazz pociągnął moją rękę do siebie, a potem poczułam na swoich ustach pełne, zadziwiająco delikatne wargi. Zanim zdążyłam pomyśleć, moje ciało zdecydowało za mnie. Wyrwałam się z tego niezręcznego pocałunku i odepchnęłam mężczyznę nieco od siebie. Tym razem nie był na tyle szybki i moja dłoń spotkała się boleśnie z jego policzkiem. Nie spojrzał na mnie od razu. Potarł brodę i zaśmiał się bezgłośnie wpatrzony w bok, w który go nakierowałam. Wreszcie jego oczy spotkały się z moimi, a ja ze zdziwieniem dostrzegłam wesołe iskry tańczące pośród zieleni. 
      - Harry - jego imię odbiło się echem w mojej głowie. - Miło cię poznać, Mileno. 

7 komentarzy:

  1. Czyto możliwe, żeby tak zabójcze opowiadanie nie miało ani jednego komentarza? Jak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz uzbierałyśmy kilka;D
      Ale dziękujemy za pierwszy pod tą notką i za miłe słowa:)
      Oby dalsze rozdziały przypadły Ci do gustu!:D

      M. xx

      Usuń
  2. OMG !!! to jest świetne idę czytać dalej @xxunbrokenx

    OdpowiedzUsuń
  3. WoW ... WoW.......♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń