środa, 11 czerwca 2014

5. These are a few of my favourite things!




Kornelia

      Gdy tylko drzwi łazienki zatrzasnęły się za Mileną, mój telefon zabrzęczał, sygnalizując, że dostałam smsa. Spojrzałam na ekran, na którym wyświetlił się nieznany numer. 

       Widzimy się jutro, malutka.

       Przewróciłam oczami i usunęłam wiadomość. „Malutka”. Za kogo on się uważa? Ogarnęło mnie nieznośne poczucie winy, że na początku uważałam Louis’ego za fajnego faceta. Byłam zbyt naiwna. Dodatkowo ten jego okropny przyjaciel. To, co powiedziała Milena, wyprowadziło mnie z równowagi. Nikt nie będzie tak traktował mojej przyjaciółki. Wiedziałam, że słowa Harry’ego mocno ją dotknęły.
       Milena należała do osób dumnych, wiedzących czego chcą. Była zaradna i walczyła o swój sukces, brnęła przez życie odważnie, a odpowiedzialnością biła mnie na głowę. Podważenie jej szacunku do samej siebie było ciosem prosto w plecy. 
       Jednak nawet w tej trzeźwo myślącej osóbce tkwił procent szaleństwa. Wysoki procent... Zaśmiałam się do siebie, wspominając niektóre dziecinne i głupie rzeczy, które razem robiłyśmy. Moment, kiedy w sklepie spożywczym zaczęłyśmy wrzeszczeć, gdy zobaczyłyśmy zdjęcie jednego z naszych ulubionych wokalistów, widniejące na okładce gazety dla nastolatek. To, gdy w metrze, tu w Londynie, zaczęłyśmy obgadywać pewnego mężczyznę, który według Mileny był niezwykle przystojny, lecz mnie nie podobał się wcale. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że przysłuchiwał się nam Polak, doskonale rozumiejący każde wypowiedziane przez nas słowo. Uświadomił nas o tym dopiero, gdy wysiadał z wagonu, zwracając się do nas zwykłym „do widzenia”, któremu towarzyszył szeroki psotny uśmiech. Takich drobnych i większych momentów było pełno i wiedziałam, że nie byłyby one tak zabawne i zapadające w pamięć, gdybym przeżyła je z kimś innym. 
       Zaplątałam się w białą kołdrę na łóżku i westchnęłam przeciągle do swoich myśli. Przyjaźń z Mileną, była jedną z lepszych rzeczy, które zdarzyły się w moim krótkim życiu. A zaczęła się bardzo niepozornie i nietypowo. Poznałyśmy się na forum internetowym pewnego serialu, który zaczęłyśmy oglądać w tym samym czasie. Po kilkudziesięciu wymienionych wiadomościach, postanowiłyśmy spotkać się na żywo. Na szczęście studiowałyśmy w tym samym mieście, więc nie było to trudne do zrealizowania. Traf chciał, że wylądowałyśmy w barze karaoke, który od tamtej pory stał się naszym ulubionym miejscem. Choć z początku było niezręcznie, już pod koniec spotkania nie mogłyśmy się oderwać od rozmowy. Milena była mi najbliższą osobą i dlatego nie pozwolę, by jakiś dupek traktował ją jak tanią dziwkę. 
       Podskoczyłam na dźwięk otwieranych drzwi łazienki. Prawie zapomniałam, że nie jestem sama w hotelowym pokoju. Milena potknęła się o swoje szpilki leżące na dywanie i tylko rama mojego łóżka, o którą się oparła, uratowała ją przed bolesnym spotkaniem z ziemią. Wybuchnęłam gromkim śmiechem i zakryłam usta  dłońmi, przypominając sobie, że jest już dawno po północy, a ściany hotelu były bardzo cienkie. 
       - Spadaj - warknęła Milena i, nieco zbyt wysoko, podniosła nogę, by ominąć groźną przeszkodę. Pokręciłam głową wciąż uśmiechając się szeroko i ułożyłam się wygodnie na poduszce. Milena wierciła się przez chwilę na łóżku, aż wreszcie znalazła wygodną pozycję i spojrzała na mnie zza swojej kołdry. 
       - Co za noc - powiedziała marzycielskim tonem, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - Te dwa typki mnie wkurzały, ale poza tym to bawiłam się całkiem dobrze - dodała i ziewnęła. Pokiwałam głową. Czułam, jak zmęczenie powoli zaczyna ogarniać mój umysł. Teraz, gdy leżałam, byłam o wiele bardziej świadoma swojej senności. Widziałam, że Milena również powoli odpływa, więc zamknęłam oczy i dałam się objąć Orfeuszowi. 
       Poranek przywitał mnie promieniami słońca, przechodzącymi przez szybę, wprost na moją twarz. Zmrużyłam oczy, czując suchość w ustach i przewróciłam się na łóżku, sięgając niezdarnie, leżącej na podłodze butelki z wodą. Jęknęłam przeciągle, czując konsekwencje wypitego wczoraj alkoholu. Milena przewróciła się na drugi bok i warknęła cicho. 
       - Zamknij się - jęknęła i nakryła głowę kołdrą. Parsknęłam śmiechem i wyciągnęłam rękę jeszcze bardziej. Opuszki palców trąciły zakrętkę i cała butelka z hukiem, który prawdopodobnie nie był tak głośny, jak nam się wydawało, potoczyła się po podłodze. Na szczęście w kierunku mojego łóżka. Usłyszałam ponowne warknięcie przyjaciółki, stłumione przez warstwę grubego materiału. Wyciągnęłam spod szyi poduszkę i rzuciłam nią przez pokój trafiając w miejsce, w którym powinna znajdować się głowa Mileny. 
       - Ja pierdole... - usłyszałam jęk, a miodowe włosy zaczęły powoli wyłaniać się spod kołdry. Zaśmiałam się cicho, wzięłam kilka dużych łyków wody i zakręciłam butelkę. Ręka przyjaciółki wyłoniła się spod kołdry, a jej palce ułożyły się w szpony. Domyśliłam się czego chce, więc włożyłam butelkę w jej dłoń. Z głośnym westchnieniem wydostała się ze zwojów materiału i pociągnęła spory łyk. 
       - Dzień dobry! - powiedziałam z szerokim uśmiechem na ustach. 
       - Mhm. - mruknęła cicho i opadła z powrotem na poduszkę. Spojrzała na mnie niewyraźnie i położyła dłonie na twarzy. - Co za noc. - usłyszałam zza jej palców i zachichotałam. Sięgnęłam do walizki, z której wyjęłam różową koszulę oraz poszarpane jeansy z dziurami na kolanach, a następnie sturlałam się z łóżka z jękiem i, na czworaka, powędrowałam w stronę łazienki. Milena parsknęła śmiechem i z głośnym westchnieniem ponownie zakryła głowę kołdrą. 
      - WSTAWAJ, ŚWIEŻY PORANEK, PIĘKNY MARCOWY DZIEŃ!!!! - wrzasnęłam, wstając energicznie z podłogi. Nie przesadzałam. Dzień był śliczny. Chodnik, na który wychodziło okno naszego pokoju, był pełen przechodniów w wiosennych kurteczkach. Niektórzy odważniejsi mieli odkryte ramiona. Uśmiechnęłam się do siebie i zatrzasnęłam drzwi łazienki. Położyłam ubrania na klapie toalety, a potem stanęłam na palcach by dojrzeć w lustrze całą swoją twarz. Nie było tragedii, chociaż wczorajsze picie odzwierciedliło się nieco w postaci delikatnie podkrążonych oczu.
       Odkręciłam kurek i pochlapałam się zimną wodą. Wzięłam do ręki szczoteczkę i pastę do zębów, i odświeżyłam oddech. Następnie związałam włosy w duży kok na głowie i wzięłam szybki prysznic. Po wysuszeniu się ręcznikiem i założeniu ubrań, nałożyłam delikatny makijaż, by zakryć zmęczenie, a potem sięgnęłam do kosmetyczki i wyciągnęłam z niej długie prostokątne pudełeczko. Otworzyłam pokrowiec i położyłam na nosie duże okulary z grubymi czarnymi oprawkami. Od razu lepiej, świat stał się odrobinę ostrzejszy. Zaśmiałam się do siebie na tę myśl i zamknęłam kosmetyczkę.
       Wychodząc z łazienki, zobaczyłam, że Milena grzebie w swojej torbie podróżnej. Po chwili wyciągnęła ubrania i brązową kosmetyczkę, i ruszyła do łazienki. Jak tylko zamknęły się za nią drzwi, postanowiłam porozciągać mięśnie, na tyle, na ile pozwalały mi nieprzystosowane do tego ciuchy.
        Gdy Milena wyszła z łazienki, pomalowana i odświeżona, postanowiłyśmy nie tracić czasu i wyjść od razu na miasto. Naszym celem był dzisiaj Trafalgar Square. Dzień sprzyjał odprężeniu się na placu, więc wzięłyśmy ze sobą książki. Postanowiłyśmy zignorować metro i przejść całą drogę pieszo, co nie zajęło nam dużo czasu, ponieważ hotel, w którym byłyśmy zameldowane, znajdował się w centrum Londynu. Miałyśmy szczęście, znajdując tak tanie lokum w tak świetnie położonym miejscu. 
       Po spacerze, który trwał około pół godziny, znalazłyśmy się wreszcie w wyznaczonym miejscu. Trafalgar zapełnione było młodymi ludźmi, chcącymi jak najlepiej wykorzystać słoneczne światło. Rozrzuceni grupkami, położyli koce, kurtki czy bluzy na betonie i napawali się piękną pogodą. Gdzieniegdzie głośniejsza grupa śmiała się wesoło przy piwie, a uliczni artyści, zajęci swoimi występami, liczyli na ich hojność. Dostrzegłam wśród nich pomalowanego na złoto mężczyznę w stroju czarodzieja, który opierając się na lasce „siedział” w powietrzu, grupkę breakdancerów, którzy szaleli na parkiecie stworzonym z kilku płyt kartonowych i muzyka grającego na gitarze i harmonijce. Dzieci próbowały ochlapać swoich rodziców przy fontannach, a tu i ówdzie para zakochanych ściskała się z uczuciem. 
       Tak... Trafalgar Square tętnił tego dnia życiem, a mnie udzieliła się jego pozytywna energia i z uśmiechem zabrałam się do rozkładania koca na szczycie schodów placu. Milena w tym czasie wyjęła lekkie przekąski i wodę. Wyszczerzyła do mnie zęby, gdy przechodzący obok nas przystojniak rzucił do niej zadziorne „Hey”, a ja zachichotałam i uniosłam brwi w wymownym geście. Wreszcie usadowiłyśmy się obie wygodnie na kocu, wystawiłyśmy twarze w stronę słońca i zatopiłyśmy się w swoich lekturach. 
       Kompletnie tracąc poczucie czasu, podskoczyłam, gdy telefon zawibrował w kieszeni moich spodni, informując o otrzymanej wiadomości. Zaznaczyłam zakładką miejsce w książce, na którym skończyłam czytać i wyciągnęłam urządzenie. Mój dobry humor prysł jak bańka mydlana, gdy zobaczyłam na ekranie od kogo otrzymałam smsa. 
       - Louis? - Milena obserwowała czujnie moją reakcję. Westchnęłam ciężko i otworzyłam wiadomość. 
       - Ta... - warknęłam i zaczęłam czytać. Nie było tego wiele. Tylko dwa krótkie zdania:

       Będę o ósmej. Bobbles.


       Jęknęłam przeciągle i zatrzasnęłam ze złością książkę. Milena spojrzała na mnie z ironicznym uśmieszkiem i wyciągnęła rękę. Podałam jej bez słowa komórkę, wpatrując się z wściekłością w kolumnę na środku placu. 

5 komentarzy:

  1. Bardzooooo Lubię bary karaoke :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam to czytać.... kubek gorącego kakao i oczywiście Through The Dark... Mogę tak przez cały Boży dzień!!!!!
    @Klaaudyna328

    OdpowiedzUsuń
  3. oby nie byli dalej takimi dupkami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah:D Trzeba było ich trochę podkolorować:D

      M.xx

      Usuń