środa, 18 czerwca 2014

7. I wear it like a new tattoo and I'll be so happy that I'm stuck with you

       


       Drzwi zatrzasnęły się przede mną, gdy tylko powiedziałam ostatnie słowa pożegnania do Mileny i zostałam sama w naszym pokoju hotelowym. Choć nie spodziewałam się takiego obrotu zdarzeń, byłam pewna, że nie wstrząsnął on mną tak bardzo, jak było to w przypadku mojej przyjaciółki. Zachichotałam cicho i rozejrzałam się po pokoju, gotowa stawić czoła perspektywie swojej randki z drugim mężczyzną z duetu natrętów.
       Nie wiedziałam dlaczego godziłam się na to wyjście. To prawda, Louis był przystojny, wesoły, zabawny, ale był też bardzo bezczelny, a  jego wczorajsze zachowanie trochę mnie niepokoiło. Owszem, kilka razy poczułam dreszcz podniecenia, gdy mnie dotykał, lecz która dziewczyna by tak nie miała przy pięknym mężczyźnie. Westchnęłam ciężko i otworzyłam walizkę w poszukiwaniu rzeczy, w które mogłabym się ubrać. Wiedziałam, że Louis zabiera mnie do Bobbles, więc nie miałam kłopotu z dobraniem stylu do miejsca. Mimo to, długo wpatrywałam się w stertę ubrań, aż wybrałam czarną bokserkę, która idealnie odsłaniała mój tatuaż na łopatce, i czarne skórzane leginsy. Gdy rzuciłam ubrania na łóżko i wreszcie się wyprostowałam, spojrzałam na siebie w lustrze. Milena spisała się świetnie. Makijaż był staranny i piękny. Kocia kreska podkreślała oko, lekki podkład wyrównał koloryt mojej bardzo jasnej cery. Długie, proste włosy opadały jasnoróżowymi kaskadami aż do poziomu pośladków. Miałam na sobie duża męską koszulkę z komiksowym nadrukiem i krótkie dresowe spodenki. Zwykle tak właśnie się ubierałam, gdy nie musiałam nigdzie wychodzić. Byłam wielką fanką męskich T-shirtów, więc często na zakupach ignorowałam damską część sklepów odzieżowych. 
       Rozebrałam się do bielizny i przyjrzałam swojemu ciału. Dużo czasu i wysiłku zabrało mi zapracowanie na nowe kształty, którymi cieszyłam się od roku. Zgrabne, choć krótkie, nogi kiedyś były dwa razy szersze. Płaski brzuch, z lekko zarysowanymi mięśniami, nie zawsze był tak idealny. Musiałam przyznać przed sobą, że gdyby nie Milena, możliwe, że nigdy nie byłabym zadowolona ze swojego ciała. To ona namówiła mnie do zdrowszego odżywiania, a potem razem zaczęłyśmy uprawiać sport. Jak to mówią: razem raźniej, a my odnalazłyśmy w tym dobrą zabawę.  
       Choć moja samoocena wciąż nie była zbyt wysoka, po zmianie wyglądu nieco podskoczyła. Rok temu nie odważyłabym się ozdobić ciała takimi tatuażami, jakie aktualnie posiadałam. Na żebrach, pod lewą piersią, piękne ozdobne zawijasy układały się w słowa: 

We will find a way through the dark...

       Identyczny tekst zdobił żebra Mileny. Postanowiłyśmy uwiecznić nasza przyjaźń niecałe pół roku temu, a słowa, które wybrałyśmy, idealnie podsumowywały nasze podejście do świata. 
      Przeniosłam wzrok nieco wyżej i dotknęłam palcami narysowanych trzech czerwonych zadrapań, które ciągnęły się od obojczyka, w górę ramienia. Prowadziły do wyciągniętych pazurów groteskowego czarnego kota, wspinającego się po mojej prawej łopatce. Z tej samej strony, na nadgarstku, widniała czarna, uskrzydlona nutka - najstarszy z moich tatuaży, zrobiony jeszcze na drugim roku studiów. Gdybym się odwróciła, ujrzałabym na swoim karku maleńkie ptasie pióro zakończone stalówką, które wypisywało pierwsze litery imion moich rodziców. Na płatku lewego ucha znajdowała się natomiast kolejna maleńka, pojedyncza nutka, a zaraz za uchem - drobna pięciolinia, na której dźwięki zostały zapisane serduszkami. Na prawym udzie widniała głowa czarnego wilka, ozdobiona okrągłą ramką, którą otaczały kolorowe kwiaty i muzyczne znaki; na lewym - głowa białego królika na tle szachownicy, również znajdująca się w ramce, otoczonej różowymi wstążkami.
       Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i sięgnęłam po wybrane ubrania. Uwielbiałam swoje tatuaże i wiedziałam, że najświeższy z nich - królik - nie był ostatnim. Wciągnęłam przez głowę bokserkę i założyłam leginsy. Sięgnęłam po szczotkę do włosów i zabrałam się za ujarzmianie różowego bałaganu. Zdecydowałam się na luźnego, pozornie niedbałego, koka, z którego spływało wolno kilkanaście pojedynczych kosmyków. Założyłam kolczyki - 5 w prawym uchu i jeden w lewym - i ponownie przyjrzałam się w lustrze. Nieźle, całkiem nieźle. Brakowało tylko butów i czegoś, co dodałoby koloru czarnemu strojowi. Narzuciłam więc na ramiona bladoróżową marynarkę, ozdobioną ćwiekami i (zdecydowanie za wcześnie) włożyłam na stopy czarne proste szpilki. 
       Opadłam z westchnieniem na łóżko Mileny i rozłożyłam ramiona. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że w żołądku czuję łaskotanie spowodowane zdenerwowaniem. Choć nie chciałam tego przed sobą przyznać, wystroiłam się dla Błękitnookiego. Jakaś samolubna część mnie pragnęła zobaczyć w jego oczach aprobatę. Postukiwałam szybko obcasem w podłogę i zaczęłam przyglądać się luźnym kosmykom włosów, które nakręcałam na palce. Co, jeśli będzie nudno? Co, jeśli nie będziemy mieli o czym rozmawiać? Co, jeśli porwie mnie i sprzeda jako prostytutkę? Może dlatego jest taki bogaty. Może jest handlarzem niewolników... Pacnęłam się otwartą dłonią w czoło i parsknęłam śmiechem na niedorzeczność swoich myśli. 
       - O BOŻE! - krzyknęłam na cały pokój, w nadziei, że pomoże to uspokoić chmarę nerwowych motyli w brzuchu. Niestety, postanowiły mnie zignorować. Warknęłam i usiadłam na krawędzi materaca, łącząc ze sobą kolana. Rozglądałam się po pokoju w poszukiwaniu zajęcia, gdy ciszę rozdarło pukanie do drzwi. No dobra, przesadziłam. Pukanie było bardzo ciche, lecz wpływ, jakie miało ono na moje ciało, sprawiał, że mogło to równie dobrze być walenie w drewno stada nosorożców. Podskoczyłam jak oparzona, a moje ręce od razu zalał pot. Sięgnęłam po czarną, skórzaną torebkę leżącą na krześle przy drzwiach i nadusiłam klamkę. Szeroki uśmiech zdobił piękną twarz, a błękitne oczy przymrużyły się wesoło. 
       - Wołałaś? - zapytał Louis i zachichotał. Och nie! Słyszał mój bezmyślny krzyk. Przygryzłam wargę zażenowana i spojrzałam na niego z prośbą o litość w oczach. Mrugnął do mnie porozumiewawczo i pochwycił w swoją dłoń moją. 
       - Wyglądasz pięknie - powiedział, po czym pochylił się i przycisnął swoje wargi do mojej rozgrzanej skóry. Poczułam znajomy dreszcz, który przebiegł przez moją dłoń do kręgosłupa. Zakłopotana, nie wiedziałam jak zareagować, więc tylko uśmiechnęłam się i wydusiłam z siebie ciche podziękowanie. Prawda była taka, że on też świetnie wyglądał. Na biały t-shirt z nadrukiem nałożoną miał czarną prostą marynarkę. Ciemne wąskie spodnie uwydatniały jego umięśnione długie nogi. 
       W swoich szpilkach sięgałam mu do ramienia, więc wciąż musiałam zadrzeć brodę, by spojrzeć na jego twarz. Trzydniowy zarost dodawał ostrych rys jego twarzy, a długie ciemne rzęsy otaczające jego jasne oczy wciąż robiły na mnie takie samo wrażenie jak wczoraj. Złapałam się na tym, że się na niego gapię. Potrząsnęłam głową i zrobiłam krok, by wyjść na korytarz, lecz mężczyzna zablokował mi drogę. Położył dłonie na moich ramionach i pochylił się, przykładając usta do mojego policzka. Zadrżałam. 
       - Może zostaniemy tutaj. Łóżko wygląda niezwykle wygodnie... - mruknął. Jego głos przybrał niskie tony, których jeszcze u niego nie słyszałam. Mogłabym przysiąc, że dostrzegłam iskry, które przebiegły po moim ciele. Zaszumiało mi w uszach od przyspieszonego pulsu, lecz ignorując prymitywne potrzeby ciała oddaliłam się nieznacznie od Louis’ego. 
       - Myślę, że wolałabym zrealizować oryginalny plan i pójść do Bobbles - zachrypnięty głos zdradził stan, w jakim się znajdowałam. Wbiłam wzrok w przestrzeń między naszymi butami i czekałam na odpowiedź. Zamiast niej, w polu widzenia pojawiła się ofiarowana mi dłoń. Uśmiechnęłam się z ulgą i, choć wydawało mi się to zbyt intymne, pozwoliłam sobie ją pochwycić. Wyszliśmy na korytarz, zatrzasnęłam drzwi i wolnym krokiem ruszyliśmy do wyjścia z hotelu. Kciuk Louis’ego znaczył kółka na mojej skórze, a każde z nich paliło równie mocno i nieznośnie. Gdy wyszliśmy na dwór mężczyzna wyciągnął z kieszeni spodni kluczyk do samochodu. Och. 
       - Nie jedziemy metrem? - zapytałam cicho. Louis spojrzał na mnie z góry, jakbym oszalała. 
       - Metrem? Z tym? - wskazał na mnie dłonią i zmierzył mnie od stóp do głów. 
       - Z czym? - zapytałam nieco poirytowana. Wstydził się mnie? Chyba nie mogłam wyglądać aż tak źle, prawda? Może, gdy leżałam na łóżku, moja fryzura wymknęła się spod kontroli? Pospiesznie poprawiłam koka, lecz czułam, że wszystko z nim w porządku. Louis westchnął i zrobił coś, co zbiło mnie z pantałyku. Wyciągnął iPhone’a z wewnętrznej kieszeni marynarki i zrobił mi zdjęcie. Podszedł do mnie i wskazał na ekran. Zobaczyłam siebie stojącą, wyprostowaną, z idealną fryzurą i makijażem. Wyraz twarzy wykrzywiała złość, lecz poza tym byłam pewna, że wszystko w porządku. 
       - Z tym - powiedział, jakby była to najbardziej oczywista rzecz we wszechświecie. Wypuściłam ciężko powietrze z ust i zaczęłam stukać podeszwą w chodnik. 
       - O co Ci chodzi. Wstydzisz się podróżować ze mną wśród ludzi? - zapytałam wreszcie i napięłam się w oczekiwaniu na odpowiedź. Przez jego twarz przebiegł wyraz zrozumienia, a potem pokręcił gwałtownie głową. Schował telefon z powrotem do kieszeni i położył jedną dłoń na moim biodrze.
       - Wstydzić się? Nigdy. Stałbym w wagonie i starał się pokazać każdemu dupkowi, który by na ciebie spojrzał, że dzisiaj należysz do mnie - mruknął, zbliżając się powoli w moją stronę. Jego oczy pociemniały, przybierając barwę granatu - Problem w tym, że ja nienawidzę, gdy przypadkowe dupki gapią się na moje rzeczy, a Ty przyciągałabyś wiele spojrzeń - jego twarz była już centymetr od mojej.
       Przełknęłam ciężko ślinę i onieśmielona, spuściłam wzrok. Nie na długo, ponieważ pod mój podbródek powędrował ostrożny palec, zmuszający mnie, bym spojrzała ponownie w niebieskie oczy, które wwiercały się w moją duszę. Brwi nad nimi były zmarszczone, jakby wciąż jeszcze nie wymazał z wyobraźni owych „dupków” w metrze. Dłoń, która podpierała mój podbródek teraz spoczęła na moim policzku. Czułam jak serce obija mi się o żebra, a na twarz wpływa rumieniec. Wiedziałam do czego zaraz dojdzie, musiałam więc włożyć wiele sił w to, by zapobiec zrobieniu czegoś, czego bym żałowała. Za wcześnie na takie gesty. Zamknęłam oczy i wydusiłam z siebie słowa, które pierwsze przyszły mi na myśl
       - Nie jestem twoja - cisza. Bałam się unieść powieki, bo nie wiedziałam jaki widok mógłby mnie spotkać. Chłodny powiew wiatru na mojej twarzy zasugerował, że twarz Louis’ego oddaliła się od mojej. Zdobyłam się na odwagę i spojrzałam na niego, przekonując się, że to prawda. Patrzył na mnie z zawadiackim uśmieszkiem. Kciukiem pogłaskał mój policzek, zanim zdjął z niego swoją dłoń. 
       - Jeszcze - powiedział i nadusił guzik automatycznego otwierania drzwi na kluczyku, a ja usłyszałam charakterystyczny podwójny dźwięk alarmu, dochodzący gdzieś z lewej strony. Wypuściłam głośno powietrze, w połowie z ulgi, w połowie z irytacji spowodowanej jego ostatnim słowem i ruszyłam za nim, gdy skierował się w stronę swojego samochodu. 

4 komentarze:

  1. Mam motylki w brzuchuuuu :) O BOŻE!!!!
    @Klaaudyna328

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awwww! Dziękujemy! Oby kolejne rozdziały spodobały sie tak bardzo jak te, ktore juz przeczytalas :*

      A. <3

      Usuń
  2. OMG ♥ ♥ ♥ ♥ wspominałam już jak bardzo to kocham???? *-*

    OdpowiedzUsuń