Milena
Poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek, poniedziałek, wtorek, środa, i tak dalej... Dzień po dniu, gdy wracałam z pracy to samo auto przystawało na chwilę obok mnie, a następnie mijało bez jakiegokolwiek wyjaśnienia ze strony kierowcy. Miałam pewne obawy dotyczące tego, kim on był, a historia Kornelii tylko mnie w nich utwierdziła.
- To na bank jest Harry! Na bank! - warknęłam, oblizując łyżkę z resztek jogurtu. Kornelia spojrzała na mnie zza swojego kubka z uniesioną brwią i zacmokała kilka razy.
- Albo ten twój dziwny szef... - powiedziała cicho, patrząc gdzieś nade mną.
- Nie. Widziałam go raz, gdy wyjeżdżał z parkingu firmy, ma Mercedesa - odparłam, wpatrując się tępo w ścianę hotelowego pokoju. „Szefa” widziałam tylko trzy razy w ciągu tych kilku tygodni przepracowanych w „Little Things”. Za każdym razem uśmiechał się do mnie uprzejmie, wypowiadając moje imię jako powitanie i znikając gdzieś ze swoimi sprawami. Mimo że czekałam na to w napięciu, nie usłyszałam nawet słowa o Wielkim Projekcie, o którym opowiadał mi Simon. Może Edward zdołał przekonać Szefa Wszystkich Szefów, bym nie dołączała do ekipy... Taka opcja była najbardziej prawdopodobna i powoli godziłam się z faktem, że projekt jest realizowany beze mnie.
- Ach! - wykrzyknęła nagle Kornelia, wyrywając mnie z myśli o pracy i jej tajemnicach.
- Hm?
- Zgodziłam się wreszcie na to spotkanie - powiedziała, patrząc na mnie z obawą, jakbym miała zaraz w nią czymś rzucić. Zbyt zmartwiona swoimi własnymi sprawami, nie byłam w stanie nawet trochę zirytować się jej wypowiedzią.
Słowo „wreszcie” nie zostało użyte przez moją przyjaciółkę przypadkowo. Od pierwszej feralnej wizyty Louis’ego w restauracji Irrisistable, minęło już kilkanaście dni i każdy z nich kończył się wieczorną historią Kornelii o tym, w którym stoliku siedzi i z kim przychodzi jej „prześladowca”.
- Usiadł typowo przede mną... Sam! I gapił się jak taki kretyn, nie zamawiając nawet niczego do jedzenia. Cholera, nie zamówił nawet niczego do picia! Po prostu siedział tam i wpatrywał się we mnie, jak, jak... UGH! - wyrzuciła z siebie któregoś dnia, co wprawiło mnie w niekontrolowany chichot. - A potem, oczywiście, gdy już się pakowałam, zapytał czy się z nim spotkam - było to zdanie, którym kończyła te krótkie relacje praktycznie za każdym razem. Prawdę mówiąc, zdziwiłam się, że dała się namówić dopiero teraz. Jestem pewna, że ja straciłabym cierpliwość o wiele szybciej i zgodziła się na tę kolację dla świętego spokoju.
Pokiwałam głową w zrozumieniu.
- Więc kiedy się widzicie? - zapytałam, przypatrując się uważnie łyżeczce.
- Dzisiaj - odpowiedziała Kornelia i schowała się jeszcze bardziej w swoim fotelu. Zaśmiałam się cicho i postukałam palcem w czoło.
- Przecież cię nie pobiję - powiedziałam, ale ona wciąż siedziała skulona, wpatrując się we mnie z obawą. Ooo nie... Poprawiłam się na kanapie, przybierając wygodną ofensywną pozycję.
- Co zrobiłaś? - Kornelia zacisnęła powieki i wykrzywiła twarz w zakłopotanym grymasie, ale nie odpowiedziała - CO. ZROBIŁAŚ. - powtórzyłam pytanie, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.
- Um... Mogłam powiedzieć Louis’emu, że nie pójdę sama? - przymrużyłam złowieszczo oczy - A on mógł odpowiedzieć coś w stylu: „Och! Weź Milenę ze sobą, myślę, że Harry zgodzi się chętnie na podwójną randkę”? - wypuściłam głośno powietrze przez nos.
- „Mógł odpowiedzieć coś w tym stylu” czy „TO BYŁY DOKŁADNIE SŁOWA, KTÓRE WYPOWIEDZIAŁ”?! - wykrzyknęłam, wstając z kanapy i zbliżając się niebezpiecznie do Kornelii. Ta, choć wydawało się to niewykonalne, wcisnęła się jeszcze bardziej w oparcie fotela, na którym siedziała.
- Dobra, dobra, dobra, ej! Przepraszam! Ale miałam już dość tego, że mnie prześladował! A nie mogłam mu nic powiedzieć, bo jest pieprzonym pupilkiem Menadżera! Nie wiem dlaczego, ale po prostu gość go uwielbia! Proszę, pomóż mi... Nie chcę wychodzić z nim sama! Poza tym, to będzie dobry moment na to, by dowiedzieć się czy to Harry cię obserwuje przy „Little Things” - wyrzuciła z siebie wszystko na jednym wydechu, czerwieniejąc pod koniec. Wzięła głęboki oddech i przymrużyła oczy w oczekiwaniu na moją odpowiedź. Zagryzłam wargę, zastanawiając się co w tej sytuacji zrobić.
Perspektywa spotkania Harry’ego sprawiła, że moje serce przyspieszyło nieco, a nogi zmiękły. Poczułam nieprzyjemne łaskotanie w żołądku, gdy wyobraziłam sobie nas razem na kolacji. Wbiłam wzrok w niebieskie oczy Kornelii, nie odzywając się jeszcze przez kilka minut.
- Proszę? - szepnęła, składając ręce jak do pacierza. Zaklęłam cicho i pokręciłam głową. Miałam wrażenie, że cały stres rozchodził się od mojego serca przez ramiona i nogi po czubki palców. Po chwili stałam cała rozdygotana przed różowogłową sprawczynią zaistniałej sytuacji.
- Kiedy się zgodziłaś? - zapytałam, starając się nie podnosić głosu. Kolejne zakłopotane zamknięcie oczu przez Kornelię. Ja chyba śnię...
- Przedwczoraj? - zacisnęłam wargi, starając się nie wybuchnąć
- I mówisz mi to dopiero dzisiaj? Dzisiaj ma się odbyć to spotkanie - szepnęłam, masując palcami mostek nosa. To był jeden z niewielu momentów, w którym byłam wściekła na przyjaciółkę. Zwykle nasze kłótnie odbywały się pod osłoną żartów i kończyły ogólnym porozumieniem, bez niepotrzebnej złości. Czułam jednak, że to nie była jedna z tych sytuacji. Ponownie zwróciłam wzrok, ku przerażonym jasnym oczom i westchnęłam, opadając ciężko na kanapę.
- Przepraszam, ale nie wiedziałam jak, bałam się! - jęknęła, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Pokręciłam głową, a potem otworzyłam szeroko oczy, gdy usłyszałam ciche potrójne pukanie do drzwi.
- Nie - warknęłam, rzucając mordercze spojrzenie w kierunku Kornelii.
- Nie, to niemożliwe, jest za wcześnie, przecież jest dopiero coś po szesnastej - powiedziała, starając się przybrać uspokajający ton, chociaż moja wściekłość wciąż sprawiała, że kurczyła się jak zbity pies.
- Daje pierdoloną stówę, że to któryś z nich, bo takie mam kurwa szczęście! - wyrzuciłam z siebie, dając ujść w ostrych słowach targającym mną emocjom. Wstałam sztywno z fotela i, cała w nerwach, podeszłam szybkim krokiem do drzwi. Otworzyłam je gwałtownie, pewna, że gdybym była silniejsza, wyrwałabym je z zawiasów. Wypuściłam z płuc powietrze i tylko fakt, że wciąż trzymałam klamkę, ocalił mnie przed żenującym pokazem drżenia moich dłoni.
Tak, spodziewałam się jednego z tych mężczyzn, ale miałam cichą nadzieję, że będzie to Louis. Niestety...
- Piękniejsza niż zapamiętałem - szmaragdowe oczy zabłysły na chwilę wesoło, a potem duża dłoń dotknęła mojej twarzy i pełne różowe usta spotkały się z rumieńcem na moim policzku. Otrząsając się z pierwszego szoku, odepchnęłam mężczyznę delikatnie od siebie i odwróciłam się do Kornelii, patrząc na nią wymownie.
- Wisisz mi stówę - warknęłam i ze zdziwieniem zobaczyłam, jak wychyla się po swoją czarną torebkę, z której wyciągnęła różowy portfel. Rzuciła dwa banknoty, które opadły na podłogę w imponującej odległości dziesięciu centymetrów od fotela przyjaciółki. Uniosłam jedną brew, a potem pokręciłam głową i odwróciłam się z powrotem do Harry’ego.
- Nie. - powiedziałam tylko i pociągnęłam drzwi, by zatrzasnąć je przed jego nosem, lecz powstrzymał mnie w połowie drogi, uderzając w nie dłonią z hukiem, sprawiającym, że podskoczyłam. Przełknęłam ciężko ślinę, wystraszona.
- Tak - powiedział złowieszczo i odepchnął mnie delikatnie na bok, torując sobie drogę do salonu. Zamknęłam na chwilę oczy, starając się zebrać resztki pewności siebie, a potem odwróciłam się w jego stronę.
- Czy ty jesteś jakiś chory? Nie rozumiesz jak się do ciebie mówi? - krzyknęłam, biegnąć za nim i stając mu na drodze, z założonymi na piersiach rękami. Zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie lekceważącym wzrokiem. Miałam ochotę tupać nogami i krzyczeć na niego jak małe dziecko, bo jego upór przyparł mnie do muru. Stałam jednak twardo, czekając na jakąkolwiek reakcję, z tlącą się wciąż malutką nadzieją, że może się podda. Mierzyliśmy się przez dłuższy czas spojrzeniami, aż w końcu westchnął i zwrócił swe oczy ku Kornelii.
- Zmiana planów - powiedział do niej, jakby byli najlepszymi kumplami. Moja przyjaciółka zrobiła zdziwioną minę, a potem pokręciła głową, dając Harry’emu znać, że nie ma pojęcia o czym on mówi.
- Zabieram tę tutaj oto blond piękność, a Louis wpadnie po Ciebie nieco później. Idziemy na imprezę. - wyjaśnił beznamiętnym głosem, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Parsknęłam szyderczo.
- Nigdzie mnie nie zabierasz - powiedziałam stanowczo i, dla potwierdzenia moich słów, odwróciłam się do niego plecami i usiadłam na kanapie jak uparte dziecko. Zaśmiał się pod nosem, sięgnął po coś do kieszeni marynarki, a potem zadzwonił prowokująco kluczami. Zobaczyłam na jednym z nich znajome logo.
- Myślę, że chcesz ze mną pojechać bardziej niż zdajesz sobie z tego sprawę - powiedział, patrząc na mnie wymownie. Wiedziałam...
Kilkanaście minut później siedziałam już na miejscu pasażera w luksusowym czarnym Maserati, które prześladowało mnie przez tak długi czas. Naburmuszona mina i defensywna pozycja były jedyną formą obrony przed moją bezradnością w zaistniałej sytuacji. Nie czułam żadnych wyrzutów sumienia związanych z zostawieniem Kornelii samej w mieszkaniu, bo wciąż nie wybaczyłam jej zaaranżowania tego niefortunnego spotkania.
Oparłam głowę na zagłówku fotela i wpatrywałam się ślepo w umykające szybko moim oczom budynki Londynu.
- Dokąd jedziemy? - zapytałam zrezygnowanym tonem, zmęczona ciągła walką, która za każdym razem kończyła się porażką. Zaczynałam powoli tracić wiarę, że jakikolwiek sprzeciw idący w stronę tego zarozumiałego dupka mógł spotkać się z jego akceptacją. Harry nie odzywał się jeszcze przez chwilę, patrząc w skupieniu na drogę przed nim, a potem spojrzał na mnie ukradkiem. Jego oczy pełne były nieokreślonych emocji, których nie byłam w stanie rozszyfrować. Zmarszczyłam brwi w zdziwieniu i już miałam się odezwać, gdy mnie wyprzedził.
- Do mnie - odpowiedział krótko i powrócił do wpatrywania się w przednią szybę. Zacisnęłam zęby.
- Po co? - mój głos załamał się w połowie, zdradzając targającą mną wściekłość. Cichy chichot rozbrzmiał w wygłuszonym wnętrzu pojazdu, a potem poczułam na sobie ponowne krótkie spojrzenie.
- Kornelia była bardzo zmartwiona losem twoich ubrań - odpowiedział, a przez jego usta przebiegł psotny uśmiech. Parsknęłam szyderczo.
- Już o nich zapomniałam, możemy wrócić do hotelu.
- Nie chcesz wyjaśnień?
- Możesz wyjaśnić teraz
- Muszę się skupić na drodze - kolejny uśmiech. Warknęłam zniecierpliwiona i poprawiłam się na fotelu. Cholerny ważniak, myśli, że może sobie na wszystko pozwalać. Myślałam w złości. Nie chciałam siedzieć w tym aucie, nie chciałam jechać do jego domu, nie chciałam widzieć tej jego zarozumiałej twarzyczki. Muszę zacząć stawiać na swoim. Nie wiedziałam dlaczego, ale przy Harrym stawałam się bezużyteczną kulką emocji, która nie potrafiła podejmować samodzielnych decyzji. A przecież widziałam go dopiero trzeci raz w życiu. Mam nadzieję, że trzeci i ostatni...
Reszta drogi upłynęła w niezręcznej ciszy, która dla mnie wydawała się być błogosławieństwem. Gdy Maserati stanęło na podjeździe znanej mi już posiadłości, bez zastanowienia odpięłam pas i wyszłam z samochodu, kierując się do ogromnych drzwi wejściowych, nie patrząc nawet na Harry’ego. Oparłam się o drewno, obserwując jak mężczyzna zamyka auto i powolnym, leniwym krokiem idzie wzdłuż podjazdu. Jego twarz była niczym maska, pozbawiona jakiejkolwiek ekspresji. Patrzył w ziemię pod swoimi stopami do momentu, w którym nie dotarł do wejścia. Wyjął z kieszeni klucze, otworzył drewniane drzwi i wpuścił mnie pierwszą do środka, gdzie spotkałam się ze znajomym widokiem ogromnego holu z pięknym fortepianem. Wciąż byłam pod wrażeniem rozmiarów posiadłości, lecz tym razem postanowiłam zachować to dla siebie. Spojrzałam przez ramię na Harry’ego, który właśnie przekręcał klucz w zamku.
- Gdzie? - zapytałam, wskazując głową hol.
- Na górę - odpowiedział, więc bez zbędnych słów ruszyłam w stronę schodów. Nie miałam zamiaru się z nim sprzeczać, chciałam po prostu mieć to wszystko jak najszybciej za sobą.
- Na prawo - usłyszałam za sobą zachrypnięty głos, więc obrałam wyznaczoną trasę i weszłam w korytarz po prawej stronie szczytu schodów. Znalazłam się w dużym jasnym salonie, którego jedna ściana była cała oszklona, a za nią znajdował się duży balkon. Zza niego widać było piękną panoramę Londynu. Westchnęłam mimowolnie, a potem otrząsnęłam się szybko, zanim Harry wkroczył do salonu.
Zauważyłam, że na szklanym dużym stole, umiejscowionym na środku pomieszczenia, rozstawiona była zastawa do kawy i kilka słodkości ułożonych na piętrowym talerzu. Wszystko wyglądało elegancko i smakowicie. Spojrzałam na stojącego za mną mężczyznę, z pytaniem wypisanym na twarzy, a on tylko skinął głową i odsunął dla mnie krzesło. Usiadłam bez słowa, a on zajął miejsce obok.
- Kawy? - zapytał, z szyderczym uśmiechem, łapiąc za porcelanowy czajniczek, stojący nad podgrzewaczem. Zmierzyłam go morderczym spojrzeniem.
- Nie, dziękuję - wycedziłam, zakładając nogę na nogę. Zauważyłam, że przesunął szybko wzrok po mojej nagiej skórze.
- Hm. Czeka cię długa noc, może jednak zmienisz zdanie? - powiedział, nalewając brązowego płynu do swojej filiżanki. Widząc moje zdziwione spojrzenie, wyjaśnił - Impreza? Ta, na którą Lou zabiera Kornelię? Też tam idziemy - przewróciłam oczami.
- Kiedy ostatnio jeszcze sprawdzałam, to w moim posiadaniu była wolna wola, która pozawalała mi na odmowę udziału w takich zdarzeniach. Myślę, że z niej skorzystam - warknęłam, wpatrując się w różowiejące za oknem niebo.
- Pogniewałbym się, jeśli zostawiłabyś mnie tam samego - choć jego wypowiedź miała infantylny wydźwięk, wyczułam w niej nutkę groźby. Zielone oczy pociemniały, wpatrzone we mnie z uwagą. Kim do cholery jest ten człowiek?! Zadrżałam nieco, ale postanowiłam nie dawać się sprowokować.
- Myślę, że przeżyjesz - uśmiechnęłam się do niego sztucznie, po czym moja twarz znów przybrała złowieszczego wyrazu. Siedzieliśmy chwilę w pełnej napięcia ciszy, w której czułam jak szmaragdowe oczy skanowały całą moją osobę. Wreszcie postanowiłam wyjść im na spotkanie i zadrżałam, gdy tylko znalazły się w polu mojego widzenia. Uważne, ciemne... Miałam wrażenie, że próbował wyczytać ze mnie każdą myśl i emocję.
- Myślę, że pójdziesz ze mną - powiedział groźnie, nie zmieniając w ogóle wyrazu twarzy. Tylko jego brwi opadły nieco niżej, jakby zastanawiał się czy skutecznie wpłynął na zmianę mojej decyzji. Moje serce zabiło mocniej i zaczęłam wykręcać palce, w zdenerwowaniu, starając się znaleźć jak najlepsze wyjście z tej sytuacji. Nie wiedziałam do czego mógł być zdolny ten nieznajomy, ale moje ostatnie związane z nim doświadczenia nie należały do najbardziej pozytywnych. Wolałam nie prowokować jakichś niebezpiecznych reakcji. Zagryzłam wargę, czując jak dłonie zalewa mi pot.
Harry nie spuszczał ze mnie wzroku, zapewne wciąż czekając na odpowiedź. Odpowiedź, której nie mogłam odnaleźć, targana sprzecznymi myślami. Czułam się osaczona. Czułam, że znajdowałam się w sytuacji, która nie była w stu procentach bezpieczna. Chciałam jak najszybciej się stąd wydostać, ale wolałam też nie denerwować Harry’ego. Nagle podskoczyłam nerwowo, gdy mężczyzna odsunął z głośnym szurnięciem swoje krzesło i oparł dłonie na blacie stołu. Zdziwiona spostrzegłam, że jego wyraz twarzy złagodniał, a on sam otrząsnął się delikatnie, jakby zdał sobie z czegoś sprawę. Zastukał kilka razy palcami o szkło, zastanawiając się nad czymś gorączkowo, po czym wziął głęboki oddech.
- A co, jeśli udzielę odpowiedzi na wszystkie, frustrujące cię pytania? - odezwał się, a ja miałam wrażenie, że próbował się uśmiechnąć, chociaż wyszedł z tego jakiś dziwny, krzywy grymas. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się o co mu chodzi.
- Wiem, że masz wiele pytań, dotyczących naszego ostatniego spotkania. Mogę odpowiedzieć na nie w zamian za Twoją obecność na imprezie Lou - wyjaśnił i odchylił się niedbale na swoim krześle.
Miałam wrażenie, że kierują nim dwie oddzielone od siebie osoby, walczące o dominację nad jego zachowaniem. Ta miła, która nie chciała mnie znów przestraszyć i ta arogancka, która miała w nosie to, co czułam. Perspektywa odpowiedzi na dręczące mnie od kilku tygodni pytania była jednak zbyt kusząca, więc pokiwałam tylko głową.
- Czym się zajmujesz? - to nurtowało mnie najbardziej. Ten człowiek nie mógł być starszy ode mnie, a już dorobił się ogromnego majątku.
- Studiuję - odpowiedział bez wahania z psotnym uśmieszkiem na ustach. Parsknęłam i wskazałam dłonią salon.
- Więc to wszystko zostało kupione za pieniążki rodziców? - zapytałam sarkastycznie i od razu tego pożałowałam, bo ponownie przybrał groźnego wyrazu.
- Nie. - warknął, patrząc mi prosto w oczy. Zamrugałam szybko i odwróciłam wzrok. Przeczyściłam gardło, chcąc zadać kolejne pytanie. - Jestem właścicielem firmy prawniczej - powiedział, zanim zdążyłam wydusić z siebie słowo. Uniosłam wysoko brwi w niedowierzaniu.
- To niemożliwe, ile tym masz lat?!
- Dwadzieścia trzy
- Więc jakim cudem posiadasz firmę prawniczą, skoro nawet nie skończyłeś jeszcze studiów?! - prawie krzyczałam, co spotkało się z jego rozbawieniem, a ja odetchnęłam z ulgą. Pokręcił głową, patrząc w podłogę z szerokim uśmiechem, a potem upił nieco kawy. Czekałam aż znów będzie mógł mówić, lecz on nie kwapił się do prędkiej odpowiedzi. Zastukałam więc niecierpliwie palcami. Spojrzał na mnie z dołu w półuśmiechu, wywołując dziwne ukłucie w moim żołądku
- Mam swoje sposoby - powiedział tajemniczo. Westchnęłam głośno i uniosłam brwi.
- Miałeś odpowiedzieć na wszystkie moje pytania - rzekłam, patrząc na niego z wyrazem satysfakcji, wypisanym na każdym centymetrze mojej twarzy. Właśnie wygrałam jego własną grę i nie będę musiała iść na tę głupią imprezę.
- Nie uważasz, że tajemnica zawodowa powinna objąć także takie infantylne zabawy? - odparł, jakby czytając mi w myślach. Zagryzłam wargę. Miał rację, ale nie chciałam tego przyznać. Moje milczenie były jednak dla niego jednoznaczne, bo pokiwał głową w zrozumieniu i zachęcił mnie do zadania kolejnego pytania.
- Czy ten gościu, który zatrzymał nas przy windzie miał przy sobie broń?
- Tak
Zawahałam się przez chwilę, a potem z szybko bijącym sercem zadałam kolejne pytanie.
- Czy ty też posiadasz broń? - wpatrywał się we mnie z uwagą, a ja dałabym miliard funtów za to, by dowiedzieć się o czym rozmyślał.
- Tak.
Cisza. Długie palce kreśliły bezdźwięcznie okręgi na szklanym stole, a ja wpatrywałam się w nie jak zahipnotyzowana. Czułam strach ogarniający całe moje ciało, lecz jakaś część mnie podpowiadała, że był on irracjonalny i nieuzasadniony. Co z tego, że miał broń? Wielu ludzi ją ma.
A co jeśli ma ją tutaj, przy sobie? Teraz?
Och jej, przecież cię nie zastrzeli tu przy stole!
Bitwa myśli, która rozgrywała się w mojej głowie została przerwana przez cichy głos Harry’ego.
- Nie masz więcej pytań?
- Po co? - wydarło się z moich ust, nim zdążyłam ugryźć się w język.
- Co „po co”?
- Po co ci broń?
- Do samoobrony.
- Przecież masz firmę prawniczą!
- Co nie chroni mnie od takich typków, jak Ashton Irwin, którego widziałaś w Hiltonie. - ton, z jakim wypowiedział te słowa zdecydowanie zakończył naszą krótką dyskusję, pozostawiając mnie z jeszcze większą ilością pytań w głowie niż na początku. Wbiłam w ścianę tępy wzrok, starając się poukładać nowo zdobyte informacje w głowie, lecz, co chwilę, jakieś niedopowiedzenie nie pozwalało mi na idealne dopasowanie do siebie faktów.
Harry siedział bez ruchu, znosząc przez chwilę tę ciszę, a następnie spojrzał ostentacyjnie na zegarek i klasnął lekko w dłonie.
- Myślę, że już czas byśmy zaczęli zbierać się na imprezę - oznajmił i wstał, chwytając w dwa palce kawałek czekoladowego ciasta i pochłaniając go za jednym zamachem. Wciąż nieco przytępiona, przeniosłam powoli wzrok ze ściany na jego wypełnione jedzeniem policzki.
- Ale... Ja mam jeszcze kilka pytań... - powiedziałam cicho
- Zadasz mi je innym razem, obiecuję, że odpowiem, a teraz chodź - odparł i bez uprzedzenia pociągnął mnie za ramię, zmuszając do wstania. Nie rozumiałam tego człowieka. Nie rozumiałam niczego, co się wokół niego działo. Jego sposobu na życie, jego zmiennego charakteru i tego, że ma niebezpiecznych wrogów, choć, oceniając fakty, nie powinien ich mieć.
Mój mózg walczył z przeładowaniem myślami, więc szłam za mężczyzną do samochodu niczym pozbawiona własnej woli marionetka. Dopiero przy Maserati zdałam sobie sprawę, że dłoń Harry’ego wciąż spoczywała na moim nadgarstku. Pomasowałam to miejsce, gdy wpuścił mnie już do samochodu, a potem potrząsnęłam głową, karcąc się za tę dziwną chwilę nieuwagi.
***
Okazało się, że owa „impreza” odbywała się w mieszkaniu Louis’ego. Hm... Apartamencie Louis’ego, który znajdował się na najwyższym poziomie luksusowego wieżowca i zajmował całe piętro. Harry otworzył drzwi wejściowe i wskazał gestem bym weszła do środka, więc minęłam go w progu i rozejrzałam się po korytarzu. Krótki hol nie wyróżniał się niczym specjalnym. Drewniana podłoga lśniła przy świetle energooszczędnych żarówek, a pod ścianą stała tylko jedna niska komoda, nad którą wisiało długie lustro. Po jego obu stronach do ściany przywiercone zostały wieszaki. Harry, po odebraniu ode mnie płaszcza, powiesił go na jednym z nich i wskazał ręką drzwi, zza których dobywała się muzyka, więc ruszyłam w ich kierunku, nie patrząc czy mężczyzna idzie za mną. Cieszyłam się, że ta niezręczna cisza zostanie za chwilę przerwana, gdy tylko zobaczę przyjaciółkę.
Popchnęłam ciężkie drewno, a moim oczom ukazał się ogromny salon, z pięknym widokiem na taras, na którym znajdował się przeszklony basen, oświetlony teraz nastrojowymi światłami. W pomieszczeniu znajdowało się kilkadziesiąt osób, ze szklankami i kieliszkami w rękach, zajętych rozmową lub tańcem. Odruchowo rozejrzałam się w poszukiwaniu różowych włosów, których posiadaczka miała uwolnić mnie od tej nieznośnej „randki”. Przeskanowałam wzrokiem salon, zdając sobie sprawę, że każda z dziewczyn jest ubrana w drogie markowe ciuchy, a większość z nich była po prostu piękna. Świetnie, kolejny powód by czuć się tutaj nieswojo. Sama miałam na sobie zwykłe jeansy i luźny sweterek, w którym zastał mnie Harry, wparowując do naszego pokoju hotelowego.
Stałam tak przez chwilę, obserwując otoczenie, gdy nagle zadrżałam, gdy poczułam jak Harry dotyka moich pleców i pochyla się do mnie, by coś powiedzieć.
- Milena! - usłyszałam wesoły wrzask, na którego dźwięk wypuściłam głośno powietrze z ust. Spojrzałam w kierunku, z którego dochodził. Kornelia biegła ku mnie, a jej rozpuszczone włosy falowały za nią niczym landrynkowa peleryna. Z ulgą spostrzegłam, że ona również nie ubrała się zbyt elegancko, narzucając na siebie luźny czarny t-shirt, jeansową kamizelkę z ćwiekami na ramionach i pastelowo-różowe krótkie spodenki z metalowymi wstawkami. Nie założyła nawet wysokich obcasów. Na jej stopach znajdowały się czarne matowe martensy z różowymi podeszwami. Ponownie odetchnęłam głośno i wyszłam przyjaciółce naprzeciw.
- O boże, jak się cieszę, że mnie znalazłaś - szepnęłam jej do ucha, gdy tylko do mnie dobiegła.
- Tak źle? - zapytała zdziwiona i spojrzała ponad moim ramieniem na Harry’ego. Przywitała go skinieniem głowy i pomachała ręką, niczym podekscytowana pięciolatka. Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Nie było tragicznie, ale nie mam ochoty tego powtarzać - mruknęłam, poirytowana tym, że była w tak wyśmienitym nastroju, kiedy ja starałam się za wszelką cenę ukryć negatywną energię, która mną targała. Wciąż byłam na nią trochę zła.
- Nie przejmuj się! Wypijesz i od razu zrobi się fajniej! Chodź, musisz kogoś poznać - Kornelia pociągnęła mnie za rękę w głąb tłumu, a ja zdążyłam tylko rzucić Harry’emu spojrzenie typu: „nic na to nie poradzę, muszę z nią iść”. Zielone oczy wwierciły się w moją dusze zanim skinął nieznacznie głową i ruszył w przeciwnym kierunku. Musiałam stłumić dreszcz, który przebiegł po moich plecach, by skupić się na drodze, gdy Kornelia manewrowała w tłumie, szukając swojego celu i co chwilę zmieniając kierunek. Dreptałam więc za nią bez protestów, ciesząc się, że mogłam oddalić się na chwilę od mojego towarzysza. Już po chwili zauważyłam, że prowadzi nas w stronę Louis’ego, który rozmawiał z krzepkim przystojnym chłopakiem. Nieznajomy wyglądał bardzo luzacko, w tematycznym t-shircie i jeansach z dziurami. Jego krótka fryzura była jenak perfekcyjnie ułożona, a dwudniowy zarost przycięty równiutko. Przy jego boku stała dziewczyna, mniej więcej mojego wzrostu, po której ramionach kaskadami spływała burza gęstych blond loczków. Na jej nosie spoczęły okulary bez oprawek, a strój, który miała na sobie wyjątkowo nie krzyczał na odległość „patrzcie jaka jestem bogata i pełna klasy”. Na jej ramionach zawisł duży, czarny bezrękawnik z logiem Jacka Danielsa, a szczupłe długie nogi zdobiły ciemne legginsy, usypane białymi krzyżykami. Na stopach spoczywały najzwyklejsze biało czarne trampki.
Uśmiechnęłam się szeroko, gdy Kornelia zatrzymała się właśnie przed tą dziewczyną, a ona od razu odpowiedziała podobnym gestem. Jak tylko wkroczyłyśmy, w to małe towarzystwo Louis i jego towarzysz przerwali rozmowę i spojrzeli na nas z zaciekawieniem, widocznym szczególnie w oczach nieznajomego. Zauważyłam, że wzrok Louis’ego przebiegł od czubka głowy mojej przyjaciółki po jej stopy i z powrotem, a głód jaki się w nim pojawił, był tak widoczny, że mimowolnie przekręciłam oczami.
- Milena, to jest Liam, o którym ci opowiadałam - odezwała się Kornelia wskazując na nieznajomego, a ten uśmiechnął się uprzejmie i skinął głową, przedstawiając mi się. Nie mogłam nie odpowiedzieć tym samym gestem, ponieważ od mężczyzny aż biła pozytywna energia. - A to jest jego dziewczyna, Caroline - dodała przyjaciółka i wskazała na tę sympatycznie wyglądającą kobietę. Energicznie, z wesołymi iskierkami w oczach, podała mi rękę.
- W zasadzie to Karolina... - powiedziała po polsku z ostrym angielskim akcentem. Otworzyłam szeroko oczy i uścisnęłam jej dłoń. Natychmiast spostrzegła moje zdziwienie, więc wyjaśniła. - Urodziłam się w Polsce, ale odkąd skończyłam 10 lat mieszkam tutaj.
- Och, zazdroszczę - powiedziałam ze śmiechem. Nagle jednak zamilkłam jednej sekundzie, gdy spośród dziesiątek twarzy wyłowiłam jedną, zbyt mi znajomą. Rozejrzałam się po salonie w poszukiwaniu Harry’ego i prawie podskoczyłam, gdy okazało się, że stał zaraz za mną. Osoba o znajomej twarzy też go spostrzegła i ruszyła w naszym kierunku, co wprawiło moje ciało w nerwowe drżenie. Gdy mężczyzna stanął już przed nami, uścisnął sobie dłonie z Harrym i zwrócił swe oczy ku mnie.
- Milena! Miło cię widzieć - powiedział, jak zwykle uprzejmym tonem, a ja zacisnęłam tylko zęby.
- Mniemam, że znasz już Zayna Malika? - zapytał Harry, choć przeczuwałam, że doskonale znał odpowiedź. Odwróciłam się gwałtownie, stając z nim twarzą w twarz i wbiłam palec w środek jego klatki piersiowej.
- Możesz mi powiedzieć co mój SZEF robi na imprezie TWOJEGO najlepszego kumpla? - warknęłam, czując jak wściekłość wzbiera we mnie niebezpiecznie. Tego było już za wiele!
No dzień dobry! Doczekałam się <3
OdpowiedzUsuńWszystko spoko ale Milena dalej nie dowiedziała się co z jej ubraniami! xD
A tak w ogóle gdzie barman, gdzie Luke? stęskniłam się za nimi <3
kiski! :D
Cierpliwości, wszystkiego dowiesz się wkrótce! :D
UsuńTak w ogóle, kochamy Twoje komentarze xD <3
M. xx
Największa tajemnica fanfica: GDZIE SĄ MILENY CIUCHY! Czy przetrwały? Czy może zostały sprzedane?! Co dalej?!
UsuńXD
Zgadzam się z M., uwielbiaaaamy Twoje komentarze :D <3
A. <3
Harry je sprzedał! Stawiam na to, że brakowało mu kasy do wykupienia firmy prawniczej. xD Wychodzi na to, że Milena będzie współwłaścicielką xD
UsuńZu Hahhahahahahhahahahahahahhahahahahahahha komentarze u góry mnie pozwalają haha xD fajnie ale Milena mnie trochę wkurzasz niech bierze przykład z Korneli a nie cały czas oburzona xD wszystkim
OdpowiedzUsuńHehe :D troche humoru tez musi byc xD
UsuńJesli chodzi o Milene to ona jest z gruntu nieco bardziej nieufna. A i Kornelia ma ułatwione zadanie, bo Lou jest nieco bardziej... Hm... Uprzejmy? :D
Cieszymy sie, ze fanfic sie podoba <3 mam nadzieje, ze kolejne rozdziały tez sie spodobają :D
A. <3
Milena się dopiero rozkręca. xD Poza tym musi być wredna i trochę się powkurzać, skoro taki Harry ją wszędzie zaciąga bez jej zgody, a do tej pory nikt nie traktował jej w taki sposób i robiła to, na co ona miała ochotę:D
UsuńM. xx
szczerze to nie wiem jak można odmieniać 'Louis' zamiast po prostu 'Louisa' na "Louis'ego'. to tak jak by odmienić "michał" na "Michał'ego" zamiast "Michała",lol
OdpowiedzUsuńale myślę, że te rozdziały są chyba ciekawsze niż początkowe, chociaż wszystkie są ciekawe.