sobota, 23 maja 2015

68.This hole in my heart is proof of life.

    This hole in my heart is proof of life   


Milena

     Choć podejmowaliśmy ryzyko zwlekając, nie mogliśmy tak od razu narazić Harry’ego na długą podróż. Dlatego zostaliśmy w chatce, do której przywiózł nas Calum, jeszcze przez kilka dni.
       - Michael nie wie gdzie się znajdujemy. Pewnie myśli, że wróciliśmy do Londynu. Powinno być bezpiecznie - powiedział pierwszego wieczora. Harry spał w sypialni, a reszta zajęła miejsca w salonie. Kornelia i Louis na fotelu, przytuleni szczelnie, Calum na kanapie, zerkający zazdrośnie co chwilę w ich stronę i ja na krześle, opatrywana przez Eda, który palącymi środkami dezynfekował moje rany na policzku i plecach. 
       - Michael miał też nie wiedzieć o twojej zdradzie, a tu psikus - zakpił Louis, na co Calum rzucił mu mordercze spojrzenie.
       - Małe niepowodzenie w planie. Więcej ich nie będzie. - warknął przez zaciśnięte zęby. Louis uniósł tylko brwi, jakby mu nie wierzył, ale już się nie odezwał. 
       - Milena… - w salonie rozbrzmiał cichy głosik Kornelii. Spojrzałam na nią, z uśmiechem czekając na dalsze słowa - Dobrze się czujesz? - zapytała. Przytaknęłam, a potem syknęłam cicho, gdy Ed przyłożył, nasączoną jakimś lekiem, watę do dolnej części szramy na plecach, pozostawionej przez nieznajomego.
       - Tak. Teraz najważniejsze jest zdrowie Harry’ego - odparłam, patrząc na medyka z wyrzutem. Wyszczerzył zęby wyraźnie zakłopotany. 
       - Nie mówię tylko o twoich ranach… - mruknęła Kornelia i schowała nos w burzy różowych włosów. Zacmokałam z dezaprobatą i uniosłam jedną brew. 
       - Jeżeli zamierzasz przeprowadzić na mnie terapię podobną do tych, które prowadziłaś na praktykach w poprawczaku, to zapomnij - zażartowałam, ale ona wciąż patrzyła na mnie z wyczekiwaniem. Westchnęłam ciężko i pozbyłam się uśmiechu z twarzy. - Jest w porządku. Jedyne co teraz czuję to szczęście, że Harry przetrwał i został uratowany. Że jest w dobrych rękach - tym razem spojrzałam z wdzięcznością na Eda. 
       - Do usług - powiedział, mrugając do mnie i opuścił wreszcie moją świeżą koszulkę, przygładzając ją nieco - Wszystko gotowe. Nie mogę obiecać, że nie zostaną blizny. Wręcz przeciwnie - oznajmił, schodząc nieco z wesołego tonu. Kiwnęłam głową i mu podziękowałam.
       - To nic. Ważne, że żyjemy. A z twarzą poradzę sobie makijażem - pokazałam mu język. 
       - Jesteś naprawdę silna. - zauważył Calum z podziwem. Wzruszyłam ramionami.
       - Nie bardzo. Jeszcze przed chwilą musiałeś mnie wyprowadzać z pokoju Harry’ego, bo nie mogłam przestać ryczeć. - czułam się zażenowana. Miałam być silna. Silna dla Harry’ego, który teraz potrzebował największego wsparcia. 
       - Każdy inny człowiek w twojej sytuacji wyglądałby okropnie. Prawdopodobnie wciąż siedziałby i płakał. Ty zamiast tego potrafisz nawet zdobyć się na żarty - zdziwiłam się, że Louis tak łatwo zgadzał się z Calumem.
       - To nic. Jak mówiłam, jestem po prostu szczęśliwa, że Harry jest bezpieczny - odparłam i zgarnęłam ze stołu talerz z makaronem, który pół godziny temu został przygotowany przez Kornelię. Pierwszy raz, od prawie trzech tygodni, jadłam coś smacznego. 
       Trzy tygodnie… Będąc w niewoli miałam pewność, że minęły dopiero dwa. Musiałam zupełnie stracić poczucie czasu. Tym bardziej czułam ból w sercu na myśl o torturach Harry’ego. On pewnie liczył każdy dzień, czekał na śmierć. W jego przypadku ta przyniosłaby mu ulgę. Gdyby nie Calum…
       Spojrzałam na ciemnowłosego mężczyznę i uśmiechnęłam się lekko. Zamrugał zdezorientowany i rozejrzał się wokół siebie, jakby myślał, że patrzyłam na kogoś innego. 
       - Co jest? - zapytał z widelcem pełnym makaronu uwieszonym w połowie drogi do jego ust. 
       - Dziękuję - szepnęłam, na co wyszczerzył zęby, a jego tęczówki zniknęły za przymrużonymi powiekami.
       - To nic takiego - machnął ręką, a mnie nagle uderzyła pewna szalona myśl. Spojrzałam z nadzieją na Louis’ego i klasnęłam w dłonie.
       - Przyjmijmy go do siebie! - zaproponowałam, a w salonie rozległo się czterokrotne “Co?!”. Westchnęłam i przekręciłam oczami.
       - Och, dajcie spokój. Ile razy nam pomógł? Ile razy się przydał? Gdyby nie on ja i Harry moglibyśmy być już martwi. Calum nie ma teraz gdzie się podziać, gdy Michael…
       - Nie! - przerwał mi ostro Louis. Zamarłam, patrząc na niego zdziwiona - To, że nam pomógł to konsekwencja jego niezdrowego uczucia do Kornelii. - warknął
       - Jeez, nie ma za co, Tomlinson  - mruknął pod nosem Calum, a Kornelia prychnęła ostentacyjnie i wstała z kolan Louis’ego. 
       - Więc nie jesteś mu ani odrobinę wdzięczny? - zapytała, wbijając w niego karcący wzrok. Tomlinson wypuścił ze świstem powietrze z ust i również wstał z fotela
       - Idę na fajkę - warknął i zrobił krok, ale Kornelia chwyciła go pospiesznie za ramię.
       - Nie! Zostajesz tutaj! Nie bądź dziecinny. To, że Calum się we mnie zakochał nie znaczy, że od razu musimy rezygnować z jego pomocy. Wie, że nic ode mnie nie dostanie, ale za to możemy zapewnić mu bezpieczeństwo! - mówiąc to, gestykulowała żywo. Calum uśmiechnął się smutno
       - Wow, dzięki za łaskę, Kornelia - zakpił tym samym tonem, którym wcześniej odezwał się do Louis’ego. Kornelia spiorunowała go wzrokiem
       - Zamknij się, nie masz prawa tak się do mnie odzywać - warknęła, a Calum otworzył szeroko usta i zaśmiał się ironicznie
       - Nie mam prawa?! Och, wybacz, panienko, nie wiedziałem, że rozmawiam z księżniczką! - krzyknął oburzony, machając jak szalony rękami. Louis zrobił krok w jego stronę
       - Nie waż się tak więcej odzywać do mojej kobiety! - zagroził, na co Calum również się do niego zbliżył, obnażając zęby
       - Ach, no tak! Zapomniałem, że tylko ty możesz nią pomiatać i traktować tak źle, jak tylko ci się to żywnie podoba! - Louis już brał oddech by się odgryźć, ale na jego drodze stanęła Kornela
       - DOŚĆ! DOŚĆ! Mam was dość! Obu! Pierdoleni faceci z pierdolonym testosteronem! Ty! - wskazała na Louis’go, z wyraźnie bijącą od niej furią - Śpisz dzisiaj tutaj na kanapie! TY! - odwróciła się do Caluma, dźgając go palcem w pierś - JESZCZE CI NIE WYBACZYŁAM ZA ZDRADĘ, NIEWAŻNE JAK WDZIĘCZNA JESTEM ZA URATOWANIE MOJEJ PRZYJACIÓŁKI! Zachowuj się, a nie oddamy cię Michaelowi! - wrzasnęła. 
       Ed nagle wstał z kanapy i przeciągnął się rozkosznie, patrząc z krzywym uśmieszkiem na kłócącą się trójkę.
       - Cóż. Zrobiło się dość niezręcznie, spadam spać - oznajmił, wywołując mój śmiech. 
       - Ta, ja też. A wy, gołąbki, rozwiążcie swoje problemy. I Louis. - spojrzałam na mężczyznę - Moja propozycja jest wciąż aktualna - zmrużyłam oczy, by dodać powagi swoim słowom. Louis tylko zacisnął szczękę i kiwnął głową. Kątem oka zobaczyłam przebłysk uśmiechu na twarzy Korneli. 
       Weszłam do sypialni, w której spał Harry i od razu posmutniałam. Widok jego zmaltretowanego ciała był dla mnie ciężarem. Nie chciałam wspominać krzyków bólu, jakie z siebie wydawał, gdy nieznajomy zadawał mu tortury, ale te same wbiegały do mojej głowy, niczym nieznośne chochliki. Zanuciwszy jakąś piosenkę, by rozproszyć złe myśli, zaczęłam rozkładać na podłodze koce i małą kołdrę. Byłoby nieodpowiedzialnym zająć potrzebne dla niego miejsce na łóżku. Patrząc na niego z dołu, poczułam, jak zaciska mi się gardło. 
       Michael mi za to zapłaci. Zapłaci najwyższą cenę. 
       - Dziecino… Dziecino - mruknęłam coś niewyraźnie i otworzyłam oczy, automatycznie patrząc w górę, jakby nawet skołowane przez sen ciało instynktownie pamiętało, że Harry leżał na łóżku obok mnie. 
       Szmaragd wpatrywał się we mnie zza pobladłej wychudzonej twarzy. Uniosłam kącik ust i chwyciłam kościstą dłoń, która została do mnie wyciągnięta.
       - Hej - szepnęłam, siadając po turecku na podłodze, dostatecznie blisko łóżka, by móc złożyć delikatny pocałunek na suchych ustach. Patrzyliśmy chwilę na siebie, nie wypowiadając nawet słowa. Głaskałam Harry’ego po twarzy, czując pod opuszkami palców uwydatnione kości policzkowe. 
       - Przepraszam, że sprawiłem, że płakałaś - powiedział cichutko. Zamknęłam oczy i pokręciłam głową, całując jego zabandażowane palce
       - Zamknij się - mój głos załamał się w połowie - Nie ty powinieneś przepraszać. - zamilkłam na chwilę, myśląc co dalej powiedzieć. Przy każdym argumencie, Harry zatrzymałby mnie, mówiąc, że nie mogłam się obwiniać, że nikt nie wiedział jak to mogło się potoczyć, że Michael był takim psychopatą. 
       Wypuściłam cicho powietrze z ust i zrezygnowałam z dalszej sprzeczki. Zamiast tego podniosłam się na nogi i pochyliłam nad Harrym, całując delikatnie jego czoło. 
       - Zrobię ci coś do jedzenia. Musisz nabrać sił - szepnęłam. Nie oponował. Kiwnął głową z zamkniętymi oczami i niechętnie puścił moją dłoń. Wyszłam z sypialni i, po szybkim odświeżeniu w toalecie, skierowałam się do kuchni, połączonej z salonem. Stanąwszy przy zlewie, wlałam do staromodnego czajnika wodę i włączyłam urządzenie, zaglądając w czasie gotowania się wody do lodówki. Kornelia wstawiła do niej resztki z wczorajszej kolacji. Obok miski z makaronem widziałam kilka jogurtów i zwykłe kanapkowe dodatki, z których wybrałam kilka i zaczęłam szykować dla Harry’ego delikatne śniadanie. Gdy czajnik zaczął gwizdać, ogłaszając, że woda na herbatę była gotowa, z kanapy w salonie doszedł mnie podłużny, niezadowolony jęk. 
       Odwróciłam uwagę od jedzenia, patrząc na oparcie mebla, zza którego wychyliła się zmierzwiona czupryna Louis’ego. Parsknęłam śmiechem i pokręciłam z niedowierzaniem głową.
       - Więc jednak nie pozwoliła ci spać w tym samym łóżku - skomentowałam, biorąc do ręki kubek z gorącą herbatą i opierając biodra o szafkę za mną. 
       Louis potarł swoja potylicę i zamlaskał sennie, patrząc na mnie przymrużonymi uszami. 
       - Uparta małpa… - mruknął pod nosem, wywołując mój chichot. - Nawet nie rozumiem dlaczego! Gdyby tak nie spoufalała się z Hoodem wszystko byłoby w porządku! Dlaczego ja mam płacić niewygodną kanapą i bólem kręgosłupa - wydęłam usta w sztucznym współczuciu i wydałam z siebie ironiczne “awww”. Louis pokazał mi środkowy palec i przeskoczył oparcie kanapy, podchodząc szybko do talerza, uszykowanego dla Harry’ego. 
       - Mmm… nie musiałaś - powiedział, sięgając po jedną z kanapek, ale w porę uderzyłam wierzch jego dłoni. Syknął cicho i spojrzał na mnie z wyrzutem.
       - Wara! To dla Harry’ego - ostrzegłam, wskazując na niego palcem. Jakimś cudem udało mu się odwrócić moją uwagę i ukradkiem porwał jedno z moich dzieł, wpychając je pospiesznie do ust. Wyglądał teraz jak zaspany chomik. Zaspany chomik, którego tył głowy został właśnie boleśnie pacnięty. 
       - Aauu - zaprotestował z policzkami pełnymi jedzenia. - Tyłko jedna kałapka! 
       - Tyłko jedno udełenie - zakpiłam z niego, porywając z blatu talerz, zanim Louis zdążyłby porwać więcej jedzenia. Przekręcił oczami i przełknął ciężko z komicznym odgłosem. 
       - Obudził się? - zapytał, wskakując na szafki i chowając dłonie między nogami. Przytaknęłam ze słabym uśmiechem
       - I jak się ma?
       - Chyba lepiej niż wczoraj. Jest w stanie bez problemu mówić - zwęziłam wargi, zastanawiając się czy dobrze oceniłam dzisiejszy stan swojego chłopaka. Louis kiwnął głową, jakby nie miał co do tego żadnych wątpliwości. 
       - Magia Eda. Od zawsze był cudotwórcą. Dlatego stracił swoją licencję lekarską - otworzyłam szeroko oczy w zdziwieniu
       - Co?! Nie jest za młody, żeby w ogóle ją mieć? 
       - Był małym geniuszem. Każdą szkołę zaczynał przynajmniej o rok wcześniej - wyjaśnił Louis, przyglądając się swoim paznokciom. Uniosłam brwi w podziwie
       - Więc dlaczego stracił licencję? - zapytałam
       - Niekonwencjonalne metody, kontrowersyjne formy leczenia - podskoczyłam, gdy w kuchni rozległ się rozbawiony głos rudzielca. Ed wszedł do środka dziarskim krokiem i otworzył lodówkę, bez zastanowienia wyjmując z niej makaron Kornelii. 
       - Ale to nic. Tu zarabiam o wiele lepiej niż kiedykolwiek zarabiałem jako legalny lekarz. - wzruszył ramionami i przesypał zawartość miski do garnka, który ustawił na gazie. Zaśmiałam się cicho, rozumiejąc jego punkt widzenia. Tu zarabiałam lepiej niż zarabiałam w każdym miejscu pracy w Polsce. To jest, sumując ze sobą wszystkie tamtejsze wypłaty. 
       Wzięłam głęboki oddech i ścisnęłam mocniej w dłoni talerz z kanapkami. Herbata ostygła do tego stopnia, że mogłam wypić ją duszkiem. Gdy odstawiłam kubek do zlewu, spojrzałam jeszcze na Louis’ego, który, chwyciwszy w dłoń widelec, podjadał makaron z talerza Eda. 
       - Zastanawiałeś się nad moją propozycją? - zapytałam, a on zamarł, oblizując tylko wargi z czerwonego sosu. 
       - Moja dziewczyna wyjebała mnie przez nią na kanapę, nie mogłem spać przez to większość nocy. Jak myślisz? - ironizował, więc pokazałam mu język
       - Werdykt? - popędziłam go
       - Jeszcze nie zapadł - odparł, nadziewając na metalowy kolec pojedynczą rurkę ciasta. Ed rzucił mu zniecierpliwione spojrzenie i odsunął od niego talerz, na co ten zmrużył oczy, jakby medyk właśnie wykorzystał jego zaufanie i go zdradził. 
       - Więc niech się pospieszy, bo czas nas goni - rzuciłam i wróciłam do sypialni, w której Harry właśnie opierał plecy o ścianę, gładząc swoje obnażone, kościste kolana. Były obsypane bliznami, jedno z nich mocno zniekształcone, jakby coś w środku przesunęło się w nieodpowiednie miejsce. 
       Zagryzłam wargę, stawiając talerz z kanapkami na krześle i siadając na krawędzi łóżka. Położyłam swoją dłoń, na dłoni Harry’ego, zatrzymując to nieprzyjemne badanie. 
       - Ed będzie musiał mnie poustawiać. Musiało mi się coś źle zagoić - mruknął mężczyzna, nie odrywając spojrzenia od kolan. 
       - Boli? - zapytałam, odsuwając jego rękę i muskając opuszkami palców zabliźnioną skórę. Harry ledwo zauważalnie pokręcił głową. Dziwny wyraz przebiegł przez jego zamglone oczy - Kłamiesz - stwierdziłam, na co on westchnął cicho i opadł z powrotem na poduszki. 
       - Kolana mnie nie bolą. - wzruszył lekko ramionami, a jego palce powędrowały nieświadomie do szyi. Zacisnęłam zęby, przypominając sobie, że przecież jeszcze wczoraj był duszony grubym kablem. Ze zmarszczonymi brwiami pochyliłam się i ucałowałam siną pręgę pod jego szczęką. 
       - Jeszcze trochę i będziesz w pełni sprawny - szepnęłam, oddalając się od niego i ujmując jego twarz w dłonie. Przekrwione oczy zniknęły pod powiekami, gdy usta odnalazły drogę do jednej z nich. 
       - Zastanawiam się tylko czego użył ten skurwiel. Wczoraj byłem gotowy się poddać. Dzisiaj mam wrażenie, wszystko zagoiło się w znacznym procencie, i to w jedną noc - szepnął. Zaśmiałam się, spuszczając wzrok na białą pościel. 
       - Wolę nie wiedzieć, po tym, co usłyszałam dzisiaj o jego karierze lekarskiej. Może masz właśnie w sobie jakieś cudowne odłamki meteorytu, które przyspieszają gojenie - zażartowałam, a on uśmiechnął się szeroko. 
       - Pobożne życzenia. To tylko morfina - Ed, po raz drugi tego ranka, jak cień wdarł się w przebieg rozmowy, którą prowadziłam. 
       - Puka się - warknął Harry, choć jego twarz rozjaśniła się we wdzięcznym wyrazie
       - Tak mi dziękujesz za pozbawienie cię samobójczych myśli? - prychnął Ed, stawiając na krześle, obok talerza, małą apteczkę i wyjmując z niej fiolkę z przeźroczystym płynem i strzykawkę. 
       - A co jeśli właśnie zabieralibyśmy się do seksu? - Harry uniósł jedną brew i wziął między zęby wnętrza swoich policzków. Ed zachichotał złośliwie i spojrzał na niego z góry.
       - Proszę cię, nie byłbyś w stanie podnieść małego, będąc tak nafaszerowanym lekami. - wbił igłę w sylikonowe wieczko fiolki i napełnił strzykawkę. - Dawaj ramię - rozkazał, przywołując go palcem. Harry posłusznie wystawił rękę, na której zgięciu znajdowało się kilka siniaków po ukłuciach z wczorajszego dnia. Ed westchnął niecierpliwie i wskazał na drugą z nich. Styles przekręcił oczami, ale wystawił ją bez słowa, dając sobie wbić igłę w żyłę. 
       - A teraz jedz posłusznie, bo zaraz będziesz zbyt naćpany, by to zrobić - rozkazał rudzielec i wyszedł z sypialni, chwyciwszy uprzednio apteczkę w dłoń. Nie poddając jego słów wątpliwościom, podstawiłam Harry’emu talerz pod nos, a ten sięgnął po jedną z kanapek i ugryzł niechętnie. Żuł długo i powoli, jakby bał się przełknąć, a gdy wreszcie to zrobił skrzywił się i jęknął cicho. Jego gardło musiało być w gorszym stanie niż chciał to pokazać. 
       Ze smutkiem pogłaskałam jego policzek i zachęciłam go do dalszego jedzenia.
       - W końcu będzie lepiej - szepnęłam, a on tylko kiwnął głową i odgryzł kolejny kawałek kanapki. 

       Zamknęłam za sobą ostrożnie drzwi i od razu podskoczyłam, gdy dopadł mnie Calum
       - Co tam masz?! - zapytał, sięgając ponad moim ramieniem do talerza. Porwał z niego chleb i, podobnie jak wcześniej Louis, wcisnął całą kanapkę do ust. Huh… Teraz wiem, czemu Kornelia miała problemu ze zdecydowaniem. Ci faceci są tacy sami, pomyślałam. Harry odpłynął, uśpiony przez lek Eda, a ja wyszłam z pokoju, wiedząc, że musiałam zrobić porządek w domu. Domyślałam się, że żaden z chłopaków nie pozmywał po sobie naczyń. 
       Bez słowa weszłam do kuchni, w której Louis sprzeczał się o coś z Kornelią. Ta wciąż była w swojej różowo-czarnej, satynowej piżamce. Odłożyłam talerz na kuchenny blat, a moja przyjaciółka od razu porwała z niego ostatnią kanapkę. Wszyscy troje… Tacy sami…
       - Nie! Mam tego dość! - warknęła z policzkami wypełnionymi jedzeniem. Pokręciłam głową na zabawne déjà vu, którego właśnie doświadczyłam. Louis załamał ręce i zrobił żałosną minę. Mimo że górował wzrostem nad Kornelią, zdawał się być teraz malutki, przytłoczony jej wysokim i donośnym głosem. 
       - Kocie, przecież…
       - Nie “kotuj” mi tu! Śpisz na kanapie i to jest moje ostatnie słowo! - za moimi plecami rozległo się parsknięcie i mordercze, błękitne spojrzenie różowowłosej kulki furii padło na rozbawionego Caluma. 
       - Bawi cię to? - zrobiła krok do przodu, powodując, że brunet się cofnął, pozostawiając powiew chłodu na moich plecach. 
       - Nie - Calum wystawił przed siebie ręce w obronnym geście. Westchnęłam ciężko i zabrałam się za zmywanie naczyń, ignorując sprzeczkę tej trójki. Nie mój cyrk, nie moje małpy… 
       - Co mam zrobić, żebyś pozwoliła mi…- Louis przerwał nagle, a ja zauważyłam kątem oka, jak jego ręce oplatają się wokół bioder mojej przyjaciółki. Zmrużyłam powieki, przeczuwając, że jakiś podstępny plan narodził się w jego głowie. Spojrzałam na niego w momencie, w którym przyciągnął Kornelię do siebie, a jej plecy zostały przyciśnięte do jego torsu. Zaprotestowała żywo, ale jej nie puścił.
       - Wiesz, Hood - mruknął niskim głębokim głosem, który zatrzymał szarpaninę Kornelii. Wszyscy teraz wpatrywaliśmy się w niego ze zdziwieniem. Kornelia przez ramię, ja z mokrym talerzem w ręku i Hood, który przełknął w ciszy kanapkę. 
       - Nie podziękowałem ci za uratowanie naszych przyjaciół… - zaczął, ale Kornelia nagle nadepnęła na jego stopę i uwolniła się z ciasnego uścisku. Popchnęła go na ścianę i wbiła palec w środek jego klatki piersiowej.
       - No wiesz, Tomlinson?! - wrzasnęła - Doskonale wiem co ci chodzi po głowie. To, że będziesz miły dla Caluma nic nie zmieni! - dodała i wybiegła z salonu do swojej sypialni, ale zanim zdążyła zatrzasnąć drzwi, Louis złapał ją za nadgarstek i zamknął w środku ich oboje. 
       Calum stał osłupiały, podczas gdy ja wzruszyłam ramionami i wróciłam do zmywania naczyń. Teraz w domu rozlegały się przytłumione przez ścianę krzyki.
       - Więc czego ode mnie oczekujesz, co?! Przecież właśnie o niego ci chodziło!
       - Nie bądź śmieszny, wszyscy w domu wiedzą, że to, co powiedziałeś było spowodowane twoją chęcią dobrania mi się do majtek. 
       Sarkastyczny śmiech i uderzenie małej pięści w drzwi
       - Jakbyś potrzebowała powodu, żeby pozwolić mi się dobrać do twoich - głośny plask sprawił, że zacisnęłam powieki, niemal czując na sobie uderzenie Kornelii. Au…
       Nastała cisza, w czasie której Calum opadł na kanapę, podkładając ramię pod głowę. Zaczął wpatrywać się w sufit w momencie, w którym za ścianą padło ledwo słyszalne “przepraszam”. Zakręciłam kurek i wytarłam ręce w kuchenny ręcznik, siadając na fotelu obok Caluma. 
       - To już drugi raz. Nie przyzwyczajasz się? - warknięcie Louis’ego, nawet mnie przyprawiło o ciarki na plecach.
       - Gdybyś nie oskarżał mnie o bycie dziwką przy każdej okazji! - ton Kornelii różnił się o sto osiemdziesiąt stopni od jej cichych przeprosin. 
       - Myślałem, że to normalne, że to robimy! 
       - Nie w momentach, kiedy jestem na ciebie wściekła! Nie myśl sobie, że będę ci zawsze na to pozwalać!
       - “Pozwalać?!” więc to zawsze jest tylko moja inicjatywa? Robimy to, bo na to “pozwalasz”?!
       - Och, nie chwytaj mnie za słówka! Poza tym nie będziemy się kłócić o se… - głośne uderzenie wprawiło w drżenie drzwi ich sypialni.
       - Uch, Louis! - głos Kornelii brzmiał jakby wyżej o kilka tonów. Calum zerwał się z kanapy z wyrazem grozy na twarzy, ale chwyciłam go za nadgarstek zanim zdążył rzucić się na ratunek mojej przyjaciółce. Zbyt długo z nimi mieszkałam, by nie wiedzieć co się szykowało.
       - Zostaw - rozkazałam, pociągnąwszy go z powrotem na kanapę. Zaparł się, patrząc na mnie jak na wariatkę
       - Ale… - zaczął, a potem zamarł nagle, napinając wszystkie swoje mięśnie na słowa dochodzące z sypialni.
       - Na to też potrzebuję “pozwolenia”? - gdyby nie to, że Louis prawdopodobnie przyciskał teraz Kornelię do cienkich drzwi, nie usłyszelibyśmy jego niskiego, namiętnego pomruku i cichego jęknięcia wyrywającego się z gardła dziewczyny. 
       - Powiesz mi, że wcale nie ma w tym twojej chęci? Że o tym nie myślałaś?
       - Louis, to nie jest czas na… mhf! 
       - Powiedz i przestanę. Zabroń mi. Nie pozwól. - głośny oddech mojej przyjaciółki sprawił, że Calum zacisnął pięści. 
       - Lou…
       - Czekam… - chwyciłam ze stolika książkę, próbując się nie wsłuchiwać w grzeszne akty, które odbywały się właśnie za ścianą. 
       - Nienawidzę… Aah… nienawidzę cię!
       - Wręcz przeciwnie. Wciąż mi nie odpowiedziałaś… 
       - O boże… - coś uderzyło lekko w drzwi. Prawdopodobnie głowa Kornelii, gdy nabierała z trudem powietrza. - Łóżko…
       - Dobra dziewczynka - głos Louis’ego ociekał satysfakcją. 
       - Ok! Muszę go zapytać co zrobił i żeby mnie tego nauczył - doprawdy, Ed jebany Sheeran był pierdolonym duchem. Podskoczyłam, a książka wyleciała mi z dłoni, gdy usłyszałam jego głos, dochodzący z kuchni. 
       - Serio, Ed, czy ty musisz być, jak pieprzony ninja?! - zapytałam z półuśmiechem, a on wyszczerzył zęby i pokręcił głową. 
       - Niestety. Byłem trenowany przez starożytne duchy japońskich mnichów. Nigdzie i nigdy się mnie nie spodziewasz. Jestem wszędzie i zawsze! - parsknęłam śmiechem, gdy z sypialni Kornelii doszło nas jej głośne jęknięcie. 
       - Żeby tak przerobić wściekłą laskę na napaloną. Gość ma skilla. - skomentował to Ed z podziwem. Podniosłam książkę z podłogi.
       - Norma. Zawsze tak robią. Kłócą się jakby się nienawidzili, a potem z Harrym nie możemy spać pół nocy przez jęki i skrzypienie łóżka. 
       - Nie mów, że nie wprowadza was to w nastrój - Ed mrugnął do mnie, a ja wybuchnęłam śmiechem
       - Czasami - przygryzłam wargę, udając zawstydzoną, ale chichot Eda zagłuszyło desperackie “Louis, ach!”, które sprawiło, że Calum zerwał się z miejsca, w którym wciąż stał i popędził do swojej sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi. 
       Patrzyliśmy za nim z rudzielcem, ja zrezygnowanym on zdziwionym wzrokiem, aż kolejne “ochy” i “achy” nie odwróciły naszej uwagi. Westchnęłam ciężko i wcisnęłam książkę pod pachę. 
       - Idę do sypialni, nie chce mi się ich słuchać - mruknęłam, a Ed zajął uprzednie miejsce Caluma na kanapie.
       - Idź, ja sobie posłucham - odparł, szczerząc się do mnie zabawnie.
       - Zboczeniec - rzuciłam go poduszką, którą z łatwością złapał. Pokazał mi język i zamknął oczy, moszcząc sobie wygodne miejsce. Kręcąc głową z uśmiechem, przeszłam przez kuchnię i korytarz i wróciłam do pokoju, w którym spał Harry. Tutaj jęki nie były tak słyszalne, a główny dźwięk, który pieścił moje uszy to spokojny oddech mojego ukochanego. Jakby na mnie czekał, leżał prawie przyklejony do ściany, zostawiając dla mnie miejsce na łóżku. Ostrożnie, powolnymi ruchami, ułożyłam się obok niego i oparłam plecy o ścianę, podciągając stopy pod siebie. Położyłam książkę na kolanach i zaczęłam czytać, napawając się bliskością i spokojem Harry’ego. 
       Powieść wciągnęła mnie na tyle, że nie zauważyłam, jak słońce przesunęło się znacznie po niebie, a jego jasne promienie oświetliły drzwi. Wyprostowałam plecy i przeciągnęłam się rozkosznie, mrucząc z zadowoleniem pod nosem. Cieszyłam się, że coś pozwoliło mi zabić, okrutnie wolno biegnący, czas. Im dalej w przyszłość tym Harry będzie się lepiej czuł. To dopiero drugi dzień od naszego ratunku, a ja już czułam diametralną zmianę. Po pierwsze: nie musiałam się bać, że ktoś wyciągnie mnie z sypialni, bym musiała przypatrywać się torturom mojego chłopaka, po drugie: mój chłopak był bezpieczny i w dobrych rękach, po trzecie: byliśmy otoczeni przez przyjaciół. 
       Wiedziałam, że w pewnym stopniu dusiłam w sobie rozpacz, jaką nosiłam przez ostatnie trzy tygodnie, ale też nie miałam pojęcia, jak ją z siebie wyciągnąć. Nie potrafiłam oddać się emocjom tak, jak Kornelia i jeśli miałam zachować spokój to nie widziałam w tym problemu. Póki byłam wsparciem dla Harry’ego, nie potrzebowałam sesji odkrywania swoich uczuć. Nie chciałam wspominać tego, co widziałam. Nie chciałam patrzeć na Harry’ego i widzieć w jego twarzy cierpienie, które okazywał, gdy krzyczał z bólu. Nie chciałam słuchać jego głosu, obawiając się, że zamieni się on w jęki bólu. To, co było tutaj było najlepszym, co mogło się nam wydarzyć. To, co było teraz, było jedyną słuszną opcją. To, co działo się w tej chwili było dla mnie najważniejsze. 
       - Mam wrażenie, że nasz związek polega na moich wypadkach i twoim dbaniu o mnie - usłyszałam za sobą cichy pomruk. Spojrzałam na leżącego na poduszkach Harry’ego i uśmiechnęłam się delikatnie. 
       - Ważne, że zawsze wychodzisz z tego cało - odparłam, odwracając się do niego i opierając brodę na jego klatce piersiowej. 
       - Teraz jest połowa mnie - zdobył się na kiepski żart. 
       - Nie martw się. Będziemy wpychać w ciebie tonę jedzenia - cmoknęłam jego nagą pierś, czując pod sobą wystające żebra. - Jak się czujesz? - zapytałam
       - Zadziwiająco dobrze. Ed to cudotwórca… - westchnął
       - Zboczony cudotwórca - mruknęłam, zastanawiając się czy Kornelia i Louis dalej zabawiali się w swojej sypialni i czy Sheeran wciąż się im przysłuchiwał. Harry zmarszczył brwi, zdezorientowany, ale machnęłam tylko ręką. 
       Dwa, trzy, cztery i więcej dni mijało na opiece nad Harrym i dbaniem o dom. Głównie ja byłam odpowiedzialna za tę drugą rzecz, bo cała reszta okazała się strasznie niechlujna. Harry przybierał powoli na wadze, białka jego oczu jaśniały z każdym dniem, gubiąc upiorną czerwień, a siniaki przybrały żółto-zielonkawy kolor. Kornelia z Louis’m kłócili się i godzili seksem, Calum dąsał się wiecznie, unikając każdego z nas, a Ed rozmawiał często przez telefon i badał stan zdrowia Harry’ego. 
       - Trzeba się tym zająć - mruknął piątego dnia, patrząc na przekrzywione kolano swojego szefa. Harry siedział na łóżku po swojej pierwszej próbie stania o własnych nogach, ale lewa kończyna mu to uniemożliwiła. 
       - Więc się tym zajmij - warknął, masując bolące miejsce. 
       - To nie takie proste. Potrzebujemy prześwietlenia. Domyślam się co to może być, ale trzeba się upewnić. Mógłbym cię uszkodzić jeszcze bardziej. - zaprotestował medyk, ale Harry przerwał mu uniesioną dłonią.
       - Zamknij mordę i nastawiaj mi tę kość
       - Hazza…
       - Edward! Nie mamy czasu! Michael może zaatakować w każdej chwili! Nie będę do niego strzelał z wózka! - zadzwoniło mi w uszach od krzyku Harry’ego. On złapał się gwałtownie za głowę i zacisnął zęby, oszołomiony przez własny wysiłek, jaki włożył w swój protest. 
       - Harry, spokojnie. Na dniach będziemy mogli wracać do Londynu, wtedy Ed zrobi prześ… - zaczęłam, ale złapał mnie za rękę i pokręcił głową.
       - Dziecino, wyjdź stąd. - szepnął, wywołując mój szok. Ścisnęłam mocniej jego dłoń, świeży bandaż ocierał się o moją skórę. - Już dość się napatrzyłaś, nie chcę, żebyś i to widziała - wyjaśnił, po czym skinął na Eda. 
       - Zrób to - rozkazał, wziąwszy głęboki oddech. Ed zacisnął wargi, wahając się przez chwilę, ale w końcu pokręcił głową i z westchnieniem zrezygnowania, zbliżył się do Harry’ego. Przerażona puściłam ciepłą dłoń i wybiegłam z sypialni, trafiając na Caluma i wtulając się w niego w czasie, gdy pierwszy krzyk bólu rozdarł moje uszy. Calum nie pytał, nie biegł na pomoc Harry’emu. Po prostu zatkał mi uszy rękami i przycisnął swój policzek do mojej głowy, kołysząc mną na uspokojenie. Łzy spływały mi strumieniami po twarzy, gdy, nawet przez ochronę dłoni Hooda, słyszałam ten sam głos, który wywoływał moje koszmary przez trzy tygodnie. Moczyłam męską koszulę, szlochając głośno. 
       Krzyki ucichły prawdopodobnie szybciej niż mi się to wydawało, więc odsunęłam się od bruneta, wbijając wzrok w podłogę.
       - Przepraszam - szepnęłam, pociągnąwszy nosem. Duże dłonie spoczęły na moich ramionach, ściskając je lekko.
       - Rozumiem. Nie przepraszaj. Ed nastawiał mu nogę? - zapytał, ale widząc moje drżenie nie czekał na odpowiedź tylko przytulił mnie mocno do siebie. - Spokojnie… Już po wszystkim - szeptał słowa pocieszenia do czasu aż nie przestałam łkać cicho. Wtedy ponownie mnie od siebie odsunął i zmusił bym na niego spojrzała. Otarł moje policzki i uśmiechnął się dobrodusznie. 
       - Dziękuję, że nas uratowałeś - szepnęłam, czując nagle niewyobrażalną wdzięczność. Czy kiedykolwiek tak naprawdę mu podziękowałam? Nawet jeśli, to było to za mało. Dzięki niemu takie krzyki nie były codziennością. Dzięki niemu Harry wracał do siebie. 
       Calum zamknął na chwilę oczy i kiwnął głową. Wtedy podskoczyłam, gdy ktoś obok nas przeczyścił gardło. Nie wiedziałam kiedy Kornelia i Louis do nas podeszli. Może przybiegli tu z pierwszym krzykiem Harry’ego? Teraz stali, wpatrzeni w nas ze smutkiem. Louis trzymał w ustach nieodpalonego papierosa i przerzucał wzrok ze mnie na Caluma aż wreszcie westchnął zrezygnowany i kopnął posadzkę.
       - Porozmawiam z Harrym o twoim dołączeniu do nas - mruknął, skupiając wzrok na zapalniczce, której płomień zbliżył się do papierosa. Kornelia uśmiechnęła się delikatnie i chwyciła jego wolną dłoń. Ja przełknęłam nerwowo ślinę, czekając na rozwój wydarzeń.
       - Nie. Nie, Tommo, wiem, że to byłoby dla ciebie niewygodne. Dla każdego z was - zaprotestował Calum i, puściwszy mnie, cofnął się o kilka kroków, jakby chciał stąd uciec. 
       - Nie bądź idiotą, Hood, dzięki tobie żyją moi przyjaciele. Przydasz nam się. Znasz Michaela i jego metody. - Louis brzmiał beznamiętnie, jakby wiele go kosztowało takie wyznanie. Dym otaczał jego twarz szarą powłoczką, uderzając wszystkich w nozdrza zapachem tytoniu. 
       Calum stanął, oparty o drzwi wyjściowe i spojrzał lękliwie na Tomlinsona. Niemal widziałam bitwę, toczącą się w jego głowie, aż wreszcie oblizał wargi i kiwnął głową.
       - Ja… Postaram się wam pomagać najlepiej jak potrafię. - szepnął w końcu, wyraźnie poruszony. 
       - Tylko żadnych fałszywych ruchów w stronę Kornelii - ostrzegł go Louis z papierosem między zębami i przyciągnął dziewczynę bliżej siebie. Oczy Caluma zaświeciły się od łez, gdy brązowe tęczówki spotkały się z jej niebieskimi. Chwila napiętej ciszy trwała w nieskończoność, ale wreszcie brunet kiwnął głową.
       - Obiecuję… - szepnął. Wtedy drzwi do sypialni otworzyły się z cichym skrzypnięciem i na korytarz wyszedł Ed. Spojrzał na naszą czwórkę, a potem skinął na mnie głową, pokazując, bym weszła do środka. Spełniłam jego polecenie, postanawiając zostawić resztę nowej sytuacji Kornelii, a rudzielec zatrzasnął za mną drzwi, nie wchodząc do środka. 
       Harry leżał na łóżku, dysząc ciężko. Jego skóra błyszczała od potu, biała koszula była przemoknięta na każdym skrawku, który dotykał wymęczonego ciała. Styles zasłaniał przedramieniem oczy, zaciskając do białości wargi, jakby ból wciąż go nie opuścił. 
       Podeszłam sztywno do krawędzi łóżka, automatycznie zerkając na nogę, którą miał zająć się Ed. Kolano nie zginało się już pod dziwnym kątem, ale na jego boku pojawił się nowy, duży siniak. Nie mogąc powstrzymać łez, opadłam twarzą na klatkę piersiową Harry’ego i rozpłakałam się na dobre. 
       Płakałam bo cierpiał, płakałam, bo jego ciało było doprowadzone na skraj wytrzymałości, płakałam, bo w jego krzykach słyszałam błaganie o śmierć, płakałam, bo nawet w momencie, gdy nie był w stanie się ruszyć, dał się torturować dalej tylko dlatego, że nieznajomy postanowił nagle, że tym razem zrani mnie. Czułam, że oddech umyka z moich płuc, odmawiając im powrotu, moje gardło zaciska się mocno, wypuszczając na zewnątrz jedynie szlochy i żałosne jęki. Chciałam wszystko cofnąć. Przywrócić Harry’emu jego czysty głos, rozbudowane mięśnie, zdrowe kolana. Scałować krew z jego białek i cudownie pozbawić jego gardła ohydnej pręgi. Uspokoić jego ciężki nosowy oddech, gdy tak leżał pode mną, próbując wytrzymać ból, jaki zadał mu przed chwilą Ed. Rozluźnić zaciśnięte wargi i zachęcić je do uśmiechu.Chciałam, żeby Harry był zdrowy, żeby nie doświadczył tych strasznych zdarzeń i płakałam, bo byłam bezradna.

       Nie zareagował. Nie pocieszał mnie, nie pogłaskał po plecach. Po prostu leżał tam, oddychając powoli i ciężko, oddając się wewnętrznej walce z bólem. Żadne z nas nie miało siły udawać, że te trzy tygodnie nie miały miejsca. Żadne z nas nie czuło potrzeby oszukiwania się nawzajem. Oboje wreszcie oddaliśmy się swojemu cierpieniu. 





Zapraszamy do komentowania! :) :*
#TTDff

13 komentarzy:

  1. Nareszcie jakaś przerwa od tego koszmaru, nie wytrzymałabym kolejnej dawki emocji 😖

    OdpowiedzUsuń
  2. ból Hazzy jest moim bólem i jak się to odczuwa to nie jest już tak fajnie XD
    Kornelia i Louis mnie rozwalają xd a bardziej Kornelia xD
    wiem że to zabrzmi chamsko ale cieszę się że Calum to wszystko słyszał i że teraz ma się trzymać z dala od niej
    wiem że szykuje się też jego śmierć xd HA! taka genialna jestem :D
    dziewczyny rujnujecie moją psychikę ale was kocham i to ff też, jesteście genialne
    czekam na next xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, ale to opowiadanie jest genialne. Poświęciłam kilka ostatnich nocy, żeby je przeczytać i naprawdę było warto. Powodzenia w dalszym pisaniu. :)
    P.S mogłybyście mi powiedzieć jak nazywa się dziewczyna, która w teaserze gra Milenę, ta, która wstaje z łóżka?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ugh, biedny Harry. :(
    Jestem ciekawa, co wykombinuje Michael. Jestem pewna, że nie zostawi tak tej sprawy. Ba, pewnie rozpęta się piekło. Jeśli to już nie jest. :c
    Louis i Milena, nie ładnie. Cieszę się, że potrafią dojść do porozumienia, ale denerwuje mnie to, iż tak ranią Calum'a. Osobiście nic do niego nie mam, nawet mu współczuję. Jejciu..
    No nic, ja lecę spać.
    Dobranoc.:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyny,jesteście mistrzyniami.Jak znajdziecie wydawcę to jestem pierwsza do kupna książki! Rozdziały są długie,konsekwentne,czyta się je jak naprawdę świetną powieść.Jesteście bardzo konsekwentne jeśli chodzi o fabułę,wszystko ma swój logiczny ciąg i nie ma możliwości pogubienia się co i jak.Po prostu to co tworzycie jest niezwykłe.Humor przychodzi Wam tak naturalnie,prost, że mam wrażenie jakbym naprawdę tam była.To jak tworzycie bohaterów też zasługuje na oklaski.Wasze opowiadanie jest zdecydowanie jednym z najlepszych jakie istnieją.Nie mogę wyjść z zachwytu i uśmiechać się kiedy czytam kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdecydowanie Ed jest królem tego rozdziału :D
    A scena jak Milena płakała w objęciach Caluma była taka awwwww :-)
    Korniiiii odpuść trochę Lujowi głuptak jest po prostu zazdrosny xD

    Lovki i kisski :-D

    OdpowiedzUsuń
  7. o boże....
    wyobrażam sobie te krzyki Harry'ego i aż mi słabo
    ten ból.... niemożliwy wręcz do zniesienia....
    biedny ;c
    i znowu jebany Mike i jego chore pomysły >.<
    no idiota!
    btw Calum jest już w grupie Harry'ego i Lou?
    w sumie to szkoda mi tego, że musi słyszeć te krzyki rozkoszy Kornelii i Lou
    za to mamy w naszym gronie zboczuszka! ^^
    oj Edziu, co powie na to twoja blondynka? (dobrze zapamiętałam? xd )
    wgl ostatnio zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdyby te postacie naprawdę żyły i były prawdziwym Harrym Stylesem i Louisem Tomlinsonem? ;o
    ale to tylko taka moja schiza :D
    przeczuwam, że w następnym rozdziale będzie akcja ;3
    tylko, jak będzie, to nie zabijajcie mi Edka! ;c
    (nikogo, oprócz Mike'a, oki?! TAK ŁADNIE PROSZĘ ;C )
    (a no i Ashtona :D )
    no i zastanawiało mnie jeszcze, ile zostało rozdziałów do końca? Z jednej strony chcę wiedzieć, ale z drugiej... nie
    Bo zakochałam się w tym ff od tamtych wakacji i nie wyobrażam sobie szczerze mówiąc końca w tym sensie, że to ff zapoczątkowało pewien rozdział w moim życiu i kiedy ono się skończy to... to... nie chcę i tyle ;c
    A tu jeb, w ostatnim rozdziale wszyscy zginą!
    o.o
    moje pomysły są dziwne....
    wyobraziłam sobie, jak wysadzają sie granatem wszyscy, dlatego że w tym samym pomieszczeniu był Mike....
    okej, zaczynam się bać swoich pomysłów haha
    koniec komentarza, bo jak się zacznę rozpisywać to nie skończę, a jutro trzeba wcześnie wstać niestety ;c
    także, dobranoc ! ;3
    do następnego
    KOCHAM.:*

    OdpowiedzUsuń
  8. o boże....
    wyobrażam sobie te krzyki Harry'ego i aż mi słabo
    ten ból.... niemożliwy wręcz do zniesienia....
    biedny ;c
    i znowu jebany Mike i jego chore pomysły >.<
    no idiota!
    btw Calum jest już w grupie Harry'ego i Lou?
    w sumie to szkoda mi tego, że musi słyszeć te krzyki rozkoszy Kornelii i Lou
    za to mamy w naszym gronie zboczuszka! ^^
    oj Edziu, co powie na to twoja blondynka? (dobrze zapamiętałam? xd )
    wgl ostatnio zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdyby te postacie naprawdę żyły i były prawdziwym Harrym Stylesem i Louisem Tomlinsonem? ;o
    ale to tylko taka moja schiza :D
    przeczuwam, że w następnym rozdziale będzie akcja ;3
    tylko, jak będzie, to nie zabijajcie mi Edka! ;c
    (nikogo, oprócz Mike'a, oki?! TAK ŁADNIE PROSZĘ ;C )
    (a no i Ashtona :D )
    no i zastanawiało mnie jeszcze, ile zostało rozdziałów do końca? Z jednej strony chcę wiedzieć, ale z drugiej... nie
    Bo zakochałam się w tym ff od tamtych wakacji i nie wyobrażam sobie szczerze mówiąc końca w tym sensie, że to ff zapoczątkowało pewien rozdział w moim życiu i kiedy ono się skończy to... to... nie chcę i tyle ;c
    A tu jeb, w ostatnim rozdziale wszyscy zginą!
    o.o
    moje pomysły są dziwne....
    wyobraziłam sobie, jak wysadzają sie granatem wszyscy, dlatego że w tym samym pomieszczeniu był Mike....
    okej, zaczynam się bać swoich pomysłów haha
    koniec komentarza, bo jak się zacznę rozpisywać to nie skończę, a jutro trzeba wcześnie wstać niestety ;c
    także, dobranoc ! ;3
    do następnego
    KOCHAM.:*

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham! Jak zwykle świetny rozdział! Po takich emocjach chwila odpoczynku :) do następnego! :* /awwwwmynialler

    OdpowiedzUsuń
  10. No dlaczego dlaczego on jej nie pocieszył?! Ed zboczeniec.
    Kocham.
    Miška.

    OdpowiedzUsuń