Kochane! Wybaczcie tak długą nieobecność! Moje życie ostatnio jest zakręcone tak bardzo! Wiem, że czekacie na perspektywę Mileny i oczywiście się ona pojawi, ale muszę ostrzec, że może to pojawić się dość późno. W czwartek wyjeżdżam za granicę i nie wiem jak będzie się tam sprawa miała z internetem. Póki co mam nadzieję, że większych problemów z tym nie będzie i rozdział pojawi się w ciągu tygodnia :D Tym czasem Mamy rozdział Kornelki i lekki spokój. Potrzebny, bo obiecuję dużo wrażeń i emocji z rozdziałem Mileny!
A. <3
- Milena - westchnęłam wreszcie, opuszczając wzdłuż ciała ramiona. Zamrugała szybko i spojrzała na mnie niewidzącym wzrokiem.
- Hm? - mruknęła i zapięła podróżną torbę. Zacisnęłam wargi, nie chcąc dać ponieść się emocjom.
- Co się stało? - zapytałam wreszcie, podchodząc kilka kroków.
- Nic? - wzruszyła ramionami i spuściła wzrok. Warknęłam gardłowo, czując rosnącą we mnie niecierpliwość.
- Nie ściemniaj - ostrzegłam ją, wystrzeliwszy palec wskazujący w jej stronę. Zassała policzki i zaryła butem w posadzkę, ale poza tym nic nie powiedziała. Pokręciła tylko głową i zarzuciła na ramię torbę w momencie, w którym do mieszkania wparowali Harry i Louis.
- Przeprowadzkaaaaa! - krzyknął mój chłopak i podbiegł do mnie, chwytając w swoje ramiona. - Będziesz skazana na wieczne życie ze mną - dodał, muskając ustami mój nos. Parsknęłam śmiechem, dając mu się pocałować. Klepnęłam go w ramię, żeby postawił mnie na ziemi, co szybko uczynił i powróciłam wzrokiem do Mileny, która uśmiechała się słabo do Harry’ego.
Była blada, pod czami miała ciemne worki i każda z ekspresji, które starała się nałożyć na twarz zdawała się być wymuszona. Wiedziałam, że stało się coś złego w Bobbles. Nie byłam głupia. Jedyne czego nie rozumiałam to powód, dla którego Milena chciałaby to przede mną ukryć. Postanowiłam wziąć ją na rozmowę na osobności przy najbliższej okazji. Może ktoś coś jej powiedział, może ci domniemani znajomi, o których mówiła wcale nie zapewnili jej odpowiedniej opieki.
Wypuściłam ze świstem powietrze z płuc i postanowiłam zostawić tę sprawę na później. Był dzień wynoszenia się z mieszkania Gemmy i wokół nas wisiało zbyt wiele dystraktorów, skutecznie odwracających moją uwagę od problemu Mileny.
Drzwi kliknęły kilkukrotnie, Harry przekręcił kluczyk i tyle widzieliśmy puste mieszkanie, które było naszym domem przez ostatnie miesiące. Powstrzymałam łzy wzruszenia, gdy wyszliśmy z apartamentowca, czując jak moje gardło zaciska się niemiłosiernie.
- Oooo… Będziesz płakać? - zakpił Louis, obejmując mnie szczelnie w pasie i osłaniając parasolem moją głowę przed londyńskim deszczem. Parsknęłam na niego i odepchnęłam go od siebie delikatnie
- Nie! - warknęłam, podbiegając do Audi. Szarpnęłam za klamkę, lecz zanim wskoczyłam na siedzenie pasażera, rzuciłam ostatnie spojrzenie Milenie. Z zaciśniętą szczęką kiwnęła mi na pożegnanie i uśmiechnęła się słabo. Brwi Harry’ego zbiegły się w oczywistej konsternacji. On też widział, że coś było nie tak. Zagryzłam wargę, czując nieprzyjemny uścisk w żołądku. Definitywnie musimy porozmawiać.
Z kolejnym westchnieniem usiadłam na fotelu pasażera i spuściłam głowę na zagłówek. Za dużo rzeczy działo się ostatnio wokół mnie. Za dużo nowych problemów i rozwiązań, za dużo wszystkiego. Louis usiadł po mojej prawej stronie i odpalił silnik Audi, bezwiednie biorąc moją dłoń w swoją. Ścisnęłam ją delikatnie i opuściłam powieki z głośnym westchnieniem. Wolność? Byliśmy wolni? Zdecydowanie nie czułam się wolna. Coś nie mogło przestać uderzać ochronnych ścian mojej podświadomości. Jakiś nerw, mały problem, który próbował wykrzyczeć w moje ucho najgorsze rzeczy. Z Mileną było coś nie tak, Michael poddał się zbyt łatwo, Calum się nie odzywał, Louis był dziwnie spokojny, wszyscy zdawali się zapomnieć o atmosferze śmierci i niebezpieczeństwa, która wisiała nad nami w ostatnich miesiącach. Może zbyt się przejmowałam. Może moje emocje znów stawały na drodze pełni szczęścia, ale coś nie dawało mi przestać podejrzewać, że spokój nas otaczający był tylko pozorny.
- Milena zdawała się przygaszona - mruknął Louis, patrząc wprost na zatłoczoną drogę. Otworzyłam oczy i kiwnęłam głową, przełykając ciężko ślinę.
- Nie chciała mi powiedzieć dlaczego - odparłam, obserwując umykające budynki i pojazdy za oknem. Louis parsknął śmiechem i chwycił między zęby swoją dolną wargę.
- Może denerwuje się przeprowadzką - zasugerował, mrugając do mnie zaczepnie. Zaśmiałam się cicho.
- Nieee… Wczoraj jeszcze była podekscytowana. Wyciągnę z niej o co chodzi - wzruszyłam ramionami, na co Louis przytaknął i przybliżył nasze złączone dłonie do swoich ust. Ucałował mój nadgarstek lekkim powolnym ruchem warg, który na chwilę pozwolił zapomnieć mi o problemach wypełniających moją głowę. Poczułam łaskotanie w żołądku, gdy jego błękitne źrenice zwróciły się w moim kierunku, cień długich rzęs sprawiający, że wyglądały na ciemniejsze niż w rzeczywistości.
Przeczyściłam gardło, próbując zahamować ciepło rozchodzące się po moim ciele, gdy Louis leniwie oderwał ode mnie wzrok, by skupić się na drodze. Nasze dłonie wciąż splecione, spoczywały teraz na jego kolanie.
- A ty? - zapytał nagle, mrużąc oczy. Zmarszczyłam brwi.
- Co ja?
- Podekscytowana, że będziesz ze mną mieszkać? - wyszczerzył zęby. Prychnęłam lekceważąco.
- Nie. Nie mogę nawet sobie wyobrazić gorszego pomysłu. Już tęsknię za mieszkaniem Gemmy. Twój piętrowy apartament to taka żenada, nawet nie mogę…
- Dobra, dobra! Zamknij się - przerwał mi ze śmiechem, gryząc mnie zaczepnie w wierzch dłoni. Zachichotałam i, naciągnąwszy wygodnie pas bezpieczeństwa, pochyliłam się w jego stronę, by złożyć lekki pocałunek na jego policzku.
- Nie mogłabym być szczęśliwsza - szepnęłam, przejeżdżając językiem po płatku jego ucha. Wyraźnie zadrżał, a jego twarz spłonęła uroczym rumieńcem.
- Masz szczęście
- Hej! Może najpierw się rozpakujesz, hm? - wysapał w moje włosy, gdy zassałam jego skórę, wywołując jego gardłowe warknięcie.
- Później. Musimy ochrzcić nasze mieszkanie - szepnęłam i zacisnęłam szczelniej wokół niego nogi.
- Robiliśmy to tutaj już nie raz - odparł ze śmiechem. Zachwiał się lekko, gdy jego kostka trafiła na schody.
- Nie, kiedy ja byłam mieszkańcem - zauważyłam i otrzymałam w odpowiedzi tylko jego śmiech, który od razu uznałam za zgodę na mój pomysł. Pospiesznie zeskoczyłam z jego bioder i, chwyciwszy go za rękę, pobiegłam w górę schodów, na oślep kierując się w stronę sypialni. Gdy już do niej trafiliśmy, nie czekałam na wielkie ceremonie i gry wstępne. Zrzuciłam z siebie koszulę i spodnie, a Louis w tym czasie pozbył się swoich ubrań, które zostały rzucone gdzieś w kąt sypialni. Niemal brutalnie popchnął mnie na łóżko i przyssał się do mojej szyi, ściskając w rękach zabezpieczone stanikiem piersi. Nabrałam gwałtownie powietrza w płuca, czując w dole mojego brzucha podniecenie, rozchodzące się przyjemnym ciepłem po całym ciele aż po czubki palców. Jęknęłam cicho, gdy ciepłe wargi otoczyły mój sutek, a sprawna wolna dłoń zsunęła z moich nóg majtki. Sama pozbyłam się bielizny Louis’ego i wypchnęłam biodra w górę, ocierając się o jego twardą męskość. Zaklął cicho, gryząc mój obojczyk i rozłożył szerzej moje nogi, pieszcząc dłońmi uda.
- Niecierpliwa - mruknął niczym drapieżny kot, wysyłając po mojej szyi i klatce piersiowej przyjemne wibracje. Warknęłam z dezaprobatą, ponownie sugestywnie się o niego ocierając. Zaśmiał się cicho, zmysłowo, ale wreszcie spełnił moje nieme prośby i wszedł we mnie jednym pewnym ruchem. Wydałam z siebie nieartykułowany dźwięk i zacisnęłam wargi, by go stłumić, czując, jak jego członek ociera się rozkosznie o moje wrażliwe, niecierpliwe wnętrze. Louis pokręcił głową i pocałował mnie gwałtownie, głęboko.
- Nie powstrzymuj się - szepnął w moje usta, przyciskając mnie po raz kolejny do łóżka. Moje usta ułożyły się w jego imię, gdy zobaczyłam przed oczami gwiazdy. Czy nasz seks miał mi się kiedykolwiek znudzić? Zdawało się, że z dnia na dzień było coraz lepiej. Jego ruchy z początku nieznośne powolne, jakby droczył się ze mną, chciał przetestować moją cierpliwość, którą potem sam stracił, przyspieszając je i pogłębiając. Pchnięcie za pchnięciem czułam budujące się spełnienie, ciepło i elektryczną przyjemność, która odnajdywała ujście w cudownej mozaice świateł i doznań, kolorowych emocji, napiętych mięśni.
Doszłam szybko, gwałtownie i niespodziewanie, stęskniona jego dotyku, a on nie został daleko w tyle. Już po chwili usłyszałam jego jęknięcie tuż przy swoim uchu i poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się we mnie falami jego orgazmu. Zaklął cicho, opadając na mnie, a ja zaśmiałam się lekko i pocałowałam go w ramię. Przez chwilę leżeliśmy w milczeniu, dysząc w swoją spoconą skórę, ale po chwilo Louis zaczął nagle całować mnie po szyi i zjeżdżać wargami w dół mojego ciała.
Uniosłam kącik ust w zdezorientowanym uśmiechu i przekrzywiłam lekko głowę.
- Jesteś dobry, skarbie, ale wątpię, żebyś już był gotowy na drugą rundę - zażartowałam, czując jego usta na swoim brzuchu. Parsknął tylko i otoczył językiem mój pępek.
- Dzięki - mruknął urażonym tonem, ale widziałam rozbawienie czające się w kącikach jego oczu.
Obserwowałam jak obdarowuje mój brzuch setkami pocałunków i zaczyna powoli znaczyć na nim ślady opuszkami palców. Między jego brwiami pojawiła się mała zmarszczka, gdy zaczął wodzić wzrokiem za swoją dłonią. Moje serce stanęło na chwilę, gdy dojrzałam zmartwienie na jego twarzy.
- Louis? - zaczęłam, a on tylko zmrużył oczy i wziął głęboki oddech.
- Wiesz… - zawahał się, palec zatrzymał na mojej kości biodrowej.
- O co chodzi? - zacisnął wargi, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią, a potem oparł głowę na wolnej dłoni, drugiej wciąż nie odrywając od mojej skóry.
- Teraz… Myślę, że czeka nas spokojny okres. Myślę, że bez wahania możemy myśleć o przyszłości… - przełknęłam ciężko ślinę, czując nerwowy uścisk w klatce piersiowej. Czy to możliwe, że dzień po mojej konwersacji z Mileną, Louis postanowił rozpocząć ten temat? Jakie były szanse? Dlaczego teraz?
- Nie - urwałam jego wypowiedź, kręcąc gwałtownie głową. Nie spodziewał się tego. Wyraźnie zbiłam go z pantałyku, bo zamrugał gwałtownie i odsunął ode mnie swoją rękę.
- Co?
- Nie. Znasz mój stosunek do tej sprawy - warknęłam i uniosłam się na łokciach w celu wstania z łóżka. Louis podniósł się gwałtownie na kolana i chwycił mój nadgarstek, zatrzymując mnie pospiesznie.
- Poczekaj. Kornelia, poczekaj proszę. Nie mówię teraz, nie mówię od razu. Ale… Nie chciałabyś? Ze mną? Mamy pieniądze, pewny biznes…
- “Pewny”? - uniosłam brwi
- Tak! Teraz gdy wszyscy wrogowie zeszli nam z drogi…
- Pojawią się nowi…
- Kornelia… To może poczekać, ale proszę, nie mów “nie”… - jego oczy były pełne nadziei wymieszanej ze smutkiem. - Byłabyś cudowną mamą - szepnął, pochylając się w moją stronę i całując mnie delikatnie. Odpowiedziałam na pocałunek nieco nieprzytomnie, bo panika odebrała mi zdolność poruszania się.
Mamą… Nigdy nie myślałam o sobie jako kandydatce na rodzica. Dzieci mnie przerażały, zawsze wierzyłam, że zostanę starą panną z bandą kotów, które miały mnie zjeść po śmierci. Ale nie byłam panną. Miałam przy sobie cudownego faceta, który mógł zapewnić mi dogodne finansowo życie, miałam dwadzieścia sześć lat i niemal zapewnioną przyszłość. A mimo to perspektywa posiadania dziecka wydawała mi się tak odległa, abstrakcyjna, że nie poświęciłam jej nawet chwili uwagi.
- Zawsze chciałem zostać ojcem - niemal podskoczyłam, gdy Louis ponownie się odezwał. Muskał teraz ustami moją szyję, wolną ręką głaszcząc mój brzuch, a ja nie mogłam przestać myśleć, że właśnie wyobrażał sobie mnie w ciąży. Skrzywiłam się, czując psychiczny dyskomfort.
- Nigdy nie chciałam zostać matką - odparłam z poczuciem winy. Jego dłoń się zatrzymała, a na szyi poczułam nieprzyjemny chłód. Spojrzałam na niego, gdy odsunął się ode mnie i zacisnął powieki.
- Jasne - szepnął, kiwając delikatnie głową. Widziałam w jego wyrazie ból. Tęsknotę za czymś, co właśnie mu odebrałam. Nieprzyjemne ukłucie przeszyło moje serce, a ja nie mogłam wyjąć przedmiotu, które je powodowało. Przecież sama do tego doprowadziłam. Nie chciałam dzieci, nie chciałam nawet myśleć o tak poważnych zobowiązaniach.
- Zapomnij… - cmoknął mnie w szyję i przerzucił nogi przez łóżko, zabierając za sobą jeden z koców, który owinął wokół bioder.
- Lou… - zaczęłam, zaciskając dłoń na kołdrze - Błagam nie złość się.
Uśmiechnięty, odwrócił się w moją stronę i wzruszył ramionami.
- Nie złoszczę. To była tylko mała rzecz, która ostatnio chodziła mi po głowie. - rzucił zanim skierował się do łazienki. Zatrzasnął za sobą drzwi, a w moich uszach rozbrzmiał szum wody spod prysznica.
Z głośnym warknięciem opadłam na poduszki i zakryłam twarz dłońmi. Dlaczego teraz? Dlaczego w dniu naszej przeprowadzki Louis postanowił uderzyć we mnie tak trudnym tematem? Dlaczego nie mogłam go uszczęśliwić? Dlaczego mój zaburzony mózg nie potrafił nawet wyobrazić sobie mnie w roli matki? Byłam w dobrym wieku, miałam dobrze płatną pracę i cudownego faceta. Może pójście w ślady mojej konserwatywnej rodziny nie było całkiem złym pomysłem. Koty nie mogły mnie na starość wykarmić. A Louis wyglądał tak uroczo, gdy głaskał mój brzuch.
Kolejne warknięcie i uderzenie pięścią w łóżko. Nie! Nie widzę tego. Mały brzdąc krzyczący w środku nocy, dzieciak z kiełbasianymi rączkami, który próbuje chwycić moje długie włosy, moje kolczyki… Wzdrygnęłam się na wyobrażenie bólu, gdy małe palce sięgają metalu przy mojej wardze i pociągają z całej siły.
- Kurwa! - zaklęłam w swoim rodzimym języku i wstałam z łóżka. Uderzając piętami w posadzkę otworzyłam gwałtownie drzwi łazienki i zatrzasnęłam je za sobą.
- Kornelia? - Louis właśnie wycierał swoje ramiona białym ręcznikiem, gdy spojrzał na mnie w totalnym szoku. Syknęłam na niego, jak rozwścieczony kot i weszłam pod prysznic, oddając się parzącemu uczuciu na swojej skórze.
Nie wiedziałam skąd we mnie ta wściekłość, ale jakimś cudem temat macierzyństwa rozgniewał mnie do tego stopnia, że poczułam drżenie swoich nóg.
- Kocie - przez opadającą wodę niemal nie dosłyszałam cichego głosu Louis’ego. Odwróciłam się do niego i przekręciłam oczami
- Po co tu wszedłeś? - zapytałam, zupełnie irracjonalnie się na nim wyżywając.
- Dlaczego jesteś zła? - odbił piłeczkę, kładąc ręce na moich biodrach. Krople wody spływały szybkimi strumieniami po jego klatce piersiowej i ramionach. Zacisnęłam wargi i przestąpiłam z nogi na nogę.
- Nie wiem - odpowiedziałam szczerze. Otworzył szeroko oczy i uśmiechnął się nieśmiało - Bo zacząłeś gadać o tym. Bo nie chcę. Ech, nie chcę, Louis, rozumiesz? - bredziłam bez ładu i składu, ale Louis zdawał się wszystko wyłapać bez problemu. Zagryzł swój policzek i przytaknął, przytuliwszy mnie do siebie.
- Więc żadnych dzieci… - powiedział cicho i sięgnął ponad moim ramieniem, odcinając dopływ wody do słuchawki prysznica. Otoczyła nas przejmująca cisza, przerywana dźwiękami pojedynczych kropli, spływających z naszych ciał.
- Ale ty chcesz… Jeśli…
- Ćśśś. Hej, jesteśmy ze sobą tylko rok. Może mi się odmieni. Może ci się odmieni. Kto wie co przyszłość przyniesie. - musnął wargami mój policzek
- A jeśli żadnemu z nas się nie odmieni? - zapytałam przez zaciśnięte gardło
- To będziemy parą bezdzietnych dziadków z masą kotów - moje serce urosło nagle do rozmiarów dzwonu kościelnego. Jeśli to nie była najcudowniejsza deklaracja miłości, jaką miałam otrzymać od Louis’ego, nie wiem co nią było.
- Jesteś tego pewny? - szepnęłam, powstrzymując łzy.
- Jestem pewny tego, że chcę mieć ciebie przy sobie. Jestem pewny, że jesteś najcudowniejszą osobą, którą spotkałem w swoim życiu. Jeśli nie czujesz się komfortowo z ideą założenia rodziny, nie zamierzam cię do niej przekonywać. Chcę, żebyś przy mnie czuła się najlepiej. - szepnął, a ja spłonęłam rumieńcem.
- Wow… Od kiedy jesteś taki romantyczny? - zażartowałam, próbując przywrócić normalny ton swojemu głosowi.
- Od kiedy nie grożą ci żadne niebezpieczeństwa - odparł, przypierając mnie do zimnej ściany prysznica. Mruknęłam z aprobatą i dałam mu się podnieść, zaplątując nogi wokół jego bioder. Pisnęłam cicho, gdy po raz drugi tego dnia poczułam go w sobie.
- Zapeszyłam? - Milena stała przy fortepianie, pobladła z cieniami pod swoimi oczami, garbiąc się nieco. Minęły dwa dni, ale ona wciąż wydawała się przygaszona. Harry był w swoim gabinecie, więc zamierzałam wziąć przyjaciółkę do biblioteki na prywatną rozmowę, by wyjaśnić jej depresyjny stan.
- Louis zaczął gadać o dzieciach - rzuciłam, a moje palce posuwały się sprawnie po klawiszach. - “Kornelia, byłabyś cudowną matką”, “Kornelia, chcę twoich dzieci” - prawie krzyknęłam i uderzyłam w klawiaturę, co wywołało fałszywe jęki instrumentu, po czym opuściłam na nią klapę.
Mimo decyzji Louis’ego, mimo naszych wyjaśnień, wciąż nie mogłam pozbyć się tej przedziwnej złości, która ogarniała każdą komórkę mojego ciała. Od czasu rozmowy moją głowę nawiedzały obrazy małych dziewczynek lub chłopców, wołających do mnie “mamo”, chcących się przytulić czy tulących się do Louis’ego. Nie znosiłam tych myśli, nie znosiłam tych małych bachorów.
- Wow. Powiedziałaś mu o tym, że nie chcesz mieć dzieci? - ton Mileny był wyprany z emocji. Grzebała paznokciem w drewnie fortepianu, nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem.
- Tak. Przyjął to zaskakująco dobrze. Powiedział, że jeśli ja nie chcę dzieci to on też nie chce, że ważne, byśmy byli razem - wzruszywszy ramionami, wstałam ze stołka.
- Więc nie masz czym się przejmować - z płuc Mileny dobyło się podłużne westchnienie. Zmrużyłam oczy i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Chodźmy do biblioteki - zarządziłam wreszcie, mijając przyjaciółkę i kierując się w górę schodów. Nie patrzyłam czy podąża za mną, ale ciche kroki potwierdziły, że mnie nie zawiodła. Weszłyśmy do cichego pomieszczenia, pachnącego drewnem i, gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, odwróciłam się, chwytając ją za ramiona.
- Co ci jest? - zapytałam, postanowiwszy ominąć wstępy. Zamrugała szybko i zaśmiała się sztucznie.
- Nic mi nie jest, o co ci chodzi? - Milena wyraźnie unikała mojego wzroku, wbijając swój w podłogę.
- Od czasu powrotu z Bobbles jesteś jak pierdolone zombie! Nic nie mówisz, jesteś blada, ledwo się ruszasz - wskazałam na jej twarz, jakby była winna całego zamieszania. Milena prychnęła ostentacyjnie i przekręciła oczami.
- Nonsens! Gdy wróciłam z Bobbles dopadł mnie kac, dzisiaj się rozchorowałam, bo rano zjadłam nieświeże śniadanie. Chyba jajka były po terminie…
- Nie ściemniaj, Smyk, znam cię zbyt dobrze! - warknęłam, czując jak złość ponownie do mnie wraca.
- Naprawdę, MADEJ, nie widziałyśmy się przez ostatnie dwa dni, więc nie wmawiaj mi czegoś, co nie istnieje - Milena odepchnęła mnie od siebie i usiadła na miękkim parapecie. - Idź już do domu - dodała cicho, sięgnąwszy na półkę po jakąś książkę. Wyprostowałam się nagle, zaskoczona jej słowami
- Co? - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić
- Nie czuje się najlepiej, więc cię nie zabawię. Idź do domu. Zresztą jest późno, a jutro rano pracujesz - wyjaśniła, śledząc uparcie literki na kartkach.
Prychnęłam ostentacyjnie i opuściłam bibliotekę, zatrzaskując za sobą drzwi. Pozbyliśmy się wrogów, więc teraz miałam użerać się ze swoimi przyjaciółmi? Taki był mój los? Nigdy spokoju i pełni szczęścia? Szturmem zbiegłam ze schodów i popędziłam do drzwi wyjściowych, które nagle otworzyły się przede mną na oścież, uderzając mnie w ramię i niemal zwalając z nóg. Zaklęłam głośno, potarłszy bolącą kończynę.
- Osz kurwa, wybacz! Nie chci… Kornelia… - moje oczy napotkały przejmujący ciemny brąz. Zacisnęłam szczękę, czując, że ten tydzień nie mógł się potoczyć gorzej
- Hej - warknęłam do Caluma, który wyciągnął rękę w stronę mojego, siniejącego ramienia.
- Hej, przepraszam. Wszystko w porządku? - nie wiedziałam czy pytał o moją kontuzję czy życie, ale nie interesowało mnie to. Nie miałam cierpliwości, by użerać się z kolejną niedokończoną sprawą w moim życiu, z kolejnym dylematem, którego żadne rozwiązanie mnie nie satysfakcjonowało.
- Tak, nic się nie stało - mruknęłam pod nosem i ruszyłam przed siebie w celu wyminięcia go w drzwiach. Niestety, był szybszy i położył rękę na moim brzuchu, zatrzymując mnie w połowie kroku.
- Calum - ostrzegłam go, nie podnosząc wzroku.
- Długo jeszcze będziesz mnie unikać? - zapytał przyciszonym głosem. Zazgrzytałam zębami.
- Unikać? Taki był warunek przyjęcia cię do tej grupy, prawda? - wyrzuciłam z siebie wściekle - Wybacz, że chcę ratować twoje życie - dodałam, odrywając od siebie jego rękę.
- Tak, ale… - jego oczy zaszkliły się nieco, na twarzy pojawił się wyraz czystego bólu, który łamał nawet moje, robaczywe ostatnio serce. - Tęsknię za tobą, za naszymi wygłupami… Teraz, gdy już jest bezpiecznie…
- Teraz, gdy już jest bezpiecznie zostajesz w naszej grupie i nie odzywasz się do mnie. Jeśli chcesz innego układu zapraszamy do innego kraju. Bez wsparcia i zasobów - byłam zbyt surowa, ale nie potrafiłam rozmawiać z nim inaczej w tych warunkach. Jeśli pozwoliłabym sobie na sentymenty, mogłoby mnie to zaprowadzić w niebezpieczne miejsce, w którym z pewnością nie chciałam się znaleźć.
- Wiem, że robisz to tylko dla mojego dobra - Calum mrugnął do mnie porozumiewawczo, choć jego twarz wciąż wyglądała tak samo smutno. Westchnęłam ciężko, ale kiwnęłam głową. Nie mogłam zdobyć się na bycie całkowicie okrutną. Położyłam dłoń na jego policzku i stanęłam na palcach, by ucałować drugi. Calum pochylił się instynktownie i, wstrzymawszy oddech, zacisnął powieki. Jego skóra była chłodna dla moich warg, lecz kontakt wywołał to samo ciepło w brzuchu, jak przy każdej innej okazji.
- Bądź grzeczny - szepnęłam, odsunąwszy się od niego i uciekłam z willi najszybciej, jak potrafiłam.
Potrząsnęłam głową i ponownie spojrzałam na lustro przerażonym wzrokiem. Cień uśmiechu jeszcze został na moich ustach. Kornelia, co ty robisz? O czym ty myślisz? Zamrugałam szybko i spojrzałam na okrągłe opakowanie tabletek, które brałam co wieczór, leżące na lusterku nad zlewem. Zwilżyłam językiem wargi i podeszłam do niego, biorąc go w rękę. Dlaczego tak się bałam? Dlatego byłam wściekła? Bo wcale nie chciałam odmawiać? Po prostu bałam się przyznać przed sobą, że też tego chciałam…
- Louis - szepnęłam cicho, wkraczając do sypialni. Louis leżał na łóżku z laptopem spoczywającym na jego brzuchu. Spojrzał na mnie zaciekawiony, a jego oczy rozszerzyły się nagle, gdy zdał sobie sprawę z tego, co robię. Podeszłam do biblioteczki przy oknie, pod którą stał mały kosz na śmieci i, unosząc wysoko rękę, wrzuciłam do niego opakowanie tabletek antykoncepcyjnych. Louis powolnymi ruchami położył laptopa na nocnej szafce i uniósł się na łóżku, siadając wyprostowany.
- Kocie… - jego głos był zachrypnięty i drżący, jakby nie mógł powstrzymać, targających nim emocji. Uśmiechnęłam się radośnie i podeszłam do łóżka, wdrapując się na nie niezdarnie.
- Kocie - jego usta uderzyły o moje w gwałtownym tęsknym pocałunku, który wywołał mój śmiech.
- Kocham cię - zdołałam tylko wydusić, a on pokiwał głową, biorąc moją twarz w dłonie.
- A ja ciebie.
#TTDff
Jak można nie chcieć takiego słodkiego szkraba, no jak? Dobrze, że Kornelia spojrzała na siebie w lustrze i uświadomiła sobie, że jednak chce to dziecko! Bo jakby dalej by była taka uparta, to nie wiem, co bym jej zrobiła.
OdpowiedzUsuńNo i Louis, biedny. To chyba on ucierpiałby w tej sytuacji. No dobra, raczej na pewno. Widać było, że bardzo chce swojego potomka, a Kornelia mu to utrudniała. Na szczęście zmieniła zdanie!
Tylko martwi mnie w ich szczęściu jedno. Jeśli ona zaszłaby w tą ciąże, a Ashton jej coś zrobił? Albo Michael?! Wiemy już, do czego są zdolni. W końcu nakręcili gwałt! To po prostu chore..
No i Milena. Jestem pewna, że wyczyn tego popaprańca zostanie jakoś ujawniony i nie będzie tak kolorowo. Nie wiem, może Harry będzie chciał, no wiesz i się zorientuje, że coś jest nie tak? :c
Przy okazji, chciałabym zaprosić do siebie. Dopiero zaczynam i, szczerze mówiąc, przydałyby się słowa krytyki, porady.. Więc jeśli macie czas i chęci to możecie wpaść.
http://kiedy-gram-znika-caly-swiat.blogspot.com/
Pozdrawiam, karmeeleq. :*
Cudowny rozdział 😏
OdpowiedzUsuńKornelia mamą - tak! 👍
Jeju,tylko wy potraficie tworzyć takie cuda! Mimo,że w tym rozdziale nie było jakieś hiperszybkiej akcji to i tak był on pełen emocji,które wciągnęły mnie bez reszty.Po prostu bajka <3 i trochę z innej beczki:ogromny szacunek za podejście do czytlenika.Rzadko się zdarza,że autor kulturalnie zapewnia o swoich planach,pilnuje by czytlenicy nie czuli się zlekceważeni.Nie chodzi to o tłumaczenie się nagle ze swojego życia,ale o prostą informację ;) No to miłego wyjazdu :*
OdpowiedzUsuńZaczęłam pisać to dla siebie i M. ale, gdy wreszcie zostałam przekonana, by wstawić to na bloga również i dla Was :) Dlatego uważam, że zasługujecie na szczere info dotyczące opóźnień i przeprosiny, jeśli te są zbyt długie! Jesteście ogromną częścią tego, że blog TTD dalej istnieje! <3
UsuńA. <3
Rozdział bardzi mi się podoba :) cóż powiem tylko tyle że bardzo irytuje mnie wasza niestałość w dodawaniu rozdziałów. :) cóż to nie są żadne oskarżenia, tylko fajnie by było jak byście na tym popracowały x
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny *.* Kornelia mamą... będzie sie działo :) czekam z niecierpliwością na następny x
A. bardzo chce dodawać regularnie rozdziały ale jak wiesz czasem zdarzają się w życiu takie rzeczy, które uniemożliwiają systematyczne pisanie rozdziałów :)
UsuńZawsze możesz napisać na @ttdfanfiction i jak wleci nowa notka to od razu A. Cię poinformuje :D
Pozdrawiam :D
Dokładnie tak, jak No Maybe Yes Mówi. Aktualnie jestem za granicą w pracy, a wcześniej byłam prawie 3 tygodnie w szpitalu bez wifi, co niestety utrudnia regularne dodawanie rozdziałów :( Jeszcze przez jakiś czas mogą się one pojawiać dość nieregularnie, choć wcześniej byłī dodawane co tydzień. Mam nadzieję, że nie odbierze Ci to jednak przyjemności z czytania TTD :) Nowy rozdział już jest w końcowej fazie produkcji :D
UsuńA. <3
Nieźle piszesz !
OdpowiedzUsuńhttp://rubik514.blogspot.com/
Louis zapitalaj jeszcze teraz po pierścionek xd
OdpowiedzUsuńKornelia chyba by już kompletnie zwariowała :D
UsuńA. <3
Jejciu! Dawaj szybko nn! Bedzie dzidzia!!! Ale wydaje mi sie ze ona poroni! :(
OdpowiedzUsuńZAJEBISTE *_*
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Libster Awards- http://mylittleangel-ff.blogspot.com/2015/07/libster-awards-3-nominacje.html
cudowny rozdzial xx
OdpowiedzUsuńDanke so much! :D :*
UsuńA. <3
Bardzo mi przykro jest, ze tak mało osób komentuje twoje opowiadania. Szczerze mówiąc bardzo rozpiescilas mnie swoim slownictwem, przez co w książkach poszukuje takiego jak twoje i stwierdzam, że bardzo dziecinnie niektórzy autorzy piszą. Rodzial jak zawsze super, codziennie wchodzę tu, żeby zajrzeć czy nie ma jakiegoś rozdzialu. Ale jak na twój nadmiar pracy i tak jestem zdumiona twoim tempem i jakością. Rozdziały nie są gorsze, więc gratuluję. Kompletnie nie pojmuję jak godzisz studia z pisaniem, a wiele osób nie pojmuję jak bardzo trudne to jest. Wow! Nawet nie wiesz jak boję się końca ff, bo przestały mi się podobac wszystkie książki...dzięki.
OdpowiedzUsuńWeny życzę!
Dzięki, skarbie, naprawdę miło takie coś przeczytać. Nie uważam, żeby ten styl był tak dobry, ale miło, że Tobie się podoba :D To naprawdę wielki komplement, dowiedzieć się, że moje pisanie wygrało z wydanymi książkami <3
UsuńDzięki wielkie! Mam nadzieję, że zostaniesz z nami do końca :D
A. <3