piątek, 10 lipca 2015

72. Bless

       Wybaczcie, dziewczyny późny update, ale no Islandia, robota, nie żebym narzekała, bo jest cudownie, ale mam bardzo mało czasu. No ale już jest! Wreszcie. Teraz pewnie rozdziały będą bardzo nieregularne :( Ale przynajmniej trochę później się skończy (już niewiele rozdziałów :>)
Nie bójcie się komentować, dzielić wrażeniami pod tagiem #TTDff powoli żegnamy się z Kornelią i Mileną, więc może uda się nam to zrobić z przytupem :)

Ach! No i rozdział może być ciężki dla wrażliwszych osób

LOVE!

A. <3 



Milena

       Dzień za dniem musiałam walczyć ze sobą, by nie dać rozpaść się na kawałki mojemu zdrowemu rozsądkowi. Widziałam zmartwione spojrzenia Harry’ego, niewypowiedziane pytania, które dusiły się na końcu języka Kornelii, pełne współczucia uśmiechy Lou. Podejrzewałam, że każdy wokół mnie tworzył w głowie teorie dotyczące mojego osobliwego zachowania i byłam pewna, że każda z nich była błędna. 
       - Bądź dobrą dziewczynką i nie szarp się… Wiem, że w sekrecie też tego chcesz. Musi być nudno bzykać się tylko z jednym facetem przez okrągły rok.  
       Zacisnęłam wargi, walcząc z bólem i odmawiając odpowiedzi na domysły potwora, który właśnie kruszył cały mój świat. Ręka na mojej talii i piersi, ciepłe wilgotne wargi na szyi i żadne z tych doznań nie było przyjemne. Każdy skrawek skóry, którą dotknął wydawał się gnić nagle, każdy szept był jak huk wystrzału dla moich uszu. 
       - Taka śliczna, mmm…- dyszał w mój obojczyk, a ja mogłam tylko zamknąć oczy i czekać na koniec tego horroru. 
       - Pożałujesz tego - zdołałam z siebie wyrzucić zanim łzy spłynęły na moje policzki; zanim poczułam jak wyrywa kilka kosmyków, gdy pociągnął brutalnie za moje włosy; zanim po raz kolejny wbił się we mnie z cichym jękiem, wysyłając falę bólu do każdej komórki mojego ciała; zanim łaskawa świadomość postanowiła się nade mną zlitować i wreszcie się wyłączyła. 

       Podciągnęłam nogi pod siebie i zdusiłam w gardle szloch. Wcisnęłam twarz w poduszkę, która przesiąknęła już moimi łzami, próbując odciągnąć myśli od tej okropnej nocy. Początkowo miałam za złe Kornelii, że poszła wtedy do toalety. Obwiniałam Harry’ego za to, że nie postanowił zabrać mnie tamtego dnia do siebie. Nienawidziłam się za to, że przyjęłam drinka od “nieznajomego”. A potem zrozumiałam, że zrzucałam winę na każdego prócz Ashtona. Szczególnie jeśli chodziło o mnie samą. Plułam sobie w brodę, że dałam się otumanić bólowi głowy i nie walczyłam do skutku, że oddałam swoje ciało jego chorym zachciankom. I choć cichy głosik podpowiadał mi, że to nie było dobrowolne, ja wciąż czułam, że byłam sama sobie winna. 
       Udawanie, że wszystko było w porządku nie stawało się łatwiejsze z dnia na dzień, jak początkowo miałam nadzieję. Nie potrafiłam szczerze się uśmiechnąć, zagadać do Kornelii, gdy kończyłyśmy pakowanie. To jednak nie było najgorsze. Harry i jego zachłanne ręce sprawiły, że odepchnęłam go od siebie z cichym jęknięciem strachu. 
       - Dziecino? - zapytał wtedy zdezorientowany, mrugając szybko, jakby chciał sprawdzić czy dotknął właściwej dziewczyny. Jego wielka sypialnia zdawała się zbyt ciasna, a walizka, która stała pod ściną, niemal krzyczała “wróć do Polski, tam będziesz bezpieczna”. Rzuciłam tęskne spojrzenie w jej stronę i wymusiłam słaby uśmiech. Owinąwszy ramiona wokół swojego brzucha, wzięłam głęboki oddech. 
       - Um… Wybacz, boli mnie głowa - miałam ochotę się spoliczkować za użycie najbardziej oczywistej wymówki i kłamstwa, ale było już zbyt późno, by się z tego wycofać. 
       - Och… Przynieść ci tabletkę? Chcesz się położyć? - twarz Harry’ego nie wyrażała nic innego poza troską, choć oboje wiedzieliśmy, że kłamałam. Kiwnęłam głową.
       - Chętnie się położę, ale nie potrzebuję leków. - rzuciłam, siadając na łóżko. Harry uśmiechnął się dobrodusznie i usiadł obok mnie, obejmując mnie w pasie. Napięłam się w odpowiedzi na tę bliskość i niemal wybuchnęłam płaczem, wiedząc jak bardzo irracjonalnie postępowałam. To był Harry. Mój Harry. Harry, który nie skrzywdziłby mnie nigdy w ten sposób. A jednak moje ciało przypominało sobie z każdym jego dotykiem dotyk Ashtona. Każdy oddech na mojej skórze to trącące alkoholem ciężkie dyszenie blondyna, biorącego ode mnie to, czego nigdy dobrowolnie bym mu nie oddała. 
       Harry wyczuł moje napięcie i zmarszczył brwi, skanując uważnie spojrzeniem moją twarz. - Wszystko w porządku? - zapytał, a potem przełknął ciężko, jakby obawiając się mojej odpowiedzi. Zawahałam się zanim odpowiedziałam. Nic nie było w porządku. Siniaki na mojej skórze, gnijące komórki mojego ciała, brud, którego nie mogę zmyć.
       - Tak. Po prostu muszę przeleżeć ból głowy - skłamałam, nie patrząc mu w oczy. Bez słowa zdjął narzutę i poduszki z łóżka i pokazał mi gestem, żebym się położyła. Przyłożył dłoń do mojego czoła, sprawdzając temperaturę, a gdy upewnił się, że to nie grypa, zastąpił dłoń swoimi ustami, całując mnie krótko. 
       - Zrobię ci herbatę - zaoferował i odwrócił się w stronę wyjścia
       - Harry? - chwyciłam jego nadgarstek, zanim zdążył oddalić się od łóżka. Spojrzał na mnie przez ramię wzrokiem przepełnionym miłością, w którym jednak tlił się smutek. 
       - Hm?
       - Zostań ze mną - szepnęłam, powstrzymując łzy, gotowe zaatakować w każdej chwili moje oczy. Harry uśmiechnął się lekko i obszedł łóżko dookoła. Zdjął buty i położył się za mną, oplatając ręce wokół mojej talii i przyciągając mnie do siebie. Dotyk jego klatki piersiowej na moich plecach był tak znajomy, że natychmiast się rozluźniłam. Wilgotne wargi dotknęły mojego ramienia, a potem spokojny rytmiczny oddech ozdobił moją szyję. 
       - Odpocznij - nie wiedziałam dlaczego, ale choć Harry nie miał pojęcia o tym, co stało się zeszłej nocy, czułam, że nie mówił o odpoczynku od bólu głowy. Znał mnie na tyle dobrze, by zdawać sobie sprawę z tego, że coś mnie niepokoiło.
       Kilkanaście minut później byłam pewna, że zasnął. 
       - Pamiętaj, że nigdy nie kochałam nikogo innego tak, jak ciebie - mruknęłam, choć nie mógł mnie usłyszeć. 

       Kilka dni później sprawy zaczęły się komplikować. Traciłam pomysły na wymówki, gdy Harry sugerował choćby najmniejsze zbliżenie. Po około dwóch tygodniach przestał próbować. Wodził tylko za mną wzrokiem, gdy wracałam z pracy, zagłębiony w swoich myślach. 
       - Zdradzasz mnie? - talerz, który właśnie myłam wyleciał z mojej ręki i rozbił się na dwoje w zlewie. 
       - Kurwa! Co? - nie wiedziałam czy miałam się skupić na zniszczonym naczyniu, czy nagłym pytaniu Harry’ego, które zawiązało supeł w moim żołądku. Siedział przy stole, obserwując mnie uważnie.
       - Masz kogoś na boku? - jego ton był spokojny, głos cichy. Harry był po prostu smutny. Odwróciłam się do niego, postanawiając, że posprzątam bałagan w zlewie później. 
       - Nie, oczywiście, że nie - szepnęłam, bo głos uwiązł mi w gardle. Czułam w kościach rosnącą panikę. Harry zacisnął powieki i pokręcił powoli głową, jakby mi nie wierzył.
       - Nie okłamuj mnie - powiedział cicho z nutą bólu w słowach. Zaśmiałam się nerwowo i wytarłam dłonie w kuchenny ręcznik. Dlaczego Harry mógłby wyciągnąć takie wnioski? Czy to, co się zdarzyło powinnam uważać za zdradę? Czy zdradziłam Harry’ego? Nie dobrowolnie. Nigdy nie zrobiłabym tego dobrowolnie. Kocham Harry’ego. Kocham najmocniej na świecie. 
       - Harry… - zaczęłam, ale przerwał mi pospiesznie
       - Nie przeszkadza mi to, że już nie uprawiamy seksu, naprawdę. To nie tak, że muszę cię mieć każdej nocy. Ale sposób w jaki mi odmawiasz, to, że napinasz się przy każdej okazji, gdy choćby próbuję cię pocałować. Zapewnienia miłości, gdy myślisz, że nie słyszę, jakbyś czuła się czemuś winna. Jakbyś próbowała przekonać siebie, że… że… - rozejrzał się po kuchni, jakby szukał odpowiednich słów, ale widocznie ich nie znalazł, bo zacisnął wargi i spuścił wzrok na stół. Ucisk w gardle nie puszczał, ale nie mogłam pozwolić Harry’emu myśleć, że był w moim życiu inny mężczyzna. To była jednorazowa sprawa. Nie chciałam tego. Nie chciałam zdradzić Harry’ego. Zostałam do tego zmuszona. Harry słyszał moje desperackie prośby o wiarę w moje uczucie. Nie wiedziałam czy tego chciałam. 
       - Nie… Nie, Harry… - podeszłam do niego i uklęknęłam przy nim, kładąc dłonie na jego kolanach. - Nie mam nikogo na boku. Jesteś jedyny, tylko ciebie kocham. - widziałam jak jego szczęka napina się w wolnym tempie, oczy wciąż skupione na drewnianym blacie. 
       - Jesteś ostatnio nieobecna. Nie uśmiechasz się tak, jak przedtem, jeśli… jeśli mówisz prawdę…
       - Mówię! Harry, spójrz na mnie - z lekkim ociąganiem szmaragd wreszcie zwrócił się w moją stronę. Doszło do tego, że musiałam pocieszać Harry’ego, gdy sama nie pozbierałam jeszcze rozbitych kawałków swojej duszy. 
       - Nigdy wcześniej nie przychodziło mi równie łatwo mówienie tych słów. Nikt nigdy nie był w stanie mnie przekonać, że były szczere. Nikomu przed tobą nie udało się mnie przekonać, że w nie wierzę. Kocham cię! Kocham cię najmocniej na świecie i żaden facet tego nie zmieni, dobrze? - nigdy wcześniej nie złożyłam mu podobnej deklaracji miłości. Zawsze z trudem przychodziło mi wyrażanie emocji, ale przy Harrym zdawałam się być w tym coraz lepsza i lepsza. 
       - Więc dlaczego…
       - Dużo przeszliśmy… Dużo się stało. Liam nie żyje, Zayn nie żyje, ty byłeś torturowany do granic wytrzymałości. Wydaje mi się, że wreszcie się złamałam. Wreszcie dotarł do mnie ciężar tych wszystkich wydarzeń - kłamałam. Kłamałam z taką łatwością, z jaką wcześniej mówiłam “kocham cię”. Nikt nie mógł wiedzieć. Nikt. Nawet Harry. Szczególnie Harry. 
       - Dziecino… - jego duże dłonie spoczęły na moich policzkach, a ja odwróciłam się do jednej z nich, całując jej wnętrze. 
       - Daj mi troszkę czasu - poprosiłam, zacisnąwszy powieki. Harry kiwnął bez słowa głową i przyłożył swoje czoło do mojego. 
       - Tyle, ile potrzebujesz - obiecał.

       Kornelia nie była tak wyrozumiała. Łypała na mnie z wyrzutem za każdym razem, gdy się widziałyśmy. Nie obwiniałam jej za to. Nie rozumiała sytuacji, moich emocji, a dla Kornelii Madej to najgorszy koszmar. Przecież ona rozumie każdą emocję, sama odczuwa je wszystkie podwójnie mocno. 
       - Powiesz mi wreszcie o co chodzi? - pytała
       - Boże, przecież ci mówiłam… - odpowiadałam
       - A ja ci mówiłam, że kłamiesz - rzucała.
       I tak przez resztę dni. Resztę dni do czasu aż nie widziałam jej przez kolejne trzy. Trzy dni po wydarzeniach, które wywróciły mój świat do góry nogami. 

       Słowa mogą brzmieć pięknie, lecz to czyny determinują przebieg wydarzeń. Chciałam schować wspomnienia tamtej nocy w najgłębszych zakamarkach mojej pamięci. Nie mieć do nich dostępu, ignorować każdą rzecz, która mi o nich przypominała, a jednak one wciąż wypływały na wierzch, wciąż powodowały sztywnienie kości przy każdym zbliżeniu się Harry’ego, wciąż wyciskały ze mnie łzy za każdym razem, gdy brałam parzący prysznic, by słone krople mogły się zmieszać z kroplami parującej wody. Siniaki już zniknęły, lecz te natrętne wspomnienia wciąż pozostawały tak samo świeże jakby to stało się wczoraj. Domagały się uwagi, chciały zostać zauważone. I wreszcie tego dokonały. 
       - Hej, maleńka - zamarłam, gdy usłyszałam za sobą cichy szept. “Spokojnie, maleńka” powiedział Ashton, gdy narkotyk w drinku zaczął odbierać mi świadomość. Nabrałam gwałtownie powietrza w płuca, a przez mój kręgosłup przeszedł zimny dreszcz, gdy poczułam na swojej szyi gorący oddech. Nie, proszę. Nie rób tego znowu… Nie chcę przeżywać tego samego, proszę. 
       To był moment, kilka sekund. Duże dłonie chwytające mocno moją talię, mój łokieć wędrujący z impetem za mnie w akompaniamencie desperackiego “nie dotykaj mnie!” i przytłumiony odgłos uderzenia, gdy trafiłam w szczękę intruza. Głośne jęknięcie bólu i luz na moich biodrach dały mi cień nadziei. Z walącym sercem odwróciłam się za siebie i przywarłam plecami do komody, którą, jeszcze chwilę temu, zamierzałam otworzyć. Otworzyłam szeroko oczy, lecz na próżno, bo łzy zasłoniły mi widok, masującego bolące miejsce Harry’ego. 
       - Co do…?! Milena! - wykrzyknął zaskoczony, a ja mogłam tylko zaszlochać. Zakryłam dłonią oczy i rozpłakałam się na dobre, bo właśnie oto pomyliłam najważniejszą osobę w swoim życiu z kimś, kto te życie zamienił w piekło. 
       - Przepraszam - wydukałam, osunąwszy się po drzwiach komody na ziemię - przepraszam. Myślałam, że to… Myślałam… - emocje czy nie, nie mogłam mu powiedzieć. Moje szlochy stawały się gwałtowniejsze, łzy zalewały całe policzki. Nie mogłam się uspokoić. Minął prawie miesiąc. Miesiąc od Ashtona obezwładniającego mnie narkotykiem, miesiąc od momentu, w którym straciłam całą wiarę i szacunek do siebie, Każdy dotyk przypominał mi o ohydnych dłoniach, jednej pełnej blizn, które wędrowały nieproszone po moim ciele. Każdy pocałunek zdawał się być tym wymuszonym na mnie, tym bolesnym, gdzie zęby rozchylały moje wargi w brutalnym geście. A przecież to był tylko Harry. Mój Harry.
       Harry, który teraz patrzył na mnie zdezorientowany. Zmarszczka między jego brwiami pogłębiała się z każdą minutą, w której przysłuchiwał się mojemu łkaniu. Patrzył na mnie, jakby próbował wyczytać z mojej reakcji każdą informację, która mogła mu wreszcie wyjaśnić dlaczego zachowywałam się tak dziwnie. 
       - Milena… - uklęknął przy mnie i chwycił delikatnie moje nadgarstki. Tak delikatnie, że, gdyby nie moje przeczulenie, niemal bym ich nie poczuła. - Spójrz na mnie - role sprzed kilkunastu dni się odwróciły. Odsłonił moją twarz, wciąż trzymając mnie lekko, jakby bał się, że chwytając mocniej mógł mnie złamać. Nie był daleki od prawdy. 
       Nie mogłam zdobyć się na to, by spojrzeć mu w oczy. Mój wzrok wędrował od jego ust do nosa i włosów, ale nigdy nie napotkał pięknego szmaragdu. 
       - Wszystko w porządku. W porządku. Wszystko jest dobrze, nic się nie stało. Przepraszam za to, przepraszam. Mam nadzieję, że nie będziesz miał siniaka…
- Przestań! - przerwał mi gwałtownie, a ja usłyszałam budujący się w nim gniew. - Przestań mnie okłamywać, przestań! Do cholery przestań!
       Jego prośby tylko wywołały mój kolejny szloch. Gardłowy i suchy. 
       - Nie mogę, nie mogę! - pokręciłam głową i pochyliłam się do przodu, chowając twarz za kolanami, które otoczyłam ramionami. 
       - Milena! Milena, kurwa mać, co się dzieje? Nie mów, że to przez ostatnie wydarzenia. To jest zbyt dziwne!
       - Nie mogę. On mnie… Harry, odpuść! On… - powstrzymałam się w ostatniej chwili, czując swój ciepły oddech, odbijający się od moich nóg i uderzający w moją twarz. 
       Harry zamilkł, a o jego obecności informowały mnie tylko ciepłe dłonie na moich nadgarstkach. Czas mijał okrutnie powoli, gdy, nawet bez patrzenia, mogłam poczuć, że mnie obserwuje, analizując ostatnie kilka tygodni. 
       - O boże… Nie… Milena…  - szepnął po chwili, a ja już wiedziałam, że wreszcie poskładał elementy układanki w całość. Harry nie był głupi, był spostrzegawczy. Zamilkł ponownie, a ja mogłam tylko zastanawiać się, jakie myśli chodziły po jego głowie. 
       - Kto? - zapytał nagle tonem ociekającym jadem. Zadrżałam, bo mrok, jaki czaił się w tym brzmieniu mógł być zarezerwowany tylko dla jego ofiar. Chciałam skłamać. Zapytać ze śmiechem o czym on bredził, przecież nikt mi nic nie zrobił, ale Harry już wiedział. Mogłam tylko pokręcić głową, wciąż nie opuszczając swojej małej osobistej fortecy. Słyszałam zmianę w jego oddechu. Teraz był płytszy, powietrze opuszczało jego płuca i wracało do nich dwa razy szybciej. Uścisk na moich nadgarstkach nagle się wzmocnił, a potem duże dłonie oderwały się ode mnie niespodziewanie. 
       - Kto ci to zrobił? - ten Harry nie przyjmował wymówek i odmów. Ten Harry czekał na informacje i czekał na nie niecierpliwie. 
       - Nie mogę. - szepnęłam, wynurzając wreszcie głowę z mojej bezpiecznej przestrzeni. Dłonie Harry’ego były zaciśnięte na jego kolanach, twarz zbledła przeraźliwie, a szmaragd zniknął za czarnymi źrenicami. Jego twarz była wykrzywiona w czystej wściekłości, żądzy mordu. Skuliłam się jeszcze bardziej, przerażona tym widokiem. 
       - Harry… Harry, uspokój się - spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, że wywołam jego mroczny śmiech. Potarł dłonią podbródek i wypuścił przez nos powietrze, co zapewne miało być chichotem. 
       - Harry, przerażasz mnie - szepnęłam, wbijając plecy w komodę. Te słowa zdawały się zadziałać. Harry zamrugał kilka razy, a kąciki jego ust opadły nagle. Chwycił mnie za ręce i podniósł na proste nogi, po czym przycisnął mnie do siebie mocno, desperacko. 
       - Przepraszam, przepraszam. Milena… Dziecino… Ja… - jąkał się, nie wiedząc co powiedzieć. Nie było już odwrotu. Harry wiedział co mi się stało i było to dla niego za dużo. 
       - Wybacz mi - szepnęłam w jego koszulkę - Przepraszam, ja nie chciałam. Nie chciałam. Wsypał mi coś do drinka, nie chciałam, przysięgam…
       - Milena! - odsunął mnie od siebie na odległość ramion i wbił wzrok w moje oczy - Nic z tego, co się stało nie było twoją winą. NIC! Nie przepraszaj mnie. Nigdy więcej nie przepraszaj mnie za tę sytuację! - czułam jak drżały jego dłonie, jak gorące były, nawet przez materiał mojej bluzki. Mrok wciąż tlił się w jego oczach, lecz Harry dusił go w sobie, by móc mnie uspokoić, by więcej mnie nie straszyć. 
       - Proszę, powiedz mi kto to zrobił… - nawet jego głos drżał, ujawniając siłę z jaką Harry naciskał swoje hamulce. Mój wzrok powędrował na nasze stopy, decyzja kotłująca się w mojej głowie. 
       - Ashton - wymamrotałam tak cicho, że nawet ja nie usłyszałam własnego szeptu. 
       - Co? Dziecino, głośniej, proszę. - był przesadnie ostrożny, jakby od tego zależało jego życie. 
       - Ashton Irwin - powiedziałam, podnosząc głowę i patrząc mu prosto w oczy. - Ash… Ashton Irwin… - który raz już dzisiaj płakałam? 
       Harry zesztywniał nagle, czerń powróciła na jego źrenice, mięśnie szczęki tańczyły do muzyki furii, która odgrywana była teraz na jego twarzy. Drżące ręce puściły moje ramiona i Harry zaczął chodzić w tę i z powrotem po sypialni. Jedna z dłoni spoczęła na jego ustach, drugą zaciskał wściekle w pięść przy boku. Patrzyłam na niego w milczeniu, czując jak łzy wysychają na moich policzkach. Nawet ze swojego miejsca przy komodzie widziałam jak ręce Harry’ego drżały, jak jego kroki były sztywne, jakby wkładał w nie wszystkie siły. Dłoń, którą trzymał przy boku, powędrowała do włosów, przez które przejechał palcami. 
       - Kurwa… kurwa, KURWA! - lampka nocna, stojąca na jednej z szafek przy łóżku roztrzaskała się w drobny mak na najbliższej ścianie. Podskoczyłam i wzięłam spazmatycznie oddech, widząc furię Harry’ego. Klął pod nosem, dzikim wzrokiem szukając kolejnej rzeczy do zniszczenia. Miałam nadzieję, że lampka była ostatnią rzeczą, która miała ucierpieć z jego ręki. Nie chciałam, by z mojego powodu niszczył swoją sypialnię. Naszą sypialnię. Nie chciałam stać się powodem irracjonalnych zachowań, złych emocji, które budowały się w Harrym. 
       Wreszcie spojrzał na mnie, a ja miałam wrażenie, że moje serce stanęło na chwilę. Długa cisza otaczała nas ciężka i niewygodna. Chciałam odwrócić wzrok, ale jakaś siła skutecznie mnie przed tym powstrzymywała. 
       - Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał cicho, gdy jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała szybko. Otworzyłam usta, by odpowiedzieć, lecz żadne słowo nie mogło przejść przez moje gardło. Nie mógł wiedzieć o taśmie, nie mogłam pozwolić, by poznał szczegóły tamtego okropnego wydarzenia. Nie chciałam. Byłam zażenowana, czułam wstyd i obrzydzenie do siebie. Nie chciałam, by Harry zaczął do mnie czuć to samo. Zacisnęłam więc usta w cienką linię i pokręciłam głową, zamykając oczy, w których już zdążyły zebrać się świeże łzy. 
       - Dziecino… - szept Harry’ego był pełen współczucia. Podszedł szybko do mnie i wziął w swoje ramiona, przyciskając mocno do klatki piersiowej. To wystarczyło, bym rozpłakała się na dobre. Wraz ze strumieniami łez wylewałam rozpacz, która kotłowała się we mnie przez ostatni miesiąc. Dawałam ujście stłumionym emocjom, pozwalałam sobie wreszcie na podzielenie się swoim smutkiem z drugą osobą. 
       Objęłam go mocno w pasie, przyciskając jeszcze bardziej do siebie, jakby był jedyną ostoją, jedynym ratunkiem od przerażających wspomnień. Odpowiedział na dotyk, wplatając dłoń w moje włosy i szepcząc nade mną pocieszające słowa i zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. To tylko zwiększyło intensywność moich szlochów. 
       - Harry… - mój głos był zachrypnięty, obcy. - Proszę… - nie wiedziałam o co. O odjęcie bólu z mojego serca? O wyciągnięcie mnie z głębi rozpaczy, w której tonęłam? O usunięcie moich wspomnień i lęków? Wszystko to było niemożliwe. Nikt nie mógł nic zrobić. Nawet Harry. 
       - Dlaczego mi nie powiedziałaś, dziecino? - zapytał ponownie łagodnie i cicho. 
       - Nie mogłam… Nie mogę. On. On…
       - Ćśśś… Spokojnie…
       - Nie. On wszystko nagrał, Harry. Wszystko jest na taśmie i w każdej chwili może to… - nagle zakręciło mi się głowie. Zacisnęłam dłoń na ustach i wyrwałam się z objęć Harry’ego, by usiąść na brzegu łóżka. Moje ręce trzęsły się przeraźliwie, dyszałam ciężko. Tak chyba wyglądał początek ataku paniki. Harry uklęknął przede mną, napięcie ponownie widoczne w jego ruchach. 
       - Hej, hej, spokojnie! Spokojnie… 
       - Przepraszam. Przepraszam… - pokręcił głową i podniósł się nieco, by pocałować mnie w czoło, po czym wstał i podszedł do jednej z szaf, w której był ukryty schowek na jego prywatną broń. Tak bardzo mnie to zaskoczyło, że przez chwilę mój oddech się uspokoił. Ściana we wnętrzu szafy otworzyła się po jej przyciśnięciu i naszym oczom ukazał się mały składzik z dwoma karabinami, kilkoma pistoletami i strzelbą. Harry wziął jeden z małych półautomatów i ściągnął z wieszaka kaburę, którą zapiął w pasie. W ciszy sprawdził zabezpieczenia, zawartość magazynku i wreszcie włożył w nią pistolet i odwrócił się do mnie. 
       - Co ty… - zaczęłam, ale szybko mi przerwał
       - Złożę skurwielowi wizytę. - warknął
       - Harry, nie! Nie, proszę… Błagam! - wstałam szybko i zachwiałam się na nogach, co sprowokowało Harry’ego do przecięcia sypialni i objęcia mnie w pasie. Pochylił się, zanurzając nos i usta w moich włosach, gdy ścisnęłam w pięściach jego koszulkę. 
       - To, co zrobił… - zamilkł na chwilę - Skurwysyn przypłaci za to życiem. Cholera, słono tego pożałuje. 
       - To nie jest dobry pomysł. 
       - To jest najlepszy pomysł, dziecino. Naopowiadał ci bajek, żeby trzymać w tajemnicy swoje chore perwersje, ale jestem pewny, że tak naprawdę jest bezsilny. Dziecino? - położył palec na moim podbródku i delikatnie skierował moją twarz w górę. Spojrzałam przez łzy w jego ciemne oczy. 
       - Nie będziesz się musiała już nigdy więcej obawiać. Twój koszmar się skończy. - szepnął, doskonale mnie rozczytując. Zresztą jak zwykle. - Przepraszam, że nie byłem wtedy przy tobie. Przepraszam, że nie domyśliłem się wcześniej. - tym razem to jego oczy zaszły łzami
       - Harry…
       - Nikt nigdy więcej cię nie skrzywdzi. 


Harry

       Ciężko było nie rozwalić jego blond łba tu i teraz. Gdy wgapiał się tępo w telewizję, nieświadomy mojej obecności w jego salonie. Pierdolony skurwiel, gnojek, który miał jaja by dotknąć mojej kobiety. Już niedługo. Czułem rosnącą w sobie adrenalinę, napędzaną wściekłością jakiej nigdy nie czułem. Myślałem, że jej apogeum nastało w momencie, gdy przydupas Michaela, mój kat postanowił sprowokować mnie przez uderzenie Mileny kablem, wtedy, gdy nas porwano. Pomyliłem się. To, co teraz odczuwałem to tylko i wyłącznie czysta, nieskazitelna furia i nienawiść, którą zdołałem zepchnąć na bok jedynie w naszej sypialni, by nie straszyć mojej zranionej, rozbitej dzieciny. 
       Odkaszlnąłem cicho, by wreszcie zwrócić na siebie uwagę Irwina, co poskutkowało natychmiastowo. Spojrzał na mnie przez ramię, stojącego w jego salonie z wyciągniętą, gotową do wystrzału bronią i, z przerażeniem wypisanym na poranionej twarzy, wstał gwałtownie. Idealnie. Nie czekając na nic pociągnąłem za spust. Wrzask bólu wypełnił salon i Irwin opadł na kolana, z których jedno krwawiło intensywnie. 
       - Popierdoleńcu, co do kurwy… - zamilkł, gdy lufa dotknęła jego czoła. Musiał coś wyczytać z mojej twarzy, bo cień paniki otoczył jego oczy. - słuchaj, stary, po… pogadajmy… - wycharczał, blednąc, może ze strachu, może z utraty krwi. Miałem to w dupie. Nie dałem mu skończyć, przyciskając lufę do jego czaszki. 
       - Morda - warknąłem i Ashton zamilkł posłusznie, jak pierdolony labrador. Zagroź komuś życiem, przystaw spluwę do jego ohydnego ryja i nagle zrobi dla ciebie wszystko. - Wiesz, Irwin, wiedziałem, że jesteś popierdolony, ale to, co zrobiłeś… - zacisnąłem szczękę i pokręciłem głową - Nie… Nawet nie jestem w stanie ironizować na ten temat. Zniszczyłeś jej życie, rozbiłeś spokój, który niedawno odzyskała. Dotykałeś swoimi obleśnymi łapskami i wsadzałeś swojego małego ku… - wziąłem głęboki oddech, żeby się nieco opanować. Ashton obnażał zęby w bólu, trzymając się za boki przestrzelonego kolana 
       - Wiesz co teraz zrobię, Irwin? - zapytałem, a on tylko wbił we mnie pełen napięcia wzrok - Pozbawię cię narzędzia, którym ty pozbawiłeś Milenę szczęścia. - skierowałem pistolet z jego głowy między jego nogi i zanim pociągnąłem ponownie za spust, usłyszałem tylko początek błagania o litość. Tłumik wygłuszył huk wystrzału, ale krzyk Irwina słyszalny zapewne był w sąsiadujących domach. 
       Krzyczał i krzyczał, patrząc na krew płynącą z jego spodni i przyprawiając mnie o ból głowy. Straciłem cierpliwość i pociągnąłem go za włosy, by ponownie na mnie spojrzał. Jeśli wcześniej był blady, to teraz był biały jak kreda. Oddychał ciężko i nie mógł skupić wzroku na żadnym konkretnym przedmiocie. 
       - Hej, Hej! Nie odpływaj, jeszcze z tobą nie skończyłem - potrząsnąłem nim mocno. 
       - Po prostu…  mnie z-zabij - jęknął chybotliwie. 
       - Nie mam takiego zamiaru - wzruszyłem ramionami, uśmiechając się krzywo. Tak bardzo chciałem. Chciałem wpakować mu kulkę w łeb, pozbyć się ze świata faceta, który położył ręce na Milenie, gdy ona się temu sprzeciwiała. Chciałem zabić tego skurwiela. Ale nie mogłem. 
       Ashton zaśmiał się słabo, choć bardziej brzmiało to jak wysmarkanie nosa. Skrzywiłem się z obrzydzeniem. 
       - I c-co? Zosta…awisz mnie tutaj? B-bez fiuta i nog-gi? 
       - Och nie… Mam dla ciebie opracowany cudowny plan. - mruknąłem od niechcenia
       - Więc zginę… - uniosłem obojętnie jedną brew
       - Tak - odparłem - Ale najpierw powiesz mi gdzie jest nagranie. - dodałem, celując w jego zdrową nogę. 
       - A co? Chcesz p-popat…rzeć jak twoja Mil…enka jęczy pode mną z roz…koszy, kiedy daję jej… Agh! - nawet nie wiedziałem kiedy, moja pięść powędrowała do zabliźnionej strony szczęki Irwina, wbijając się w nią z impetem. Warknął z bólu i zaczął oddychać ciężko przez nos. 
       - No tak… Może wolisz cz…część, w której się oc-knęła i błagała o pomoc, ryczała, a mimo to przyj-mowała posłusznie m…mojego ku… - druga pięść i druga strona szczęki, która tym razem chrupnęła wyraźnie, ku mojej satysfakcji. Nie mogłem tego słuchać. Obrazy, które wciskał do mojej głowy były dalekie od przyjemnych. Trząsłem się teraz chyba bardziej od Ashtona, a moje oczy zasłaniała biel furii. 
       - Gdzie. Jest. Film! - cisnąłem, przy każdym słowie kopiąc Irwina w żołądek. Jęczał z bólu, ale, gdy przerwałem, by złapać oddech on znów się zaśmiał. Jebany świr. 
       - Chyba będziesz musiał przeszukać moje mieszkanie. Zwołać d-do tego kolegów! Och! Jestem cie…ciekawy, czy któryś z nich się n-nie powstrzyma i zwali do tego konia - z krzykiem, o którym nie miałem pojęcia, że wydaję, pociągnąłem po raz kolejny za spust, tym razem obezwładniając kolejne kolano skurwiela. 
       - Kurwa! - zaklął. Zaciskał szczękę, jakby nie chciał mi dać satysfakcji z jego krzyków bólu. Nie potrzebowałem ich. Wiedziałem jak cierpiał. Jego twarz, teraz zielonkawa, wyrażała tysiąc rodzajów agonii i nic nie mogło mi dać dzikszej satysfakcji. 
       - Gdybym mógł, położyłbym cię już tu i teraz, ale to nie moje zadanie - uklęknąłem przy nim i wsadziłem palec w świeżą ranę po kulce, zginając go i wykręcając. Czułem rozchodzące się pod nim mięso i twarde kawałki pokruszonej kości. Tym razem Ashton się nie powstrzymywał. Krzyczał głośno, błagalnie, wystawiając twarz do sufitu. 
       - Hej, może ja też to nagram i puszczę ci jeszcze zanim zginiesz - popchnąłem palec dalej, otrzymując w odpowiedzi stłumiony szloch. - Co ty na to? - wreszcie oddaliłem od zranionego kolana dłoń, wycierając krew, która na niej pozostała w biały tank top Ashtona. 
       - Teraz jest bardziej stylowy - skomentowałem swoje dzieło na jego ubraniu i wstałem. Ashton wyglądał jakby miał zaraz sam zdechnąć. Biały jak ściana, kołysał się w przód i w tył, jakby nie wiedział w którą stronę upaść. Plama krwi rosła wokół niego z sekundy na sekundę, więc uznałem, że czas, by zakończyć ten dzień. 
       - Wejdź - powiedziałem łagodnie, patrząc na drzwi salonu. Przez chwilę panowała cisza, ale wreszcie w progu pojawiła się Milena, dzierżąca w dłoni swoją grawerowaną broń, do której lufy dokręcony był czarny tłumik. Podszedłem do niej i ująłem jej twarz w dłonie, dotykając jej czoła swoim. Nawet z podpuchniętymi oczami i strachem wypisanym na twarzy była najpiękniejszą istotą jaką spotkałem. Nie mogłem znieść myśli, że ktoś mógł skorzystać z tego piękna siłą. Moja dziecina, moja Milena, która właśnie miała zemścić się na swoim demonie. 
       - Dasz radę? - zapytałem cicho, bo miał to być dla niej pierwszy raz. Pierwsze odebrane życie, pierwszy mord. 
       - Tak - odpowiedziała słabo. Zbyt słabo. 
       - Dziecino, jeśli nie chcesz, ja to zrobię - zaoferowałem, ale ona pospiesznie pokręciła głową. 
       - Nie! To moja zemsta. Moje zadanie - powiedziała, więc tylko pocałowałem ją krótko w usta i odsunąłem się na bok, dając jej widok na Ashtona. 
       Przełknęła ciężko ślinę i zrobiła w jego kierunku kilka kroków. Widziałem w jej oczach przerażenie, to, jak nerwowo oblizuje usta. 
       - Hej - powiedziała cicho, a gdy Irwin spojrzał na nią niewidzącym wzrokiem zastygła nagle, jej twarz nabrała barw, a w oczach pojawiła się czysta nienawiść. Zauważyłem zmianę w jej energii. Jakby nagle zebrała w sobie siły, które trzymały się gdzieś na uboczy przez ostatni miesiąc. Jej rysy były teraz wyostrzone, wzrok skupiony na celu. Uniosła broń, kierując ją prosto w czoło swojego oprawcy. - Wiem, że w sekrecie tego chcesz, więc bądź dobrym chłopcem i nie szarp się - cisnęła przez zaciśnięte zęby, po czym jej palec opadł ciężko na spust i pojedyncza łza utorowała sobie ścieżkę na jej policzku. 

       Bezwładne ciało opadło ciężko na plamę krwi, która zaczęła barwi blond włosy purpurą. 


#TTDff

*żegnaj (z islandzkiego, wybaczcie przeżywam fazę tym pięknym krajem xD)

10 komentarzy:

  1. Nareszcie!!! Emocje mną targają nie wyobrażalnie!!! Nie wiem co napisać... Rozdział super... Harry w końcu <3 Przepraszam ale na prawdę mam brak słów...
    F.M. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przepraszaj! Cieszę się, że rozdział zrobił wrażenie :D :*

      A. <3

      Usuń
  2. Ja po prostu nie wiem, co napisać.
    Kiedy Harry się dowiedział, chciałam płakać. Moje łzy chciały uciec. Jednak nie zrobiłam tego. Trzymałam się dzielnie, ostatnimi siłami. Oczy niesamowicie szczypały, w gardle urosła wielka gula..
    Jednak przeraziła mnie ta zemsta. Przecież ona nic nie da. Milena nadal będzie czuła do siebie to, co czuje teraz. Nadal będzie miała taki, hm, odruch. Może kiedyś to zaakceptuje, ale nigdy nie zapomni. Jeżeli od następnych rozdziałów ona znowu będzie pogodna, wesoła, taka, jak przedtem to ja w to nie uwierzę. Nie. :c
    Cholera. Było mi niedobrze przez to, co Harry zrobił Ashton'owi. Okej, może i sobie zasłużył, no, ale bez przesady. Wy w ogóle macie jakieś psychiczne zemsty, czy nie wiem, działania. Jak nie wyrywają paznokci, strzelają w no wiecie, mrożą wszystko, grzebią w ranach... Powinnam się od Was trzymać z daleka! :D
    No nic.
    Chciałabym zaprosić jeszcze na mój blog. Co prawda nigdy nie będzie taki emocjonujący, jak wasz, ale może się Wam spodoba? Byłoby mi bardzo miło, gdybyście napisały komentarz. Nie ważne, czy ten zawierający krytykę, wytykający błędy, a może nawet pochwalający. W końcu każdy jest potrzebny.
    kiedy-gram-znika-caly-swiat.blogspot.com
    Pozdrawiam, karmeeleq. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojtam, tak naprawdę jesteśmy potulne i grzeczne i miłe :D Tylko czasami jak wena najdzie to takie rzeczy się napisze
      (buahahaa wcale nie, masz do czynienia z psychicznymi osobami xD)

      Wpadnę! Poczytam <3 :*

      A. <3

      Usuń
  3. O M G jestem pod wrażeniem
    Czekam na next 💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to się cieszę :D Next za kilka - kilkanaście dni :*

      A. <3

      Usuń
  4. Musiałam nadrobić kilka rozdziałów i jak zwykle się nie zawiodłam :) Koniec ttd to będę chyba przeżywać jak Milena, lol. Czekam na kolejny, buziii xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurde,dziewczyny,jesteście naprawdę genialne! :D naprawdę się nie zdziwię,jak kiedyś zobaczę coś waszego autorstwa na półkach w księgarniach.To co tworzycie czyta się naprawdę dobrze,wasze opowiadnie wciąga i baaaaaaaardzo trudno jest o nim zapomnieć :) gratulację i brawa za ciężką pracę z tak pięknymi efektami :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się podoba! Dziękuję Bogu za wasze talenty pisarskie oraz to ze macie wene!! Ilysm ♡ ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy nowy ?

    OdpowiedzUsuń