wtorek, 22 lipca 2014

15. I see the dream is now becoming true


Milena


       - Pan chyba żartuje! - wykrzyknęłam, zbyt późno łapiąc się na swoim podwyższonym tonie. Cichy męski śmiech rozbrzmiał w wielkim elegancko urządzonym gabinecie Edwarda Summersa. Był 28 kwietnia, ósmy dzień naszego nowego życia w Londynie, które od samego początku zaskakiwało nas niespodziewanymi przyjemnościami. A teraz jeszcze to... 
       W Polsce otrzymałam od firmy, która zaoferowała mi pracę, informację, że wszystkie koszty podróży i zakwaterowania, do czasu objęcia stanowiska, zostaną przez nią opłacone. Jakie było moje zdziwienie, gdy na dzień przed wylotem zobaczyłam na swoim koncie 2500 funtów. W przypływie uczciwości, zadzwoniłam do nich z pytaniem, czy się nie pomylili, ale oni zapytali mnie tylko, czy to za mało i czy powinni przysłać więcej. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Pracodawca Kornelii nie potraktował jej wcale gorzej. Choć nie dostała pracy w swojej profesji, a jako wokalistka w jakiejś restauracji, to zaliczka, którą jej zaproponowali wynosiła 1800 funtów. Szczęśliwe, anulowałyśmy rezerwację w małym, tanim hostelu i przeniosłyśmy się do 3-gwiazdkowego hotelu, w centrum Londynu. Nie wiedziałyśmy prawie nic o zarobkach, jakie miały czekać nas na nowych stanowiskach pracy, więc nie rozglądałyśmy się jeszcze za stałym lokum. Teraz byłam pewna, że miało to być łatwiejsze, niż myślałam. 
       - 5000? - zapytałam z niedowierzaniem. 
       - Do ręki - odpowiedział Summers. Był przeciętnej urody mężczyzną po trzydziestce, którego idealnie skrojony garnitur praktycznie wykrzykiwał słowa: „CZŁOWIEK SUKCESU”. Jego brązowe włosy błyszczały od nadmiaru żelu, a ja czułam bijący od niego zapach drogiej wody kolońskiej. 
       - Ale przecież... Niech mnie pan nie zrozumie źle. Nawet nie przeprowadziliśmy rozmowy kwalifikacyjnej. Nie pokazałam swoich projektów, pomysłów... - zaczęłam, gestykulując żywo, starając się nie patrzeć na mojego potencjalnego szefa, jak na wariata. 
       - Polityka naszej firmy przewiduje sprawdzenia przeszłości zawodowej i doświadczenia kandydata i, na ich podstawie, podjęcia decyzji o zatrudnieniu. Poza tym, jesteśmy doskonale świadomi istnienia strony internetowej, na której zaprezentowała pani imponujące projekty. Nie mogliśmy doczekać się, by panią przyjąć - wyjaśnił, przyglądając się kartkom zgromadzonym w czarnej teczce, spoczywającej przed nim na ogromnym drewnianym biurku. Wyciągnęłam nieco szyję, starając się dostrzec, co jest w nich zapisane, lecz druk był zbyt mały. Czy to tam właśnie ujęta była moja „przeszłość zawodowa”? 
       - A co, jeśli odmówię? - zmrużyłam oczy, obserwując uważnie reakcję mężczyzny. Kąciki jego ust uniosły się w pełnym politowania uśmiechu. Z wysiłkiem powstrzymałam się przed przewróceniem oczami nad jego arogancją. 
       - Oczywiście, ma pani do tego pełne prawo. Będziemy jednak musieli prosić o oddanie pieniędzy, które otrzymała pani w ramach zaliczki. Radzimy przemyśleć tę decyzję. Nie znajdzie pani lepszego miejsca do zdobycia doświadczenia, a może nawet pracy aż do emerytury. Mamy podpisane kontrakty z najlepszymi udziałowcami w tej branży, a materiały i meble tworzone w departamencie produkcji, z którymi by pani pracowała, są pierwszoligowej jakości - oznajmił bezbarwnym tonem, jakby recytował tę samą regułkę po raz setny. Zacmokałam, przypatrując mu się z uwagą, pełna podejrzeń kumulujących się w mojej głowie. - Widzę, że ma pani do mnie kilka pytań - powiedział, a na jego twarzy ponownie zagościł arogancki uśmiech. 
       - Tak. Czy firma działa legalnie? - postanowiłam nie owijać w bawełnę. Śmiech. 
       - Oczywiście, że tak. Ciężko byłoby utrzymać takiego giganta bez działania zgodnie z panującym prawem - odpowiedział natychmiast. Dałabym sobie rękę uciąć, że był o to pytany wiele razy. 
       - Dlaczego więc nie słyszałam jeszcze o tym „gigancie”? 
       - Nie mamy żadnych udziałów na terenie pani rodzimego kraju. Nasza firma działa głównie w Anglii, Japonii i Australii. Brak kontaktów z USA wpływa też na mniejszy rozgłos komercyjny. - brzmiało rozsądnie. Nazwy drogich, luksusowych firm nie zawsze były znane na cały świat, a tylko w ograniczonym kręgu klientów, których było stać na ich usługi. Pokiwałam powoli głową, szukając w myślach kolejnego pytania. Nim zdążyłam na nie wpaść, Summers westchnął cichutko. 
       - Jeżeli pani chce, możemy przesłać wszelkie dokumenty potwierdzające prawdziwość moich słów  - powiedział, wpatrując się we mnie roześmianymi oczami. Pokręciłam szybko głową. 
       - To nie będzie potrzebne. Przepraszam za to całe dochodzenie. Po prostu sytuacja wydaje się tak nierealna. W jednej chwili jestem w Polsce, gdzie każdy odrzucał moje CV, w drugiej otrzymuję tak wspaniałą propozycję w Anglii - wyszczerzyłam do niego zęby, mając nadzieję, że nie weźmie tych słów za użalanie się nad sobą. 
       - Nic nie szkodzi. Pani dociekliwość potwierdza tylko, że dokonaliśmy trafnego wyboru. Można spodziewać się dokładności w wykonywanej przez panią pracy. - odpowiedział i machnął dłonią, jakby odganiając się od muchy. Coś w moim wyrazie twarzy musiało zdradzić podjętą decyzję, bo kolejne słowa Summersa brzmiały: 
       - Simon zaprowadzi panią do gabinetu - i, jak na zawołanie, młody uśmiechnięty chłopak wpadł do środka, spoglądając na mnie wyczekująco. 


       - PIĘĆ TYSIĘCY FUNTÓW!!!!!!! - wrzask Kornelii zagłuszył dochodzącą z telewizora muzykę. Wybuchnęłam śmiechem, patrząc na jej ogromne z ekscytacji oczy. 
       - Uspokój się - zawołałam i pokręciłam głową. 
       - Czy to się dzieje naprawdę? - opadła na fotel, biorąc do ust krakersa i wpatrując się tępo w ścianę. Wzruszyłam ramionami, starając się panować nad ogarniającymi mnie emocjami. Pokój hotelowy, który wynajęłyśmy, składał się z ładnie urządzonej kuchni i sypialni.  Znajdowały się tam dwa jednoosobowe łóżka, na ścianie zawieszony był płaski telewizor, naprzeciwko którego stały dwa wygodne i miękkie fotele, okupowane teraz przez nas obie. 
       Spojrzałam na Kornelię, zajadającą się krakersami, pogrążona w myślach. To prawda, miałyśmy szczęście, ale nie chciałam za bardzo ekscytować się zaistniałą sytuacją. Bałam się, że może ona okazać się zbyt krucha i umknie nam tak szybko i nagle, jak się pojawiła. Kto wie. Może okaże się, że Little Things szuka innego stylu, niż ten, który prezentowałam. A może Kornelia nie sprawdzi się w swojej roli i zostanie zwolniona. Wiele mogło pójść źle. W głowie opracowywałam już plan awaryjny. 
       - Pieniądze to nie wszystko. No i coś za coś. Dzisiaj pierwszy dzień, a ja już dostałam do wykonania siedem projektów... - powiedziałam zrezygnowanym tonem. Kornelia prychnęła ostentacyjnie i spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami. 
       - Co to dla ciebie - powiedziała - ale masz rację. Ja już miałam zapowiedziane, że w piątek i sobotę pracuję MINIMUM do 23:00. - westchnęła ciężko. 
       - Czego się nie robi dla 3000 miesięcznie - mrugnęłam do niej porozumiewawczo, a w jej oczach pojawił się szaleńczy błysk. 
       - TRZY TYSIĄCE FUNTÓW MIESIĘCZNIE!!!! - wrzasnęła, zabawnie wyrzucając w powietrze ręce i nogi. Uniosłam jedną brew, patrząc na nią jak na wariatkę. 
       - Pieprzona materialistka - pokazałam jej język, uchylając się szybko przed rzuconą we mnie poduszką od fotela. 
       - Tylko w niedziele i święta. W centrum handlowym. Jak widzę książki. I gry video. W barach. Dobre drinki. I w muzycznych. Dobre gitary. 
       - Tylko wszędzie - zachichotałam, a potem spoważniałam. - Żarty na bok. Mogłybyśmy rozejrzeć się za jakimś mieszkaniem. - rzekłam, a Kornelia jęknęła zrezygnowana, ale kiwnęła głową ze zrozumieniem. 
       - Przejrzałam kilka ogłoszeń, kiedy byłaś W PRACY - odparła i puściła mi oczko. 


       W przeciągu tygodnia oddałam 3 projekty i dostałam kolejne 4, więc zabrałam się za intensywną pracę, wykorzystując świetnie wyposażony gabinet, pozwalający na kreatywne szaleństwa, niemożliwe w naszym pokoju hotelowym. Znalazłyśmy już odpowiednie mieszkanie, lecz papierkowa robota przeciągała się niemiłosiernie. Nie ufają tutaj imigrantom. Nim się obejrzałam, zegar wybił szesnastą, a ja podrapałam się po głowie, siedząc na podłodze, otoczona papierkami pełnymi zapisanych pomysłów. Nie chciałam zawieść nowych szefów. Wypuściłam głośno powietrze z ust i wstałam powoli, zostawiając kartki tak, jak leżały, postanawiając w duchu, że posegreguję je jutro. Podeszłam do biurka i zatrzymałam się nagle, słysząc za ścianą podniesione głosy. Zmarszczyłam brwi, przysłuchując się przytłumionej kłótni. 
       - Myślę, że zareagowaliście zbyt gwałtownie. 
       - A ja myślę, że w dupie mam twoje myśli - wooow. Ostre słowa, wywołały we mnie współczucie dla osoby, do której zostały skierowane. Pokręciłam jednak głową i zabrałam się za układanie najważniejszych papierów do teczki. Wolałam nie przyprawiać sobie stresów w nowej pracy, więc postanowiłam ignorować rozmowę w sąsiednim gabinecie. 
       - Obyś tego nie żałował. 
       - Błagam cię. To jest nieszkodliwa dziewczynka z Polski - zamarłam. Jakie było prawdopodobieństwo, że nie mówili o mnie? Małe... Powolnym krokiem podeszłam do ściany, zza której dochodziła kłótnia i przyłożyłam do niej ucho. 
       - Właśnie! Dlatego uważam, że wasza reakcja była przesadzona. 
       - Mamy teraz napiętą sytuację. Lepiej mieć wszystko pod kontrolą. 
       - Nieszkodliwe dziewczynki z Polski też. 
       - Nie wiń za to mnie, wiesz, że to pomysł...
       - MILENA - jak oparzona, odskoczyłam od ściany, gdy drzwi mojego gabinetu otworzyły się z impetem. Do środka wbiegł Simon, z wyrazem podekscytowania na twarzy. Zatrzymał się na mój widok, a w kącikach jego oczu pojawiły się wesołe zmarszczki. Nie wiedziałam co mam zrobić. Udawanie, że nie podsłuchiwałam nie wchodziło w grę, gdyż moja postawa była zbyt oczywista. Chłopak wybuchnął śmiechem.
       - Nie przejmuj się, oni tak zawsze, gdy szef się pojawia - powiedział, machając niedbale dłonią. Lubiłam go. Choć znaliśmy się tylko dziesięć dni, zrozumiałam, że był jedną z tych osób, którym można powiedzieć wszystko i spotkać się z zupełnym zrozumieniem. Wskazałam kciukiem na ścianę, przy której stałam, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów. 
       - Oni chyba mówili o mnie - szepnęłam, a Simon zrobił wielkie oczy i zamknął za sobą drzwi, sugerując, bym kontynuowała. Przygryzłam wargę, niepewna, czy powinnam to robić. 
       - Nie martw się, to pozostanie między nami. Nikt nie chce sprowadzić na siebie gniewu wielkiego Edwarda - zażartował i zręcznie wyminął leżące na ziemi kartki, a potem usiadł na biurku. 
       - Mówili coś o nieszkodliwej dziewczynce z Polski, że powinni ją mieć pod kontrolą - powiedziałam cicho, wykręcając palce. Wiedziałam, że ta praca wydawała się być zbyt idealna. Simon zachichotał 
       - To prawda, mówili o tobie - szlag. - Ale spokojnie, nie zostaniesz wywalona czy inne takie. Ech... miałem ci tego nie mówić, ale widzę, jak się denerwujesz i ten widok rani me serce. - zaczął, a ja wstrzymałam oddech. Boże, co znowu... Westchnął, patrząc na mnie z wahaniem 
       - No nie rób mi tego teraz, powiedz o co chodzi - jęknęłam żałośnie
       - Do Eda przyszedł szef wszystkich szefów. Tak na niego mówimy. To jest typek, który wpada tutaj tylko przy największych przedsięwzięciach. Szykuje się ogromne zamówienie. Projekt, na kilkadziesiąt milionów. Gościu chce ciebie wśród swojej świty. - odpowiedział, patrząc na mnie z radosnym oczekiwaniem. Przez chwilę nie docierał do mnie sens tych słów, ale gdy już dotarł, musiałam przysunąć sobie fotel, by nie upaść na podłogę. 
       - Ale przecież. Jestem tu mniej niż dwa tygodnie... - powiedziałam, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w zielone oczy chłopaka. 
       - Widocznie musisz być piekielnie dobra. Problem w tym, że Summers się wkurza. Uważa, że to za wcześnie, że możesz pogrążyć projekt 
       - I bardzo dobrze myśli! Nie powinnam brać na siebie takiej odpowiedzialności. Zaraz, zaraz... Skąd w ogóle o tym wiesz? - zapytałam podejrzliwie. 
       - No dobra, kłamałem - Simon rzucił mi pełne poczucia winy spojrzenie. Zmarszczyłam brwi, zbita z pantałyku tą nagłą zmianą. - Wpadłem tutaj, żeby ci to powiedzieć, bo usłyszałem początek tej kłótni. Kiedy jeszcze nie była kłótnią i odbywała się w biurze Summersa. - zaśmiał się cicho - Ale byłaś taka urocza, przyłapana na gorącym uczynku, że musiałem wykorzystać sytuację. - dodał i wydął wargi, jakby zwracał się do niemowlaka. Jego czarna czupryna spotkała się z rzuconym w niego długopisem, a głośny śmiech sprawił, że głosy za ścianą zamilkły. 
       - O. Chyba się zorientowali, że jeszcze nie wyszłaś i mogłaś wszystko usłyszeć - Simon mrugnął do mnie porozumiewawczo, zeskoczył z biurka i, już nic nie mówiąc, wyszedł z gabinetu. Pokręciłam z uśmiechem głową i wzięłam, spakowaną wcześniej, teczkę w rękę. 
       Gdy zamknęłam za sobą drzwi i przekręciłam kluczyk, usłyszałam po swojej lewej stronie trzask, a serce stanęło mi na ułamek sekundy. Bałam się spojrzeć w tym kierunku, lecz ciekawość była silniejsza i mój wzrok spoczął na przystojnej twarzy młodego mężczyzny o oliwkowej cerze. Czekoladowe oczy zmierzyły mnie od stóp do głów, a przez usta przebiegł nikły uśmiech. 
       - Panno Smyk - kiwnął nieznacznie i przeszedł obok mnie, kierując się do wyjścia z budynku. TO był szef wszystkich szefów? Ubrany w luźną koszulę w kratę i jeansy facet, który mógł być w moim wieku? Milena, co ty robisz ze swoim życiem? Już dawno powinnaś być wielką panią sukcesu... Westchnęłam marzycielsko i ruszyłam w tym samym kierunku, co on. 

       Wyszłam na chłodne majowe powietrze, kierując się szybkim krokiem do najbliższej stacji metra. Droga przy szklanym budynku, w którym znajdowała się siedziba firmy nigdy nie była zbyt ruchliwa, więc przebiegłam truchtem na jej drugą stronę. Trzy tygodnie w Londynie, a ja wciąż miałam kłopoty z ocenieniem, z której strony nadjeżdżają pojazdy i po raz kolejny spotkałam się z przeraźliwie głośnym dźwiękiem klaksonu. Podniosłam dłoń w geście przeprosin i ruszyłam przed siebie. Wyciągnęłam z torebki telefon i słuchawki, które już miałam założyć na uszy, gdy zdałam sobie sprawę, że przejeżdżający obok samochód znacznie zwolnił, zrównując się ze mną. Zerknęłam w jego stronę, chcąc dostrzec kierowcę, lecz boczne szyby czarnego Maserati były przyciemnione, a ja widziałam jedynie niewyraźne kontury jakiejś postaci. Uniosłam jedną brew, dając temu komuś do zrozumienia, że jego zachowanie nie jest zbyt dyskretne, ale auto wciąż posuwało się tym samym tempem co ja. Zirytowana zwolniłam, przyglądając się z uwagą błyszczącemu lakierowi i próbując dostrzec tablicę rejestracyjną, lecz w tym momencie silnik zamruczał drapieżnie i samochód przyspieszył gwałtownie, znikając po chwili za zakrętem. Dziwak... Pokręciłam głową w dezaprobacie i zbiegłam schodami do stacji metra. 

And I am creating fire which will find you **


*Widzę, jak marzenie właśnie się urzeczywistnia
** I tworzę ogień, który cię znajdzie

7 komentarzy:

  1. Ha! Jestem pierwsza, zdąrzyłam na rodział i się cieszę! rozdział genialny z resztą po co piszę, przecież każdy o tym wie. Ja wiem, że to jechał Louis lub Harry, no kto normalny jedzie tak powoli przy nieznajomej dziewczynie? Przeprowadziły się do Londynu, mają prace czego jeszcze trzeba. Zayn chyba też będzie w opowiadaniu, bo jakoś jak opisałyście go 'oliwkowa cera' to tak jakoś mi się skojarzyło. No cóż odemnie to wszystko. idę spać, bo wyjazd. Do następnego kochane!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszymy, że jeszcze udało Ci się zdążyć! <3
      Ach te tajemnice! Mamy nadzieję, że wytrzymasz z nami dłuuugo, dłuuuugo, bo wkrótce wszystko się zacznie powoli wyjaśniać:D

      Śpij dobrze, Kochana, odpoczywaj na wyjeździe i wracaj do nas szybko! <3

      M. xx

      Usuń
    2. Dokładnie tak, jak M. powiedziała :D Zaczynamy wgłębiać się w strefę wyjaśniania, jak i większych wątpliwości, ale przede wszystkim akcji, więc mam nadzieję, że od tej chwili TTD będzie dla Ciebie i reszty naszych czytelniczek tylko lepsze i bardziej emocjonujące.
      (Wiemy, że 15 rozdziałów to całkiem długi "wstęp", ale chciałyśmy, żebyście jak najlepiej poznały główne bohaterki i ich sytuację :) )

      Super, że zdążyłaś jeszcze przed wyjazdem! Mam nadzieję, że będziesz miała tam na kolonii mnóstwo zabawy i zajebistych przygód (może takich, jak w różnych fanfiction ;> :D)

      A. <3

      Usuń
  2. Kregeee co za podejrzane interesy? Dziewczyny uważajcie to jakaś mafia albo cuś podobnego! :D

    Kocham tego fanfika <3 <3 <3 <3
    Wasza Największa Fanka <3
    XXX

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiadomo! Ojciec Chrzestny czuwa ;D :>

      A my kochamy Ciebie! <3 <3 <3 <3 *smooth as fuck*

      A. <3 <3 <3

      Usuń
    2. Kornela i Milena potrafią sobie poradzić! :D

      My Ciebie też kochamy nasza największa Fanko!!!!!!!!!! <3
      Nasz kochany Fangirlu <3

      M. xx

      Usuń
  3. To był Harry jestem tego po prostu pewna

    OdpowiedzUsuń