niedziela, 24 sierpnia 2014

22. And so it begins... *

Kornelia  



- Co zrobił?! - mój krzyk odbił się od jasnych ścian pokoju hotelowego, gdy Milena skończyła opowiadać o tym, co wydarzyło się dziś u niej w pracy. Siedziała teraz na swoim łóżku, patrząc na mnie w oczekiwaniu. Nie wiedziałam jak miałam odnieść się do zaistniałej sytuacji. Czułam, że zagrywki Harry’ego w jakiś sposób były skuteczne. Milena nie pałała wściekłością, co miałoby miejsce, gdyby podobna sytuacja zdarzyła się kilka tygodni temu. Obserwowałam jak w nerwach rozdzierała etykietkę plastikowej butelki po wodzie mineralnej, zrzucając strzępki na podłogę. Zerkała co jakiś czas w moją stronę, jakby czegoś ode mnie oczekiwała, lecz jeszcze przez chwilę nie docierało do mnie co to mogło być. Gdy opowiadała tę niezwykłą historię jej oczy błyszczały, choć sama próbowała zatuszować jakiekolwiek emocje, które mogły zostać obudzone przez przywoływane wspomnienia. Czasami próbowała nawet udać poirytowanie, ale wychodziło jej to tak kiepsko, że, tylko z dobroci mego litościwego serca, powstrzymywałam się przed przewróceniem oczami. A teraz siedziała w ciszy, zajmując się tą swoją butelką, próbując przekazać mi komunikat, którego nie potrafiłam rozszyfrować. Dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, że Milena czeka na moje błogosławieństwo. 
- Podoba ci się - stwierdziłam, siadając naprzeciwko niej na swoim łóżku. Nie odpowiedziała. Spojrzała tylko na mnie jak szczeniak, który nasikał właścicielowi do butów. Zachichotałam cichutko i pochyliłam się do przodu, sięgając dłonią jej kolana i klepiąc je pocieszająco. 
- Przecież to nic złego! - oznajmiłam entuzjastycznie, a Milena przekręciła oczami i postawiła z hukiem butelkę na nocnej szafce. 
- To jest żałosne! - warknęła i naburmuszyła się niczym dziecko. 
- Co jest żałosne? 
- Jest zbyt pewny siebie! Jest bezczelny 
- Brzmi jakoś znajomo... - wymamrotałam, rozglądając się na boki. Milena rzuciła we mnie poduszką, próbując ukryć uśmiech. 
- Wypchaj się! - powiedziała groźnie, ale już po chwili zaczęła się śmiać, a ja jej zawtórowałam.
- Ugh, Kornelia... To takie do mnie niepodobne - rzekła, gdy już się uspokoiłyśmy - Przecież wiesz, że ja od facetów uciekam gdzie pieprz rośnie. - dodała, przybierając smutną minę. Tak, to prawda. Niewinne flirty i jednorazowe przygody nie były jej straszne, lecz, by zawrócić w głowie Milenie, trzeba było mieć dużo szczęścia. Próby mężczyzn, by wyciągnąć moją przyjaciółkę na więcej niż jedną randkę, kończyły się zwykle spławieniem lub ucieczką. Milena nie potrafiła tego wyjaśnić, zawsze mówiła, że było to silniejsze od niej. Widok jej, rozważającej możliwość polubienia jakiegoś faceta, był dla mnie tak obcy, że nie byłam pewna czy może nic jej się nie stało. 
- Może agresywna gra to coś, czego potrzebowałaś - wyszczerzyłam do niej zęby i uniosłam brwi w wymownym geście. Ponownie oberwałam poduszką, lecz zaraz po rzucie, Milena zamyśliła się, jakby rozważając słuszność moich słów. Chwilę później pokręciła gwałtownie głową, wprawiając swoją blond grzywkę w kołysanie i zacmokała kilka razy. 
- Przecież jeszcze nic nie jest postanowione - powiedziała, wzruszając ramionami. 
- Chcesz, żeby się od ciebie odczepił? - umyślnie użyłam słów, które skierował do niej Harry. Obawiałam się, że może Milena wyciągnie skądś trzecią poduszkę, lecz ona uśmiechnęła się tylko do mnie porozumiewawczo i pokręciła delikatnie głową. Wciągnęłam ze świstem powietrze. 
- MILENO SMYK, CZY TY WŁAŚNIE DAJESZ SZANSE JAKIEMUŚ FACETOWI?! - wykrzyknęłam roześmiana. Milena przymknęła powieki i schowała ze wstydu głowę w ramionach. 
- Nie? Nie wiem... Może? Jak już mówiłam, nic nie jest postanowione. Ale też nic nie zaszkodzi spotkać się z nim jeszcze raz - odparła i chwyciła w palce kosmyk swoich długich jasnych włosów, skupiając na nim wzrok. 
- Zaprosił cię gdzieś? - zapytałam, mrużąc podejrzliwie oczy. Pokręciła głową, wciąż wpatrzona w miodowe fale. 
- Nie... Ale prawdopodobnie wparuje tutaj któregoś dnia i wywlecze mnie na kolejną „randkę” - wzruszyła ramionami, odrzucając wreszcie włosy za siebie. 
- A ty mu tak po prostu na to pozwolisz? - Milena rzuciła mi pełne politowania spojrzenie i westchnęła ciężko. 
- Oczywiście, że nie. Ale on i tak znajdzie sposób, żebym znalazła się w tym jego przeklętym Maserati - mruknęła. Kiwałam powoli głowa, przypominając sobie jak przy każdym spotkaniu Harry wygrywał ich mini-bitwy o dominację. 
- Dobra piękna, zaraz spóźnisz się do pracy - Milena spojrzała na zegarek, stojący na szafce przy jej łóżku. Podążyłam za nią wzrokiem i gwałtownie podniosłam się z łóżka. 
- OSZ W DUPĘ! - wykrzyknęłam, zdając sobie sprawę, że mam tylko pół godziny na dotarcie na miejsce. Chwyciłam pospiesznie torebkę i posłałam Milenie buziaka, a potem zatrzasnęłam za sobą drzwi pokoju. Zbiegłam z rekordową prędkością ze schodów, dziękując bogom, że nie połamałam sobie nóg i wypadłam jak wariatka na zewnątrz. Uśmiech, który wcześniej gościł na moich ustach zbladł momentalnie, gdy zauważyłam przed sobą pustą drogę. Przez ostatnie kilka dni tak bardzo przyzwyczaiłam się do widoku czekającego na mnie pod hotelem Audi R8, że teraz poczułam nieznośną i irracjonalną tęsknotę. Zawiedziona, ruszyłam szybkim krokiem w stronę stacji metra, sprawdzając jeszcze na telefonie ile zostało mi czasu, wmawiając sobie, że wcale nie miałam nadziei zobaczyć wiadomości z wyjaśnieniem nieobecności pewnego błękitnookiego mężczyzny. 
Kolejna fala nieprzyjemnego doznania zalała mnie, gdy stanęłam już na niskiej scenie w Irresitible, a przy stoliku, który zwykle był zajmowany przez rozśmieszającego i przeszkadzającego mi w występach mężczyznę, usiadła jakaś nieznana mi para. Westchnęłam ciężko i zaczęłam występ, zerkając co jakiś czas w nadziei na wejście restauracji. Nic. 
Późnym wieczorem, gdy skończyłam robotę, otuliłam się wiosennym płaszczykiem i ruszyłam szybkim krokiem na pociąg. Stacje metra o tej porze nie były najmilszymi miejscami Londynu, o czym zdążyłam zadziwiająco szybko zapomnieć, przyzwyczajona do wygody pięknego i pachnącego wnętrza Audi. Zmarszczyłam nos czując drażniący smród moczu i przetworzonego alkoholu. Jakiś niechlujnie ubrany mężczyzna zagwizdał za mną, gdy przechodziłam obok niego, a ja pokręciłam tylko głową, bojąc się go za to wyzwać. Milena nie miałaby z tym problemu, pomyślałam mimowolnie. Stanęłam wreszcie na odpowiednim peronie, czekając na pędzące wagony. Z ulgą dostrzegłam jeszcze kilka kobiet i dwóch, schludnie wyglądających, mężczyzn, więc rozluźniłam się nieco. 
Skrzywiłam się, gdy w ciemności uderzyłam stopą w ramę swojego łóżka, będąc już w pokoju hotelowym. Huk nie był głośny, lecz i tak zdołał zbudzić śpiącą Milenę. Sprawdziła godzinę na swoim telefonie, mrużąc oczy w atakującym ją, jasnym świetle wyświetlacza. 
- Już w domu? - zapytała zdziwiona, pocierając twarz dłonią. Przygryzłam nerwowo wargę.  Przez ostatni tydzień normą było, że wracałam przynajmniej 2 godziny po zakończeniu pracy. Właśnie minęło dwadzieścia pięć minut od mojego opuszczenia restauracji. 
- Ee... Tak. Louis’ego nie było - odpowiedziałam wymijająco, zrzucając ze stóp buty. Milena usiadła  powoli na łóżku, rozciągając z wysokim piskiem plecy. 
- A co się stało? - zapytała, obserwując, jak krzątam się po pokoju. Wzruszyłam ramionami, łapiąc się na tym, że uderzyła mnie nagle fala poirytowania. 
- O o... Pokłóciliście się? - pokręciłam głową, chwytając pospiesznie za kosmetyczkę. Nie chciałam spojrzeć Milenie w oczy. Czułam się jak idiotka. Nie miałam prawa być zła na Louis’ego, a jednak negatywne emocje wzbierały we mnie z każdą kolejną minutą. Za bardzo przyzwyczaiłam się do tego jak mnie adorował, jak próbował sprawić bym poczuła się dobrze i rozśmieszać z każdą nadarzoną okazją. „Boski flirt” numer trzy, co prawda jeszcze się nie pojawił, ale zaczęłam wdrażać się w przyjemną rutynę, jaką zaserwował mi Błękitnooki. 
- A jak tam Harry? Wywlókł cię na jakąś randkę? - zmieniłam pospiesznie temat. Milena prychnęła i opadła ciężko na łóżko.
- Nie. Nie odezwał się przez cały dzień. Może po raz kolejny zostałam wystawiona do wiatru - wzruszyła ramionami, ale nawet w ciemności dostrzegłam ból wypisany na jej twarzy. Moja irracjonalna złość spowodowana jednodniową nieobecnością Louis’ego, ulotniła się gdzieś nagle, ustępując miejsca zmartwieniu. Usiadłam na łóżku Mileny i położyłam dłoń na jej kolanie. Uśmiechnęła się do mnie smutno, a ja mrugnęłam do niej porozumiewawczo. 
- Nie martw się. Może musiał poukładać sobie wszystko. W końcu troszeczkę ma do pomyślenia, po tym co zrobił. No i może chce i tobie dać nieco czasu. - powiedziałam. Wierzyłam w swoje własne słowa. W końcu nawet nie minął dzień. Byłam jednak pewna, że emocje, które Milena dzisiaj przeżyła mogły spotęgować każde zmartwienie i obawę, jaka ją nawiedzała. Miała przecież do tego powody. Jej pierwszy pocałunek z Harrym nie skończył się najlepiej. Wbiła we mnie wzrok, zastanawiając się przez chwilę nad moimi słowami, a potem skinęła głową. 
- Masz rację. Głupia jestem. - powiedziała i zamknęła oczy. Poklepałam jej kolano i wstałam, ruszając w stronę łazienki. Gdy wróciłam spod prysznica Milena już spała. 
Nie rozumiem... myślałam, gdy trzeci dzień z rzędu Louis nie pojawił się pod drzwiami hotelu, ani nie zajął swojego stałego miejsca w restauracji. Co jakiś czas rzucałam się do telefonu, gdy tylko otrzymywałam wiadomości, lecz okazywały się one tylko spamem od operatora lub smsami od mamy, zaciekawionej jak żyje mi się w Anglii. Chyba nie powiedziałam nic, co mogłoby go obrazić albo zniechęcić... Próbowałam przypomnieć sobie wszystkie przeprowadzone rozmowy, lecz każda z nich kończyła się uśmiechami i komplementami posłanymi w moim kierunku. Nie mogłam znaleźć nic, co mogłoby wskazywać na zmianę w postawie Louis’ego. Musiałam w końcu przed sobą przyznać, że tęskniłam za tymi spotkaniami, a nieobecność mężczyzny bardzo mnie martwiła. Lecz nie tylko to mnie trapiło. Milena, choć próbowała to ukryć, chodziła ponura i pełna napięcia, ponieważ Harry również przestał się odzywać. Od dnia, w którym odwiedził ją w pracy nie napisał ani nie zadzwonił. Nie pojawił się też niespodziewanie w progu naszych drzwi. Miałam ochotę rozszarpać mu gardło za to, jak bawił się uczuciami mojej przyjaciółki, ale nie byłam w stanie nic zrobić. Gdybym wiedziała gdzie mieszka...  Ale Milena nie chciała mi powiedzieć. Gdybym otrzymała jego adres, złożyłabym mu przemiłą wizytę... 
Otrzymałam wolne w weekend, ponieważ w Irresistible odbywało się wesele, a młoda para zamówiła własny ulubiony zespół, by akompaniował gościom przy posiłku. Siedziałam więc w pokoju, próbując nauczyć się nowych utworów, kołysząc szaleńczo jedną nogą, która zdradziecko ukazywała poziom mojego napięcia. Milena siedziała po drugiej stronie pomieszczenia, zawalona wielkimi arkuszami kartek, na których mazała coś zaciekle, przeklinając co jakiś czas pod nosem. 
- Dość tego! - wrzasnęła nagle, rzucając ołówkiem, który przeciął pomieszczenie i roztrzaskał się na przeciwległej ścianie. Podskoczyłam przestraszona i spojrzałam na nią z wyrazem szoku na twarzy. 
- Co do świętej Genowefy?! - zawołałam znad swoich tekstów. 
- Idziemy się upić! - oznajmiła i wyprostowała się niczym żołnierz gotowy do służby. Wybuchnęłam śmiechem, bo właśnie miałam w głowie podobne myśli. Uszykowałyśmy się więc na imprezę i wyszłyśmy na miasto. Był to nasz pierwszy babski wypad od dłuższego czasu. Same nie wiedziałyśmy jakim cudem, ale po godzinie wylądowałyśmy pod drzwiami Bobbles. 



Milena


Zdenerwowanie, jakie mnie opanowało w ciągu ostatnich kilku dni potrzebowało ujścia. Nie chciałam wyżywać się na osobach znajdujących się w moim otoczeniu, szczególnie, że wśród nich znajdowała się moja najlepsza przyjaciółka i szef (ewentualnie Simon). Postanowiłam więc, że najlepszym wyjściem będzie rozrywka. Nie lubiłam koncepcji topienia smutków i nerwów w alkoholu, ale w tym momencie tego potrzebowałam. Musiałam oderwać myśli od tego cholernego Stylesa, który po raz kolejny postanowił wystawić mnie do wiatru. Dzień w dzień udawałam, że patrzę na telefon tylko by sprawdzić godzinę, lecz po dwudziestym razie w ciągu pięciu minut, musiałam przed sobą przyznać, że nie taki był cel wykonywanej czynności. Nie potrafiłam skupić się na pracy, moje pomysły były coraz gorsze, a ja musiałam znosić wymowne spojrzenia Edwarda. Napięcie sięgnęło zenitu sobotniego wieczora, gdy po raz kolejny głowiłam się nad jakimś skomplikowanym projektem. A teraz stałyśmy pod Bobbles, wabione prawdopodobnie podświadomą nadzieją na spotkanie tam dwóch konkretnych osób. 
Wkroczyłam pewnie do klubu, ciągnąć za sobą Kornelię. Z aktualną wypłatą nie musiałyśmy martwić się drogą wejściówką i tym, że nie będziemy mogły pić. Tyle się zmieniło od czasu, gdy byłam tu ostatni raz... Oddałyśmy płaszcze do szatni i skierowałyśmy się w stronę baru. Kornelia od razu rzuciła się do menu z drinkami, a ja poprosiłam o piwo z sokiem. 
- Milena! - wykrzyknęła moja przyjaciółka i zakryła usta dłonią, w wyrazie kompletnego szoku. - Patrz! - wepchnęła mi przed nos kartę na stronie, na której widniało ładne zdjęcie znajomego nam drinka. 
- Bierzesz Noir Charm? - zapytałam z uśmiechem. Kornelia pokręciła głową i wskazała palcem srebrne literki. 
- Patrz na cenę! - podążyłam spojrzeniem za wskazanym miejscem i oniemiałam. Noir Charm kosztował ponad dwieście funtów. Otworzyłam szeroko oczy. Wow... Kornelia zaśmiała się, komentując, że wypiła najdroższy drink w życiu i nie żałuje, a ja tylko przytaknęłam. Właśnie dostałam do ręki piwo, więc pociągnęłam szybko przez słomkę gorzkawy płyn. Kornelia w tym czasie zamówiła swoje nieśmiertelne Sex On The Beach i zagłębiłyśmy się w rozmowie w oczekiwaniu na przygotowanie trunku. 
Celowo omijałyśmy temat Harry’ego i Louis’ego, czując, że każdą z nas wyprowadziłoby to z równowagi, czemu miał zapobiec ten wypad. Rozglądałam się po pomieszczeniu, w poszukiwaniu wolnych stolików i ze zdziwieniem spostrzegłam, że jeden z boksów był zupełnie pusty. Wskazałam go Kornelii i, gdy tylko otrzymała swojego drinka, pospieszyłyśmy w jego kierunku, by zająć miejsca. Sprawdziłam czy nie widnieje nigdzie w pobliżu informacja o rezerwacji, a potem rozsiadłyśmy się wygodnie w miękkich fotelach, delektując się, uderzającym do głowy, alkoholem. 
Cieszyłam się, że mogłam na chwilę zapomnieć o wydarzeniach ostatnich dni. Przyjemny szum zaczął powoli wkradać się do mojej świadomości, napełniając mnie swoją relaksującą mocą. Pieprzyć Stylesa. Dałam mu się omamić tylko przez przytłaczające warunki, w jakich mnie zaskoczył. Przytaknęłam swoim myślom i uśmiechnęłam się do przypadkowego faceta, siedzącego kilka stolików dalej, który zawiesił na mnie wzrok już jakiś czas temu. Pieprzyć cię, Styles, wcale Cię nie potrzebuję. Nie zrobiłeś na mnie żadnego wrażenia.... Moje myśli kręciły się wokół tej jednej rzeczy, jak zacięta płyta. Zawód, który czułam przez ostatnie kilka dni znikał powoli. Zaczęłam zdawać sobie sprawę, jak naiwna i głupia byłam, myśląc, że rzeczywiście poczułam do tego faceta coś innego niż nienawiść.  Dwoma pocałunkami (trzema) i robieniem mi na złość nie kupi sobie mojej sympatii. Pieprzony... 
- Styles! - głos Kornelii wyrwał mnie z rozmyśleń. Spojrzałam na nią zdziwiona i zauważyłam, że wpatruje się z otwartymi szeroko oczami, w jakiś punkt ulokowany za mną. 
- Mogę porwać twoją przyjaciółkę? - niski zachrypnięty głos sprawił, że zesztywniałam. Moje ciało zareagowało zupełnie przeciwnie do umysłu, sugerując, że powinnam dotknąć mężczyzny, stojącego za mną. Próbowałam wygasić w sobie uczucie potrzeby, które nagle mnie opanowało, ale bezskutecznie. Zamaskowałam drżenie rąk, chwytając w dłonie kufel piwa.
Wypuściłam ciężko powietrze z płuc, gdy poczułam delikatne palce, muskające nagą skórę mojej szyi. Rzuciłam Kornelii błagalne spojrzenie, ale ona tylko uśmiechała się głupkawo. Halo! Zapomniałaś o tym, że ten dupek olewał mnie przez tydzień? 

- Ja nie mam nic przeciwko temu, ale myślę, że Milena może mieć - powiedziała w stronę Harry’ego. Jego palce zacisnęły się teraz nieznacznie na mojej skórze, przyprawiając mnie o ciarki. Odwróciłam się szybko, wyrywając z tego uścisku. Jego uroda uderzyła mnie z siłą huraganu, choć zauważyłam, że był nieco bledszy niż zazwyczaj. 
- Czego chcesz? - warknęłam, ignorując chęć pochwycenia jego dłoni w swoją. Harry przeczesał nerwowo włosy palcami i wyciągnął do mnie rękę. 
- Chodź. - powiedział, a ja zmierzyłam go wściekłym wzrokiem od stóp do głów. Stał tam spokojnie, czekając cierpliwie na moją reakcję. A potem posłał mi spojrzenie, po którym zamarłam. Uśmiech, jaki zagościł na jego twarzy pełen bólu i potrzeby. Coś, czego nigdy u niego nie widziałam. Zamrugałam szybko, chwytając mimowolnie wyciągniętą do mnie dłoń. 
- Co się stało? - zapytałam, wpatrując się w niego uważnie i próbując wyłapać jakąkolwiek, nawet najdrobniejszą, zmianę w jego ekspresji. 
- Nic. Po prostu chodź - odparł i pociągnął mnie delikatnie za sobą. Spojrzałam przez ramię na Kornelię. 
- Gdzie idziemy? - zapytałam, zatrzymując go delikatnie. Jego wzrok również padł na mojej przyjaciółce. 
- Nie znikniemy na długo. Kornelia, jeśli chcesz, jest tu ze mną Niall. Właśnie stoi przy barze, może pomoże Ci zabić nudę i tęsknotę za Mileną - powiedział, wskazując kciukiem na bar. Kornelia westchnęła teatralnie i wstała, chwytając łapczywie kielich z drinkiem. 
- Nie ma to jak pogawędka z szefem w barze... - mruknęła i wyminęła nas ostentacyjnie, z czającym się na ustach uśmieszkiem. W podskokach podbiegła do odwróconego do nas plecami blondyna i poklepała go w lewe ramię, stając szybko po jego prawej stronie. Przewróciłam ze śmiechem oczami i ponownie skupiłam się na twarzy Harry’ego. Spóźnił się nieco z ukryciem targających nim emocji, bo trafiłam na widok przepełnionego cierpieniem wyrazu. Gdy zauważył, że na niego patrzę, uśmiechnął się do mnie łobuzersko i objął w pasie. Co ty ukrywasz? 
- Harry... - zaczęłam cicho, lecz ten położył palec na moich ustach, a potem pochylił się nade mną i złożył na nich głęboki pocałunek. Świat natychmiast zawirował, a moje ciało się rozluźniło. Nie poznawałam siebie. Pragnęłam więcej, bliżej... Cała wściekłość umknęła gdzieś nagle, a ja oddawałam się bez reszty dotykom Harry’ego.
Gdy nasze usta oderwały się od siebie, nie zdołałam nawet wydusić słowa, bo Harry od razu wtulił się we mnie mocno. Zmarszczyłam w zdziwieniu brwi, czując w pasie silny uścisk. Moje ręce zawisły w powietrzu na chwilę, a potem położyłam je powoli na szyi mężczyzny. Choć miałam na stopach wysokie szpilki on i tak musiał pochylić się nade mną nieznacznie. Wplotłam palce w jego miękkie loki, próbując w jakiś sposób dać ulżyć jego bólowi. 
- Co się stało? - powtórzyłam cicho pytanie, ale Harry pokręcił tylko głową i oddalił się ode mnie powoli. 
- Nic, nic. Przepraszam, że się nie odzywałem, miałem kłopoty w firmie. - powiedział i cmoknął mnie szybko w nos. Potrząsnęłam głową, zdziwiona zażyłością z jaką mnie właśnie traktował. 
- Dziwny jesteś - wyrwało się z moich ust, a on uśmiechnął się tajemniczo i pociągnął mnie do wyjścia z klubu. 



Kornelia


To był dziwny wieczór. I to był wielki kac, którego właśnie odczuwałam. Leżałam bezwładnie na swoim łóżku, wpatrując się ślepo w Milenę. Ona natomiast miała wzrok wlepiony w sufit, i przygryzała nerwowo kciuk. 
- Więc... To oficjalne? - zapytałam cicho, próbując nie wywołać większego bólu głowy, niż już miałam. 
- Nie. - odpowiedziała automatycznie, nie zmieniając pozycji. Zagryzłam policzek w konsternacji. Milena westchnęła ciężko i spojrzała na mnie. 
- To nie było normalne, Kornelia - powiedziała. Wiedziałam o czym mówiła. Krótka wizyta Harry’ego w Bobbles rzeczywiście należała do osobliwych. Dosłownie po pięciu minutach rozmowy tej dwójki na zewnątrz, mężczyzna zawołał do siebie Nialla i wyszli bez słowa wyjaśnienia. 
- Nie znam go dobrze, ale jestem pewna, że Harry nie należy do facetów typu „pocałuję bez powodu i przytulę”... - Milena zmarszczyła brwi, myśląc nad czymś intensywnie. - Coś się stało... - dodała. 
Sięgnęłam z jęknięciem po leżącą na ziemi butelkę wody i odkręciłam ją pospiesznie. 
- Przecież powiedział, że miał kłopoty w firmie - powiedziałam, krzywiąc się na pulsowanie w mojej głowie. 
- Niby tak... Ale... 
- Nie, nie, nie... Za dużo ostatnio rozmyślasz. Zbyt wiele miałaś na głowie i teraz wszystko wyolbrzymiasz. - przerwałam jej szybko. Milena nie wyglądała jednak na przekonaną. Pokręciła głową, lecz już się nie odezwała. 
To był najbardziej bezproduktywny dzień od czasu, gdy przeprowadziłyśmy się do Londynu. Ja leczyłam męczącego mnie kaca, a Milena snuła się po pokoju, zagłębiona we własnych zmartwieniach. Wodziłam za nią wzrokiem, próbując wymyślić coś na pocieszenie, lecz nie miałam pojęcia co mogłabym powiedzieć. Kotłujące się w niej emocje były dla mnie dosyć zagadkowe. Nie wiedziałam jak zachowałabym się w jej sytuacji. Harry to oryginalna osobowość, której poczynania były najbardziej nieprzewidywalnymi z jakimi się spotkałam. A pracowałam kiedyś przecież ze zbuntowanymi nastolatkami, przepełnionymi szalejącymi hormonami... 
Poniedziałkowy poranek był na szczęście lepszy. Milena poszła do pracy nim zdążyłam się obudzić, więc pozostałam sama ze swoimi myślami. Może wczorajsze pojawienie się Harry’ego było dziwne i tajemnicze, ale jednak się odbyło. Ja natomiast nie usłyszałam słowa od Louis’ego. Może już nie usłyszę... 
Około piętnastej dostałam wiadomość od Mileny: 

Harry. Wrócę później... 
Uśmiechnęłam się do wyświetlacza telefonu i zaczęłam szykować do pracy. Milena nie potrafiła tego przed sobą przyznać, ale byłam pewna, że żywiła jakieś pozytywne uczucia do tego dziwaka. Najwyższy czas... 
Choć myślałam, że przyzwyczaiłam się do pustki przed hotelowym wejściem i tak poczułam nieprzyjemny uścisk w żołądku, gdy ponownie wyszłam jej naprzeciw. Wsiadłam do wagonu metra ze spuszczoną głową, ignorując narzekania jakiejś starszej kobiety, którą przez przypadek nadepnęłam. Gdy dotarłam już do Irresistible musiałam posłuchać cierpliwie upierdliwych instrukcji Menadżera, a potem zaczęłam rozpakowywać swój sprzęt, by przygotować się do występu. Szarpnęłam wściekle statyw mikrofonu, który postanowił zrobić mi na złość i zaciąć się na połowie długości. Sięgał mi teraz do pępka. Wyładowałam na nim całą swoją frustrację, aż w końcu udało mi się go ustawić na odpowiednią wysokość. Westchnęłam ciężko i zamknęłam oczy, próbując uspokoić nerwy. Pół godziny później stałam już przygotowana do rozpoczęcia z Georgem pierwszej piosenki. 
Goście zbierali się w restauracji w czasie, gdy zaczęliśmy grać, a ja mimowolnie wracałam wzrokiem do stolika ustawionego naprzeciwko sceny, który wciąż pozostawał pusty. Poprawiłam na nosie okulary, mrużąc oczy i dostrzegłam, że została na nim postawiona karteczka z rezerwacją. Było to raczej normalne, zważywszy na to, że do Irresistible ciężko było się dostać bez wcześniejszego zarezerwowania miejsc, lecz ten szczególny stolik zawsze pozostawał wolny dla roztargnionych klientów. Poczułam budujące się we mnie napięcie, które było mieszanką nadziei i zawodu. Mój głos zadrżał, więc potrząsnęłam delikatnie głową przywracając się do porządku. Nie czas teraz na dystraktory. 
Zagraliśmy już z Georgem trzy piosenki, lecz zgubiłam gdzieś setlistę. Odwróciłam się do pianisty, by zapytać o kolejny utwór. W restauracji panował gwar, więc nie musieliśmy się martwić, że któryś z klientów nas usłyszy. George pokazał mi swoją listę, a ja chwyciłam szybko pierwszą lepszą kartkę i ołówek ze swojej teczki i zapisałam szybko skróty tytułów. Odwróciłam się i podbiegłam do mikrofonu, na który prawie wpadłam, dostrzegając, że „mój” stolik został właśnie przez kogoś zajęty. Poczułam jak miękną mi nogi, a serce przyspiesza, gdy zobaczyłam znajome roześmiane błękitne oczy, patrzące wprost na mnie. Nie wiedziałam jak się zachować. Miałam być obrażona? Szczęśliwa, że wreszcie się zjawił? Przez tę bitwę myśli stałam jak kołek, wpatrując się w Louis’ego z idiotycznym wyrazem szoku na twarzy, a on odważnie wytrzymywał moje spojrzenie, mrugając do mnie co jakiś czas i uśmiechając się szeroko. W pewnym momencie, przeniósł wzrok na George’a i wskazał na niego podbródkiem. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się o co mu chodzi, więc również spojrzałam w tamtym kierunku. Pianista patrzył na mnie wyczekująco, przygrywając w kółko wstęp do piosenki. Zakryłam usta dłonią, zdając sobie sprawę, że musiał tak improwizować już jakiś czas i kiwnęłam mu pospiesznie głową, a potem zbliżyłam się do mikrofonu i zaczęłam śpiewać. Mimowolnie wlepiłam wzrok w Błękitnookiego. Rozmawiał właśnie z kelnerem, tłumacząc mu coś entuzjastycznie. Po chwili dołączył do nich Menadżer, więc Louis wstał i uścisnął mu dłoń.
       Zauważyłam, że gdy się poruszył, na jego twarzy na chwilę zagościł ból, a ręka powędrowała w stronę prawego boku. Zreflektował się jednak szybko i ponownie uśmiechnął szeroko, jak gdyby nigdy nic. Zastanowiło mnie to zachowanie, lecz nie mogłam dać ponieść się myślom, by nie pomylić tekstu piosenki. Skupiłam się więc ponownie na wykonywanym utworze.
Przez cały wieczór Louis ograniczał swoje ruchy do minimum, a u kelnera zamówił tylko wodę, którą sączył powoli, poruszając się ostrożnie. W międzyczasie posyłał mi uśmiechy i gesty, które zapewne miały na celu mnie rozbawić. Ja jednak dzielnie utrzymywałam poważną minę, pokazując mu, że tak łatwo ze mną nie będzie. Pod koniec, gdy żadna z jego prób nie przyniosła oczekiwanego skutku, wbił we mnie intensywny wzrok i ułożył usta w słowa „Przepraszam”, mrugając przy tym porozumiewawczo. Zakłopotana i zagubiona przeniosłam wzrok na, wiszący nad nim, żyrandol, nie odpowiadając w żaden sposób na jego skruchę. 
Wraz ze zbliżającą się godziną zamknięcia restauracji, moje nogi trzęsły się coraz bardziej i bardziej, aż zaczęłam obawiać się, czy będę w stanie się na nich utrzymać podczas śpiewania ostatniej piosenki. Na szczęście jakoś dałam radę to osiągnąć i, już po chwili, rozpoczęłam pakowanie, celowo unikając wzroku Louis’ego. Co robić, co robić?! Myślałam intensywnie, gdy już nie zostało mi nic, czym mogłabym zając ręce. Zerknęłam za siebie, naiwnie ufając, że może Tomlinson się poddał i postanowił dać mi spokój, lecz on czekał na mnie przy wyjściu. Gdy zauważył, że na niego patrzę, kiwnął głową z poważnym wyrazem twarzy. Czy mi się wydaje, czy on zbladł? Nie miałam pewności, bo przyciemnione światła restauracji, skutecznie zniekształcały kolorystykę tego miejsca i osób w nim przebywających. Z głębokim westchnieniem szarpnęłam za uchwyt teczki i ruszyłam w jego stronę. Uśmiechnął się słabo, widząc, że postanowiłam jednak do niego dołączyć i wyciągnął do mnie rękę. Obrzuciłam ją pogardliwym wzrokiem i wyminęłam ostentacyjnie. Teraz, gdy stałam już niecały metr od Louis’ego, zdołałam dostrzec, że rzeczywiście stracił kolory, a jego oczy były okropnie podkrążone. Zmartwił mnie ten widok, lecz nie dałam nic po sobie poznać. 
- Możemy porozmawiać? - zapytał, a kropelka potu spłynęła po jego szyi. Przełknął ciężko ślinę i wskazał na wyjście. - Proszę - dodał, a ja, pełna obaw, że coś było nie w porządku, ruszyłam bez słowa. Louis zaprowadził mnie do swojego Audi i zamknął za mną drzwi. Obserwowałam jak idzie powoli, trzymając się cały czas za prawy bok, a gdy usiadł za kierownicą skrzywił się nieznacznie. Wciągnął głośno powietrze przez nos, zaciskając przy tym zęby, a potem potrząsnął głową i obrócił się do mnie uśmiechnięty. Jego wyraz twarzy kontrastował groteskowo z bladością cery. 
- Nie bądź zła - powiedział cicho. Zamrugał szybko kilka razy, a ja obserwowałam go bez słowa. Jego próby ukrycia cierpienia były zupełnie bezowocne. 
- Louis, co ci jest? - zapytałam, dotykając delikatnie jego ramienia. Nie potrafiłam skupić się na gniewie, widząc, że coś mu się stało. W pewnym momencie moją uwagę skupiła ciemna plama, w miejscu, za które Louis tyle razy się chwytał, która zaczęła rosnąć z każdą chwilą.
- LOUIS! - krzyknęłam przerażona, widząc rozprzestrzeniającą się po materiale jego koszuli krew. Louis spojrzał przymglonym wzrokiem w to miejsce i opuścił bezsilnie głowę na zagłówek fotela. 
- Nosz kurde... - powiedział, starając się przybrać obojętny ton. Wyrwałam się do przodu i zaczęłam rozpinać guziki, bojąc się widoku, który miałam zaraz zastać. Odrzuciłam materiał na boki i spojrzałam w sam środek głębokiej okrągłej rany, z której brzegów wystawały poczerniałe porozrywane niteczki. W moje nozdrza uderzył metaliczny zapach krwi, który przyprawił mnie o zawroty głowy. Czułam, że panika powoli zaczęła ogarniać wszystkie moje zmysły. 
- Co mam robić? Co robić? - pytałam mężczyznę w nerwach, obawiając się, że drżenie moich rąk uniemożliwi wykonanie jakichkolwiek pomocnych czynów. Louis zaśmiał się słabo, po czym syknął z bólu, a stróżka krwi wypłynęła powoli z przeraźliwie wyglądającej rany. 
- Uspokój się kobieto. Po prostu puściły mi szwy. Nic, czego nie da się naprawić - oznajmił, klepiąc mnie lekko po kolanie. Miałam ochotę pacnąć go w potylicę, za tę lekceważącą postawę, ale obawiałam się, że mógłby przez to stracić przytomność. Zamiast tego, sięgnęłam pospiesznie do torebki i wyjęłam z niej telefon. 
- Co robisz? - Louis zmarszczył brwi i próbował odebrać mi aparat. Przez swoje spowolnione ruchy zdołał pochwycić jedynie powietrze. Cofnęłam się pospiesznie i zaczęłam wykręcać numer. 
- Dzwonię na pogotowie - oznajmiłam, ale, nim zdążyłam nacisnąć zieloną słuchawkę, Louis zdołał zebrać w sobie resztki sił i tym razem wyrwał urządzenie z mojej dłoni. Krzyknął przeraźliwie i napiął się w fotelu, obnażając zęby, a ja dostrzegłam kolejną falę szkarłatnego płynu, wylewającą się z jego obrażenia. 
- Nie - wymamrotał słabo i zamknął oczy, zaciskając wargi. Wpatrywałam się przez chwilę w niego, zastanawiając w napięciu co zrobić. 
- W... Do mojego... - Szept Błękitnookiego był ledwo słyszalny. Chwyciłam go za rękę, czując jak łzy napływają do moich oczu. 
- Louis... 
- Do mojego mieszkania... - udało mu się wydusić to jedno zdanie, a ja od razu zrozumiałam o co mu chodzi. Otworzyłam gwałtownie drzwi, obiegłam maskę samochodu i rzuciłam się do klamki od strony kierowcy. Zanim wsiadłam do środka zabrałam się za rozbieranie koszuli Louis’ego, a następnie zwinęłam ją w kłębek i przyłożyłam do rany. Wiedziałam, że najprawdopodobniej nie miało to żadnego znaczenia dla poprawy jego stanu, ale pozwoliło mi skupić się nieco bardziej na wyznaczonym zadaniu. Pomogłam Louis’emu przedostać się na siedzenie pasażera, co spotkało się z kilkoma syknięciami bólu i jeszcze większą plamą krwi na jego koszuli, ustawiłam odpowiednio do swojego wzrostu fotel i odpaliłam silnik. Z piskiem opon ruszyłam w kierunku apartamentowca Louis’ego, z ulgą przypominając sobie, że znajdował się tylko kilka ulic od Irresistible. Mijałam jak szalona samochody, próbując zapamiętać, że jestem w Anglii i powinnam trzymać się lewej strony. Co jakiś czas zerkałam w stronę Louis’ego, który właśnie próbował znaleźć coś w telefonie. Mrugał szybko, starając się wyostrzyć wzrok. Był teraz biały jak kreda. Ukłucie strachu, które poczułam, sprawiło, że prawie uderzyłam w tył czerwonego Forda, zatrzymującego się na czerwonym świetle. Nie obchodziło mnie czy zniszczę piękne Audi. Liczyło się tylko to, by pomóc Louis’emu. Nie tak wyobrażałam sobie pierwszą jazdę R8, idiotyczne myśli zaczęły nawiedzać moją głowę, a ja tłumaczyłam je sobie tym, że umysł bronił się, przed ogarniającą mnie paniką. 
- Hej stary... Chujowe założyłeś te szwy... - usłyszałam osłabiony głos Tomlinsona. Przerwał na kilka oddechów, a potem ponownie odezwał się do słuchawki. - Jak szybko zdołasz do mnie dotrzeć? - zapytał. Odpowiedź, której nie mogły wyłapać moje uszy, wywołała w Louis’m ponury chichot. 
- Musisz wykombinować coś szybszego. Wolałbym nie lecieć do szpitala na transfuzję - nie potrafiłam zrozumieć, jak, w tak stresującej chwili, Louis wciąż był w stanie żartować. - Pospiesz się - ostatnim jego słowom towarzyszyło gardłowe warknięcie i Lou przycisnął nieco mocniej materiał do krwawiącego miejsca. 
Zatrzymałam wreszcie samochód na prywatnym parkingu i zawołałam strażnika, by pomógł mi wprowadzić do budynku Louis’ego. Mężczyzna zaczął zasypywać mnie pytaniami, ale Lou uspokoił go, że na miejscu jest już medyk, który doskonale wie, co mu dolega. Chyba zadziałało, bo mężczyzna kiwnął tylko głową i wspólnymi siłami udało nam się dostać do drzwi apartamentu Tomlinsona. Nie podobało mi się to, że Louis nie chciał przyjąć profesjonalnej pomocy ze szpitala, ale stres sparaliżował moją siłę do wykłócenia się o to. 
Gdy położyliśmy go na kanapie, w jego ogromnym salonie, podziękowałam strażnikowi, po czym wymieniliśmy kilka uprzejmości i, gdy mężczyzna opuszczał mieszkanie, wyminął w progu wytatuowanego rudzielca, który wbiegł do środka obładowany kilkoma torbami. Domyśliłam się, że musiał to być facet, do którego zadzwonił Lou, więc zaprowadziłam go bez słowa do osłabionego mężczyzny, a sama zatrzasnęłam za strażnikiem drzwi. 
Chłopak uklęknął przy Louis’m i odciągnął jego szkarłatną już koszulę od ziejącej w ciele dziury. 
- Aua, coś ty zrobił, człowieku? - zapytał Louis’ego, lecz nawet nie czekał na odpowiedź od tracącego już przytomność mężczyzny. Rudzielec sięgnął do przyniesionych tobołów i wyjął z nich torebkę z ciemnym płynem, w którym rozpoznałam krew, jakieś dziwne rurki, których nie potrafiłam nazwać, oraz medyczny zestaw do zszywania. Połączył rurki z rozkładanym statywem, na którym powiesił worek z krwią, a potem zabrał się za oczyszczanie zranionego miejsca. To ocuciło nieco Louis’ego, który zaczął jęczeć i kląć na przybysza. 
Nie mogłam na to patrzeć, więc odwróciłam się szybko i skierowałam do kuchni. Dopiero, gdy usiadłam przy stole, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo byłam roztrzęsiona. Nie mogłam opanować drżenia dłoni, więc splotłam palce, ale od razu zaczęłam potrząsać nogą. Mięśnie miałam zwiotczałe, a w odbiciu w oknie zauważyłam, że moje policzki są mokre od łez. Starłam je szybko i położyłam głowę na rozłożonych na stole rękach. 
Proszę, proszę, proszę, pomóż mu! Miałam ochotę wrócić do salonu i sprawdzić co się tam działo, lecz nie potrafiłam zdobyć się na odwagę, by wstać od stołu. Czekałam więc w ciszy, co jakiś czas wyszeptując prośby skierowane do nikogo. Mijały długie minuty, potem godziny, a ja obawiałam się, że zaraz oszaleję, lecz wciąż nie mogłam zmusić się, by wejść do salonu. Obawiałam się widoku, który mogłam tam zastać. A co jeśli... Nie! Nie, Kornelia! 
Na zewnątrz zaczęło już świtać, gdy usłyszałam ruch w sąsiednim pomieszczeniu. Mogłabym przysiąc, że gdyby nie adrenalina, która utrzymywała mnie na nogach, padłabym nieprzytomna. Do kuchni wkroczył powoli niebieskooki przybysz, na którego brązowej koszulce, odznaczały się ciemne plamy. 
- Wszystko w porządku - powiedział, uśmiechając się do mnie uspokajająco. Ulga, jaką poczułam, nie mogła równać się niczemu innemu. Opadłam bezwładnie na krzesło i zakryłam twarz w dłoniach, trzęsąc się cała. Z mojego gardła wyrwał się niekontrolowany szloch, któremu poddałam się bez walki. Nieznajomy stał, czekając cierpliwie aż się uspokoję. 
- Dziękuję - wymamrotałam niewyraźnie zza dłoni. Rudzielec pokręcił głową i machnął ręką, jakby to nie było nic specjalnego. 
- Nie pierwszy i nie ostatni raz Louis Tomlinson wzywa mnie w podobnym przypadku. Ten facet jest totalną niezdarą - przewrócił oczami i, kręcąc z uśmiechem głową, opuścił kuchnię, a potem usłyszałam trzask zamykanych drzwi wejściowych. 
Zdałam sobie sprawę, że nawet nie zdążyłam zapytać o imię tego beztroskiego bohatera. Byłam zbyt zaabsorbowana spokojem, z jakim podszedł do owej sprawy. Jego postawa uspokoiła mnie jednak na tyle, że wreszcie, po raz drugi, wstałam z krzesła i, po wzięciu kilku głębokich oddechów, ruszyłam niepewnym krokiem w stronę salonu. Otworzyłam powoli drzwi, a moim oczom ukazał się widok leżącego na kanapie Louis’ego z obnażonym torsem. W miejscu brzydkiej rany, znajdował się teraz śnieżnobiały bandaż. I nic więcej. Spodziewałam się rurek, statywów, sprzętów medycznych, lecz nic takiego nie zastałam. Tylko kanapa i Louis, uśmiechający się do mnie idiotycznie. Jedynie bladość jego twarzy zdradzała, że wciąż cierpiał. 
- Wybacz, że cię tak wystraszyłem - powiedział cicho i wskazał dłonią, bym do niego podeszła. Czułam, jak nogi same poniosły mnie w jego kierunku. Miałam wrażenie, że znajdowałam się w przezroczystej kuli, oddzielającej mnie od reszty realnego świata. Liczyło się tylko to, że nie sprawdziły się moje najgorsze obawy. Splotłam ze sobą nasze palce i uklęknęłam pod kanapą. 
- Co się stało - zapytałam słabym głosem i mimowolnie przyłożyłam jego dłoń do swoich ust. Uśmiechnął się do mnie wesoło. 
- Musiałem zbyt gwałtownie poruszać się w Irresistible. Widzisz, jak na mnie działasz? Aż moje szwy pękają. Dostałem trochę krwi. Ed podał mi jakieś cudowne leki i maści, zaszył ponownie i powiedział, że mam się ogarnąć. Cała sytuacja wyglądała gorzej ze względu na mój ból. Troszeczkę bolało... - mrugnął do mnie i zaśmiał się cicho. Zamknęłam oczy, czując, że ponownie zbierają się w nich łzy. 
- Nie o to pytam - szepnęłam. Louis zamilkł na chwilę, więc spojrzałam na niego. Wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w nasze splecione dłonie, a potem, jakby wybudził się ze snu, potrząsnął głową. 
- Jestem totalnym niezdarą. Wypieprzyłem się na schodach, spadłem na wystający z chodnika pręt - powiedział, przekręcając wymownie oczami. Próbowałam wyłapać jego wzrok, lecz ten błądził gdzieś po pomieszczeniu. 
- Kłamiesz - powiedziałam, po raz pierwszy tego wieczora, brzmiąc pewnie. Jego oczy wreszcie wyszły na spotkanie moim, a ja dostrzegłam w nich błysk zdziwienia. 
- Nie kłamię - odparł, a jego głos zadrżał w połowie. Westchnęłam ciężko. 
- Więc dlaczego nie chciałeś jechać do szpitala? - wypaliłam. Patrzył na mnie w ciszy, zapewne zastanawiając się nad odpowiedzią, lecz nie dałam mu na to czasu. 
- Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić mi prawdy. Ale proszę. Uważaj na siebie. I NIGDY WIĘCEJ nie każ mi jechać autem pod wpływem takiego stresu. Nie! Nigdy więcej nie próbuj mnie tak stresować! - warknęłam, a on parsknął śmiechem, co skończyło się syknięciem z bólu. 
- Nie wiedziałem, że tak się o mnie troszczysz - powiedział, puszczając mi oczko. Nie zaśmiałam się. Myśl, która właśnie mnie uderzyła sprawiła, że spojrzałam na niego z lękiem.
- Bałam się, że umierasz... - szepnęłam. Dopiero wtedy uśmiech znikł z twarzy Louis’ego, ustępując miejsca napięciu. Wysilił się, by unieść na jednym ramieniu, a potem położył dłoń na moim policzku. 
- Nie zrobiłbym ci tego - odparł przyciszonym głosem. Nie mogłam już dłużej wytrzymać i zbliżyłam się do niego, składając na jego ustach pocałunek, na który czekałam już od kilku dni. Oddał mi go od razu, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie i zaciskając pięści na moich włosach, jakby bał się, że zaraz się wycofam. Nie miałam takiego zamiaru. Chwytałam łapczywie każdy z ruchów jego warg, czując, że zdecydowałam się na ten gest zdecydowanie za późno. Wybaczyłam Louis’emu tydzień nieobecności i kłamstwo, którym próbował mnie nakarmić. Wiedziałam, że to nie miało znaczenia, bo pocałunek, który właśnie mu skradłam był czymś, na co czekałam zbyt długo. Otępienie silnymi emocjami, sprawiło, że nie obchodziły mnie wszystkie nieścisłości i tajemnice, które okrążały tego faceta. Po prostu chciałam przy nim być. Być blisko, mieć go teraz dla siebie. Dzisiejsza perspektywa straty tego zabawnego, uparcie próbującego mnie poderwać, faceta, uświadomiła mi, że wcale nie potrzebowałam „boskiego podrywu” numer trzy...



* A więc się zaczyna
** Może już się z tym pogodziłeś, lecz ja nie chcę o tym wiedzieć
*** Dlaczego jestem taki wrażliwy? Nie to nie wygląda dobrze, opanuj się!
**** Pomodlę się za ciebie... Czy ty modlisz się za mnie? 





34 komentarze:

  1. Jestem pierwsza,a teraz do rzeczy kiedyś dostanę zawału przez ten ff serio fajny rozdział zreszta jak zwykle życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej nie, bo nie chciałybyśmy Cię mieć na sumieniu :D <3
      Dzięki, dzięki! Weny ostatnio nie brakuje, tylko czasu coś mało - myślę jednak, że jakoś sobie z tym problemem poradzimy! :D

      A. <3

      Usuń
  2. Pierwsza !!! Boskiiii rozdział <3 <3 <3 robi sie jeszcze ciekawiej xd ~ @annakalbar

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż... nie wiem, od czego powinnam zacząć. Rozdział jest cudny, tak bardzo zagadkowy, że nie wiem czy wytrzymam to napięcie. Ale muszę.
    Co wy takiego w sobie skrywacie? Czym się zajmujecie? Oczywiście mam pewne podejrzenia :D Myślę, że oni mają coś zrobić Milenie i Korneli(i?) porwać, zaszantażować, wywieść, same czarne scenariusze w głowie ;d Ale nie mogą się do tego przekonać, bo się zakochali (duuuuużo serduszek <3) i dlatego dostali, bo chyba nikt nie uwierzył w to, że Louis "wypieprzył się na schodach i uderzył w pręt na chodniku". Ale cóż, to tylko moje dziwne domysły.
    Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg, bo to jest NIESAMOWITE opowiadanie i bardzo mnie wciągnęło ;o
    Życzę dużo weny i do następnego ! :)
    Jak macie chwilkę możecie do mnie zajrzeć. Mam nadzieję, że nie przestraszycie się prostotą mojego pisania :D
    No i mam także nadzieję, że nie będzie złe za to, że dodałam w notce wasz blog jako warty przeczytania :)
    http://you-were-never-on-your-own.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obejmuje nas "zawodowa" tajemnica, więc nie możemy powiedzieć czy Twoje teorie są zgodne z prawdą, ale mogę powiedzieć, że na pewno nie zostawimy Was w TTD bez odpowiedzi <3
      Nawet nie wiesz jak cieszą nas takie komentarze. Świadomość tego, że naprawdę interesuje Cię, co stanie się dalej, jest po prostu nie do opisania <3

      Oczywiście nie mamy nic przeciwko, że dodałaś nasz blog w notce, a raczej chciałybyśmy Ci za to podziękować!
      A ja już teraz biegnę czytać Twoje dzieło <3

      A. <3

      Usuń
    2. Uwielbiamy, jak snujecie domysły na temat bohaterów! Naprawdę świetnie się to czyta!:D
      A Twoje, Kochana w żadnym wypadku nie są dziwne, każdy ma przecież swoje zdanie, a czy okaże się prawdziwe, to się dowiemy wkrótce:D
      Tak jak A. już pisała, wena na razie jest i pomysły są, z czasem nieco gorzej, ale przecież nie możemy Was zawieść tym, że nie wstawimy notki!:D

      Jasne, że zajrzymy, bardzo chętnie:D I nie jesteśmy złe za dodanie do polecanych, a bardzo szczęśliwe!;)

      Usuń
    3. Ahhh... nawet małego rąbka tajemnicy nie uchylicie? ;c Bo wierzcie lub nie ale jak przeczytałam ten rozdział to mam tyle energii w sobie, że nie wiem co mam zrobić xd Ciągle wymyślam co mogłoby się stać :D
      Nie macie za co dziękować, po prostu wasz blog jest idealny :) :*

      Usuń
    4. Nie lubimy spojlerować:D Zresztą za miło nam się czyta domysły :D
      My jak przeczytałyśmy komentarze od Was, to nas energia zaczęła rozpierać:D A cały dzień chodziłyśmy zmęczone xD
      <3 <3 <3

      M. xx

      Usuń
    5. Ahhh... tak to uczucie energii w sobie jest nie do opisania :)
      W sumie to chyba dobrze, że nie zdradzacie dalszego ciągu, bo ciekawiej się czyta, jak nie wiesz co nastąpi a podczas zagłębiania się w lekturze snujesz własne teorie :D
      Dziękuję, że to piszecie <3 Nie mogę doczekać się następnego i czekam z niecierpliwością !! :) :*

      Usuń
  4. Dobra jednak nie bylam pierwsza tylko tel mi sie zacial xd ~ @annakalbar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki złośliwy telefon :D Ale nie szkodzi! Srebro to wciąż podium! <3

      A. <3

      Usuń
  5. Jak zwykle cudowny!
    Warto czekać na każdy wers, każdy rozdział i delektować się nimi ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak bardzo Wam dziękujemy za te wszystkie miłe słowa... <3

      M. xx

      Usuń
  6. Rozdzial cudowny jak zawsze uwielbiam te opowiadanie jest takie adsfghji kocham je

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy ja pisałam poprzednio, że umieram? Tak, to prawda. I teraz postawcie się w mojej sytuacji, co jest gorsze od umierania? Rany, nie da się tego opisać, wariuję po tym rozdziale! Fangirl'uję cały czas! Z każdym wersem, słowem, byłam coraz bardziej pochłonięta i 82394736373947 km daleko stąd. Hej, hej, pozdrowienia zza końca świata. Delektowałam się każdym zdaniem i nawet nie wiem kiedy, a już się skończyło, no jak?
    Ach, ci nasi mężczyźni! Moja głowa świruje w wymyślaniu teorii, co skrywają nasze 'bond'y' :D 'A gdyby... nie! będzie tak.. (...)'. Więc utworzyło się takie błędne koło, a ja nie mam żadnych wskazówek. I jak ja mam pracować? Warunki do negocjacji! :D Jeśli miałabym napisać, jak sądzę że się stanie, zajęło by mi to całą noc! Woohoo, a może i więcej? Liczba pomysłów wciąż wzrasta jak Wasz licznik wyświetleń oraz komentarzy.
    Oczywiście, jak zawsze było warto czekać. Więc, mnie nie zniechęciłyście, a jeszcze bardzej zafascynowały, a jakże! I tak myślę, co by jeszcze tu napisać? Energia mnie rozpiera, ale mózg odmawia posłuszeństwa i 3/4 jego, zajmuje się układaniem scenariuszy do dalszej części. Więc mój szef jest teraz bardzo natrętny, zapowiada się dłuuga noc! :D
    Do kolejnego razu, promyczki! Całuski <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze chciałam wiedzieć jak to jest w tych zaświatach! :D
      Co do wskazówek to powoli, po nitce do kłębka dojdziemy do prawdy i odpowiedzi. :> Rozsiądź się więc wygodnie i zrelaksuj :D
      Licznik wyświetleń i komentarzy przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania, wciąż nie jestem w stanie uwierzyć, że jest nawet kilka osób, które chcą czytać te nasze wypociny :D
      No i Twój komentarz jak zwykle miód dla uszu (oczu? :O ) Mnie też energia rozpiera, dzięki takiemu pozytywnemu przyjęciu dzisiejszego rozdziału. Powinnam już dawno spać, a zamiast tego włóczę się po zakamarkach internetów :D

      Wielkie, wielkie, wielkie dzięki za tak aktywne wsparcie naszego małego TTDowego dziecka :D <3

      A. <3

      Usuń
  8. nie odpowiadałam pod poprzednia notka bo patrzę, jest nowa! więc wy uszczesliwylyscie mnie jeszcze bardziej i jak pisałam jestem :D
    rozdział taaaaki długi i taaki fsdryjbxhkkihbdsfhu dosłownie jeejku i Milena z Harry'm nawet mieli swój moment więc jestem taaka happy ;d no ale biedny Lou i Kornelia i te ich moment też bardzo lubie więc jak zwykle rozdział mnie zadowolił a nawet więcej chociaż i tak mi mało :d
    co do hazzy to mu słabo wierze tym bardziej gdy patrzę na.lou no ale.kiedyś okaże się co jest przyczyną tego wszystkiego i już.nie mogę się doczekać :)
    Oby nne pojawiła się tak szybko i taka długa, uwieelbiam was xx trzymajcie się <3 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uwielbiamy! <3 I lubimy Was wszystkich uszczęśliwiać, naprawdę świetne uczucie wchodzić po pracy na bloga i widzieć komentarze, w których zastanawiacie się, co się tutaj dzieje i co my kombinujemy:D Uśmiech sam ciśnie się na twarz i skłania nas to do rozmów, co jeszcze możemy zrobić, żeby jeszcze bardziej Was zaskoczyć i potorturować różnymi zagadkami:D

      M. xx

      Usuń
    2. coś czuje że oszaleje tutaj przez was te pomysły i zagadki, ale już się nie mogę doczekać ;) miło że lubimy sobie nawzajem sprawiać przyjemność więc róbmy to dalej heh :d :)

      Usuń
  9. cudoooo cudooo cudooo <3
    Ale co oni knują? ;o
    @pola_juzyszyn

    OdpowiedzUsuń
  10. Matko kochana! dobrze, że ten pręt nie przeszedł na wylot! O.o
    Nah just kidding xD
    Lułi Ty Łosiu bardziej kretyńskiej wymówki nie mogłeś wymyślić? Kornela weź tego buraka ogarnij! :D
    No i czekam na następny rozdział bo ciekawi mnie co durnego wymyśli Harry xD

    PS. Co tam u mojej ulubionej parki? :> :> :>

    Kissssski
    Tala

    PS2. jednak będę się podpisywała pod postami bo to głupio wygląda xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale skąd Wy wiecie, że to wymówka? Przecież upadek ze schodów jest tak bardzo w stylu Louis'ego! Szczęście tylko, że nic sobie nie złamał... :(

      Twoja ulubiona parka ma się całkiem spoko, nie śledzimy ich z A., ale myślę, że w tym momencie odsypiają NIEPRZESPANĄ noc ;>

      Tala, my i tak zawsze wiemy, że Ty to Ty <3

      M. xx

      Usuń
    2. Nieprzespane noce są najlepsze <3

      no raczej, że wymówka bo Lułi jeździ cały czas samochodem i rzadko chodzi chodnikami xD

      Pffffff niby skąd wiecie, że to ja? ^^

      Usuń
    3. Ale nie jest powiedziane, że chodził chodnikiem, kiedy to się stało:D Może spadł ze schodów w swoim apartamencie? W końcu ma piętrowy... A może spadł ze schodów idąc do swojego R8? A może jeszcze z jakichś innych schodów? ;>

      Bo już Cię dobrze znamy przez te rozmowy na wspólnym czacie:D

      Usuń
    4. M. taka podekscytowana tak fajnym przyjęciem notki, że zapomniała co było w treści jej bloga: "Wypieprzyłem się na schodach, spadłem na wystający z chodnika pręt" XD

      A Tala taka fanka, że nawet najmniejsze szczególiki wyłapie, o których my zapominamy xD <3

      A. <3

      Usuń
  11. Przepraszam, że nie komentowałam, ale miałam problemy z inetrnetem i mogłam tylko być na telefonie, a na nim nie wygodnie się piszę.
    O boże ja naprwedę nie mogła się doczekać tego pocałunku i jeszcze rany Louis fnbjdfhjdhf jestem w niebie xd I Ed? Opisałyście rudziele, więc pomyślałam, że Ed jako iż jest to najlepszy przyjaciel Harre'go. Myślę, że zostanie lekarzem jak umie zaszywać ranę Louisa. No nieźle Louis się 'wypieprzył' jeśli nawet trzeba było zszywać. No jak widzę czytelników Wam nie bark. Tak dalej, piszcie cudwnie kochane! To następnego xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się Kochana! Cieszymy się, że już jesteś z nami:D
      Ostatnio nie możemy narzekać, ale to wszystko tylko dzięki Wam;) To tylko dzięki Wam piszemy dalej i jesteśmy w to niesamowicie wciągnięte;) Dziękujemy!!!! :* :* :* :* :* :*

      M. xx

      Usuń
  12. Hej.
    Kiedyś zaprawiłyście mnie do czytania tego ff, na tt.
    Podoba mi się to, że bohaterki są trochę bardziej realistyczne niż w większości ff.
    Czy mogłybyście wejść na chwilę na moje nowe ff i skomentować je byle tylko szczerze?
    http://the-way-you-fight.blogspot.com/
    Z góry dziękuję

    OdpowiedzUsuń