Kornelia
Śnieżnobiałe wysokie ściany salonu w domu moich rodziców wydawały się nijakie i odpychające w porównaniu do tych, w naszym byłym mieszkaniu w Londynie. Siedziałam na fotelu z laptopem, przeglądając w internecie oferty pracy, a moja mama, poczciwa kobieta po pięćdziesiątce leżała na kanapie naprzeciwko mnie, czytając gazetę i wolną ręką głaszcząc jej wiernego psa. Minęły dwa tygodnie odkąd wróciłyśmy do Polski, a ja wciąż czułam się, jakby to było wczoraj. Wspomnienie desperacji w głosie Louis’ego, gdy postanowiłam skonfrontować się z nim, by potwierdzić przyniesione przez Milenę wieści, było jedną z rzeczy, które nawiedzały mój zmęczony umysł zdecydowanie zbyt często.
Wybiegłam wtedy z mieszkania, cała w nerwach, dzwoniąc bez ustanku do mojego, byłego już, chłopaka. Sygnał urywał się krótko, a po kilkunastu minutach telefon Louis’ego zupełnie przestał być dostępny. Zawołałam taksówkę i poleciłam kierowcy pojechać pod adres Tomlinsona. Nie byłam w stanie dostać się do środka bez kluczy, ale nic mnie to nie obchodziło. Louis musiał przecież w końcu wrócić z tego „ważnego” spotkania. Usiadłam więc pod jego drzwiami, raz po raz wybierając jego numer. Wciąż jednak odpowiadał mi komunikat o jego niedostępności. Poddałam się po kilkunastu próbach i zaczęłam bawić nerwowo nitką wystającą z mojej bluzki.
- Nie wierzę ci - powtarzałam po każdej podanej mi informacji. - Może ich biznes nie został zbudowany całkiem legalnie, ale nie może być aż tak źle!
- Kornelia, nie bądź idiotką! Myślisz, że żartowałabym w takiej sprawie?! - krzyk Mileny był na tyle histeryczny, bym uwierzyła w prawdziwość jej słów.
- Muszę porozmawiać z Louis’m - odpowiedziałam jej i zabrałam się za zakładanie butów.
- I powiedzieć mu co?! Najlepiej od razu się spakuj, nie będziemy częścią jakichś mafijnych gierek!
- Nie! Nie wyjadę stąd dopóki nie porozmawiam z Louis’m! - byłam pewna, że mój krzyk był doskonale słyszalny u sąsiadów. Milena spojrzała wtedy na mnie zbolałym wzrokiem i podeszła powoli.
- Nie możemy z nimi być. Nie możemy zostać - powiedziała cicho, jakby próbując wytłumaczyć mi, że problem był większy niż myślałam. Cholera, znałam wagę problemu. Ale wiedziałam też jak bardzo zależało mi na tym błękitnookim mężczyźnie.
- Jadę - warknęłam tylko i wyszarpnęłam się z jej uścisku, wybiegając z mieszkania.
- Louis - odebrałam z przeraźliwie drżącym głosem. Łzy uparcie zbierały się w kącikach moich oczu, a gardło zacisnęło nieznośnie.
- Kocie, przecież wiesz, że miałem spotkanie. Przepraszam, że wyłączyłem telefon, ale patrzyli na mnie dziwnie - w słuchawce odezwał się jego zachrypnięty głos. Mimo wyraźnego poirytowania, słyszałam, że wymawiał te słowa, uśmiechając się, jakby nie chciał, bym poczuła się źle, że mnie skarcił. To wystarczyło. Jego piękny głos, ton pełen uczucia. Łzy odnalazły sobie drogę w dół mojej twarzy, a mnie zaatakował rozpaczliwy szloch.
- Kocie? Kornelia, co się stało? - wesołość zupełnie zniknęła, ustępując miejsca trosce. Podjęłam kilka prób wypowiedzenia słów, które zaplanowałam sobie wcześniej w głowie, lecz żadna się nie powiodła. Zamiast tego płakałam jeszcze w ciszy przez chwilę, a potem wzięłam głęboki oddech i otarłam łzy, próbując opanować nerwy.
- Wiem... - szepnęłam do słuchawki
- Co? Kocie, nie słyszę - otoczenie wokół jego głosu ucichło. Domyśliłam się, że wsiadł do swojego auta. Odchrząknęłam nieco, by oczyścić gardło.
- Wiem - powiedziałam nieco głośniej
- Co wiesz? - Louis zabrzmiał na jeszcze bardziej zmartwionego, niż chwilę temu. Wzięłam głęboki oddech i kiwnęłam głową, dając sobie pozwolenie na wypowiedzenie kolejnych słów.
- O broni. O narkotykach. O tobie i Harrym. Wiem o wszystkim - cisza po drugiej stronie sprawiła, że załkałam ponownie. To była prawda. To wszystko. Nie musiałam widzieć jego twarzy, by poprawnie rozczytać reakcję. Usłyszałam w słuchawce warknięcie sportowego silnika Audi.
- Gdzie jesteś? - zimny ton Louis’ego wywołał niewyobrażalny ból w mojej klatce piersiowej. Jakby jakaś niewidzialna siła naciskała na nią, zamykając serce w malutkim pudełeczku, zbyt ciasnym, by mogło ono poprawnie bić. Zaczęłam dusić się powietrzem wokół mnie, brałam krótkie oddechy, próbując odpowiednio wypełnić płuca, lecz one również wydawały się być zamknięte.
- Louis... Dlaczego? - szepnęłam, przyciskając dłoń do mostka.
- Cholera, gdzie jesteś? - zapytał pełnym desperacji tonem. Spojrzałam na drzwi, o które właśnie się opierałam, po czym zacisnęłam powieki.
- U ciebie - odpowiedziałam, wciąż nie mogąc wyjść ponad szept.
- Jadę tam, poczekaj na mnie - rzucił pospiesznie, ale ja pokręciłam gwałtownie głowa.
- Wracamy do Polski
- Nie! Zaczekaj, wyjaśnię ci wszystko!
- Będę za tobą tęsknić - przy tych słowach moje ciche łkanie zamieniło się w głośny szloch. Tak bardzo, chciałam dodać, lecz nie mogło mi to przejść przez gardło.
- Kornelia, wierz mi, że będzie lepiej jak mnie wysł... - rozłączyłam się, a telefon wyleciał mi z rąk, uderzając z trzaskiem o podłogę. Schowałam twarz w dłoniach, oddając się rozpaczy. Klatka piersiowa paliła niemiłosiernie, każdy mięsień drżał, jakby rwąc się do ucieczki. Lecz przed czym tu uciekać? Przed niespełnionym uczuciem? Przed grupą przestępców, która, z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, postanowiła „przygarnąć” mnie i Milenę? Od Louis’ego, który był najwspanialszym facetem, jakiego kiedykolwiek poznałam?
Telefon zadzwonił ponownie, a ja spojrzałam na niego przez łzy. Zamazany napis „Louis” zatańczył w moich oczach. Chwyciłam aparat, a potem ścisnęłam go mocno i rzuciłam z całej siły. Szkło rozbiło się o drzwi windy, lecz telefon wciąż dzwonił, wygrywając swoją irytującą melodyjkę. Wstałam wreszcie i podeszłam do niego, podnosząc go z podłogi. Ekran był teraz naznaczony dziesiątkami szram i pęknięć, lecz niechciany napis wciąż wyświetlał się na nim wyraźnie. Nadusiłam czerwoną słuchawkę i wyrzuciłam telefon do, stojącego przy windzie, kosza na śmieci. "Podsłuchy", tak powiedziała Milena. Pchnęłam z całej siły drzwi prowadzące na klatkę schodową i zbiegłam w dół, nie kontaktując się już więcej z Louis’m.
Wytłumaczyłyśmy rodzinom, zdziwionym naszym powrotem, że Londyński sen okazał się zawodem, a praca nie satysfakcjonowała nas tak bardzo, jakbyśmy tego chciały. O dziwo wszyscy połknęli te kłamstwa dość łatwo, choć moja mama, z którą zawsze miałam bliski kontakt, patrzyła na mnie czasami, jakby odczytując cierpienie, które próbowałam przed nią ukryć.
Tęskniłam za Louis’m. Tęskniłam za naszymi głupimi żartami, za wspólnie spędzonymi nocami, mimo że nie było ich tak wiele, jakbym chciała. Tęskniłam za jego spojrzeniami, które sugerowały, że widział najwspanialszą istotę we wszechświecie. Tęskniłam za moim Błękitnookim, a dwa tygodnie to na pewno za mało, by zapomnieć. Przez pierwszych kilka dni sprawdzałyśmy z Mileną sieć w poszukiwaniu jakichś raportów policyjnych czy wiadomości dotyczących handlu bronią czy narkotykami w okolicach Londynu. Zdarzało się, że wpisywałyśmy w wyszukiwarkę imiona i nazwiska naszych przestępców, lecz żadne hasło im nie odpowiadało. Tylko Harry, wpisany na listę studentów prawa, górował w sieci, jako niewinny mężczyzna, który na pewno nie stał za poczynaniami życia przestępczego Londynu.
- Znalazłaś coś? - podskoczyłam, zapominając, że nie byłam w salonie sama. Pokręciłam z rezygnacją głową i zatrzasnęłam komputer. - A mieszkanie? - no tak, byłam pewna, że w końcu padnie to pytanie. Zajmowałam pokój w domu rodziców, udając, że szukam jakiegoś kąta dla siebie, lecz tak naprawdę nie miałam na to ochoty. Coś mnie powstrzymywało. Coś nie pozwalało mi zakotwiczyć się w Polsce. Nie chciałam myśleć, że to tutaj miałam się zestarzeć i umrzeć. Ostatnie trzy miesiące były tak nierealne, tak bajkowe, że odzwyczaiły mnie od zwykłego, szaraczkowego życia ludzi z klasy średniej, którzy każdego dnia musieli walczyć o godny byt w nudnej, zwykłej pracy, otoczeni nudnymi, zwykłymi ludźmi, nie tak interesującymi, jak Louis i Harry.
„Interesujący”. Czy właśnie nazwałam przestępców osobami interesującymi? Życie na krawędzi, w wiecznym zagrożeniu. Od kilku dni byłam prawie pewna, że rana Louis’ego, która musiała zostać zaszyta dwa razy, nie była skutkiem durnego upadku mężczyzny. Teraz domyślałam się, że mogła ona zostać zadana przez znacznie bardziej niebezpieczny przedmiot, niż wystający z chodnika pręt. Przedmiot dzierżony przez wroga mojego Louis’ego. Zaśmiałam się smutno. „Mojego”.
- Jeszcze nie znalazłam. Czynsz w tym mieście przekracza granice przyzwoitości. - odpowiedziałam na pytanie mamy i rozciągnęłam się w fotelu, ziewając szeroko. - Pójdę już do łóżka. Dobranoc, mamo - dodałam. Wstałam i, całując wcześniej mamę w policzek, wspięłam się po schodach do pokoju, w którym spędziłam pierwsze 19 lat swojego życia.
Nazajutrz, po południu, miałam zaplanowane spotkanie z Mileną, więc, jak tylko wróciłam z zakupów z mamą, nałożyłam wyjściowy makijaż, uczesałam włosy i, pożyczając auto ojca, podjechałam pod wyznaczoną wcześniej kawiarnię. Milena już tam była. Uśmiechnęła się do mnie, gdy parkowałam auto, a potem przywitała mnie buziakiem w policzek. Weszłyśmy do środka i zajęłyśmy jedyny wolny stolik. Wnętrze było przyjemne dla oka, okraszone brązami i bielą. Wzięłam do ręki papierowe menu, choć i tak wiedziałam już, co chciałam zamówić. Milena nawet nie zajrzała do swojej karty.
- Jak tam poszukiwania? - zapytała, rozsiadając się wygodnie w niskim, czekoladowym fotelu. Pokręciłam głową zrezygnowana i rzuciłam niedbale menu, które opadło płasko na blat stołu. Wzruszyłam ramionami.
- Beznadziejnie. Wszystko za minimalną krajową, wszystko nudne - potarłam ręką czoło i spojrzałam za okno. Słoneczny dzień zmusił przechodniów do przywdziania lekkich ubrań. Po moim czole spłynęła kropelka potu. Nienawidziłam lata. Ludzie stawali się agresywni, nie szło oddychać, a moja głowa co roku próbowała mi udowodnić, że jest przenośnym prysznicem. Nie... Ja wolałam zimę, swetry i gorącą czekoladę. W przeciwieństwie do Mileny, która zamarzała już przy temperaturach w okolicy zera. Jej porą było lato, jej katalizatorem upał. Tyle nas różniło, a jednak wciąż wytrzymywałyśmy w tym swoim popieprzonym towarzystwie.
Zaśmiałam się cicho do swoich myśli i skrzyżowałam ręce na piersi. Milena spojrzała na mnie zdezorientowana, ale pokręciłam tylko głową.
- A u ciebie? Znalazłaś już coś? - zapytałam, wracając na odpowiedni tor naszej rozmowy.
- Nie. Widocznie Poznań jest zbyt małym miastem na jeszcze jednego projektanta. - przekręciła oczami i westchnęła ciężko. W tym momencie do naszego stolika podeszła duża kelnerka w średnim wieku. Złożyłyśmy zamówienia, po czym zamilkłyśmy obie na chwilę. Zagłębiłam się w swoich myślach, przypominając sobie, dlaczego chciałam spotkać się z Mileną. Nie... Tak naprawdę wcale sobie nie przypomniałam. Pamiętałam o tym od samego rana, przez co nie mogłam skupić się na codziennych czynnościach.
Zaczęłam potrząsać nerwowo jedną nogą i zacisnęłam wargi. Była pewna myśl, która zaprzątała moją głowę od jakiegoś czasu. Myśl, którą musiałam się podzielić z Mileną, ale obawiałam się jej reakcji. Myśl, która mnie przerażała. Rozejrzałam się w napięciu po zatłoczonej kawiarni, sprawdzając czy nikt nam się nie przysłuchuje, a potem wzięłam głęboki oddech i... I zrezygnowałam. Nie mogłam, nie potrafiłam wypowiedzieć tych słów. Milena zmarszczyła podejrzliwie brwi, widząc moje dziwne zachowanie.
- Gadaj - rzuciła bez ogródek i założyła nogę na nogę. Zaśmiałam się histerycznie i machnęłam ręką, jakby odpędzając się od muchy.
- O czym? Nic się nie dzieje. Nic. Zupełnie. Nic, nic. Nie martw się, nic nie ma, nic. - zaczęłam paplać bezmyślnie, ze sztucznym uśmiechem na ustach.
- Powtórz „nic” jeszcze raz, to może ci uwierzę - zakpiła - O co chodzi? - dodała już poważnie, wpatrując się we mnie przeszywającym wzrokiem.
Jęknęłam przeciągle i podrapałam się po szyi. Od czego zacząć? Najlepiej od początku. Ha! To by było dobre. Zniecierpliwione westchnienie Mileny sprowadziło mnie ponownie na ziemię. Odetchnęłam głęboko i zacisnęłam powieki.
- Wiesz... Jest pewna możliwość... Jeśli chodzi o pracę... - mruknęłam najciszej, jak potrafiłam, patrząc na przyjaciółkę spod jednej powieki. Przekrzywiła głowę, niczym zaintrygowany szczeniak, lecz jej wyraz twarzy był daleki od przyjaznego. Przeczuwała co się szykuje.
- Co masz na myśli? - zapytała ostro. Nie odpowiedziałam. Uniosłam tylko wymownie brwi i zacisnęłam szczęki. Och, czemu to musiało być tak trudne? Wiesz czemu, Kornelia, nie oszukuj się. Właśnie próbujesz namówić swoją przyjaciółkę na...
- Nie. - ton Mileny ociekał jadem, sprawił, że cała moja pewność siebie czmychnęła gdzieś w róg kawiarni, chowając się przed morderczymi spojrzeniami przyjaciółki. Potarłam dłonie o kolana, a potem znieruchomiałam na chwilę, gdy przysadzista kelnerka przyniosła nasze kawy. Podziękowałam jej, próbując nie brzmieć nerwowo, lecz z marnym skutkiem.
- Dlaczego nie? - szepnęłam, pochylając się nad stolikiem, gdy kobieta już oddaliła się od nas. Podekscytowanie, które rosło we mnie z każdą kolejną sekundą było tak bardzo nie na miejscu, jak Bill Gates na zebraniu członków Apple. A mimo to nie potrafiłam go powstrzymać. Gdzieś w środku tliła się we mnie nadzieja, że Milena podzieli mój entuzjazm, że mój pomysł nie okaże się ostatnim szaleństwem. Ale mina mojej przyjaciółki powoli gasiła te żarzące się jeszcze emocje.
- Doszczętnie cię popierdoliło, tak? - warknęła, starając się nie podnosić głosu. Poczułam, jak nerwy przejmują kontrolę nad moimi mięśniami, a dłonie stają się wilgotne.
- Milena, żyłybyśmy jak królowe, miałybyśmy gdzieś resztę świata. - mówiłam, zapominając o tym, by ugryźć się w język. Odraza w oczach przyjaciółki zabolała, niczym wielki nóż wsuwający się powoli między moje łopatki. Nie mogłam jej winić, to ona była racjonalną częścią tej dwójki, to ona miała rację. A jednak coś wciąż nie pozwalało mi dać za wygraną.
- Od kiedy kasa stała się dla ciebie ważniejsza niż moralność, hm? Za dobrze ci było w dupie w ciągu tych kilku miesięcy, prawda? - syknęła, również pochylając się nad blatem stołu. Nasze twarze były teraz tak blisko siebie, że czułam miętowy zapach gumy, którą Milena właśnie żuła. Skrzywiłam się na jej słowa, czując, jak zaciska mi się gardło. Oddaliłam się nieco od niej i otarłam szybko opadające łzy. Wyraz twarzy Mileny nie zmieniał się, będąc tak samo surowym, jak kilka sekund temu. Nie stopniała na widok mojego smutku.
- Nie o to chodzi. - Powiedziałam, wstając i rzucając na stół kwotę odpowiadającą cenie, nietkniętej nawet, kawy. Milena chwyciła mój nadgarstek i pociągnęła mnie mocno w dół.
- Siadaj - warknęła, wskazując fotel naprzeciwko siebie. Wyrwałam się z jej uścisku i pokręciłam głową.
- Nie. Nie mam ochoty już z tobą rozmawiać - odparłam i ruszyłam szybkim krokiem w stronę wyjścia.
Na zewnątrz zostałam zalana nieprzyjemną falą upału. Zdjęłam swoje okulary korekcyjne i założyłam przeciwsłoneczne, chroniące moje oczy przed jaskrawym słońcem. Muszę zainwestować w soczewki, szybka i niedorzeczna myśl przemknęła mi przez głowę. Odetchnęłam głęboko i rozpoczęłam poszukiwanie kluczyków auta w torebce.
- Kornelia! - zacisnęłam zęby na głos za moimi plecami. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam z przymrużonymi oczami na Milenę.
- Czego?
- Do cholery, nie bądź zła! Nie rozumiesz, że to, co próbujesz właśnie zaproponować jest po prostu głupie? - wyrzuciła z siebie, nie bawiąc się w uprzejmości. Oczywiście miała rację. Jak zwykle miała rację, ona i jej pierdolony logiczny umysł, zawsze wygrywały z moimi emocjami. Miałam ochotę się rozpłakać. Głupia, Kornelia, przecież wiedziałaś, że to nie wypali. Chciałam się obronić, rzucić jakimś dobrym kontrargumentem, który choć na chwilę pozostawi ją w konsternacji, lecz nic nie przychodziło mi do głowy. Wzięłam głęboki oddech.
- Tęsknię za nim - te słowa, zamiast docinek, tłumaczeń czy przeprosin, właśnie te słowa przedarły się przez moje gardło. Ciche, ledwie słyszalne w ogólnym gwarze tętniącej życiem ulicy. W ciągu ostatnich dwóch tygodni ani razu nie wypowiedziałam tego na głos. Udawałam, że wszystko jest w porządku, dusząc w sobie nieprzyjemne uczucie i dopiero teraz, w momencie pierwszej, od niepamiętnych czasów, kłótni z Mileną musiałam to z siebie wyrzucić. Łzy popłynęły wartkim strumieniem po moich policzkach, prawdopodobnie rozmazując starannie zrobiony makijaż. Nie dbałam o to. Wreszcie wyznałam komuś, jak się czułam i była to ulga i udręka w jednym.
Ramiona Mileny opadły bezwładnie, jakby nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, przygotowując się na wybuch z mojej strony. Wsadziłam palce pod okulary, ocierając wilgotne policzki i pociągnęłam nosem.
- Możesz sobie żyć ze swoimi logicznymi argumentami. Tak, handlują tym i owym, tak są przestępcami, ale nie mogę zaprzeczyć swoim uczuciom, rozumiesz? To były trzy najlepsze miesiące mojego życia. Nazwij mnie głupią, Smyk, zrób to! - mówiłam zaskakująco spokojnym głosem. Milena patrzyła na mnie ze zbolałą miną, słuchając uważnie każdego uronionego słowa. Gdy zrozumiała, że nie miałam już nic więcej do powiedzenia, podeszła do mnie wolnym krokiem, a potem położyła ręce na mojej szyi i pociągnęła mocno, wtulając się we mnie. Zaszlochałam w jej ramię, obejmując ją ciasno w pasie.
- Nie jesteś głupia. Znaczy no jesteś, ale to zupełnie inna bajka - zażartowała, głaszcząc mnie po włosach. Zaśmiałam się przez łzy i szturchnęłam ją nieznacznie. - Ja też tęsknię... Za Harrym. - zamarłam, gdy wyszeptała mi do ucha te słowa. Oddaliłam się od niej nieznacznie. Jej oczy wyrażały cierpienie. Były zaczerwienione, jakby usilnie próbowała powstrzymać się od płaczu.
- Nie patrz tak na mnie, nie jestem pierdolonym robotem - powiedziała, przewracając oczami.
- Serio? Bo już chciałam szukać śrubek i zasilacza - pokazałam jej język i wyplątałam się z naszego uścisku. Milena zachichotała, lecz zaraz po tym spoważniała.
- Wiem co czujesz. Ale nie możemy dawać ponosić się emocjom. Związki się rozpadają, uczucia wypalają. Wracanie do ich chorego biznesu tylko dlatego, że za nimi tęsknimy mogłoby skończyć się bardzo źle. BARDZO źle - patrzyła na mnie uważnie, jakby upewniając się, czy dotarł do mnie sens tych słów. Pokiwałam powoli głową, ze wzrokiem wbitym w chodnik.
- Poza tym, to nie miłość. Szybko nam przejdzie. - dodała, poklepując mnie po ramieniu i uśmiechając się pocieszająco. Przełknęłam ciężko ślinę. Miłość. To brzmiało tak poważnie. Tak poetycko. Miłość nie mogła przecież rozwinąć się w tak krótkim czasie, prawda? Te wszystkie teksty o miłości od pierwszego wejrzenia to bujdy. Oczywiście, że tak.
- Kornelia... To nie jest miłość... Prawda? - Milena ścisnęła mocno moją dłoń, patrząc na mnie wyraźnie zmartwiona. Nie odzywałam się jeszcze przez chwilę, unikając jej oceniającego wzroku, a potem potrząsnęłam gwałtownie głową, przywołując się do porządku.
- Nie. Oczywiście, że nie - wymusiłam w sobie uśmiech. Milena zmarszczyła brwi, ale przytaknęła niepewnie, zgadzając się na moje oczywiste kłamstwo. Po co rozdrapywać coś, co mogło się w swoim tempie zagoić.
- Przepraszam, że tak na ciebie napadłam - powiedziała cicho, zbaczając nieco z tego trudnego tematu. Machnęłam ręką.
- Nic się nie stało. Zachowałam się jak idiotka, miałaś pełne prawo ustawić mnie do pionu - wzruszyłam ramionami i wskazałam na auto - duże czarne Audi q7 (upierdliwa sprawa mieć dzianych rodziców, gdy samą jest się spłukaną) - Zabrać cię do domu? - zapytałam, ale Milena już mnie nie słuchała. Wpatrywała się z napięciem w jakiś punkt po drugiej stronie ulicy. Spojrzałam w tamtym kierunku.
Są takie dni, gdy myślisz, że wszystko wokół ciebie się wali. Są też takie tygodnie, miesiące. Najpierw sprawy idą w dobrym kierunku. Ba! Najlepszym, a potem wszystko szlag trafia. Znalazłam idealnego mężczyznę, pieprzonego księcia z bajki, który po jakimś czasie wyznał mi, że jest członkiem wpływowej organizacji przestępczej. Mogłabym powiedzieć: „zdarza się”, choć nigdy wcześniej nie słyszałam o podobnej historii. Nie wśród takich szaraczków, jak ja, czy Milena. Byłam więc rozdarta między racjonalnym podejściem przyjaciółki, a swoimi natrętnymi uczuciami, które władały mną o wiele skuteczniej, niż jakakolwiek logika. Zwykle uczymy się na błędach. Trudne sytuacje ofiarują nam okazje, dzięki którym możemy lepiej zrozumieć życie, swoje postępowanie, dzięki którym możemy wyciągnąć konsekwencje lekkomyślnie podjętych decyzji. Czasami los zsyła nam strażników, takich, jak Milena, którzy spróbują wytłumaczyć, dlaczego nasze działania są złe. I wtedy cię olśni, prawda? Nie... Nie w moim przypadku...
Uśmiechnęłam się idiotycznie, gdy zobaczyłam burzę blond loczków, które wcześniej widziałam tylko raz w życiu. Rozpychające uczucie podekscytowania, praktycznie pociągnęło mnie na pasy, by wyjść na spotkanie ich właścicielce. Milena podążyła za mną, stawiając ostrożnie kroki, jakby ziemia pod nią miała zapaść się w każdej chwili. Znajome oczy wpatrywały się we mnie z wesołym wyczekiwaniem, drobna ręka machała do nas, jakbyśmy były starymi znajomymi. Ostatnie kilka metrów pokonałam truchtem.
- Caroline! - wykrzyknęłam i rzuciłam się na szyję dziewczyny. Zachwiała się lekko pod moim ciężarem i zaśmiała z entuzjazmem.
- Proszę cię, jesteśmy w Polsce, mów mi Karolina - powiedziała ze swoim ostrym angielskim akcentem, gdy odsunęłam się od niej na odległość ramion. Zachowywałam się irracjonalnie, pchana uczuciem tęsknoty za cząstką tego, co straciłam dwa tygodnie temu. Gdyby była to jakaś inna dziewczyna, którą widziałam wcześniej tylko raz, zignorowałabym ją, udając, że jej nie widzę. Ale nie w tym przypadku, to spotkanie niosło ze sobą nadzieję. Coś, co mogło skończyć się tylko po mojej myśli.
- Co tu robisz? - zapytała Milena, która dołączyła do nas z lekkim opóźnieniem. Próbowała brzmieć uprzejmie, lecz doskonale wyczuwałam napięcie w jej głosie. Karolina również musiała być go świadoma, bo kiwnęła nieznacznie głową, spoglądając na moją przyjaciółkę z obawą. Wzięła kilka głębszych oddechów.
- Przyleciałam do was. - powiedziała, a ja miałam wrażenie, że każde słowo sprawiało jej ogromną trudność. Czuła się niezręcznie, było to widoczne, jak na dłoni. Patrzyłyśmy na nią z Mileną, wyczekując na dalszą część wypowiedzi. - Mam dla was ofertę. Oczywiście nie swoją. ICH - Karolina zacisnęła szczęki, w momencie, w którym moje serce wywinęło fikołka i zaczęło skakać po klatce piersiowej, niczym podekscytowana kózka. Milena wzięła spazmatyczny oddech, ale wciąż stała, dzielnie walcząc z, wpływającymi uparcie na jej twarz, emocjami.
- Nie interesują nas ich sprawy. Możesz wracać do Londynu - powiedziała drżącym głosem.
- Niestety to, gdzie ja będę nie ma znaczenia. - Karolina wciąż wyglądała na zmartwioną. Rzuciła Milenie przepraszające spojrzenie, a gdy odezwała się ponownie cały mój świat zawirował szaleńczo.
- Harry i Louis są w Polsce.
Pamiętam dwie słone łzy, wpływające na wargi moich otwartych ust.
*Nie mogę przestać o tobie myśleć, gdziekolwiek jesteś...
Cholera... To sie robi coraz ciekawsze xd chociaz nie wiem jak to możliwe ;) ale wiem jedno nie mogę doczekac sie następnego :D takie napięcie i wgl ochhhhhh czemu to robicie ? Przez was tylko sie stresuje xd
OdpowiedzUsuńAwww, dziękujemy! To wiele dla nas znaczy, bo właśnie taki był zamiar drugiej części. Więcej akcji, więcej napięcia, więcej wszystkiego! :D
UsuńA. <3
Chcę więcej! Chcę coraz więcej. To jest takie uzależniające!
OdpowiedzUsuńKocham was! Jesteście najlepsze! ♥♥♥
Haha :D Też kochamy <3 <3
UsuńWincyj, wincyj! Postaramy się dodać kolejny rozdział w przeciągu tygodnia (Aktualnie zaczyna się rok akademicki, więc możemy nie dać rady wcześniej :( Ale i tak będziemy się starać!) :D
A. <3
Skąd jesteście?
UsuńZ Poznania :D
UsuńCholera ten rozdział jest świetny!
OdpowiedzUsuńWiedziałam ze chłopcy ich tak nie zostawia :) coraz bardziej ekscytujące rozdziały piszecie dziewczyny ;* i za to was kocham
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału bdjsjsbsbajbsdvbd kocham was <3
Dzięki! <3 :D Tyle miłości nam wysyłacie ostatnio, aż się ciepło na sercu robi <3 <3 <3
UsuńZaczynamy część drugą, a wraz z nią nowe przygody. Postaramy się więc Was tutaj nie zanudzać! :D
A. <3
oooo matko! wiedzialam ze przyjada ;p czekam na nastepny
OdpowiedzUsuń@pola_juzyszyn
Show must go on! :D
UsuńRozdzial powinien pojawić sie, tradycyjnie, w ciagu tygodnia :*
JEZU CHRYSTE!!!
OdpowiedzUsuńWchodząc na bloga prosiłam w duchu, żeby był już rozdział hah i OMG JEST I TO JAKI !!!
wiedziałam! Wiedziałam, że przyjadą!
Świetny rozdział x
No to się cieszymy, że zapewniłyśmy pozytywne zaskoczenie :D
UsuńDziękujemy! <3
A. <3
Po prostu kocham to, kocham . !! <3
OdpowiedzUsuńNo nie mogę, co wy ze mną robicie. Taki smutek mnie ogarnął jak Kornelia wspominała pożegnanie z Lou ;c
Myślałam, że się popłaczę jak to czytałam. A potem jeszcze stanowcza wersja Mileny, która w końcu ukazała swoje uczucia.
I do tego piosenka Cher Llyod "Goodnight" >>>>>
Mogę już płakać? ;c
Ale i tak najbardziej stresujący i utrzymujący w niepewności moment to ten, kiedy spotykają Kornelię. Po tym zdaniu :
" Harry i Louis są w Polsce."
umarłam emocjonalnie ;x
Ja nie wiem co teraz będzie się działo, ale wiem, że czego bym się nie domyślała to i tak mnie zaskoczycie. Pozytywnie, oczywiście :)
Tak pięknie tworzycie to cudo *-*
Czekam z niecierpliwością na następny.!
Na pewno będzie tak samo udany jak wszystkie inne. ;3
KOCHAM WAS . ;*
No i kolejny boski komentarz :D <3 cieszymy sie, ze wciaz jestesmy w stanie wzbudzić w Tobie takie emocje! <3
UsuńMam nadzieje, ze tak juz bedzie do zakończenia ttd I ze wciaz bedziesz do nas tak chetnie wracac :D
A. <3
Hahaha i znowu błąd jezu <<<<<
Usuńspotykają *Karolinę ... nie Kornelię
czemu ciągle się mylę? ;-;
Ojtam :D zdarza sie, to pewnie te emocje :D
UsuńKocham! ♥
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak nas to cieszy <3 <3
UsuńDżizas! miałam pisać zaraz po przeczytaniu rozdziału ale jestem takim małym łosiem i zapomniałam xD
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy! No to tak! od soboty chcę znać dalszy ciąg ale nieee bo ukrywacie!- i tak wam teraz powiem, że jak mi nie powiecie to nie przyjadę do Was i same pójdziecie na WWA film ! no! więc się zastanówcie czy tak chcecie!? Nooo i jaką macie odpowiedź? :P
Lol tak w ogóle to Milena uspokój dupe i zostaw biedną Kornelię w spokoju! Cierpi kobiecina nieeee?
a po co Heri i Luj przylecieli do Polski? skąd mieli piniondze na samolot? dziwne i podejrzane? spać nie mogę od soboty bo się zastanawiam nad tym... ??? O.o
Dobra już nie pisze nic bo zaraz Justynę prześcignę w długości komentarza, a konkurencji nie chcę jej robić....
btw Justynka kocham cię <3 <3 <3
No to ten tego dobranoc karaluchy pod poduchy, a Luj z Herim wam pod kołdry! <3
Lovciam jak zawsze <3
Z Poważaniem
@No_Maybe_Yes
Kissski!
xD Na musk Ci padło XD
UsuńNie wyzywaj Mileny, ona miała dobre powody, żeby Kornelię opierdolić! :D
Ja nie wiem skąd oni mieli piniondze! Samoloty taka drożyzna o_o Pewnie kredyt brali :O
To moze zorganizujemy zawody na najdłuższy komentarz xD
Banana mam na ryju jak czytam ten twoj poprtolony komętasz xD :D
A. <3 <3
AHAHHAHHAHAHHAHAHHAHA xD
UsuńSukienka Mileny, ta, na którą wydała większą część wypłaty, została u Herijego w chacie, to ją opchnął na allegro xD A Luj znalazł Kornelii ajfona w śmietniku i na części poszedł na jakimś ryneczku i kasa się znalazła, albo zakradli się w nocy na lotnisko i schowali tam, gdzie bagaże chowają, więc nie musieli płacić xD
OŁ NOOOOŁ! TALA, JAK MOŻESZ TAK NAS SZANTAŻOWAĆ?! xD
M. xx
Fajnie fajnie jak czytałam ten rozdział na końcu tak mnie zabolała szczęka bo nawet nie zwracałam na to uwagi a z emocji miałam ją tak zaciśniętą, że masakra xD
OdpowiedzUsuń