środa, 10 grudnia 2014

40. You will pay for what you've done

You will pay for what you've done*

Kornelia

       Ostatnią rzeczą, jakiej spodziewałam się po wejściu do mieszkania, był widok Harry’ego, stojącego w kuchni, wlewającego do dwóch kubków wrzątek z czajnika. Stanęłam jak wryta, sprawiając, że Louis wpadł na mnie i omal nie przewrócił. By temu zapobiec, złapał mnie pospiesznie w pasie, a gdy odzyskałam równowagę, szybko przecięłam salon i zbliżyłam się do Stylesa, który patrzył na mnie ze słabym uśmiechem. Rozłożył ręce, szykując się do objęć, lecz ja zamachnęłam się szeroko i uderzyłam go torebką w brzuch. 
       - TY. PIEPRZONY. GNOJKU. - ciskałam w jego stronę, po każdym słowie zadając mu silny cios. Skrzywił się i wyciągnął ręce w obronnym geście, chowając się przed skórzanym przedmiotem. 
       - Kornelia, co jest? - wydusił z siebie, a ja pokręciłam tylko głową. Moje oczy zaszły łzami, gdy nie mogłam dłużej powstrzymać ogarniającej mnie eksplozji emocji. 
       - NAWET. NIE. WIESZ. ILE. WYCIERPIELIŚMY. PRZEZ. CIEBIE. A. TY. NAWET. NIE. RACZYŁEŚ. SIĘ. - biłam go zawzięcie, ignorując jego próby odsunięcia mnie od siebie. Łzy spływały po moich policzkach wartkim strumieniem, lecz mimo to, czułam, że na moje usta zaczyna wkradać się uśmiech. Byłam szczęśliwa, że go widzę. To oznaczało koniec tych strasznych czasów i naszą błędną interpretację słów Michaela. 
       - Tommo, pomóż - Harry spojrzał żałośnie na przyjaciela, a Louis wzruszył tylko ramionami i uśmiechnął się szeroko. 
       - Ma rację. Zasłużyłeś na to - rzucił, dając mi pozwolenie na kolejne ciosy. Nie wahałam się. Popychałam Harry’ego, uderzałam pięściami w jego ramiona, świadoma, że tak naprawdę udaje cierpienie, które wypisane było teraz na jego twarzy. Moje słabe rączki nie były w stanie zadać mu bólu, gdy warczałam jak szalona, wypuszczając z siebie salwy zarzutów i przekleństw. Harry zaśmiał się w końcu, pochwycił moje nadgarstki, a potem przyciągnął mnie do siebie, zmuszając, bym się w niego wtuliła. 
       - Ja też za tobą tęskniłem, lilipucie - powiedział cicho, serdecznym tonem. Głaskał moje włosy, przyciskając przy tym moją głowę do jego brzucha. Po chwili protestów, owinęłam mocno ręce wokół jego talii i załkałam cicho w jego koszulę. 
       - Gdzie jest Milena? - usłyszałam pytanie Louis’ego, ale nie chciałam oddalić się od Harry’ego, by na niego spojrzeć. W ciągu całego czasu spędzonego z chłopakami zdążyłam zaprzyjaźnić się ze Stylesem. Nie cierpiałam po jego zniknięciu tak bardzo jak Milena, lecz nie mogłam zaprzeczyć, że za nim tęskniłam. 
       Pogłaskał mnie po plecach, dodając otuchy. 
       - Śpi. Była wykończona… - powiedział cicho, nieświadomie przyciskając mnie mocniej do siebie. Podejrzewałam, że celowo ominął wspomnienie jej okropnego wyglądu. Zamilkł na chwilę, a potem odskoczyłam od niego, gdy Louis zbliżył się do nas szybkim krokiem. 
       - Dobrze, że nie dałeś się zabić - rzekł i zamknął Harry’ego w niedźwiedzim uścisku. Poklepali się mocno po plecach, wyrażając tym samym zadowolenie z tego spotkania. Patrzyłam na nich przez łzy, przyciskając ściśniętą dłoń do piersi. Wreszcie mogliśmy być spokojni, mogliśmy odetchnąć. 
       Nagle z błogiej beztroski wyrwały nas znajome, przynajmniej dla mnie i Louis’ego, krzyki, dochodzące z sypialni Mileny. Harry zerwał się biegiem, ku jej drzwiom, lecz Louis zatrzymał go w połowie kroku, chwytając za ramię. On i ja prawie nie zareagowaliśmy, przyzwyczajeni do rozpaczliwych nawoływań mojej przyjaciółki. Harry słyszał je po raz pierwszy, a na jego twarzy wypisane było teraz czyste przerażenie. Widziałam drżenie jego dłoni, którą, w nerwowym geście, przyłożył do ust. 
       - Nie było lekko - szepnął Louis, patrząc wymownie w stronę, z której dochodził żałosny lament. W oczach Harry’ego błysnęło cierpienie, a jego twarz zbladła, ukazując ciemne sińce pod oczami. Dla nikogo nie było lekko…, pomyślałam, przyglądając mu się dokładnie. Dopiero teraz, stojąc naprzeciwko niego widziałam, że schudł i zmizerniał, choć wciąż wyglądał o niebo lepiej od Mileny. 
       - Irwin zniszczył mój telefon - wytłumaczył tonem ociekającym nienawiścią. 
       - Harry! - Milena wykrzyknęła jego imię, zapewne myśląc, że jego powrót był tylko kolejnym z serii paskudnych koszmarów. Skrzywiłam się, uświadamiając sobie, że, wraz ze spotkaniem Harry’ego w kuchni, założyłam, że wszystko, w mgnieniu oka, wróci do normy, że Milena dojdzie do siebie, jak za pstryknięciem palcami. Oczywiście, nic nie dzieje się od razu. Milena miała trzy tygodnie na zbudowanie w sobie lęku o życie Harry’ego, na stworzenie tysiąca wersji zdarzeń, obrazów jego śmierci, które nawiedzały jej głowę co kilka sekund. Potrzebowała czasu, by zrozumieć, że to wszystko już za nami, że Harry tym razem odpowie na jej wołanie. Po wykrzyczeniu jego imienia zaczęła cichutko szlochać, pogodzona w pewnym stopniu z tym, że Harry się nie zjawi. Przecież tak właśnie było przez ostatnie tygodnie. Krzyczała do pustych ścian, prosiła, lecz nikt nie odpowiadał. Nikt, kto mógłby pomóc jej w wyjściu z tego okropnego stanu. 
       - Schudła… - szepnął Harry, wbijając wzrok w podłogę. 
       - Nie mogła nic przełknąć. Niemal wpychaliśmy w nią jedzenie, byle utrzymać ją przy resztkach sił, które jeszcze w sobie miała - odparł Louis, a ja pokiwałam głową, potwierdzając jego słowa. 
       - Nie wiedziałem, że tak to przyjmie - mięśnie szczęki Stylesa podskoczyły gwałtownie. 
       - Nie doceniłeś siły jej uczucia - Louis wpatrywał się w niego intensywnie, wciąż ściskając jego ramię, jakby upewniając się, że Harry nie ucieknie od niego aż do końca tej trudnej rozmowy.
       - Nigdy nie dawała mi znaku. Zawsze wydawała się dystansować. Myślałem, że jeśli ja polecę, zniesie to lepiej niż Kornelia, mogłaby znieść twoją stratę - mruknął Harry, a ja zauważyłam, że przy wypowiadaniu mojego imienia zawahał się lekko, jakby nie mogło mu ono przejść przez gardło. Uśmiechnęłam się do niego uspokajająco, domyślając się dlaczego tak zareagował. 
       - Nie przejmuj się. Prawdopodobnie masz rację. Gdyby Louis tam był i nie dawał mi znaku życia przez… - przerwałam szybko, spuszczając z zakłopotaniem wzrok. Nie chciałam być nieuprzejma, oskarżając Harry’ego o tę sytuację. W końcu to Irwin postanowił przerwać nasz kontakt z Irlandią, Styles nie był niczemu winny. Opacznie rozumiejąc moją przerwę w wypowiedzi, Louis wyciągnął do mnie rękę i objął w pasie, przyciskając swoje usta do czubka mojej głowy. 
       - Jestem tutaj - szepnął, kołysząc mną lekko. Puścił ramię Harry’ego, by móc objąć mnie drugą ręką, a ja z zadowoleniem przyjęłam ten gest. Wtuliłam się w jego pierś, mrucząc z aprobatą. Harry spojrzał na nas zakłopotany, a potem zamrugał szybko i potarł nerwowo palcami czoło. 
       - Tommo, musimy porozmawiać - powiedział, a jego głos zadrżał, zdradzając zdenerwowanie. Nie zdążyliśmy zareagować, bo Milena ponownie wybuchnęła płaczem. Louis wskazał podbródkiem drzwi jej sypialni i uśmiechnął się słabo. 
       - To może poczekać. Idź i jej udowodnij, że nie byłeś tylko pięknym snem - rzekł, wciąż trzymając mnie w swoich mocnych objęciach. 
       - Louis… Nie możemy zwlekać - odparł Harry, ale odwrócił się gwałtownie, gdy w sypialni ponownie padło jego imię. Louis pokręcił głową i popchnął go mocno w tamtą stronę, przez co zachwiałam się w jego objęciach. 
       - Wieczorem, dobra? Ona cię potrzebuje - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. Harry rzucił nam jeszcze podłużne spojrzenie, w którym czaiły się, niezrozumiałe dla mnie, negatywne emocje, a potem ruszył w stronę sypialni Mileny. Gdy zniknął za drzwiami szlochy przybrały na sile, by po chwili ucichnąć zupełnie. 
       Oparłam się o blat w kuchni, a potem z syknięciem oderwałam od niego rękę, gdy skóra dotknęła czegoś gorącego. Spojrzałam za siebie na dwa, wypełnione parującym płynem, kubki. Zapomniał o kawie. 

       Dzień mijał leniwym tempem, a my oswajaliśmy się z powrotem Harry’ego. Louis siedział na kanapie w salonie, wpatrując się w moje potyczki z wirtualnymi wrogami, a ja ułożyłam nogi na jego kolanach, przybierając jak najwygodniejszą pozycję. Z botami rozprawiałam się sprawniej niż kiedykolwiek. Każdy cyber-człowieczek, który stanął mi na drodze, ginął w szybkim tempie, a ja zadowolona pokrzykiwałam i szarpałam się, ku niezadowoleniu Louis’ego. Raz po raz łapałam go na tym, że wpatrywał się długo w moją twarz, więc w końcu nacisnęłam przycisk pauzy i spojrzałam mu w oczy, zbijając go z pantałyku. 
       - Co się gapisz? - zapytałam sztucznie napastliwym tonem. Prychnął na mnie obojętnie i zaczął z uwagą oceniać stan swoich paznokci. 
       - Chciałabyś - rzucił, unosząc z pogardą brwi. Tym razem to ja wydałam z siebie dźwięk, przedstawiający co myślałam o jego, pełnej pewności siebie, postawie. Położyłam ostrożnie kontroler na stoliku do kawy przed nami, pamiętając, jak traktowałam go w czasie, gdy Milena nie mogła się uspokoić. W myślach przepraszałam martwy przedmiot za rzucanie nim po ścianach i podłodze, w rozładowaniu własnej frustracji. Wróciłam wzrokiem do Louis’ego, ponownie łapiąc go na wpatrywaniu się we mnie. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, cisnącego się na moje usta, a on zawtórował mi natychmiastowo. 
       - Gapisz się! - oskarżyłam go, szczerząc zęby. Nie odpowiedział, wciąż wbijając we mnie ten tajemniczy wzrok. Z marzycielskim wyrazem twarzy zdjął moje nogi ze swoich kolan i pochylił się ku mnie, kładąc dłonie po obu stronach mojej głowy. Musnął delikatnie ustami moje wargi, a ja poczułam przyjemne łaskotanie, które opanowało cały żołądek. 
       - Przyłapany - szepnął, po czym rozpoczął serię gorących powolnych pocałunków, którym oddałam się bez protestów. Jego dłonie badały każdy skrawek mojego ciała, od pasa w górę, jakby robiły to po raz pierwszy. Powoli, uważnie, nie tracąc ani centymetra, którego mogłyby przeoczyć. Czy dotykał mnie tak w ciągu ostatnich trzech tygodni? Nie… Nasze rozmowy kończyły się na pocieszeniach lub sprzeczkach, często milczeliśmy przez cały dzień, próbując znaleźć w sobie siłę do uniesienia ciężaru kolejnego dnia bez Harry’ego. Teraz mogliśmy dać się ponieść emocjom bez wyrzutów sumienia, bez obaw i podejrzeń o losy naszego przyjaciela.
       Chłodna dłoń dotknęła mojej nagiej skóry pod luźną koszulką, którą miałam na sobie, a ja wciągnęłam z sykiem powietrze. Przygryzłam wargę Louis’ego i sama sięgnęłam po krawędź jego bluzki. Pozbył się jej w mgnieniu oka, ukazując mi swoją wytatuowaną klatkę piersiową. Odrysowałam palcem linie tuszu na jego skórze, wywołując u niego dreszcze, a potem świat ponownie został mi przez niego przysłonięty, gdy przyciągnął mnie do siebie mocno i pocałował głęboko. Westchnęłam głośno, przypominając sobie, jak cudowne były te ruchy, jak uwielbiałam dotyk jego delikatnych dłoni na swojej skórze, gdy obchodził się ze mną niczym z porcelanową lalką najwyższej jakości. Opuściłam powieki, pozwalając na to osobiste oddanie czci mojemu ciału i, nim się obejrzałam, leżałam na kanapie w samym staniku. Kto by pomyślał, że powrót przyjaciela podziała na Louis’ego, jak afrodyzjak. Zaśmiałam się do własnych myśli, a Louis spojrzał na mnie z zaciekawieniem. 
       - Harry wraca i nagle masz ochotę na seks. Czy masz mi coś do powiedzenia? - zażartowałam, a on spojrzał na mnie z politowaniem i ugryzł w obojczyk. 
       - Serio, Madej? Serio? Żarty niskich lotów… nie tego cię uczyłem. - pokręcił głową, jakby był bardzo zawiedziony, a ja wydęłam wargi, udając smutek. 
       - Ooooj. Zawiodłam, mistrzu? - jęknęłam zaczepnie, a on warknął momentalnie i wessał się w moją szyję. Pisnęłam głośno, próbując go od siebie odepchnąć, lecz leżał w tym samym miejscu, niczym najcięższy głaz. 
       - Nie! Louis! Nie! Znowu będę musiała do pracy nosić apaszkę! Wiesz jak gorąco jest pod tymi światłami! - protestowałam, nie przerywając prób osłonięcia się przed jego, znaczącymi teraz moją szyję, wargami. Zaśmiał się, a jego ciepły oddech otulił moją skórę. Zadrżałam. 
       - Nie noś. Niech wszyscy wiedzą, że do kogoś należysz. Chcę widzieć swoje oznaczenie, gdy będę na ciebie patrzył pod sceną - szepnął zmysłowo, a ja wypuściłam powietrze przez nos i zacisnęłam zęby. Za wszelką cenę próbowałam powstrzymać pożądanie, które wywoływał we mnie ten obniżony o kilka tonów głos. 
       - Nie jestem koniem, żebyś mnie oznaczał - syknęłam, a on wybuchnął śmiechem, dzięki czemu przerwał nieszczęsny proces “oznaczania”. 
       - “Koniem”? - zapytał między chichotami, a ja zafascynowana patrzyłam w jego roześmiane oczy, które, od kilku tygodni, nie błyszczały tak żywo, jak w tym momencie. Mimowolnie uniosłam kąciki ust i, nie wyjaśniając swojego wcześniejszego komicznego porównania, pogłaskałam go po twarzy, milknąc na dłuższą chwilę. Chciałam przyjrzeć się temu wesołemu wyrazowi, tak odmiennemu od tego, co widziałam jeszcze dzisiejszego poranka. 
       - Gapisz się - Louis wybudził mnie z letargu moimi własnymi słowami, a ja spojrzałam tylko na niego z największym uczuciem, jakie potrafiłam mu przekazać. Kiwnęłam głową, potwierdzając jego zarzut. 
       - Tęskniłam za tym - szepnęłam, przejeżdżając lekko kciukiem po jego dolnej wardze. Przymknął oczy, oddając się pieszczocie i westchnął głęboko. 
       - Trzeba skopać Harry’emu dupę za to, że pozbawił nas tego na trzy tygodnie. - mruknął od niechcenia, a ja zachichotałam, wyginając szyję i patrząc w tył na drzwi Mileny, za którymi panowała, niczym niezmącona, cisza. - Ale to później - dodał i ponownie zajął się moimi ustami, sięgając zachłannie do zapięcia stanika. Wtedy w salonie rozwrzeszczał się dzwonek jego telefonu, a ja poczułam wibracje na prawym udzie. Louis jęknął przeciągle i przewrócił oczami, sięgając do kieszeni swoich spodni. 
       - Nie musisz odbierać - kusiłam, bawiąc się jego włosami, ale on już trzymał telefon w dłoni. 
       - Niall… - powiedział i przyłożył aparat do ucha. - Oby to było ważne, bo jestem troszkę zajęty - warknął na powitanie. Mimo że głos po drugiej stronie był dla mnie niewyraźny i przytłumiony, zdecydowanie brzmiał on nerwowo. Niall prawie krzyczał do słuchawki, lecz słowa okazały się zbyt zniekształcone, bym rozumiała ich treść. Louis zmarszczył brwi i podniósł się szybko, siadając na kanapie i słuchając cierpliwie co jego przyjaciel miał do powiedzenia. 
       - Zaraz tam będę - rzucił tylko, gdy Niall zamilkł i rozłączył się bez słowa pożegnania. Moment prysł, a ja poczułam znajome uczucie strachu, które nie opuszczało mnie przez ostatnie trzy tygodnie. Patrzyłam na Louis’ego w wyczekiwaniu, gdy ten narzucał na siebie bluzkę. 
       - Co się stało? - nie wytrzymałam w końcu, domyślając się, że nie zamierzał się odezwać. Odetchnął głęboko i spojrzał na mnie z nieoczekiwaną wrogością. Ten wzrok przywołał wspomnienie naszej ostatniej kłótni, a ja skuliłam się pod jego potęgą. 
       - Dlaczego jesteś na mnie zły? - szepnęłam, podciągając pod brodę kolana. Popatrzył jeszcze chwilę na mnie w napięciu, a potem jego ramiona opadły bezwładnie i pokręcił głową. 
       - Nie jestem na ciebie zły… - powiedział, choć jego zaciśnięta szczęka przekazywała mi zupełnie sprzeczny z jego słowami komunikat. Moje myśli pędziły z zawrotną prędkością, przeszukując wspomnienia w celu odnalezienia czegoś, co mogłam zrobić źle. Jaki błąd popełniłam od czasu naszej ostatniej kłótni o Caluma? Louis wiedział o mojej wizycie w jego mieszkaniu, a po niej dotrzymałam obietnicy i nie spotykałam się z chłopakiem. Może nie chodziło o niego? Może miałam kłopoty w pracy? Skoro telefon był od Nialla? Może przez otępienie spowodowane stresującymi nas tygodniami, nie spełniłam jego oczekiwań? Może straciłam pracę? 
       Patrzyłam wyczekująco na Louis’ego, który ponownie zamilkł, doprowadzając mnie na skraj cierpliwości. Westchnęłam ciężko, sugerując mu, żeby pospieszył z wyjaśnieniami, skoro miał się spotkać z Niallem. Załamał ręce i nabrał głośno powietrza w płuca
       - Hood… - a więc chodziło o Caluma - … szukał mnie w Irresistible, ponoć zrobił zamieszanie, wrzeszcząc na wszystkich dookoła. - wyjaśnił, a jego oczy ciemniały z nienawiści, która od niego biła. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się dlaczego Calum miałby zachować się tak okropnie. To było do niego zupełnie niepodobne. Ten chłopak to anioł, nie byłam pewna czy, choćbym raz, widziała go złego, a co dopiero wydzierającego się na klientów ekskluzywnej restauracji. 
       - Myślał, że tam będę? - zapytałam cicho, ze złością uświadamiając sobie, że zaczęło we mnie rosnąć poczucie winy. 
       - Nie słuchasz mnie. Chciał rozmawiać ze mną - rzucił Louis niecierpliwie i odwrócił się do mnie plecami. - Wiedziałem, że z tej relacji wynikną tylko kłopoty. - mruknął pod nosem, a ja wstałam gwałtownie z kanapy, czując potrzebę obrony Caluma. Szykuje się kolejna kłótnia… 
       - Nawet nie zaczynaj! - wrzasnęłam za nim, a on wyjrzał przez ramię i przekręcił oczami. Głupia byłam, myśląc, że nasz konflikt został już zażegnany. Louis nie miał zamiaru odpuścić, póki całkowicie nie przyznałabym mu racji. Poczułam nagłą bezsilność i opadłam ponownie na kanapę, zaciskając wnętrza dłoni na powiekach, w próbie powstrzymania łez. Nie chciałam się z nim kłócić już nigdy. Zastanawiałam się dlaczego nie potrafiliśmy ostatnio przetrwać jednego dnia bez sprzeczki lub godzin milczenia. Stres, podpowiadała mi ta racjonalna, logiczna część umysłu, lecz ta bardziej emocjonalna obawiała się, że Louis się znudził, miał mnie dość. Wypaliliśmy się? 
       Usłyszałam ciche kroki, a potem poczułam ciepłe dłonie na swoich nadgarstkach, które z lekkim naporem, odsłoniły moje oczy. Louis spojrzał swoimi błękitnymi, przenikliwymi oczami w moje i uśmiechnął się słabo, niepewnie. 
       - Nie zacznę. - szepnął i ucałował moje czoło. - Przepraszam. Może wcale nie chodzi o ciebie - dodał, doskonale wiedząc, że oszukuje nas obojga. 
       - Oczywiście, że chodzi o mnie. - jęknęłam bezradnie, czując, że przegrałam. Louis miał rację. Od początku miał rację. Moja znajomość z Calumem mogła sprowadzić na nas jedynie kłopoty, a one właśnie się zaczynają. Co mu przyszło do głowy? Przejaw zazdrości? Męska duma? Przecież był tak wyrozumiały, gdy przedstawiłam mu żądania Louis’ego, gdy powiedziałam, że nie powinniśmy się już spotykać. Niemal uwierzyłam, ze uznał to za rozsądny pomysł. Może nie był zadowolony, lecz na pewno rozumiał intencję mojego Błękitnookiego. 
       - Nie spotykaliście się po tym, gdy przekazał ci informacje od Michaela, prawda? - wbrew moim obawom, Louis nie brzmiał oskarżycielsko. Mówił do mnie spokojnie, jakby nie chciał sprowokować kolejnych łez. Czułam, że gdybym powiedziała mu teraz, że spotkaliśmy się z Calumem każdego dnia po tym zdarzeniu, Louis pokiwałby tylko głową w pełnym zrozumieniu i ponownie pocałował w czoło. Na szczęście nie musiałam się przekonywać o prawdziwości moich podejrzeń. Dotrzymałam obietnicy złożonej Louis’emu.  
       - Nie. Nie, w ogóle. Calum zrozumiał twoją zasadę, sam przyznał, że tak będzie lepiej - odpowiedziałam, czując, że brzmiałam zbyt desperacko, by mi uwierzył, lecz on kiwnął tylko głową i przycisnął moje palce do swoich ust. 
       - W takim razie nie chodzi o ciebie. Przepraszam. Zazdrość - zaśmiał się z siebie, próbując mnie rozweselić, a ja uśmiechnęłam się słabo i, nim zdążyłam się powstrzymać, palnęłam: 
       - Przynajmniej mam dowód, że wciąż ci na mnie zależy - ugh, brawo, Kornelia, brzmisz jak zdesperowana nastolatka, skarciłam się w myślach. Louis musiał się ze mną zgadzać, bo parsknął śmiechem i przewrócił oczami. I właśnie za to go kochałam. Nie rzucał romantycznymi farmazonami, które miały mnie pocieszyć. Gdy powiedziałam coś głupiego, pokazywał mi co o tym myślał, w sposób, który nie mógłby mnie obrazić, a tylko rozbawić, udowadniając, że potrafiłam mieć dystans do samej siebie. 
       - Teraz to jebnęłaś - mruknął, cmokając mnie w nos, a ja zachichotałam, wdzięczna, że postanowił zdusić kłótnię w zarodku. Obawiałam się, że sama nie byłabym w stanie tego zrobić. - Ale skoro już bawimy się w bohaterów tanich romansów dla niedoruchanych gospodyń domowych… 
       - Louis! - klepnęłam go w ramię, ciskając piorunami z oczu. Pokazał mi język, ignorując zupełnie moją złość. 
       - Cicho! Chcę być super romantyczny! - syknął i położył płaską dłoń na moich ustach, uciszając mnie na dobre. Odchrząknął głośno i strzelił dwa razy karkiem, przygotowując się do tego, co miał powiedzieć. Spodziewałam się ironicznego tonu, kpiących słów, ale on spojrzał mi głęboko w oczy, a dłoń, którą trzymał na moich ustach przeniósł na policzek. 
       - Oczywiście, że wciąż mi na tobie zależy. Obiecałem, że nigdy od ciebie nie ucieknę, prawda? - szepnął, przybliżając się do mnie tak bardzo, że czułam jego oddech na swoich ustach. Kiwnęłam lekko głową, bo głos uwiązł mi w gardle - Kocham cię i nie zamierzam łamać tej obietnicy. Nigdy! - dodał, a potem musnął swoimi wargami moje i zwilżył je językiem. Poczułam jak zmiękły mi wszystkie mięśnie. 
       - Kocham cię - tylko to byłam w stanie z siebie wydusić, będąc pod wrażeniem jego bliskości. Uśmiechnął się lekko i kiwnął głową, po czym wyprostował nogi i ruszył w stronę drzwi wyjściowych. 
       - Będę za jakiś czas - rzucił i puścił mi oczko, a ja mruknęłam tylko nieskładnie w odpowiedzi. Gdy zostałam już sama w salonie, jeszcze przez jakiś czas nie ruszałam się z miejsca, a potem chwyciłam kontroler od konsoli.
       Po kilkudziesięciu minutach mojej rozgrywki, którą przerywałam co chwilę, pogrążając się w myślach i zastanawiając nad tym, co mogło odbić Calumowi, Milena i Harry wreszcie wypełzli ze swojej bezpiecznej kryjówki. Harry ponownie zabrał się za szykowanie kawy, a Milena usiadła obok mnie i chwyciła moją dłoń, zmuszając do oderwania wzroku od telewizora. 
       - Przepraszam… - szepnęła, a ja zmarszczyłam brwi, nie wiedząc dlaczego to zrobiła. Patrzyła na mnie z napięciem, ale zauważyłam z zadowoleniem, że jej twarz nabrała nieco kolorów, co było dla mnie ogromnym pocieszeniem. 
       - Za co? - zapytałam, uśmiechając się uspokajająco. Zacisnąwszy wargi, westchnęła cicho i przekręciła oczami. 
       - Za te moje bezpodstawne ryki - mruknęła, wbijając wzrok w ziemię. Uniosłam jedną brew i klepnęłam ją lekko w wierzch dłoni. 
       - Ale ty jesteś głupia - rzuciłam, choć mój ton był cały czas łagodny - Przecież miałaś prawo się martwić. Żadne z nas nie było w najlepszym stanie psychicznym przez ostatnie trzy tygodnie. - próbowałam przekazać jej całą sobą, że nie powinna czuć się winną za chwile słabości. Nikt z nas nie wiedział czy Harry wróci. Będąc na jej miejscu, prawdopodobnie już dawno wylądowałabym w psychiatryku. 
       - Znów pokłóciłaś się z Louis’m - powiedziała cicho, a ja domyśliłam się, że się za to obwiniała. Pokręciłam szybko głową i zaśmiałam się wesoło, bo tym razem mogłam ją pocieszyć. 
       - Nie pokłóciliśmy się - odparłam, szczerząc zęby
       - Wyraźnie słyszeliśmy wasze krzyki - wtrącił Harry, upijając nieco kawy ze swojego kubka, a drugi podając Milenie. Pochylił się nade mną i przekazał trzeci kubek, z którego unosiła się para. Posłałam mu wdzięczny uśmiech i podziękowałam za kawę. 
       - Twój krzyk, będąc dokładną - Milena sięgnęła po dłoń Harry’ego i pochwyciła ją desperacko, jakby wciąż się bała, że to mógł być tylko sen. Poczułam ból, widząc, jak ogromny wpływ miała na nią jego nieobecność. Machnęłam ręką na jej słowa i odstawiłam kubek na stoliku przed nami, gdy płyn okazał się dla mnie zbyt gorący, by już go wypić. Czułam nieprzyjemne pieczenie na języku.
       - Zwykłe nieporozumienie. Calum odpierdolił jakąś akcję w Irresistible, ale doszliśmy do wniosku, że nie mogłam spowodować tego ja… - cmoknęłam z dezaprobatą, wkurzona wciąż na Caluma. 
       - Calum? - Harry podniósł się gwałtownie z oparcia kanapy, na którym wcześniej usiadł, a kilka kropel kawy opadło na jego białą koszulę. Syknął z bólu, a Milena zabrała się za wycieranie widocznej plamy. Zmarszczyłam brwi, widząc zakłopotanie w jego oczach.
        - Tak… Wiesz coś o tym? - zapytałam, podejrzewając, że mógł być zaznajomiony z tą sytuacją. 
       - Ja… - zaczął, lecz przerwał mu głośny huk, który postawił na nogi mnie i Milenę. Klamka drzwi wbiła się w ścianę, wydrążając w niej brzydką dziurę. Moje serce waliło głośno, obijając się szybko o klatkę piersiową. Louis stał w progu, a coś w jego wyrazie sprawiło, że oblałam się zimnym potem. Widziałam już kiedyś to spojrzenie. Wtedy, na lotnisku, gdy Louis celował z broni do Evana. 
       - Louis… - szepnęłam i ruszyłam w jego stronę, lecz on podniósł tylko rękę, zatrzymując mnie w połowie drogi. Ze zwieszoną głową chwycił drzwi i zamknął je w, kontrastującej z ich otwarciem, ciszy. Wreszcie spojrzał na nas z dołu, zatrzymując na chwilę swój wzrok na mnie, by potem przenieść go na Harry’ego. Zaśmiał się bez cienia wesołości i odwrócił frontem do nas. Uniósł dłonie, a w pokoju rozległo się wolne pojedyncze klaskanie. Twarz miał kamienną, wzrok wciąż utkwiony w swoim przyjacielu. Harry stanął w gotowości, mrużąc oczy. Nigdy nie widziałam między nimi takiej rywalizacji, takiej wrogości. Mierzyli się spojrzeniami bez słowa, jako jedyni wiedząc, co jest grane. 
       - Uspokój się, Tommo - powiedział ostrzegawczo Harry. Jego głos był zachrypnięty, ciskał słowa z wysiłkiem. Louis otworzył szeroko oczy, jego usta ułożyły się w małe „o”, jakby był czymś zaskoczony. Tylko martwa ciemność jego oczy sugerowała, że udawał. 
       - Oh. Oh, jasne. No pewnie, pewnie. Przecież nie ma się nad czym rozwodzić - wysyczał te słowa podchodząc krok bliżej. Wzdrygnęłam się i postanowiłam ponownie stanąć mu na drodze. Czułam za sobą jak Milena staje przed Harrym. Wzięłam w rękę dłoń Lou, lecz szybko się wyrwał bez spoglądania na mnie. 
       - Lepiej będzie, jeśli pójdziecie z Mileną do siebie - powiedział, wbijając wciąż wzrok w Harry’ego. Głos uwiązł mi w gardle, a po plecach przeszły ciarki, gdy usłyszałam pusty, pełen nienawiści ton jego głosu. Odsunął mnie na bok, a Harry zrobił to samo z Mileną, po czym utkwił wzrok w oczach Lou. 
       - Nie wiem co ci naopowiadał Calum, ale… - nie dokończył swojej wypowiedzi, bo już pierwsza zaciśnięta pięść powędrowała do jego policzka. Krzyknęłam w przerażeniu, gdy zobaczyłam jak ciemne loki przylepiają się do krwi wypływającej z pełnych różowych ust. Harry zaśmiał się, prezentując czerwone zęby i odchylił by oddać równie mocny cios w brzuch Louis’ego. Ten zgiął się w pół i zaczął spazmatycznie łapać oddech. Nie miał nawet czasu się pozbierać, bo Harry już odepchnął go od siebie i przygwoździł do ściany, zadając kolejne dwa silne ciosy pod żebrami. Był wyższy od niego i wyglądał o wiele groźniej, jednak wydawał się powstrzymywać przed włożeniem całej swojej siły w walkę. Zwalniał tuż przed uderzeniami choć twarz wyrażała tę samą nienawiść co u Louis’ego, który teraz dyszał ciężko wpatrując się w sufit. Próbował odepchnąć od siebie Harry’ego lecz bezskutecznie, a brak powietrza w płucach tylko w tym przeszkadzał. 
       - I co masz teraz zamiar zrobić, hm? - groźny szept dobiegł moich uszu. Wciąż stałam jak sparaliżowana, przyglądając się bezwładnie całemu zamieszaniu. Widziałam kątem oka, że Milena zakrywa sobie usta rękoma, możliwe, że płakała, lecz nie byłam pewna. Bałam się oderwać wzroku od walczących przyjaciół.        Oddech Louis’ego nieco się uspokoił, lecz wciąż błądził wzrokiem po suficie, jakby brzydził się Harry’ego. Obnażył zęby i jeszcze raz spróbował wyrwać się ze stalowego uścisku. Bezskutecznie.
       - Idioto! Działasz, zanim pomyślisz! - ryknął Harry, szarpiąc Louis’ego, za kołnierz jego bluzki i uderzając nim raz po raz o ścianę. 
       - “JA” działam zanim pomyślę? - Tomlinson zaśmiał się szaleńczo, co podniosło włoski na moim karku. - Zabawne - warknął i wreszcie spojrzał Harry’emu w oczy. Ten zacisnął szczękę i ponownie uderzył przyjacielem o ścianę.
       - Nie jestem głupi, nie zrobiłbym tego, gdybym nie miał planu! 
       - Och, zdradź mi! Zdradź mi swój cudowny plan! Jak zamierzasz temu zapobiec, co?! Jak zamierzasz cofnąć to, co obiecałeś Michaelowi w Irlandii?! CALUM HOOD MA W SOBIE WIĘCEJ PRZYZWOITOŚCI NIŻ TY! - Louis spróbował wyrwać się z uścisku, a ja ujrzałam jak furia buduję się w całej jego postawie.
       - Calum Hood do tego doprowadził! Gdyby nie ich pogaduszki, Clifford nigdy by na to nie wpadł! 
       - Oskarżasz Kornelię o swoje błędy! - krzyczeli na siebie, jak opętani, a ja coraz sprawniej dodawałam dwa do dwóch. Z każdym ich zdaniem wszystko robiło się klarowniejsze, czekałam więc na wielki finał. 
       - Wierz mi, gdybyś był kimś innym już byś nie żył. Jebany gnojku, zapłacisz mi za to, zapłacisz za to naprawdę słono! Powiedz mi, jak ciężko byłoby ci wybrać ją ponad Milenę, hm? Myślisz, że zrobiłbym ci coś takiego?! Posunął się do takiego obrzydlistwa, gdybym to ja był w Irlandii?!  - ryknął Louis. Dyszał ciężko, a mnie wydawało się, że dojrzałam w jego oczach łzy. 
       - Kornelia była łatwiejszym celem! Bardziej usatysfakcjonuje Clifforda! - było pewnym, że wypowiadając to Harry popełnił wielki błąd. Louis błyskawicznie uderzył swoim czołem o jego, co spowodowało rozluźnienie uścisku, jednak Tomlinson nie był w pełni usatysfakcjonowany. Zaczął, bez chwili wytchnienia, okładać pięściami brzuch i twarz Harry’ego. Wrzeszczał z wysiłku i wściekłości, a jego przyjaciel bezczynnie próbował się bronić. Louis był jednak zbyt szybki, zbyt zwinny, furia panowała nad każdym jego ruchem. Moje serce waliło szybko, gdy patrzyłam na tego mężczyznę w, ogarniającym go szale. W dziwnego rodzaju transie, który nie pozwalał mu się uspokoić. To nie był wzrok, który posłał Evanowi na lotnisku. To, co zostało zarezerwowane dla Harry’ego, było o wiele mroczniejsze, kryło w sobie obietnicę niewyobrażalnego bólu. Jednak, mimo adrenaliny, Louis zaczął się męczyć. Żyły na jego szyi były teraz doskonale wyeksponowane, a twarz poczerwieniała. 
       - Pieprzony skurwielu! - krzyknął i zadał najsilniejszy cios w szczękę Harry’ego. Chłopak upadł bezwładnie na podłogę poobijany, z zakrwawionym nosem. W pierwszej chwili myślałam, że stracił przytomność, lecz przetoczył się na bok, a z jego ust wypłynęła stróżka krwi. Zakaszlał, chwytając się za brzuch z głośnym sykiem. Kręcił głową, jakby chciał zaprzeczyć temu, że jest obolały. Wreszcie otworzył oczy, które powędrowały wprost do odbezpieczonego granatu wpatrującego się w niego w szale. Louis opuścił dłonie i dyszał teraz ciężko patrząc na niego z góry. Wyglądał upiornie z jasną bluzką, która nosiła na sobie krew Harry’ego, pociemniałymi oczami i wyrazem czystej furii na twarzy. 
       - Jestem pod wrażeniem - wydusił z siebie Styles, spazmatycznie łapiąc oddech. Zmusił się do nikłego uśmiechu, który miał być zapewne kpiącym. Spojrzałam na Milenę, wiedząc, że płacze. Kręciła głową jakby chciała powstrzymać Harry’ego od dalszego mówienia, lecz nie była w stanie się odezwać. Najpierw trzy tygodnie jego nieobecności, a teraz to. Miałam wrażenie, że część wściekłości, ogarniającej Louis’ego, przechodzi na mnie i obraca się przeciwko niemu. Dlaczego musiał wyżywać się na Harrym w momencie, w którym Milena uwierzyła, że mogło być lepiej?
       - Nie wiedziałem, że jesteś aż takim ignorantem. - mówienie przychodziło Harry’emu z niezwykłym trudem, lecz mimo syków bólu zdołał zadać ten cios.
       -Zamknij się! Po prostu zamknij mordę! 
       - Tommo, wysłuchaj mnie! Z tej sytuacji jest wyjście! 
       - Wyjście! ODDAŁEŚ MOJĄ KOBIETĘ W ŁAPY CLIFFORDA! - zamarłam, a panika wlała się we mnie niczym niszczycielska fala tsunami. Pociemniało mi przed oczami. Widziałam przed sobą tylko tę dwójkę - leżącego na ziemi Harry’ego i, pochylonego nad nim, Louis’ego. Mój umysł nastawił się na pełne skupienie, by nie uronić ani jednego, kolejnego słowa. Ale ono nie padło.
       Czerń zalała oczy Louis’ego, zamachnął się gwałtownie i dopiero wtedy mój paraliż ustąpił. Wiedziałam, że muszę zareagować, inaczej Harry padnie martwy na naszych oczach. 
       - LOUIS! - krzyknęłam. Desperacja w moim głosie zatrzymała pięść mężczyzny w połowie drogi do policzka leżącego. Harry patrzył na nią bez cienia przerażenia, kontrastując z ogromnymi, pełnymi łez, oczami Mileny. Przez chwilę jeszcze, w powietrzu panowało napięcie, słychać było tylko ciężkie oddechy mężczyzn i pociąganie nosem mojej przyjaciółki. Czułam, że jedynie adrenalina powstrzymywała mnie od wtórowania jej w płaczu. Rozsadzające uczucie w żołądku sprawiało, że miałam ochotę zacząć biegać, wrzeszczeć, uciec stąd jak najdalej, domyślając się, dzięki słowom Louis’ego, jaki los mnie czekał, lecz z wysiłkiem udało mi się powstrzymać od wykonania choćby jednej z tych czynności. 
       Louis patrzył jeszcze przez chwilę na Harry’ego. Jego oczy ciskały pioruny, a pięść trzęsła się w powietrzu, lecz zaraz potem przeniósł wzrok na mnie. Coś w jego wyrazie się zmieniło. Jakiś komunikat posłany mu w moim spojrzeniu sprawił, że jego zakrwawiona dłoń opadła wolno do boku, a twarz złagodniała, by przejść z wściekłości w smutek. Oczy zyskały nieco swojego błękitu. Wewnętrzne kąciki brwi uniosły się, usta miał lekko rozchylone, jakby chciał coś powiedzieć, lecz nie mógł. 
       Wciąż słyszałam w tle ciężki oddech, lecz nie chciałam zastanawiać się kto wydaje te dźwięki. Skupiłam się na pięknej twarzy, która teraz wykrzywiona była w bolesnym grymasie. Twarzy, która jeszcze chwilę temu kipiała wściekłością. Anielskich, teraz oszpeconych poprzeczną ranką na dolnej wardze, ustach, które wreszcie zdradziły, co stało się w Irlandii. “Problem został usunięty” - słowa Caluma odbiły się echem w mojej głowie. Problem został usunięty dzięki mnie. Ja byłam przedmiotem wybawienia Liama. Wdech, wydech, wdech, wydech. Kto tak sapie? 
       Louis obrócił się w moją stronę i zrobił krok. Energia emocji, która gromadziła się we mnie, prysnęła jak bańka mydlana i poczułam jak trzęsą mi się ręce, a nogi odmawiają posłuszeństwa. Miałam wrażenie, że moje mięśnie stały się o dwadzieścia kilogramów cięższe i ciągnęły mnie ku ziemi. Wolno opadłam na kolana. Wdech, wydech, wdech, wydech. Głośny oddech dotarł do mnie wyraźniej niż kiedykolwiek i w tym momencie zdałam sobie sprawę, że należał do mnie. Wdech, wydech, wdech, wydech... Coraz szybciej, coraz głośniej, coraz płycej. Ściskałam spazmatycznie materiał swojej koszulki, próbując powstrzymać łzy napływające mi do oczu, lecz bezskutecznie. Pierwsza już torowała sobie drogę w dół, by zatrzymać się na mojej brodzie. 
       Poczułam na sobie cień, gdy Louis stanął nade mną. Wyciągnął rękę, by mnie dotknąć, ale ja zaraz odchyliłam się do tyłu, upadając przez to na plecy. Ostry ból rozdarł mi płuca, lecz, nie zważając na niego, szybko oddaliłam się od mężczyzny. Gdy byłam już w bezpiecznej odległości, z trudem dźwignęłam się na nogi i otrzepałam kolana, unikając jego wzroku. Moje serce obijało się z zawrotną prędkością o żebra i, choć wydawało się to niemożliwe, przyspieszyło jeszcze bardziej, gdy Louis ponownie spróbował się do mnie zbliżyć. Odruchowo szarpnęłam się do tyłu, choć wiedziałam, że nie miało to żadnego sensu. To był Louis,mój Louis… To nie on oddał mnie w ręce wroga. Wiedziałam, że nie zrobiłby mi krzywdy, a jednak moje ciało domagało się ucieczki, utożsamiając go z tą popieprzoną sytuacją. 
       - Kornelia - gdyby stał o krok dalej nie usłyszałabym tego, pełnego bólu, desperacji i strachu szeptu. Ciekawość wzięła górę, więc stłumiłam swój instynkt przetrwania i spojrzałam na mężczyznę. Stał bokiem do mnie, ze wzrokiem utkwionym w ziemię. Jego ręka, ozdobiona teraz krwią Harry’ego, była nieznacznie uniesiona, jakby zastanawiał się czy wyciągnąć ją w moją stronę. Po chwili jednak powędrowała do mostka jego nosa, za który chwycił jakby bolała go głowa. Obnażył zęby, marszcząc przy tym czoło, a jego wolna pięść zacisnęła się tak mocno aż pobielały mu knykcie. Gdzieś w duszy czułam, że zaraz wybuchnie. Dosłownie słyszałam w głowie jego wewnętrzny krzyk.
       - Boisz się mnie - oznajmił zaskakująco spokojnie, naturalnie, jakby chciał mi powiedzieć, że jutro będzie padać deszcz. Omylnie zrozumiał moją reakcję, lecz nie potrafiłam wydukać nawet słowa wyjaśnienia. Spojrzałam na Milenę w poszukiwaniu pomocy, lecz ona wydawała się tak samo przerażona sytuacją, jak ja. Nie wiedziałam co było straszniejsze: Louis i Harry w pełnej szału bitwie czy ta zatrważająca cisza, która właśnie nastała. Napięcie wibrowało w powietrzu, czekało na rozładowanie, a ja wiedziałam, że burza będzie przerażająca. Harry doczołgał się do ściany i oparł o nią, uginając jedną nogę w kolanie, by położyć na niej rękę. Wytarł niedbale krew spływającą mu z kącika ust, a resztę wypluł na posadzkę. Krzywiąc się, podciągnął nieco wyżej ciało, przybierając wygodniejszą pozycję. 
       - Idioto, nie boi się ciebie, boi się mnie - powiedział cicho, przerywanym przez spazmy bólu, głosem. Louis otworzył gwałtownie oczy i wbił wzrok gdzieś przed siebie. 
       - Zamknij się - warknął przez zaciśnięte zęby - Nie chcę od ciebie słyszeć słowa więcej - dodał i dopiero wtedy spojrzał na swojego przyjaciela. Ten uniósł brwi i zamrugał szybko. Jego dłoń bezwiednie powędrowała do poobijanych żeber. Możliwe, że kilka z nich było złamanych. Widziałam jak wiele trudu sprawia mu poruszanie się, a jednak wciąż prowokował Lou, wiele ryzykując. Nagle jego ekspresja przeszła z obojętności do męki, a ja domyślałam się, że nie było to spowodowane bólem fizycznym. 
       - Ok, dalej. Pokaż, co potrafisz. Pokaż swojej miłości jaki z ciebie twardziel i zabij mnie, skoro tak ci na tym zależy. Ale wtedy nie dowiesz się, jak uratować Kornelię z tej sytuacji - warknął i zakaszlał, a z jego ust wyciekła kolejna stróżka krwi. Usłyszałam cichy pisk obok siebie i spojrzałam na Milenę. Jej dłonie zakrywały usta, lecz w oczach nie było już łez. Dość ich wypłakała, nadszedł czas by działać. 
       - Harry, jak mogłeś? - szepnęła, kręcąc powoli głową. Harry zaśmiał się ponuro, a jego głowa opadła bezwładnie na klatkę piersiową.
       - Niech mnie tutaj ktoś wreszcie wysłucha - powiedział cicho z zamkniętymi oczami. 
       - Przecież to wbrew waszym zasadom. Kobieta wybiera. Phoebe wybrała. Dlaczego, Harry… - nieskładna wypowiedź Mileny była dla mnie doskonale zrozumiała. Według tego, co powiedziała nam Karolina w kawiarni w Poznaniu, Harry nie miał prawa ot tak oddać mnie Cliffordowi, jak i Clifford nie miał prawa mnie od niego przyjąć. 
       - Nie, kiedy chodzi o handel - prychnął Louis i zbliżył się ostrożnie do mnie. Stałam wciąż sparaliżowana, próbując poukładać sobie wszystko w głowie. Miałam wrażenie, że fakty docierały do mnie w zwolnionym tempie. Miałam zostać wydana Michaelowi, handel, handel, handel… HANDEL?
       - Nie… - szepnęłam, gdy zrozumiałam wreszcie co oznaczało to słowo. - To niemożliwe, prawda? Louis. To niemożliwe? Nie mogą tego zrobić - po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzałam swojemu chłopakowi w oczy. Jego wzrok mnie nie pocieszył. Uciekły z niego kolory, gdy przygotowywał się, by zakomunikować mi, że nie ma z tej sytuacji wyjścia. 
       - Do chuja! - krzyknął Harry, a potem jęknął i chwycił się za żebra. - Nie zostaniesz sprzedana, rozumiesz? - zwrócił się do mnie. Louis spojrzał w jego stronę, a potem ruszył ku niemu szybkim krokiem. Szarpnął za jego koszulę z taką siłą, że Harry wyglądał w jego rękach jak marionetka postawiona na nogi przez swojego twórcę. Obie ręce Louis’ego spoczywały teraz na jego klatce piersiowej, powstrzymując go przed upadkiem. Ta pozycja doskonale ukazała, jak osłabiony był Harry. Jego nogi zwisały bezwładnie, ugięte w kolanach, a głowa co chwilę nieznacznie opadała w dół. Wreszcie oparł ją o ścianę, do której został przygwożdżony, by dać odpocząć zszarganym mięśniom.
       - Więc mów! Oświeć nas swoim wspaniałym planem! - krzyknął Louis, a w jego głosie usłyszałam nutę rozpaczy. 
       - Evan… - wysapał Harry, mając w tej pozycji utrudnione oddychanie. Zacisnęłam wargi i podeszłam do Louis’ego, po czym położyłam mu swoją dłoń na ramieniu. Spojrzał na mnie zaskoczony. 
       - Fotel - wskazałam na mebel głową, a Louis od razu mnie zrozumiał. Pociągnął Harry’ego brutalnie za sobą, a potem pchnął go na miękkie poduszki. Styles syknął z bólu i rzucił Louis’emu nienawistne spojrzenie, lecz nie zaprotestował. Teraz mógł mówić. Jego głowa opadła na oparcie i zamknął oczy. 
       - Clifford stwierdził, że skoro my zabraliśmy mu coś wartego tak wiele, to on też chce od nas czegoś. Uważa, że Kornelia, z jej tatuażami i włosami, byłaby drogim towarem w jego… domu… - mówił, nie patrząc na żadnego z nas. W tym momencie sama miałam ochotę mu przywalić, widząc, z jaką łatwością mówił o oddaniu mnie od burdelu. - Oczywiście protestowałem. Mówiłem, że jest zbyt ważna dla ciebie. Zaproponował więc Milenę. - skrzywił się nieco - nie mogłem na to pozwolić. Przepraszam, ale nie mogłem - spojrzał na mnie z wszechogarniającym poczuciem winy, szukając w moim wzroku przebaczenia. Nie dałam mu go, byłam wściekła, przerażona. Dzień powrotu Harry’ego, z przyjemnego snu, zamienił się w koszmar. 
       - Udawałem, że nic dla mnie nie znaczyła, żeby go nie kusiło. Potem okazało się, że Kornelia rozmawia z Calumem, co jeszcze bardziej przekonało Clifforda, że to właśnie ona będzie dla niego idealnym towarem - Louis opadł na fotel po przeciwnej stronie, wsłuchując się w słowa przyjaciela ze zbolałą miną. Potarł ręką brodę i zacisnął szczękę. 
       - Hood nie wydawał się być zbyt zadowolony, gdy mi o tym mówił - warknął, wspominając zapewne wizytę Caluma w Irresistible. 
       - Pewnie Clifford jeszcze nie wprowadził go w szczegóły, nie wiem… - Harry wzruszył ramionami, zapominając o swoim stanie i jęknął przeciągle. - Tak czy inaczej. Powiedziałem, że jeśli oni chcą Kornelię to Evan nie ma się do niej zbliżać. Nigdy. Zażądałem, żeby pozbyli się go z grupy i zaznaczyłem, że nie obchodził mnie sposób. Miał zniknąć. Znasz Michaela, ten gościu może ma popierdolony biznes, ale jest honorowy. Zrozumiał mnie, wie jakim fałszywym ścierwem jest ten gnojek. Zgodził się na moje warunki i wreszcie mogliśmy wracać. 
       - Więc gdzie twój idealny plan? - warknął Louis, a ja poczułam ponownie rosnące w salonie napięcie. 
       - Udało mi się przechwycić numer Michaela w ten sposób, by Evan myślał, że dostał od niego wiadomość. Clifford i Hemmings mają “odebrać” Kornelię za cztery dni. Dali mi czas na “przyzwyczajenie” was do tej wiadomości. Napiszę do Evana w imieniu Michaela, że to on ma się tym zająć… Jutro.
       - Naślesz Petersa na Kornelię?! - Louis wstał na równe nogi i ruszył w stronę Harry’ego. 
       - Idioto! Ucisz na chwile swoje rozpierdolone emocje i daj mi skończyć - tylko adrenalina pozwoliła Harry’emu wyjść przyjacielowi naprzeciw. Buzując w jego żyłach, dała mu zapomnieć o bólu. Louis zatrzymał się w pół kroku i wbił w niego intensywny wzrok. 
       - Ok. Słucham - syknął
       - Podam Petersowi dokładne współrzędne. Dzień, godzina miejsce. Kornelia będzie bezpieczna tutaj, a my dorwiemy Petersa. Upozorujemy wszystko tak, by wyglądało, jakby gnojek chciał sam wykonać zadanie Clifforda, zbierając za to laury. Oskarżymy Michaela o niedotrzymanie umowy i ją zerwiemy. 
       - Co z Petersem?
       - Martwy nie będzie gadać - mroczki przed oczami ostrzegły mnie o nadchodzącym omdleniu. By mu zapobiec opadłam szybko na kanapę i uszczypnęłam się w udo. 
       - Chcecie go zabić? - szepnęłam, wpatrując się w zimną już kawę, którą zrobił dla mnie Harry. 
       - Ten skurwiel nie zasługuje na nic innego - warknął Louis, po raz pierwszy zgadzając się z Harrym. Nagle zreflektował się, jakby coś sobie przypomniał. Przeniósł się z fotela na kanapę i ujął moją dłoń w swoją. 
       - Nie mamy innego wyjścia - szepnął, głaszcząc mnie delikatnie po policzku. Wytrzymam? Będę w stanie pogodzić się z faktem, że z mojego powodu ktoś straci życie?
       - Zabijecie go przeze mnie… - wpatrywałam się tępo w ten głupi kubek do kawy, mając wrażenie, jakby cały świat był ode mnie dziwnie oddalony. W głowie szumiało mi nieprzyjemnie, gdy myśli próbowały poukładać sobie wszystko w logiczną całość. 
       - Nie. Zabijemy go przez Harry’ego - Louis zmrużył oczy, zaciskając nieco mocniej palce wokół mojej dłoni. 
       - Co, jeśli powie Michaelowi zanim zjawi się w umówionym miejscu? - zapytała Milena, a mnie zaskoczył jej zimny ton, którego nie słyszałam od długiego czasu. Perspektywa wyjścia z tej, żałosnej dla mnie, sytuacji, musiała obudzić w niej wolę walki. 
       - Michaela wciąż nie ma w Anglii. Wyleciał do Azji załatwiać jakieś sprawy związane z amfą. Usłyszałem, jak rozmawiał z Irwinem, przed jednym z naszych spotkań w zeszłym tygodniu - wyjaśnił Harry, a Milena kiwnęła głową w zrozumieniu. Wyglądali jak żołnierze, przygotowujący się do wyjścia na front. Bladość Mileny nie przeszkadzała jej w przybraniu postawy, budzącej respekt; Harry, choć poobijany i zakrwawiony, miał teraz skupiony wzrok, niczym najlepszy strateg. Louis… Louis go zabije. Byłam tego pewna. Widziałam to w jego zimnym wzroku, kontrastującym z opiekuńczą pozycją, gdy próbował dodać mi otuchy. I ja, siedząca w środku tej sytuacji, załamana niczym dama w opresji, słaba i niepotrzebna. 
       - Świetnie. Na co czekamy? - Milena skrzyżowała ręce na piersi, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. 
       - Chyba nie zamierzasz brać w tym udziału, prawda? - zapytałam, poprawnie odczytując jej intencje. Uniosła dumnie głowę i wyprostowała plecy. 
       - Jadę z nimi - oznajmiła, a głośne “NIE!” wydostało się, w tym samym momencie, z trzech gardeł. Przyjaciółka uniosła wysoko brwi i prychnęła pogardliwie, a potem spojrzała łagodnie w moją stronę. 
       - Całe trzy tygodnie znosiłaś mój płacz, moje żałosne krzyki i wołania. Próbowałaś pocieszyć, kiedy miałam koszmary. W ten sposób będę mogła, choć w małym stopniu, ci się odwdzięczyć. - powiedziała i usiadła po mojej lewej stronie, zamykając mnie w uścisku między nią a Louis’m. 
       - Ryzykując życiem? - warknęłam, odpychając się od kanapy i wstając na nogi. 
       - Bez przesady - przekręciła oczami, a ja spojrzałam z wyczekiwaniem na Harry’ego. Miałam nadzieję, że mnie poprze, lecz on tylko zacisnął zranione wargi i kiwnął powoli głową. 
       - Możesz być pomocna w osłabieniu jego czujności. - mruknął pod nosem, a ja wypuściłam ze świstem powietrze i wyrzuciłam w górę ręce, czując się zupełnie bezradna. 
       Klamka zapadła, decyzja została podjęta, a Kornelka nie miała w niej nic do powiedzenia. Poczułam się niepotrzebna, niczym zbędny balast, przez który reszta narażała się na niebezpieczeństwo. Plan został wdrożony w życie, a ja musiałam siedzieć na dupie w mieszkaniu, czekając aż moi przyjaciele wrócą bezpiecznie, zdając mi relację z pieprzonego morderstwa. Niestety, owy plan działał, Peters połknął haczyk i nazajutrz Harry, poskładany wcześniej przez Eda, potrafiącego czynić cuda ze swoimi medycznymi zapasami, Louis, Milena i, zrekrutowany przez nich jako pomoc, w razie chwilowej niedyspozycji Harry’ego, Zayn, wyruszyli w wyznaczone miejsce, zostawiając mnie samą w mieszkaniu. Usiadłam na swoim łóżku w sypialni, z dłońmi wciśniętymi między uda i czekałam. Miałam ochotę się rozryczeć, krzyknąć, pobiec za nimi i ich zatrzymać. Nie mogłam znieść myśli, że wciągnięto mnie w plan zorganizowanego morderstwa. Louis próbował przez całą noc udowodnić mi, że Evan na to zasługiwał, że nikt nie będzie za nim tęsknił, że ta praca często wymagała ofiar, ale nic mnie to nie obchodziło. Krew kolejnej osoby na rękach mojego faceta. Świadomość, że to wszystko przeze mnie. “Przez Harry’ego”, wmawiał mi Louis. 
       Harry… Jak on mógł? Planował to od początku? Czy był to sposób na pozbycie się Evana, który i tak ciążył nieznośnie obu grupom? Może dlatego tak łatwo zgodził się zastąpić w Irlandii Louis’ego? Wiedział, że, gdyby zaproponował mu wydanie mnie Cliffordowi, nigdy nie zgodziłby się na to, lub nie byłby w stanie zagrać wiarygodnie swej roli. Tak czy inaczej, oficjalnie byłam już własnością Clifforda i jego przemysłu prostytucji, jako rzadki towar z rysunkami na skórze i różowymi włosami. To dziwne, że nie płakałam. Ogarnęła mnie zupełna obojętność, jakby ten fakt wciąż do mnie nie docierał. A może byłam tak zła, że moja empatyczna część świadomości wariowała? Tak. Byłam zła. Wściekła na Harry’ego i na pewno nie ujdzie mu na sucho, że użył mnie jako ratunku dla swojego biznesu i pretekstu, by pozbyć się niewygodnego członka wrogiej grupy. 
       Donośne walenie w drzwi wejściowe przerwało moje rozmyślenia, a ja zerwałam się z łóżka, napięta jak struna. Już wrócili? Nie… oni by nie pukali. Westchnęłam głośno i poprawiłam pogniecioną spódniczkę. Uspokój się, Kornelia, zaczynasz wariować. Wyszłam do salonu i sięgnęłam klamki do drzwi, a gdy je uchyliłam moje serce zamarło w sekundę. 
       Czarne oczy wpatrywały się we mnie z zadowoleniem, przeszywając mnie, jakby miały w sobie rentgen. 
       - Tak myślałem, że będą kombinowali. Praca z nimi przez tyle lat nauczyła mnie, żeby im nie ufać. Cieszę się, że cię tu znalazłem! - Evan Peters wyciągnął do mnie ręce i przycisnął do swojej piersi w niemal serdecznym geście, a ja zapomniałam, jak oddychać. Wszystkie mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa i byłam w stanie jedynie patrzeć z przerażeniem w tego obłąkanego blondyna. To nie tak miało być. Nie tak. Evan miał być z nimi w opuszczonym magazynie w centrum Londynu. Miał zostać schwytany przez Harry’ego i Louis’ego. Co on robił w moim mieszkaniu? Dlaczego stał tutaj, zadowolony z siebie, przytulający mnie, jak najlepszą przyjaciółkę. 
       Odsunął mnie od siebie na odległość ramion i westchnął przeciągle, przyglądając się mojej twarzy. 
       - Śliczna, jak landrynka. - powiedział marzycielsko, po czym poczułam lekkie ukłucie w przedramieniu i zakręciło mi się w głowie. Spojrzałam w to miejsce, a moim oczom ukazała się cieniutka długa strzykawka, której igła tkwiła głęboko w mojej skórze. Przeźroczysty płyn zniknął z jej wnętrza, wprowadzony do mojego krwiobiegu, a świat wokół pociemniał całkowicie i jakaś siła odebrała mi nagle władzę w nogach. Substancja w kilka sekund pozbawiła mnie przytomności.


*Zapłacisz za to, co zrobiłeś

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
#TTDff  <- zapraszamy do dzielenia się wrażeniami pod tym tagiem! 

Żyjecie? Oby, bo już dostałyśmy tyle żądań o meliskę i psychotropy, że chyba będziemy musiały poszukać dealerów :D 

Hej, hej, hej! Blog obchodzi dzisiaj dokładnie pół roku! Nasze dzieciątko dorasta i jeszcze miło się złożyło, że w ten sam dzień dobiłyśmy do 32 000 wyświetleń! 
Jesteście najlepsze! (i najlepsi, jeśli bloga czytają jacyś mężczyźni ;>) 
Rozdziałów przybywa, wątki stają się coraz klarowniejsze, baaardzo powoli zbliżamy się do końca (ale nie martwcie się, jeszcze spoooooro przed nami). 
Dziękujemy wszystkim, którzy nas wspierają! Bez Was blog prawdopodobnie zapadłby się w zaspach internetów. 
Kochamy mocno, mocno, mocno! Mamy nadzieję, że zostaniecie z nami do samego końca! <3 

A. <3 & M. xx

25 komentarzy:

  1. widzę na tt rozdział, wchodze na tel i czyytam bo miałam nie, no ale nie mogłam nie. bo jeezu, myślę sobie, tyle sie ostatnio działo, tyle łez, zgonów, tej melisty itd no to teraz przecież muszą dać trochę odetchnąć, coś dobrego, jakieś H&M moments czy coś takiego, no nwm liczyłam na stan sielanki czy czegoś takiego najsowego, niemal modliłam się by Harry nadal był bo tak nie byłam pewna, a może to sen czy jakieś omamy już, chyba bym was za to udusiła dosłownie ;D
    no ale sb czytam i czytam i tak oo nawet jako tako, milutko, tak lajcik, no ale przecież jakby to trwało nieco dłużej to chyba byłoby zbyt cudownie nie?>
    pff po bo co tyle tej radości, macie rację! to nic, przecież wam się wszystko wybaczy ;D
    matko jezy głupia Kornelia PO CO ONA OTWIERAŁA TE DRZWI PRZECIEŻ TO BYŁO WIADOOOME NOO! NIECH JE ZAMKNIE! UGHHH..
    Ok i wgl to czemu Lou obił tak tą idealną mordę Stylesa, ok obita po obita i tak nadal idealna...ale pomijajac póki co to, ja wiem, ze to trochę nie sprawiedliwe itd, jezu no ale oni obydwaj są zakochani i w sumie to wiadome, ze żadne nie odda żadnej no bo jak by to mogło być mozliwe, no i ok moze i Lou miał nieco racji i jakby było odwrotnie reakcja byłaby taka sama, ale jezu no ja myślę, ze Harry nie chciał źle, na pewno nie chciał, zresztą miłość nie wybiera nie i w pewnym sensie jego plan był dobry bo na pewno nie chciał źle...w sumie to fajnie, że każdy mógł wziąć w tym udział bo wszyscy chcieli dobrze dla Korneli, ale ja prdl...wgl nie ogarniam po co ona otowrzyła te drzwi, jezu, przeżyłam jakoś H&M drame, a teraz skazujecie mnie na kolejną, ja nwm, matko....teraz to juz sama nie wiem czego się spodziewać, z rozdziału na rozdział potraficie zaskoczyć porządnie, ja nie chce żeby teraz było tak źle itd, Lou i Harry są świetnymi kompanami i boję się...jezu boje się zbyt wielu rzeczy jakie sie mogą tu wydarzyć ;D
    mogła bym pisać i pisać ale pewnie jak zwykle robię to nieco bez sensu kierowana emocjami więc może lepiej zakończe ;d
    dobrze, że ostatnio pojawiła się u mnie w domu nowa meliska, chyba wiedzą co czytam ;D ta, więc może ja pójdę się odstresować....tak podwójnie bo jak zacznę myśleć o tym co moze być dalej to strach sie bać i spać...nwm czemu to napisałam :D
    ps. mam takie pytanie do was bo ostatnio tak sobie myślałam, taaa czasami mi sie zdarza ;d macie może w planach pisanie jakiegoś innego, nowego ff z tą o to dwójką boskich panów w rolach głównych? w przyszłości, kiedyś może coś nastąpić, jakis nowy projekt??? bo cóż, robicie to świetnie, a ja lubie czytać same świetne rzeczy i fajnie by było mieć coś jeszcze od was ;)

    do napisania, pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha ;D No tak, głupia Kornelia, ale skąd mogła wiedzieć, że pukanie mogło oznaczać niebezpieczeństwo :O Plan był "idealny" :D
      Biedna morda Stylesa, dobrze, że Luj nie wybił mu ząbków xD
      Kocham te Twoje emocjonalne komentarze :D :D :D

      Co do pytania. Nie myślałyśmy o żadnym nowym projekcie, ale ja zastanawiam się ciągle nad otworzeniem konta z one shotami na Wattpadzie. Wciąż jest to w fazie "pomysłu", bo TTD jednak zabiera sporo czasu, jeśli chodzi o pisanie (a sesja się zbliża :O XD), ale jeśli jednak to zrobię to oczywiście dam Ci znać :D
      Mamy również zaplanowany koniec TTD, ze świadomością, że nie planujemy, żadnych jego kolejnych części, więc może po tym zabraknie nam naszej współpracy i szalonych pomysłów i wpadniemy na pomysł kolejnego FF. Wtedy również damy Ci znać, kochana :D
      A tym czasem DO NASTĘPNEGO! :D

      A. <3

      Usuń
    2. Własnie z A. się wczoraj śmiałyśmy, że z dramy przechodzimy w dramę, no ale przecież musi się coś dziać!:D
      Przestań, kocham Twoje (i nie tylko) komentarze pisane pod wpływem emocji. Zajebiście wiedzieć, że to, co wymyśliłyśmy może tak na kogoś działać:D
      Na razie o niczym takim nie rozmawiałyśmy, ale wydaje mi się, że to wątpliwa sprawa, chociaż kto wie, co jeszcze jebnie nam do głowy xD

      Buziaki,
      M.xx

      Usuń
    3. jednak jeśli któraś z was zacznie coś nowego na wattpadzie czy blogspocie czy gdziekolwiek razem lub osobno to tak , info dla mnie! Bardzo na to liczę :)

      Usuń
  2. Oł rajt! Oł jeea! Akszyn!!! Dzieje się xD aj lajk it ! :P to jest chyba najlepszy rozdział :) (nie uwłaczając reszcie oczywiście :D )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Ty dalej z tym Zenem xD
      Dzięx, stara! Mi też się ten rozdział podoba xD Nie wiem czy mój ulubiony, ale na pewno jest w czołówce :D

      A. <3

      Usuń
    2. Ja wam mówiłam, że Zen to moja pokrewna dusza xD choć miłością życia jest Liam :P znając was wiem, że będą lepsze :) nie mogę się doczekać kolejnych akcji xD

      Usuń
    3. Żebyś tylko na zawał nie jebła, bo chyba chłopaków bym musiała wzywać do reanimacji xD

      M.xx

      Usuń
    4. To tym bardziej chce jebnąć na zawał xD

      Usuń
  3. O MATKO BOSKA CO TU SIE DZIEJE?! Jeszcze niedawno nie moglam pogodzic sie z myślą ze Harry nie wroci i tu nagle BAM Harry powraca z martwych wszyscy szczesliwi no ale wiesz nic nie trwa wiecznie. Malo sie nie poryczalam jak sie lali ze Stylesem myslalam ze tefo nie przezyja (choc spodziewalam sie czegos lepszego po Harrym wiesz przywódca i te sprawy a on sie dal zlac jak panienka no ale mu wybaczam bo tak jakby byl martwy przez 3 tygodnie). Tak wiec w rozdziale sje dzieje jak nigdy. Uwielbiam Kornelie i wierze ze sie jej nic nie stanie . Rozdzial swietny daje takiego kopa energii ze nie zasnę do 24 i będę myslala co sie wydarzy dalej. Prosze nie kaz mi czekac dlugo bo umre z tego zniecierpliwienia. Ok kobiec nuz ide tak wiec CUDOWNE ZAJEFAJNE SWIETNE EKSCYTUJACE opowiadanie czekam na next :* Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  4. Harry nie do końca pokazał na co go stać "(...)wydawał się powstrzymywać przed włożeniem całej swojej siły w walkę. Zwalniał tuż przed uderzeniami(...), więc nie musisz być rozczarowana, nie jest cipą xD
    Tak, lubimy dramy, w końcu nie może być za długo zbyt słodko i zbyt idealnie, bo nudno by było :D

    Dziękujemy, Kochana za wszystko,
    Buziaki,
    M.xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Ok czytalam rozdzial dwa razy + niektore zdania po kilka razy i nakie ojeju fajnie moze wkoncu moje sece odpocznie przestane brac lekarstwa na seduszko
    Czytam se taka happy, z bananem na twarzy w sumie nawet sie nie przejelam tym ze oni sie bija no bo po co? Przeciez oni sa przyjacolmi a przyjaciele sie kluca no nie?
    Ale potem zaczelam sie domyslac o co sie kluca i serce juz zaczyna przyspieszac, potem znowu nastopil moment keep calm, no w koncu Harry ma madry plan wszysto musi sie powiesc i bla bla bla
    Ale... przeciez Wy to Wy... nic nie moze byc chociaz troszeczke, ciupinke normalne (powinnam sie juz przyzwyczajic ale jestescie takkie pozytywnie pokrecone ze sie chyba nie da przyzwyczajc). No i juz chop i znowu drama time, Paula ryczy, bierze tabletki( rachunek oczywiscie Wam wysle, nie, nie ma tak dobrze)popija woda i bla bla
    Ale wiecie co? Za to kocham to opowiadanie, za nieprzywidywalnasc, za akcje, za "rodzinna" atmosfere, za latwosc czytania, itd.

    Love&Kisses
    @PolusiaLove

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale znowu jakby nie było dram to by było nudno!:D
    Kurde, musimy już z A. zacząć zbierać na te rachunki za tabletki, bo splajtujemy xD
    Dziękujemy Ci Kochana za wszystkie miłe słowa

    Kochamy!!!

    M.xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojejku jejku jeeeeeeeeeeeejku! Miałam nagrać reakcje a kude zapomniałam xD ale to było tak zaczynam czytać i wiecie taki podjar na ryju ten Harry w kuchni itp <3 ogolem to słodkie było z ta Kornelia jak ja tak przytulił *^* takie przyjacielskie to było az mi sie stare czasy przypomniały łiii no nic ;D wyszczer miałam niezły mowie wam.. Cała ta sytuacja to ogolem uhuuuhuhu ksncisnaoajxns 6969696 i wgl c'nie? Hahaha xd i kurde i az mnie tak z deczka wzruszylo jak Milenka tam płakała w tej sypialni myślała ze to sen i sb tak wyobrażałam to jak On tam wchodzi do niej a ona taka hepi <3 no wszystko ładnie cacy stuk stuk miało byc pieknie i wgl jednorozce centaury i inne takie i oczywiście musiało byc jakieś BUM! No bo jakżeby inaczej co?! Ugh haha xd czy wy tak bardzo nienawidzicie Stajlsa czy jak? Najpierw męczarnie w Irlandii, teraz jakieś suprajs z burdelem.. Taki pocieszny Harry taki.. Słodki taki a wy z takiej strony go przedstawiacie ;( nie no żartuje ale żal mi sie chłopaka zrobiło no ;D dostał po mordzie a wcale nie chciał zle, przeciez wie jak Lou zależy na Kornelii :/ a właśnie.. Dziecko kochane Kornelko.. Czy mama nie uczyła cie ze nie otwiera sie drzwi nieznajomym? Aaa! No przeciez jakby mi ktoś tak zapukał do drzwi to bym spiindalala gdzie pieprz rośnie a nie! Wgl czemu oni jej gdzies nie wywieźli do hotelu czy cos., to było przeciez do przewidzenia! -.-' bosheee i tera Hazz znowu dostanie.. O.O i Mielna znowu będzie plakusiac aaaaaaaaaa! A tak byłam nastawiona na romanse seksy kiski lofki i wgl ;( haha xd
    TAK CZY OWAK rozdział jest asusisnsjsjsj!! I taki dluuuuuuugi do tego! Raj na ziemi nomanie! A tak BTW to meliske raz poproszę ;* bo mnie wprowadzacie w jakieś dziwne cos i latam jak opentana po domu potem -.-' hahaha xD i tak was wielbie! Dziękuje za rozdział miski <3
    PS! Heppi bersdej tu juuuu heppi bersdej tu juuuuu, hepi bersdej tu TTDFF Heppi bersdej tu juuuuu! No 1D 5Sos juz sa i czekają na was także wbijac wbijac na imprezkę! Hahaha ;D gratuluje <3
    Pozdrawiam goraaaaaaco!
    /D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AHAHAHAHAHAHAHA XD padłam XD Myślę, że nawet bez nagrywania potrafię sobie wyobrazić te reakcje :D
      Tyle się dzieje, tyle rzeczy, tyle planów, że Harry się pogmatwał. Ale jak to! My kochamy Harry'ego naprawdę! Tylko tak się nieszczęśliwie złożyło, że biedny został zapędzony w róg :( TRZEBA GO RATOWAAAAĆ! A czy się uda? Czy Louis mu znów obije mordę? Zobaczymy! :D
      Kocham!

      A. <3

      Usuń
    2. Daria, Ty mały napaleńcu! xD Na seksy się czeka, hę? xD No i jak mogłaś nie nagrać tych reakcji, cały tydzień na ten filmik czekałyśmy! :P
      Nieee, my kochamy Stajlsa (znaczy ja go kocham), ale wiesz, drama być musi, w końcu nudno być nie może:D
      Kornelia nie pomyślała, a my też nie, bo w sumie niebieską czcionką powinnyśmy napisać informację, że faktycznie nie powinno otwierać się drzwi bez spojrzenia przez judasza kto to:P

      Dziękujemy Kochana! Oooo, już lecimy, wybierzemy tylko jakieś ałtfity:D

      Buziaki,
      M.xx

      Usuń
  8. OMG NO TEGO SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM.... Harry z jednej strony cudo bo nie oddał Milleny ale z drugiej stroony WIELKI SKURWYSYN... Chociaż gdyby nie to, to pewnie by zginął... Louis też uparty jak osioł, bo nie da sobie nic wytłumaczyć, ale fajnie że walczy o Kornelię... właśnie.. Kornelia.. jest głupia jakaś że nie patrzy kto przyszedł i skoro już wiedziała, że oni by nie pukali to po cholere się z łóżka ruszała.... Milena niech skończy ryczeć bo to już nudne ;p
    Ogólnie w planie brakowało jeszcze osoby, która zostanie z Kornelią żeby ją przypilnować....
    Jestem teraz cholernie ciekawa co dalej, a w przyszłym tyg mam próbne matury i się niee skupie jak nie dodacie do niedzieli rozdziału... więc BŁAGAAAAAAAAM
    @pola_juzyszyn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W obronie Kornelii - jej czujność była obniżona, bo została zapewniona, że Evan będzie na spotkaniu z Harrym, Lou i Mileną :D Na obronę Mileny - strasznie dużo przeżyła, wiele emocji razem, swój lęk przed miłością, a z drugiej strony utratę faceta, na którym jej zależało i teraz jeszcze jej przyjaciółka w niebezpieczeństwie. Niejedna z nas by ryczała jak popieprzona xD

      No niestety, plan Harry'ego jednak okazał się nie być tak idealnym :( Teraz czas pokaże co dalej :D
      Kolejny rozdział pojawi się w przeciągu tygodnia, ale nie jestem w stanie powiedzieć dokładnie kiedy, niestety :(

      A. <3

      Usuń
  9. OMG. W 2 dni przeczytalam wszystkie rozdziały jakie dotychczas dodałysci i ugh bo w takim momecie serio SERIO S E R I O ? Moje pirdolone szescie -.-' Zawsze tak jest. Po pierwszym rozdziale zakochalam sie w tym opowiadaniu a teraz to chyba wyjde za niego za mąż . ily

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahha xD Ale nasze dziecko jest jeszcze niepełnoletnie! xD
      Dziękujemy za miłe słowa! :) Nowy rozdział już niedługo:D <3

      M.xx

      Usuń
  10. Błagam dodajcie rozdział w środę tak jak to kiedyś raz zrobiliscie proooooszę! Nie wytrzymam dłużej! Gratuluję tylu wyświetleń i półrocznicy bloga hah

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział jest już w połowie napisany, więc jest spore prawdopodobieństwo, że dodamy go wcześniej! :) Nic nie obiecuję, ale na pewno postaramy się skończyć go do środy :*
      Dziękujemy <3

      A. <3

      Usuń
    2. Omg rozdział już w połowie napisany owixgrbelqos ale by było super gdybyście dodały wcześniej :D

      Usuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Błagam dodajcie rozdział w środę tak jak to kiedyś raz zrobiliscie proooooszę! Nie wytrzymam dłużej! Gratuluję tylu wyświetleń i półrocznicy bloga hah

    OdpowiedzUsuń