Taaaaaki długi rozdział! Najdłuższy w historii TTD! Ale to w ramach rekompensaty, ponieważ kolejny pojawi się dopiero w dzień wigilii. (Taki prezent od nas pod choinkę!)
Jesteśmy zmuszone dodać tutaj lekko czerwoną czcionkę. Niektóre sceny w rozdziale mogą okazać się nieodpowiednie dla bardzo wrażliwych osób (choć nie jest to jeszcze szczyt naszych, ekhm, specyficznych pomysłów).
A teraz: ENJOY!
A. <3 & M. xx
Saviors and saints. Devils and heathens*
Milena
- Jestem tutaj - szepnął, głaszcząc mnie po włosach i powoli kołysząc nami w przód i w tył.
- Przepraszam - wydusiłam z siebie, ocierając ostatnie łzy. Było mi głupio, że czułam się od niego tak zależna.
- Nie masz za co, dziecino - powiedział w moje włosy, a ja zaśmiałam się na to zdrobnienie. Był przecież młodszy ode mnie. Wreszcie odsunęłam się lekko, by móc spojrzeć w jego zielone oczy. Tak za nimi tęskniłam…
- Co się tam stało? W Irlandii? - zapytałam, a jego uśmiech w sekundę spełzł z twarzy. Pokręcił głową i włożył mi miodowy kosmyk włosów za ucho.
- Porozmawiamy o tym później - odparł, a ja przytaknęłam w zgodzie, nie chcąc psuć tej cudownej chwili. Harry zacisnął wargi, uwydatniając przy tym swoje dołeczki w policzkach i spojrzał gdzieś ponad moim ramieniem.
- Milena… - zaczął niepewnie, wahając się czy ma kontynuować. Zachęciłam go delikatnym uśmiechem. - Irwin. Mówił, że dzwoniłaś. Często. Przytoczył kilka twoich wiadomości - wciąż uparcie unikał mojego wzroku, a ja zmarszczyłam brwi. Czy znajdowało się w nich coś, co mogło zagrozić Harry’emu? Większość wiadomości, które pamiętałam, były prośbami o kontakt.
- Czy… Powiedziałam w nich coś złego? - zapytałam z obawą, a on, niemal natychmiast, pokręcił głową. Zaśmiał się słabo i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- Nie… Nie. Ja… - przerwał na moment - Porozmawiamy o tym kiedy indziej - westchnął, a ja przekrzywiłam głowę zaintrygowana jego przedziwnym zachowaniem. Miałam ochotę zacząć nalegać, by powiedział mi co mu leżało na sercu, ale doszłam do wniosku, że każdy z nas przeżył w ciągu tych trzech tygodni swoją dawkę stresu, co mogło różnie wpłynąć na nasze zachowanie. Dałam Harry’emu czas na oswojenie się z powrotem. Sama przecież tego potrzebowałam. Skończyliśmy więc na tuleniu się do siebie w ciszy, delikatnych pocałunkach i niewerbalnym wyrażaniu tego, jak za sobą tęskniliśmy.
A teraz byliśmy tutaj. Jechaliśmy na spotkanie faceta, którego mieliśmy zabić. Pogodziłam się z tym faktem o wiele szybciej niż Kornelia. Miałam wrażenie, że zamieniłyśmy się rolami. Chętną na związek z przestępcami, namawiającą na powrót do Londynu dziewczynę nawiedziły tysiące wątpliwości, podczas gdy ta, która sceptycznie podchodziła do całej sprawy, zaadaptowała się w tym świecie niemal idealnie. Dodać do tego fakt, że przeżyłam małe załamanie nerwowe. Czułam się jak zupełnie inny człowiek, jednocześnie pozostając tą samą dziewczyną. Może sprzeczności, które krążyły wokół Harry’ego dosięgnęły również mnie?
Zawsze byłam silna psychicznie, a tutaj pogrążyłam się w rozpaczy, przez podejrzenie śmierci swojego chłopaka. Zawsze postępowałam zgodnie z ogólnie przyjętym prawem, nie wychylając się poza jego granice, teraz siedziałam w aucie, który gnał do miejsca planowanego mordu. Próbowałam wyobrazić sobie co robiła właśnie Kornelia. Jeszcze tego ranka chciała wyperswadować mi ten pomysł. Tłumaczyła, że nie możemy zaangażować się w zabójstwo, że to ponad nasze siły, nawet jeśli Harry i Louis mieli policję owiniętą wokół palca. Nie posłuchałam jej, bo nie potrafiłam znieść myśli, że mogłaby zostać oddana psychopatom. Ta dziewczyna pokazała złotą cierpliwość w ciągu ostatnich tygodni, więc mogłam zrobić choć tyle, by się jej odwdzięczyć. Być pomocą w schwytaniu zdrajcy naszej grupy.
Uśmiechnęłam się do siebie słabo. “Naszej” , nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam utożsamiać się z ich organizacją. Może wtedy, gdy poprosiłam Harry’ego o naukę strzelania? Może, gdy zrozumiałam, że już nie byłam w stanie normalnie funkcjonować, kiedy krążyło nade mną widmo śmierci Harry’ego. Nie miałam pojęcia, który moment w naszej historii wybrać, ale byłam pewna, że teraz w pełni należałam do tej grupy. Byłam jej częścią, byłam pełnoprawnym członkiem, jak Karolina. Może spotkanie z Evanem traktowałam jako swojego rodzaju inicjację? Teraz jedyną pewną rzeczą było dla mnie uczucie, które rozsadzało mnie od środka. Uczucie złości na myśl, że Kornelia mogłaby znaleźć się w niebezpieczeństwie. Czy przyjaciółka zareagowałaby podobnie, gdyby owa sytuacja dotyczyła mnie? Możliwe, choć póki co wydawała się żałować swojej decyzji o przeprowadzce do Londynu. Ale wierzyłam w nią. Wierzyłam, że w głębi duszy była silniejsza, niż zdawała sobie z tego sprawę. Wierzyłam, że w końcu poczuje się tutaj tak samo na miejscu, jak od niedawna czułam się ja.
Harry sięgnął po moją dłoń, próbując pochwycić ją delikatnie, ale, przewidując jego ruchy, położyłam ręce na kolanach, odsuwając się od niego. Nie skomentował tego. Przełknął tylko ciężko ślinę, wprawiając w ruchy swoje mocno odznaczone jabłko Adama. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie. Ciemne sińce pod oczami i rozcięta warga były żywym wspomnieniem jego walki z Louis’m. Walki, podczas której zachwiała się cała ich zażyła relacja. Czy był sposób, by to naprawić?
Auto zatrzymało się wreszcie przy jakimś, obskurnie wyglądającym, budynku. Wyjrzałam przez przednią szybę, by lepiej mu się przyjrzeć. To był opuszczony magazyn, o którym mówili chłopcy. Audi stanęło po naszej prawej stronie, a Louis praktycznie z niego wybiegł. Jego twarz była napięta, wściekłość nie schodziła z niej od wczoraj, łagodniejąc tylko w momentach, gdy patrzył na Kornelię i z nią rozmawiał. Harry miał kłopoty. Byłam pewna, że czeka ich kolejna walka, gdy to wszystko się skończy. Walka niekoniecznie na pięści.
Wysiedliśmy z Harrym z Maserati i zrównaliśmy się z, pędzącymi już do magazynu, Louis’m i Zaynem. Wszyscy postanowili milczeć, atmosfera wokół nas była tak gęsta, że niemal czułam ją na języku. Ścisnęłam pięści, czując, że zdenerwowanie zaczyna powoli wpływać do mojego systemu. Nie wiedziałam czego się spodziewać, jak zareaguję, gdy padną strzały. Mogłam tylko modlić się o to, żebym nie spanikowała.
Stanęliśmy wszyscy na środku pomieszczenia zapełnionego metalowymi półkami, na których stały zakurzone kartony i ciężkie narzędzia, większości których nie rozpoznawałam. Louis patrzył przed siebie z dumnie uniesioną brodą. Od czasu bójki nie zamienił ani jednego słowa z Harrym. Od niechcenia, poprawił rękawy swojej czarnej koszuli, a potem ponownie znieruchomiał. Zayn zerkał co chwilę na niego i Harry’ego w milczeniu. Nawet po wprowadzeniu go w szczegóły akcji nie zadawał zbędnych pytań i bez wahania zgodził się, by nam pomóc. Wcisnął ręce w kieszenie swoich spodni od garnituru, marynarkę rozpiął luźno. Widziałam zarys pasków kabury, które umieszczone były na jego ramionach. Kontrastowały one wyraźnie z bielą jego idealnie wyprasowanej koszuli. Harry chodził w tę i z powrotem z przyłożonym do ust kciukiem, wpatrując się w podłogę. Co jakiś czas kopał mały kamień, wzniecając w powietrze kłęby, błyszczącego się w świetle słońca, kurzu.
Pięć minut spóźnienia. Harry spojrzał niecierpliwie na zegarek i zatrzymał się na chwilę, by potem kontynuować swój nerwowy marsz. Dziesięć minut. Skrzyżowałam ręce na piersi, rozglądając się po magazynie. Zero warknięć nadjeżdżającego samochodu, zero znaków, że ktoś miał się zjawić. Piętnaście minut, dwadzieścia, trzydzieści. Louis stracił swoją gardę, zgarbił się nieco, a przez jego oczy przebiegł błysk strachu. Zayn oparł się o jedną z zakurzonych półek, nie zważając na czystość swojego ubrania.
- Nie przyjedzie - odezwał się Louis, wbijając wzrok w szeroką metalową, na wpół otwartą bramę, za którą stały nasze samochody. Harry stanął w miejscu, jakby sobie o czymś przypomniał.
- Nonsens, nie ma wyjścia. - warknął, a ja miałam wrażenie, że próbował o tym przekonać samego siebie.
- Uważa, że Michael do niego pisał, prawda? - zapytał Zayn, odgarniając z twarzy swoje długie, czarne włosy. Harry pokiwał szybko głową.
- Dostał wyraźne instrukcje. Spotkać się tu z nami, by odebrać za Michaela Kornelię, w czasie jego nieobecności w Anglii. Nie ma mowy o pomyłce. Wszystkie połączenia, które miał wykonać do Clifforda zostały przekierowane do mnie - rozpięta do połowy szara, luźna koszula zafalowała gwałtownie, gdy Harry wznowił swój marsz, nadając mu szybszego tempa.
Nagle uderzyła mnie myśl, która kotłowała się wcześniej gdzieś z tyłu głowy, powstrzymywana, przed przebiciem się do świadomości, przez lęk. Skoro Evan pracował już kiedyś z Harrym i jego grupą, musiał znać ich sposoby. Mógł pomyśleć, że chcemy wykiwać Michaela. I słusznie, choć motywy były nieco inne niż te, o które zakładałam, że podejrzewał nas Evan. A Kornelia była teraz sama w mieszkaniu, bezbronna. Niczym zwierzyna, która nieświadomie zaplątała się w sidła myśliwego.
- Harry… - szepnęłam, a on odwrócił się gwałtownie. Wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedział co chciałam mu przekazać. Wyraz jego twarzy, ze zniecierpliwionego, zmienił się w coś pomiędzy zawodem, a strachem.
- Milena, przepraszam… - powiedział cicho, po czym, niespodziewanie, puścił się biegiem do Maserati. To wywołało kolejną burzę. Louis ruszył za nim, doganiając go w połowie drogi do bramy. Wyciągnął rękę, chwycił jego kołnierz i jednym silnym ruchem położył go na ziemi.
- Louis, nie! - krzyknęłam i, razem z Zaynem, pobiegliśmy w ich kierunku.
- Nie żyjesz! NIE ŻYJESZ! - ryk Tomlinsona odbił się echem od starych pustych ścian, ale, zanim uniesiona pięść zdążyła wbić się w policzek Harry’ego, Zayn chwycił go za ramiona i pociągnął do tyłu. Obaj padli na ziemię obok siebie, a Zayn, pozbierawszy się błyskawicznie, przyszpilił nadgarstki Louis’ego do brudnej posadzki.
- Nie mamy na to czasu! Kornelia wciąż może być w mieszkaniu! - ryknął, szarpiąc się z przyjacielem. Drugi raz w życiu przekonałam się, że z Zaynem nie należało zadzierać. Był silny, a jego głos sprawiał wrażenie zdolnego do zatrzymania wielkich zamieszek na ulicach.
W czasie jego szamotaniny z Louis’m, Harry zdążył podnieść się z podłogi i do nich podejść. Wyciągnął rękę do Louis’ego, rozwierając palce.
- Tommo, wybacz mi, byłem pewien, że to zadziała. Błagam, zachowaj wściekłość na później, musimy wracać do mieszkania! - wyrzucił z siebie z desperacją obecną w jego głosie. Louis zacisnął zęby, przypatrując mu się przez chwilę, a następnie odepchnął od siebie Zayna i podniósł się na nogi, ignorując, oferowaną przez Harry’ego dłoń. Pobiegł do Audi i, wsiadłszy do środka, odpalił silnik, nie czekając nawet na Zayna. Ruszył z piskiem opon w stronę centrum miasta. Miałam nadzieję, że zastanie w mieszkaniu moją przyjaciółkę.
- Haz, dalej, nie mamy czasu! - Malik poklepał Harry’ego po plecach i potruchtał w stronę czarnego Maserati. Mój chłopak zdawał się być zupełnie oszołomiony obecnymi zdarzeniami. Ruszył powoli przed siebie, a mnie dopadły obawy, że ta sytuacja wprowadzi go w podobne załamanie nerwowe, które sama niedawno przeszłam. To zdmuchnęło, tlący się jeszcze we mnie, płomień złości. Dogoniłam Harry’ego, przyspieszając kroku i wsunęłam swoją dłoń w jego.
- Musimy się pospieszyć - oznajmiłam łagodnym głosem, a on spojrzał na mnie niewidzącym wzrokiem. - Harry, ocknij się, musimy dogonić Louis’ego. - sięgnęłam jego policzka i pogłaskałam go czule. Zamrugał szybko, odzyskując przytomność umysłu i kiwnął głową.
- Cholera. Tak. Chodź - pociągnął mnie za rękę i popędziliśmy do auta.
- Louis… - szepnęłam, mając nadzieję, że mój ukochany zaraz zjawi się obok mnie. Ale to nie jego twarz ujrzałam przed sobą po kilku minutach.
- Obudziłaś się. Wreszcie, umierałem z nudy - czarnooki, przystojny blondyn zaśmiał się upiornie i przyklęknął obok łóżka, przyglądając mi się z uwagą. Evan Peters… Podpowiedział mi zmęczony umysł, a gdy wreszcie zdałam sobie sprawę co robiłam w tym obcym pokoju, szarpnęłam się gwałtownie na łóżku, oddalając jak najbardziej od szaleńca. Moje plecy i związane nadgarstki trafiły na ścianę, przy której stało łóżko, więc przycisnęłam się do niej, w nadziei, że będę w stanie magicznie przez nią przejść na drugą stronę.
Evan zacmokał kilka razy z dezaprobatą i pokręcił powoli głową. Skrzyżował ręce na piersi i rzucił mi karcące spojrzenie, jakbym była jego nieznośnym dzieckiem.
- Landrynko, nie uciekaj ode mnie, bo i tak nie masz gdzie - rzucił, przeciągając sylaby. Skrzywiłam się na jego sztucznie uprzejmy ton i spojrzałam mu z nienawiścią w oczy.
- Pierdol się - syknęłam. Byłam pewna, że tylko dzięki działaniu dziwnego narkotyku, który został mi podany, nie wybuchnęłam płaczem w strachu. Przez rozsadzający ból głowy, połowa bodźców nie docierała w poprawny sposób do mojej świadomości
- Ładnie, ładnie… Tak mówić do faceta, od którego zależy twoje życie - uniósł brwi, przybierając smutny wyraz twarzy, a ja, zaskakując samą siebie, parsknęłam złowieszczym śmiechem.
- Błagam cię, to od Clifforda zależy moje życie - warknęłam, szarpiąc rękami w próbie wyswobodzenia nadgarstków. Powieki Petersa zwęziły się znacząco, jego pięści zacisnęły w złości. Pochylił się nad łóżkiem, sprawiając, że pożałowałam, że nie mogłam jeszcze bardziej wcisnąć się w ścianę.
- Wmawiaj to sobie dalej - szepnął mi do ucha. W moje nozdrza uderzył intensywny zapach mięty, przez który przebijała się nutka alkoholowej woni. Zacisnęłam zęby, odchylając się jak najdalej od blondyna i, właśnie wtedy, w moich oczach stanęły łzy. Bądź silna, powtarzałam sobie. Co zrobiłaby Milena? Co poradziłby Louis? Zaczęłam się trząść na całym ciele, a w klatce piersiowej poczułam ciążący balast, jakby ktoś usiadł na niej i odmówił zejścia. Gardło zacisnęło się zupełnie, przez co nie byłam w stanie przez chwilę wypowiedzieć kolejnego słowa.
Peters, w tym czasie, na powrót się wyprostował i ruszył do krzesła przy stoliku z szachami. Opadł na nie leniwie i oparł łokcie na kolanach, przyglądając mi się z uwagą. Zmrużył oczy i językiem zwilżył wargi, pozostawiając dolną z nich między zębami. Jego czarne oczy ziały pustką, nie byłam w stanie z nich wyczytać choćby jednej emocji, lecz domyślałam się, że myślał o rzeczach, które dla mnie były obietnicą cierpienia. Wytrzymałam jego wzrok, próbując uspokoić swój przyspieszony oddech. Nie daj się emocjom, nie daj się emocjom. Gdzie się znajdujesz? Skupiłam swój słuch na dźwiękach za oknem. Powarkiwania niezliczonej ilości aut, ryki klaksonów i syren karetek lub pojazdów policyjnych. Odetchnęłam z ulgą, bo to oznaczało, że nie opuściliśmy, tętniącego życiem, Londynu. Jak długo byłam nieprzytomna? Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu zegarka. Był to mały pokój, który wskazywał na bogactwo właściciela. Po lewej stronie od drzwi stała drewniana biblioteczka, zaś przy niej, duża ciemna toaletka z lustrem, wyglądająca na bardzo starą. Całe pomieszczenie pachniało przypalanym drewnem, sugerując, że każdy z mebli był drogim antykiem. Obok pojedynczego łóżka znajdowało się okno, a widok za nim wskazywał na to, że znajdowaliśmy się bardzo wysoko. Tędy na pewno nie ucieknę. Nie znalazłam w zasięgu swojego wzroku żadnego zegarka. Uderzyłam lekko głową w ścianę i zacisnęłam powieki. Spokojnie, spokojnie… Louis na pewno cię odnajdzie… Ale łzy już spadały szybko w dół, mocząc moją różową spódniczkę. Jeśli Michael się o tym dowie, zabije i go, i Harry’ego. Miałam nadzieję, że nie minął jeszcze dzień od mojego porwania.
- Dlaczego płaczesz, landrynko? - wzdrygnęłam się na cichy głos, dochodzący z krzesła obok drzwi. Nie spojrzałam w tamtą stronę, uparcie milcząc. Zacisnęłam wargi, próbując nie uronić więcej łez, by nie dać Evanowi powodu do rozmowy, lecz one były silniejsze ode mnie. Bałam się, byłam przerażona. Nie wiedziałam gdzie się znajdowałam, która była godzina, jaki dzień. Jeśli Louis, Harry i Milena nie znajdą mnie w porę czekał nas przerażający finał. Nie myśl o tym…
- Zadałem ci pytanie - głos Evana rozbrzmiał zdecydowanie zbyt blisko. Zachłysnęłam się powietrzem, gdy zdałam sobie sprawę, że znów stał tuż przy łóżku. Spojrzałam na niego przez łzy, ale, nawet gdybym chciała, nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Słowa uwięzły w gardle. Peters westchnął ciężko i usiadł na materacu, a potem położył jedną rękę na moim nagim kolanie. Szarpnęłam się i odsunęłam w róg ściany.
- Och… Boisz się dotyku obcego mężczyzny? - zapytał kpiącym tonem, a ja zaszlochałam mimowolnie, zdając sobie sprawę, że nie było ratunku. Przyjaciele mnie nie znajdą, a ja zostałam zabawką Evana, do czasu aż Michael nie wróci z Azji.
- Mała dziwko, wiesz, że już niedługo będzie tych mężczyzn o wiele więcej, hm? - okrutna treść jego słów została ozdobiona ociekającym słodyczą tonem. - Będziesz musiała robić wszystko, co ci każą, spełniać ich najbardziej chore, popierdolone fantazje - uparcie przesuwał się w moją stronę, a ja kręciłam tylko głową i zacisnęłam powieki, próbując wydusić z siebie prośbę, by dał mi spokój.
- Ale przecież jesteś zaznajomiona z tematem. Tomlinson ujeżdżał cię na wiele różnych sposobów, prawda? - prowokował mnie, a ja daremnie usiłowałam blokować treść tych słów. Kolejny szloch zdradził moje przerażenie, gdy domyśliłam się do czego zmierzał blondyn. Jego dłoń ponownie dotknęła mojego kolana. Evan pozbawił mnie drogi ucieczki. Wydał z siebie ohydny pomruk i zamknął na chwilę oczy, napawając się tym doznaniem. Instynktownie zacisnęłam uda.
- Myślę, że Michael nie będzie miał nic przeciwko małemu wypróbowaniu nowego towaru - duża szorstka dłoń powędrowała z mojego kolana ku górze, docierając do krawędzi spódniczki.
- Nie. - to pierwsze słowo, które udało się ze mnie wydusić. Związane ręce nie pozwalały mi na odtrącenie łap mężczyzny, przez co mogłam bronić się jedynie słowami. - Nie, proszę - szepnęłam, zaciskając powieki, gdy spódniczka została podwinięta w górę. Pisnęłam przerażona, czując na sobie zachłanny dotyk. Otworzyłam oczy, by móc ocenić drogę ucieczki, lecz byłam w potrzasku. Zapędzona w róg, ze związanymi rękami i psychopatą pochylającym się nade mną. Evan zagryzał wargę w wyrazie ohydnego pożądania. Nie mogłam na to pozwolić, nie mogłam dać mu tego, czego chciał. Nie byłam dziwką. Nigdy nią nie będę. Peters wszedł na łóżko, klękając nade mną okrakiem. Pochylił się, ujmując w dłoń mój kark, a drugą rękę wciąż próbując wcisnąć między moje uda.
- No dalej, skarbie, zrobimy to łagodnie lub po mojemu - zacharczał mi do ucha. Chwytając się ostatniej deski ratunku, skorzystałam ze sprzyjającej pozycji Evana i zamachnęłam się nogą, kopiąc go z całej siły prosto w krocze. Krzyknął głośno, w moje ucho, wywołując w nim niemiłosierny pisk, ale to wystarczyło, by stracił czujność. Złapał się między nogami i skulił w bólu, dzięki czemu idealnie wyeksponował swoją twarz. Drugie machnięcie nogą i zostałam ochlapana kropelkami krwi, a w pokoju rozbrzmiało donośne chrupnięcie. Evan spadł z łóżka na podłogę, pół twarzy zostało ozdobione czerwonym płynem cieknącym z jego nosa. Nie tracąc czasu, spełzłam z materaca i pognałam ku drzwiom. Odwróciłam się do nich plecami, by je otworzyć, lecz okazały się zamknięte na klucz. Evan wciąż leżał na posadzce, zwijając się z bólu, więc zabrałam się za przeszukiwanie pokoju. Zadziwiająco sprawnie szło mi otwieranie szuflad i szafek, za co dziękowałam bogom. Wszędzie jednak znajdowałam tylko gazety, książki, ewentualnie alkohol. W ostatniej szufladzie dostrzegłam złoty zestaw do otwierania listów, lecz żadnego klucza. Evan, pomyślałam, ale, nim zdążyłam się odwrócić, by zobaczyć czy ma klucz, coś silnego uderzyło mnie mnie w plecy, a potem poczułam dziesiątki bolesnych ukłuć, gdy moja głowa została pchnięta na lustro toaletki, przy której stałam. Krzyknęłam mimowolnie i poczułam jak na lewe oko zaczynają mi spływać krople krwi.
- Suko, już po tobie! - wrzasnął Evan i, szarpiąc mnie za włosy, rzucił mną o podłogę. Pozbawiona możliwości amortyzacji upadku, straciłam na kilka sekund oddech, gdy wylądowałam na plecach. Zakaszlałam, próbując zmusić płuca do pracy, lecz nawet nie zdążyłam dobrze odetchnąć, bo Evan już stał nade mną. Wyglądał upiornie z zakrwawionymi ubraniami i twarzą. Zdołałam jeszcze zobaczyć czarne, pełne gniewu oczy, nim Evan uderzył mnie czymś ciężkim w skroń, a świat wokół mnie ponownie zgasł.
Milena
Louis siedział zgarbiony na oparciu kanapy, ściskając w dłoni jakiś cienki, biały przedmiot. Pociągnięcie nosem wskazało na to, że płakał. Ostatnim podmuchem nadziei rozejrzałam się po salonie, ale oczywiście nie znalazłam tego, czego szukałam. Kornelia została porwana. Peters musiał znać to miejsce.
- Co robimy? - zapytałam, zaskakując samą siebie opanowaniem, jakie zabrzmiało w moim głosie. Trzeba było działać i to szybko.
- Tommo… - Harry uniósł nieco rękę, jakby chciał ją położyć na ramieniu przyjaciela, ale coś go przed tym powstrzymało. Zamiast wykonać zamierzony gest, przystawił palce do ust i przygryzł paznokcie. Louis pokręcił powoli głowa, którą po chwili podniósł. Jeśli jeszcze nie widziałam go płaczącego, właśnie nastał ten pierwszy raz. Jego oczy były zaczerwienione i opuchnięte, postawa ciała sugerowała, że się poddał. Wyciągnął rozwartą dłoń, na której spoczywała długa strzykawka.
- Zostało nieco na dnie. Daj to Edowi, niech sprawdzi co skurwiel jej podał. - zwrócił się do Zayna, a ten kiwnął głową i odebrał od niego narzędzie.
- Louis - Harry ponownie spróbował zwrócić na siebie uwagę mężczyzny. Louis opuścił powieki i przygryzł wnętrze policzków, po czym spojrzał na niego oskarżycielskim wzrokiem.
- Co? - rzucił. Harry przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę, zastanawiając się zapewne co miał powiedzieć. Nastała niezręczna cisza, którą po chwili przerwało parsknięcie Louis’ego. - Tak myślałem - warknął i odepchnął się od kanapy, wyprostowując nogi. Nie wytrzymałam. Wściekłość wlała się we mnie niespodziewanie i podbiegłam do Harry’ego. Popchnęłam go mocno, po czym zrobiłam to samo z Louis’m. Patrzyli na mnie w równie wielkim szoku.
- I co?! Będziecie tak siedzieć jak pizdy i czekać na wiadomość?! - ryknęłam. Ok. Tego było za wiele. Moja psychika mogła znieść sporo, ale to już była przesada.
- Oczywiście, że nie, będziemy jej szukać - odparł spokojnie Harry, ale odskoczył, gdy ponownie na niego ruszyłam.
- Zacznijcie teraz! Evan was przejrzał, czas przejrzeć jego! Nie możesz do niego napisać z pytaniem gdzie się ukrywa? Co zrobił z Kornelią?!
- Dowie się, że to my. Na pewno mają z Cliffordem omówioną strategię uporania się z nowymi dziewczynami - bezradność w głosie Harry’ego doprowadzała mnie do szaleństwa. Spojrzałam z nadzieją na Louis’ego, ale ten pokręcił zrezygnowany głową.
- Louis… Mówimy o Kornelii - szepnęłam - nie możemy jej tak zostawić. - dodałam, a on uniósł wewnętrzne kąciki brwi, jakby miał się znów rozpłakać.
- Nie zostawimy jej. Milena, odnajdziemy ją. Zabijemy skurwiela. Ale potrzebujemy planu - odpowiedział za niego Harry. Pociągnęłam się za włosy, czując potrzebę rozerwania czegoś na strzępy.
- Pieprzyć plan! Znacie go! Znacie jego ruchy, do cholery, pracowaliście z nim! Gdzie mógł ją wziąć? - działać, działać, działać. Ta jedyna myśl błądziła po mojej głowie, nie przepuszczając przed siebie nic innego.
- Stracimy tylko czas na zbędne przeszukiwanie miejsc, w których może jej nie być. - wiedziałam, że Harry starał się brzmieć łagodnie, ale wyraźnie słyszałam w jego głosie nutę zniecierpliwienia.
- Tyle samo stracimy głowiąc się nad strategią. A jak widzimy, nie jesteś w tym mistrzem - rzucił sarkastycznie Louis, a Harry zacisnął szczękę i zbliżył się do niego niebezpiecznie.
- NIE! - w porę stanęłam między nimi i położyłam dłonie na klatce piersiowej Stylesa. - Dość już walk! Louis, zamknij się i pozbieraj! Harry, popełniłeś błąd, każdemu się zdarza, ale teraz trzeba go naprawić, rozumiesz?! Nie pozwolę zniknąć kolejnej ukochanej osobie! - krzyczałam do nich obu, kątem oka dostrzegając, jak Zayn kiwa z aprobatą głową. Przyjaciele mierzyli się nienawistnym wzrokiem, niczym gotowe do ataku wilki. Dyszałam ciężko, zmęczona wszystkim, co działo się wokół mnie. Żaden nie chciał ustąpić, każdemu przeszkadzała w tym pieprzona duma. Już miałam zacząć na nich znów wrzeszczeć, gdy odezwał się Zayn.
- Możemy sprawdzić kryjówki, których używał do przemycania naszego towaru - zaproponował, wyciągając z wewnętrznej kieszeni marynarki paczkę papierosów. Pokiwałam szybko głową, wymuszając uśmiech.
- Tak! Tak! Sprawdźmy! Może Evan nie okazał się być aż tak sprytny. - mój entuzjazm był zdecydowanie przesadzony, lecz każdą konkretną decyzję, która mogła zapaść w tym czasie, odbierałam jak błogosławieństwo.
- Są trzy takie miejsca. - mruknął, stojący za mną Louis. Coś zaczynało się dziać, zmiana w postawie między nami była niemal namacalna. Chłopcy wreszcie przeszli w tryb akcji.
- Dzwoń do Nialla, niech weźmie któregoś z nowych i przeszukają kościół - rozkazał Harry Zaynowi, a ten od razu chwycił za telefon, wybierając odpowiedni numer. Zaintrygowało mnie podane miejsce, ale nie był to czas na pytania. O to zadbam, gdy Kornelia będzie już bezpieczna. Bo będzie. Nie dopuszczałam do siebie innej myśli.
- Ja przeszukam hangary na lotnisku, Ty i Zayn złóżcie mu wizytę w domku - Harry wskazał palcem na Louis’ego, a ten kiwnął tylko głową i zadzwonił kluczykiem od auta. Już po kilku sekundach zostaliśmy z Harrym w mieszkaniu sami.
- Jadę z tobą - oznajmiłam, chwytając jego dłoń, nim i on zdążył je opuścić.
- Nie. - odparł surowym tonem. Zmrużyłam powieki i wzięłam głęboki oddech. Ominęłam go bezceremonialnie w progu i ruszyłam w stronę windy.
- Nie powstrzymasz mnie - powiedziałam przez ramię. Dogonił mnie przy metalowych drzwiach i szarpnął za ramię.
- Jeśli go tam znajdę, poleje się krew - syknął mi do ucha. Nie podobał mu się mój upór, ale ja nie zamierzałam zmieniać decyzji. Chodziło o życie mojej przyjaciółki, stawka była zbyt wysoka, bym mogła siedzieć bezczynnie w tym przeklętym mieszkaniu.
- Jeśli go znajdziemy - poprawiłam go - W magazynie też miała się polać - dodałam, unosząc dumnie głowę.
- Było nas więcej - odparł przez zęby. Westchnęłam głośno, odwróciłam się frontem do niego i chwyciłam za kaburę, uwieszoną na jego biodrach. Sprawnie wyjęłam z niej pistolet, odbezpieczyłam go i skierowałam muszkę ku sufitowi.
- Myślę, że dam sobie radę - warknęłam i, po tej krótkiej demonstracji, zabezpieczyłam z powrotem broń i wsadziłam ją, lufą do dołu, za pasek swoich spodni. Harry patrzył na mnie przez chwilę wzrokiem, który uznałam za wściekły, po czym położył rękę na mojej talii i przyciągnął mnie do siebie, łącząc nasze usta w gwałtownym, niespodziewanym pocałunku. Zaskoczona zastygłam na chwilę w bezruchu, by po sekundzie oddać czuły gest. Zarzuciłam Harry’emu ręce na szyi i przyciągnęłam go bliżej siebie, chcąc wyłapać każdy ruch jego warg i języka. Ciepło eksplodowało w moim żołądku i rozeszło się po ciele aż po czubki palców. Ten agresywny, pożądliwy ruch przypomniał mi o naszych chwilach sam na sam, zanim wyleciał do Irlandii. Uwielbiałam jego władczą naturę, którą ostatnio utracił przez panujący wkoło stres. Ale to nie moja tęsknota była teraz priorytetem i Harry o tym wiedział, gdy odsunął się ode mnie delikatnie.
- Jesteś cudowna - szepnął w moje usta, a ja przygryzłam jego dolną wargę.
- Wiem. A teraz chodźmy uratować moją przyjaciółkę - odparłam i odepchnęłam go od siebie, by nacisnąć przycisk windy.
Kornelia
- Cholera… - zamrugałam kilka razy, ale nic to nie dało. Odepchnęłam się od podłogi, na której zostawił mnie porywacz i z wysiłkiem podniosłam się do pionu. Miałam wrażenie, że wypiłam o kieliszek zbyt dużo. Kręciło mi się w głowie, w uszach dzwoniło i zbierało mi się na wymioty. Uderzenie Evana musiało przyprawić mnie o wstrząśnienie mózgu. Na szczęście byłam na tyle świadoma, by pamiętać o złotym nożu do listów, który znalazłam wcześniej w szufladzie. Zatoczyłam się w tamtym kierunku i wpadłam z hukiem na toaletkę, w której ramie nie było już zwierciadła. Jego odłamki posypały się po blacie i podłodze. Skrzywiłam się i stanęłam w miejscu, przysłuchując się dźwiękom za drzwiami. Nic. Odwróciłam się więc szybko, plecami do szuflady, i otworzyłam ją, robiąc to nieco wolniej niż za pierwszym razem. Gdy uporałam się z półką, niezręcznie sięgnęłam do jej wnętrza i wymacałam palcami ostry metalowy przedmiot.
- Tak! - szepnęłam, dumna z siebie i poczłapałam niezdarnie do łóżka. Usiadłam pod ścianą i zabrałam się za “krojenie” sznurka. Cały czas modliłam się, by nóż nie okazał się zbyt tępy, jednak, ktokolwiek go wykonał, zadziałał na moją korzyść. Już po kilku starannych ruchach ostrze wbiło się w sznurek.
Puścił jeden, drugi. Poczułam, że moje nadgarstki otrzymują zdecydowanie więcej luzu. Trzeci. Jeszcze jeden. Dalej Kornelia, dalej! Huk za drzwiami wytrącił mnie z równowagi, a nóż powędrował za łóżko. Nie! Szarpnęłam sznurkiem, w nadziei, że będę w stanie rozerwać osłabiony węzeł, ale on nawet nie ruszył. Postanowiłam spróbować innej strategii i zaczęłam przeciskać dłonie przez rozluźnioną przestrzeń.
Ktoś włożył w zamek drzwi kluczyk i przekręcił go szybko. W momencie, gdy moje dłonie znalazły się w połowie drogi do wolności w progu stanął Evan z wypełnioną lodem szmatką przystawioną do nosa. Wstrzymałam oddech, czekając na jego kolejne ruchy. Wskazał na mnie palcem i zaśmiał się bez wesołości.
- Ty… - zaczął zniekształconym, przez złamany nos, głosem. Jeszcze trochę. Evan, zamknął za sobą drzwi na klucz, wrzucił metalowy przedmiot do przedniej kieszeni jeasnów, przeciął pokój i stanął przy oknie naprzeciw łóżka. Coś zabłyszczało w odbiciu świateł Londynu. Broń. Spoczywała luźno w tylnej kieszeni jego spodni. W głowie przestało mi się kręcić, gdy odnalazłam potencjalną drogę ucieczki.
Ostatnie milimetry i linka zsunęła się gładko z moich palców. Wciąż jednak trzymałam dłonie za sobą, udając, że są związane. Musiałam obmyślić plan, jak dostać się do tego pistoletu. Wreszcie postanowiłam wstać i po cichu podejść do Evana, ale, nim zdążyłam wykonać choćby jeden ruch, mężczyzna odwrócił się do mnie, szokując smutnym wyrazem twarzy. Zbliżył się powoli i, wspiąwszy się na łóżko dotknął delikatnie palcem mojego czoła. Zaszczypało, przypominając mi o sposobie rozbicia lustra.
- Widzisz, landrynko? Byłaś taka śliczna. Dlaczego to zrujnowałaś? - zapytał łagodnym tonem, niemal przekonując mnie, że jego współczucie było szczere. Czarne, pełne smutku oczy i grymas twarzy wskazywały na niebywałą zdolność do gry aktorskiej. Broń. Moje myśli skupione były wokół tego ciężkiego przedmiotu, spoczywającego w tylnej kieszeni jego spodni. Czasu miałam coraz mniej, więc musiałam prędko zdecydować się na odpowiednią strategię.
- Masz rację… - szepnęłam, nienawidząc siebie za słodki ton, który przybrałam. Dostrzegłam w jego oczach błysk zaskoczenia, utwierdzający mnie w przekonaniu o słuszności mojej metody. - Wyrywałam się, a ty chciałeś dla mnie dobrze - spuściłam niewinnie powieki i przygryzłam uwodzicielsko wargę. Evan poruszył się niespokojnie na łóżku, poprawiając swoją pozycję. Patrzył na mnie z ukosa, zapewne nieświadomie chwytając się w okolicach rozporka.
- Pogrywasz ze mną?- zapytał niepewnie i potarł swoje jeansy. Miałam ochotę się porzygać, ale zamiast tego musiałam dalej odgrywać, narzuconą sobie, rolę. Przekręciłam oczami, mając nadzieję, że wypadłam jak najbardziej przekonująco i potrząsnęłam głową, rzucając mu łagodny uśmiech.
- Po co miałabym to robić? Miałeś rację. I tak należę do Clifforda. Powinnam przyzwyczaić się do seksu z nieznajomymi… A jeśli ty miałbyś być moim pierwszym klientem… Cóż… Nie mam nic przeciwko temu - zawahałam się na chwilę, po czym dodałam: - Evan… Pokażę ci coś, tylko proszę, nie bądź zły… - Peters, niemal niezauważalnie, kiwnął głową, a ja powoli wysunęłam zza siebie uwolnione ręce. Czarne tęczówki schowały się za zmrużonymi powiekami. Przełknęłam ciężko ślinę, wiedząc, że podjęłam ryzykowny krok, ale już było za późno na zmianę strategii, należało ciągnąć to dalej.
- Zwiąż mnie ponownie, jeśli chcesz, ale ja myślę, że możemy z tego zrobić bardzo przyjemny użytek - dusząc w sobie odrazę, położyłam dłonie na jego udach, rozpoczynając ich masaż i kierując się ku górze. Kilka kropelek potu wystąpiło na czole Petersa. Przełknął ciężko, a potem, bez ostrzeżenia, uderzył swoimi ustami o moje. W pierwszej sekundzie szarpnęłam się odruchowo do tyłu, lecz z wysiłkiem zmusiłam ciało do przyjęcia odrażającego gestu. Jego język wcisnął się między moje wargi, które uparcie próbowały pozostać zamknięte. Nie czułam ani krzty przyjemności podczas pocałunku. Oddawałam go posłusznie, lecz moje ruchy były zautomatyzowane, pozbawione pasji. Zamiast na czułości, skupiałam się na osiągnięciu swojego celu. Evan popchnął mnie brutalnie na materac i przełożył jedną nogę przez moje ciało, po raz drugi tego dnia, pochylając się nade mną. Ścisnął zachłannie dłońmi moje piersi, a ja próbowałam ukryć wyraz obrzydzenia, który wkradał się na moją twarz. Pociągnęłam go za włosy, łącząc ponownie nasze usta, a drugą ręką zaczęłam błądzić po jego plecach, starając się, jak najdyskretniej, dosięgnąć małego pistoletu. Zacisnęłam wargi, siląc się na przyjęcie jego pieszczot, bez jęknięcia zniecierpliwienia. Nie udało mi się ukryć cichego pisku, gdy zimna dłoń dotknęła krawędzi mojej bielizny. Evan musiał uznać go za odgłos rozkoszy, bo nie przerwał swoich działań, więc odetchnęłam z ulgą.
Wtedy nadarzyła się idealna okazja. Peters przesunął się nieco nade mną, by spojrzeć w dół, gdzie znajdowała się jego ręka, dając mi idealny dostęp do odpowiedniej kieszeni.
To był ułamek sekundy. Pochwyciłam zimny metal w swoje roztrzęsione dłonie, w cichym pokoju rozległo się kilkukrotne kliknięcie, gdy nacisnęłam kurek i odbezpieczyłam pistolet, a potem lufa dotknęła skroni Evana. Wciąż pamiętałam zasady używania broni, o których opowiadała mi podekscytowana Milena, po jej lekcjach z Harrym. Peters, w mgnieniu oka, przestał się poruszać i spojrzał na mnie, zupełnie zbity z tropu.
- Złaź ze mnie - warknęłam groźnie, wciskając metal w skórę blondyna. Zaśmiał się cicho, ale posłusznie zszedł z łóżka i stanął na środku pokoju z podniesionymi rękami. Również zeszłam na podłogę i wycelowałam w niego pistolet, doskonale ukazujący, jak trzęsły mi się ręce. Nie uszło to uwadze Evana, który uniósł wymownie brwi.
- Hm. Czyżbyś się denerwowała? - zapytał, przybierając kpiący ton. Poprawiłam nerwowo uchwyt i przeczyściłam gardło.
- Zamknij się.
- Dziecko, wiesz w ogóle jak się tego używa? - parsknął śmiechem i opuścił ręce, wyraźnie się rozluźniając. Wiesz. Naciśnij spust. Zrób to!
- Boisz się - troskliwy ton jego głosu wywołał u mnie jeszcze większe obrzydzenie.
- Zamknij się! - powtórzyłam, próbując powstrzymać, cisnące się do oczu, łzy - Otwórz drzwi i mnie wypuść - rozkazałam, a on pokręcił powoli głową i wzruszył bezradnie ramionami.
- Nie ma mowy. A teraz oddaj broń i już się nie ośmieszaj - odparł, wyciągając do mnie rękę. Strzelałaś do tylu ludzi w grach. Dasz radę w prawdziwym życiu, Kornelia, strzel! Palec, znajdujący się na spuście ani drgnął. Nie umiałam stawić czoła konsekwencjom tego działania. Przecież nie byłam morderczynią. Byłam zwykłą dziewczyną z Polski, która wplątała się w nieodpowiedni związek. Zakochała w przestępcy, a teraz płaci tego cenę.
Evan ruszył w moim kierunku, co wprowadziło mnie w stan gotowości. Niczym zwierzyna na polowaniu, poczułam jak każdy mój zmysł znacznie się wyostrza. Paraliż ustąpił, palec delikatnie przycisnął metalowy przełącznik i w całym pokoju rozległ się głośny huk, ogłuszający mnie na moment. Zła pozycja ciała sprawiła, że pistolet, pod wpływem odrzutu, wyrwał się z mojej ręki, opadając z hałasem na podłogę. Odgłosowi wystrzału, akompaniował krzyk bólu Evana. Spojrzałam na niego przez mgłę przerażenia, starając się ocenić straty. Mężczyzna upadł na podłogę, ściskając to samo udo, które zostało przestrzelone przez Louis’ego na lotnisku. Gdyby sytuacja była inna zaśmiałabym się na jej ironię, lecz w tym momencie nie było mi wesoło.
- Mała… suko… - sapał drżącym z bólu głosem. Krew lała się po podłodze nieprzerwanym strumieniem, wypływająca z rany pulsacyjnymi falami, budząc we mnie podejrzenia o przestrzelenie tętnicy. Smród metalu i prochu uderzył w moje nozdrza, przyprawiając o mdłości. To wszystko stało się tak szybko, minęło tylko kilka sekund od naciśnięcia spustu, gdy nagle w moje serce wlała się nadzieja, przyspieszając jego pracę.
- Kornelia! - przytłumiony krzyk dotarł do mnie gdzieś zza drzwi pokoju. Wydawał się znajomy, lecz nie mogłam przypisać go żadnej osobie, którą znałam. Zniekształcony przez emocje, spowodowane zapewne wystrzałem, zachrypnięty od wrzasku, mógł należeć do każdego.
- Kornelia! - ten sam głos, nieco bliżej. Do kogo on…
- Zayn… - szepnęłam do siebie, a potem dopadłam drzwi, zapominając zupełnie o kluczu, który miał przy sobie Evan, i zaczęłam szarpać za klamkę.
- Zayn! - krzyknęłam ile sił w płucach w nadziei, że mnie usłyszał. Łzy spływały strumieniami po moich policzkach, gdy waliłam w drewno, nie zważając na ból przeszywający moje pięści - Zayn!
- Louis, tutaj! - zdążyłam usłyszeć, zanim zostałam brutalnie pociągnięta za włosy i opadłam plecami na coś miękkiego. Krzyknęłam głośno, znajdując się teraz w objęciach Evana. Nie mogłam się ruszyć, bo wciąż trzymał w pięści moje włosy, zmuszając, bym patrzyła w jego pobladłą twarz. Sięgnął po leżący na ziemi pistolet i przyłożył lufę do mojego podbródka. Zamarłam w bezruchu, a zimny pot oblał całe moje ciało.
- Michael Clifford obejdzie się bez jednego towaru - syknął, szturchając mnie bronią. Zacisnęłam powieki i załkałam żałośnie. Już nic nie dało się zrobić. Już nie żyłam. Tak właśnie miałam skończyć. Oddychałam szybko, serce biło w takim tempie, jakby chciało wykonać pracę za wszystkie zaległe lata, których zaraz miałam zostać pozbawiona.
Wtedy w pomieszczeniu rozległo się głośne uderzenie w drzwi pokoju. Evan zadrżał pode mną, a ja otworzyłam oczy w nadziei. Szarpnęłam się do wyjścia, lecz mężczyzna pociągnął mnie z powrotem na swoje kolana.
- Kornelia! - wściekły krzyk, który usłyszałam za drzwiami, bez wątpienia należał do Louis’ego. Już miałam odkrzyknąć, gdy metal dotknął moich warg, niczym najzimniejszy, najbardziej śmiercionośny palec, uciszający mnie łagodnie.
- Ćśśśś - Evan kręcił w dezaprobacie głową, a potem powolnymi ruchami ustawił pistolet na swoim poprzednim miejscu. Lufa wbiła mi się w podbródek.
- Proszę… - szepnęłam, gdy w drzwi znów walnęło coś ciężkiego. Evan zachichotał, jakby był opętany, a potem usłyszałam ten okropny odgłos. Zwielokrotnione kliknięcie naciskanego kurka. Wstrzymałam oddech, przygotowując się na śmierć, czekając na huk wystrzału. Wszystko wokół mnie ucichło, gdy umysł szykował się do przyjęcia śmiercionośnego pocisku. Wrzasnęłam przerażona, gdy huk uderzył wreszcie w moje uszy, roznosząc się echem po pokoju.
Ale ja wciąż żyłam. Przez moje ciało nie przelała się fala bólu. Nie zobaczyłam jasnego tunelu, kierującego mnie do zaświatów. Strzał wydawał się o wiele cichszy niż poprzedni, towarzyszyło mu dziwne skrzypienie i dźwięki łamanych desek.
Opadłam na podłogę, gdy Evan został wyrwany spod moich pleców i rzucony na ziemię, przez potężną siłę. Rozejrzałam się po pokoju i wreszcie do mnie dotarło. Louis’emu i Zaynowi udało się wyważyć drzwi. Teraz mój chłopak okładał Petersa pięściami, nie dając mu nawet chwili na próbę obrony. Jego ekspresja była obrazem czystej furii, której nie dostrzegłam nawet podczas bójki z Harrym. Sprawiał wrażenie oszalałego, gdy tak miażdżył wściekle twarz mojego porywacza. Z jego ust wyrywały się wrzaski, dyszał ze zmęczenia, ale nie przerywał. Zayn próbował zasłonić mi widok, lecz niewiele myśląc, odsunęłam go od siebie. Obserwowałam mrok w oczach Louis’ego, jego gwałtowne ruchy. Nie mogłam oderwać od tego wzroku. Coś kazało mi patrzeć.
Po którymś z uderzeń Evan przestał się ruszać. Jego twarz wyglądała jak czerwona miazga, coś, co zostało przepuszczone przez maszynkę do mielenia mięsa. Kilka zębów leżało wokół jego głowy, nos wygiął się pod niewyobrażalnym kątem. Nie byłam nawet w stanie dojrzeć jego oczu, skrywanych pod opuchlizną i kawałkami rozdartej skóry.
Jeśli Evan przeżył tę masakrę, to Louis upewnił się o jego śmierci, sięgając po pistolet, który blondyn wciąż trzymał w dłoni, i strzelając kilka razy w jego głowę z szaleńczym krzykiem. Dopiero wtedy Tomlinson opadł na podłogę obok ciała, oddychając szybko i chowając się za swoimi dłońmi. Zayn trzymał mnie za ramiona, zapewne powstrzymując przed wciśnięciem się w pole rażenia. Widziałam, że obserwował mnie uważnie, przybierając zatroskaną minę. Kiwnęłam głową, dając mu znać, że wszystko w porządku i ruszyłam wolnymi krokami w kierunku Louis’ego. Spojrzał na mnie, gdy tylko usłyszał pierwszy szmer moich stóp. Podniósł się szybko, wyminął zakrwawione ciało i dopadł mnie w połowie drogi. Ujął moją twarz w swoje dłonie, rozsmarowując na niej krew Evana. Patrzyłam na niego w pełnym otępieniu, wciąż nie będąc w stanie ocenić, jak powinnam zareagować na scenę, która rozegrała się przed chwilą na moich oczach.
- Żyjesz, żyjesz… - powtarzał, jak mantrę i przycisnął mnie do swojej piersi, kołysząc nami delikatnie. Miałam wrażenie, że stał przy mnie człowiek zupełnie inny od tego, który zamordował przed chwilą Evana. Nienawistny, opętany wściekłością wzrok zamienił się w zatroskane, pełne miłości spojrzenie. Śmiercionośne ciosy zastąpione zostały tęsknymi uściskami.
- Znaleźliśmy ją. Nie całkiem, ale to nic poważnego. Nie żyje. Tommo… - usłyszałam za sobą Zayna, prawdopodobnie rozmawiającego przez telefon z Harrym.
Louis oddalił mnie od siebie nieznacznie i przyjrzał się dokładnie mojej twarzy. Skrzywił się na widok rany na czole, w której zapewne wciąż tkwiły kawałki lustra.
- Gdybym mógł, zabiłbym go drugi raz - warknął, głaszcząc mnie kciukiem po policzku. Gest tak kontrastujący z treścią jego słów.
- Broniłam się, bo chciał… chciał… i wtedy… - nie byłam w stanie wypowiedzieć tych słów. Całe napięcie, adrenalina buzująca w moich żyłach wreszcie odpuściły, a ja zostałam zmiażdżona przez ciężar doświadczeń tego dnia. Louis zmrużył oczy i zacisnął szczęki w, budującej się w nim ponownie, wściekłości.
- Nie zrobił tego… - szepnął, bo głos uwiązł mu w gardle.
- Nie… Ja… Złamałam mu nos. Potem, potem… - zacisnęłam powieki, na wspomnienie mojej próby uwiedzenia Evana. - Louis, przepraszam! Przepraszam, musiałam - czyżbym wpadała w panikę? Bomba o opóźnionym zapłonie, przypomniała sobie, że ma wybuchnąć. Zaczęłam się trząść, jakbym stała na mrozie, ale nie płakałam. Moje ciało musiało zapomnieć, jak to robić. Łapałam nieumiejętnie oddech, jakbym była noworodkiem, który jeszcze nie wiedział do czego służą płuca. Przeżyłam. Zostałam uratowana, choć byłam sekundy od śmierci.
- Ej, ej, kocie. Oddychaj… Oddychaj! Spokojnie. Jestem tutaj. Już dobrze - oczy Louis’ego rozszerzyły się w strachu. Trzymał dłonie na moich ramionach i mówił cichym, spokojnym głosem, próbując doprowadzić mnie do porządku. Ale to nie działało. Ściskałam w pięściach jego koszulę i pociągałam za nią nieświadomie w rytm swoich szybkich oddechów. W końcu Louis dał za wygraną. Pochylił się i wziął mnie na ręce, a ja wtuliłam się w jego szyję, jak przestraszone dziecko.
- Zadzwoń do Nialla, niech zrobi z tym porządek, i jedź po Eda. Przywieź go do mieszkania siostry Stylesa - rzucił do Zayna i ominął szerokim łukiem zmasakrowane ciało.
Milena
- Styles - rzucił rzeczowo do słuchawki, a ja zacisnęłam pięści w oczekiwaniu.
- Całą i zdrową? - znaleźli Kornelię… Nadzieja urosła w moim sercu, gdy czekałam w napięciu na odpowiedź osoby, która była po drugiej stronie linii. Harry odetchnął głęboko i wytarł szybko pot z czoła - A Peters? - zapytał, zwalniając i włączając kierunkowskaz. Zawracaliśmy. Miałam ochotę krzyknąć ze szczęścia. Sama reakcja Harry’ego wystarczyła, bym była pewna, że z Kornelii nic się nie stało. Może wreszcie mogliśmy odpocząć.
- Kto… - Kto zabił Petersa, miało zabrzmieć pytanie Harry’ego. Kiwnął głową na odpowiedź rozmówcy i rozłączył się bez słowa.
- Mów - zażądałam, chwytając go za rękaw koszuli. Harry skręcił nagle na pobocze i zatrzymał auto, bez gaszenia silnika. Przełknął ślinę, a potem, z przeciągłym westchnieniem, opuścił głowę na zagłówek fotela. Położył swoją dużą dłoń na czole i potarł palcami zamknięte powieki. Czekałam cierpliwie aż dojdzie do siebie, choć całe moje ciało wyrywało się, by potrząsnąć nim w celu uzyskania odpowiedzi.
- Mamy ją. - szepnął, a ja pisnęłam, czując jak z każdego mojego mięśnia błyskawicznie uchodziło napięcie.
- Evan nie żyje. Louis się nim zajął. Z Kornelią wszystko w porządku - wyjaśnił, sprawiając wrażenie obolałego. Przyklasnęłam w dłonie i odpięłam pas bezpieczeństwa, by wdrapać się na jego kolana.
- Co ty… - zaczął, ale nie dałam mu skończyć, bo zamknęłam mu usta tęsknym pocałunkiem. Obsypywałam całusami całą jego twarz, przez co zaśmiał się wesoło i objął mnie mocno w pasie.
- Już w porządku. Wszystko się ułoży - powiedział, gdy poczuł na swoich policzkach moje łzy. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tam były, póki nie starł ich kciukiem i ujął mojej twarzy w dłonie. - Jeszcze tylko jedno. - dodał, ponownie sięgając po swój telefon i wybrał numer Michaela Clifforda. Mimowolnie się spięłam, co nie uszło jego uwadze. Pogłaskał mnie uspokajająco po plecach, wsłuchując się w sygnał telefonu.
- Michael. Tak. Mamy problem. Nasz kochany Evan chyba nie zrozumiał komunikatu “nie zbliżaj się do Kornelii”. - warknął najbardziej nienawistnym tonem. Był tak przekonujący, że niemal sama uwierzyłam w jego kłamstwa.
- Nic mnie to nie obchodzi, dziewczyna została porwana i zraniona. Na szczęście twój kochaś okazał się kretynem i ukrył ją w swoim mieszkaniu. Dotarliśmy tam bez problemu. Nie. Zdechł. Umowa zerwana. Nie będziesz ze mnie robił idioty, rozumiesz? Świetnie. Chętnie zapłacimy za te straty. Nie. NIE! Dziewczyna wraca do nas. Umowa to umowa. - rozłączył się, napisał jeszcze do kogoś wiadomość i rzucił telefon na siedzenie, na którym przed chwilą się znajdowałam.
- Myślisz, że połknął haczyk? - zapytałam niepewnie, a Harry pokręcił głową i wzruszył ramionami.
- Nie. - odparł. Zmarszczyłam brwi, zdziwiona jego beztroską postawą. Widząc to, cmoknął mnie w usta i uśmiechnął się słabo - Nie martw się. Na tę chwilę mamy spokój.
- “Na tę chwilę?” - zsunęłam się z niego i powróciłam na swoje miejsce. To jeszcze nie koniec. Czy oni mieli choć krótki czas spokoju psychicznego? Jak byli w stanie żyć pod taką presją? Harry wbił we mnie intensywny wzrok, jakby się nad czymś zastanawiał. Jego oczy błądziły po mojej twarzy, szukając, nieznanego mi, rozwiązania.
- Milena, to bardzo pozytywna wiadomość - powiedział, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na Ziemi. Pokręciłam w niedowierzaniu głową i zapięłam powoli pas.
- To, że Kornelia wciąż jest w niebezpieczeństwie? To jest ta twoja pozytywna wiadomość? - warknęłam, opierając czoło o boczną szybę. Harry położył dłoń na moim udzie i ścisnął lekko, ale nie odwróciłam wzroku.
- Kornelia jest już całkowicie bezpieczna. Michael nie złamie umowy. - oznajmił i gdybym wcześniej nie doświadczyła jego świetnej gry aktorskiej, pewność w jego głosie dodałaby mi otuchy. Uśmiechnęłam się smutno i zamknęłam oczy.
- Nie wiesz tego. Co miałby zrobić, skoro pozbawiliśmy go formy zapłaty za jego stracony towar? - rzuciłam
- Michael jest honorowy. Zmieni warunki umowy, pewnie będziemy musieli zapłacić równowartość straty. Prawdopodobnie z dodatkowym procentem. To jest, jeśli nie uda nam się go przekonać, że Liam nie miał nic wspólnego ze zniknięciem jego towaru - wyjaśnił, a ja spojrzałam na niego z nadzieją. Brzmiało to dość wiarygodnie, jeśli słynny honor Clifforda był prawdziwy. Harry nie miał powodu, by mnie okłamać, poza tym owy komunikat słyszałam już wiele razy.
- Nie próbowałeś przekonać go o tym w Irlandii? - zapytałam, przyglądając się mu z uwagą, szukając odpowiedzi w jego ekspresji. Zaśmiał się ponuro i kiwnął głową.
- Owszem. Niestety mnie samemu ciężko było przytoczyć przekonujące argumenty. Ciężko usprawiedliwić kogoś, kto jest jawnie uzależniony od narkotyków - wzruszył ramionami i wcisnął pedał gazu, powracając na jezdnię.
- Odwiedziłam go, podczas twojej nieobecności. Karolina pomaga mu wyjść na prostą. Wyglądało na to, że mu się uda - oznajmiłam, przypominając sobie widok bladego Liama w stanie bezsprzecznego delirium.
- Miejmy nadzieję, że masz rację - westchnął w odpowiedzi Harry i przyspieszył.
- Mieliśmy krótszą drogę do domu - powiedział i opadł na kanapę, rozkładając się na niej wygodnie. Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na jej krawędzi. Harry miał zamknięte oczy, oddychał miarowo i głęboko, ale mała zmarszczka między jego brwiami wskazywała, że stres jeszcze go nie opuścił. Wyciągnęłam rękę i opuszkami palców dotknęłam tego miejsca.
- Wiem, że czeka nas rozmowa - powiedział, odchylając głowę, by wyeksponować szyję, po której właśnie przejeżdżałam dłonią.
- Długa rozmowa - odparłam, wiedząc, że czas naszego konfliktu nie dobiegł końca. Nie zamierzałam jednak kłócić się teraz. Walka mogła poczekać. Przyglądałam się pięknej twarzy, przyjmując pokornie fale potężnego uczucia, które we mnie budziła. Nasze ruchy były niebywale zsynchronizowane. Jego ciało odpowiadało automatycznie na każdy mój gest, jakby spodziewało się go już kilka sekund wcześniej. Pochyliłam się, by go pocałować, lecz powstrzymało mnie skrzypnięcie otwieranych drzwi.
Zerwałam się z kanapy i podbiegłam do Kornelii, zamykając ją w silnym uścisku. Odpowiedziała powolnymi ruchami, przytrzymując mnie w pasie. Nic nie powiedziała, tylko oddychała spokojnie w moje ramię, a ja zaniosłam się płaczem, który wreszcie był odpowiedzią na coś pozytywnego.
- Tak się cieszę, że jesteś cała! - zapiszczałam, oddalając się na odległość ramion i przyglądając przyjaciółce. Powiedziałam to zbyt szybko. Cała lewa strona jej twarzy była ukryta pod falami i strupami zaschniętej krwi, która musiała wypłynąć z kilkunastu głębokich zadrapań w czole. W niektórych z nich zauważyłam błyszczące ostre odłamki. Ścisnęłam mocno jej ramiona, czując, jak wściekłość powraca do mnie ze spotęgowaną siłą. Kornelia nie patrzyła mi w oczy. Wbiła wzrok w podłogę, a jej milczenie obudziło we mnie niepokój.
- Skurwiel. Zapłaci za to - syknęłam, przytrzymując jej brodę i przyglądając się obrażeniom. Nie widziałam innych otwartych ran, choć na jej prawej skroni widniał ogromny, fioletowy siniak, którego wyeksponował spory guz.
- Już zapłacił… Sam Clifford nie pozna jego pięknej buźki, gdy podrzucimy mu ciało - powiedział cicho Louis, który pojawił się za moją przyjaciółką i zatrzasnął drzwi. Był przeraźliwie blady, jego źrenice pozostawały rozszerzone, odbierając kolor tęczówkom. Wyglądał, jakby był pod wpływem jakiejś substancji psychoaktywnej, choć wiedziałam, że jedynym czynnikiem, wpływającym teraz na jego psychikę była tłumiona furia, której nawet mord nie mógł zaspokoić. Ujęłam jego dłoń, próbując przekazać mu tym samym cały mój, odzyskany już, spokój, a on, prawie niezauważalnie, kiwnął głową.
- Już dobrze. Wszystko się skończyło. - powiedziałam cicho do nich obojga. Kornelia wciąż wpatrywała się w ziemię, a Louis uniósł lekko kącik ust, choć uśmiech nie dosięgnął jego mrocznego spojrzenia.
- Ta… Wszystko - mruknął, zerkając sugestywnie na Harry’ego i przekazując komunikat, który złamał mi serce. Ich przyjaźń wisiała na włosku, którego warstwy powoli zrywały się po kolei. Czułam potrzebę natychmiastowego poprawienia tej relacji, lecz nie to było teraz naszym priorytetem.
- Jak się czujesz? - zapytałam, pochylając się, by zrównać swoje oczy z jej, ukrytymi za rzęsami. Nieznaczny ruch głową był jedyną odpowiedzią, jaką od niej otrzymałam. Co ten gnojek jej zrobił? Nagle w mojej głowie błysnęły obrazy okrutnych tortur, które mógł zadać jej Evan. Co, jeśli pod ubraniami miała więcej ran? Co jeśli to, co jej zrobił nie mogło zostać dostrzeżone na jej skórze. Ścisnęło mnie w gardle od natłoku natrętnych myśli.
- Jest w szoku. To była brudna robota, nie została przygotowana na taki widok. - odpowiedział za nią Louis, a ja poczułam nagle ochotę rzucenia się na niego z pazurami i przeorania mu twarzy.
- Pozwoliliście jej patrzeć?! - krzyknęłam w momencie, w którym drzwi otworzyły się po raz trzeci w ciągu ostatnich piętnastu minut. Do salonu wszedł Zayn.
- Nie byłem w stanie zasłonić jej widoku. Odepchnęła mnie, gdy tylko próbowałem ją odciągnąć od całej sceny - rzekł, doskonale odnajdując się w temacie rozmowy. Zauważyłam, że stał za nim płomiennowłosy Ed. Na ramieniu miał zawieszoną ogromną torbę i bez słowa podszedł do Kornelii. Odsunęłam się, by dać mu większą swobodę. Ujął w dłoń podbródek dziewczyny i przyjrzał się jej twarzy, oceniając uszkodzenia skóry.
- Chodź, kochanie - powiedział łagodnym głosem i pociągnął ją za dłoń. Kornelia, niczym posłuszny labrador, poszła za nim i usiadła na fotelu, jak jej wskazał. Sięgnął do swojej torby i wyjął z niej coś, co wyglądało jak długie chude szczypce, białą butelkę z jakimś płynem i kilka wacików. Poprosił nas o talerz, który natychmiast przyniosłam z kuchni, i zabrał się za wyjmowanie szklanych odłamków z czoła mojej przyjaciółki. Skrzywiłam się, podejrzewając, że nie mogło to być najprzyjemniejsze uczucie, ale Kornelia siedziała grzecznie, nie marszcząc nawet nosa. Gdy wszystkie malutkie fragmenty znalazły się na talerzu, Ed przeczyścił ranę i usunął krew z twarzy Kornelii. Zbadał sine miejsce na skroni, co wreszcie obudziło w niej jakieś emocje. Zacisnęła powieki, gdy palce rudzielca dotknęły guza, a on pokiwał głową, potwierdzając coś, co kryło się w jego myślach.
W salonie panowała, niczym niezmącona, cisza, wszyscy, jak zahipnotyzowani, wpatrywali się w pracę Eda. Rozejrzał się dookoła i zaśmiał niezręcznie po czym ponownie skupił całą swoją uwagę na Kornelii.
- Co się stało? - zapytał, wskazując wzrokiem na siniaka. Minęło kilka sekund nim Kornelia mu odpowiedziała.
- Uderzył mnie czymś ciężkim. Wtedy straciłam przytomność. - odparła. Kątem oka dostrzegłam, jak Louis przyciska złożoną pięść do ust, a mięśnie jego szczęki odznaczają się wyraźnie. Chciałam go pocieszyć, choć wciąż czułam złość, że pozbył się Evana na oczach Kornelii.
- Spokojnie. Już jej nie skrzywdzi - szepnęłam mimo to, poza zasięgiem słuchu reszty. Skinął nerwowo, ale wciąż nie odrywał pięści od twarzy.
- Co się stało, gdy się obudziłaś? - Ed zachował ciepły, choć rzeczowy ton, ale spoglądał nerwowo na Louis’ego. Bał się jego reakcji, tak, jak większość zebranych w pokoju. Zayn stał napięty w gotowości, a Harry oddalił się od Tomlinsona o kilka kroków. Wszystko odbyło się tak automatycznie, że niemal nikt nie przyłożył do owej zmiany większej wagi. Tylko Ed zdawał się być świadom napięcia wokół, w którego centrum znajdował się Louis.
- Tommo, lepiej dla ciebie, jeśli nie będziesz tego słuchał - szepnął Ed, a wszyscy, jak na komendę, odwrócili głowy ku chłopakowi Kornelii.
- Nie. Nie. Zostaję. - powiedział lękliwie, jakby spodziewał się, że wypchniemy go stąd siłą.
- Nie chcemy walki - odrzekł cicho Harry, nie patrząc mu w oczy. Obawiałam się, że jego słowa obudzą w Louis’m jego tłumioną wściekłość, lecz ten tylko pokręcił głową, wciąż wpatrzony w Kornelię.
- Nie zostawię jej - szepnął. Ed spojrzał po nas wszystkich i westchnął głęboko. Strzelił dwa razy karkiem, klepnął Louis’ego w pierś, jakby chciał powiedzieć, że mu ufa, po czym uklęknął przed Kornelią.
- Ok, jeszcze raz. Co się stało, gdy się obudziłaś? - zapytał. Kornelia zabrała się powoli za opowiadanie o swoich zawrotach głowy i próbie wyswobodzenia związanych rąk. Otworzyłam szeroko oczy na fragment dotyczący jej sposobu zdobycia broni. Louis zaczął wtedy uderzać knykciami w zęby, a jego oczy się zaszkliły, choć nie uronił ani jednej łzy. Ed przeszedł do serii prostych testów neurologicznych, sprawdzając poziom wstrząśnienia, którego prawdopodobnie doznała Kornelia, a potem wstał i otrzepał ręce.
- Szok powinien niedługo przejść, ale będzie musiała poleżeć kilka dni, ze względu na uszkodzenia po ciosie w skroń. Uważajcie na nią, bo mogą pojawić się omdlenia - wyjaśnił nam, a wszyscy, z wyjątkiem Louis’ego, odetchnęli z ulgą. Rudzielec położył dłoń na jego ramieniu i spojrzał mu prosto w oczy. - Nie jestem psychologiem. Nie wiem, jak poradzi sobie z pewnymi wspomnieniami, gdy już będzie w stanie się w nie zagłębić - powiedział cicho, a Kornelia nagle podniosła się z fotela i zachwiała na nogach. Louis odtrącił rękę kolegi i podbiegł do niej, by dać jej podporę w postaci swojego ciała. Uwiesiła się na jego ramieniu i spojrzała wrogo na Eda.
- Nie jestem dzieckiem - warknęła, zaskakując wszystkich swoją złością. - Stoicie tu, jakbym miała zaraz zacząć biegać po pokoju, wrzeszczeć jak idiotka i wyrywać sobie włosy. - dodała, a mnie dopadło nagłe poczucie winy. Miała rację. Przyłapałam się na myśli, że widok brutalnego mordu mógł być dla mojej wrażliwej przyjaciółki przekroczeniem pewnej granicy. Że otępienie, z którym weszła do mieszkania mogło oznaczać początek obłędu. Spuściłam wzrok, nie będąc w stanie spojrzeć w jej rozgniewane oczy.
- Jestem obolała, kręci mi się w głowie, mam ochotę się porzygać, ale nie zwariowałam. Każdy z was byłby w szoku, gdy to w jednej sekundzie macie przystawioną do głowy broń, modlicie się o swoje życie, a w drugiej wasz potencjalny morderca zostaje rozkwaszony na ziemi. - łzy popłynęły po jej policzkach, a mnie ścisnęło w gardle. Nie powiedziała o tym wcześniej. Nie wiedziałam, że Evan chciał ją zabić.
- Ale nie jestem słaba. - kontynuowała swój monolog - Cieszyłam się, gdy ten sukinsyn padł martwy. Nie zasługiwał na nic innego - cisnęła przez zęby, ukazując twarz, której jeszcze nigdy u niej nie widziałam. Jeśli zniknięcie Harry’ego obudziło we mnie bardziej emocjonalną, wrażliwą cząstkę siebie to porwanie Kornelii uwolniło w niej coś mrocznego, co chowała głęboko za pokładami anielskiej cierpliwości i wyrozumiałości. Rozszerzone źrenice kontrastowały czernią z różowym kolorem włosów, oddychała szybko i wbijała paznokcie w ramię Louis’ego, zapewne zostawiając na nim trwałe ślady. A potem jej tęczówki powędrowały w górę oczodołów, twarz w sekundę zalała biel i kolana ugięły się pod nią, gdy bezwładnie osunęła się w dół. Tylko dzięki dobremu refleksowi Louis’ego nie upadła na podłogę.
*Zbawiciele i święci. Diabły i poganie
#TTDff
O JEZUSUIU *.**
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowicie emocjonujący i powiem szczeze że się go nie spodziewałam wszystko było takie nagłe akcja za akcją cały trzymał w napięcii ojej *.*
Wy nie macie tylko talentu, Wy macie jakiś kombo talent.
Awwwwww tak Wam zazdroszczę ♥♥♥
@PolusiaLove
*JEZUSIU
Usuń*Napięciu
Cieszymy się, że, mimo dosyć sporej długości, rozdział Cię nie znudził :D Dziękujemy kochana, ale to tam żaden kombo talent :D Po prostu piszemy to, co uważamy za interesujące i co same chciałybyśmy czytać :)
UsuńSuper, że tak Ci się to podoba <3
A. <3
Jakie napięcie.
OdpowiedzUsuńRozdział nawet nie wiem jak go opisać. @happily_20
no siemaneczko ;D
OdpowiedzUsuńsię zaczytałam powiem ja, jednak ja jako to nienasycona nigdy, jeszcze takimi rozdziałami powiem wam, że maaaało, tzn dużo, no ale dla mnie i tak mało, fajnie jakby rozdział się tak ciągnął i ciągnął, ale w sumie tak sie zastanawiałam kiedy będzie i baardzo super, że się pojawił i wgl, tak bardzo super
jezu tyyyyyyle emocji, dosłownie, czytam i czytam i czyyytam i ciągle się coś dzieje, akcją za akcją jezu, bark Korneli, tu oni w pościgu za nią i wgl, tak się bałam, ze cos jej sie stanie i że ten idiota coś jej zrobi, ale dzielni rycerze dali radę, chociaż tak mi szkoda było Lou biedaczek, ale bardoz dobrze, że Milena tak troche ich zapędziła do tego no bo przecież przez to ich 'myślenie' i wgl to nie wiem kiedy by ruszyli dupska. I wgl, wiem, ze zdania sie nie zaczyna od 'i' noo ale mniejsza z tym nie, powiedzmy, ze mogę ;d no to, tak jeszcze bardziej to szkoda mi było Korneli, ale dobrze to wszystko zrobiła, serio silna dziewczyna, w końcu polska krew nie ;d tak sie bałam, ale na szczęście troche sie ucieszyłam bo wszysto i tak nie było takie złe, bynajmniej sie nie skończyło źle tak bardzo, mam nadzieje, ze miedzy Lou o Harrym tez będzie źle, okk może Styles nie wszystko przewidział ale na pewno nie chciał źle więc noo niech sie nie obrażają bardzo bo ich bardzo lubię i lubię ich przyjaźń i ich dwóch no i właśnie tak. Mam nadzieję, że ci idioci nie zrobią juz nic, ja serio nie wytrzymam więcej takich dram i tych napięć moje biedne serduszko ;D
iiiii...iii następny dopiero w święta? eh prosze was dziewczynki o jakiś taki prezencikowy rozdział i wiecie merry christmas i takie tam, wesoły czas, wszystko ładnie pięknie kolorowo, no niech się udzieli ;d
hmhmh....
i tak wgl to skoro nie będę miała okazji popisać sie tutaj żadnym komentarzem jeszcze w najbliższym czasie noo to.....a tak,
chciałam wam życzyć wesołych świąt! tak, udanych, spędzonych w gronie najbliższych, żeby ten czas minął wam tak fajnie jak chcecie i spokojnie, no stres, odpoczynek, relaksik, jedzenie żeby szło w cycki, dużo wszystkiego co dobre, Harry'ego lub Lou i takie tam :D
te noworoczne to będę miała okazje złożyć potem no więc poczekam, ale na ten okres świąteczny to wszystkiego dobrego i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy :)
pozdrawiam xx
Hahahha, no wiem, o czym mówisz, ja też tak mam, że jak coś mi się podoba, to mogę czytać i czytać, i czytać, i czytać... A i tak mi mało i nie mogę się doczekać, co będzie dalej:D
UsuńNapięcia muszą być, w końcu czymże byłoby TTD bez nich?:D My uwielbiamy jak się dużo dzieje, bo wtedy szybko się czyta:D
Do wigilii tylko 8 dni, więc dasz radę Kochana!!! :*
Hahahah, dziękujeeeeeemyyyy <3 <3 <3 Tobie też życzymy wszystkiego, co najlepsze i żeby żarcie szło w cycki:D :D :D A Mikołaj (Gwiazdor (?)) żeby zostawił pod choinką Harry'ego i/lub Justina:D
Buziaki, M.xx
WIEDZIAŁAM!!!
OdpowiedzUsuńWiedziałam, PRZECZUWAŁAM że dzisiaj dodacie rozdział!!!
I omg, cudowny!!!!! dlaczego wy tak dobrze piszecie? to powinno być karalne hahaha
Rozdział jak zwykle świetny!
Szkoda mi Kornelii, mam nadzieję że teraz w miarę wszystko będzie się już dobrze układało. Chociaż z kilka rozdziałów sielanki itp haha xx
Buziaki xx
OMG, mamy tutaj wróżkę!!! :D <3
UsuńDziękujemy!!! :*** Karalne powinno być to, że Wy piszecie takie zajebiste komentarze, które zajebiście nas motywują!:D
Buziaki,
M.xx
Wszem i wobec oglaszam, ze powyższy oto rozdział jest od dzisiaj moim ulubionym <3 masakra no chyba nie było momentu gdzie mogłam sobie oddychnac! Przeżywałam to wszystko jakbym sama tam była ;D czytając to byłam pokolei przestraszona, przerażona, załamana, podjarana (scena Mileny i Harrego xd) przestraszona i przerażona again, dumna(z kornelii ;D) przerażona poziom hard, usatysfakcjonowana (pobicie Evan'a ;>) no i potem nie wiedziałam co myślec kompletne. Moje serce to chyba chciało wyjść i nie wracać! Ja juz nie chce meliski.. Meliska nie wystarczy, tutaj potrzeba mocniejszych środków i proponuje inhalatory dla wszystkich ;D no i pierwszy raz odebrało mi mowę.. Po prostu perfekcja w czystej postaci! Gratuluje poraz tysięczny talentu bo z rozdział na rozdział jestem nim coraz bardziej zainteygowana! Jak będziecie udzielać jakiś lekcji to zgłaszam sie jako pierwsza! Haha xd Dziękuje bardzo za tak dobry i długi rozdział! Kocham bardzo mocno <3 pozdrawiam x
OdpowiedzUsuń/D <3!
Tyle razy przerażona byłaś, że może my się na horror przerzucimy :D Wsadzimy gdzieś jakieś zombie do TTD :D
Usuńno nie dobra, lepiej nie. Pozostaniemy przy kryminalnym romansie xD
Cieszymy się bardzo, że rozdział tak Ci się spodobał. Prawdę powiedziawszy, sama muszę przyznać, że podzielam Twoje zdanie co do jego, jako ulubionego (Bardzo przyjemnie się go pisało - co też tłumaczy jego długość :D). Strasznie motywuje, gdy nasza praca, z której same jesteśmy dumne, podoba się i Wam <3
Jeszcze raz dzięki, kochana :*
A. <3
O W DUPE!!! No jestem pod wrażeniem Waszej wyobraźni.... Kurcze no super to było!!! W pewnych sekundach miałam obawę, że Louis się troche spóźni i Kornelia zostanie zabita... Ale bardzo dobry z niego chłopak... Serio jestem pod wrażeniem... Co do Mileny to zaczyna być ok, dobrze że już nie piszczy ;p Harry, chociaż skurwysyn to i tak najcudowniejszy <3 Zayn też dobry! Ahhh wyobrażałam sobie tą całą akcje :D Ten Ed jest strasznie tajemniczy... Oby szybko zleciał ten tydzień!! I żeby Louis pogodził się z Harrym... !
OdpowiedzUsuńSerio gratuluje pomysłu !!!
Ps. Jeśli mogę wiedzieć... Ile autorki mają lat? ;p
@pola_juzyszyn
Ależ gdzie tam! Miłość Louis'ego poprowadziła i kochany zdążył :D Dzięki, kochana za te wszystkie komplementy, to naprawdę motywuje <3
UsuńA co do wieku: ja mam 22, a M. 25 :D
A. <3
Omg... to jest kurde najlepsze Bosz kocham! Bardzo się cieszę, że dodalyscie rozdział tak wcześnie jeszcze raz wspomnę kocham to ff
OdpowiedzUsuńDziękujemy <3 Rozdział był dziś gotowy, więc po co czekać z dodaniem :D
UsuńA. <3
Mroczna strona Korneli :D już mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńNo kurde, ciekawe co z niej wypełznie ;> :D
UsuńA. <3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńandhfhyyrjklgnjvjnanbsnkrjbrrjwjjbbnaqrajrbjfjfuyehsj... JAK SIĘ ODDYCHA?..ejfimsb
OdpowiedzUsuńdobra, fala ekscytacji mineła (chyba) pewnie jak skoncze pisać to będę jeszcze biegać po całym domu haha xd dobra, na początku za to, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału ten będzie nieco dłuższy :) po prostu przeczytałam go w ten dzień co dodałyście w nocy gdzies i potem nie miałam siły i dużo emocji się we mnie tłumiło po przeczytaniu,że postanowiłam, że skomentuje potem. I to był błąd, bo potem miałam tyle rzeczy na głowie, że nie dałam rady i uznałam,że juz po tygodniu nie będę dodawać komentarza,bo to by nie było to samo :D i tez dopiero teraz czytam rozdział,bo czekałam na odpowiednią chwilę gdzie w końcu będę miała spokoj i możliwość pełnego skupienia się na czytaniu. I oto dziś nadszedł ten dzień :D dobra koniec wyjaśnień, przejdźmy do tego jakze emocjonującego rozdziału aww..
nie wiem od czego zacząć, tyle się działo, że o jeju, tyle emocji, obaw i do tego ten rozdział był taki długi tak jak kocham <3 dobra to moze pierwsze to obawiam się o przyjaźń Harrego i Lou :c ten plan Stylesa był w sumie dobry, ale tak jak Milenia zauważyła nie pomyśleli, że skoro Evan z nimi pracował to wiedział, że mogą go oszukać, ale pewnie w takiej chwili, pod wpływem emocji nie myśli się zbyt racjonalnie. Ale tak czy inaczej każdy na miejscu Tomma by tak zareagował i to jest zrozumiałe, ale to jak się bili była okropne i teraz ten stosunek Lou do Harrego, aż mi się serce kraje, bo wiem ze on nie chcial źle..eh :/ mam głeboką nadzieje, że miedzy nimi wszystko się naprawi. Dobra może teraz o Milence. No wiec dziewczyna się rozkręca i coraz bardziej wchodzi w ten świat ^^ byłam w takim szoku jak ona bez chwili zawahania ruszyła z nimi na ten mord tego skurwiela i potem jak wyciagneła pistolet ze spodni Hazzego (wgl gdzie on to tam trzymał hi hi ^^ )i wgl ta jej stanowczość, nawet mi się podoba w takiej wersji :D i to wszystko w imieniu przyjaciółki- cudowna przyjaźń. I dobrze, ze wtedy jak wrócili do domu i nie było Korneli to ona jedyna zaczeła coś działas, bo siedzieli by tam i myśleli do usranej śmierci chyba xd i właśnie Zayn w tym rozdziale cholernie mi sie podobał :D idealnie pasuje mi takie zachowanie, postawa jakoś do niego.I dobrze, że dał pomysł żeby przeszukać dom Evana bo gdyby tak się nie stało to ten chuj by pewnie zrobił coś okropnego Korneli. A Evan to taki skurwiel, szmaciarz, chuj..miałam ochote tak mu przyjebać za to wszystko, ale za mnie zrobil to Louis i to doszczętnie, ale to i tak za mało jak na takiego skurwiela, powinien ginąć w męczarniach. Wgl myślałam, ze on zgwałci Kornelie, ale spryciula nie dała się. Nieźle mu wtedy przyjebała w krocze (chociaż pewnie i tak tam nic nie ma). A potem ten jej świetny plan, świetnie to rozegrała. Ale to co zrobił z nią Evan jest straszne wyobrażałam sobie jak to musiało wyglądać..masakra. Mam nadzieje, ze wyjdzie z tego bez szwanku. A Lou tak mi było go żal, że jeju, myślal ,ze stracił najważniejszą osobę w jego zyciu, a to jak plakał gdy wrócili wtedy to dobiło mnie..myślałam, ze się sama popłacze, ale z trudem się powstrzymałam.A to co zrobił z Evanem..nie wiem jak Kornelia mogła na to patrzec, to musiał byc przeokropny widok.. ale nalezalo mu się, Martwią mnie słowa Harrego z tym, że "na chwile mamy spokoj", chociaż Clifford jest honorowy to znając Was stanie się cos nieprzywidywalnego pewnie :D takze nie wiem co o tym myslec ;/
nie wiem co jeszcze napisac ;c po prostu rozdział jest idealny, tyle emocji na raz, tyle sprzeczności, napięcia, podobało mi się to, ale miałam też uczucie,ze zaraz mnie to od środka rozsadzi xd ja nie wiem jak Wy to robicie :D jestescie cudowne <3 i musze Wam powiedzieć, ze nie jestem w stanie zeby czytac jakekolwiek inne ff, bo te jest na tak wysokim poziomie, tak idealne,ze wszystkie inne zawsze będą dla mnie zawsze jak to nazwać .. nie będą wystarczająco dobre,o tak ! także jak przestaniecie pisać to ja Was odwiedze i będę torturować i zmuszać do dalszego pisania :D takze nawet nie miejcie takich mysli ^^ a w wlasnie zapomniałam dodać, ze podoba mi sie Ed jako pielegniarka haha :D znaczy dobra moze nie pielegniarka, jako lekarz xd myśle, ze nie pogardziłabym takim lekarzem ^^ i dobrze, ze rozdział zakonczył sie w miare dobrze, bo nie wiem czy bym to psychicznie wytrzymała jakby w tym rodziale jej nie odnaleźli albo staloby się jeszcze cos gorszego. Dobra koniec, bo nie wiem co już pisać,a jak nie wiem co pisać to zaczynam jakieś tu wymyślać durnoty i zaczne zaraz wypisywac niewiadomo co xd fajnie, ze nowy rozdział będzie w Wigilie <3 juz sb wyobrażam jak siedze przy stole i co minute sprawdzam na tel, czy jest nowy rozdział xd albo siedzą sobie wszyscy, tam zaczynamy jesc barszcz, a tu rozdział dodajecie a ja z takim tekstem" ej, ej STOP wszyscy ! nowy rozdział na ttd ! barszcz może poczekać " hahaha xd
OdpowiedzUsuńa teraz trzeba uzbroic się w cierpliwosc i pozostaje czekać do środy ! :)
Nananna kocham Was ! <3
ps. być może będziecie miały kolejną fankę, bo poleciłam wasz blog koleżance i własnie teraz go zaczeła czytać hihi <3 niedługo będzie nas cała rzesza :D
podzieliłam komentarz na 2 częsci,bo nie uwierzycie, ale przekroczyłam limit słów hahaha xd
OdpowiedzUsuńi musiałam tez usunac i jeszcze raz dodac komentarz, bo jak dzieliłam ten komentarz na 2 częsci to dwa razy wkleiłam potem tą samą część xd
OdpowiedzUsuńJAKI DŁUUUUGI, GOSIA :O :O :O Ale miałam banana na ryju przez cały czas czytania Twoich komentarzy :D A na fragmencie o wigilii i przerwaniu jej ze względu na TTD oplułam monitor xD Cudowne, że ono tak Ci się podoba i to, że nie jesteś w stanie czytać innych ff przez nie, z jednej strony rozsadza mnie od środka z dumy, szczęścia, wdzięczności z drugiej aż mi przykro, bo tyle fajnych ff na świecie xD
UsuńDziękuję za polecenie TTD, nasza mała rodzinka chętnie przyjmie nowego członka :D <3
Loffciamy Cię i jeszcze raz dzięki, bejb! <3
A. <3
Hahahaha o boże nie moge hahaha w tym momencie gdzie czytałam zdanie o tym,ze oplułas monitor to ja piłam picie i oplułam ściane hahaha :D przypadek ? ^^
OdpowiedzUsuńnapisałam tak, bo czytałam ff o Niallu, ale nie moglam się skupić, bo od razu przypomnia mi się Wasze ff i no nie wiem, to tak samo jakos xd cóż zrobić, ze tak zajebiście to piszecie <3
ja tez Was bardzo mocno kocham i jeju no jesteście cudowne ! :)
Gosia, A. zawsze mnie rozśmiesza jak mam coś w buzi, a potem mój biedny Jim, moje ukochane dziecko (czytaj mój komp xD) najbardziej cierpi:(
UsuńTy też jesteś cudowna i też Cię kochamy!
M.xx
Nie moja wina, że akurat gdy mam wenę na przegenialne i nieporównywalnie cudowne żarty Ty postanawiasz coś jeść lub pić! XD
UsuńA. <3
Ehhh już nie piszę najdłuższych komentarzy. Smutek ;c
OdpowiedzUsuńCóż, Gośka mnie pokonała haha :D
A ja mogę napisać tylko tyle że... JA PIERDOLE ;o
Myślałam, że jak Evan, ten pieprzony skurwysyn, porwał Kornelię to wyjdę z domu i mu zawalę -.-
To tak a propo tamtego rozdziału, którego nie skomentowałam ;o ;c
Ale mam nadzieję, że nadrobię w tym kom wszystko i nie będzie złe <3
Bójka Harry'ego i Lou? I co teraz będzie z ich przyjaźnią? ;c
Mam za złe Harry'emu że wystawił Kornelię jako zamiennik ;/ To mi się nie podobało, bo ona jest wrażliwsza od Mileny. Tzn obie są bardzo wrażliwe, ale Milena to ukrywa. W sumie nie chciałam, żeby żadnej się coś stało.
Więc cieszę się, że Kornelia jest już cała! <3
Mam nadzieję, że te omdlenia nie będą niczym poważnym, że to minie i wszystko będzie w porządku, bo ona się tyle nacierpiała ;c To nie fair, że taką dobrą osóbkę spotyka tyle złego ;/
Chociaż boję się, że może być z nią źle pod względem psychicznym, jasne dała pokaz, że przecież wszystko okej, ale to co myśli a mówi to dwie inne rzeczy.
Zastanawia mnie co teraz Clifford zrobi. Bo skoro umowa zerwana, to czy postąpi niehonorowo żądając "zwrotu" Korneli ?
Czy Louis wybaczy to, co zrobił Harry?
Jak skończy się poważna rozmowa Mileny i Harry'ego?
A może teraz Kornelia będzie miała żal do Harry'ego?
Jejku, no tyle pytań mi krąży po głowie ;/ A nie znam odpowiedzi na żadne ;c
Kolejny rozdział już za 3 dni ! Więc mam nadzieję, że chociaż na połowę z tych pytań będę mogła poznać odpowiedź. ;3
A wiecie czego jestem jeszcze ciekawa? Co zrobi Calum jak się dowie o wszystkim. Wkurwi się na Mike'a i odejdzie z grupy? Niee, to by było za dużo, potem by miał problemy. Ale coś go na pewno ruszy.
Ehh, no nie mogę, jak wy to robicie? Że wciąż mam tyle wątpliwości?
I chyba najważniejsze pytanie... co dalej z akcją? ;o
No, bo przecież odbili Kornelię, zabili tego dupka i co? Co teraz??
Jedyne, co teraz powtarzam w myślach to : " Byle do wigilii"
Bo wigilia = nowy rozdział!!!!
Przepraszam Was dziewczyny, że nie komentowałam dawno już ;c
Mam nadzieję, że nie zawiodłam ;/
KOCHAM WAS. :*
I czekam na kolejne części tego idfvkaevbujaeydcxhv ff :)
Nie przepraszaj, nie masz za co! :D A na wiele pytań odpowiedź pojawi się w kolejnym rozdziale (który też szykuje się długi, coś ostatnio nie możemy się pomieścić w standardowych 7-8 stronach xD)
UsuńTakże byle do wtorku ;D
Też kochamy, bejb, cieszy mnie, że do nas wróciłaś! :D <3 <3 <3
A. <3
Nie masz za co przepraszać Kochana, nie jesteśmy złe:) Tęskniłyśmy za Tobą!!!:D
UsuńKochamy,
buziaki, M.xx
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń